niedziela, 17 lipca 2022

rozdział 82

Dorcas:

-Nie.
Spojrzałam się na Desire i przestraszyłam się jego poważnej miny.
-To nie jest dobry pomysł - powiedział kręcąc głową.
No dobra, sama wiedziałam, że wpuszczanie kogoś do ściśle tajnej kryjówki nie było najmądrzejszym posunięciem, ale stało się. Co mogłam teraz poradzić na to, że kiedy my naradzaliśmy się zamknięci w maleńkiej łazience, w moim salonie stał Syriusz Black? Przecież to nie ja dałam mu adres! Miałam wrażenie, że Desire właśnie o to mnie podejrzewał. Ale nie byłam głupia! W każdym razie nie aż tak.
-No ale co chcesz teraz zrobić? - zapytałam, bo sama nie widziałam wielu opcji.
-Jak najszybciej się spakować, odpalić świstoklika i przenieść się w bezpieczne miejsce.
Przewróciłam oczami.
-To jest bezpieczne miejsce, Desire. Myślisz, że co się teraz stanie? Nagle przez komin wleci nam horda śmierciożerców tylko dlatego, że pojawił się tu jeden z członków Zakonu Feniksa? - zapytałam irytując się. Może nie stało się najlepiej, że Syriusz nas znalazł, no ale bez przesady!
-Chyba nie dostrzegasz wszystkich konsekwencji tej sytuacji. To, że on znalazł naszą kryjówkę, znaczy, że inni też z łatwością mogą to zrobić. Nasza ochrona przestała być szczelna. Jest dodatkową osobą, która zna to miejsce. Jeśli go złapią, albo zdradzi...
-Nie przesadzaj! Nie wiemy jeszcze jak nas znalazł, ale możemy go po prostu zapytać!
-I myślisz, że powie nam prawdę? Widziałaś jak się zachowywał!
-On już taki jest - żachnęłam się, nie dostrzegając nawet tego jak absurdalna była ta sytuacja. Właśnie broniłam intencji Syriusza Blacka. Ja! - Merlinie, trochę wiary w ludzi! Czemu miałby od razu zdradzić?
-Dorcas, myślę, że akurat w tym przypadku twój osąd jest zaburzony.
Spojrzałam się na niego ze złością. Prychnęłam pod nosem.
-Zaburzony? Z jakiego powodu?
-Nie jesteś obiektywna.
Doskonale wiedziałam, co miał na myśli. Uniosłam wysoko brwi.
-Jeśli myślisz, że po jednej nocy straciłam umiejętność racjonalnego myślenia, to jesteś w błędzie.
Desire westchnął głęboko i przysiadł na krawędzi wanny. Przymknął oczy i potarł skronie palcami.
-Naprawdę myślisz, że możemy mu ufać? - zapytał po chwili ciszy.
-Znam go od lat. Jest wrednym, napuszonym dupkiem, ale nie wierzę, że mógłby nas wydać. Nie musimy się przenosić - powiedziałam łagodniejąc. Desire się zamyślił.
-No ale co teraz? - zapytał, wskazując głową na drzwi.
Wzruszyłam ramionami. A gdybym to ja wiedziała.
-Chodźmy z nim porozmawiać. - powiedziałam. Wzięłam Desire za rękę i wyciągnęłam na korytarz. 

W salonie jednak było pusto. Przestraszyłam się. Bardzo nie chciałam, żeby tak po prostu zniknął. Ale nagle usłyszałam jakiś szelest w kuchni. Poszliśmy tam razem z Desire i zastaliśmy Syriusza, który oglądał wiszące na lodówce zdjęcia i wycinki z gazet.
-Fajny nekrolog - powiedział i wskazał na jedną notkę z Proroka. "Dorcas Meadowes zamordowana" głosił nagłówek.
-Dzięki - mruknęłam. Syriusz przeniósł spojrzenie na moją rękę, która była spleciona z palcami Desire. Spojrzał się na mnie z wysoko uniesionymi brwiami. Odchrząknęłam nerwowo i wyswobodziłam dłoń z uścisku.
-Chodźmy do salonu - powiedziałam speszona i ruszyłam przodem.
-Załatwmy to szybko - odparł Desire, kiedy wszyscy usiedliśmy - Już jestem spóźniony na spotkanie.
Spojrzał się wrogo na Syriusza, który sprawiał wrażenie zupełnie zrelaksowanego mimo napiętej atmosfery.
-Jak znalazłeś to miejsce i czego chcesz? - Desire rozpoczął przesłuchanie.
-Już mówiłem. Wystarczyło załatwić jednego smoka i uratować życie odpowiedniej osobie. Mam znajomości.
-Black...
-Co? Nie żartuję. Tom Seaborn tutejszy szef zakonu dał mi ten adres po tym jak uratowałem go przed spopieleniem. O ile wiem, jest waszym Strażnikiem Tajemnicy.
-Nie powinien ci nic zdradzać.
-Cóż, to już nie do mnie pretensje. - Syriusz wzruszył ramionami, jakby było mu zupełnie obojętne, czy nasz Strażnik rozdaje informacje na prawo i lewo. Jednak chwilę potem spojrzał się poważniej na Desire i dodał:
-Ufa mi. Wy też możecie. Nie planuję was zdradzić, jeśli się o to martwisz.
Blanshard zmierzył go chłodnym spojrzeniem. Byłoby dużo lepiej, gdyby Syriusz chociaż spróbował zyskać jego zaufanie. Raczej nie miałam złudzeń, że tych dwóch się polubi.
-A co zamierzałeś osiągnąć zjawiając się tutaj? - kontynuował Desire, a Black znowu wzruszył ramionami.
-Nie planowałem niczego konkretnego. Ale tak jak powiedziałem już Meadowes, nie zamierzam się jeszcze żegnać - powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Poczułam, że robię się czerwona jak burak.
Zapadła cisza. Każde z nas kalkulowało w głowie nowe informacje. Ja nie wiedziałam co mam myśleć. Ten Syriusz, którego poznałam tutaj, był kompletnie inny niż ten, którego zostawiłam w Anglii. Nadal cyniczny, ironiczny, zadziorny... ale nie wiem. Było w nim coś nowego. A może to ja się zmieniłam? Potrzebowałam czasu, żeby to rozgryźć. Wiedziałam jednak, że odkąd zobaczyłam go przed moją furtką, cały spokój, który udało mi się zbudować przez parę ostatnich dni, runął niczym domek z kart. Ja też nie chciałam się z nim żegnać.
Desire nagle wstał, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam się na niego pytająco, oczekując jakichś decyzji.
-Odwołam to spotkanie. Nie mogę cię teraz zostawić - powiedział, sięgając po pergamin.
-Czekaj! Przecież to ważna sprawa. Musisz iść! - zawołałam. Nie chciałam, żeby rezygnował, skoro miały się dziś ważyć losy naszej kolejnej misji.
-Dopóki nie sprawdzimy szczegółowo barier ochronnych, nie możesz zostać sama - powiedział, posyłając Syriuszowi chłodne spojrzenie.
-To pozwól mi iść z tobą! - wypaliłam, sama zdziwiona własną propozycją. Doskonale wiedziałam, że się nie zgodzi.
-To nie wchodzi w grę. Nie wpuszczą cię do kwatery.
-Poczekamy przed wejściem - odezwał się nagle Syriusz, a ja i Desire spojrzeliśmy się na niego zdziwieni.
-No co? - zapytał, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie - Meadowes nie może wejść do środka ani zostać tutaj, więc pozostaje jej poczekać gdzie indziej. Mogę się przez parę godzin pobawić w twoją opiekunkę - odparł nonszalancko, mrugając do mnie.
-W sumie... Zamaskuję się, a ty przecież nie musisz być obok mnie, żeby mnie chronić - powiedziałam nieśmiało zerkając na Blansharda. Tak bardzo chciałam wyjść! A wyjście do miasteczka, gdzie byli inni ludzie brzmiało jak marzenie.
-To jest głupi pomysł - powiedział twardo Desire. Widząc moją pełną nadziei minę dodał:
-Dorcas, wiem że ci zależy, ale nie zmienię rzeczywistości. Mam cię chronić, to moja najważniejsza rola.
-I jak ci to do tej pory idzie? - zapytał Syriusz, uśmiechając się złośliwie. Spojrzałam się na niego wściekła.
-Idzie ci wspaniale! Jesteś jedyną osobą, dzięki której jeszcze żyję. I nie zastąpiłabym cię nikim innym. - Podeszłam do Desire i złapałam go za ręce - Ale naprawdę teraz nic mi nie grozi. Zamaskuję się, poczekam w jakimś spokojnym miejscu razem z członkiem Zakonu a sama też będę miała różdżkę. Zajmie to tylko parę godzin i będziemy z powrotem w domu. To zbyt ważna sprawa, żeby ją odwoływać.
Desire zawahał się. Wiedziałam, że nie ufał Syriuszowi. Ale mi mógł zaufać. Westchnął głęboko a potem:
-Dobrze. Ale wzmocnimy zaklęcie łączące. Jeśli cokolwiek będzie się działo, od razu się pojawię - powiedział zmęczonym głosem. Uśmiechnęłam się i mocno go przytuliłam. Tak bardzo się cieszyłam z powrotu do ludzi.

***

Z jednej strony złapałam za rękę Desire, z drugiej Syriusza i teleportowałam się w wąskim zaułku w miasteczku. Rozejrzeliśmy się czujnie dookoła, ale wszystko było w porządku. Desire spojrzał się na mnie poważnie i powiedział:
-Muszę iść. Gdyby cokolwiek się działo, masz alarmować. Nadal nie wierzę, że to robimy.
Uśmiechnęłam się do niego pokrzepiająco.
-Jestem gotowa.
Naprawdę byłam. Spod czapki wystawały mi krótkie kosmyki ciemnych włosów, a na nosie błyszczały okulary. To zresztą nic w porównaniu z czarami Desire, które miały odpychać ode mnie uwagę postronnych osób. Byłam naprawdę bezpieczna.
Blanshard spojrzał jeszcze raz nieufnie na Syriusza, przytulił mnie na pożegnanie i ruszył w stronę centrum miasta. Zostaliśmy sami.
Odwróciłam się do Syriusza i zobaczyłam jego szeroki uśmiech. Najpiękniejszy uśmiech.
-To co robimy? - zapytał, po czym, nie czekając na moją odpowiedź, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę centrum. Ruszyłam za nim, próbując uspokoić łomoczące z radości serce.
O tej godzinie nie było dużego ruchu. Pojedynczy przechodnie pośpiesznie przemykali ulicami, starając się ochronić od listopadowego wiatru. Znowu zbierało się na deszcz.
Syriusz pociągnął mnie w stronę niewielkiej kawiarni, która zapraszała zziębniętych gości ciepłem i obietnicą pysznej kawy. Merlinie, tak dawno nie byłam w takim miejscu!
-W środku czy na zewnątrz? - zapytała kelnerka, uśmiechając się do Syriusza. Black spojrzał się na mnie pytająco.
-Na zewnątrz - odparłam zdecydowanie. Mimo zimna nie mogłam się nacieszyć świeżym powietrzem i widokiem tętniącego życiem miasta. Kelnerka nadal uśmiechała się do niego, wcale nie zwracając na mnie uwagi. Cóż, czary Desire widać świetnie działały, ale nie mogłam zdusić w sobie irytacji, na widok jej rozanielonej miny, gdy przyjmowała od Syriusza nasze zamówienia. Kiedy usiedliśmy, westchnęłam lekko, rozglądając się dookoła z uśmiechem.
-Godryku, tak mi tego brakowało.
-Czemu nie wychodzisz częściej? Ja bym zwariował siedząc tyle czasu w zamknięciu. - Syriusz patrzył się na mnie uważnie, jakby starał się rozszyfrować jakąś zagadkę. Wzruszyłam ramionami.
-To dla mojego bezpieczeństwa. Kryjówka nie byłaby już taką dobrą kryjówką, gdybym regularnie przechadzała się po mieście, prawda?
-Przed czym teraz cię chroni? Dla mnie to trochę tak, jakbyś zamieniła jedno więzienie na drugie.
Pokręciłam zdecydowanie głową.
-Uwierz mi, tego nie da się porównać do niewoli u śmierciożerców - powiedziałam gorzko, starając się odepchnąć od siebie dręczące wspomnienia.
-Oczywiście. Ale nie sprawiasz wrażenie zbyt szczęśliwej. - Syriusz nadal wpatrywał się we mnie przenikliwie.
-Kto teraz jest szczęśliwy? Jest wojna.
Nie chciałam, żeby namotał mi w głowie. Pogodziłam się ze swoją sytuacją i nie chciałam się znowu przeciwko niej buntować. To by mi nic nie dało poza rozczarowaniem.
-Wojna wojną, ale życie toczy się dalej. - powiedział Black wskazując ręką na wszystko dookoła.
-Naprawdę, nie jest tak źle. - odparłam, desperacko starając się przekonać nas oboje - Na szczęście mam Desire. To dzięki niemu jeszcze nie ześwirowałam.
Nie chciałam dalej ciągnąć tej rozmowy. Co chciał mi udowodnić? Że moje życie stanęło w miejscu i zatrzymało się w czasie? Jakbym sama o tym nie wiedziała.
-Desire... chyba mnie nie polubił - zaśmiał się Syriusz, wyczuwając, że nie chcę już drążyć.
Roześmiałam się.
-Dziwisz mu się?
Black uśmiechnął się niewinnie.
-Wszyscy mnie lubią.
-Tak, Black, jesteś ideałem.
-Dziękuję! Trochę trzeba było poczekać na to wyznanie.
Przewróciłam oczami. Black zostanie Blackiem choćby nie wiem co.
-Nic się nie zmieniłeś.
-Kolejny komplement. Meadowes, chyba się rumienię. Ty chyba się jednak zmieniłaś bardziej niż myślałem. A tak serio, ty i Desire...
Spojrzałam się na niego pytająco, kiedy zawiesił sugestywnie głos.
-Merlinie, nie! Nic z tych rzeczy. Przyjaźnimy się, w tej chwili jest już jak rodzina. - odparłam, rozumiejąc do czego pije.
-Dobrze. Już się bałem, że byłem tylko sekretnym kochankiem. - błysnął zębami w uśmiechu - Nie żeby ta rola jakoś szczególnie mi przeszkadzała.
Zaśmiałam się, kręcąc głową. Czy on kiedykolwiek wydorośleje?
-Desire na pewno cię nie zaakceptuje, jeśli dalej będziesz zachowywał się jak skończony dupek.
-Cóż, całe szczęście, że to nie jego względy mnie interesują - uśmiechnął się ironicznie, a ja z trudem powstrzymałam rumieńce.
-A powinny - odparłam w końcu, kiedy po krótkim zaćmieniu udało mi się odzyskać racjonalne myślenie - Jeśli on cię nie polubi, możesz zapomnieć o dalszych nalotach na mój dom. Spakujemy manatki i zanim się obejrzysz nie będzie po nas śladu.
-Skarbie, czyżby zależało ci na tym, żebym nadal robił naloty?
Przewróciłam oczami.
-Po prostu polubiłam to mieszkanie. Nawet nie wiesz ile zajęło mi pielenie ogrodu - odparłam niewinnie, a Syriusz się zaśmiał.
-W takim razie nie możemy dopuścić do tego, żeby cię przenieśli. Będę najsłodszym chłopakiem jakiego poznał.
Uśmiechnęłam się, już wyobrażając sobie jak to mogło wyglądać. Ale trzeba było mu to przyznać,że Syriusz, kiedy chciał, to potrafił zjednać sobie każdego. I rzeczywiście zwykle wszyscy go uwielbiali. Nie znałam nikogo, kto nie chciałby się kolegować z Syriuszem Blackiem. Ale żeby zrobił to dla mnie? Chyba jeszcze nie byłam gotowa w to uwierzyć. Obserwując ruch na ulicy, zanurzyłam się głęboko w swoich myślach. Było wiele do przemyślenia. Nasza wspólna noc była czymś prostym, bo mieliśmy się już nigdy więcej nie spotkać. Nagłe szalejące uczucia łatwo było zwalić na alkohol i tęsknotę za kontaktem. Jak jednak wyjaśnić to, co czułam teraz? Prawda była taka, że chciałam, żeby to spotkanie trwało już zawsze. Chciałam go widzieć, słuchać i czuć jego zapach. Merlinie. Tamta noc zawróciła mi w głowie, ale miała być czymś do czego będę czasem z sentymentem wracać myślami. To wszystko. Teraz jednak sprawy się skomplikowały. Jak mieliśmy się teraz zachowywać?
-O czym myślisz? - usłyszałam nagle jego głos. Siedział w nonszalanckiej pozie i charakterystycznym dla siebie pełnym gracji gestem odpalił papierosa.
-Wszystko się skomplikowało. A już myślałam, że nie można mieć większego bałaganu w życiu.
-Bałagan to nic złego - odparł wzruszając ramionami. Łatwo było mu mówić. On kiedyś wróci do Anglii i będzie mógł zapomnieć. A ja będę już zawsze żyła w tym przesiąkniętym wspomnieniami miejscu.
-Jak teraz sobie to wyobrażasz? - zapytałam. Jeśli miał w planach robić naloty na mój dom, trzeba było sobie to od razu wyjaśnić. Nagle poczułam nieracjonalną złość, że ośmielił się tak bezpardonowo wtargnąć w mój ledwo uporządkowany świat i znowu w nim namotać. Jakoś z innymi ludźmi potrafiłam mieć normalne, proste relacje. Ale z Syriuszem Blackiem? Można by opisać je na różne sposoby, ale na pewno nie były ani normalne ani proste.
Black nadal mnie obserwował i miałam wrażenie, że wyczuwał moje emocje.
-Wierz lub nie, ale ja też tego nie planowałem.
No tak, podświadomie wiedziałam, że miał rację. Nie było sensu się wściekać.
-Ale co teraz? - zapytałam cicho.
-Może zaczęliśmy od złej strony - odparł enigmatycznie. Spojrzałam się na niego oczekując nieco jaśniejszych wskazówek.
-Meadowes, będę szczery. Wydaje mi się, że twoje "uporządkowane" życie, to tylko jeden gigantyczny bałagan skrzętnie zamieciony pod dywan. Żyjesz w kostnicy! Na lodówce w twoim domu wisi twój własny nekrolog! Od wielu miesięcy nie miałaś kontaktu z drugim człowiekiem. Pokonałaś tyle przeciwności losu i zamiast świętować chowasz głowę w piasek. Nigdy nie znałem osoby, która tak jak ty lubi żyć. Nie warto tego teraz tracić. - powiedział a ja zmieszana spuściłam spojrzenie na pustą filiżankę po kawie.
-Nie umarłaś! Trzeba więc żyć. - dodał spokojnie i wyciągnął rękę, żeby złapać moją dłoń. Skóra mnie mrowiła od jego dotyku. - Poszliśmy na kawę i nie padłaś trupem. To chyba nie takie trudne. Dlatego jutro zabieram cię na miasto.
Podniosłam na niego zdziwione spojrzenie.
-Pogadam z Desire. Nie wykręcisz się. Zresztą już raz widziałem cię tu w akcji, nie wmówisz mi, że już nie lubisz imprez - uśmiechnął się przekornie, a na moją twarz już kolejny raz dzisiaj wypłynęły rumieńce.
-Panie Black, nie można mnie tak rozpieszczać. Jeszcze pomyślę, że zapraszasz mnie na randkę. - powiedziałam, stwierdzając, że obrócenie tego w żart to moja jedyna droga ucieczki.
Syriusz uśmiechnął się szeroko.
-Panno Meadowes, taka jest kolej rzeczy. Najpierw randka a potem seks. To że już raz zaciągnęłaś mnie do łóżka nie znaczy, że pierwszy krok cię ominie.
Zaśmiałam się, nie łudząc się nawet, że tym razem uda mi się powstrzymać te cholerne rumieńce.
-A więc randka. Z tego co pamiętam, nasze doświadczenia w tej materii nie są najlepsze - odparłam, uśmiechając się złośliwie. Nasza podwójna randka w Hogwarcie udała się jedynie Jamesowi i Lily. Ja i Black byliśmy bliscy dokonania mordu.
-Od tamtej pory nauczyłem się naprawdę wiele.
-To prawda, widzę poprawę już choćby w tym, że nie nagabujesz mnie samej w dormitorium kiedy mam na sobie tylko ręcznik. - zaśmiałam się do wspomnień.
-Kochanie, nawet nie wiesz jaki potrafię być szarmancki. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i spędzisz ze mną wieczór twojego życia? - błysnął uśmiechem a ja nie mogłam się dłużej spierać. Ba! Wcale nie chciałam się spierać.
-No zgoda - powiedziałam, wyciągając do niego dłoń, a on ujął ją delikatnie i pocałował.
-Powodzenia z przekonaniem Desire - dodałam, uśmiechając się do niego powątpiewająco. Jeśli Blanshard się zgodzi, to ja jestem Godryk Gryffindor.



Remus:

Spojrzałem na zegarek. Czy był sens zamawiać jeszcze jedną kawę? Może już nie przyjdzie... Ale nie chciałem się tak łatwo poddawać. Umówiłem się z Peterem na spotkanie, bo wszyscy się o niego martwiliśmy. Nasz kontakt praktycznie się zerwał, odkąd wróciliśmy z Hogwartu po misji ratunkowej Dorcas. Każdy miał własne sprawy, ale jakoś dawaliśmy radę spotkać się chociaż raz w miesiącu. Jednak Pettigrew nie pojawił się ani razu. Zapraszaliśmy go nie raz, ale poza przelotnymi spotkaniami w kwaterze głównej Zakonu nie było szans na nic więcej. W końcu po wielu wysłanych sowach zgodził się ze mną zobaczyć. Umówiliśmy się w knajpie niedaleko jego pracy w godzinach, które dopasowaliśmy do jego potrzeb. Ale nie przyszedł.
-Przepraszam, poproszę jeszcze czarną herbatę - powiedziałem do przechodzącej akurat kelnerki. Godzina spóźnienia. Czy była szansa, że jeszcze przyjdzie?
W końcu wpadł zdyszany do środka, kiedy kończyłem już kolejną filiżankę. Powstrzymałem grymas niezadowolenia i uśmiechnąłem się do niego.
-Cześć, Peter. Zamówić ci coś?
-Hej, nieee nie trzeba. Nie mam wiele czasu.
Uniosłem brwi. Tak, jak też nie miałem wiele czasu, a jednak czekałem na niego ponad godzinę. Ale nie odezwałem się ani słowem. Kiwnąłem tylko głową i wskazałem krzesło naprzeciwko.
-Co słychać? - zapytał, ściągając przemoczoną kurtkę.
-W porządku. Dawno się nie widzieliśmy. Pomyślałem, że fajnie byłoby się zobaczyć.
Peter kiwnął nerwowo głową. Coś mi mówiło, że nie wszystko było u niego w porządku. Schudł i zmizerniał. Był dziwnie blady, a dłonie, które złożył na stoliku, trzęsły się delikatnie. Zauważył, że mu się przyglądam i schował ręce pod blatem. Odchrząknął cicho.
-Właściwie to jestem dopiero co po lekkim przeziębieniu. Pewnie nie wyglądam najlepiej. - mruknął usprawiedliwiająco.
-Mam nadzieję, że już wszystko w porządku.
-Tak, tak, wszystko gra.
Znowu zapadła niezręczna cisza. Nie trzeba było szkolenia wywiadowczego, żeby dostrzec, że Peter nie czuł się komfortowo w mojej obecności. Ale co się z nim działo?
-Słuchaj, Peter. Jeśli masz jakieś problemy, albo dzieje się cokolwiek... złego, to możesz mi powiedzieć. Chciałbym ci pomóc. - powiedziałem, a Peter od razu zamrugał zdziwiony.
-Co? Nie mam żadnych problemów! Nic się nie dzieje! - zawołał ciut za głośno, bo pozostali goście w knajpie odwrócili się w naszą stronę.
-Spokojnie. My tylko się o ciebie martwimy. Tak nie może dłużej być...
To zdenerwowało go jeszcze bardziej.
-Nie potrzebuję waszej pomocy! Nie chcę waszego litości! - rzucił i zerwał się na równe nogi. Krzesło na którym siedział przewróciło się z hukiem na ziemię, a on dyszał ciężko, wpatrując się we mnie ze strachem.


Zanim zdążyłem jednak cokolwiek jeszcze powiedzieć, załapał swoja kurtkę i wybiegł na dwór. Zostałem sam z szokiem wymalowanym na twarzy. Co do cholery się z nim działo? Jeśli wcześniej miałem złe przeczucia, to teraz zacząłem się o niego poważnie martwić. Ale nie zamierzałem go tak zostawić. Nadszedł czas na przyjacielską interwencję.


Desire:
Zmęczenie coraz bardziej dawało mi się we znaki. Starałem skupiać się na rozmowie o działaniach wojennych, ale przychodziło mi to z trudem, bo większość uwagi i tak musiałem poświęcać na odciąganie ludzi od Dorcas. Może i mogłem działać zdalnie, ale nie było to łatwe. Zebranie się przedłużało, ale chociaż omówiliśmy już kwestię naszej misji, chciałem poczekać do końca. Tom siedział na drugim końcu pokoju i przysłuchiwał się sprawozdaniom z umiarkowaną uwagą. Chciałem do niego podejść i porozmawiać o tym, co się dzisiaj wydarzyło, ale to musiało poczekać do końca zebrania.
-No dobrze, chyba na tym dziś skończymy - odezwał się w końcu, wstając z fotela. Podziękował wszystkim i potarł zaczerwienione oczy ręką. On też wydawał się zmęczony. Odczekałem aż ostatni maruderzy wyjdą z pokoju i podszedłem prosto do niego.
-O Desire, co tam? - zapytał, zbierając raporty i mapy ze stołu.
-Cześć, słuchaj. Może wiesz coś o tym, że dzisiaj z samego rana w kryjówce której pilnuję, pojawił się nieproszony gość, twierdząc, że to ty zdradziłeś mu adres? - zapytałem prosto z mostu. Tom nieco zbladł.
-A więc jednak. Miałem nadzieję, że tego nie wykorzysta...
-Miałeś nadzieję? - prychnąłem, a Tom spojrzał się na mnie przepraszająco.
-Dobra. Wiem, że nie zrobiłem dobrze. To żadne wyjaśnienie, ale Syriuszowi bardzo na tym zależało, a to dobry chłopak i nie mam wątpliwości, że komukolwiek jeszcze o tym powie.
Nadal spoglądałem na Toma spode łba. Nie taka była umowa. Strażnik Tajemnicy nie powinien tak sobie wyjawiać pilnowanego sekretu.
-Jak mam ją teraz chronić? Wiesz, że jest ważna dla Zakonu a Śmierciożercy nadal na nią polują. Mamy się przenieść?
Tom westchnął.
-Myślę, że to nie będzie potrzebne. Rozmawiałem już z Dumbledorem. On też ufa Blackowi, to jeden z najlepszych ludzi Zakonu i z nim będzie bezpieczna.
-Bezpieczna? A wiesz co ich łączy? Wiesz jak on traktuje swoje dziewczyny? Naprawdę nie chcę jej zbierać po tym jak już mu się znudzi.
Tak. To była moja główna obawa. Syriusz Black mógł sobie być wielkim czarodziejem i odważnym człowiekiem, ale nie ufałem mu gdy chodziło o Dorcas. Zbyt łatwo było ją skrzywdzić. Zwłaszcza teraz, gdy straciła tylu ludzi i cały swój świat, nie chciałem jej narażać na taki ból. Chciałem dla niej jak najlepiej i bałem się o nią. A to co wiedziałem o stylu życia Blacka nie napawało mnie optymizmem.
Tom wzruszył jednak tylko ramionami.
-Myślę, że na to nie mamy wpływu. Oboje są dorośli. Ukrywacie się od tylu miesięcy i myślę, że to może być czas, żeby trochę poluzować zasady. Zresztą to Dumbledore naciska, żeby Dorcas brała udział w misjach Zakonu.
-Śmierciożercy nadal na nią polują! Wiesz jakie to niebezpieczne?
-Prawda jest taka, że teraz życie każdego z nas jest zagrożone. Ona ma ciebie. Chronisz ją, a jestem pewien, że Syriusz też prędzej da się przekląć jakąś klątwą niż da jej zrobić krzywdę.
Tom wrzucił papiery do torby i położył mi rękę na ramieniu.
-Wiem, że się martwisz. Ale to dobry chłopak. Spróbujmy mu zaufać. Może czarne scenariusze się nie sprawdzą i wyjdzie z tego coś dobrego.
Nie mogłem uwierzyć, że tylko tyle miał mi do powiedzenia. Jednak on założył torbę na ramię i zniknął w zielonych płomieniach kominka. Ja sam nic nie mogłem z tym zrobić. Czy naprawdę pozostawało mi tylko czekać z założonymi rękami aż Black sam zniknie z życia Dor zostawiając po sobie złamane serce?
Jak najszybciej wyszedłem z kwatery i ruszyłem w stronę Dorcas. Wiedziałem gdzie jest, dzięki łączącemu nas zaklęciu i wiedziałem, że teraz nic jej życiu nie zagrażało. Ale kiedy dotarłem na miejsce i zobaczyłem jak z radością wpatruje się w Syriusza, który z szerokim uśmiechem coś jej opowiada, poczułem, że rozdzielenie tej dwójki może być bardzo trudne.


 

 

Linki:

  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872365835290/
  • http://tonsofgifs.tumblr.com/post/20740097566/jamie-bell-gifs

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz