poniedziałek, 21 maja 2018

rozdział 63

Alicja:
Spędziliśmy jeszcze ostatnią noc w zamku. Nocą pakowałyśmy się, bo nie mogłyśmy zupełnie spać. Dumbledore przyniósł nam papierkową robotę dla Zakonu, ale nawet się za to nie zabrałyśmy. Po prostu nie miałyśmy do tego głowy. Każda z nas czuła się, jakby straciła na zawsze kawałeczek swojej tożsamości. Żadna z nas nie uroniła nawet łzy. Bo przecież tak musiało być. Dorcas w końcu miała być bezpieczna.
Rano chłopcy obudzili nas, trzymając po kubku kawy dla każdej. Śniadanie już dawno minęło, więc kochani zadbali o nas i przynieśli nam kawę i kanapki.
-Mam nadzieję, że jesteście spakowane. Za pół godziny mamy pociąg. - powiedział Frank, zakładając mi włosy za uszy. Pocałował mnie w czoło i zrobił mi zdjęcie aparatem. Lubiłam być jego modelką, był naprawdę utalentowanym fotografem i zapewne gdyby nie wojna i praca jako autor, zajął by się tym zawodowo.
-Tak. Myślisz, że dlaczego nie spałyśmy pół nocy? - powiedziała Mary i zaczęła wciągać na nogi rajstopy.
-No dobra, to zbierać manatki i wychodzimy. - mruknął między zaklęciami Remus lewitujący nasze kufry do wyjścia.
Na pociąg szliśmy wszyscy razem. Nie pojechaliśmy powozem, tylko wybraliśmy się na piechotę. Nie martwiliśmy się, że spóźnimy się na pociąg. Byliśmy jedynymi pasażerami, jak miałby odjechać bez nas? Ruszył, kiedy tylko wsiedliśmy do środka. Zajęliśmy przedział gdzieś na końcu wagonu. Przypomniała mi się sterta dokumentów, które dostałyśmy od Dumbledore'a. Nie było rady, trzeba było do tego usiąść. Cała podróż upłynęła nam więc na uzupełnianiu papierków dla Zakonu. Ciężko mi było uwierzyć, że naprawdę było to potrzebne dla pokonania Śmierciożerców, ale jak trzeba to trzeba.



 

Frank:
Rozmowa nam się za bardzo nie kleiła. Każdy był pogrążony we własnych myślach. Rzuciliśmy nasze dotychczasowe życie i bieżące sprawy i wyruszyliśmy do Hogwartu, a teraz trzeba było wrócić. Wydawało mi się to niemożliwe. Pociąg dudnił na szynach, za oknem było coraz ciemniej i ciemniej. Alicja zasnęła zwinięta na siedzeniu obok z głową na moich kolanach. Bezwiednie bawiłem się kosmykami jej ciemnych włosów, nie odrywając wzroku od szyby. Moje myśli odpłynęły do momentu, który niestety zbliżał się coraz szybciej. Mój wyjazd, nasza rozłąka i ciągłe oczekiwanie na powrót do niej. Zerknąłem się na jej uśpioną twarz. Na jej ustach wykwitł delikatny uśmiech. Musiało jej się śnić coś przyjemnego. James i Lily nie mieli takich problemów z rozstaniem jak my. Nie wiem jak to robili, ale dla mnie była to największa męczarnia. Wiedziałem, że tam, gdzie miała się odbyć moja misja dla zakonu będzie niewiele czasu, żeby tęsknić, ale to nawet nie moje myśli mnie męczyły tylko jakaś taka pustka w sercu i głowie. Czasami zapominałem i zastanawiałem się przez ułamek sekundy dlaczego się tak czuję, ale zawsze uświadamiałem sobie co zostawiłem w Anglii.
Cała reszta też już spała. Tylko nie Syriusz, który utknął ze swoimi myślami po drugiej stronie szyby. Byłem pewien, że nie tylko myślami. I ja i reszta chłopaków zauważyliśmy, że nie wrócił z nami do zamku. Nie pojawił się w dormitorium też przez resztę nocy. Nikt tego jednak głośno nie skomentował, bo po co? Wiedzieliśmy, że musiał opłakać Dorcas na swój własny sposób i nie zamierzaliśmy się mu w to wtrącać.
Teraz obserwował ciemne kształty drzew nieobecnym wzrokiem, z kamienną twarzą.
Pociąg zaczął zwalniać. Po paru minutach przez okno przedziału wlało się pomarańczowe światło lamp z peronu.
Dotknąłem delikatnie ramienia Alicji i obudziłem ją pocałunkiem w szyję. Wszyscy zaczęli się powoli gramolić z miejsc, pomogłem dziewczynom ściągnąć kufry z półki bagażowej i gęsiego poszliśmy do wyjścia na stację.
Stanęliśmy na peronie w ciasnym kole, otoczeni obłokami pary lokomotywy. Nikt dłuższy czas nic nie mówił, patrzyliśmy się na swoje twarze, jakby to był koniec pewnej ery w naszym życiu. W jakimś sensie tak było. Zniknęła Dorcas, nawet nie tak jak wcześniej, kiedy była w niewoli. Teraz po prostu jej nie było i musieliśmy się z tym pogodzić. Nie mogliśmy jej nawet szukać.
-Będę pisać i liczę na rewanż z waszej strony - powiedział Peter, przerywając ciszę.
-Oczywiście. Spotkajmy się też kiedyś. - Lily uśmiechnęła się ciepło, spoglądając na nasze twarze.
-Róbcie dużo zdjęć, to jak się spotkamy, urządzimy nasz przegląd, jak kiedyś. - zaproponowałem, a wszyscy pokiwali głowami. Zaczęliśmy się ściskać, żartować i całować na pożegnanie.
Powoli rozchodziliśmy się każdy w swoją stronę, ja ściskałem w jednej ręce rączkę kufra, a w drugiej dłoń Alicji.
-Idziemy? - zerknąłem się na nią, a ona z uśmiechem kiwnęła głową i teleportowaliśmy się pod nasz dom.


Alicja:
-Jaki plan na dzisiaj? - zapytałam, wchodząc do kuchni. Frank siedział przy stole i pił poranną kawę. Podniósł na mnie spojrzenie znad Proroka Codziennego i uśmiechnął się na dzień dobry.
-No nie wiem, co nam jeszcze zostało?
Zerknęłam na kartkę przyczepioną do lodówki. Dużo już wykreśliliśmy. Frank objął mnie od tyłu i zakołysał się delikatnie.
-Co powiesz na punkt czwarty? - zapytał, pokazując palcem na jedno słowo, zapisane przeze mnie drżącą ręką.
-Jeśli aż tak ci na tym zależy, ale ja nadal nie jestem pewna.
-Skarbie, skakałaś już ze spadochronem, a boisz się tego? Będziesz ze mną bezpieczna.
-Wcale mnie nie przekonałeś, ale jestem w stanie się dla ciebie poświęcić.
Pocałował mnie w czubek głowy i ciesząc się jak małe dziecko, pobiegł na górę się ubrać.

***

Spojrzałam z trwogą na szczerzącego do mnie zęby Frank'a. Przecież to nie może być takie straszne, skoro kocha to bardziej od miotły.
-No już nie krzyw się tak, bo jeszcze ci się zmarszczki porobią. - zaśmiał się i oparł się o tą przeklętą maszynę.
-To motor, nie Rogogon Węgierski. Zobaczysz, będzie super - powiedział przymilnym głosem, a ja obdarowałam go grymasem na twarzy, który od biedy mógł uchodzić za uśmiech.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam do garażu. Frank czekał na mnie z niepewnością, mógł rzeczywiście podejrzewać się sobie po prostu poszłam. Jednak ja wróciłam z dwoma kaskami w ręce i oznajmiłam:
-To mój warunek.
-Jak sobie życzysz, Słońce.
Podeszłam do niego, Frank już siedział za kierownicą. Przerzuciłam jedną nogę na drugą stronę i usiadłam, zapinając kask na głowie. Poczułam się trochę bardziej pewnie, mając jako takie przekonanie, że ten kawałek plastiku ochroni mnie przed złamaniem karku.
Podałam drugi kask mojemu kochanemu mężowi, a on tylko przewrócił oczami i posłusznie go założył. Klepnęłam go po głowie i zaśmiałam się obejmując go w pasie.

leighton meester monte carlo gif

-Nie tak mocno, Kochanie, bo mnie udusisz. - zaśmiał się Frank, a ja ścisnęłam go jeszcze mocniej.
-Ruszamy czy nie? - zapytałam, przytulając głowę do jego pleców.
-Nie wiedziałem, że ci się tak śpieszy. No ruszamy, ruszamy.
No i ruszyliśmy. Na początku zacisnęłam oczy, nie chcąc zmierzyć się z rzeczywistością. Ale po chwili przyjemny podmuch wiatru na twarzy sprawił, że całkiem zainteresowało mnie to, co działo się dookoła. Otworzyłam oczy i głośno westchnęłam, kiedy zobaczyłam otaczającą mnie dookoła niebieskość nieba. Lecieliśmy kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Anglia została nisko pod nami.
-I jak? - usłyszałam wołanie Franka i w odpowiedzi pocałowałam go lekko w kark.
-Kobieto, uważaj, bo się rozbijemy - zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami i też się roześmiałam.

***

Dalszym etapem naszej podróży, okazał się Paryż. Nie wiedziałam, że lecieliśmy tak szybko, ale strasznie się ucieszyłam. Moje ukochane miasto!
Oczywiście Frank mnie nie uprzedził, że jeszcze gdzieś zabawimy, ale nie miałam nic przeciwko temu.
-I jak ci się podoba? - zapytał, kiedy wylądowaliśmy i czarami zamaskowaliśmy motor.
-Co takiego? - zapytałam, bo zrozumiałam, że nie chodzi już o naszą przejażdżkę.
Frank wskazał palcem na coś za moimi plecami. Odwróciłam się i prawie ugięły się pode mną nogi. Pisnęłam głośno i rzuciłam się mu na szyję.
Staliśmy przed wielkim przepięknym hotelem, który podziwiałam z daleka za każdym razem, jak odwiedzaliśmy to miasto. Moim marzeniem było spędzić w nim noc. Bardzo kosztownym marzeniem.
-Frank, Merlinie, jesteś moim ulubionym mężem! - zawołałam, a on uśmiechnął się cynicznie.
-Tylu ich miałaś, czuję się wyróżniony.
Weszliśmy do środka. Aż cała dygotałam z podekscytowania. W tej chwili w mojej głowie pojawiły się jednak wyrzuty sumienia. Merlinie, przecież noc w tym pałacu musiała kosztować tyle co nasze trzy pensje razem wzięte.
-Frank, ale wiesz, że nie musisz... - zaczęłam, ale on tylko uśmiechnął się pod nosem i przywitał się kiwnięciem głowy z odźwiernym. Jednak nie zatrzymał się. Weszliśmy do środka, trzymając się za ręce, a mnie coraz bardziej gryzło sumienie.
Ale coś tu nie grało. Frank wcale nie podszedł do recepcji, żeby potwierdzić rezerwację, czy coś. On od razu skierował się do drzwi windy, która zachęcała pięknymi ornamentami.
Co on knuł?
Wysiedliśmy na najwyższym piętrze i ruszyliśmy długim korytarzem, wyłożonym mięciutką wykładziną.
-Frank, co jest grane? Nic nie rozumiem.
Ale on tylko się uśmiechnął jeszcze szerzej i dalej szedł naprzód w milczeniu.
-To chyba tutaj. - mruknął pod nosem, naciskając klamkę ostatnich drzwi po prawej. Nie żeby coś, ale wisiała na nich tabliczka, na której jak byk było napisane, żeby nie przeszkadzać. Już chciałam zamknąć oczy, żeby nie zetknąć się przypadkiem z czyimś gołym tyłkiem. Jednak okazało się, że w środku nie było nikogo. Stało tam za to wielkie, rzeźbione łoże z baldachimem i śnieżnobiałą pościelą. -Co my tu robimy, Frank? - zapytałam, czekając na wyjaśnienie zagadki.
-Relaksujemy się po podróży. - odparł zadowolony z siebie i padł na łóżko.
Stałam w miejscu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nic z tego nie kumałam. W końcu mój mężulek postanowił się nade mną zlitować i oświecił mnie, mówiąc:
-Jesteśmy tu poniekąd nielegalnie, ale stwierdziłem, że takiej okazji nie należy marnować.
-Okazji? - nadal niewiele z tego rozumiałam.
-Mój stary znajomy pracuje w tym hotelu i właściwie od razu się zgodził, żebyśmy tu się wkradli na jedną noc.
-Merlinie, ale będzie miał przez nas kłopoty!
-Nie martw się, powiedział, że ten pokój jest zarezerwowany dopiero od jutra, a ostatni goście wyjechali przed kilkoma godzinami. Nikt tu nie będzie zaglądał przez najbliższą dobę, a Even sam ogarnął dla nas tu wszystko po ostatnich gościach.
-Ale...
-Ali, zaufaj mi, możesz się tu rozgościć. Taka okazja nie zdarza się codziennie. Przecież marzyłaś o tym, żeby tu kiedyś zajrzeć.
Wstał i podszedł do mnie. Wziął mnie za ręce i pociągną w stronę łóżka. Kiedy zatopiłam się w tej miękkiej i pięknie pachnącej pościeli, doszłam do wniosku, że nie ma sensu się dłużej opierać. Frank miał rację, było tu tak cudownie. Jeszcze lepiej niż sobie wyobrażałam.

***

Frank był cudownym kochankiem, nie miałam co do tego nigdy wątpliwości. Ale tego dnia przeszedł samego siebie. Pocałowałam go mocno i wtuliłam się w jego tors.
-Jest tu tak cudownie. - szepnęłam - dziękuję.
Uśmiechnął się do mnie i jeszcze raz mnie pocałował. Długo i namiętnie.
Potem wziął aparat i zaczął mi robić dużo zdjęć. Roześmiałam się głośno i wstałam, nie dbając o to, żeby się zakrywać prześcieradłem.
-Idę do wanny. Dołączysz? - zapytałam, uśmiechając się kusząco.
Napełniłam wannę wodą i weszłam do środka. Frank przyszedł po chwili i wyczarował pięknie pachnące olejki do kąpieli. Zaczęliśmy rozmawiać, wspominać, planować, żartować...
Frank zaczął się naśmiewać z naszej pierwszej randki jeszcze za czasów szkolnych. Przywołał sytuację, kiedy zestresowana jego obecnością zaczęłam się nerwowo śmiać i oplułam nas oboje sokiem dyniowym. Boki zrywać, co nie? Oburzona, w odwecie ochlapałam go wodą. No i wiadomo, zaraz zaczęła się jedna wielka chlapanina, a po chwili cała marmurowa łazienka wyglądała, jakby przeszło tamtędy tsunami.





Frank:
Do Anglii wróciliśmy też motorem. Kochałem tą maszynę i byłem najszczęśliwszym czarodziejem na świecie, kiedy Syriusz dał mi ją w przechowanie, gdy przeprowadzał się do Ameryki. Alicja też się już przyzwyczaiła, więc droga powrotna odbyła się bez grymasów.
Ledwo weszliśmy do domu, telefon zabrzęczał mi w kieszeni. Al podeszła do mnie z uśmiechem i delikatnie pocałowała moją szyję w ramach podziękowań za wczorajszy dzień.
-Merlinie, nadal nie do końca czaję, jak się używa tego diabelskiego urządzenia - mruknąłem pod nosem, starając się dostać do otrzymanej wiadomości. Rozumiałem, że sowy były często przechwytywane przez Śmierciożerców, a nikomu nie było w głowie kontrolować mugolskich sposobów komunikacji, ale ta cała komórka to była jakaś pomyłka. Ali nadal wędrowała pocałunkami przy mojej twarzy. W końcu udało mi się dostać do wysłanego smsa. Przeczytałem jego treść i zrzedła mi mina.

image

Poczułem ukłucie żalu w brzuchu i objąłem Al obiema rękami.
-Kochanie, muszę ci coś powiedzieć - szepnąłem, całując ją w obie dłonie.
-Coś się stało? - zapytała, a w jej oczach pojawił się cień niepokoju.
-Właśnie dostałem wiadomość od Zakonu. Moja misja...
-Mamy jeszcze trzy dni, prawda?
-No właśnie. Okazało się, że muszę jechać już jutro rano.
Zrobiłem skruszoną minę. Alicja posmutniała.
-Tak mi przykro, Frank - szepnęła, przytulając mnie.
Pokiwałem głową i ruszyłem w stronę naszej sypialni, żeby zacząć się pakować. O świcie miałem pociąg do Londynu. Teleportacja oczywiście nie wchodziła w grę. Nie chciało mi się już nawet o tym myśleć. Ta wojna niszczyła nam życie. Przeklęci Śmierciożercy i cholerny Czarny Pan.
Al podeszła do mnie i usiadła obok na podłodze. Wzięła mój aparat i próbowała zrobić mi zdjęcie, jednak ja uciekałem z twarzą. W końcu postawiła na swoim i zrobiła jakieś tragiczne ujęcie od dołu.


Roześmiałem się, ale zrobiło mi się dużo lżej.
-No i co teraz, Alka? - zapytałem, patrząc prosto w jej ciemne oczy.
-Nie wiem. Po prostu, jakoś przeżyjemy. Chciałam mieć twoje ładne zdjęcie na pamiątkę, ale wyszedłeś jak jakiś kartofel, więc tak też będziesz zapamiętany. - powiedziała poważnym głosem, a ja nie wytrzymałem i się roześmiałem.
-Dzięki temu bardziej ucieszysz się na mój powrót. Przypomni ci się, jaki jestem naprawdę przystojny.
-I skromy oczywiście.
-Oczywiście.
Dobrze, że mogliśmy z tego jeszcze żartować.
Kiedy uporaliśmy się z pakowaniem wszystkich rzeczy, włączyłem gramofon i puściłem spokojną, kojącą muzykę. Zaczęliśmy bujać się do rytmu, przytuleni. Chcieliśmy utrzymać tą chwilę na zawsze w pamięci.




Alicja :
Budzik zadzwonił o piątej. Bez słowa wstaliśmy z łóżka, Frank poszedł do łazienki, a ja do kuchni zrobić śniadanie i zaparzyć kawę. Nie rozmawialiśmy przy stole. Frank tylko trzymał mnie za rękę, a ja starałam się ukryć drżenie. Bardzo się bałam o niego. Nie wiedzieliśmy, czy misja potrwa tydzień, miesiąc, czy pół roku. Nie wiedzieliśmy też gdzie będzie, ani czego będzie dotyczyć. Jedyna rzecz, której byłam pewna to to, że będzie niebezpieczna.
Założyłam ładną sukienkę, szpilki i płaszcz. Teleportowaliśmy się na najbliższy peron i czekaliśmy razem na pociąg.
-Pisz do mnie, proszę. - szepnęłam błagalnie, kiedy lokomotywa powoli wtaczała się na stację.
-Nie wiem, czy będę mógł, Al. Błagam, bądź bezpieczna. - odpowiedział, unosząc mój podbródek tak, aby mógł spojrzeć mi się w oczy.
-Ty też, Frank. Nie wiem co zrobię, jeśli... tak cię kocham - głos mi się złamał. W jego oczach dostrzegłam bezbrzeżny smutek i oddanie.
Wstaliśmy z ławki i zaczęliśmy iść bardzo powoli w stronę pociągu, do którego wsiadali już pierwsi pasażerowie. Frank wciągnął kufer do swojego przedziału i wychylił się do mnie przez okno.
-Bardzo cię kocham, Alicjo. - powiedział, a zaraz powietrze przeciął gwizd lokomotywy. Pogładził mój policzek, a potem pocałował mnie namiętnie.


Pociąg ruszył. Chwilę szłam obok niego, trzymając jego wyciągniętą rękę, ale zaraz lokomotywa nabrała prędkości i musiałam się zatrzymać. Patrzyłam, jak pociąg oddala się, żeby zaraz zniknąć za zakrętem. Obiecałam sobie jednak, że będę silna. Chwilę jeszcze stałam bez ruchu, po czym teleportowałam się z trzaskiem.




 
 
Linki do zdjęć:
  • https://pl.pinterest.com/pin/442056519649104101/
  • http://wifflegif.com/tags/4752-leighton-meester-gifs
  • http://a-boy-smoker.tumblr.com/
  • https://pl.pinterest.com/pin/541206080195806848/
  • http://rp-archives.tumblr.com/post/86068054048/accessing-gif-hunt-ed-westwick-fc-age
  • https://pl.pinterest.com/pin/417779302931821886/
  • https://pl.pinterest.com/pin/658721882982051992/

czwartek, 3 maja 2018

rozdział 62

Mary :
Pomagałyśmy pakować się Dorcas, a żadnej z nas nawet nie przyszło do głowy, aby zapakować walizki jednym zaklęciem. Wolałyśmy to zrobić powoli, nieśpiesznie, jak mugole. Jakby zmieniło to cokolwiek, że przedłużymy moment jej wyjazdu. I tak będzie musiała odejść.
Dorcas miała bardzo spokojną twarz. Przez dwa miesiące spędzone w zamku, wyraźnie odżyła a i cała nasza czwórka też dużo zyskała. Po skończeniu szkoły nie miałyśmy wielu okazji, żeby razem się spotkać i nadrobić zaległości.
Ale minęło już wystarczająco dużo czasu według Dumbledore'a, aby mogła względnie bezpiecznie opuścić zamek. Teraz nie wiadomo było gdzie jechała, ale dyrektor miał dla niej jakąś kwaterę.
-Czy będziesz mogła pisać? - zapytałam, składając jej ubrania i wkładając do torby podróżnej.
-Nie wiem. Szczerze powiedziawszy, to nic już nie wiem. Ani co to będzie za kwatera, ani gdzie... Dumbledore powiedział, że muszę się zakamuflować.
-Mogę wyczarować ci wąsy, jeśli chcesz - zaśmiała się Lily, zarzucając jej na ramiona etolę z piór.
Zaczęłyśmy wygłupiać się, wymyślając różne śmieszne stylizacje i role, które Dor będzie mogła grać, będąc pod kamuflażem.
Nagle jednak rozległo się pukanie do drzwi, Alicja krzyknęła "proszę!" i do środka wszedł Syriusz. Wyglądał jakoś dziwnie. Nie miał swojego pewnego uśmiechu, jego wzrok prześlizgiwał się po nas z powagą, uważnie omijając Dorcas. Przywitał się cicho i powiedział :
-Meadowes, możemy porozmawiać? - dopiero wtedy spojrzał się jej prosto w oczy, a ja zobaczyłam tak głęboką prośbę, jakiej nigdy chyba nie widziałam w oczach Black'a.
Lily rzuciła szybkie, ale bardzo stanowcze spojrzenie mi i Alicji i po cichu wycofałyśmy się z pokoju.
Kiedy zamknęłyśmy drzwi, spytałam podekscytowanym szeptem :
-Na Merlina, czy on właśnie...
Lily pokiwała głową, a wszystkie wymieniłyśmy przejęte spojrzenia.


Syriusz :
Przez ostatnie dni obserwowałem ją po cichu. Przez większość czasu była z James'em, dziewczynami, albo z Maxwell'em. Z tym ostatnim bywała bardzo często ostatnio. Nic dziwnego. Odkąd Dumbledore wezwał ją do swojego gabinetu i dla nas wszystkich stało się jasne, że lada dzień będzie musiała wyjechać, Dorcas zaczęła nadrabiać czas ze swoim chłopakiem. Związki na odległość bywały trudne, każdy wątpił, żeby Max wytrwał w rozłące. Zwłaszcza, że nie mieliśmy pewności, czy aby na pewno był taki wierny, za jakiego się podawał, kiedy Meadowes zaginęła.
W końcu nadszedł ten dzień. Dorcas miała wyjechać, a ja zacząłem czuć na karku palący wzrok Lily. No ale to nie dlatego zdecydowałem się zapukać do ich drzwi tego wieczora. Zdałem sobie sprawę, że już mogę jej nigdy nie zobaczyć. Ja jechałem do Ameryki, ona Merlin wiedział gdzie... Miałem po prostu plan, żeby porozmawiać, wyprostować wszystkie sprawy między nami, pogodzić każdy spór, jaki kiedykolwiek się między nami zrodził i zamknąć tę sprawę. Żeby każde z nas niczego nie musiało żałować. No ale jak zawsze - wyszło zupełnie inaczej.

-Black? - zapytała, a ja z powrotem podniosłem na nią wzrok.
-Cześć, Dorcas.
-Cześć Syriusz... - powiedziała z lekkim wahaniem i odwróciła się szybko, żeby wyjąć więcej rzeczy z szafy.
-Naprawdę nie wiem, dlaczego dziewczyny przywiozły mi tyle ubrań. Takie buty na przykład... uwierzyłbyś w to? - zaczęła trajkotać, kręcąc się między szafą, a łóżkiem, na którym leżała torba, do której wpychała ubrania. Nie spojrzała się na mnie nawet na chwilkę.
-Dorcas... - zacząłem, żeby przerwać tą paplaninę. Nie wiedziałem, jak zacząć, ale ona mi nie ułatwiała. Sama wydawała się zakłopotana tym, że byliśmy sami, bo odkąd odwiedziłem ją w szpitalu, to się nie zdarzyło ani razu.
-A tak. Chciałeś porozmawiać. - powiedziała i zatrzymała się nagle. Położyła naręcze ubrań na łóżku i spojrzała się na mnie wyczekująco.
-Chciałem powiedzieć, że...
-Tak?
-Chodzi o to, że żałuję, że wyjeżdżasz i mam nadzieję, że jeszcze się pewnego dnia zobaczymy - powiedziałem, a gdy spotkałem na sobie jej twardy wzrok, odwróciłem się i ruszyłem do wyjścia. Merlinie, to był jednak bardzo głupi pomysł.
-Black! - usłyszałem za plecami i spojrzałem się przez ramię.
-No?
-O co chodzi tak naprawdę? - zapytała, uśmiechając się połowicznie.
-Co?
-No Black, znam cię chyba trochę lepiej, niż myślisz. - odparła, wracając do wpychania ciuchów do torby. - O czym chcesz porozmawiać?
Stanąłem po drugiej stronie łóżka i zmierzyłem ją spokojnym spojrzeniem. Kiedy teraz się na nią patrzyłem, coś zakuło mnie w piersi. Nie mogła wyjechać. To miało by być nasze ostatnie spotkanie? Teraz, albo nigdy, pomyślałem.


Dorcas :
Patrzył się na mnie takim dziwnym przenikliwym wzrokiem, że unikałam tego spojrzenia, jak mogłam. Wiedziałam, że ono przynosiło tylko kłopoty.
-Masz rację, prawda jest taka, że przyszedłem tutaj, bo chciałem zapytać się o to, co dalej z tobą będzie? - powiedział, a ja wzruszyłam ramionami. Nie wiedziałam już, co odpowiadać na te wszystkie pytania. Bo skąd miałam sama wiedzieć co dalej?
-Jedyne co wiem, to że jutro rano świstoklik przeniesie mnie w miejsce, które wybrał Dumbledore. A co będzie dalej? Chciałabym wiedzieć. - westchnęłam, ignorując to, że zbliżył się do mnie o dwa kroki. Może to i głupie, ale jeśli chodziło o niego, to już te dwa metry między nami były odległością alarmową. Grunt, że między nami stało ciągle łóżko.
-A z Max'em? - zapytał nagle, a ja nerwowo zaczęłam wyjmować włożone już wcześniej rzeczy z torby, składać je na nowo i wygładzać nieistniejące zmarszczki.
-Nie wiem, Black. Max będzie tutaj, a ja tam. O co ci jeszcze chodzi? - głos złamał mi się nagle, bo, nie wiem czemu, ale poniosły mnie nerwy. Odkaszlnęłam i zniknęłam w łazience, żeby zaraz wrócić z naręczem kosmetyków, które zaraz wylądowały w torbie.
-Spoko, tak tylko pytam... Bo widzisz, martwię się o ciebie i naprawdę, chciałbym, żebyś była bezpieczna i szczęśliwa. - Powiedział, a ja zaczęłam czuć coraz większą panikę. - Jeśli będziesz szczęśliwa z nim, to niech tak będzie. Jeśli jednak nie... to znaczy, jeśli jest jakaś szansa, że to nie on...
Syriusz zaczął się plątać, a ja odważyłam się na niego zerknąć przez ułamek sekundy. Niech on tak nie mówi! Niech nie próbuje!
-Jeśli jest jakaś szansa, że to nie on... że to mógłby być ktoś inny... to wiesz Dorcas, ja... 
-Syriusz... - jęknęłam bo bałam się usłyszeć to, co zaraz miało paść. Merlinie, niech on nie próbuje  znowu mieszać mi w głowie. To już było zbyt trudne nawet bez jego wyznań.
Black patrzył się na mnie tym przenikliwym spojrzeniem. Między nami zawisły te wszystkie niewypowiedziane uczucia i poczułam, że aż powietrze gęstnieje.
-Dorcas, chcę ci powiedzieć, że jesteś dla mnie naprawdę ważna...
Cała zaczęłam dygotać od emocji. Nie, nie, nie, nie! Niech nie próbuje!
-Muszę ci to powiedzieć, bo to nie może się tak skończyć...
-Przestań, Syriusz. - szepnęłam, ledwo kontrolując przyspieszony oddech. Spojrzał się na mnie z niemą prośbą. Ale ja nie mogłam. Naprawdę nie mogłam pozwolić mu tego powiedzieć.
-Proszę cię, wyjdź. - wyszeptałam, patrząc się na moje trzęsące dłonie.
-Wyjdź - powtórzyłam pewniej, podnosząc na niego wzrok. Przez ułamek sekundy nasze oczy spotkały się. Widziałam jego ból, który łamał mi serce. Ale nie mogłam inaczej. Potem zobaczyłam już tylko, jak zamknęły się za nim drzwi.



Dobrze zrobiłaś, Dorcas, dobrze. Przecież tak właśnie trzeba było, powtarzałam sobie w myślach. Nie mogłam jednak powstrzymać drżenia rąk. Max, to go kochałam, a teraz wyjeżdżałam, po co mi deklaracje Syriusza, po co? Przecież teraz nie mogłam nic już zrobić.
Wyjeżdżasz, Dorcas, nie miałaś wyboru. To by się nigdy nie udało. Powtarzałam sobie to jak mantrę.


Harry, 18 lat później :
Weszliśmy do sali, która od lat należała do państwa Longbottom'ów i zamiast spodziewanej babci Neville'a natknęliśmy się na jakąś tajemniczą kobietę. Odwróciła się, kiedy usłyszała, że weszliśmy. Przez pierwsze kilka sekund nie byłem pewien czy to nie przewidzenie. Jednak chyba nie, skoro kobieta, która, mimo krótkich brązowych włosów i bardzo mocnego makijażu, przypominała Dorcas, uśmiechnęła się szeroko na mój widok.
-Harry - powiedziała i podeszła, żeby mnie przytulić - Miałam nadzieję, że cię tu spotkam. Właśnie mówiłam Alicji...
-Dorcas! - Remus, który wszedł zaraz za mną do pokoju porwał ją w ramiona i okręcił się z nią wokół własnej osi.
-Tak się cieszę, że cię widzę. Jesteś cała i zdrowa. Jak dobrze. Ale co ty sobie wyobrażałaś, przychodząc tutaj? To skrajnie niebezpieczne. Szpital jest pełen szpiclów Sama-Wiesz-Kogo.
Dor spojrzała się na niego ironicznie i ucichł. Przytuliła się do niego mocno.
-No i co myślicie? Jak moja nowa fryzura?
-Zawsze wiedziałem, że nie masz gustu - usłyszeliśmy głos za plecami, a Dorcas przewróciła oczami.
-Ciebie też miło widzieć, Black. - powiedziała surowym tonem i odwróciła się z powrotem do Longbottom'ów.
Zerknąłem na Syriusza. Stał oparty o framugę drzwi i leniwym spojrzeniem lustrował Dorcas od góry do dołu. Potem zerknął na mnie i uśmiechnął się jak kot zadowolony z tego, że dostał śmietankę do picia. Pokręciłem głową, on wzruszył ramionami i skończyła się nasza bezgłośna wymiana zdań.
-Tak za wami tęskniłam. Mam nadzieję, że dobrze was traktują. - powiedziała Dor do Alicji, której oczy błyszczały na jej widok.
-Ali, mam coś dla ciebie. Frank kupił ci cudowny prezent.
Pani Longbottom poruszyła się podekscytowana w ramionach męża, który pocałował ją z czułością w czubek głowy.
Dorcas wyjęła z torby małą paczuszkę przewiązaną błękitną wstążką.
-Proszę, kochana, mam nadzieję, że trafiłam w twój gust.
Alicja zgrabnie rozwiązała kokardkę i rozwinęła papier. W środku było pudełeczko z jakimś logo na wierzchu. Kiedy je otworzyła, jej oczy pojaśniały. Drżącymi dłońmi wyciągnęła ze środka sznur pereł. Dor uśmiechnęła się do niej zachęcająco i Alicja założyła je na szyję. Frank wyglądał na niezwykle uszczęśliwionego. Pocałował mocno Alicję i uśmiechnął się z wdzięcznością do Dor, która posłała mu oczko.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę z nimi, ja opowiedziałem o szkole i Nevillu, który interesował ich jak zawsze najbardziej ze wszystkiego. Syriusz i Remus żartowali o czymś z przeszłości, wszyscy się zaśmiewali, ale ja nie za bardzo skapowałem, o co chodziło.
Kiedy wyszliśmy na korytarz, Remus objął Dorcas i powiedział:
-Chociaż uważam, że jak najszybciej powinnaś wrócić do swojej kryjówki, to może gdybyś tą jedną noc przekimała u nas to nic by się nie stało. Byłoby super, gdybyś była z nami na wigilii. Jak kiedyś.
-Merlinie, bardzo bym chciała! Jeśli nikomu to nie przeszkadza, to bym się z chęcią wprosiła.
Spojrzała się po nas, ja oczywiście kiwnąłem głową, a Syriusz odparł :
-I tak mamy dodatkowe miejsce dla niespodziewanego gościa, nie?
Tym razem to ja przewróciłem oczami. Mógł być chociaż raz miły.

***

Na naszej kolacji świątecznej przy Grimmauld Place nie było wielu osób. Poza mną, Remusem, Syriuszem i Dor pojawiła się też Mary. Zjedliśmy prosty, ale przepyszny posiłek, który częściowo przysłała nam pani Weasley a częściowo przyrządził go Syriusz. Okazało się, że był całkiem dobrym kucharzem, co skomentował jednym zdaniem, z którego wynikało, że jako wysoko urodzony uciekinier musiał sobie jakoś radzić w życiu.
-To co? Prezenty? - zapytałem, kiedy byliśmy już opchani po czubek głowy pieczonymi ziemniakami, kaczką, tortem i ciastkami, a cała reszta poza mną też zaprawiona winem. "Harry, co ty, twoi rodzice nie byliby zadowoleni, gdybyśmy cię upili" - powiedzieli mi, otwierając butelkę wina. Jednak teraz, kiedy już byli trochę rozluźnieni, zrobiło się jeszcze ciekawiej.
-Tak! Ja rozdaję! - zawołała Mary, zrywając się na równe nogi, jakby ktoś miał ją ubiec.
-Syriusz, ten jest dla ciebie - powiedziała, wręczając Black'owi dużą paczkę.
-Remus - kolejny był dla Lupina. Wiedziałem, co było w środku, bo pomagałem Syriuszowi pakować. Potem Rem dostał jeszcze jeden prezent tak ładnie zapakowany, że mógł być tylko od Mary.
-Harry - w końcu dostałem od kogoś paczkę. Rozpakowałem ją i okazało się, że to szalik od Weasley'ów i torebka słodyczy. Naturalnie przyszły jeszcze dwa prezenty ze szkoły - od Hermiony i Rona oraz od Hagrida. Wszyscy śmiali się z jego domowej krajanki, bo widać Hagrid jeszcze za ich kadencji w Hogwarcie ją przygotowywał. No i były jeszcze dwa prezenty, które jak się domyślałem były od Syriusza i od Dorcas, ale trochę obawiałem się je rozpakować, że znowu się pokłócą.
Syriusz dostał od Remusa jakieś dziwne urządzenie, z którego niesamowicie się ucieszył. Próbował mi wyjaśnić do czego służyło, ale nic nie zrozumiałem. Detwu-cośtam. No nie wiem. Uwierzyłem na słowo, że to super prezent. Ja za to dałem mu Bombonierkę Lesera i paczuszkę Peruwiańskiego Proszku Natychmiastowej Ciemności, które wpadły mi w ręce, kiedy byłem na zakupach w Magicznych Dowcipach Weasley'ów.
Mary dostała całą skrzynię cebulek i nasion magicznych i mugolskich roślin - prawie krzyknęła, kiedy otworzyła ten prezent. Wszyscy się z resztą na niego składaliśmy.
No i Dor. W pewnym momencie do okna salonu zapukała sowa. Syriusz uchylił okno i trzy duże ptaki wleciały do środka. Zatoczyły pętlę wokół głowy Dorcas i usiadły na oparciu kanapy, wyciągając do niej nóżki.
Meadowes odwiązała przesyłki i poleciały z powrotem w ciemną noc. Zaczęła rozrywać papier, w które zapakowane były paczki.
-Ojej, to od Cormorana - powiedziała do Mary, która uśmiechnęła się szeroko i podeszła, żeby spojrzeć jej przez ramię. Okazało się, że w paczce było długie pióro, zupełnie czarne i lśniące.
Następna paczka skrywała prezent ode mnie, który wysłałem wczoraj, mając nadzieję, że sowa ją jakoś odnajdzie. No i znalazła. Z ostatnią paczką był jednak pewien problem, bo kiedy wszyscy skupiliśmy się na dwóch pozostałych prezentach, tamta zniknęła.
Syriusz co więcej też zniknął. Poszedł do kuchni i mieliśmy dziwne przeczucie, że tam też może być zguba.
-Zajmę się tym. - powiedziała Dor i poszła z nim pogadać. Nie będę kłamać, Remus i Mary przyczaili się pod drzwiami, żeby podsłuchać. No dobra, ja zrobiłem to samo...
-Hej, Black - Dorcas podeszła do szafki, wyjęła kubek i zaczęła robić sobie herbatę.
-Wiesz może, gdzie podział się mój ostatni prezent? Bardzo bym chciała go dostać.
-Niestety. - odparł, ale po chwili milczenia zaczął:
-Meadowes, ja...
-Syriusz, wiem, że go masz. Proszę cię.
-Właściwie to nie wiem, dlaczego miałbym ci go dać.
-Właściwie to nie wiem, dlaczego w ogóle mi go zwinąłeś. Co ty, zazdrosny jesteś, że dostałam aż trzy prezenty?
-Bardzo śmieszne.
Znowu zapadła cisza, którą tym razem przerwała Dorcas:
-A może... może po prostu to jest prezent od ciebie? - zapytała, a on spojrzał się na nią z miną nie do odczytania.
-Co ty. A nawet jeśli to co?
-Czyli jednak. Jeśli poprawi ci to humor, to też coś dla ciebie mam.
Black zmarszczył brwi.
-Nie żartuj.
-Nie żartuję.
-Na trzy cztery?
Kiwnęli głowami i na trzy cztery dali sobie małe zawiniątka.
I ja, i Remus, i Mary wstrzymaliśmy oddech.
Dorcas pierwsza rozpakowała i aż tu było widać, że oczy jej zaświeciły. Zakryła twarz ręką i długo nic nie mówiła. Syriusz przyglądał się jej w milczeniu.
Po chwili sam zaczął rozwijać papier w świąteczne wzorki i okazało się, że to maleńkie zawiniątko kryło w sobie... klucz. Klucz na sznurku. Black wyciągnął go z paczuszki i długo przyglądał mu się w milczeniu.
-Dorcas, ja...
-Po prostu go weź. To prezent.
-Ja nigdy nie..
-Na pamiątkę. I tyle.
Syriusz zawiesił sobie kluczyk na szyi i schował pod koszulą.
Przez chwilę jeszcze stali, Dorcas nadal trzymała przed sobą tajemniczy prezent od Black'a. Jedna łza spłynęła jej po policzku i Syriusz starł ją kciukiem. Meadowes nieśmiało podeszła do niego bliżej i po chwili niezdecydowania przytuliła się do niego, a on objął ją czule.
Stali tak dłuższą chwilę. Wtedy nasza trójka pod drzwiami zaczęła czuć się nieswojo i jak najciszej się dało zaczęliśmy się wycofywać do salonu.
-To było... Merlinie nie mam pojęcia co to znaczyło, ale to było coś niesamowicie ważnego. - powiedziała Mary przejętym głosem.
-Aż mi głupio, że podglądaliśmy - dodał Remus, a Mary pokiwała głową.
-Tylko co ona dostała. I co znaczy klucz? Na prawdę nie wiecie? - zapytałem, nie mogąc pozbyć się z głowy wyrazu twarzy Dorcas.
-Wąchacz i Dor mają naprawdę skomplikowaną historię za sobą. Nikt do końca nie wie, co się dokładnie działo. - szepnęła przejęta Mary.
Merlinie, ile bym oddał, żeby dowiedzieć się o tych wszystkich przemilczanych tajemnicach tej dwójki. Gdyby tylko im się udało... może miałbym prawdziwy dom.


Dorcas :
Stanęłam w cieniu wielkiego dębu na błoniach. Obserwowałam przez chwilę jak słońce prześwituje przez koronę drzewa i oddychałam głęboko. Zamknęłam oczy, wsłuchałam się w szum wiatru i głęboką, spokojną ciszę, panującą dookoła. Dotknęłam dłonią prawego nadgarstka i wyczułam podłużną bliznę, którą postanowiłam zachować na pamiątkę. Drgnęłam, kiedy ktoś dotknął mojego ramienia. Już wszyscy przyszli, James stał przede mną i delikatnie się uśmiechał, chociaż widziałam, że był to raczej smutny uśmiech. Parę kroków dalej stał profesor Dumbledore i ściskał w ręku jakiś drobny przedmiot. Spojrzałam się na dziewczyny, wyglądały bardzo smutno, za nimi chłopcy też z poważnymi minami. Syriusza dostrzegłam dopiero po chwili. Stał jeszcze za Dumbledorem, w cieniu i trzymając ręce w kieszeniach obserwował mnie z nieodgadnioną miną. Odwróciłam spojrzenie. Nie wiem dlaczego, ale po wczorajszej rozmowie z nim, dopadły mnie wyrzuty sumienia. I, o zgrozo, najchętniej cofnęłabym wszystko, co powiedziałam.
Podeszłam do dziewczyn i przytuliłam je wszystkie jednocześnie. Usłyszałam, jak pociągają nosami. 
-Będę strasznie tęsknić - powiedziałam, nadal wtulona w moją trójkę. 
-Masz pisać, nawet jeśli masz zakaz. - powiedziała Mary. 
-Chyba, że wtedy cię wytropią, to lepiej nie pisz. - szepnęła Al i otarła łzę. 
-Masz być bezpieczna, masz żyć i pewnego dnia masz do nas wrócić, bo my nigdy przenigdy nie zapomnimy - powiedziała Lily i wszystkie pokiwałyśmy głowami. 
Jeszcze raz przytuliłam każdą z nich osobno, a potem wszystkie razem. 
Następnie zwróciłam się w stronę chłopaków. Syriusz wtedy podszedł kilka kroków bliżej. Dobrze, bo nie odważyłabym się podejść do niego osobno. Coś mnie ścisnęło w gardle, kiedy uświadomiłam sobie, że możliwe, że widzimy się ostatni raz. Odgoniłam znowu natrętne myśli, że chciałabym usłyszeć to wszystko, co miał mi wczoraj do powiedzenia. W końcu czekałam na to od tylu lat, ale oczywiście moja głupia duma... 
-Dorcas... - zaczął Remus, ale zamilkł, bo chyba nikt nie wiedział, co powiedzieć. Pokiwałam tylko głową. Przytuliłam go w pierwszej kolejności i szepnęłam mu do ucha:
-Pamiętasz, jak ćwiczyłeś na mnie, żeby zaprosić Mar na randkę? Wróć do tego.
Uśmiechnął się do mnie ciepło i przekazał mnie w ramiona Petera. 
-Glizdogonie, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo cię lubię. Jesteś z nich wszystkich najnormalniejszy - powiedziałam i zaśmialiśmy się cicho.
Przytuliłam Franka, dał mi zdjęcie, na którym byliśmy my wszyscy razem. 
No i Syriusz. Nie wiedziałam, czy go przytulać, czy nie. Bardzo tego chciałam, to nie mogło się kończyć w ten sposób, bo na zawsze bym żałowała. Całe szczęście on zrobił pierwszy ruch. Kiedy znalazłam się w jego ramionach, otulił mnie cudowny zapach jego perfum. Nie chciałam go puszczać. 
-Meadowes, proszę cię, bądź szczęśliwa - szepnął mi do ucha. 
-Ty też - odpowiedziałam. Przez chwilę wahałam się, czy nie powiedzieć czegoś jeszcze, ale w porę go puściłam. Posłałam mu ostatnie spojrzenie i zerknęłam na Dumbledore'a. 
-Już czas - powiedział spokojnie, a mnie coś ścisnęło w żołądku. 
-James - prawie zawołałam, bo jeszcze z nim się nie pożegnałam, a czas gonił. 
Pojawił się przy mnie i mocno mocno przytulił. 
-Moja Dor, chciałbym cię ukryć gdzieś w kieszeni, albo zniknąć razem z tobą. 
-Ale to niemożliwe. 
-Nawet magia nam nie pomoże. 
-Kocham cię, Jamie - powiedziałam, wtulając się w niego jeszcze mocniej. 
-Ja ciebie też, Dor. 
-Nie chcę...
-Wiem. Ale ja zawsze będę przy tobie. Pamiętaj, że cokolwiek by się stało, to ja zawsze jestem po twojej stronie.



Pokiwałam głową i jeszcze chwilę staliśmy przytuleni. 
Potem Dumbledore wziął mnie na bok i pokazał mi mały wisiorek, który był moim świstoklikiem. Rzucił na niego zaklęcie, wzięłam rączkę kufra, ostatni raz spojrzałam się na zamek i na wszystkich moich przyjaciół. Potem po raz kolejny w całej taj historii - wciągnęła mnie nicość.




 
 
 
Linki:
  • http://tonsofgifs.tumblr.com/post/13357972823/amanda-seyfried-gifs
  • http://cake-rpc.tumblr.com/post/27349844754/amanda-seyfried-a-decent-gif-hunt-pt-1