czwartek, 4 grudnia 2014

rozdział 11

Dor :
Siedziałam sobie na łóżku, owinięta mięciutkim kocem. Zwinęłam się w kłębek i próbowałam ignorować zamieszanie, które panowało w dormitorium. Wszyscy skakali dookoła mnie, pytając jak się czuję, co się stało, proponując mi poduszki, herbatę i dziesiątki innych rzeczy. Nie wiedziałam, skąd to całe zamieszanie, ale chyba moje zniknięcie zrobiło na nich duże wrażenie. Teraz wolałam jednak zostać sama i zastanowić się, co zrobić z tym, że Regulus Black miał wobec mnie jakieś mroczne plany. Tylko Remus siedział na kanapie w zupełnej ciszy. Wydał się strasznie zmęczony. Rozumiałam go, chociaż nie znałam powodu jego złego samopoczucia. W końcu do akcji wkroczyła Lilka i wyrzuciła całe towarzystwo za drzwi. Zostałyśmy tylko w czwórkę. 
-No dobra teraz na spokojnie. Dori, jeśli nie chcesz, to nie musisz nam teraz nic mówić. Ale martwimy się o ciebie. - powiedziała Lily.
Chwilę siedziałam w milczeniu, starając się zebrać myśli. 
-To mnie Black robił zdjęcia. Usłyszałam jak mówił Narcyzie Black. - wyszeptałam - Po co mu to było? Tak bardzo nie chciałam, żebym to była ja... Przecież to Śmierciożercy...
I nagle nie mogłam już się dłużej opierać. Wybuchłam niekontrolowanym płaczem. Wojna z Voldemortem szargała mi nerwy. Codziennie rano czytałyśmy w Proroku Codziennym o nowych strasznych zbrodniach, których dopuszczali się jego poplecznicy. Bałam się o moją rodzinę, która czekała w Dolinie Godryka. Sądziłam, że w Hogwarcie jesteśmy bezpieczni. Jednak teraz nie mogłam już być niczego pewna.

image



Lunatyk: 
-Jak się czuje? - zapytałem, kiedy Rogacz wrócił do dormitorium. Tuż przed pójściem spać odwiedził Dorcas. 
-Zasnęła. - odpowiedział i sam rzucił się na swoje łóżko. Widać było po nim, że cholernie martwiła go ta sytuacja i nie wiele z niej rozumiał. Wstałem z fotela i sam też ruszyłem w stronę łóżka. Nagle okropnie zakręciło mi się w głowie. Prawie upadłem.
-Co jest? - zaniepokoił się Syriusz, mierząc mnie czujnym spojrzeniem. 
-Głowa mi pęka. Pełnia za dwa dni. - sięgnąłem do szafki nocnej i wyciągnąłem fiolkę niebieskiego płynu. Wziąłem szklankę z Ognistą i wlałem do niej eliksir. 
-Zdrowie - mruknąłem i wypiłem całość jednym haustem.
-Co to za świństwo? - zapytał Łapa, krzywiąc się. 
-Na wzmocnienie. Lepiej smakuje z Ognistą. 
-Jak wszystko. - zaśmiał się Syriusz i nalał sobie bursztynowego trunku do szklanki. 
-Co u Andromedy? - zapytałem. Ten temat dawno nie był poruszany, więc byłem ciekawy, czy sprawy posunęły się na przód. 
-Nie mam zielonego pojęcia. Wiem tylko, że dostała list od swojego mugola. Od tamtej pory z nią nie gadałem. - powiedział, wzruszając ramionami. 
-A wiadomo co z Jasper'em? Może to on powinien teraz siedzieć przy Dor. 
-Z tego co wiem, to Evans nie chciała go mieszać w poszukiwania. Uważa, że to mogłoby rozwalić ich związek. - powiedział Rogacz uśmiechając się kwaśno.
-Jeśli są razem, to powinien się zainteresować. - mruknął Wąchacz.
-Nie mógł się przecież zainteresować, bo nic nie wiedział o całej akcji. Co ci w nim tak nie pasuje, co? Zawsze masz humory, kiedy o nim gadamy. - spytał James z podejrzliwą miną. 
-Nie lubię gościa i tyle. 
-Nawet go nie znasz.
-No i niech tak pozostanie. 
-Gadałem z nim raz czy dwa. Jest w porządku.
-To Krukon. 
-Dobrze, że nie Ślizgon. Ja tam się cieszę, że znalazła sobie w końcu jakiegoś porządnego chłopaka. Moim zdaniem, on się nadaje dla niej na stałe. - powiedział James zdecydowanym głosem.
Syriusz wzruszył ramionami i poszedł do łazienki. Po chwili usłyszeliśmy szum wody.
Nie czułem się dobrze, a eliksir nie przyniósł wielkiej ulgi. Na tak krótki czas przed pełnią nic nie pomagało dostatecznie. Położyłem się i starałem się zasnąć, jednocześnie walcząc z comiesięcznymi koszmarami. Dramaty na jawie musiały poczekać.



Alicja :
Kiedy zeszłyśmy rano na śniadanie, usiadłyśmy z dala od Huncwotów. Żadna z nas jakoś nie miała ochoty na ich żarty. Uszanowali to i nie przysiedli się do nas. Tylko James rzucał co jakiś czas zmartwione spojrzenia na Dorcas.
Rozejrzałam się po sali i zobaczyłam Jasper'a. Podobnie jak Potter obserwował Meadowes. Każda z nas miała raczej grobowy nastrój. Postanowiłam zacząć jakoś rozmowę.
-Gapi się na ciebie - zanuciłam, dając kuksańca Dorcas.
-Kto? - zapytała zdezorientowana, rozglądając się po Wielkiej Sali. Jej wzrok od razu powędrował do stołu Ślizgonów. Może nie zaczęłam najszczęśliwiej.
-Jaaaas-peeer - wyszeptałam tajemniczo, żeby odwrócić jej uwagę od Domu Węża.
-Wcale nie...
-Bez przerwy.
-Oj zamknij się, Ali. Gdzie on jest? - Dorcas zaczęła się rozglądać po twarzach przy stole Ravenclaw.
-O patrz, idzie tutaj! - ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam, jak Krukon wstaje i rusza w naszym kierunku.
-Cześć dziewczyny - powiedział, stojąc nad nami. Był taaaaki wysoki.
-Hej - odpowiedziałyśmy chórem. Uśmiechnął się tak, że zrobiły mu się malutkie dołeczki w policzkach. Słodkie!
-Dor, możemy pogadać? - zapytał górując nad nami.
-Taak, jasne - odpowiedziała, podnosząc się. Objął ją ręką w talii.
-Możecie rozmawiać tutaj! Nie krępujcie się - powiedziałam szybko i zrobiłam słodką minkę, oczekując na wyznania miłości i pocałunki.


-Taa, chyba lepiej będzie, jak pogadamy na osobności - powiedziała Dor, śmiejąc się ze mnie. Wzięła Jaspera za rękę i pociągnęła go w stronę wyjścia z Wielkiej Sali.
-Uh. Dlaczego nie mogli rozmawiać tutaj? - udałam oburzenie.
-Może nie chcieli, żeby potem cała szkoła wiedziała o ich sprawach? - zapytała sarkastycznie Lily.
-Eeee tam. Przecież nikomu byśmy nie powiedziały. - machnęłam ręką i puściłam do nich oko.
-Chyba idą na błonia.  - powiedziała Mary - Myślicie o tym samym?
Jednocześnie zerwałyśmy się z miejsc i pobiegłyśmy na wieżę.
-Jesteśmy okropne - powiedziała Lily.
-Dokładnie. Nie nadajemy się na przyjaciółki. - westchnęła Mary.
-Zgadzam się w stu procentach. - przytaknęłam, ale gdy wspięłyśmy się na szczyt wieży, od razu przylepiłyśmy nosy do szyb, żeby lepiej widzieć.
-Na co się patrzymy? - usłyszałyśmy głos James'a za plecami.
-Nie wasza sprawa. Pa. - powiedziała Lilka, odwracając się do Huncwotów. Czy oni nauczyli się teleportacji na terenie zamku? Jakim cudem wszędzie pojawiali się tak szybko? Stali za nami szczerząc zęby w uśmiechu. Obecni byli wszyscy oprócz Syriusza. Niech zgadnę, pewnie powiedział, że to dziecinne.
W końcu w polu widzenia pojawili się Dor i Jasper. Szli przez błonia ramię w ramię, Krukon obejmował Meadowes ramieniem. Uwielbiam zakochanych! Nagle wyrwało mi się :
-Oooooo, Merlinie, chcemy więcej!
Wszyscy jak na komendę spojrzeli za okno.


Dorcas:
Wyszłam z Jasper'em z Wielkiej Sali. Szczerze mówiąc znacznie poprawił mi się humor, odkąd podszedł do stołu Gryfonów. Z lżejszym sercem pozwoliłam mu poprowadzić się na błonia. Niebo było pochmurne i wiał przenikliwy wiatr. Jasper zaproponował mi swoją bluzę i objął mnie ramieniem.
-O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam, kiedy doszliśmy do jeziora.
-Nie widziałem cię wczoraj cały dzień, a dzisiaj na śniadaniu byłaś jakaś taka...nieobecna. Coś się stało? - zapytał, patrząc mi głęboko w oczy.
-Wszystko w porządku. - skłamałam gładko. Wolałam jeszcze nie dopuszczać go do wszystkich dramatów. Nasz związek był wciąż bardzo świeży. Było mi z nim naprawdę bardzo dobrze i dlatego bałam się go stracić.
-Na pewno?
-Jasne. Po prostu wczoraj zaspałam, a potem gorzej się poczułam, więc wróciłam do dormitorium. Dzisiaj jestem niewyspana, to wszystko. - powiedziałam pierwszą lepszą wymówkę, jaka przyszła mi do głowy. Poczułam lekkie ukłucie wyrzutów sumienia. Szczerość to podobno podstawa zdrowego związku. Ale ja zbyt bałam się otworzyć.
-Skoro tak, to okey.
-Tak? - odetchnęłam z ulgą.
-No pewnie. Chciałem tylko wiedzieć, czy aby na pewno nikt nie zrobił ci jakiegoś świństwa. No bo wiesz, ja jakby co, zawsze mogę komuś dołożyć. - zaśmiał się, a mój humor był jeszcze lepszy. Przytuliłam się do niego mocno, a on czule objął mnie ramieniem. W jego objęciach poczułam się w końcu bezpiecznie. Może gdzieś tam jakiś Śmierciożerca czaił się na moje życie. Ale bliskość Jaspera działała na mnie kojąco i wreszcie udało mi się odprężyć.


Harry ( 19 lat później ):
Moja twarz zanurzyła się w chłodnych wspomnieniach Syriusza. Znalazłem się na hogwardzkich błoniach, przede mną stała przytulona para. Dziewczyną z pewnością była ta stara przyjaciółka rodziców, o której powiedział mi Snape. Dorcas Meadowes. Stała przytulona do jakiegoś nieznanego mi chłopaka. Był dużo od niej wyższy, miał jasne kręcone włosy i wesołe oczy.
Nagle usłyszałem za sobą jakiś szelest i odwróciłem się. Za ogromnym dębem zobaczyłem sylwetkę chłopaka. Gdy podszedłem bliżej, okazało się, że to Syriusz, który z ukrycia obserwował parę. Nie zdążyłem jednak przyjrzeć się jego twarzy.
Otoczenie szybko się zmieniło i po sekundzie stałem już w klasie Flitwick'a, otoczony grupą szesnastolatków. Biegali po sali, śmiali się i co chwila ktoś głośno krzyczał. Tylko kilka osób siedziało w ławkach - w tym Syriusz. Biła od niego wyjątkowa nonszalancja i pewność siebie. Niedaleko siedziała grupka dziewczyn rzucających mu co jakiś czas długie, tęskne spojrzenia. Syriusz jednak wydawał się być zupełnie obojętny. Błądził gdzieś myślami i ożywił się dopiero, kiedy do klasy weszła Dorcas Meadowes. 
 
 
 
-Gdzie zgubiłaś swojego fagasa? - zawołał do niej, kiedy weszła. 
-Oj odwal się, Black. - odparła i usiadła kilka ławek dalej z jakąś ciemnowłosą dziewczyną.
-Mmmm, jaka nie miła. Waleczna się zrobiłaś. - powiedział Syriusz, podnosząc brwi i uśmiechając się prowokacyjnie. Gdybym był na miejscu blondynki, już dawno dałbym się wyprowadzić z równowagi. Syriusz był mistrzem w pogrywaniu ludźmi.
-Oj uważaj, bo jeszcze zobaczysz jaka nie miła potrafię być. - warknęła. 
-Nie krępuj się. 
-Merlinie, dlaczego akurat mnie się tak czepiasz? Czy dręczenie kogoś z Meadowes'ów jest u Black'ów rodzinne? - zapytała wzdychając głęboko.
-Niestety cię rozczaruje, ale nie jesteś pępkiem świata. Jednak faktycznie muszę przyznać, że twoja irytacja ustępuje miejsca tylko Smarkeusowi. - uśmiechnął się do niej podle.
-Nie porównuj mnie z nim. - syknęła. 
-Sama się prosisz, Skarbie. - rozłożył ręce w geście bezradności. 
-Nie jestem. Twoim. Skarbem. - wysyczała przez zaciśnięte zęby. 
Chłopak, który siedział koło Black'a przewrócił oczami i odwrócił się do nich, mówiąc : 
-Możecie przestać się zachowywać jak dzieci? Żrecie się o wszystko, o co tylko się da. Zróbcie sobie przerwę, co? Łeb mi pęka, a wasze wrzaski mi nie pomagają. 
-Przepraszam Cię za kolegę Remus. Widzisz Black, postaraj się trochę opanować - zadrwiła Dorcas. Czyżby to był Lupin?
Chciałem mu się jeszcze przyjrzeć no i dowiedzieć jak potoczyła się dalej kłótnia tej dwójki. Niestety chwilę później obraz zaczął się rozmazywać i po chwili znów stałem w salonie Grimmauld Place 12 przed dorosłą wersją Syriusza Black'a. 




Linki : 
  • http://jenniferlawrencehelps.tumblr.com/post/41681389922/amanda-seyfried-gif-hunt
  • https://www.tumblr.com/search/blairwaldorfings
  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872370872796/

sobota, 15 listopada 2014

rozdział 10

Dorcas :
Minęły dwa dni, odkąd przyłapałyśmy młodego Black'a na robieniu nam zdjęć. Tego dnia wstałam z łóżka w wyjątkowo fatalnym humorze. Nic dziwnego - był poniedziałek, czyli dzień, w którym większość lekcji mieliśmy ze ślizgonami. Naprawdę nie uśmiechało mi się słuchanie przez parę godzin sprośnych żartów o blondynkach. 
Dziewczyn już nie było i dzięki Merlinowi, że spojrzałam się na zegarek, bo za 2 minuty zaczynała się lekcja. Po prostu świetnie! Wypadłam z dormitorium tak jak stałam i pognałam w niedopiętej szacie, z rozwianymi włosami i spadającymi trampkami do klasy eliksirów. Dzwonek zadzwonił, kiedy byłam w połowie drogi do lochów. Cholera! Modliłam się w duchu, żeby Slughorn jeszcze nie przyszedł. O mało co nie zabiłam się o rozwiązane sznurówki, biegnąc po schodach.
W końcu wpadłam jak torpeda do klasy. Wszystkie głowy odwróciły się w moim kierunku a wstrętne gady ze Slytherinu wyszczerzyły zęby w głupich uśmiechach. Zacisnęłam pięści i wysapałam w kierunku starego Horacego : 
-Przepraszam za spóźnienie. 
Kiwnął głową, ale wiedziałam, że odejmie nam z pięć punktów. Nigdy mnie specjalnie nie lubił. Nie miałam pojęcia, jak Lily sprawiła, że ją tak ubóstwiał. Usiadłam koło James'a i próbowałam ogarnąć włosy i mundurek. 
-Będzie się pani tak wiercić przez całą lekcję, panno Meadowes? - zapytał głośno Slughorn. Bąknęłam przepraszam i spuściłam głowę. 
James przyglądał mi się przez dobre parę minut. Starał się mnie sprowokować, czy co? Już i tak miałam przechlapane. Nie zamierzałam odpowiadać na zaczepki. On jednak gapił się i gapił. Zadzwonił dzwonek, wstaliśmy z ławek. Cały czas się gapił. W końcu nie wytrzymałam i wypaliłam: 
-O co ci człowieku chodzi, co? - wszyscy znowu się na mnie spojrzeli, kilka osób się zachichotało, ale nauczyciela na szczęście nie było w pobliżu. Pokazałam ślizgonom środkowy palec.
-Oj Dorcuś jesteś jakaś nerwowa. Zaczyna mi się podobać. - powiedział James ze szczerym uśmiechem.
-Niby co? - zapytałam nic nie rozumiejąc. Wepchnęłam notatki do torby i ruszyłam do wyjścia z lochu.
-A to, że zachowujemy się coraz bardziej jak prawdziwe rodzeństwo. Nie widzisz? Kłócimy się jak rodzeństwo, godzimy się, gadamy, nie mamy przed sobą sekretów. Prawie. - powiedział doganiając mnie. Zaśmiałam się. James potrafił poprawić mi humor. No i miał idiota rację. Znaliśmy się jak łyse konie i wiedzieliśmy o sobie serio wszystko. Prawie. Zaraz...
-Prawie? Czy ja o czymś nie wiem?- zapytałam podejrzliwie. 
-Aaa takie tam. Nie powiem ci, bo jesteś dziewczyną. - zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami.
-Nie wyjeżdżaj mi tu z męskim szowinizmem, Potter. Co to niby ma do rzeczy? 
-Nooo... cholera innym razem ci wszystko opowiem, a teraz spadam, bo robi się niebezpiecznie. Facet musi mieć jakieś sekrety, zapamiętaj to - powiedział, dając mi buziaka w policzek i pobiegł na trening.

Do kolejnej lekcji było jeszcze kilkanaście minut. Brak śniadania zaczął dawać mi się we znaki. Byłam straszliwie głodna, więc skierowałam swoje kroki prosto do kuchni. Przelazłam przez otwór po obrazie z owocami i po chwili otoczyły mnie skrzaty.
-W czym możemy pomóc, panienko? - zapiszczały, tłocząc się dookoła.
-Ominęło mnie śniadanie, więc gdyby udało się zorganizować parę kanapek, to byłoby... - nie zdążyłam skończyć, bo te małe stworzonka już podtykały mi pod nos talerz z górą jedzenia.
-O rany, wielkie dzięki, jesteście najlepsi - powiedziałam, uśmiechając się do nich z wdzięcznością.
Złapałam dwie kanapki z samego szczytu i butelkę soku dyniowego. Już chciałam wychodzić, kiedy na korytarzu usłyszałam coś co mnie zaniepokoiło. Od strony puchońskich lochów nadciągały szybkie kroki. Nie wróżyło to najlepiej. Nie powinno mnie tu być - kuchnia nie była otwarta dla uczniów.
Nie myśląc długo jednym susem przemierzyłam kuchnię i ukryłam się pod jednym z blatów za stertą wyszorowanych garnków.
Zrobiłam to dosłownie w ostatniej chwili. Zaraz potem do kuchni weszły dwie pary nóg - buty męskie i damskie. Z początku spodziewałam się nauczycieli, ale przez sekundę twarze przybyszów mignęły mi między patelniami. Wstrzymałam oddech. Tej dwójki się tu na pewno nie spodziewałam. Dwoje Black'ów - Regulus i Narcyza.
-W czym możemy pomóc? - zapiszczały od razu skrzaty. Regulus odpędził je krótkim machnięciem ręki i sięgnął do tacy, którą chwilę temu podsuwały mnie. Wziął kanapkę i zaczął ją spokojnie jeść. Kiedy przełknął powiedział do Narcyzy:
-To jedyne miejsce, w którym można porozmawiać, w Hogwarcie ściany mają uszy.
-Bez przesady, Reg...
-Mówię poważnie. Wszyscy nasłuchują, a już zwłaszcza ślizgoni. Nie mogę ryzykować, że to się rozniesie.
-Nie musiałbyś być taki ostrożny, gdybyś nie robił takich głupot.
-Nie rozumiem, co ci to przeszkadza. - odparł Regulus wyraźnie poirytowanym głosem.
-Mówiłam już. To nie w porządku.
-Wydaje mi się, że nie jesteś najlepszą osobą, żeby mówić mi co jest w porządku a co nie. Po tej aferze z mugolem twojej siostry? - zakpił chłopak.
-Dobrze wiesz, że nie mam wpływu na to co robi Andromeda.
-A co ci pozwala myśleć, że masz wpływ na to co robię ja?
-Reg, martwię się o ciebie, to wszystko. Po co ci to?
-To nie twój interes.
-Reg... - Narcyza spojrzała się na niego błagalnie. Widziałam po jej minie, że naprawdę była czymś bardzo przejęta i chyba serio się martwiła.
-Jeśli to się rozniesie, będę wiedział kto mnie zdradził... - zagroził Regulus.
-Proszę cię, ile my się znamy. Przecież wiesz, że nikomu bym nie powiedziała! Jesteś dla mnie jak brat. Nie odpychaj mnie.
Zapadła chwila ciszy. Próbowałam dojrzeć zza garów ich twarze, ale przesunęli się poza moje pole widzenia. Nie byłam pewna, czy chcę usłyszeć o jaką wielką tajemnicę chodziło. Regulus Black napawał mnie dziwnym lękiem, a jego ślizgońscy przyjaciele tym bardziej. Nie raz widziałam w skrzydle szpitalnym uczniów z licznymi urazami, którzy zadarli z domem węża. Większość uczniów w Slytherinie pochodziła ze śmierciożerczych rodzin. Byli bezwzględni, brutalni i po prostu źli. Spodziewałam się, że po skończeniu szkoły również zasilą szeregi Czarnego Pana.
-Jesteśmy przyjaciółmi. Ufam ci. Jeśli komuś powiesz... - Regulus przerwał złowieszczą ciszę.
-Nie musisz mi grozić. Po prostu powiedz o którą z nich ci chodziło. Może będę mogła ci jakoś pomóc.
-W porządku. Ale potem masz mi dać spokój i przestać wypytywać. Chodziło o Meadowes. Reszta mnie nie interesuje.
Słowa Regulusa zawisły w ciszy. Zabrakło mi powietrza. A więc o to się kłócili. I to ja byłam jego celem. Czyli dziewczyny się nie myliły. Cholera jasna, ale po co to wszystko? Poczułam jak włosy stają mi dęba, ogarnęło mnie jakieś dziwne zimno. Musiałam wepchnąć sobie knykcie do buzi, żeby nie pisnąć słowem. Przerażenie zmroziło mnie do szpiku kości.
-Ale zdjęcia? Nie przesadzasz trochę? - zapytała Narcyza. Jej głos też zdradzał zdenerwowanie. Widać plan przyjaciela wcale jej się nie podobał. To tylko jednak pogarszało moją sytuację.
-Mam mój plan. Nie będę ci się zwierzać. A zresztą im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. - warknął zirytowany Regulus.
-Wiesz, co o tym myślę. - powiedziała Narcyza - Ale w porządku, nie zamierzam się więcej wtrącać. Tylko proszę cię, żebyś nie przesadził, Reg. To może się źle skończyć.
-Wiem. Chodź, musimy już iść, zaraz zaczyna się lekcja.
Znowu usłyszałam kroki i skrzypnięcie zamykającego się za nimi obrazu. Kiedy już wyszli, nie byłam w stanie się ruszyć. Siedziałam bez ruchu pod blatem za patelniami i nie wiedziałam, czy kiedykolwiek zdobędę się na to, żeby wyjść. Chyba nigdy w życiu nie czułam takiego strachu. "To może się źle skończyć" - ciągle rozbrzmiewały mi w głowie ostatnie słowa Narcyzy Black.
Wcześniej z dziewczynami żartowałyśmy sobie, że Regulusowi mogło chodzić o mnie, ale kiedy teraz stało się to realne? Nie chciałam skończyć w skrzydle szpitalnym jako jeden z tych pobitych, zastraszonych biedaków. Nie chciałam, żeby Śmierciożercy wzięli mnie sobie na celownik. Oddychałam głęboko, starając się uspokoić, ale czarne myśli nie dawały mi spokoju. Byłam skamieniała ze strachu.



Syriusz :
Zaczęła się Obrona Przed Czarną Magią, a Meadowes znowu nie ma? Ktoś tu będzie miał kłopoty. Siedziałem sobie z Rogaczem, próbowałem uważać, ale ten nauczyciel nudził jak jeszcze żaden z tego przedmiotu. Wyjąłem pergamin, złożyłem samolot i zacząłem różdżką wodzić nim po klasie. Ten durny belfer nawet nic nie zauważył! Kretyn.
-Widziałeś Dor? - zapytał James.
-Nie, a co?
-Znowu gdzieś zniknęła...
-Może Ruda coś wie.
-Może. Daj to tutaj. - powiedział wskazując na samolot. Kiedy wylądował, naskrobał na nim kilka słów i puścił do Evans.


Lilka :
Gdzie jest ta Dorcas?! Przepadła jak kamień w wodę.
Nagle wylądował koło mnie ten głupi samolot, którym bawił się Black i wkurzał mnie już od ładnych trzydziestu minut. Samolocik sam rozłożył w prościutką kartkę i okazało się, że zawierał nabazgraną wiadomość od Pottera:

Cześć Evans! 
Widziałaś może gdzieś Dor? Nikt nie wie gdzie jest. 
Od tyłu wyglądasz bardzo ponętnie  ;)

Niech go Merlin pogoni, bo nie wytrzymam! Obróciłam się gwałtownie i rzuciłam mu mordercze spojrzenie.


On tylko poruszył brwiami w ten irytujący, zboczony sposób. Chwyciłam pióro i napisałam na odwrocie kartki :

Poszukam jej, a ty jesteś, obrzydliwy, zboczony i niewyżyty! 

Zaśmiał się pod nosem, kiedy przeczytał wiadomość. Przewróciłam oczami.
Lekcja dobiegała końca, a ja ciągle myślałam o tym uśmiechu. Od razu kiedy zadzwonił dzwonek, wybiegłam z klasy.
Słyszałam za sobą wołanie Potter'a, ale nie zamierzałam się zatrzymywać. Pomachałam mu ręką i pognałam do dormitorium. Po Dorcas nie było śladu ani tam ani w łazience. Następna była biblioteka, gdzie w desperacji postanowiłam zapytać o Dor bibliotekarkę, ale tylko pogoniła mnie różdżką. W drodze do sowiarni spotkałam Hagrida - on też nigdzie nie widział Meadowes. Rezygnując z godziny numerologii przeszukałam toalety na wszystkich piętrach, pobiegłam też na boisko, ale dalej nic. Zaczynałam powoli panikować. Co jeśli coś jej się stało? To nie było do niej podobne tak znikać bez śladu.
Zerwałam się z dwóch godzin Zielarstwa, szukając jej po całym zamku. W końcu przyszła pora obiadu i zmęczona poszłam do Wielkiej Sali, żeby nabrać sił do dalszych poszukiwań. Miałam nadzieję, że Dorcas też przyjdzie coś zjeść, ale niestety się zawiodłam. Z Zielarstwa przyszli Huncwoci i dziewczyny. Potter usiadł naprzeciwko mnie.
-I jak? - zapytał.
-Nie wiem, naprawdę nie wiem, gdzie może być. Przeszukałam cały zamek i nic. Nie mogę jej dalej szukać, bo mam durny referat na Transmutacje i McGonagall na pewno mi go nie odpuści.
-Meadowes ciągle się nie znalazła? - wtrącił się Black, spoglądając na mnie znad Proroka Codziennego. Pokręciłam głową.
-Jeśli się nie znajdzie do wieczora, możemy wszyscy razem jej poszukać. - zaproponował Remus i reszta od razu się zgodziła. Miałam nadzieję, że jednak do tego czasu się znajdzie.


***


Niestety. Na lekcjach byłam kłębkiem nerwów, nie potrafiłam się na niczym skupić. Nie miałam pojęcia, jak Black mógł być taki wyluzowany, kiedy wszyscy siedzieli jak na szpilkach. To w końcu też jego przyjaciółka. Czasy były niepewne. Za murami Hogwartu toczyła się wojna. Wolałam nie dopuszczać do siebie myśli, że Śmierciożercy mogli być też w szkole. Dorcas, na Godryka, gdzie ty się podziewasz?!
Lekcje dobiegły końca i wszyscy stanęliśmy w Sali Wejściowej.
-No dobra. Trzeba jeszcze sprawdzić na błoniach, przejść się korytarzami, może Pokój Życzeń...- zastanawiałam się.
-Cały czas się zastanawiam po co to wszystko. Na noc na pewno wróci do pokoju. - westchnął zirytowany Black. Zignorowaliśmy go - każdy poza nim się martwił. Co za nieczuły buc.
-Najlepiej jak się rozdzielimy. - zauważyła Mary. Miała rację. Alicja poszła z Frankiem i Syriuszem na błonia, Mary, Peter i Remus obiecali przejść się po piętrach, a przy okazji zajrzeć do Pokoju Życzeń, no a mi został Potter.
-My zajrzyjmy do lochów. - powiedział do mnie, kiedy reszta ruszyła na poszukiwania. Kiwnęłam głową i poszłam przodem. Kiedy chodziło o Dorcas byłam w stanie zakopać topór wojenny.
Przeszukaliśmy stronę Slytherinu, zaglądaliśmy do każdej klasy po kolei. James zajrzał nawet do Filtch'a. Ja zbyt się bałam, więc stanęłam tylko na czatach.
-Nie ma. Mamy przynajmniej pewność, że Filtch jej nie więzi i nie torturuje. - zażartował, a dreszcz strachu przebiegł mi po plecach.
-Gdzie teraz? Byliśmy już wszędzie!
-Spokojnie Evans, zostały nam jeszcze lochy Puchonów.
Za oknami było już ciemno, w zamku zapalały się pochodnie i świece, a ja czułam mrożący niepokój. Potter musiał to zauważyć. Kiedy schodziliśmy do lochów wziął mnie za rękę i mocno ścisną moją dłoń, żeby dodać mi otuchy. Ze zdziwieniem odkryłam, że jego bliskość zadziałała na mnie kojąco. Zupełnie nie tak jak zwykle.


Pierwszym miejscem, do którego poszliśmy była kuchnia. W ciemności widzieliśmy skrzaty krzątające się po nisko sklepionym pomieszczeniu, szykujące kolację. Rozejrzałam się dookoła, ale nic podejrzanego nie dostrzegłam. Już miałam wyjść, kiedy James zaczepił jednego skrzata.
-Nie chce wam przeszkadzać, ale mam pytanie.
-Czego pan sobie życzy, sir? - zapiszczało stworzonko.
-Czy widziałeś może tutaj blondynkę, średniego wzrostu, w szacie Gryffindor'u? - po tym pytaniu, skrzat zawahał się wyraźnie. Pochyliłam się nad nim.
-Jeśli coś wiesz, to proszę powiedz. Jesteśmy jej przyjaciółmi, martwimy się o nią. - powiedziałam, a skrzat wskazał na słabo oświetloną część kuchni, gdzie stały rozmaite szafki z garnkami, talerzami i patelniami.
Zerknęłam na James'a. Kiwnął głową, a ja poszłam sama w tamtą stronę. Skrzat podreptał za mną i wskazał na blat ukryty za wielkimi wyszorowanymi rondlami.
-Dor? - rzuciłam cicho w ciemność.
Przez chwilę panowała cisza, ale zaraz spod blatu dobiegł mnie jej cichy, przestraszony głos:
-Lily!
Uklękłam na ziemi i dopiero wtedy ją zobaczyłam. Kamień spadł mi z serca. Siedziała skulona w kącie, obejmowała nogi obiema rękami i cała się trzęsła. Na jej policzkach błyszczały łzy, a jej ogromne oczy były bardzo bardzo smutne. Wyciągnęłam do niej ręce.
-Dor, chodź do mnie. Razem się tu nie zmieścimy - powiedziałam, a ona przysunęła się do mnie i mocno mnie przytuliła. Rozpłakała się na dobre.
Nad jej ramieniem widziałam twarz Jamesa. Stał parę metrów dalej i przyglądał nam się z niepokojem. Uśmiechnęłam się do niego blado.
-Pójdę dać znać reszcie, że się znalazła. - powiedział cicho i wyszedł z kuchni.
Pomogłam Dorcas stanąć na nogach i razem ruszyłyśmy do wyjścia. Ciągle obejmowałam ją ramieniem. Już miałyśmy przejść przez dziurę po obrazie, kiedy Dor mnie zatrzymała. Spojrzałam się na nią ze strachem.
-Lily, tak się boję. Jemu naprawdę chodziło o mnie.






Linki do zdjęć: 
  • http://fanfiction.com.br/historia/470034/The_Veela_And_Your_Mate/capitulo/17/
  • https://www.tumblr.com/tagged/take-my-hand-gif

niedziela, 9 listopada 2014

rozdział 9

Lily :
Wszystkie zerwałyśmy się jak oparzone i zaczęłyśmy wpatrywać się w okno, w którym pojawił się błysk. Na początku myślałyśmy, że coś nam się przewidziało. Ale nie. Błysk zaraz się powtórzył.  Szybko zebrałyśmy rzeczy do toreb i biegiem ruszyłyśmy do zamku. Jak tak w ogóle można?! Skandal! To by było na tyle z miłego babskiego dnia. Musiałyśmy się natychmiast dowiedzieć, kto był naszym podglądaczem i po jaką cholerę to w ogóle robił. Aż ciarki mnie przechodziły po plecach, kiedy się nad tym zastanawiałam.
-Jak dorwę tego sukinsyna, to normalnie nogi z dupy powyrywam! - warknęłam, kiedy wspinałyśmy się po schodach na piętro. Chciałyśmy zakraść się najbliżej i przyłapać zbira na gorącym uczynku.
Byłyśmy już prawie na miejscu, już Dor naciskała klamkę do klasy, już go właściwie miałyśmy w garści. Nagle drzwi otworzyły się z takim impetem, że Dorcas walnęła tyłkiem o ziemię, a jakiś chłopak wystrzelił z klasy jak z procy i pognał korytarzem. Ruszyłam za nim w pościg. Po chwili Dorcas zrównała się ze mną. Nasz cel był jakieś dziesięć metrów przed nami, ale pomimo naszych ogromnych wysiłków, odległość wciąż się zwiększała. Nie miałam już siły, ale biegłam dalej.
Wpadłyśmy na korytarz pełen ludzi, ale mimo przeszkód nie zwolniłyśmy. Musiałam wiedzieć co to za podglądacz i czego od nas chciał. Z oddali zobaczyłam Huncwotów siedzących na parapecie. James, widząc tę gonitwę, zmarszczył brwi i wskazał nas chłopakom. Krzyczeli coś do nas, kiedy mijałyśmy ich z Dorcas, ale nie miałyśmy czasu na wyjaśnienia. Alicja i Mary zatrzymały się przy nich na chwilę, by złapać oddech i powiedziały o co chodzi. Kilka sekund później James i Syriusz wyprzedzili nas, zanosząc się głośnym śmiechem. Biegli o wiele szybciej niż my. Ludzie w popłochu ustępowali im z drogi. Po chwili dali ogromnego susa i z impetem wpadli na plecy naszego podglądacza, przewalając go na ziemię. Z ulgą zatrzymałam się, oparłam dłonie o kolana i próbowałam opanować oddech. W życiu się tak nie zmęczyłam. Dor trzymając się za żebra, podeszła do Potter'a i Black'a. Przygniatali do podłogi wyrywającego się, zakapturzonego chłopaka. Podniosłam głowę, obserwując jak rozwinie się akcja. 



Dorcas : 
Zapomniałam o bólu w klatce piersiowej i o krótkim, urywanym oddechu. Wyciągnęłam rękę i ściągnęłam kaptur z głowy tego gnojka. Zamrugałam szybko kilka razy i cofnęłam rękę. Nie wierzyłam własnym oczom. Spojrzałam się na chłopaków. Wszystkich wmurowało. James miał wysoko podniesione brwi, a na twarzy Syriusz wymalował się ogromny szok. W końcu niecodziennie powala się na ziemię własnego brata. 
-Regulus, co ty do cholery wyprawiasz? - zapytał Black, łapiąc go za poły bluzy.
-Mnie się pytasz? To ty na mnie przecież siedzisz. - powiedział młodszy z Black'ów, przestając się wyrywać. Wyswobodził się z oplatających go rąk i nóg, wstał, otrzepał ubranie i uśmiechnął się cynicznie. 
-Co się tak gapicie? - zapytał. Byłam zbyt zdziwiona, żeby sklecić chociaż jedno zdanie. Patrzyłam tylko to na Regulusa to na Syriusza, a w moim mózgu trybiki obracały się bardzo powoli. Zamiast mnie odezwała się Lilka. 
-Czego od nas chcesz? - warknęła. 
-Dlaczego miałbym czegoś chcieć od takiej brudnej szlamy jak ty? - zaśmiał się, obrzucając ją pogardliwym spojrzeniem.
-Hej! Kultury trochę, bo inaczej Filch do końca roku nie zetrze twoich resztek ze ściany - syknął James, robiąc krok w jego stronę.
Regulus tylko zaśmiał się pod nosem i spojrzał się na niego rozbawiony.


-Jestem przerażony - zakpił i obdarzył nas iście ślizgońskim uśmieszkiem.
-Dlaczego robiłeś nam zdjęcia? - zapytałam w końcu słabym głosem. Nadal byłam zdyszana po tym szalonym biegu i nie byłam wcale pewna, czy chcę usłyszeć odpowiedź na to pytanie. Kiedy tylko zobaczyłam, kto taki kryje się pod kapturem aż ciarki mnie przeszły. Wiedziałam w jakim towarzystwie obracał się Regulus Black. Nie byli to ludzie, z którymi chciałabym mieć cokolwiek wspólnego. Myśl, że robili nam zdjęcia i interesowali się nami była naprawdę niepokojąca.
-A robiłem? - zapytał nadal z tym swoim cwanym uśmieszkiem.
-Wiemy, że to byłeś ty. Widziałyśmy cię. - warknęła Lily cała czerwona ze złości.
-Nie macie dowodów.
-Ucieczka nie działa na twoją korzyść, wiesz?
Regulus przewrócił oczami. Wyglądał, jakby zaczynało go to nudzić.
-Niech wam będzie. Ale z waszej żałosnej czwórki, tylko jedna z was mogłaby mnie interesować - powiedział, uśmiechając się przebiegle.
To nie była żadna odpowiedź! To dawało jeszcze więcej wątpliwości. Zupełnie mi namieszał, już kompletnie nie wiedziałam, czy mam czuć ulgę, czy bać się jeszcze bardziej.
-Po co? - zapytałam, bo to było teraz jedyne pytanie, na które odpowiedź naprawdę mnie interesowała. 
-No to już jest moja sprawa. Tak czy inaczej, możecie być pewni, że nie chodziło mi o nią - pokazał na Lily, a we mnie się zagotowało. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, odezwał się Syriusz: 
-Zjeżdżaj, młody, bo napiszę matce, że uganiasz się za Gryfonkami. - po tych słowach Regulus wzruszył ramionami, odwrócił się na pięcie i poszedł do lochów. 
-Co za wstrętny gnojek - syknęła Lily. Miała zaczerwienione ze złości policzki, wyglądała jak tykająca bomba. Podeszłam do niej i wzięłam za rękę. Lepiej było, zniknąć z widoku wszystkich tych gapiów. Może dobrze, że Black szybko skończył tę dyskusję. Coraz więcej osób nam się przysłuchiwało. Huncwoci patrzyli się na nas z zaciekawieniem. Pewnie wypadałoby im coś wyjaśnić, ale nie miałam już na to siły. Pociągnęłam Lily za rękę i razem z Mar i Alicją wróciłyśmy do dormitorium. Wszystkie byłyśmy zmęczone, a głowy miałyśmy pełne myśli. Zapowiadała się noc babskiego gadania. 



Remus : 
Od tego zajścia na korytarzu Syriusz nie mógł usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż pięć sekund. To jeden z przypadków, kiedy niezmiernie się cieszyłem, że nie miałem rodzeństwa. Położyłem się na łóżku. Coraz częściej przyłapywałem się na tym, jak bardzo byłem zmęczony. Bolały mnie mięśnie, oczy bardzo szybko się męczyły, nie miałem apetytu, ani siły na naukę. Pojawiało się coraz więcej oznak zbliżającej się pełni. Oparłem głowę na poduszce i zamknąłem oczy. Pozwoliłem myślom płynąć. Niestety przywołało to tylko bolesne wspomnienia.
Tata wbiega do pokoju. Krzyczy. Mama szybko bierze mnie na ręce, biegnie, nagle uszy przeszywa mi rozdzierający wrzask. Mama się potyka i oboje lądujemy na twardych schodach. Jest przerażona. Nie rozumiem, co się wokół mnie dzieje. Do pokoju wpada jakiś ogromny stwór. Przypomina wilka, ale jest w nim coś niepokojącego. Jest bardziej dziki, emanuje od niego agresja i zło. Idzie w stronę mamy, powoli, powoli, jakby zaczaił się na ofiarę. Widzę, jak mama zamyka oczy, stwór podnosi szpony. Zaczynam płakać. Bestia odwraca się w moją stronę, pokonuje odległość między nami jednym susem. Ta przerażająca dzikość w oczach mrozi mi krew w żyłach. Zadaje jeden cios w głowę. Piecze mnie cała twarz, ogromny pysk jest tuż nad moją szyją i już czuję jak kły przebijają skórę. Kolejna fala przeszywającego bólu. Cały czas jestem przytomny, ale zbyt przerażony, żeby krzyczeć. Potem niebieskie światło rozjaśnia cały pokój. W jednej chwili podbiegają do mnie rodzice, wpadamy w zielone płomienie kominka, później wir i porażająca biel. Dalej tylko ciemność. 
Otworzyłem szybko oczy. Głowa mi pękała w szwach. 
-W porządku? - usłyszałem głos James'a. Zupełnie zapomniałem, że reszta jest w dormitorium. 
-Księżyc daje o sobie znać. - westchnąłem i usiadłem koło nich na kanapie. 
-Idź do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka ci coś da. - zaproponował Peter.
-To tylko ból głowy. - powiedziałem. Nie zamierzałem się nad sobą użalać.


-Ile nam zostało? - zapytał Łapa. 
-Cztery dni jeśli się nie mylę. - mruknął Rogacz. 
-Przydałoby się jeszcze przejść do Wrzeszczącej Chaty. - powiedział Wąchacz. 
-Po co? - zdziwił się Peter. 
-Oj Glizduś. Trzeba zbadać teren. Nie było nas parę ładnych miesięcy, to mogło się tam trochę pozmieniać. Możemy na przykład spotkać bogina, albo inne cuda. Wolę to załatwić przed pełnią, niż kiedy będę miał na głowie wilkołaka. - zaśmiał się Syriusz. 
-Idźcie sami. Ja zostanę. - mruknął Peter. 
-No co ty? Boisz się bogina? Jak chcesz możesz stać za nami, ale ominie cię niezła zabawa. - powiedział James. 
-Taa - mruknął Peter, co nie bardzo wiem czy znaczyło, że pójdzie, czy że zostanie.


-To jak się czujesz Luniaczku? Dasz radę pójść z nami na wyprawę antyboginową? - zapytał z przesadzoną troską w głosie Black. 
-Cudownie - powiedziałem bez przekonania. Nie zamierzałem siedzieć sam w dormitorium, kiedy inni mieli się nieźle bawić.


-No to komu w drogę, temu czas. - westchnął James i wszyscy czterej wstaliśmy z kanapy, zabraliśmy różdżki i ruszyliśmy do tajemnego przejścia.



Alicja :
Siedziałyśmy na łóżku Mary i rozmawiałyśmy o Black'u. Wszystkie miałyśmy setki pytań i żadnej odpowiedzi.
-Musimy znaleźć te zdjęcia. - powiedziała Dor.
-O nie, ja się nie wybieram do jaskini węży. - zapewniła nas Lily. Nie dziwiłam się jej, bo jeśli by nas złapali, to kto jak kto, ale ona miałaby największe kłopoty.
-To może być każda z nas. Nikt nie może wiedzieć, co mu tam w głowie siedzi. - powiedziała Dorcas.
-Powiedział przecież, że to nie ja. - zauważyła Lilka.
-Wierzysz mu?
-Nie, ale w tym przypadku raczej nie kłamał. To wielki, nadęty arystokrata, a ja jestem dla niego jak śmieć. To pewne, że nie chodzi o mnie.
Wszystkie siedziałyśmy cicho, rozmyślając o tej zagadce.
-Nawet jeśli znajdziemy zdjęcia i będziemy wiedziały o którą z nas mu chodzi, to nie dowiemy się po co mu to. - powiedziałam, a Dor zażartowała :
-Może się zakochał.
-Merlinie, nawet tak nie mów! - wzdrygnęła się Mary. - Moim zdaniem, może jedynie chodzić o ciebie.
Dorcas wytrzeszczyła na nią oczy.
-Merlinie, w życiu. - zaprotestowała.
-No...jeśli wykluczymy Lily, to ja i Ali chyba też odpadamy, nic nas nie wiąże z Black'ami.
-A mnie wiąże?
-Jakby na to nie patrzeć, spędzasz najwięcej czasu z Syriuszem. - powiedziałam, rozumiejąc do czego zmierza Mary.
-Prawie wcale nie spędzam czasu z Syriuszem. - szybko zaprzeczyła Dor.
-Ale i tak więcej niż my. Wiadomo, że Regulus i Syriusz raczej się nienawidzą. Może chce jakoś się na nim odegrać... Czy ja wiem? Trochę to naciągane, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.
-Raczej by do tego wykorzystał któregoś z Huncwotów. - powiedziała Dorcas, zupełnie odcinając się od myśli, że może chodzić tu o nią. Nie dziwiłam się jej. Żadna z nas nie chciała być tą szczęściarą. Regulus był ślizgonem z krwi i kości. Przyjaźnił się ze śmierciożercami i nie mógł mieć dobrych zamiarów.
Nagle Lily parsknęła śmiechem, a my spojrzałyśmy się na nią ze zdziwieniem.


-Wyobraźcie to sobie tylko! Co wieczór Regulus Black wyciąga spod poduszki zdjęcia gryfonek i całuje je na dobranoc!
-Jesteś chora - powiedziałam, ale wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. 



Peter :
James, Syriusz i Remus zarzucili na siebie pelerynę, a ja szybko zmieniłem się w szczurka. Dopiero niedawno opanowałem animagię. Czasem szło mi to topornie, ale tym razem dałem radę bez komplikacji. Pognałem korytarzem, wypadłem na błonia. Raz dwa znalazłem się przy Bijącej Wierzbie. Lekkie dotknięcie odpowiedniego korzenia i niebezpieczne drzewo znieruchomiało. Reszta po chwili była koło mnie i razem weszliśmy do tunelu. To było to co lubiłem w mojej zwierzęcej formie - byłem mały, praktycznie niezauważalny i szybki, zupełnie inny niż jako człowiek.
Zawsze wchodząc do Wrzeszczącej Chaty czułem dziwny niepokój. Nie lubiłem tego miejsca. Wzdrygnąłem się i ruszyłem dalej, puszczając ich przodem.
-Lumos - szepnąłem do różdżki i pisnąłem przestraszony, kiedy kilka nietoperzy obudziło się pod sufitem. Głowa Syriusza wychyliła się zza zakrętu korytarza, żeby zobaczyć, co spowodowało ten raban.


Zarumieniłem się i pobiegłem za nimi. Podłoga skrzypiała nam pod stopami, a wiatr za nieszczelnymi oknami wył, jakby dom był naprawdę pełen duchów.
W końcu dotarliśmy do pokoju, gdzie zawsze zaczynaliśmy każdą pełnię. Była to mała sypialnia, w której jedynymi meblami było duże, zapadnięte łóżko, kulawy stolik i szafa. Na ścianie wisiał nieciekawy obraz, ze ścian płatami odłaziła farba, a zasłony i pościel były poszarpane na strzępy.
Z szafy dochodziło lekkie stukotanie. Mieli rację. Bogin.
-To kto chce czynić honory? - zapytał Syriusz i wszyscy wyciągnęliśmy różdżki. - Glizdogonie?
Skamieniałem. Nie byłem tchórzem. Po prostu przeraźliwie bałem się tego, co tam siedziało.
-Nie dzięki, może ty? - starałem się opanować głos, ale nie wiele to dało. Znali mnie na tyle długo, żeby wiedzieć, kiedy się bałem.
Syriusz wzruszył ramionami, zrobił kilka kroków w kierunku szafy, a my cofnęliśmy się za niego.



Syriusz :
Spróbowałem zebrać myśli. Właściwie od trzeciej klasy i lekcji z boginem na Obronie Przed Czarną Magią nie zastanawiałem się czego najbardziej się boję. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Wtedy bałem się powrotu do domu i rodziców - cruciatusa rzucanego przez ojca, albo wymyślnych kar matki.  Jednak teraz, kiedy zostawiłem ich za sobą, nie miałem się czego bać. W takim razie co to mogło być?
Zatarłem ręce i przekręciłem klucz w drzwiach szafy. Byłem gotowy się dowiedzieć.
Długo nic się nie działo. Zdążyłem już pomyśleć, że skoro bogin się nie pojawia, to widać niczego się nie boję. Ale pojawił się. Bardzo powoli drzwi zaczęły się otwierać. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, nastawiająca mnie na czujność.


Najpierw zobaczyłem jedną nogę, a potem drzwi otworzyły się na tyle, że mogłem dostrzec twarz osoby, w którą przemienił się bogin.
-To są jakieś jaja? - zapytałem. Z szafy wyłoniła się Dorcas Meadowes, która spoglądała na mnie ze strachem. Obejrzałem się na chłopaków, ale ich twarze były tak samo zdziwione jak moja. Niby jak mogłem bać się Meadowes?! To raczej ona powinna bać się mnie!
Bogin zaczął iść w moją stronę. Trzymałem różdżkę w pogotowiu, ale czekałem jeszcze na to, jak rozwinie się akcja. Nic z tego nie rozumiałem i liczyłem na to, że bogin sam wyjaśni mi, czego tak bardzo miałbym się bać w Meadowes. Bogin wyciągnął zza pleców nóż i nadal zmierzając w moją stronę, zamachnął się porządnie, żeby zadać mi cios. Odruchowo odepchnąłem go od siebie. Poczułem się tak, jakbym zanurzył ręce po łokcie w lodowatej wodzie. Meadowes straciła równowagę i runęła przez okno. Podbiegłem szybko tam, żeby ją złapać, ale było za późno. Leciała i leciała w dół z rozłożonymi na boki rękoma.


Patrzyłem jak zahipnotyzowany na tą scenę. Przez chwilę głęboko uwierzyłem, że naprawdę to zrobiłem. Naprawdę ją skrzywdziłem. Na ułamek sekundy zabrakło mi powietrza i poczułem jakiś nieznośny ciężar opadający na dno żołądka.
Spojrzałem w dół na swoje ręce i zobaczyłem w nich różdżkę. Wtedy rzeczywistość powróciła do mnie z całą siłą, a ja przypomniałem sobie, że to tylko żart płatany przez bogina.
-Riddiculus! - krzyknąłem, a bieg sytuacji się odwrócił, kiedy Dorcas odbiła się od trampoliny i wróciła na podłogę Wrzeszczącej Chaty, jako pluszowy miś.
Gapiliśmy się na niego w milczeniu. Nikt nie wiedział co powiedzieć, wszyscy zbyt skonsternowani widokiem, który bogin nam przed chwilą zafundował. Żadnemu z nas nie było do śmiechu, więc nie mogliśmy całkowicie zniszczyć bogina. Odesłaliśmy go w jedyne miejsce, które nam przeszło do głowy - Grimmauld Place. Rodzice będą zachwyceni, pomyślałem z delikatną satysfakcją.
Do zamku wróciliśmy w milczeniu. 
-Możesz mi to wyjaśnić? - usłyszałem za plecami głos James'a.
Westchnąłem ciężko i wyciągnąłem papierosa. Byliśmy sami w dormitorium.
-Sam bym chciał wiedzieć, o co tu chodzi. - rzuciłem mu paczkę.
-No wiesz...z naszej perspektywy wyglądało to co najmniej strasznie.
-A z mojej niby nie? - nie chciałem na niego patrzeć. Nadal czułem dziwne zimno w całym ciele, kiedy wracałem myślami do tamtego widoku. Jeśli kiedyś bałem się rodziców, to tylko dlatego, że nie widziałem czegoś tak okropnego. Świadomość, że skrzywdziłem któreś z przyjaciół byłaby dla mnie zbyt dużym ciężarem. Nie zniósłbym tego.
-Słuchaj, ja wiem, że ty byś nigdy nic jej nie zrobił, ale muszę cię uprzedzić. Dorcas jest dla mnie jak rodzina. Wiesz o tym. Jeśli cokolwiek jej zrobisz, to stary ja ci obiecuję, nigdy ci tego nie daruję. - powiedział Rogacz i odpalił papierosa różdżką.
-Nigdy bym jej nie tknął. - powiedziałem, zaciągając się dymem.
-Nie mam na myśli tylko takiej krzywdy. Wiem, że byś jej nie zaatakował. Ale wiem też, że każda dziewczyna, którą wziąłeś na celownik skończyła ze złamanym sercem...
-Nie prawda! - żachnąłem się, patrząc na niego spode łba. Bez przesady. Chyba nie byłem aż takim draniem.
-Wymień chociaż jedną, z którą było inaczej. - James uśmiechnął się do mnie przekornie.
Zastanowiłem się chwilę. Może i miał rację. Może jednak znał mnie ciut lepiej.
-No widzisz. - powiedział - dlatego sorry Wąchaczu, ale do Dor nie podbijaj.
-Ja nigdy nie podbijam. Same przychodzą. - powiedziałem niewinnie.
-Powiedział największy podrywacz w szkole. - zaśmiał się Rogacz. - Ale dobra. Jeśli mowa o podbijaniu, to idę szukać Evans. Jeszcze z nią nie skończyłem. - uśmiechnął się raz jeszcze na zgodę. Zgasił niedopałka i wyszedł z pokoju.
Położyłem się na łóżku i westchnąłem ciężko. Można by założyć, że ta wizja odnosiła się do każdego z moich przyjaciół. Że tylko przypadkowo była tam akurat Meadowes. Wolałem wierzyć w tę wersję.






Linki do zdjęć: 
  • http://vampire-diariesrpg.skyrock.com/
  • http://www.fitbie.com/2014/08/26/signs-you-practically-live-gym
  • http://jaffapoops.tumblr.com/post/32063095068/andrew-garfield-gifs-part-three
  • http://allzeegifs.tumblr.com/post/15561120719/jamie-bell-part-1
  • http://rping-gifs-for-you.tumblr.com/post/22661373669/karen-gillan-gifs
  • http://rpgifhelper.tumblr.com/post/34859664967/ben-barnes-gifs
  • http://cake-rpc.tumblr.com/post/27349844754/amanda-seyfried-a-decent-gif-hunt-pt-1

sobota, 11 października 2014

rozdział 8

Lily :
Sobota. Kolejny tydzień minął jak z bicza strzelił, a tyle się wydarzyło.
Zwykle budziłam się przed resztą, więc na palcach poszłam do łazienki i zaczęłam przygotowania. Dzisiaj wypadał nasz babski dzień. Wyczekiwałam go od dawna, bo potrzebowałam odpoczynku od spraw sercowych i skupienia się na samej sobie. Od dzieciństwa raz na jakiś czas ja, Dorcas, Alicja i Mary poświęcałyśmy jeden calutki dzień na relaks we własnym gronie. Jedzenie, spacery po hogwarckich błoniach, zakupy, albo wieczór komedii romantycznych na ulepszonym magią odtwarzaczu CD... proste przyjemności, ale kochałam te dni całym sercem.
Pogoda za oknem była przepiękna, więc zapowiadał się idealny dzień. Mogłyśmy poleniuchować na błoniach, a może nawet popływać w jeziorze. Byleby spędzić miłe 24 godziny bez osobników płci przeciwnej. Wyszłam z łazienki i zabrałam się za ostrożne budzenie dziewczyn.
-Heeej! Wstawać! Babski dzień czas zacząć! - zawołałam. Zaraz potem wszystkie jednocześnie rzuciły się do drzwi łazienki. Zwyciężyła Dorcas i pokazując dziewczynom język, zniknęła za drzwiami.
-To co dzisiaj robimy? Może coś na zewnątrz? Dzisiaj jest tak pięknie. - zaproponowałam.
-Dobra, ale najpierw śniadanie. - oznajmiła Alicja i zaczęła grzebać w szafie.
-Zamierzasz się stroić? Jak dla mnie antymęski dzień oznacza też antymodny. Ubiorę się w dres, albo zostanę w piżamie. - powiedziała Mar, siadając z powrotem na łóżku. Alicja zrobiła minę, jakby nie do końca jej to odpowiadało. Od zawsze kochała ubrania.
-No dobra, jakoś to zniosę. Ale co jemy?
-Zróbmy coś same! Chodźmy do kuchni! - usłyszałyśmy wołanie Dorcas z łazienki.
-Ja jestem za. - powiedziała Al, a kiedy Dori wróciła do dormitorium, pognała się przygotować.
-Eeeej! - krzyknęła Mary, a Alicja zaśmiała się mówiąc, że przecież sama chciała zostać w piżamie.
-No to jak? Idziemy do kuchni, a potem się zobaczy? - upewniłam się.
-Tak, tak, ale najpierw musicie na mnie poczekać, bo ta wredna małpa zajęła mi łazienkę. - powiedziała Mary, udając oburzenie.



Mary : 
Kiedy wszystkie byłyśmy gotowe, zeszłyśmy do puchońskich lochów, a potem przez obraz z owocami weszłyśmy do kuchni. Jak zwykle Skrzaty od razu stłoczyły się wokół nas zwartą grupą. Szybko wyjaśniłyśmy im sytuację i ustąpiły nam miejsca.
Zabrałyśmy się za śniadanie. Gotując, cały czas rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy. Na szczęście Alicja podkradła aparat Franka, więc mogłyśmy wszystko elegancko udokumentować.



Wszystkie pyszności, które zrobiłyśmy, zapakowałyśmy do ogromnego piknikowego kosza, który Lily przetransmutowała z puszki po sosie pomidorowym i ruszyłyśmy na błonia. 
Kiedy dotarłyśmy na plażę przy jeziorze, było koło południa. Kilka osób taplało się w wodzie, albo opalało, ale udało nam się znaleźć odosobniony kącik. Alicja i ja nie miałyśmy już siły na wygłupy, więc położyłyśmy się plackiem na trawie i zamknęłyśmy oczy. Słońce przyjemnie grzało i trzeba było to wykorzystać. Była już połowa września, więc lada dzień można się było spodziewać załamania pogody. Z oddali słychać było śmiechy i krzyki pierwszaków, drzewa Zakazanego Lasu szumiały przyjemnie na wietrze, a ja mogłam się wreszcie zrelaksować. Nagle niedaleko mojego ucha ktoś zaczął głośno piszczeć. Otworzyłam niechętnie oczy. Okazało się, że to Dorcas i Lily, które wcale nie miały ochoty na słodkie leniuchowanie. Zaczęły biegać po błoniach, wygłupiać się i śmiać do rozpuku.
-Wariatki - skwitowała to pod nosem Alicja i zaczęła robić im zdjęcia.

indie image


Dorcas : 
Rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i oglądałyśmy chmury na niebieściutkim niebie. Po tych paru tygodniach nauki zaczęłam już trochę tęsknić za wakacyjnym nieróbstwem i ten dzień był mi bardzo potrzebny.
-Mogłoby tak być codziennie. - westchnęła Lily. W duchu się z nią zgodziłam, bo ten dzień był po prostu idealny. Żadne problemy nie miały teraz znaczenia, wszystko było takie proste.
-Zgłodniałam - mruknęłam tylko i sięgnęłam do naszego piknikowego koszyka.
-Mar, Ali, chcemy jeść! Idziecie?
-No Dor, pora na spowiedź. Powiedz jak tam spisuje się nasz Jasper? - zapytała Alicja, siadając obok nas. Poruszyła zabawnie brwiami.
-Hej! Dzień bez facetów! Nie rozmawiamy o tym! - zawołała Evans, wymachując oskarżająco palcem.  Zaśmiałam się na ten widok, ale ucieszyłam się, że jeszcze chwilę mogłam trzymać to dla siebie. Z Jasperem dopiero się poznawaliśmy i nie chciałam zapeszać, opowiadając wszędzie naokoło, że jest po prostu cudownie.
-Oj, dobra. - Al przewróciła oczami - ale i tak to z ciebie wyciągnę - powiedziała, a jej spojrzenia upewniło mnie w tym, że naprawdę będę musiała się gęsto tłumaczyć.


-W życiu ci się to nie uda - zaśmiałam się, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że prawdopodobnie jutro rano jej wszystko wypaplam. Lily słysząc moją odpowiedź, zaczęła się perliście śmiać, a jej śmiech ma to do siebie, że zawsze jest zaraźliwy. Chwilę później śmiałyśmy się wszystkie, choć żadna z nas nie wiedziała z czego.
Całe popołudnie było takie miłe, że nie miałyśmy ochoty w ogóle wracać do zamku. Zbliżała się pora obiadowa i wszyscy maruderzy opuścili błonia. Tylko my jeszcze wylegiwałyśmy się na trawie i zaczęłyśmy się głośno zastanawiać, czy chce nam się stąd ruszać. Nagle zauważyłam coś dziwnego w jednym z zamkowych okien. Zmrużyłam oczy i skupiłam wzrok na tamtym punkcie. Chwilę wypatrywałam tego charakterystycznego mrugnięcia, ale po paru minutach musiałam uznać, że po prostu mi się przewidziało. Jednak kiedy już miałam odwrócić wzrok, to znowu się stało. W oknie mrugnął mocny błysk i aż zerwałam się na równe nogi. Nikogo poza nami nie było w pobliżu. Wniosek był więc jeden. Ktoś po kryjomu robił nam zdjęcia.










Linki do zdjęć : 
  • http://www.bustle.com/articles/9266-adam-brody-leighton-meesters-engagement-gives-us-a-reason-to-fantasize-about-a-seth-cohen
  • https://hipindie.tumblr.com/
  •  https://eternalroleplay.tumblr.com/post/160601419702/couple-faceless-gif-hunt
  • http://fuckyeahcarey.tumblr.com/
  • https://pl.pinterest.com/pin/582794008035566821/
  • http://bethany-rph.tumblr.com/post/39640640762/blair-waldorf-smiling-being-happy-gif-hunt
  • http://wifflegif.com/gifs/208857-camera-flash-gif
  • https://weheartit.com/entry/310063061

piątek, 26 września 2014

rozdział 7

James :
Kompletnie nie rozumiałem, co tu się ostatnio działo. Wszyscy zachowywali się podejrzanie i miałem tego szczerze dość. Lily nie opuszczała Dorcas na krok i rzucała tylko rozeźlone spojrzenia na Syriusza. Dor często się z nim kłóciła, ale nigdy jeszcze tak ostro jak wczoraj. To było coś zupełnie nowego. Wiedziałem, że Łapa miał teraz dużo spraw na głowie, odkąd został wplątany w tę aferę małżeńską. Po śniadaniu dosłownie wyparował i nie pojawił się na lekcjach aż do przerwy obiadowej. Dorcas za to chodziła od śniadania cała w skowronkach. Wszyscy byli pod wrażeniem tych kwiatów, ale dziewczynom już kompletnie odbiło. Na lekcjach bez przerwy było słychać podekscytowane szepty, kiedy wymieniały się nowymi informacjami na temat krukońskiego ścigającego.
-Cześć, Mary! - zawołałem, widząc w oddali na korytarzu jej jasne włosy. Podniosła spojrzenie znad  książki i uśmiechnęła się do mnie.
-O, hej! Nie zauważyłam cię.
-Słuchaj...może ty wiesz o co chodzi Lily i Dorcas? Dziwnie się zachowują. - powiedziałem, a jej od razu zabłyszczały oczy.
-Oj no nie mów, że nic nie wiesz! Nie widziałeś tego kolesia, który przysłał Dori kwiaty na śniadaniu? - zapytała podekscytowana, a ja przewróciłem oczami.
-No jasne, że widziałem, ale o to całe halo?
-No bo oni się umówili na jutro! Dor wczoraj miała na maksa zły dzień, a tutaj Merlin się do niej uśmiecha. Rozmawiałyśmy z Jasper'em i jest mega fajnym gościem. Powiedział, że zwrócił na Dor uwagę jeszcze w pociągu z Londynu. Te kwiaty to taki słodki gest... - Mary gestykulowała żywo, aż jej książka wyleciała z ręki.
Pokiwałem powoli głową. Nadal nie udzielała mi się ta gorączka, która wszystkich najwidoczniej ogarnęła. Nie byłem przekonany, czy ufam temu całemu Jasper'owi. Kto w tych czasach podrywa dziewczynę w taki sposób? No ale może doszukiwałem się dziury w całym. Jeśli rzeczywiście był taki super, to może powinienem się po prostu cieszyć szczęściem Dor.
-No dobra, dzięki. - powiedziałem i ruszyłem na błonia na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Pod chatką Hagrida stał już mały tłumek, a wśród nich również Syriusz.
-Siema, stary. - powiedziałem, siadając koło niego na ziemi.
-Cześć. - odparł, ale nie podniósł nawet głowy. Z ogromną zawziętością skubał źdźbła trawy.
-Co jest?
-Nic. A co ma być?
Przewróciłem oczami. Miałem już dość tego dnia. Czy z nikim już nie dało się normalnie pogadać? Syriusz westchnął.
-Gadałem z Dromedą. - powiedział po chwili ciszy.
-No i co?
-Nic. Powiedziała, że napisze do tego swojego kochasia. Teraz czekamy na odpowiedź. - wzruszył ramionami. Uśmiechnąłem się i klepnąłem go w plecy, żeby go trochę podbudować.
Postanowiłem jeszcze spróbować z innej strony.
-Widziałeś tego chłopaka Dor? - zagadnąłem. Liczyłem trochę na to, że temat tak nakręcający całą resztę, zadziała i na niego.
-Chłopaka? To już oficjalnie? - zapytał bez cienia zainteresowania.
-Czy oficjalnie to nie wiem, ale Mary twierdzi, że się umówili. - powiedziałem, a Łapa cicho prychnął. Chyba moja strategia nie działała najlepiej.
-Mówią, że jest w jej typie. Ma na imię Jasper. Rok temu graliśmy z nim ostatni mecz - ciągnąłem - Fajnie by było, gdyby Dor w końcu trafiła na kogoś porządnego.
-Super. - odparł Syriusz. Wstał z ziemi, otrzepał szatę z trawy i nie czekając na mnie, odszedł w stronę reszty klasy.


Alicja :
-Merlinie, jestem taka ciekawa, jaki im jutro pójdzie. Jak myślisz? - zapytałam się Mary, kiedy razem czesałyśmy grzywę jednorożca.
-Na pewno super! Kojarzą mi się trochę z tobą i Frankiem. - odpowiedziała i uśmiechnęła się rozmarzona.
-Jak to?
-Oj wszyscy przecież wiedzą, że po skończeniu szkoły od razu weźmiecie ślub! Trzymam kciuki za Dor. - powiedziała, a ja cała oblałam się rumieńcem.
-To wcale nie jest takie pewne. W sensie z tym naszym ślubem. - wymamrotałam.
-Proszę cię. Jesteście parą idealną. Mogę się założyć, że tak się to skończy.
Godryku, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale kiedy już to sobie wyobraziłam, nie mogłam otrząsnąć się z tych myśli. Byłoby cudownie. Frank sprawiał, że czułam się najszczęśliwsza na świecie. Niczego nie pragnęłabym bardziej niż, żeby nasz związek przetrwał w dorosłym życiu. Mary uśmiechała się do mnie, jakby była całkowicie pewna tego, co mówi.




Syriusz :
No i z czego się oni wszyscy tak cieszyli? Po co się nakręcać? Przecież to zwykłe kwiaty i nic więcej. Krukon nie był nawet przystojny, a kwiaty to nie oświadczyny. Siedziałem na murku na skraju Zakazanego Lasu razem z innymi chłopakami. Niedaleko stali Rogacz, Glizdogon i Lunatyk. Nie miałem ochoty do niech podchodzić, bo nie miałem zamiaru wysłuchiwać kolejnych rewelacji o cudownym Jasperze. Rozumiem jeszcze dziewczyny, ale oni? Nie zdziwiłbym się, gdyby tamtemu typkowi chodziło tylko o jedno. Czym się tu tak ekscytować? Dla James'a Dorcas była jak siostra. Tym bardziej na jego miejscu wziąłbym faceta pod lupę, a nie łykał naiwnie te wszystkie słodkie słówka, uśmieszki i kwiatki.
-No dobra! Kończymy na dzisiaj! Na następnych zajęciach będzie coś dla chłopaków! Szczęki wam opadną. Możecie wracać do zamku! - zawołał Hagrid i zaczął zaganiać jednorożce do zagrody. Ruszyłem szybkim krokiem daleko z przodu. Byle dalej od tej rozchichotanej gromady. Od strony zamku dobiegały jakieś krzyki. Podniosłem głowę i zobaczyłem Bellatrix idącą zamaszystym krokiem w moją stronę. Darła się na całe gardło, w jednej ręce ściskała różdżkę, a w drugiej pomięty pergamin.
-Ty plugawy zdrajco! Śmierdzący dupku! - dobiegła do mnie i zaczęła wydzierać mi się prosto w twarz. Uniosłem brwi i czekałem, aż skończy z tymi epitetami i przejdzie do rzeczy. Dookoła nas zebrała się grupka gapiów. Za Bellą przybiegły jej ślizgońskie służki, a po trawiastym zboczu już wspinała się reszta gryfonów.
-Można wiedzieć o co ci chodzi? - zapytałem spokojnie, kiedy na chwilę się zamknęła.
-Nie waż się do nas więcej zbliżać! Jakim prawem mącisz jej w głowie?! Ona jest już dla kogo innego! - wrzasnęła. Cała trzęsła się ze złości.
-Wierz lub nie, ale nie mam bladego pojęcia o czym mówisz. - uśmiechnąłem się do niej, żeby jeszcze trochę się z nią podrażnić. Tak łatwo było ją wyprowadzić z równowagi. Zawsze była trochę szalona.
-Nie zbliżaj się do nas więcej, albo pożałujesz!
-Tak? Skarbie, a co ty mi możesz zrobić?
-Nawet sobie nie wyobrażasz. - syknęła i wbiła mi różdżkę w szyję.
-Czy ja wiem? Znamy się już trochę czasu. - zaśmiałem się.
-Zamknij się, dupku! Nie jesteś nawet tyle wart, żebym napluła ci na buty. - jej głos z wrzasku przeszedł do złowieszczego szeptu. Uśmiechnąłem się cynicznie.
-To może i lepiej. Całkiem lubię swoje buty.
-Ty śmierdzący zdrajco. Ty wstrętny... - znowu zaczęła się nakręcać. Przewróciłem oczami.
-Stara śpiewka. Skończyłaś? Trochę się spieszę.
-Wara ci od naszej rodziny. - warknęła i odwróciła się na pięcie. Zamaszystym krokiem pomaszerowała do zamku, a jej służki podreptały za nią, obrzucając mnie jadowitymi spojrzeniami.


Przez chwilę patrzyłem za nią. Jej groźby nie robiły na mnie wrażenia. Byłem tylko ciekawy, skąd dowiedziała się o moim kontakcie z Andromedą. Po chwili zorientowałem się, że upuściła pomięty skrawek pergaminu. Podniosłem go z ziemi i zobaczyłem list pisany na maszynie.

Kochana Dromedo, 
przeczytałem Twój list i szczerze nie mam pojęcia, co mogę powiedzieć. Pamiętam jak wspominałaś, że Twoja rodzina jest bardzo surowa, ale nie miałem pojęcia, że jest aż tak źle. Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? Nie musiałaś się obawiać, że nie zrozumiem. Przecież powiedziałaś mi już, że jesteś czarownicą, a ja ci uwierzyłem. Współczuję Ci z całego serca i mam nadzieję, że sobie poradzisz. Pytałaś mnie, czy to, że prawdopodobnie Twoja rodzina nigdy mnie nie zaakceptuje, a Ty zostaniesz wydziedziczona zmienia moje uczucia co do Ciebie. Odpowiedź jest oczywista - nigdy, przenigdy! Andromedo Irmo Black, kocham Cię i zawsze będę Cię kochać, niezależnie od tego jak popieprzone są nasze rodziny. Znasz już moje stanowisko, więc teraz ostateczna decyzja zależy już tylko od Ciebie. Mam nadzieję, że Twoja 'kochana' rodzinka nie będzie robiła problemów z powodu naszych listów. Tęsknię za Tobą. 
Ted
P.S. Wybierz mądrze :)

A więc wszystko stało się jasne. Teraz trzeba było zastanowić się co dalej. Westchnąłem ciężko. Podniosłem spojrzenie i dopiero zorientowałem się, że cała klasa gryfonów stoi nadal obok i patrzy się na mnie ze zdziwieniem.
-Na co się gapicie? Przedstawienie skończone - zawołałem, a oni od razu wrócili do swoich spraw. Spojrzałem się jeszcze raz na list. Proszę bardzo. Oto kolejny problem na mojej liście.




Linki :
  • http://www.pichaus.com/+merlin+gif+quote/
  • http://careymulliganspain.tumblr.com/page/23

wtorek, 16 września 2014

rozdział 6

Lily:
Źle spałam tej nocy. Co chwila się budziłam, było mi niewygodnie i miałam dziwne sny. Aż dziw, że nie obudziłam tym swoim wierceniem Dorcas, która tym razem spała ze mną. Na szczęście jej nie było tak łatwo obudzić. Do późna rozmawiałyśmy o naszych problemach z płcią przeciwną, więc spała teraz iście kamiennym snem.
Obudziłam się znowu koło szóstej i nie widziałam sensu w tym, żeby znowu próbować zasnąć. Wyjęłam z szafy mundurek i ruszyłam do łazienki się ogarnąć. Kiedy wróciłam do dormitorium, dziewczyny już nie spały. Al i Dorcas miały bardzo zaspane miny i gapiły się bez życia na deszcz za oknem. Mary już nie było.
-Łazienka wolna. - powiedziałam, rzucając piżamę na łóżko. Zepchnęłam Dor z materaca i zabrałam się za rozplątywanie kłębu kołder i prześcieradeł.
-No w końcu! - zawołała Alicja. Porwała ubrania i pognała do toalety jakby się gdzieś paliło.
-Wiesz gdzie tym razem podziewa się Mar? - zagadnęłam Dorcas.
-Obstawiam bibliotekę - odparła, wzruszając ramionami. Gdybym miała się zakładać, pewnie też bym na to stawiała. Mary miała w zwyczaju znikać bez wieści na długie godziny i zazwyczaj w takich przypadkach znajdywałyśmy ją w jakimś kącie między regałami obłożoną starymi księgami.
Ali wróciła do dormitorium. Usiadła przed lustrem i zabrała się za makijaż. 
-Biblioteka? Przed śniadaniem? I to w drugim tygodniu zajęć? Trzeba coś z tym zrobić. - mruknęła, kręcąc głową z dezaprobatą. 
-Popieram. - powiedziałam, zakładając na ramię torbę. 
-Znając Mary pewnie zacznie zimować w tych książkach.
-Biedna Macdonald. Co ona by bez nas zrobiła. To co, idziemy? - zapytała Ali, kończąc malować usta.
-Już? Ale ja wciąż wyglądam jak straszydło - jęknęła Dorcas, pośpiesznie wiążąc buty.
-Ali będzie dziś piękna za nas wszystkie - powiedziałam, a Al uśmiechnęła się do mnie słodko i posłała mi całusa.
-Oj tam. Dla mnie wy jesteście najpiękniejsze.


Zaśmiałam się. Łatwo było jej mówić. Ona jako jedyna potrafiła znaleźć rano czas na coś takiego jak makijaż i tylko jej jednej z nas wszystkich udało się znaleźć jakiegoś porządnego faceta. Byli tacy szczęśliwi z Frankiem, a ja nie mogłam się wciąż nadziwić skąd biorą się tacy normalni chłopcy. Po zastanowieniu jednak, nie mogłam się sobie samej dziwić, skoro moje kontakty z płcią przeciwną ograniczały się w dużej mierze do Huncwotów. Im daleko było do normalności.
Kiedy wszystkie byłyśmy gotowe, ruszyłyśmy do biblioteki. Powoli kluczyłyśmy między regałami, unikając spojrzenia złowrogiej bibliotekarki. Zaglądałyśmy do wszystkich działów po kolei, ale po Mary nie było ani śladu. Nagle zamiast na Macdonald natknęłyśmy się na Longbottoma.
-Cześć dziewczyny. - powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu i czule pocałował Ali na dzień dobry. 
-Widziałeś gdzieś Mary? Znowu zaginęła. - wymruczała Alicja, obejmując go za szyję.
-Taaaak. Chyba gdzieś w dziale zielarskim. Ale raczej nie kontaktuje ze światem. - zaśmiał się Frank.
-Cała Mary. No to my lecimy. Musimy zgarnąć ją na śniadanie - powiedziałam i ruszyłam we wskazanym kierunku. Uszłyśmy z Dor już parę ładnych kroków, kiedy się zorientowałyśmy, że idziemy same, a Alicja nadal stoi tam gdzie stała - przyklejona do Franka. Odchrząknęłam głośno.
-Al. Idziesz? - szepnęłam. Uśmiechnęłam się przepraszająco do bibliotekarki, która łypała na mnie groźnie.
-Chyba poradzicie sobie beze mnie... - Alicja uśmiechnęła się błagalnie. Cholerni zakochani. Westchnęłam głośno i pokręciłam głową z rezygnacją.
-Zdecydowanie nie można jej zarzucić, że ma silną wolę - zaśmiała się Dorcas.
-Na pewno nie jeśli chodzi o Franka. - westchnęłam i ruszyłyśmy we dwie do działu zielarskiego.
Rzeczywiście. Nasza zguba szybko się znalazła. Siedziała oparta o regał i mruczała coś pod nosem, czytając dużą pożółkłą książkę.


-Hej, Mary - Dorcas podeszła do niej i zajrzała jej przez ramię. Macdonald wzdrygnęła się gwałtownie na dźwięk jej głosu i podniosła rozkojarzone spojrzenie.
-Merlinie, nie zauważyłam was. Co wy tu robicie? Chyba jeszcze nie było nawet śniadania.
-Co ty nie powiesz... - zaśmiałam się, wyciągając jej książkę z ręki.
-Mar, przeprowadzamy koleżeńską interwencję. Marsz do Wielkiej Sali.
-Nie, nie. Ja tylko skończę rozdział i pójdę. Obiecuję. Dajcie mi tylko skończyć...
-Nie obiecuj, bo i tak ci nie uwierzymy. Najpierw skończysz jeden rozdział, potem następny i obudzisz się dopiero na kolację. - zaśmiała się Dorcas, chociaż taki scenariusz był wielce prawdopodobny.
Mary przewróciła oczami, ale wepchnęła nieskończoną książkę do torby i poszła za nami.
-No dobra. To gdzie zostawiłyśmy Al? - zapytałam, rozglądając się we wszystkie strony.
-Tam. - Dorcas machnęła ręką w prawo.
Dział Historii Magii nie należał do często uczęszczanych zakątków biblioteki. Było tam cicho i spokojnie, nikt nie przeszkadzał. Idealne miejsce dla takich dwóch zakochanych gołąbków jak Alicja Richards i Frank Longbottom...

Znalezione obrazy dla zapytania library kiss gif

-Brak mi słów. Naprawdę. - westchnęłam i klasnęłam głośno w ręce. Para oderwała się od siebie, a bibliotekarka fuknęła na mnie zza regałów.
-No i po co ty tyle tej szminki rano waliłaś?



Syriusz : 
Siedziałem z resztą Huncwotów w Wielkiej Sali jedząc śniadanie, kiedy do środka wkroczyły dziewczyny i Frank. Dorcas szła na końcu grupy, rozmawiając cicho z Mary. Próbowałem coś odczytać z jej twarzy, ale gdy tylko mnie zauważyła, przybrała maskę chłodnej obojętności. Usiadła po drugiej stronie stołu, otoczona z każdej strony przyjaciółkami. Już ani razu na mnie nie spojrzała. Nie zamierzałem się prosić o uwagę.
Poczta wleciała do sali jak zwykle pod koniec śniadania. Zauważyłem puchacza matki, który pofrunął prosto do Regulusa. Niósł wielką paczkę z domu, najprawdopodobniej pełną słodyczy, albo czegoś równie umilającego życie - czegoś o czym ja nawet nie mogłem marzyć. Spodziewałem się, że tak będzie. Jego będą obsypywać prezentami, a ja mam na to patrzeć i cierpieć. Niczego od nich nie chciałem.
Wbiłem spojrzenie w talerz i skupiłem się na śniadaniu. Do naszego stołu też podleciało kilka sów, ale mało mnie to interesowało. Jedna usiadła koło Evans. Lily dostała od kogoś list, szturchnęła Dorcas i razem przeczytały go śmiejąc się cicho. Po chwili jednak uśmiech na twarzy Meadowes przeszedł w zdziwienie, gdy na jej ramieniu wylądowała sowa. W dziobie trzymała bukiet różowych róż. Przez chwilę Dorcas patrzyła się na bukiet zupełnie skonsternowana. Nie tylko ja ją obserwowałem. Dziewczyny aż podskakiwały na miejscach z podekscytowania, a James wyciągał szyję, żeby zobaczyć, o co chodzi.
-Ale piękne - doleciało do mnie głośne westchnienie Alicji. Wszystkie dziewczyny pokiwały gorliwie głowami.


Rozejrzałem się po Wielkiej Sali, zastanawiając się, od kogo mogła być przesyłka. Ślizgoni odpadali - tak samo jak Puchoni byli zajęci swoimi sprawami. Zanim zdążyłem przeskanować pozostałe domy, Meadowes wyjęła z bukietu liścik i jej wzrok powędrował w stronę stołu Krukonów. Przez sekundę wypatrywała kogoś w tłumie, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko i cała oblała się rumieńcem.
Podążyłem za jej spojrzeniem i zobaczyłem wysokiego chłopaka. Pamiętałem go. Był ścigającym Krukonów i cholernie dobrze grał.
Wstał i ruszył w naszą stronę. Nie podobał mi się jego pewny siebie uśmieszek.






Linki do zdjęć : 
  • http://sm-gifs.tumblr.com/post/36159721335/selena-blowing-sending-kisses-gifs
  • http://dealwithdarkness.tumblr.com/post/113678568901/dealwithdarkness
  • https://weheartit.com/entry/120663631
  • http://www.criticalpages.com/tag/kiss-in-library/
  • https://www.tumblr.com/tagged/good-amethyst

niedziela, 14 września 2014

rozdział 5

-Andromeda? Co ty tu robisz? - Syriusz aż wstał ze zdziwienia, kiedy dziewczyna weszła do pokoju.
-Chciałam z tobą porozmawiać, ale jeśli to nieodpowiedni moment, to ja...
-Nie, nie, nie! Usiądź. - wskazał jej wygodny fotel. Usiadła, a on zajął miejsce naprzeciwko.
-O co chodzi?
-Rozmawiałeś dzisiaj z Bellą i Cyzią... - zaczęła cicho. Wszyscy obecni w pomieszczeniu przyglądali się jej z zainteresowaniem. Jeszcze nigdy nie odwiedził ich nikt z rodziny Black. Oni z reguły raczej się nienawidzili. Jak się nad tym dłużej zastanowić, to w ogóle nie odwiedził ich nigdy żaden ślizgon. Dlatego obecność Andromedy Black w pięknej zielonej sukience, z rodowym pierścieniem na palcu była w ich gryfońskim dormitorium czymś naprawdę osobliwym.
-Jeśli tylko można to nazwać rozmową. - odparł Syriusz, wpatrując się w kuzynkę.
-Możesz mi wyjaśnić o co chodzi? Rozumiem, że od kiedy jestem uznawany za zdrajcę, nie powinnyście się ze mną zadawać, dlatego nie będzie przesadą, jeśli powiem, że twoja wizyta jest tutaj raczej niespodziewana. Ale ta cała rozmowa z Bellą... to było dziwne. Cyzia wyglądała jakby się bała. - Łapa wiedział, że po ucieczce z domu wszystko się zmieni. Rodzina skrzętnie wymazywała ze swojej historii wszelkie pozostałości po zbuntowanych jednostkach. Jednak mimo swojej ogromnej niechęci do świata Black'ów, nie mógł pozostać obojętny. Bardzo chciał się dowiedzieć, co się zmieniło w jego rodzinie, odkąd uciekł. Coś złego się tam działo i ta myśl nie dawała mu spokoju.
-Bo się bała. - szepnęła Andromeda, uciekając spojrzeniem od jego twarzy.
Syriusz uniósł brwi. Już chciał coś powiedzieć, kiedy dziewczyna zerwała się z fotela.
-Nie powinnam tu przychodzić. To był błąd... - już chciała wyjść, ale Syriusz zastawił jej drogę.
-Powiedz mi! Obiecuję, że wszystko zostanie tylko między nami. - powiedział łagodnie. Rozejrzała się po innych chłopakach obecnych w pokoju i nerwowo przełknęła ślinę.
-Czy oni mogą nas zostawić? - zapytała cichutko. Remus, Peter, Frank i James od razu się zerwali i wyszli z pokoju, mówiąc na odchodne, że jakby co będą u dziewczyn.
-Wiesz, że ja zawsze dotrzymuję obietnic i nikt się nie dowie o tym, co mi powiedziałaś. - zapewnił ją Syriusz, kiedy już zostali sami.
-To twoi przyjaciele, tak? Możesz im powiedzieć, ale nie chcę, żeby za dużo osób o tym wiedziało. Gdyby doszło do Belli, że tu byłam...
-Nie dowie się. Dromeda, o co chodzi?
-Cóż, miałeś rację, kiedy powiedziałeś Belli, że coś się zmieniło u nas w domu.
-Reżim? - bardziej stwierdził, niż zapytał. Reżim był bardzo w stylu Black'ów. Andromeda kiwnęła głową.
-Chodzi o to, że moja matka...źle zniosła to, że jest u nas w rodzinie zdrajca. Kiedy twoi rodzice jej o tym napisali, od razu zaczęła myśleć jak zapobiec temu, żebym ani ja, ani Cyzia, ani Bella, nie poszły w twoje ślady. Zwariowała. Zawsze mówiła, że byłaby to wielka hańba i nie zniosłaby tego. Ale teraz... 
-Wprowadziła nowe zasady? - wiedział, do czego była zdolna jego ciotka, bo była taka sama jak jego szalona matka. Zaślepiona czystością krwi i wyssanym z palca honorem.
-Tak - powiedziała cicho Dromeda i pociągnęła nosem. Miała zaszklone oczy i wyraźnie zbierało jej się na płacz. Położył jej rękę na ramieniu.
-To już zaczęło się wcześniej. Teraz tylko się nasiliło. Zaplanowała nam całą przyszłość, wszystko od początku do końca i och, to takie straszne. Ja po prostu boję się, bo jak tylko skończymy szkołę...
-Jak to zaplanowała?


-Nie wiesz? Ona wybrała nam mężów. Oni są z Nim. - wyszeptała wyraźnie przerażona, a Syriusza zatkało. Nie wiedział co powiedzieć. Nie spodziewał się, że jego rodzina była aż tak porąbana. No bo żeby skazywać własne dzieci na służbę maniakowi, który rozpętał na świecie wojnę? Z rąk jego psychopatycznych sługusów ginęli ludzie, a droga cioteczka chciała wydać za nich własne dzieci?
-Ja nie chcę. Chcę wyjść za mąż z miłości, nie z przymusu. Nie chcę być żoną Śmierciożercy. - powiedziała łamiącym się głosem.
-Wiesz kto? - zapytał Łapa.
-Rodzice dogadali się z Mulciber'ami i Lestrange'ami. Jeszcze szukają męża dla Cyzi, ale obie podejrzewamy, że zostanie nim Lucjusz Malfoy.
Syriusz podniósł brwi i głośno wypuścił powietrze.
-Żaden z nich nie nadaje się na męża. Nie dla was.
-Powiedz to mojej matce. Syriusz, ja nie kocham Mulciber'a. Kocham kogoś innego.
-No to przedstaw go rodzicom! Może zmienią zdanie!
-To nie takie proste. Oni go nigdy nie zaakceptują!
-Dlaczego? Może zmienią zdanie. Przecież.... - zamilkł, kiedy zobaczył jej minę. Cała zbladła i spuściła spojrzenie na kolana. - On jest czarodziejem, prawda?
Podniosła wzrok i jedna łza spłynęła jej po policzku.
A więc nie zmienią zdania. Syriusz wstał z fotela i zaczął chodzić po pokoju w tę i z powrotem.
-Zawsze jest jakieś rozwiązanie. - powtarzał to w kółko, przez dziesięć minut, chodząc od ściany, do ściany.
-Tak. Mam wybór. Mogę albo zostać żoną Mulciber'a, być akceptowana przez rodzinę, ale nieszczęśliwa do końca życia, albo uciec, zostać wydziedziczoną, ale przynajmniej być z osobą, którą kocham. - powiedziała Andromeda i kolejny raz pociągnęła nosem. - Jesteś jedyną osobą jaką znam, która się postawiła. Musisz mi pomóc. Co mam robić?
-Nie mam pojęcia...

***

-Cześć - powiedział Syriusz, kiedy godzinę później stanął w drzwiach dormitorium dziewczyn. 
-Hej, skończyliście już? - zapytał Remus. 
-Tak. Możemy porozmawiać? U nas.
Huncwoci pokiwali głowami i pożegnawszy się z koleżankami, wrócili do siebie.
Syriusz palił papierosa za papierosem, krążąc po pokoju i opowiadając im rewelacje, które przyniosła mu Andromeda.
-Co powinienem jej powiedzieć? Nikomu nie polecam odłączenia się od rodziny, ale zarówno mój, jak i jej przypadek są beznadziejne. Może i bez nich będzie szczęśliwsza, ale może też być jeszcze gorzej. Jeśli nawet nie będzie tęskniła za rodzicami, to na pewno za siostrami. Zawsze były ze sobą blisko.
-Ale będzie miała osobę, którą kocha. Są plusy i minusy. - powiedział Remus. 
-Jeśli zgodzi się na to, czego chce jej matka też będą plusy i minusy. - zauważył James. 
-To wszystko moja wina. - Syriusz opadł na fotel i sięgnął po kolejnego papierosa.
-Niby dlaczego? - spytał Glizdogon. 
-Gdybym nie uciekł z domu ciotka nie próbowałaby na siłę zaplanować ich przyszłości...
-Ale Andromeda powiedziała, że to się zaczęło już wcześniej. 
-Ale przybrało na sile po mojej ucieczce. 
-Gdybyś nie uciekł, to byłbyś w tej samej sytuacji, co one teraz. - powiedział Remus - Nie zadręczaj się, bo przeszłości i tak nie zmienisz. 
-Dokładnie. Lepiej zastanówmy się, jak im można pomóc. Chociaż nie wiem, czy chcę pomagać Bellatrix... - dodał Rogacz. 
-Ona już się zgodziła na ślub z Lestrange'm. - powiedział Łapa. 
-Nawet do siebie pasują. 
Wszyscy zaśmiali się, kiwając głowami.Tylko Syriusz siedział, gapiąc się w jeden punkt na podłodze, otoczony chmurą z dymu. Nikt nie zazdrościł mu położenia, w którym się znalazł.

 

-Dlaczego moja rodzina jest tak popieprzona? - zapytał sam siebie. 
-Nie martw się, Wąchaczu. Coś wymyślimy. Na początek może powiedz Andromedzie, żeby napisała do tego swojego mugola i wyjaśniła mu wszystko. Zobaczymy jak on zareaguje. Może mu się nagle odwidzieć i nie będzie chciał jej znać, albo wręcz przeciwnie. Stwierdzi, że bez względu na wszystko chce być z nią do końca życia. To powinno wiele wyjaśnić. - zaproponował Remus, a Syriusz pokiwał głową i odparł: 
-Dobry pomysł. Dzięki Lunatyk, ty to masz łeb.


***


Lily i Dor niedziele spędzały leżąc plackiem w dormitorium. Nie miały ochoty wyściubiać nosa na zewnątrz, mimo że Alicja i Mary już z samego rana gdzieś zniknęły. Dzień z książką to było dokładnie to, czego potrzebowały. Obie ułożyły się wygodnie i dały się wciągnąć lekturze.

 


Dochodziła pora obiadu, ale żadnej z nich jakoś nie chciało się wstawać. Niestety w pewnym momencie ich błogie, ciche lenistwo zostało zakłócone, gdy do ich sypialni bezpardonowo wdarła się gromada Huncwotów. Chłopaki nie mieli w zwyczaju pukać do drzwi, więc Dorcas tylko przewróciła oczami i nie oderwała się od książki, gdy James rzucił się na łóżko obok niej.
-Nie przypominam sobie, żebyśmy was zapraszały. - powiedziała Evans, piorunując ich wzrokiem. 
-Ach, gdyby tylko spojrzenie mogło zabijać, co Evans? - zażartował James. 
-Tak, moje życie byłoby o wiele łatwiejsze. - warknęła i próbowała wrócić do lektury, ale niestety nie było jej to dane. Potter ze słodkim uśmiechem wstał, przeszedł przez pokój i usiadł koło niej.
-Potter! Próbuję się skupić! Zabieraj się stąd! - krzyknęła, wbijając mu łokieć w brzuch. 
-Evans, spokojnie. Coś jest chyba z tobą nie w porządku, bo tylko tobie przeszkadzam. Nie możesz mnie po prostu ignorować? Spójrz na Dor, jej to świetnie idzie.
-Jak widać nie mogę! Poza tym, jeśli z kimś w tym pokoju jest coś nie w porządku, to tylko i wyłącznie z tobą!  
James przewrócił oczami i powiedział: 
-Pora na mały eksperyment. Łapo, bądź tak dobry i usiądź obok Dorcas. Zobaczymy, czy zrobi się tak samo czerwona, jak Evans tu przy mnie.
Jak James powiedział, tak Syriusz zrobił. Rzucił się na materac obok Meadowes i uśmiechnął się do niej czarująco. Dor przewróciła oczami. Zasłoniła twarz książką i pokazała James'owi środkowy palec. Oczywiście, że zrobi się czerwona. Co za głupota! Dlaczego akurat on? Nie mogła skupić się na czytaniu. Wbiła wzrok w jeden wyraz, ale jej mózg nie był w stanie dalej czytać. Sens słów przestał do niej docierać.
-Dość tego! Potter, masz natychmiast zostawić mnie w spokoju! - wrzasnęła nagle Lily i z twarzą koloru dojrzałego pomidora zerwała się z łóżka i pomaszerowała do łazienki, trzaskając na koniec drzwiami.Wszyscy poza Black'iem powiedli za nią rozbawionymi spojrzeniami.
-Dlaczego ty zawsze musisz ją zdenerwować? - zapytała Dor, uznając grę za skończoną. Zatrzasnęła książkę i wbiła oskarżający wzrok w James'a.
-Mnie się pytasz?  Nawet nie wiem, co ją tak strasznie wkurza. - bronił się James z szerokim uśmiechem.
-Dobrze wiem, że nie jesteś taki głupi. Nie traktujesz jej normalnie, to wystarczy. I robisz to specjalnie!
-I to jest problem? - zdziwił się Rogacz. 
-Tak, to jeden z największych problemów Lily. Dlatego weź po prostu przestań. Jeśli serio chcesz mieć z nią dobre relacje, to traktuj ją jak człowieka.
-Wielki mi problem. - prychnął Syriusz pod nosem.
Dorcas spojrzała się na niego ze złością. To nie był dobry moment na kłótnię z Black'iem. Po tym durnym eksperymencie Potter'a zbyt łatwo było ją wyprowadzić z równowagi.
-A żebyś wiedział. - warknęła. Nikt nie będzie kpił z niej i jej przyjaciół. Nawet Syriusz. Ba! Szczególnie Syriusz. 
-No to, mała, chyba niewiele wiesz o prawdziwych problemach.
-No tak. Jak mogłam zapomnieć, że nikt nie ma gorzej od biednego Syriusza Blacka! - odparła, kręcąc głową. Resztki cierpliwości właśnie z niej uleciały.
-Nie powiedziałem, że nikt, ale nie wydaje mi się, żebyś to była ty, albo inna z twoich szesnastoletnich koleżanek. - jego ton jeszcze bardziej ją irytował. Mówił do niej, jakby była małym dzieckiem, któremu trzeba pokazać, gdzie jego miejsce. Nie zamierzała dawać mu się tak traktować.
-Bardzo przepraszam, że w ogóle ośmieliłam się coś powiedzieć w Pana obecności, Panie Black. Gdybyś jednak zapomniał, to jesteś w tym samym wieku. Dorosły się znalazł! Wielki Pan Black ze swoimi poważnymi problemami - prychnęła. 
-A żebyś wiedziała! Wydziedziczenie, albo aranżowane małżeństwo nie są problemami nastolatków. To są poważniejsze sprawy, od zdecydowania się między szminką, a błyszczykiem! 
-Nikt tu nie mówi o szmince i błyszczyku, a właśnie o poważnych problemach.
W oczach zaszkliły jej się łzy złości. 
-Nadal nie wydaje mi się, żebyś takie miała. - Syriusz uniósł brwi, patrząc się na nią oceniająco. 
-Nic o mnie nie wiesz - wycedziła przez zęby.
-Wydaje mi się, że znam cię wystarczająco.
-Och, no tak, skoro Pan Black tak uważa to widać tak musi rzeczywiście być. Dziwię się tylko co Pan Black w ogóle tu robi. Czego taki jaśnie pan może w ogóle szukać w tak niskim towarzystwie jak ja i moje głupie, nieznające życia, szesnastoletnie koleżanki?!
-Brawo, Meadowes. Pokazałaś, co znaczy dyskusja na poziomie - zakpił Black. On też był wkurzony, potrzebował kogoś, żeby wyładować swoją złość, a ona jak zwykle świetnie się do tego nadawała. Teraz jednak zranił ją za mocno. Nie powinien drwić z jej przyjaciółek.
-Wyjdź. Wynoś się! - krzyknęła, wyjmując różdżkę. Nie wiedziała, dlaczego tak nagle wybuchła, ale nie mogła powstrzymać łez.
Syriusz pokręcił zdegustowany głową, ale nic nie powiedział. Wyszedł, trzaskając drzwiami. Reszta Huncwotów patrzyła się na to z szeroko otwartymi oczami kompletnie zszokowana. Nikt nie spodziewał się, że ta niewinna wizyta zakończy się tak spektakularnie. Kłótnie między Black'iem a Meadowes nie były rzadkością, ale zwykle nie kończyły się grożeniem różdżką i trzaskaniem drzwiami. Dorcas miała zarumienione od emocji policzki i ciężko oddychała, gdy przeniosła na nich spojrzenie.
-Na co czekacie? - powiedziała cichym i drżącym z emocji głosem.
-Dor...- zaczął James, ale kiedy się na niego spojrzała, zrozumiał, że to nie jest dobry moment. Skinął głową na Peter'a i Remus'a i razem wyszli. 
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, Dorcas rozpłakała się na dobre.
Lily wyszła po cichu z łazienki i zatrzymała się, patrząc smutno na przyjaciółkę. Słyszała każde słowo i choć nie do końca wszystko rozumiała, było jej bardzo żal. Mogła się domyśleć, ile to wszystko dla Dor znaczyło. Kochała ją jak własną siostrę i bolało ją, kiedy cierpiała. A niestety przez Black'a cierpiała za często.


Podeszła do niej, objęła ramieniem i przytuliła. Chwilę siedziały w ciszy. Lily głaskała ją po włosach, pozwalając wypłakać się w ramię.
-Zachował się jak świnia. - szepnęła jej do ucha. 
-Słyszałaś? - zapytała łamiącym się głosem Dor. 
-Tak. Nieźle się darliście. Doruś, dzięki, że stanęłaś w naszej obronie.
Meadowes pokiwała głową i wtuliła się w ramię przyjaciółki. Lily była dla niej jedną z najważniejszych na świecie osób i była gotowa o nią zawsze walczyć. Nieważne z kim. Nawet z nim.
Nagle drzwi się otworzyły i do dormitorium weszła Mary. Spojrzała ze zdziwieniem na skulone na ziemi dziewczyny. Usiadła obok nich i uśmiechnęła się pokrzepiająco do Dorcas.
-Chłopak? - domyśliła się. 
-Skończony dupek. - mruknęła Lily. Mary pokiwała głową, domyślając się o kogo chodziło.
-Hej. Kiedyś na pewno znajdziesz tego jedynego. Życzę ci tego. 









Linki do zdjęć:
  • http://wifflegif.com/gifs/372712-keira-knightley-james-mcavoy-gif
  • http://tonsofgifs.tumblr.com/post/16618206078/ben-barnes-gifs-pt-2
  • https://pl.pinterest.com/pin/441212094730781795/
  • http://favim.com/image/681780/
  • http://gifhunterress.tumblr.com/post/45177972337/karen-gillan-gif-hunt-220-please-like-reblog-if
  • http://giphy.com/gifs/FJuUjZXpH9X2g

rozdział 4

-Co tam masz Frank? - Huncwoci zgromadzili się wokół Longbottom'a, który ściskał w dłoniach czarne pudełko dostarczone chwilę temu przez sowę.
Była sobota, pierwszy tydzień zajęć za nimi i wszyscy mieli ochotę się trochę odprężyć.
Longbottom uchylił wieczko pudełka i wyciągnął ze środka stary aparat fotograficzny.
-No no, Frank. Po co ci to cudeńko? - zapytał Remus.
-Zapomniałem z domu. Starzy właśnie przysłali go pocztą. W wakacje skończyłem kurs fotograficzny - podał aparat chłopakom, żeby mogli go obejrzeć.
-Ekstra, mam podobny - powiedział Syriusz.
-Co wy na to, żebyśmy udokumentowali nasze gryfońskie życie, hm? - zapytał Rogacz, przechwytując aparat. Spojrzał się po przyjaciołach z uśmiechem. Wiedział, jaka będzie odpowiedź.
-No jasne!


***


-Cześć dziewczyny! - chłopcy wparowali do ich dormitorium jak stado hipogryfów.
-Jakim prawem wchodzicie tu bez pukania?! - ofuknęła ich Lily. 
-Schowaj pazury, Evans. Przychodzimy z pokojowymi zamiarami. Co wy na to, żeby wziąć udział w małej sesji zdjęciowej? - Zaproponował Black. 
-Teraz? Niby gdzie? - Dorcas uniosła wysoko brwi.
-Gdziekolwiek... co powiecie na Hogsmeade?
-Właściwie to miałyśmy już plany... - zaczęła Lily, ale Mary weszła jej w słowo:
-Skąd ten pomysł?
-Stwierdziliśmy, że fajnie byłoby założyć pierwszy w historii album huncwotów. Łaskawie zapraszamy was, żebyście wystąpiły w nim gościnnie. - powiedział Remus, szczerząc do niej zęby.
-Zbytek łaski. Dziękujemy bardzo. - odparła Evans, ale reszta dziewczyn już uśmiechała się pod nosem.
-No chodźcie! Będzie zabawa! - powiedział James, ciągnąc Dorcas za rękę.
-Skoro tak ładnie prosicie... - Alicja już wpadła w ramiona Frank'a i była jedną nogą za drzwiami.
Lily jednak miała nieprzejednaną minę. James spojrzał się błagalnie na Dorcas.
-Mmmm, Liluś... Wiesz, że nie mogę odmówić, kiedy on tak patrzy... - zaśmiała się Dor. Mary też już zakładała buty. Wszyscy patrzyli oczekująco na Evans, a ona wiedziała, że została przegłosowana. Przewróciła oczami i wzdychając teatralnie odparła:
-Niech wam będzie.



***


Wymknęli się po kryjomu do Hogsmeade. Był piękny, ciepły dzień, a sklepy kusiły powakacyjnymi wyprzedażami. James postanowił przy okazji wyjścia do wioski kupić nowe oprawki, a Alicja chciała przymierzyć kupę ubrań. Mierzyli przeróżne okulary, wchodzili do sklepów z przedziwnymi kreacjami i księgarni i długo długo włóczyli się po ulicach. Spędzili cały dzień na wygłupach, żartach i głośnym śmiechu a zdjęcia robiły się same. Aparat Franka wędrował z rąk do rąk.


grafika ben barnes, cute, and love


***

Kiedy wracali już do Hogwart'u, rozgadani i roześmiani, zderzyli się w drzwiach z grupą ślizgonów. Nigdy nie były to przyjemne spotkania, więc ich dobre nastroje od razu trochę osłabły.
-Uważajcie, jak chodzicie! - krzyknęła na nich ciemnowłosa dziewczyna, a jej oczy aż zapłonęły ze złości.
-Spokojnie, kuzyneczko. Złość piękności szkodzi - powiedział Syriusz do Bellatrix. 
-Niektórzy zapominają, że zdrajcy krwi nie mają głosu. - syknęła przez zaciśnięte zęby. 
-Daj spokój, Bello. Jeszcze nie tak dawno bawiliśmy się razem klockami. - zaśmiał się Łapa. 
Bellatrix zmrużyła oczy. 
-Nie przypominam sobie. 
-Widzę, że moja droga ciocia wprowadziła nowy reżim w naszym domu. Czy teraz już nawet nie wolno nam powspominać dawnych czasów?
-Nie waż się wspominać o tym domu, brudny zdrajco!
-No wiesz co? Jesteśmy przecież rodziną. 
-Nieaktualne - Bella cała się nastroszyła i splunęła mu pod nogi.
Wąchacz rozejrzał się po ślizgonach i wyłowił z grupy wzrokiem Narcyzę. 
-Cześć Cyzia, co u ciebie? - zwrócił się do młodszej siostry Black. 
Dziewczyna wbiła wzrok w ziemię i nie odezwała się słowem.
-Rozumiem. Czarujące. No dobra, idziemy? - Syriusz rzucił beztrosko do reszty gryfonów i weszli do zamku. Wspinając się po schodach na wieżę Gryffindoru, przyjaciele wymieniali się posępnymi spojrzeniami. Nikt nie chciał komentować tego, jak Bellatrix Black traktowała Syriusza. Wszyscy wiedzieli, że Łapa nie miał ciepłej, kochającej rodziny, ale te wakacje naprawdę wiele zmieniły. Nikt tego nie mówił na głos, ale wszyscy domyślali się, że Syriusz cierpiał o wiele bardziej, niż to pokazywał.

***

Huncwoci siedzieli w swoim dormitorium, każdy zajęty swoimi sprawami, kiedy nagle rozległo się pukanie do drzwi. James z głośnym westchnięciem wstał z fotela i wyjrzał na zewnątrz. Stanął jak wryty, z szeroko otwartymi oczami i dopiero po chwili uświadomił sobie, że ma również otwartą buzię.
-Cześć?
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy zastałam Syriusza? - stojąca w drzwiach dziewczyna wyraźnie się denerwowała. Przestępowała z nogi na nogę, miała zaciśnięte zęby i napięte wszystkie mięśnie.
-Jasne - powiedział Rogacz i szerzej otwierając drzwi, rzucił przez ramię - Wąchaczu, masz gościa.

 







Linki do zdjęć :
  • http://evansuszm.blogspot.com/p/blog-page_20.html
  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872365854349/
  • https://pl.pinterest.com/pin/518054763387854955/
  • http://www.dailymail.co.uk/tvshowbiz/article-2331443/Andrew-Garfield-spins-web-fun-young-star-Jorge-Vegas-set-sequel.html
  • https://pl.pinterest.com/pin/226446687485199893/
  • https://themccpblog.wordpress.com/2009/12/30/ed-westwick-the-sexiest-man-in-the-world/
  • https://www.thewrap.com/life-partners-review-gillian-jacobs-leighton-meester-adam-brody/
  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872366461812/
  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872365833859/
  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872369253407/
  • https://weheartit.com/entry/141317720