środa, 1 sierpnia 2018

rozdział 67

Dorcas:
Kiedy uczucie ciągnięcia ustało, a moje stopy uderzyły twardo w podłogę, nagle ogarnęły mnie mdłości. Usiadłam na podłodze i przymknęłam oczy. Otworzyłam je, kiedy zawroty ustały i przyjrzałam się pokojowi, do którego przeniósł mnie świstoklik. Podłoga zrobiona z jasnej klepki, okno z płóciennymi firankami, wąskie łóżko przykryte białym prześcieradłem i dębowa szafa w rogu. A naprzeciwko mnie drzwi. Spojrzałam się na nie nieufnie i wyciągnęłam zza paska różdżkę. Powinnam wyjść? Tą kryjówkę wybrał dla mnie sam Dumbledore, musiała być bezpieczna. Ale i tak podeszłam do drzwi ze strachem.
Podłoga na korytarzu skrzypiała pod moimi stopami. Hol był ciasny, na ścianach wisiało kilka fotografii, ale żadnej twarzy nie rozpoznałam. Doszłam do niewielkiego salonu i kuchni. Nigdzie żywej duszy. Przez salon wyszłam do małego zapuszczonego ogrodu. Trawa była wysoka do kolan, ściany domku zarosły bluszczem, gdzieś pod rozrośniętą wierzbą stała obdrapana ławeczka. Usiadłam na niej i spojrzałam na niebo. Słońce już prawie zaszło za dom. Siedziałam tam jakieś pół godziny albo i dłużej, kiedy ze środka domku dobiegł mnie jakiś dźwięk.
Zerwałam się na równe nogi i chwyciłam znowu różdżkę. Na palcach weszłam do środka i podążyłam za odgłosami, które wyraźnie dochodziły z kuchni.
Kiedy weszłam do środka, zobaczyłam kogoś stojącego do mnie tyłem. Miał na sobie bluzę z kapturem, sądząc po sylwetce był to mężczyzna.
-O jesteś jednak. Robię herbatę, chcesz? - powiedział, nawet się nie oglądając.
-Odwróć się z rękami do góry - odezwałam się lodowatym tonem i zobaczyłam, jak mięśnie nieznajomego spinają się. Uniósł dłonie nad głowę i bardzo powoli odwrócił się do mnie.
-Hej! Ostrożnie, możesz kogoś zranić! - zawołał, bo zobaczył wymierzoną w niego różdżkę.
-Kim jesteś? - zapytałam, ignorując to, co powiedział.
-Spokojnie, po co te nerwy? - miał miękki głos, ale widać było, że stresowała go grożąca mu różdżka.
-Kim-jesteś! - wycedziłam. Nie miałam zamiaru opuścić ręki, dopóki nie wyjaśnimy sobie paru spraw.
-Desire Blanshard - powiedział z francuskim akcentem.
-Co tu robisz?
-Herbatę, myślałem, że byłoby miło...
-Co tu robisz?! - krzyknęłam, nie przejmując się swoim tonem.
-Dobra! Dumbledore mnie tu przysłał. Spokojnie, Dorcas, mam cię tylko wprowadzić.
Ulżyło mi trochę.
-Mogłabyś już z łaski swojej przestać we mnie celować?
-Masz jakieś dowody?
-Dowody na co?
-Na to że jesteś tym kim jesteś i że to co mówisz jest prawdą.
Chłopak opuścił powoli jedną rękę i sięgnął do kieszeni bluzy. Podał mi granatową kopertę.
W środku był list od Dumbledore'a. Faktycznie, wyjaśniał wiele. Byłam w wiosce gdzieś w Danii, ten domek był moją nową kryjówką, a to był rzeczywiście Desire Blanshard, mój nowy sąsiad, który jako jeden z członków Zakonu Feniksa zgodził się mną zaopiekować.
-I jak, już mi wierzysz?
Zerknęłam nieśmiało na chłopaka.
-Przepraszam cię. Naprawdę.
Opuściłam różdżkę, a on się głośno roześmiał.
-Nie no nie ma sprawy. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Zresztą słyszałem co nieco o tym co przeżyłaś, więc tym bardziej cię nie obwiniam. To co, herbaty?
Zaraz z dwoma parującymi kubkami usiedliśmy przy stole kuchennym i przyjrzeliśmy się sobie. Desire miał bardzo bladą cerę, jaśniutkie prawie białe włosy i niezwykłe, szmaragdowe oczy ze srebrzystymi refleksami. Był tylko odrobinę ode mnie wyższy, ale miał taką smukła sylwetkę, że wzrost wcale nie przeszkadzał.
On też mi się przyglądał. Te jego niesamowite oczy patrzyły się tak, jakby zaglądały wgłąb mojej duszy.
-To jesteśmy sąsiadami, tak? - zapytałam, żeby przerwać milczenie.
-Tak. Mieszkam naprzeciwko. Nasze domy są oddalone od wioski o jakieś pół godziny drogi.
-Długo tu mieszkasz?
-Pół życia. Mój dom należał kiedyś do moich dziadków.
Wiedziałam, że nie dowiem się nic więcej o tym, gdzie się znajduję. Bezpieczniej dla mnie było, gdybym sama nie wiedziała nic o mojej lokalizacji.
-Zrobiłem ci zakupy. Gdybyś czegokolwiek potrzebowała, to wbijaj do mnie.
-Dziękuję. A są jakieś... zasady?
-Teoretycznie nie. No jasne, lepiej żebyś nie rzucała się nikomu w oczy. Ale jesteś tu bezpieczna. Może nawet dostaniesz kiedyś jakąś misję tu na miejscu. Ale wtedy kamuflaż i tak dalej.
-Byłeś w Hogwarcie? Jakoś cię nie pamiętam.
-Nie jestem czarodziejem.
Zdziwiłam się. Jak w takim razie miał mnie chronić? Chyba zauważył moją minę i powiedział:
-Spokojnie. W moim przypadku to trochę bardziej skomplikowane. Widzisz... moja matka była czystokrwistą wilą, a ojciec najzwyklejszym mugolem. Dlatego trafił mi się trochę specyficzny zestaw mocy. Możesz być pewna, jesteś przy mnie absolutnie bezpieczna.
Spojrzałam się na niego zaciekawiona. Jakie moce miał na myśli?
-Pokażesz mi?
-Może pewnego dnia.

Jace Herondale Shadow Hunters GIF - JaceHerondale ShadowHunters CityOfBones GIFs











Linki:

  • https://tenor.com/view/jace-herondale-shadowhunters-city-of-bones-mortal-instruments-gif-8269176