piątek, 30 stycznia 2015

rozdział 15

Syriusz :
-Siema James, co słychać? - zapytałem, rzucając się na kanapę w pokoju wspólnym.
-Dużo się dzieje. Trzeba zacząć ogarniać sytuację, bo będzie słabo. - odparł, pocierając oczy. Zmarszczyłem brwi.
-Zaraz, zaraz. O czymś nie wiem?
-Faktycznie, nie było cię. Rem wrócił ze spotkania prefektów i sprzedał nam najnowszego newsa. Bal się szykuje.
-Bal? No co ty? No to rzeczywiście trzeba coś ogarnąć? - rozejrzałem się po pomieszczeniu i zobaczyłem w tłumie wybrankę mojego serca. Idealną kandydatkę, na parę dla mnie.
-Ej, słuchaj Rogaczu. Jak myślisz, mam jakieś szanse u... - wskazałem głową na siedzącą w koncie Chalsea Brown. Chalsea była niska, gruba i pryszczata, a na głowie miała jeden wielki stóg siana. James zmrużył oczy, potem spojrzał na mnie i powiedział powoli :
-Wiesz Łapo, nie chcę cię zniechęcać, ani nic, tylko...weź sobie poszukaj może jakiejś mniej rozchwytywanej dziewczyny. Do niej już i tak się kolejka robi.
-Nie mam szans, tak? - powiedziałem, starając się przełknąć jakoś tę informację - Jestem za słaby, to masz na myśli?
-Nie, nie! Broń cię Merlinie! Po prostu nie chcę, żebyś potem źle się czuł z powodu odtrącenia. Wiesz jakie są dziewczyny....- James popatrzył się na mnie współczująco i w tym momencie między nas na kanapę wcisnęła się Dorcas.
-Cześć chłopcy. Słyszeliście już o balu? - zapytała, uśmiechając się.
-Taa, właśnie próbuję wytłumaczyć Syriuszowi, żeby sobie raczej nie zawracał głowy Chalsea Brown. To i tak nie wypali. - powiedział Potter.
-No, totalnie się z tobą zgadzam. Syriusz nie łam się, ale za wysokie progi na twoje nogi. - odparła Dor, klepiąc mnie po ramieniu.
-No nic. Ale dzięki za szczerość. - pokiwałem zrezygnowany głową - No, a ty Meadowes? Kogo sobie upatrzyłaś?
-Sama nie wiem. Nie zastanawiałam się jakoś nad tym. No ale raczej pójdę z Jasper'em. W końcu od czegoś mam tego chłopaka.
-Oooo to chyba macie jakiegoś słabego informatora. - wtrącił się Rogacz. - Rem powiedział, że pary dobierane są tylko w obrębie swojego domu.
-Co?! No to jest jawnie niesprawiedliwe! - Meadowes zerwała się na równe nogi. - No i z kim ja się teraz dobiorę?! Przecież tu są same osły!
-O to coś nowego, dzięki - zaśmiałem się.
-Godryku, Black zamknij się. Ty - pokazała na James'a - znając życie będziesz zarywał do Lilki, a ty - pokazała na mnie - zabierzesz jakąś laskę, która przez własne cycki nie widzi swoich stóp. No a Remus to pewnie z Mary.
-Zawsze masz Peter'a. - zauważyłem, wiedząc, że zaraz zrobi moją ulubioną wkurzoną minę.
-Weź ty już nic nie mów. To znaczy Peter jest miły i w ogóle to całkiem fajny gość, ale żeby tak na bal?


James przewrócił oczami.
-Dor, gdybyś dała mi skończyć, to dowiedziałabyś się, że nikt do nikogo nie będzie podbijał, bo nasza wspaniała dyrekcja obmyśliła, że żeby zaoszczędzić niektórym łez wylewanych w poduszkę z powodu braku partnera, opiekunowie domów sami dobiorą nas w pary. - powiedział James i tym razem to ja się zerwałem, depcząc im po stopach.
-Merlinie, ta szkoła schodzi na psy. Jak mi McGonagall wepchnie jakąś okrągłą bekę, to chyba ja będę płakał w poduszkę!
-Oj, przyniosę ci chusteczki. Nie martw się. - zaśmiała się Dorcas i tym razem to ja spiorunowałem ją spojrzeniem.
-No dzieciaki, bal dopiero za miesiąc, w Święto Duchów, więc prawdopodobnie pary będą dobierane dopiero w przyszłym...-James nie dokończył, bo do pokoju wspólnego wkroczyła sztywno McGonagall i krzyknęła :
-Wszyscy uczniowie proszeni są do Wielkiej Sali, dyrektor i nauczyciele mają wam coś ważnego do powiedzenia! Zapraszam do wyjścia! Panno Meadowes, gdzie się pani wybiera? Wyjście w przeciwną stronę.
-Przepraszam pani profesor, ale chciałam powiedzieć dziewczynom, bo są w dormitorium i pewnie nie słyszały. - powiedziała Dor, a nauczycielka kiwnęła głową.
-Dobrze, przejdź się jeszcze po innych dormitoriach, ale szybko. Weź sobie pana Black'a do pomocy.
Zwiesiłem głowę i powlokłem się za Dorcas.
-Meadowes, ja chłopcy, ty dziewczyny. - powiedziałem, a ona kiwnęła głową. W kilku pokojach siedzieli uczniowie, szybko zgoniłem ich na dół, gdzie czekała już Dorcas.


Lily :
Stłoczyliśmy się przy stołach w Wielkiej Sali, a kiedy Dor i Syriusz się pojawili, Dippet wkroczył na mównicę.
-Witam was, kochani! Przepraszam, że ściągnąłem was tutaj w waszym wolnym czasie, ale mam ważne ogłoszenie. Otóż w Noc Duchów, w naszej szkole odbędzie się niezwykły bankiet, w którym wezmą również udział przedstawiciele dwóch zaprzyjaźnionych z nimi szkół, Akademii Magii Beauxbatons oraz Instytutu Magii Durmstrang. Będzie to bal, na cześć tysięcznej rocznicy zawarcia między szkołami braterskiego magicznego sojuszu. Wielu z was może być niezadowolonych tym rozporządzeniem, ale pary na bal będą wybierane przez waszych opiekunów i jeśli chcecie być obecni na tak wielkim wydarzeniu, które ręczę za to, będzie odnotowane na kartach historii, będziecie musieli się podporządkować temu zarządzeniu. - powiedział, a przez salę przemknęły pomruki rozczarowania, ale i zadowolenia.
-Teraz jeśli pozwolicie, ustawcie się kolejkami, do waszych opiekunów, a oni wam powiedzą z kim spędzicie ten miły wieczór.
Na sali rozległ się wielki harmider, wszyscy zaczęli się tłoczyć i po jakimś czasie stały na środku cztery, w miarę proste kolejki.
Modliłam się w duchu, żeby nie okazało się, że jestem w parze z jakimś...no nie wiem...zadufanym w sobie laluniem, albo tępym mięśniakiem, albo nadętym kujonkiem. Po minach dziewczyn widziałam, że mają podobne myśli.
Kolejka ciągnęła się w nieskończoność, gdzieś z przodu co i raz słychać było piski, jęki, śmiechy i okrzyki...niestety ja coraz bardziej zbliżałam się do McGonagall.
Dobrani stawali po drugiej stronie sali, pod ścianą, razem ze swoimi "drugimi połówkami". Profesorka czytała nazwiska na tyle głośno, że jak zostało się z kimś dobranym, to ta druga osoba wiedziała, że już nie musi dłużej czekać i kto jest jej parą.
-No dobrze. Panna Lily Evans - zaczęła McGonagall - gdzieś cię tu miałam - zaczęła wodzić palcem po długiej rolce pergaminu. - O! Jesteś.
Przygryzłam wargę i zacisnęłam pięści tak, że kostki mi pobielały.
-Pan James Potter! - zawołała głośno i dodała ciszej - mam nadzieję, że sobie z nim poradzisz. - puściła do mnie oko.
Odeszłam kilka kroków, cała zesztywniała. To chyba jeszcze gorsze od nadętego kujona, pomyślałam, kiedy Potter stanął koło mnie, szczerząc zęby.
-Kto by się spodziewał, co Evans? - zapytał i jeszcze szerzej się uśmiechnął.

bored emma stone GIF



Dorcas :
Byłam w kolejce tuż za Alicją, która naturalnie została sparowana z Frankiem. Wszyscy ich kochali, nawet nauczyciele, więc nie trudno było zgadnąć, że skończą razem.
-Dorcas Meadowes - mruknęła McGonagall, wczytując się w nazwiska na liście - o to będzie twardy orzech do zgryzienia, ale wierzę, że dasz radę. Tylko nie daj mu się przekonać do jakichś głupstw, dobrze? Syriusz Black! - jej okrzyk rozniósł się po sali.
Odwróciłam się, żeby znaleźć Black'a w tłumie, no bo oczywiście nie usłyszał. A co robił? Flirtował z laluniami, a jak? Westchnęłam głośno i powlokłam się w jego stronę.
-Black. - powiedziałam do jego pleców - Black! - zawołałam, waląc go otwartą dłonią w ramię.
-Co? - zapytał odwracając się.
-Wierzę, że twoja rozmowa jest szalenie absorbująca, ale właśnie zostałeś dobrany.
-O to świetnie, a z kim? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się szeroko, ale sztucznie, a on kiwnął głową, na znak, że zrozumiał.
-Nie martw się, to tylko jeden taniec - powiedział i popędził do James'a, a ja zostałam, uśmiechając się blado.
Wróciłam z dziewczynami do dormitorium koło dziesiątej i od razu położyłam się na łóżku. Zawinęłam się kocem i wtuliłam głowę w poduszkę. Było mi strasznie przykro, ale nie wiedziałam dlaczego.
-Dor? Wszystko w porządku? - szepnęła do mnie Lily. Podniosłam głowę, Ali już spała, a łóżko Mary stało puste. Zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno i zimno. Pokręciłam głową.
-Co jest? - zapytała Lilka, kładąc się obok. Oparłam jej głowę na ramieniu i długo milczałam, potem wzięłam głęboki oddech i powiedziałam :
-Jestem w parze z Black'iem.
-Wiem, widziałam. To źle?
-Sama nie wiem. Z jednej strony dobrze, ale z drugiej...Lily to bez sensu.
-Co?
-Znasz go. Wiesz jaki jest i jak lubi się bawić. To znaczy też lubię dobrą zabawę i takie tam, ale to co innego. Boję się z nim tam iść. - szepnęłam.
-Przecież nic ci nie zrobi.
-Wiem, ale...boję się, że nie zrobię na nim takiego wrażenia, jakie powinnam.
-Powinnaś? Ty nic nie powinnaś.  Nie chcesz go zawieść, to tyle. Ale pomyśl sobie, że może właśnie zrobisz na nim wrażenie, jak będziesz po prostu sobą. Zwykłą Dorcas, która lubi się dobrze bawić, ale nie da się zaciągnąć do łóżka po jednym drinku.
-Chciałabym, żeby mi nie zależało tak jak zależy. Żeby był dla mnie po prostu zwykłym kolegą.
-Ale nie jest.
-Nie jest. A wiesz, co mi powiedział, jak dowiedział się, że idziemy razem? Ne martw się, to tylko jeden taniec. - powiedziałam, parodiując jego głos - To jest oczywiste, że mu się wcale nie podobam. Że myśli o mnie tylko tak, jak o zwykłej znajomej. Albo wcale nie myśli...
-Dor, nie zamartwiaj się na zapas. Postaraj się o tym nie myśleć, a jak przyjdzie co do czego, to po prostu baw się dobrze, ok? - powiedziała Lilka, a ja kiwnęłam głową. Nie byłam jednak do końca przekonana.
-Tyle, że on lubi tylko te chude jak tyczki, wytapetowane i nadmuchane laski.
-Pierwsza sprawa, wcale nie wiesz co lubi, druga sprawa, te laski są puste jak styropian i trzecia, najważniejsza, może i nie masz cycków większych od głowy, ale masz na prawdę wiele do zaoferowania. Z osobowości i z wyglądu. Zwłaszcza te twoje oczy. - uśmiechnęła się, a ja pokręciłam głową.
-A kto zwraca uwagę na oczy? To nie o nie chodzi.
-Nie jesteś facetem, nie wiesz.
-Ale dorastałam z jednym takim. Myślisz, że James nie mówił mi jak zobaczył jakąś ładną dziewczynę na ulicy : "o! Ta ma ładne nogi", albo "ale ma fajny tyłek"? Jakoś o oczach nigdy nic nie wspomniał.
-To co mówi, wcale nie jest tym, co tak na prawdę myśli. Gdyby powiedział coś o oczach to byś go wyśmiała, że nie mówi jak facet, co nie? A twoje oczy, są na serio przepiękne. A teraz śpij już. Późno jest. - powiedziała i zasnęłyśmy razem.


Alicja :
Rano obudziłam się i zastałam Lilkę i Dorcas razem skulone na łóżku Dor, co wcale nie było takim dziwnym zjawiskiem. Pewnie gadały do późna. Poszłam się ubrać, a potem wstąpiłam do chłopaków, żeby zobaczyć się z Frankiem, ale mój kochany jeszcze mocno spał.
Usiadłam na krawędzi materaca, patrząc się na jego śpiącą twarz. Na moje usta mimowolnie wślizgną się delikatny uśmiech.
-Cześć - powiedział cicho Frank, a ja wyrwałam się z wiru myśli, w który wpadłam.
-Hej.
-Coś się stało? Jest strasznie wcześnie. - powiedział zerkając na budzik.
Wzruszyłam ramionami, a Frank uśmiechnął się leniwie i wciągnął mnie do swojego łóżka. Ciasno oplótł mnie ramionami tak, że nawet, jakbym chciała, to nie dałabym rady się wydostać. Prawda była taka, że nie mogłam już spać. W moim dormitorium bez Mary było tak pusto i smutno. Jednak w ramionach Frank'a od razu się zrelaksowałam, a i sen przyszedł niespodziewanie.



James :
Obudziłem się i zobaczyłem, jak Syriusz opiera się o łóżko Franka i na niego gapi. Zmarszczyłem brwi i podszedłem do niego.
-Łapo, co ty...
-Ciiii! Obudzisz ich. Czy to nie słodkie? Ale tak miziać się, kiedy wszyscy śpią? Mogliby nas zaprosić. - powiedział, uśmiechając się i udając rozczulonego, ale jednocześnie oburzonego.
Frank i Alicja spali sobie razem, a kołdra spadła na podłogę.
-Merlinie, Syriusz. Nigdy nie widziałeś śpiącej pary? - zapytałem zażenowany.
-Hej! Jasne, że widziałem. Ciekaw tylko jestem co zrobi Peter jak ich zobaczy. - powiedział z cwanym uśmiechem na twarzy. Tylko my wiedzieliśmy, że mały Peter miał problem z dziewczynami i strasznie się wstydził okazywania czułości. Ba! On był zawstydzony, nawet kiedy się na nie patrzył.
Zaśmiałem się pod nosem, wyobrażając sobie, jak zareaguje na Franka i Alicję w jednym łóżku.
-Peter! Hej, Peter! Obudź się! - szeptał Syriusz, szarpiąc go za ramię, ale Glizdek wcale nie kontaktował. - A co mi tam - mruknął pod nosem Wąchacz, wyciągnął różdżkę i szepnął - Aquamenti!
Z różdżki chlusną na twarz Peter'a strumień wody, a przestraszony Glizdek zerwał się na równe nogi, plując i łapiąc powietrze.
-Zawsze wiedziałem, że masz do tego dryg. - powiedziałem, szeroko uśmiechając się do Syriusza.
-Prawda? - zaśmialiśmy się, ale szybko spoważniałem i powiedziałem :
-Wybacz nam Glizdogonie, ale nie chciałeś się obudzić, a nie ładnie spać, kiedy ma się gości.
-Gości? - zapytał głupio, marszcząc brwi.
-Alicja do nas wpadła - powiedział Syriusz i wskazał na łóżko Franka.


Peter zamrugał szybko i odwrócił się cały sztywny.
-Co....oni...tu...- zaczął dukać, a my stanęliśmy przed nim i wyszczerzyliśmy zęby.
-Oj no wiesz jak to jest. Chłopak, dziewczyna, światło księżyca, emocje biorą górę...
-Nie kończ! Serio Syriusz, nie kończ. - jęknął Peter.
-Dobra! Dzieciaki! Wstawać! - zawołał Łapa i rzucił się na łóżko, gdzie spała para.
-Syriusz do cholery! - warknął rozbudzony Longbottom.
-Nie wiń go Frank, my tylko chcieliśmy pomóc biednemu Peter'owi. Wprawiacie go w zakłopotanie. - powiedziałem, śmiejąc się, a Glizdogon zrobił się czerwony jak burak. Potem ukradkiem wycofał się do łazienki i zamknął za sobą drzwi.
-Idę, pa Frank - powiedziała Alicja, zakładając buty, całując szybko chłopaka w policzek i machając nam na pożegnanie.
-Serio? - zapytał zażenowany Longbottom, a my wyszczerzyliśmy do niego zęby.


***

Kochana Mary! 
Chociaż minęło dopiero parę dni, my już za Tobą okropnie tęsknimy! Podobno jutro mają nam kogoś nowego przysłać do pokoju. Pewnie to jakaś zakochana w Syriuszu, albo w James'ie tapeciara. Błagamy, wracaj!!! 
Obiecałaś, że przyjedziesz na bal, to dopiero za miesiąc, ale to nie balu, ale Ciebie tak strasznie wyczekujemy. Z przykrością musimy powiedzieć, że nie będziesz w parze z Lily, bo McGonagall wybrała jej Potter'a (uhhhh jak ja go nienawidzę!!! ), a Tobie pisany jest Remus (Wiedziałam!!! :D) Musisz być! 
Opowiadaj co u Ciebie słychać. Pewnie się strasznie nudzisz i to kolejny argument, żebyś do nas wróciła. Musimy już lecieć :(. Czekamy na Twoją sowę i jeszcze raz TĘSKNIMY!!! 
Alicja
Lily
Dorcas








Linki do zdjęć:
  • https://giphy.com/gifs/reviews-lovers-maya-10R5ZAXFPYn3Hy
  • http://www.fanpop.com/clubs/blair-and-chuck/images/32257620/title/chuck-blair-sleeping-fanart
  • http://phoebetonkin-gifhunter.tumblr.com/post/24861424716/aaron-johnson-gifs

piątek, 23 stycznia 2015

rozdział 14

Syriusz :
Wymknęliśmy się z dormitorium tuż przed północą.
-Czas się zmienić - powiedziałem do Jamesa. Glizdogon biegł przed nami już jako szczur. Jego zadaniem było unieszkodliwienie Bijącej Wierzby. Wyciągnęliśmy z James'em różdżki i bez najmniejszego trudu przemieniliśmy się w psa i w jelenia. Droga przez tunel nie była dla nas niczym nowym. Po kilku minutach już byliśmy we Wrzeszczącej Chacie. Remus też był już na miejscu. Stał na środku salonu, przykuty łańcuchem do krat kominka.
-Najwyższy czas. - wydyszał na nasz widok. - Zaczyna się.
Ledwo to powiedział, plecy wygięły mu się w łuk i upadł na kolana. Ciszę rozdarł wrzask bólu i dźwięk łamanych kości. Staliśmy kilka metrów dalej i nieruchomo obserwowaliśmy jak wił się po podłodze i krzyczał. Bolało nas jak cholera, że nie mogliśmy nic zrobić i jakoś mu pomóc. Czuwanie przy jego przemianie było jedynym wsparciem. Za każdym razem schemat był ten sam. Przez jedną noc w miesiącu pilnowaliśmy, aby nikogo nie zabił, kiedy już się uwolni. Bo uwolni się na pewno. Zawsze tak było.
Przemiana trwała kilkanaście minut. Każdy z nas był pewien, że ból, którego Remus w tym czasie doświadczał, nie równał się z niczym czego sami kiedykolwiek zaznaliśmy.
Nie minęło dużo czasu, zanim Remus uwolnił się z łańcuchów. Wyminął nas w pośpiechu i wybiegł na dwór.
Znaliśmy nasze role na pamięć. Mieliśmy zrobić wszystko, żeby tylko Rem nie dostał się w pobliże szkoły. Tarasowaliśmy mu drogę i gryźliśmy po łapach, aż udało nam się go zapędzić do Zakazanego Lasu. Biegliśmy z tyłu, aby dać mu przestrzeń.
To była ciężka noc. Remus kilka razy wdał się w bójkę z dzikimi stworzeniami, raz czy dwa otarliśmy się o zabudowania Hogsmeade. Po tylu pełniach razem Lunatyk chyba się już do nas przyzwyczaił. Wyczuwaliśmy jego zaufanie. Akceptował nas w pobliżu i nie atakował.
 Po kilku godzinach księżyc w końcu zniknął za horyzontem i niebo zaczęło się rozjaśniać. Remus zaczął się z powrotem zmieniać, więc i my wróciliśmy do ludzkiej postaci. Zarzuciliśmy sobie jego ręce na ramiona i pomogliśmy mu dojść do zamku. O własnych siłach, nie dałby rady. Gdy dotarliśmy na skraj schodów do wieży Gryffindoru musieliśmy go wręcz ciągnąć na górę. Remus wydawał ciche jęki bólu. Peter biegł przed nami z Mapą w ręku i sprawdzał czy droga jest czysta. Cudem dotarliśmy pod portret Grubej Damy. Kiedy już wydawało nam się, że to koniec przygód, po drugiej stronie przejścia czekała nas niespodzianka.
-Merlinie, co się stało?! - podskoczyliśmy na dźwięk znajomego głosu.
Mary stała na środku pokoju wspólnego i obserwowała nas oczami wielkimi jak galeony.
-A nie nic. Mary, wracaj do łóżka. Nie ma się czym przejmować. - powiedział James. Razem z Peter'em staraliśmy się zasłonić Remusa, który kuśtykał powoli w stronę kanapy. Jednak Mary nie pozwoliła się zwieść. Spojrzała się na niego i zasłoniła usta rękoma. Remus wyglądał nieodświętnie. Miał dwie ogromne szramy na twarzy i tysiące zadrapań na reszcie ciała. Ubranie, które mu założyliśmy było poplamione świeżą krwią, a on ledwo stał. Oparł się o ścianę i wyszczerzył zęby w mało przekonującym uśmiechu.


-Godryku, co ci się stało? Spotkaliście tę bestię, tak? - wyszeptała przerażona.
-O jakiej bestii mówisz? - spytałem, ale już podejrzewałem, że stało się najgorsze.
-Widziałam przez okno - powiedziała, a potem dodała szeptem, jakby bała własnych słów - To był wilkołak.
Z oczu pociekły jej łzy. Była przerażona.



Remus:
Kiedy zobaczyłem Mary, ugięły się pode mną kolana. Nazwała mnie bestią. Miała rację. Jakim egoistą musiałem być, żeby narażać na niebezpieczeństwo całą szkołę. Syriusz podtrzymywał mnie, żebym nie upadł. Zaprowadził mnie na kanapę. Mary przyklęknęła obok, wyjęła różdżkę i zaczęła leczyć moje rany.
Po minach chłopaków widziałem, że nie mieli pojęcia, co robić. Byłem zbyt słaby po przemianie, żeby trzeźwo myśleć i szukać wyjścia z tej sytuacji. Bolało mnie całe ciało. Marzyłem tylko o tym, żeby zaszyć się gdzieś w samotności i przetrawić wstyd i upokorzenie, które zawsze mi towarzyszyły po pełni.
-Rano przyjadą moi rodzice. - usłyszałem nagle cichy głos Mary - Zabiorą cię do Munga, ktoś powinien cię zbadać. Jak to w ogóle możliwe? Dlaczego włóczyliście się po błoniach podczas pełni?
-Czekaj, twoi rodzice? Dlaczego? - zapytałem, ignorując jej pytania.
-Zadzwoniłam do nich. Nie jestem w stanie, nie mogę... nie mogę tu zostać, Remus - usiadła koło mnie, ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Zerknąłem na chłopaków, ale oni wydawali się równie bezradny co ja. Położyłem jej rękę na ramieniu.
-Wilkołak nic ci nie zrobi. W zamku jesteś bezpieczna.
-Spójrz na siebie, Remus! - załkała i pokręciła głową. - Już postanowiłam. Jestem tchórzem, ale kiedy zobaczyłam tę bestię...
-Nie jesteś tchórzem, Mary. Każdy rozsądny człowiek by tak zareagował. - powiedziałem, z każdą sekundą czując się coraz gorzej. To ja powinienem wyjechać. Nie ona.



Alicja :
Obudziły mnie czyjeś kroki w pokoju. Podniosłam głowę i zobaczyłam Mary, pakującą rzeczy do kufra.
-Mary? Co ty robisz? - zachrypiałam zaspana.
-Śpij, Al.
Ale coś mi nie pasowało. Dlaczego się pakowała? Przetarłam oczy rękoma i spuściłam nogi na podłogę.
-Co robisz? - powtórzyłam, wodząc za nią spojrzeniem.
Mar spuściła głowę. Odpowiedziała cicho, nie patrząc mi w oczy:
-Pakuję się. Rodzice mnie zabierają.
Te słowa były dla mnie jak kubeł zimnej wody. Otworzyłam szeroko oczy. Wstałam z łóżka i zatrzymałam ją.
-Że co proszę?
-Ali, nie karz mi się tłumaczyć, proszę. - wyszeptała Mary, a z jej oczu pociekły łzy.


-Ja jednak wolałabym usłyszeć jakieś wyjaśnienia. No, nie możesz sobie przecież tak po prostu wyjechać w środku nocy, nic nikomu nie mówiąc! - zawołałam. Lily i Dorcas poruszyły się w łóżkach i po chwili one też rozglądały się po dormitorium.
-Matko, Ali co się tak drzesz? Wiesz, która jest godzina? Daj się człowiekowi wyspać. - wymruczała Dorcas.
-Dam, jak tylko Mary łaskawie mi wyjaśni, o co w tym wszystkim chodzi.
-W czym wszystkim?
-Wyjeżdża!
-Co? - teraz i one poderwały się z łóżek. Wszystkie trzy wpatrywałyśmy się w Mary świdrującymi spojrzeniami. Nie mogłam pozwolić na to, żeby wyjechała bez słowa. Wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać.
-Błagam, zostawienie szkoły i was już jest dla mnie strasznie trudne, nie każcie mi jeszcze raz do tego wracać.
-Ale Mary, nie możesz nas od tak sobie zostawić. - powiedziała Lily, podchodząc do niej.
-Muszę. I uwierzcie mi, to naprawdę nie jest łatwa decyzja. - powiedziała tak cicho, że prawie nie było jej słychać.
-Ale wrócisz, prawda? - zapytała Dorcas.
-Nie wiem - powiedziała przez łzy. Usiadła na fotelu i schowała twarz w dłoniach.
-O co chodzi, Mary? - jęknęłam, siadając przy niej. Mary była dla mnie jak siostra. Trzymałyśmy się razem od jedenastego roku życia. Nasza czwórka. Nie wyobrażałam sobie, że mogłoby jej nagle z nami nie być. Łzy same popłynęły mi po policzkach.


-Mary, proszę. Nie wyjeżdżaj. Zostań z nami. Cokolwiek takiego się stało, wszystko się da naprawić. - złapałam ją za ręce.
-Nie to. Nie mogę. Nie mogę. - powtarzała, jak zdarta płyta.
Tej nocy żadna z nas już nie spała. Najpierw pomogłyśmy Mar spakować wszystkie rzeczy, a potem złączyłyśmy nasze łóżka i położyłyśmy się na nich razem. Mary podjęła już decyzję. Nie mogłyśmy jej przekonać, więc chciałyśmy po prostu pożegnać się z nią tak jak należy. Długo rozmawiałyśmy, wspominając wszystkie przygody, które w czwórkę przeżyłyśmy w Zamku.



Mary :
-Nauczyciele wiedzą? - zapytała kolejny raz Lily, a ja cierpliwie potwierdziłam.
Zeszłyśmy na śniadanie, lewitując przed nami mój kufer.
Alicja, Dorcas i Lily szły za mną w milczeniu. Gdy weszłyśmy do Wielkiej Sali, wszystkie twarze zwróciły się w naszą stronę.
Moich rodziców jeszcze nie było, ale mieliśmy spotkać się dopiero po śniadaniu. Usiadłyśmy przy stole Gryffindoru z dala od ciekawskich oczu gapiów. Ledwo zdążyłam nalać sobie kawy, podeszli do mnie moi dwaj bracia.
-Mar, możesz nam wyjaśnić o co tu chodzi? Rodzice napisali, że cię zabierają. - powiedział Sam. Westchnęłam głęboko i odparłam :
-Wy nie musicie jechać, jeśli o to się martwicie.
-Ale, Mary. Nie możesz tak sobie pojechać. - powiedział Bran, robiąc obrażoną minę. Naprawdę nie miałam siły przechodzić przez to po raz kolejny.
-Proszę was. Myślałam, że chociaż wy oszczędzicie mi fochów.
-A wy? Dlaczego tak siedzicie? Nie próbowałyście jej przekonać? - Sam zwrócił się do dziewczyn.
-Jasne, że próbowałyśmy. Sorry Sam, ale tu już nic nie wskóracie. - powiedziała Dor, a Lilka i Ali pokiwały głowami.
-Nie powiesz nam dlaczego? - zapytał cicho Bran.
Z trzech braci, to właśnie Brandon był do mnie najbardziej podobny. Najłatwiej było mi z nim rozmawiać. Rickon był jeszcze mały - miał dopiero siedem lat, siedział w domu z rodzicami i zajęty był jedynie zabawą. Sam w tym roku kończył szkołę, grał w Quidditch'a i był popularny. Lubił imprezy i zawsze wiele się wokół niego działo. Czasem zastanawiałam się, jak to możliwe, że byliśmy spokrewnieni. Bran za to tak jak ja przede wszystkim kochał czytać. Nie potrzebował ciągłego szumu i zainteresowania. Wolał czasem posiedzieć w samotności i dlatego to z nim najłatwiej było mi odnaleźć wspólny język.
-Nie dzisiaj. Rodzice już są. - powiedziałam, zauważając w drzwiach naszego tatę. Wyciągał szyję, próbując odnaleźć nas spojrzeniem.
Chwilę zajęło mi zabranie się z kufrem, który ważył chyba tonę. Obok taty pojawiła się po chwili mama. Trzymała Rickon'a za rękę i machała do mnie wesoło.
-Hej - powiedziałam, przytulając się do mamy. Nad jej ramieniem widziałam, jak tata rozmawia z Dippet'em.
Spojrzałam jeszcze raz na dziewczyny. Stały kilka metrów dalej i uśmiechały się smutno.
Podeszłam do nich i od razu objęły mnie trzy pary ramion. Stałyśmy wtulone w siebie przez dłuższą chwilę. Lily cicho płakała.
-Będę za wami okropnie tęsknić. - powiedziałam, wyplątując się z uścisku.
-To nie jedź. - powiedziała Alicja, próbując raz jeszcze.
-Nie mogę tu zostać. Przynajmniej na razie. Ale będę pisała. Codziennie.
-I koniecznie przyjedź na Bal Bożonarodzeniowy. - Dorcas uśmiechnęła się do mnie, ocierając oczy.
-O tak! Będziesz moją parą. - zaśmiała się Lily i objęła mnie ramieniem.
-Tego bym nie przegapiła. - powiedziałam i ostatni raz je uściskałam.
Wychodząc z Zamku minęłam się w drzwiach z Remusem. Posłał mi blady uśmiech, który wyglądał, jakby rozbolał go ząb.






Linki do zdjęć:
  • http://thejariana.tumblr.com/post/36762147745/gif-hunt-andrew-garfield
  • http://atrl.net/forums/archive/index.php/t-240075.html
  • http://teamgentlads.tumblr.com/post/34774929211/carey-mulligan-gifs

niedziela, 4 stycznia 2015

rozdział 13

James :
Wczoraj chyba jednak trochę za dużo wypiłem, bo obudziłem się z lekkim kacem. Wziąłem odświeżający prysznic i już byłem jak nowy. Wyszedłem w samą porę, bo Syriusz prawie wyrwał drzwi z zawiasów, chcąc dostać się do środka.
-Zachowujesz się jak niejedna baba. - zaśmiałem się, ale on spojrzał się na mnie ze złością.
-Daruj sobie, Rogaczu. A co do zachowywania się jak baba, to chyba raczej o tobie mowa. - powiedział i trzasnął drzwiami.
Spojrzałem się na zegar i zakląłem cicho pod nosem. Mój planowany na dziesięć minut prysznic niechcący przekształcił się w czterdziestominutowy. Za kwadrans zaczynały się lekcje. Glizdogon i Frank siedzieli na łóżkach, przeciągając się, a Remus jeszcze smacznie spał.
-Może go obudzę - powiedział Peter, złażąc na podłogę.
-Może lepiej nie. Dajmy mu pospać. - Glizdogon spojrzał się na mnie zdziwiony, jakby nie ogarniał dlaczego Lunatyk może spać, kiedy on musi iść na lekcje. Przewróciłem oczami, ubolewając nad jego głupotą.
-Merlinie, za co każesz mnie takimi tępymi przyjaciółmi?
-No co? - zapytał, marszcząc brwi. Frank, zaczął chichotać za naszymi plecami. Kiedy Peter się odwrócił, Longbottom zobaczył jego minę i zaniósł się głośnym śmiechem.


-Pełnia, Glizdogon, pełnia. To dzisiaj. - powiedziałem też się śmiejąc. Peter wyglądał jakby zapaliła mu się żaróweczka nad głową.
-Dobra jestem gotowy, możemy iść - powiedział Łapa, wychodząc z łazienki i nie zwracając na nas uwagi, wyszedł z dormitorium.
Poszliśmy za nim, zostawiając Remusa samego. Należało mu się trochę odpoczynku.
Kiedy byliśmy na drugim piętrze usłyszałem za plecami:
-Jamie! Hej, Jamie, poczekaj! - no i już byłem w dużo gorszym humorze. Tylko i wyłącznie Dorcas miała pozwolenie tak do mnie mówić i nikt więcej. Nawet moja matka.
-Idźcie, dogonię was - powiedziałem do chłopaków i odwróciłem się.
-Cześć - Christall Bell powitała mnie szerokim uśmiechem. Była to ładna drobna blondynka. Na ostatniej imprezie bawiliśmy się razem.
-Cześć, o co chodzi? - zapytałem zniecierpliwiony. Lada moment mógł zadzwonić dzwonek, a ja chciałem jeszcze zjeść śniadanie.
-Przepraszam cię bardzo, ale możesz się sprężać? Trochę się spieszę.
-Och, nie zajmę ci długo. - uśmiechnęła się jeszcze raz i powiedziała z odrobinę zawstydzoną miną:
-Słuchaj... To głupie, ale muszę zapytać. Nie szukasz może dziewczyny?
Zamrugałem parę razy zdziwiony. Zawahałem się, bo zupełnie się tego nie spodziewałem i nie wiedziałem, co powiedzieć. Dziewczyny nie miałem i raczej chwilowo nie szukałem. Było mi dobrze samemu. Christall raczej też nie była w moim typie. Już miałem ją spławić, kiedy na drugim końcu korytarza pojawiła się Evans. Szła w otoczeniu kilku Krukonów z Numerologii i z mojej perspektywy wyglądało to, jakby bez oporów z nimi flirtowała. Spojrzałem jeszcze raz na Christall. Uśmiechała się do mnie z nadzieją wymalowaną na twarzy.
-Tak i chyba już znalazłem - usłyszałem nagle swój głos. Uśmiechnąłem się do niej, a Christall cała się rozpromieniła. 


-Jadłaś już śniadanie? - zapytałem, podając jej rękę.
-Tak, ale...co mi szkodzi pójść jeszcze raz. - zachichotała.
Potem pocałowałem ją długo i namiętnie. Tak, żeby Evans to zobaczyła i porządnie się napatrzyła.



Lily :
Wyszłam tylko na sekundkę z Wielkiej Sali, żeby skonsultować pracę domową z moim partnerem z Numerologii i co się okazuje? Dzień się dopiero zaczyna, a Potter już obściskuje się z jakąś panną.
Zaczerwieniłam się cała jak burak. Nawet włosy mi się naelektryzowały, a różdżka zawibrowała mi przy pasku. Co ten skończony gnojek sobie wyobraża?! Niech sobie nie myśli, że uda mu się mnie jeszcze kiedykolwiek pocałować, skoro będzie miał w ustach całą damską część szkoły!
-Lily - otrząsnęłam się, kiedy Dorcas stanęła obok mnie i położyła mi rękę na ramieniu. - Pogadam z nim, ogarnie się.
-C-co? Nie. Nie! - krzyknęłam - Jeśli Potter chce mieć rozepchaną jamę ustną, to pozwólmy mu na to. Po prostu się nie wtrącajmy.
-Jak chcesz. - powiedziała Dor, ale nie wydawała się przekonana.
-Lily, chodźmy stąd już - dodała jeszcze szeptem.
Kilka metrów za Potterem z bocznego korytarza wyszła grupa ślizgonów. Regulus Black szedł na czele, prowadząc przyjaciół w naszą stronę. Dorcas wzięła mnie za rękę i pociągnęła w stronę schodów. Szła szybko w nieznanym mi kierunku. Byle dalej od ślizgonów.



Remus :
Obudziłem się, kiedy lekcje trwały w najlepsze. Odczekałem do przerwy na obiad i zszedłem do Wielkiej Sali. Byłem rozdrażniony. Irytowały mnie hałasy przy stole, a wpadające przez wysokie okna światło drażniło mi oczy.
-Po prostu zaspałem. Każdemu może się zdarzyć. - powiedziałem oschle, gdy dziewczyny zaczęły mnie wypytywać, dlaczego mnie nie było na lekcjach. Chwilę jeszcze siedziałem przy stole, usiłując zmusić się do jedzenia, ale napięcie w całym ciele było już nie do zniesienia. Rzuciłem z hukiem sztućce na stół i wyszedłem z Wielkiej Sali.
-Rem! Remus, zaczekaj chwilę! - usłyszałem za plecami, kiedy wychodziłem na dwór. Zatrzymałem się dopiero, gdy znalazłem się na pogrążonym w ulewie dziedzińcu. Gęsty deszcz pomógł mi nieco ochłonąć. Odwróciłem się do osoby, która mnie zatrzymała i zobaczyłem Mary. Tylko nie ona, pomyślałem. Nie chciałem, żeby moja agresywna strona jakoś jej dopiekła. Dzisiaj kompletnie nad nią nie panowałem.
-Co? - zapytałem siląc się na uprzejmy ton.
-Chciałam tylko spytać...coś się stało? Byłeś taki zdenerwowany. - zapytała, przekrzykując szum deszczu.
-Jest...w porządku.
-Wiesz, ze mną zawsze możesz pogadać. Wiem jak to jest mieć czasem dość wszystkiego i wszystkich.
Spojrzałem się na nią uważnie. Mary MacDonald była najmilszą osobą, jaką znałem. Nigdy nie widziałem jej wyprowadzonej z równowagi, nigdy nawet nie usłyszałem, żeby wyrażała się o kimś źle. Była po prostu niesamowicie dobrą osobą. Jednak jej pozornie proste, poukładane życie mogło nie być wcale takie spokojne. Wychowała się w domu z trzema braćmi. Byłem pewny, że czasem mogła chcieć głośno krzyczeć ze złości. Skąd miała tyle cierpliwości?
Uśmiechnąłem się do niej, odnajdując spokój w jej uśmiechu.
-Dzięki, Mary. Zapamiętam. Widzimy się na lekcjach, tak?
Zanim odszedłem, jeszcze raz spojrzałem się na ten uśmiech i na te wesołe oczy. Dzięki nim przetrwałem resztę dnia.




Mary :
Było grubo po północy. Alicja, Lily i Dorcas dawno spały, tylko mnie nosiło po całym pokoju. Najpierw długo czytałam, potem słuchałam muzyki i próbowałam zasnąć przy naprawdę nudnych kawałkach. Wszystko na nic. Miałam jakieś złe przeczucia i nijak nie mogłam przez nie zasnąć.
Nagle usłyszałam hałas dobiegający z pokoju wspólnego. Na palcach wstałam z łóżka i uchyliłam drzwi. Przez szparę zobaczyłam jak dziura po portrecie zamyka się za kimś. Wzięłam ze sobą świecę i wyszłam z dormitorium.
Pokój wspólny był pogrążony w ciemnościach. Ustawiłam świece na stoliku i wyjrzałam przez okno. Idealnie okrągła tarcza księżyca oświetlała jasno Zakazany Las. Na błoniach nie było nikogo. Przez chwilę siedziałam na parapecie z policzkiem przytulonym do chłodnej szyby. Wolałam się nawet nie zastanawiać, która jest godzina. Już miałam wstać i zabrać się z powrotem do łóżka, kiedy moją uwagę przykuło coś dziwnego. Po błoniach przebiegł szybko jakiś cień. Wierzba Bijąca rosła na uboczu słabo widoczna z tej perspektywy. Jednak głowę bym dała, że cień wydostał się właśnie stamtąd. Przykleiłam nos do szyby i zmrużyłam oczy. Nagle ciemna chmura minęła księżyc i w jego bladym świetle wyraźnie to zobaczyłam. Odskoczyłam od okna jak oparzona. Serce waliło mi jak szalone. Nigdy jeszcze nie czułam tak mrożącego przerażenia. Wiedziałam co to był za stwór. Z początku stałam nieruchomo, jakby ktoś mnie spetryfikował. Łzy napłynęły mi do oczu. Ogarnęła mnie prawdziwa panika. Ten potwór był na terenie Hogwartu. Pobiegłam do dormitorium, nie mogąc już powstrzymać szlochów. Od razu zaczęłam przetrząsać biurko w poszukiwaniu telefonu, który należał do Lily. Miałyśmy go na wszelki wypadek, jeśli coś nagłego by się wydarzyło i trzeba by zawiadomić rodziców. Zaczarowałyśmy go tak, że działał nawet w Hogwarcie.
Wróciłam do pokoju wspólnego i trzęsącymi się rękoma wystukałam numer do domu.
-Halo? - usłyszałam zaspany głos taty.
-Tato? Halo? To ja, proszę cię, przyjedź po mnie... proszę tato... musisz mnie stąd zabrać...









Linki do zdjęć:
  • https://www.tumblr.com/tagged/10-days-of-ed-westwick
  • http://www.huffingtonpost.com/2013/11/17/rachel-mcadams-birthday_n_4276395.html
  • http://thegifsbox.tumblr.com/post/46343763570/carey-mulligan-gifs

sobota, 3 stycznia 2015

rozdział 12

-I jak? - zapytał Syriusz, mierząc Harry'ego spojrzeniem.
-Byłeś...- Potter starał się znaleźć odpowiednie słowo, określające młodego Syriusza. Black szybko go wyręczył : 
-Dupkiem. - zaśmiał się z samego siebie.
-Właściwie to co ty miałeś do tej Dorcas? 
Syriusz głośno wypuścił powietrze.
-Cóż, dokuczanie jej traktowałem jak...pewien rodzaj sportu. Nie było to aż na taką skalę jak ze Snape'm. Bywało między nami różnie, ale ostatecznie zawsze się przyjaźniliśmy. Po prostu jej wkurzona mina była dla mnie świetnym sposobem na odstresowanie się. 
-A teraz? Co się u niej dzieje? - zapytał Harry. Miał ogromną nadzieję, że dziewczyna nie zginęła podczas wojny. Była przyjaciółką jego rodziców i bardzo chciał ją poznać. Każdy ze starych znajomych Lily i James'a wnosił coś nowego do posiadanych przez niego informacji o rodzicach. Większość znajomych Potter'ów zginęła podczas wojny. Rzadko zdarzała się okazja poznać kogoś z tamtych lat.
Syriusz spojrzał się na Harry'ego z zakłopotaniem.
-Szczerze mówiąc nie mam pojęcia gdzie może teraz być. - powiedział w końcu, a Harry wyczytał z jego miny, że ten temat był dla niego trudny.
-Nie widziałem jej od lat.
-Może ktoś inny wie coś na jej temat? - zapytał Harry z nadzieją. Syriusz zamyślił się.
-Może Remus wie coś więcej. Poczekaj, ściągnę go tutaj. - Syriusz schylił się nad paleniskiem i wrzucił w płomienie szczyptę proszku Fiuu. Po chwili, wirując szybko wokół własnej osi, pojawił się przed nimi Lupin.
-Stało się coś? - zapytał, otrzepując szatę z popiołu. Syriusz wzruszył ramionami i powiedział:
-Harry ma do ciebie pytanie.
-Zastanawiałem się, czy nie wiesz czegoś na temat Dorcas Meadowes? - zapytał Harry, podchodząc do Lupina. Remus zmarszczył brwi i spojrzał z nieodgadnioną miną na Syriusza.
-Dorcas? Dlaczego jej szukacie?
-Wiem, że przyjaźniła się z moimi rodzicami. Chciałbym ją poznać, zadać jej pytania...
-Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł, Łapo - Remus spojrzał się na Syriusza, który wydawał się podzielać jego obawy. Chwilę panowała między nimi cisza. W końcu Black wzruszył ramionami i odparł:
-To jego decyzja.
Harry spojrzał się wyczekująco na Lupina. Nie wiedział, dlaczego obaj mieli wątpliwości, ale w tamtej chwili nie miało to dla niego znaczenia. Chciał po prostu poznać osobę, która pomogłaby mu zbliżyć się do rodziców.
-Dobrze więc. Jakiś czas temu Dorcas wyszła z ukrycia. Śmierciożercy od lat mieli ją na celowniku i nawet po odejściu Voldemorta wciąż była w niebezpieczeństwie. Teraz jednak pewnie znowu będzie musiała się ukryć. - powiedział Lupin. Harry słuchał uważnie, ale Syriusz zdawał się być myślami gdzieś bardzo daleko.
-Wiesz gdzie jest teraz? - zapytał Potter.
Lupin pokręcił głową. Harry stracił nadzieję. Jeśli ukrywała się przed Śmierciożercami przez wiele lat, on też nie miał szans, żeby ją namierzyć.
-Przychodzą mi do głowy dwie osoby, które mogą wiedzieć więcej. - powiedział znienacka Remus, a nadzieja w Harry'm odżyła na nowo.


***


Stanęli przed wejściem do szpitala św. Munga. Wokół nich szybkim krokiem przemierzali ulice przemarznięci przechodnie, a niedaleko grupka dzieci urządziła bitwę na śnieżki.
Harry był lekko zdenerwowany, ale z całej siły starał się tego nie okazywać. Weszli do środka.
W szpitalu czuć było duch świąt - w poczekalni stała niewielka choinka, a rozgadane czarownice w białych fartuchach przystrajały ją kolorowymi bombkami. Za recepcją stał młody czarodziej w przekrzywionej zawadiacko czapce świętego Mikołaja. Lupin podszedł prosto do niego. Harry zatrzymał się nieco dalej, czekając razem z przemienionym w psa Syriuszem.
-Drugie piętro - oznajmił Remus, kiedy do nich wrócił.
Wspięli się schodami na górę, mijając innych odwiedzających - wszyscy byli obładowani paczkami z prezentami. Lupin zatrzymał się przed drzwiami, na których wisiała karta z danymi pacjentów. Uchylił lekko drzwi i zajrzał do środka. Harry nie wiedział wciąż kogo dokładnie szukali i z lekkim niepokojem wszedł za Lupinem do sali.
W środku stały dwa szpitalne łóżka przykryte sterylnie białą pościelą. Na jednym z nich siedziały dwie osoby w szpitalnych koszulach. Remus podszedł do nich z uśmiechem i mocno ich uściskał.
-Syriusz?!
Harry aż podskoczył na dźwięk ostrego głosu za plecami. Odwrócił się i dopiero wtedy zauważył drobną staruszkę, która siedziała na fotelu obok drzwi. Marszczyła brwi w groźnej minie, a wypchany sęp na szczycie jej kapelusza chybotał się złowrogo.
Syriusz przybrał ponownie ludzką formę i zamknął szczelnie drzwi.
-Pani Longbottom, dzień dobry.  - powiedział z miną winowajcy.
Staruszka pogroziła mu palcem.
-Wstydź się, Syriuszu. Oni bronili cię do samego końca. Widzę, że tyle lat przyjaźni nic dla ciebie nie znaczy - ofuknęła go, a Black wbił wzrok w podłogę.
Harry nie chciał być na jego miejscu. Prawda była taka, że Syriusz rzeczywiście miał się za co wstydzić. Pokój ten od wielu lat zamieszkiwali jego starzy przyjaciele. Oni jako jedyni bronili go, gdy został bez procesu zamknięty w Azkabanie. Był na wolności już od dwóch lat i ani razu nie przyszedł ich odwiedzić. Może i był poszukiwany, ale dobrze wiedział, że to nie dlatego nie przyszedł. Najzwyczajniej w świecie bał się tego, co mógł tu zobaczyć.
-Przepraszam - wyszeptał i powiódł spojrzeniem dalej, w stronę siedzącej na łóżku pary. Nie wyglądali najlepiej. Zmienili się przez te lata nie do poznania. Zaledwie kilkanaście lat temu byli najszczęśliwszą i najbardziej zakochaną parą, jaką kiedykolwiek poznał. Teraz pozostały po tym tylko wyblakłe cienie.
-Harry, to jest Augusta Longbottom. Znasz Neville'a, prawda? To jego babcia. - powiedział do Harry'ego ściszonym głosem. - A to Frank i Alicja. Jedni z najlepszych ludzi, jakich kiedykolwiek znałem.
Syriusz z bólem serca przyglądał się starym przyjaciołom. Lupin przysiadł się do nich i opowiadał im o jego ostatnim spotkaniu z Nevillem. Oczy Alicji były pełne łez, Frank mocno obejmował ją ramionami. Remus odwrócił się do Syriusza i machnięciem ręki zaprosił go, by do nich dołączył. Pani Longbottom obserwowała go spod rozchybotanego ptaka na kapeluszu.
Alicja i Frank wyglądali na bardzo zmęczonych, ale pojawienie się Syriusza wyraźnie ich ożywiło. Torturowani byli paręnaście lat temu, a cały czas nie odzyskali swojej dawnej energii. Black pamiętał ich ślub, narodziny ich syna i życie do którego już nie było powrotu.


-Frank, Ali? To jest Harry. Syn James'a i Lily. Pamiętacie? - powiedział Lupin i uśmiechnął się zachęcająco do Harry'ego. Alicja nagle wyciągnęła w jego stronę rękę.
Harry podszedł do niej ostrożnie i złapał wyciągniętą do niego dłoń. Alicja rozpromieniła się na ten gest, a Potter poczuł delikatne ukłucie w sercu. Czy to tak wyglądała matczyna miłość? Jeszcze nigdy w życiu tak wyraźnie nie czuł, że mu jej brakuje jak teraz.
-Mam do państwa pytanie. - powiedział cicho.
-Mów synku, oni cię słuchają. - zachęciła Augusta Longbottom.
-Szukam Dorcas Meadowes. Chciałbym ją poznać, ale nie wiem gdzie jest. Wiele by dla mnie znaczyło, gdybyście pomogli mi ją znaleźć - powiedział, choć nie rozumiał jak tych dwoje mogłoby mu w tym pomóc. Jednak nagle Alicja schyliła się do szafki nocnej i wyciągnęła z szuflady zwinięty kawałek pergaminu. Uśmiechnęła się delikatnie do Harry'ego i wsunęła mu go w rękę.
-Dziękuję. Bardzo, bardzo dziękuję.
Zostali w szpitalu jeszcze na parę godzin. Opowiadali Longbottom'om przeróżne historie, a oni słuchali w ciczy, ciągle trzymając się za ręce. Syriusz też bardzo się ożywił. Wspominał pobyt w więzieniu i ucieczkę, ale przede wszystkim lata, gdy działał dla Zakonu Feniksa. Nie ulegało wątpliwościom, że właśnie w tedy był naprawdę szczęśliwy. Zresztą nie tylko on. Back, Lupin i Longbottom'owie - wszyscy mieli wrażenie, jakby tamte czasy zdarzyły się w jakimś innym życiu. Mimo wojny i niebezpieczeństw to wtedy żyli naprawdę. Z tych rozmów Harry dowiedział się, że było dziewięcioro przyjaciół : James, Syriusz, Remus, Peter, Frank, Alicja, Lily, Mary i Dorcas. Harry postanowił ich wszystkich odnaleźć i w ten sposób odbudować swoją rodzinę.


***


Kiedy po powrocie na Grimmauld Place, Harry zdejmował kurtkę, z kieszeni wypadło mu kilka zgniecionych zdjęć. Podniósł je, nie wiedząc skąd się mogły wziąć. Na każdej fotografii uśmiechali się do niego młodzi ludzie - wesoło machali, albo rozmawiali i śmiali się między sobą.
-Syriusz?
-Tak? - Black zajrzał Potter'owi przez ramię i uśmiechnął się na widok roześmianych nastolatków.
-Czy to...
-Tak. To my. Huncwoci i cała nasza paczka.
Harry poszedł z Syriuszem do salonu, razem usiedli na kanapie przed kominkiem. Zaczęli przeglądać fotografie. Harry domyślił się, że to Alicja musiała mu włożyć je do kieszeni.
Na pierwszym zdjęciu była Lily. Black wyjaśnił Harry'emu, że Evans była wtedy na szóstym roku i zdjęcia zrobiła któraś z przyjaciółek Lilki.

easy a thumbs up GIF

Potem było zdjęcie Jamesa. Kiedy Syriusz je zobaczył, zaczął się głośno śmiać.
-Tata grał w orkiestrze szkolnej? - zapytał zdziwiony Harry.
-Nie, ale raz McGonagall go zmusiła do występu. Uwierz mi, nie zrobiła tego więcej.


Kiedy Syriusz zobaczył następne zdjęcie, mocno się zmieszał i powiedział tylko:
-To zrobiła mi Dorcas. Już po skończeniu szkoły.


Harry chciał zapytać o coś jeszcze, ale Syriusz szybko wskazał na kolejną fotografię.
-To Frank i Alicja? - zapytał Harry. Wyglądali zupełnie inaczej niż ludzi, których poznał dzisiaj w szpitali.
-Tak. Byli wtedy w dość trudnej sytuacji. Kiedyś ci opowiem.



-To Lupin, prawda? A to kto?
-Mary Macdonald. Przyjaźniła się z Lily i Dorcas. No i z Lupinem oczywiście - powiedział Syriusz, uśmiechając się dwuznacznie.
-Ona i Lupin? - zaśmiał się Harry, nie mogąc sobie tego wyobrazić.
-Oj zdziwiłbyś się.
-Gdzie teraz jest? Lupin nigdy o niej nie wspominał.
-Szczerze, to nie mam pojęcia co się z nią teraz dzieje. - powiedział Syriusz, znowu pochmurniejąc.
-Chyba powinieneś odświeżyć kontakty, nie sądzisz? - zapytał Harry, a Black tylko kiwnął zakłopotany głową.
-To Dorcas, prawda? - zawołał podekscytowany Potter, kiedy wyciągnął kolejne zdjęcie.

amanda seyfried GIF

-Tak. To właśnie Dorcas Meadowes. - powiedział Syriusz, uśmiechając się do swoich wspomnień.
-Wiesz co, Harry? Pomogę ci jej szukać. Masz rację. Przydałoby się odnowić kontakty.









Linki do zdjęć :
  • https://pl.pinterest.com/pin/523121312954574156/
  • https://giphy.com/gifs/movie-emma-stone-thumbs-up-b5WsjNpMc35za
  • http://itslikeatanktop.tumblr.com/
  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872370981458/
  • http://www.swoonreads.com/blog/best-will-theywont-they-romances
  • http://fun-mbti-analysis.tumblr.com/page/2
  • https://giphy.com/gifs/amanda-seyfried-12PWZ52BMoAFYQ