środa, 11 kwietnia 2018

rozdział 61

Dorcas :
Był to rześki poranek w Hogwarcie, kiedy nie spodziewałam się już niczego specjalnego. Było mi coraz lepiej na duszy, potrafiłam przeżyć już nawet cały jeden dzień bez płaczu. Rany się goiły, blizny coraz mniej bolały, a moja twarz nabierała ludzkich kolorów. Oczywiście nie zapomniałam. Nigdy nie zapomnę, a ból w sercu nadal był, jednak uczyłam się z nim żyć. Cała ekipa była dla mnie ogromnym wsparciem, widziałam, jak się starali. Ale tego dnia James przeszedł już samego siebie.
Schodziłam właśnie na śniadanie do Wielkiej Sali, reszta poszła chwilę wcześniej, więc już byli w środku. Ja jeszcze na schodach próbowałam wetknąć moją nową różdżkę za pasek, więc zupełnie nie patrzyłam się przed siebie, skupiona na swoim zajęciu.
-Witaj, Dorcas - usłyszałam gdzieś przed sobą. Zdziwiona podniosłam spojrzenie na znany mi skądś głos. No i muszę się przyznać, że wydarłam się wniebogłosy, nie wierząc własnym oczom. Rzuciłam się w ramiona Corm'a, a on obrócił się ze mną w powietrzu głośno się śmiejąc.
-Co ty tu robisz? - zapytałam, kiedy skończyliśmy się ściskać.
-Słyszałem, że wróciłaś do szkoły, więc przyjechałem przywieźć ci nowe podręczniki. - zaśmiał się, a ja wtedy zrozumiałam, czyja to była sprawka.
Pobiegłam do Wielkiej Sali ciągnąc Cormorana za sobą.
-James! O Merlinie, dziękuję! - przytuliłam Potter bardzo bardzo mocno.
-Nie ma sprawy, Dor, wszystko dla naszej drogiej rekonwalescentki. - zaśmiał się i zwrócił się do Cormorana :
-Siema, stary, dobrze cię widzieć.
Podali sobie ręce i Corm usiadł koło nas. Uczniowie patrzyli się na kolejną nową twarz z ciekawością, a Mary, Lily i Alicja nie odrywały oczu od jego przystojnej buzi. Uśmiechnęłam się, widząc to i pocałowałam Cormorana w policzek. Tak bardzo za nim tęskniłam.
-Corm, to jest właśnie Max, o którym ci kiedyś pisałam. Max, to mój kuzyn Cormoran, poznajcie się - powiedziałam, bo zauważyłam, że Maxwell łypał niechętnie zza stołu na Corm'a, a bardzo zależało mi, żeby się polubili. Podali sobie dłonie, ale nie zamienili słowa. Dziewczyny od razu zaczęły zagadywać mojego kuzynka, wypytując o pracę, o Australię i o dziesiątki innych rzeczy. A on szczerze rozbawiony odpowiadał na wszystko, puszczając do mnie oczko.
-Jak dobrze, że jesteś - powiedziałam jeszcze raz, kiedy wychodziliśmy z Wielkiej Sali, a on objął mnie ramieniem i pocałował w czubek głowy.
-To co będziemy robić? - zapytał, a ja wzruszyłam ramionami.
-Jak dla mnie możemy robić wszystko - powiedziałam, uśmiechając się do niego. Naprawdę było mi obojętnie czym się zajmiemy, po prostu cieszyłam się, że tu był i już. Tyle mi było potrzebne do szczęścia.


Frank :
-Alicja! - zawołałem, bo w tym tłumie uczniów na korytarzu nie dało się jej dogonić.
Odwróciła się, zauważyła mnie i zaczęła się do mnie przepychać, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, czy kogoś podepcze czy nie.
-Frank, tu jesteś - powiedziała i pocałowała mnie krótko.
-Co powiesz na obiad gdzieś indziej niż na stołówce szkolnej? - zapytałem, unosząc jedną brew, a ona uśmiechnęła się leniwie.
-Czy ty mi czytasz w myślach?
-Po to jestem, skarbie - odparłem i poszliśmy po swoje płaszcze.
Hogsmeade, gdy nie było akurat wyjścia uczniów z Hogwartu, nie było zbyt tłocznym miasteczkiem. Szybko znaleźliśmy miejsce w małej restauracji, do której najbardziej lubiliśmy chodzić w wolnym czasie, gdy jeszcze byliśmy w szkole. Kiedy przynieśli nam zamówienia, wziąłem Al za rękę i spojrzałem się jej głęboko w oczy. Czekała mnie niezbyt łatwa przeprawa, doskonale to wiedziałem, ale nie można było tego uniknąć. Lepiej zacząć od razu.
-Co się stało? - zapytała, lustrując moją twarz ze spokojem.
-Jest misja, na którą muszę pojechać. - powiedziałem i zobaczyłem, jak od razu posmutniała.
-Gdzie? - spytała, chociaż doskonale wiedziała, że nie mogłem jej odpowiedzieć.
-To powiedz mi chociaż ile potrwa - nalegała, ale ja uśmiechnąłem się tylko smutno i pogładziłem ją po twarzy.
-Masz wrócić - powiedziała twardo, a ja pokiwałem głową.
-Obiecuję - przyznałem z powagą i pocałowałem ją delikatnie. Nie chciałem tego, ale nie miałem za bardzo wyboru. Teraz trudno było o aurorów, więc prędzej czy później dostałbym jakąś misję. Dla Alicji było to bardzo trudne, dla mnie tak samo. Nienawidziłem być z dala od niej.
-Kiedy wyjeżdżasz?
-Za parę dni, pod koniec tego tygodnia.
Al westchnęła i w milczeniu zaczęła jeść obiad.
-Mam pomysł, a właściwie propozycję nie do odrzucenia. - powiedziałem, bo przyszło mi to nagle do głowy - Przed moim wyjazdem, zróbmy wszystko co się da. Wszystko na co tylko kiedykolwiek mieliśmy ochotę. Wymyślmy jakąś listę, czy coś i zacznijmy już dzisiaj odhaczać.
Alicja uśmiechnęła się szeroko. Dzięki temu oboje mielibyśmy poczucie, że wykorzystaliśmy ten czas maksymalnie jak tylko się da.
-Tak, tak, tak! Jestem totalnie za! - zawołała zachwycona i zaczęliśmy od razu przygotowywać listę.


Dorcas :
Cały dzień spędziliśmy na dworze. Zima już dawno odeszła, a ten dzień był wyjątkowo ciepły. Rozmawialiśmy, a wszystkie rozmowy, które prowadziliśmy były zupełnie niepoważne.
-Wszyscy przecież wiedzą, że Meadowes'owie mają wyjątkowo dobre geny - powiedział z udawaną powagą Corm - wystarczy się spojrzeć na tą twarz.
Roześmiałam się, gdy pogładził swój policzek a ja nie mogłam się powstrzymać, żeby nie pobrudzić tej jego pięknej buźki lodem, który przed chwilą kupiłam w Miodowym Królestwie.

letters to juliet christopher egan gif

Cormoran ze śmiechem wytarł się i zapytał :
-No a nie?
-Tak, tak, kochany, jesteś najpiękniejszy ze wszystkich. - podsumowałam i wzięłam go pod rękę. Zaczęliśmy iść w stronę jeziora. Kiedy stanęliśmy nad wodą, było już prawie ciemno. Ogarnęło mnie wielkie przygnębienie. Cormoran zerknął na mnie i powiedział :
-Mam pomysł.
Wziął mnie za rękę i zaczęliśmy iść koło tafli wody, a potem skręciliśmy wgłąb błoni, które ginęły już w mroku. Gdzieś daleko majaczyły ciemne wieże stadionu Quidditch'a.
Zatrzymaliśmy się dokładnie na środku boiska. Corm usiadł i poklepał ziemię koło siebie. Usiadłam obok, a wtedy on wyciągnął się na plecach i westchnął głęboko.
-James miał rację, tu chyba najlepiej widać gwiazdy - powiedział, a kiedy położyłam się koło niego, przyznałam mu w duchu rację.
-Chociaż nie, najlepiej widać na wieży Astronomicznej, ale tam nigdy nie wolno wchodzić.
-Nie ma też zapewne trawy na której można by się położyć.
-To prawda.
-Dorcas, jak ty teraz będziesz żyć? - zapytał po chwili ciszy, a ja sama się nad tym zastanowiłam. Oto nadszedł czas na naszą poważną rozmowę.
-Rozmawiałam wczoraj z Dumbledore'm i według niego nie powinnam wracać do domu w Dolinie Godryka ani do Australii aż do momentu, kiedy minie niebezpieczeństwo. W Anglii nie jest dla mnie bezpiecznie, właściwie nigdzie poza Hogwartem, ale tutaj nie mogę też siedzieć w nieskończoność. Dlatego muszę wyjechać. Sama, zakamuflowana, z nowymi papierami, do jakiegoś zupełnie innego świata i siedzieć tam aż będzie bezpiecznie.
-Czyli jak długo? - zapytał, ale nie umiałam odpowiedzieć.
-Jeśli my wygramy wojnę, to do końca wojny. Jeśli przegramy, to...
Corm wziął mnie za rękę i zapadła cisza. Nikt nie wypowiadał tych słów. Bo co jeśli to Voldemort wygra? Wtedy nikt nie będzie bezpieczny. Nigdzie.
-Wygramy, spokojnie. - powiedział i zaczął przyglądać się gwiazdom.
-Widzisz? Tam na lewo to Syriusz. Najjaśniejsza z gwiazd, dająca nadzieję.- pokazał mi, a ja kiwnęłam głową, nie będąc wcale przekonana, czy ta gwiazda daje mi nadzieję.
-Jeden z twoich kumpli tak się nazywa, nie?
Pokiwałam głową, ale nie odezwałam się, nie mając ochoty rozmawiać o Blacku.
-Co myślisz o Maxie? - zapytałam, zmieniając temat.
-Nie wiem, nie znam go. Wydaje się trochę sztywny, nie uważasz?
Wzruszyłam ramionami. Jakoś ten temat nie poprawił mi humoru.
-Kochasz go, tak? - zapytał, chyba czując, że nie podobała mi się jego odpowiedź.
-Tak - powiedziałam z uśmiechem, a mój głos zabrzmiał bardzo pewnie. - Myślę, że to właśnie on, wiesz?



Zapadła cisza, spodziewałam się, że coś mi na to odpowie, ale nie doczekałam się tego.
-Kiedy wyjeżdżasz? - spytałam smutno, nie chcąc ciągnąć tego wątku już dłużej.
-Już jutro rano. Chętnie zostałbym dłużej, ale muszę wracać do babci. Nie jest bezpiecznie, więc wolę jej nie zostawiać samej na dłużej.
-Prawda. Wyściskaj ją ode mnie, dobrze?
-Jasne. A ty kiedy jedziesz?
-Niedługo.

***

-Dorcas - Cormoran wziął mnie jeszcze na stronę. Zostawił walizkę przy schodach, na których czekała reszta Huncwotów, żeby się pożegnać.
-Chciałem wyjaśnić, to o czym wczoraj rozmawialiśmy. To o Maxwell'u. Mam nadzieję, że to porządny facet i cieszę się, że znalazłaś sobie kogoś, o kim myślisz na poważnie. Mogę go nie lubić, ale tu nie chodzi o mnie. To ty masz być z nim szczęśliwa. - powiedział, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-On naprawdę jest dobry. Po prostu trzeba go lepiej poznać.
Pokiwał głową i dodał jeszcze, robiąc sztuczną srogą minę :
-Tylko wiesz, jakby cię skrzywdził, to nie wyjdzie z tego żywy.
Roześmiałam się, a on zaraz za mną.

amanda seyfried romeo and juliet shakespeare letters to juliet christopher egan

-Będę tęsknić - powiedział i przytulił mnie mocno do siebie.
-Ja bardziej - szepnęłam, nie puszczając go.
-Trzymaj się, młoda i nie rozrabiaj więcej - odsunął mnie od siebie, żeby mi się przyjrzeć dłużej. - Jeszcze się nie raz zobaczymy, możesz być tego pewna.
-Jestem - głos mi się złamał i po policzku popłynęła mi samotna łza.
Przytulił mnie jeszcze raz, unosząc delikatnie do góry, a kiedy postawił z powrotem na ziemi, pocałował mnie w czubek głowy, jak to było w jego zwyczaju.
-Kocham cię, Dor.
-Ja ciebie też, Corm.
Chwycił walizkę, zasalutował z uśmiechem i rozpłynął się w powietrzu z cichym trzaskiem.
-Idziemy? - zapytał James, obejmując mnie ramieniem, a ja pokiwałam głową i całą paczką wróciliśmy do zamku.


Lily :
Zapukałam cicho do drzwi, zza których po sekundzie dobiegło przytłumione "proszę".
-Hej, mogę? - zapytałam, wsuwając do środka głowę.
-Jasne - powiedział Syriusz - tylko, że James'a nie ma.
-No tak, to nawet lepiej - powiedziałam. Black spojrzał się na mnie zdziwiony, ale zaraz wrócił do papierkowej roboty.
Weszłam do środka i usiadłam po turecku na kanapie. Przyjrzałam się Łapie, który, nadal nie zwracając na mnie uwagi, skrobał coś piórem po pergaminie. Byliśmy sami, ale tego się spodziewałam. Wszyscy siedzieli w Pokoju Wspólnym, kiedy ja samotnie udałam się na moją misję.
Odchrząknęłam cicho, bo dziwnie mi było siedzieć w takiej ciszy.
-Mmm, chcesz coś do picia? - zapytał Syriusz, na sekundę podnosząc na mnie spojrzenie.
-Nie, nie, dzięki. - znowu zapadła cisza. Zebrałam się w sobie i zaczęłam :
-Właściwie to przyszłam, żeby porozmawiać z tobą.
Black spojrzał się na mnie trochę zdziwiony, ale odłożył pióro i zakręcił kałamarz.
-To znaczy, jeśli jesteś zajęty, to ja mogę kiedy indziej...
-Nie no luz. Aż tak mi nie zależy na tych papierach. O czym chciałaś pogadać?
Wstał i przeciągnął się. Zaczął sobie robić herbatę i po chwili postawił kubek też przede mną.
-Dzięki. No więc przyszłam do ciebie, żeby porozmawiać tak na poważnie o tym, co czujesz do Dorcas. - powiedziałam to od razu, bo stwierdziłam, że lepiej będzie bez owijania w bawełnę. Jednak teraz może bym do tego inaczej podeszła. Syriusz, kiedy to usłyszał, zakrztusił się herbatą i cały czerwony wykasływał sobie płuca.
-Merlinie, przepraszam - szepnęłam, sama się czerwieniąc ogniście z zawstydzenia. Ale on uniósł rękę na znak, że spoko i zaraz, oddychając głęboko, usiadł naprzeciwko mnie w fotelu.
-Dobra, Lily, przyznaj to trochę dziwne, że przychodzisz z tym akurat do mnie. I to teraz. - powiedział, uśmiechając się cynicznie tak jak zawsze.
-Wcale nie! To zupełnie logiczne. Dorcas lada dzień wyjeżdża i nie wiadomo, co będzie dalej i kiedy ją zobaczymy. Nie sądzisz, że powinna się dowiedzieć, że coś do niej czujesz? Bo czujesz, prawda?
-Nie wiem, skąd przyszedł ci do głowy taki pomysł.
-Syriusz, proszę cię, zagrajmy w otwarte karty. Nie ma sensu przez całe życie zaprzeczać. Bo dokąd to prowadzi?
Black spojrzał się na kubek z herbatą, który trzymał na kolanach i długo się nie odzywał. Ja też nic nie mówiłam. Musiał się namyśleć.
-Lily, ja... wątpię, żeby to był dobry pomysł. - powiedział w końcu, a ja się szczerze zdziwiłam, że oddał tą sprawę prawie bez walki.
-Dlaczego?
-Ona jest szczęśliwa z Maxem. Po co mam rujnować jej szczęście, kiedy już tyle innych rzeczy jest w jej życiu zrujnowanych? On jest dla niej po prostu lepszy. Kocha go.
-Nie. Ona bardzo chce go kochać, może jest nim nawet zauroczona, ale go nie kocha. Max nie jest tym, czego ona potrzebuje. Jeśli zwiąże się z nim na całe życie, ciągle będzie gonić za czymś prawdziwym.
-Może i go nie kocha. Ale na pewno nie kocha też mnie. - powiedział Syriusz, nadal nie patrząc się na mnie.
-Dlaczego tak uważasz?
-Jestem najbardziej irytującą osobą w jej życiu, traktuję ją gorzej niż kogokolwiek innego. Jestem tylko i wyłącznie komplikacją.
Kiedy to usłyszałam, aż mnie zamurowało. Czy chłopcy na prawdę byli tacy tępi, czy tylko udawali?
-Syriusz, może i zrobiłeś jej więcej świństw niż ktokolwiek, może skrzywdziłeś ją najbardziej, ale to wcale nie znaczy przecież... spójrz na tych wszystkich chłopaków, z którymi się spotykała i jak to się kończyło. A ty nadal jesteś. Uwierz mi, bo jestem jej najlepszą przyjaciółką i wiem o niej wszystko z pierwszej ręki. A nawet wiem o niej więcej niż ona sama.
Spojrzałam się na niego, ale nie wyglądał wcale na przekonanego.
-Dobra, nie ważne tak naprawdę, co ona myśli. W tej chwili rozmawiamy o tobie i o tym, czego ty chcesz. Jestem też twoją przyjaciółką. Syriusz, powiedz po prostu, czy czujesz coś do niej, czy nie? Jeśli nie, to możemy już skończyć tą rozmowę i nikt więcej nie będzie ci tym zaprzątał głowy. Będziesz mógł żyć z Pam do końca świata i nie myśleć o Dorcas już nigdy więcej. Ale jeśli to powiesz, to stracisz taką okazję jakiej jeszcze nigdy nie było. Bo ona wyjeżdża. Całkiem możliwe, że już na zawsze.
Syriusz wstał, wyjął z marynarki przewieszonej przez oparcie krzesła paczkę mugolskich papierosów i zapalił przy oknie. Chwilę stał tyłem do mnie, nie odzywając się. Gdy ta chwila zaczęła się już dłużyć na tyle, że zwątpiłam, że w ogóle coś powie, wstałam z kanapy. Już byłam przy drzwiach i naciskałam klamkę, kiedy usłyszałam za plecami :
-Tak.
Odwróciłam się, Syriusz stał po drugiej stronie pokoju, patrząc mi się prosto w oczy.
-Tak - powtórzył znowu. Zmarszczyłam brwi. Czy on właśnie...
-Tak, Lily, kocham ją.
Odwrócił się z powrotem do okna i palił dalej. W końcu wyrzucił niedopałka na dwór, odetchnął kilka razy świeżym powietrzem i zamknął okno.
Stałam nadal w tym samym miejscu, a on usiadł znowu w fotelu i wziął w ręce kubek z herbatą.
-Syriusz... dlaczego jej po prostu tego nie powiesz? Dlaczego nie powiedziałeś jej tego przez ten cały czas? - zapytałam, kiedy w końcu udało mi się sklecić jakieś sensowne zdanie. Naprawdę, kiedy tu szłam, nie podejrzewałam, że coś w ogóle wskóram.
-Czy to ważne? Mówię ci, Lily, że to nie ma sensu. Po co miałaby mnie słuchać? Sam bym siebie nie wysłuchał.
-Ona naprawdę tego pragnie. Proszę cię. Ona musi wiedzieć, że komuś na niej w ten sposób zależy. Musi wiedzieć, że zależy właśnie tobie. To bardzo ważne. A i ty poczujesz się po prostu lepiej. Syriusz, to zależy tylko od ciebie. Proszę cię, pomyśl o tym. - powiedziałam i uśmiechnęłam się  pokrzepiająco.
Wychodząc, zamknęłam drzwi najciszej, jak tylko potrafiłam. Oparłam się o nie i przez chwilę ciężko oddychałam. Tak bardzo mu współczułam.
Ale faktem się stało, że byli teraz bliżej zrozumienia, ile dla siebie znaczyli, niż kiedykolwiek.
Wszystko zależało już od Syriusza Black'a - czy uratuje ich oboje, czy nie.



 
 
Linki :
  • http://wifflegif.com/gifs/search?page=3&q=amanda+seyfried&utf8=%E2%9C%93
  • http://tonsofgifs.tumblr.com/post/13357972823/amanda-seyfried-gifs