wtorek, 26 lipca 2016

rozdział 50

James:
Od zamieszek w Dolinie Godryka minęły już dwa tygodnie. Od tamtej pory Dorcas mieszkała z nami. Mama stała się stanowczo za bardzo nadopiekuńcza i bała się o całą naszą trójkę, jak tylko wychodziliśmy z domu. Często łapałem Dor, kiedy rzucała w moją stronę zaciekawione spojrzenie, ale nie odważyła się zapytać. I bardzo dobrze. Nie miałem ochoty na wyjaśnianie, jak to się stało, że byłem animagiem.
Cały czas pochłaniały mnie misje dla Zakonu, chociaż ojciec też brał w tym udział, to mama za każdym razem próbowała wybić mi to z głowy. "Jesteś za młody na wojnę" powtarzała przy każdej okazji, ale nie słuchałem. To co stało się dwa tygodnie temu, jeszcze bardziej mnie zahartowało do walki.
Przez nasz dom często przewijali się członkowie Zakonu. Przynosili dobre i złe wieści, codziennie przy kolacji pojawiały się jakieś nowe twarze.
W końcu wyjechał Syriusz. Razem z Frank'iem pojechali na super tajną misję, która była zarazem egzaminem na aurorów. Wszyscy pojechaliśmy na dworzec, żeby ich pożegnać, Alicja i Frank przechodzili wyjątkowo ciężkie chwile, nie chcieli się rozstać, ale co można było poradzić?
Syriusz za to pożegnał się z nami w wyjątkowo optymistyczny sposób, właściwie zmieniając całą wojnę ze Śmierciożercami w żart. Cały Łapa, oni chcieli go zabić, a on śmiał im się w twarz.


Alicja:
Czas wlókł się niemiłosiernie, dni zamieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące, w końcu wakacje też się skończyły, a ja ciągle wisiałam zawieszona w pustce. Ani towarzystwo dziewczyn, ani zadania od Zakonu Feniksa nie poprawiały mi humoru. Skupiałam się tylko na tym, że po kilku miesiącach nadal nie dostałam żadnej wiadomości, ani listu, ani zdjęcia, ani nawet pocztówki. Skąd mogłam wiedzieć, że wszystko było z nim dobrze?
Wiedziałam, że pewnego dnia to musiało się skończyć. No i w końcu się doczekałam. Pewnego wieczora, kiedy siedziałam z Lily pogrążona we własnych myślach, sowa zapukała do okna w moim pokoju, żeby porzucić na parapecie zwinięty w rulonik list.
Szczęście uderzyło mi do głowy, kiedy czytałam list. Nie mogłam uwierzyć, że już było po wszystkim.
-Wraca! - powiedziałam, podskakując w miejscu, ogłupiała z radości. Lily uśmiechnęła się sama do siebie.
Wybiegłyśmy przed dom i łapiąc się za ręce, teleportowałyśmy się prosto do...
Parking podziemny - klasyka gatunku, pomyślałam, rozglądając się po opuszczonym pomieszczeniu. Romantyczniej się chyba nie dało.
Wokół nas zaczęło się pojawiać dużo osób: rodziny z dziećmi, samotne żony i cała nasza ekipa. Dziewczyny wzięły mnie za ręce i razem czekałyśmy na pojawienie się... no właśnie, nawet nie wiedziałam, kogo powinnam się spodziewać.
Ale w końcu z charakterystycznym trzaskiem dookoła zaczęli zjawiać się mężczyźni w wojskowych mundurach, których z okrzykami radości witały ich rodziny.
Ciągle wypatrywałam Frank'a, najpierw jednak zjawił się Syriusz. Huncwoci podbiegli do niego ze śmiechem i zaczęli robić dziwne męskie wygłupy, takie jak boksowanie się i dla zabawy. Jakoś nie mogłam tego pojąć. Co za dzieciuchy, pomyślałam.
Dziewczyny zostały ze mną, ograniczając się do pomachania Black'owi. Denerwowałam się.
Nagle Mary ścisnęła mnie mocniej za rękę i z uśmiechem wskazała na coś głową. Podążyłam za jej spojrzeniem i w pierwszej chwili zamarłam. Przez ułamek sekundy nie wiedziałam co robić.
Była to scena rodem z mugolskiej komedii romantycznej, kiedy dziewczyna w spowolnionym tempie biegnie do miłości swojego życia. Nie sądziłam, że to kiedykolwiek zdarzy się mi, ale właśnie w tamtej chwili tak było.
Wpadłam w jego ramiona i zatopiłam się. W jego zapachu, w jego dotyku... uniósł mnie do góry i obrócił się dookoła własnej osi. Byłam z nim. W końcu.



Postawił mnie na ziemi, a ja schowałam twarz w dłoniach, bo nie chciałam, żeby widział moje łzy. Nagle na parkingu zaległa głucha cisza, jakby cały tłum wyparował. Otworzyłam oczy i zamarłam.
-Alicjo Margaery Richards - zaczął, klęcząc przede mną z poważną miną - po raz kolejny przekonałem się, że nie mogę bez ciebie żyć. Miesiące bez ciebie były udręką i nie chcę być z dala od ciebie ani jeden dzień więcej. Dlatego, proszę, zrób mi ten zaszczyt i zostań moją żoną.
-Jest wojna... - powiedziałam najgłupszą rzecz, jaka mogła mi przyjść do głowy. Dlaczego, Al? Dlaczego?! Frank uśmiechnął się.
-Zgadza się - odpowiedział spokojnie, jakby spodziewał się tego typu głupich tekstów - Nie wiemy co może być jutro, ale jestem pewien, że ostatni dzień życia chciałbym spędzić z tobą.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wpatrywałam się w niego, chłonąc każdą sekundę tej chwili, a nawet ten opuszczony parking wydał mi się najbardziej romantycznym miejscem na świecie. Czułam się, jakbym nie widziała go od lat, wiedziałam, że choć to było zaledwie parę miesięcy, nie mogłam tego znowu przechodzić. Tylko jedna odpowiedź pojawiła się w mojej głowie i nie było mowy, żeby powiedzieć cokolwiek innego.
-Tak.


Syriusz:
Rozległy się okrzyki, oklaski, wiwaty. Żołnierze wyrzucili czapki w górę, a ja na cześć Frank'a i Alicji wygrzebałem z kieszeni ostatniego papierosa i zapaliłem, delektując się tą chwilą. Nie mogłem klaskać, ręka na temblaku okropnie mnie bolała, więc wolałem stać wśród tłumów i w spokoju palić. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Dobrze, że Frank w końcu zmądrzał. Miałem szczerze dość przekonywania go, że to dobra decyzja.

the point of this easy virtue gif

***

Do domu Potter'ów pierwsza teleportowała się Dorcas, James wysłał ją, żeby przekazała jego rodzicom, że udało mi się wrócić i żeby mogli przygotować dla mnie pokój. Po paru minutach, kiedy kolejny raz złożyliśmy życzenia przyszłym państwu Longbottom, przeniosłem się z Rogaczem na obrzeża Doliny Godryka. Gdy w końcu dotarliśmy do domu Potter'ów, zastaliśmy Dorcas siedzącą w samotności na ganku.
-Dorcas? Dlaczego siedzisz tu w ciemnościach? - zapytał James i zataczając pętlę różdżką, mruknął - Lumos.
Dopiero wtedy zauważyłem, jak dziwną miała minę. Patrzyła się na mnie ze strachem i żalem.
-Syriusz, ja... - zaczęła drżącym głosem - Tak mi przykro...
Zmarszczyłem brwi. Dosłownie piętnaście minut temu widziałem ją śmiejącą się z dziewczynami, a teraz? Torba podróżna ciążyła mi na obolałym ramieniu. Rzuciłem ją na ziemię i podszedłem do Dorcas.
-O co chodzi? Co to jest? - zapytałem, kiedy zobaczyłem, że ściskała w ręku jakiś list.
-To do ciebie - podała mi rozpieczętowaną kopertę - Nie wiedziałam, nie było zaadresowane...
Wyciągnąłem ze środka krótki list, czując, że to nie mogą być dobre wieści. Tak. Po chwili już nic nie miało dla mnie znaczenia. Ani strach na twarzy Meadowes, ani ciekawość James'a.
Wszystko jakby zamarło, a coś ciężkiego spadło na dno mojego żołądka. Słyszałem, dudniące w uszach, bicie mojego serca i tylko słowa z listu odtwarzały się ciągle i ciągle w mojej głowie.




Linki:

  • http://a-boy-smoker.tumblr.com/
  • http://wifflegif.com/gifs/search?page=16&q=ben+barnes&utf8=%E2%9C%93

wtorek, 19 lipca 2016

rozdział 49

Dorcas:
Rozejrzałam się po ogrodzie, ani trochę się nie zmienił, odkąd mieszkałam w Dolinie Godryka z rodzicami. Spojrzałam się na niebo i jakby to było chwilę temu, oczami wyobraźni ujrzałam neonowo zieloną czaszkę, wiszącą nad domem. Pamiętam, jak wtedy wróciłam do domu. Wyszłam tylko na chwilę, nie było mnie może dziesięć minut, a moje życie kompletnie się zmieniło. Wystarczyło tylko tyle. 
-Dor - usłyszałam za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam James'a, który stał przede mną z tacą zapełnioną ciastkami. 
-W porządku? - zapytał, patrząc czujnie. 
-Oczywiście. Co to? - szybko zmieniłam temat, wskazując na tacę. James postawił ją na stole i usiadł na trawie. 
-Od mamy - mruknął niechętnie - Kiedy przyjdą? 
-Powinni już być. - powiedziałam w chwili, kiedy na ulicy pojawiło się parę osób, które głośno rozmawiając, przelazły przez płot. 
-Czołem! - zawołał Remus, podając rękę James'owi. 
-Nie spieszyliście się - mruknął Potter, mierząc Syriusza chłodnym spojrzeniem.
Kiedy usiedliśmy wszyscy na trawie przy stole, podniosłam w górę szklankę z sokiem dyniowym i zawołałam: 
-Za wakacje! 
Reszta też wzniosła toast i wspólnie uznaliśmy, że tegoroczne wakacje się rozpoczęły.


***

Zapadła noc, wszyscy się pożegnali i porozchodzili do domów. Zebrałam ze stołu talerze i poszłam do kuchni. Zakasałam rękawy i zabrałam się do zmywania. Tak jak mama robiłam to mugolskim sposobem. Gdy byłam mała, lubiłam obserwować ją w kuchni. Zadrżały mi ręce i upuściłam talerz, który z trzaskiem rozbił się na podłodze. Odskoczyłam zaskoczona, zakrywając usta ręką. 
-Co się stało? - do kuchni przez otwarte okno wskoczył James, rozglądając się czujnie po pomieszczeniu. - A to tylko tale... 
Poczułam łzy spływające po policzkach i nagle cała zaczęłam się trząść w niekontrolowany sposób. James spojrzał się na mnie zdziwiony. Zeskoczył z blatu i jednym krokiem znalazł się przy mnie. 
Trzymał mnie mocno, a kiedy płakałam i trzęsłam się w jego ramionach, on mówił szeptem kojące słowa. Za dużo było dzisiaj wspomnień. Cały ten dom był nimi przesiąknięty i bałam się, że już nigdy nie będę mogła być w nim szczęśliwa. W Hogwarcie łatwo było mi zapomnieć o bólu i stracie. Tutaj każdy pokój i każdy przedmiot przypominały mi o tym, co już się skończyło. Sypialnia rodziców była szczelnie zamknięta zaklęciem. Nie chciałam do niej wchodzić.
-Słuchajcie, zostawiłem.... - do kuchni nagle wkroczył Syriusz. Odskoczyłam od James'a i odwróciłam się, żeby wytrzeć łzy z twarzy. Nie chciałam, żeby widział mnie w takim momencie.
-Too, czego szukasz? - zapytał James, przerywając niezręczną niszę.
-Kurtki. Szukam kurtki - powiedział Black, a kiedy się odwróciłam, wlepił we mnie spojrzenie. Wiedziałam, że pewnie cała byłam w plamach od płaczu, a rozmazany makijaż spłynął mi na policzki.
-Sprawdziłeś w ogrodzie? - zapytałam lekko zachrypniętym głosem. 
Syriusz wyszedł na chwilę, a James spojrzał się na mnie wymownie. 
-Co? - zapytałam, nie chcąc zaczynać teraz tej rozmowy. Jamie pokręcił głową.
-Dobra, mam. Dzięki. - powiedział Syriusz, gdy znowu pojawił się w kuchni.
-Ma ktoś ochotę na coś mocniejszego? - zapytał James i nie czekając na odpowiedź wybiegł z domu. Czułam się niezręcznie w obecności Syriusza. Zapadła ciężka cisza. Mierzyliśmy się spojrzeniami, każde z nas zanurzone głęboko we własnych myślach. Na szczęście nie trzeba było długo czekać na James'a. Szybko wrócił, niosąc do pełną w połowie butelkę Ognistej.
Spojrzałam się na niego zdziwiona, nie mogłam uwierzyć, że trzymał to w domu, gdzie pani Potter patrolowała każdy kąt. 
-Wiem gdzie ojciec trzyma zapasy - powiedział do mnie, jakby czytając w moich myślach - O właśnie, Łapo, póki pamiętam. Mama ciągle pyta, czy zostajesz u nas przez ten tydzień?
Syriusz skinął głową i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.  
Wyjęłam trzy szklanki, James rozlał nam po trochu bursztynowego trunku i zaczęło się nasze prywatne posiedzenie.


Frank: 
Zapukałem do drzwi, a za mleczną szybą wkrótce pojawił się zarys postaci. Usłyszałem drżące 'kto tam?', a gdy szepnąłem swoje imię, drzwi się otworzyły, a w moje ramiona wpadła Alicja. 
-Przestraszyłeś mnie - powiedziała, trzymając mnie mocno w ramionach. 
-Powinnaś bardziej uważać - odparłem, głaszcząc ją po włosach. Weszliśmy do środka, nadal sklejeni w uścisku. Zamknąłem kopniakiem drzwi i powiedziałem: 
-Alicja, muszę ci coś powiedzieć. - szepnąłem w jej włosy. 
Weszliśmy po schodach do jej pokoju. 
-Mam coś dla ciebie - powiedziałem, sięgając do kieszeni. Wyciągnąłem list, Ali porwała go szybko, dobrze rozpoznając pismo Dumbledore'a i rozerwała kopertę. Widziałem, jak chłonęła linijkę po linijce, żeby na koniec spojrzeć się na mnie wielkimi oczami i powiedzieć: 
-To niesamowite, Frank, mam misję, tutaj, w Londynie... 
-Nie mów mi, nie powinienem za dużo wiedzieć. - odparłem szybko, wstając. Zacząłem przechadzać się w tą i z powrotem po pokoju. Nie wiedziałem, jak jej to powiedzieć... 
-Coś się stało? - zapytała zbita z tropu. 
-Ja... też dostałem misję, Al. Wyjeżdżam. 
-Kiedy? - zapytała, otwierając jeszcze szerzej oczy. 
Zawahałem się. 
-Za tydzień. 
Alicja zamarła, z wbitym we mnie oskarżającym wzrokiem. 
-Posłuchaj, to nie moja decyzja, Zakon dał mi taką... 
Alicja zmięła swój list w kulkę i cisnęła nią we mnie. 
-Przecież się zgodziłaś. 
Zacisnęła wargi w jedną wąską kreskę, a ja już wiedziałem, że jej nie przekonam. Ona była zbyt uparta. 
-Pamiętaj - zacząłem, czując, że to może być nasze pożegnanie - pamiętaj, że cię kocham, Al. 
Zadrżała jej broda. Nie chciałem widzieć, jak płacze. Skierowałem się w stronę drzwi, tuż przed wyjściem odwróciłem się przez ramię i ostatni raz spojrzałem się na nią, zanim zamknęła drzwi.


Mary:
Robiłam sobie herbatę, cała moja rodzina już spała, ale ja nie mogłam zasnąć przez burzę szalejącą za oknem. Deszcz zaciekle siekł w szyby, w oddali słychać było grzmoty.
Zadzwonił telefon, podskoczyłam przestraszona i głęboko odetchnęłam, żeby się uspokoić.
-Halo? - powiedziałam w słuchawkę drżącym głosem.
-Mary, co słychać? - usłyszałam głos Lily. Mówiła szeptem, więc przez huki na dworze bardzo źle ją słyszałam.
-Co? A tak, w porządku, tylko ta burza... - powiedziałam z nerwowym śmiechem. Przycisnęłam komórkę mocniej do ucha i zamieszałam herbatę łyżeczką.

image

-A co u ciebie? Czemu szepczesz? - zapytałam, przyciskając telefon do ucha ramieniem. Wzięłam w obie dłonie kubek i poszłam usiąść na kanapie.
-Możesz przyjechać do Alicji?
-Jest środek nocy...
-Sytuacja kryzysowa - powiedziała krótko. Upiłam spory łyk herbaty i odstawiłam ją na stolik.
-Dobra, zaraz będę, powiedz mi tylko o co chodzi.
-Dowiesz się wszystkiego, jak przyjedziesz, o Dor już jest. Słuchaj muszę kończyć, czekamy na ciebie.
Rozłączyła się. Wstałam i zamknęłam szczelnie drzwi do salonu, żeby rodzice się nie obudzili, kiedy będę się teleportować. Miałabym straszne kłopoty, gdyby się dowiedzieli, że zniknęłam w środku nocy.

***

-Dobrze, że jesteś, właśnie wychodzimy - powiedziała Dor, uśmiechając się do mnie bezradnie. Podtrzymywała ramieniem Alicję, która ze spuszczoną głową bezwładnie się o nią opierała.
Nie wiedziałam, o co mam się zapytać, więc po prostu złapałam je za ręce i przeniosłam się na zatłoczoną ulicę Londynu.
-Gdzie idziemy? - zapytałam, przeciskając się z nimi przez tłum.
-Do klubu! - zawołała Alicja ze śmiechem. Nic z tego nie rozumiałam! Dlaczego ni stąd ni zowąd zabierałyśmy wyraźnie pijaną Alicję na nocną balangę?
Lily i Dorcas wymieniały zmęczone spojrzenia, żadna z nich raczej nie miała ochoty na takie eskapady. Trafiłyśmy do jakiegoś baru w centrum. Było w nim tłoczno i głośno, ledwo udało nam się znaleźć jakieś miejsca.
-Dziewczyny, o co chodzi? - zapytałam w końcu, kiedy barman przyniósł nam po drinku.
-Frank mnie zostawił - jęknęła Alicja, a ja wytrzeszczyłam na nią oczy.
-Nie gadaj głupot, Ali. Frank cię wcale nie zostawił. Wróci zanim się obejrzysz. - powiedziała poważnie Dorcas.
-Frank dostał misje - szepnęła potem mi na ucho. Zmarszczyłam brwi. Czy to nie było do przewidzenia, że razem ze wstąpieniem do zakonu, czasem trzeba będzie się czymś zająć?
-Nie możesz być tego pewna! To zbyt niebezpieczne. Na pewno nie wróci - załkała Ali, a Lily mocno objęła ją ramionami.
-Zobacz, co dla ciebie mam - powiedziała Evans, zakładając Alicji na głowę plastikową koronę, pamiętasz, jak Frank ci ją dał?
Razem z Dorcas patrzyłyśmy się na to, zastanawiając się, czy to raczej poprawi czy pogorszy humor Alicji. Lily rzuciła nam pełne desperacji spojrzenie.
-To była nasza pierwsza prawdziwa randka - westchnęła Al, zanurzając usta w drinku.
Szybko opróżniła kieliszek, po czym westchnęła głęboko i powiedziała filozoficznie:
-Są ludzie, których możesz kochać, tylko kiedy jesteście oddzielnie.
 



Dorcas:
Odprowadziłyśmy Alicję do domu, skradając się na palcach po schodach do jej pokoju. Chwilę po tym, jak położyłyśmy ją do łóżka, zasnęła ze łzami zaschniętymi w długich strużkach na policzkach.
Teleportowałam się na obrzeża Doliny Godryka, dzisiaj rano ogłoszono blokadę teleportacyjną nałożoną na całe miasto. Musiałam iść piechotą ładny kawał.
Od domu dzieliło mnie już tylko kilka ulic, kiedy nagle zza mieszkania, obok którego przechodziłam, usłyszałam przeraźliwy huk i jakiś męski twardy głos, który rozdzierającym głosem wykrzykiwał zaklęcia.
Wyjęłam z kieszeni różdżkę i ostrożnie wyjrzałam za róg.
Wstrzymałam oddech. Dom naprzeciwko mnie stał w ogniu, jacyś ludzie dookoła biegali, machając różdżkami, a czarodzieje z sąsiedztwa uciekali ze swoich domów z przerażeniem w oczach, ubrani w szlafroki i kapcie, trzymając za ręce małe dzieci.
Przycisnęłam plecy do ściany, zacisnęłam palce na różdżce. Modląc się o jak najwięcej odwagi, wybiegłam na ulicę, celując w zamaskowanych czarodziejów.
Powaliłam jednego na ziemię, adrenalina prowadziła moje myśli i pewną rękę tak, że nie wahałam się rzucać trudniejszych zaklęć. Ale nie dało się walczyć ze wszystkimi. Nagle mocne uderzenie w plecy pozbawiło mnie tchu. Upadłam do tyłu i nie mogłam się ruszyć. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a różdżka wypadła mi z ręki.
Pierwsze co do mnie dotarło, to mocne szarpnięcie do góry i czyjś głos krzyczący moje imię. Dochodził do mnie jakby przez grubą warstwę nicości.
-Dorcas, wstawaj, proszę cię! Dorcas!
Otworzyłam oczy. Bolało mnie całe ciało i nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Cała odwaga jaką miałam natychmiast mnie opuściła, kiedy zobaczyłam zamieszanie dookoła nas.
Na ulicy było mnóstwo ludzi, dużo więcej niż wcześniej. Biegali we wszystkie strony, krzyczeli coś, a kolejny dom stał w ogniu. Spojrzałam się w górę, James leżał obok, podtrzymując mnie na ramieniu. Harmider dookoła zagłuszał jego słowa. 
-Już dobrze, możesz wstać? Pomogę ci - usłyszałam szept James'a tuż koło mojego ucha. Zaraz potem poczułam jak bierze mnie na ręce.
Zarzucił na nas swoja pelerynę niewidkę i zaczął biec, wymijając przerażonych ludzi. Tłum był gęsty, ludzie biegali w panice bez ładu i składu. Nie rozumiałam co się stało, bałam się coraz bardziej.
-Za wolno - usłyszałam szept James'a. Postawił mnie na ziemi i spojrzał się na mnie uważnie, jakby oceniając mój stan.
-Przyśpieszymy trochę, tylko trzymaj się mocno - powiedział i zanim zdążyłam mu zadać pytanie...
Oczom nie mogłam uwierzyć, to było... nie wiedziałam, co powiedzieć, bo zamiast James'a pod peleryną niewidką stał naturalnych rozmiarów jeleń. Przestraszyłam się nie na żarty. Merlinie, może ja jednak za mocno uderzyłam się w głowę. Jednak oczy, które się na mnie parzyły nadal należały do Potter'a.
Jeleń ugiął przednie nogi, a ja rozumiejąc o co mu chodzi wślizgnęłam się na jego grzbiet.
Popędziliśmy ulicami, a wiatr prawie zerwał z nas pelerynę. Bolało mnie całe ciało, jakbym oberwała paskudną klątwą, nie miałam na nic siły. Przylgnęłam więc tylko do szyi James'a i objęłam ją obiema rękami. Modliłam się w duchu o to, żeby udało nam się wrócić w jednym kawałku do domu.
W końcu się zatrzymaliśmy, a James przemienił się z powrotem, od razu łapiąc mnie, zanim zdążyłam spaść.
-Nic im nie mów - szepnął mi do ucha, tuż przed tym, jak wbiegł do domu wołając rodziców.





Linki:
  • https://pl.pinterest.com/pin/2533343517467496/
  • https://www.pinterest.ch/pin/198510296045273505/?amp_client_id=CLIENT_ID(_)&mweb_unauth_id={{default.session}}&_url=https%3A%2F%2Fwww.pinterest.ch%2Famp%2Fpin%2F198510296045273505%2F&from_amp_pin_page=true
  • http://astridrps.tumblr.com/post/65188927181/gif-hunt-carey-mulligan

poniedziałek, 11 lipca 2016

rozdział 48

James:
Hagrid stał po kolana w wodzie i rzucał kaczki na spokojnej tafli jeziora. Obserwowałem go z drugiego brzegu, gdzie usadowiłem się na nisko zwieszonych gałęziach drzewa. Jutro wyjeżdżaliśmy z Hogwartu. Długo zastanawiałem się gdzie pójść i co robić, żeby jak najlepiej spędzić ostatnie chwile w miejscu, które przez siedem lat było moim drugim domem. Teraz miałem je ostatecznie zostawić w przeszłości, jako szczelnie zamknięty rozdział.
Zapadał wieczór, gdzieś dalej słyszałem wrzaski dzieciaków ze szkoły, a po tafli jeziora przetaczała się echem pieśń trytonów. Nad wodą unosiła się ponura mgła, doskonale oddając moje przygnębienie. 


-James! James! - usłyszałem znajomy krzyk. Przymknąłem oczy i pokręciłem głową. Nie bez powodu wybrałem to miejsce na moją dzisiejszą samotnię. Nie zapowiadało się jednak, żeby dane mi było spędzić trochę czasu sam na sam ze sobą. 
-Co jest Peter? - spojrzałem się przez ramię na zadyszanego Glizdogona. 
-Robimy imprezę! Teraz, na pomoście! - zawołał uradowany. 
Westchnąłem głęboko i niespiesznie zlazłem z gałęzi na brzeg. 
Kiedy szliśmy, Peter cały czas trajkotał. Zadawał mi mnóstwo pytań: o egzaminy, o Lily, o wakacje i Merlin wie o co jeszcze. W końcu przełączyłem się na automatyczne odpowiadanie tak lub nie, nie zwracając za bardzo uwagi na sens jego pytań czy moich odpowiedzi.
-Impreza? - zapytałem, unosząc brwi, kiedy dotarliśmy do pomostu. Siedziała tam tylko nasza paczka, a między nimi leżała krata piwa kremowego z Trzech Mioteł.
-Kameralna - sprostował Peter, a pomost zatrzeszczał pod jego stopami. 
-Siadaj Rogaczu - powiedział Remus, przesuwając się, żeby zrobić mi miejsce między nim, a Lily. 
-Dobra, słuchajcie. Musimy w końcu zaplanować coś na wakacje. Tak nie może dłużej być. To mają być najlepsze wakacje naszego życia, nie dwumiesięczne siedzenie na tyłkach. - powiedział Syriusz z entuzjazmem, wstając. Sięgnął po kubek z piwem, z którego gorliwie pociągnął dużego łyka.
Ciągle byłem na niego wkurzony, że całował się z Dorcas za moimi plecami i nic mi nie powiedział. Nie potrafiłem zupełnie odpuścić. Nadal uważałem, że myśli tylko o sobie. Taki był Łapa. Nie przejmował się tym, co czują podbijane dziewczyny. A ja nie mogłem mu jeszcze wybaczyć, że to była ona. Że dobrał się do Dorcas. 
Położyłem się na boku i podparłem przedramieniem, żeby móc wszystkich obserwować. Frank też wstał i przechadzając się po pomoście, powiedział: 
-Zgadzam się, jesteśmy już pełnoletni, możemy wszystko, powinniśmy to wykorzystać, zanim wcisną nas w garniaki z Ministerstwa Magii!
Dziewczyny się zaśmiały, a Remus powiedział, że nigdy przenigdy nie da się ubrać w garnitur. Zaczęliśmy rzucać swoje propozycje na wakacyjne wyjazdy, co chwila przekrzykując się, albo wybuchając śmiechem.


-Wszyscy wiemy, czym musimy się zająć w pierwszej kolejności. Dumbledore wysłał nam wszystkim listy... - zaczął Syriusz, a wszyscy zamilkli, powoli kiwając głowami. 
Wczoraj wieczorem dostałem tajny list od dyrektora, w którym zaprosił mnie do zaciągnięcia się do działającej w ukryciu organizacji. Czytając list, co i raz przebiegał mi po plecach dreszcz podekscytowania. Zakon Feniksa. Członkowie działali przeciw Śmierciusom i Czarnemu Panu, należeli do nich najlepsi czarodzieje. Praca była skrajnie niebezpieczna, ale takie były czasy. Trzeba było więc walczyć o lepsze jutro.
Pokiwałem głową i powiedziałem: 
-Ja już dałem odpowiedź. Dzisiaj rano byłem u Dumbledore'a i już wie, że się na to piszę. - powiedziałem cicho, żeby mieć pewność, że nikt poza naszą grupą nas nie usłyszy.
-My też już byłyśmy - dodała Lily, a wszystkie dziewczyny pokiwały głowami.
-I dobrze, moim zdaniem powinniśmy się tym zająć w pierwszej kolejności. Wszystkie wyjazdy zaczekają, Śmierciożercy nie - oznajmił Remus, a ja się z nim w duchu zgodziłem.
Robiło się coraz bardziej niebezpiecznie, a jedynym w pełni bezpiecznym miejscem był Hogwart. Dla nas jednak nie było tu już schronienia. Trzeba było wziąć sprawy w swoje ręce i zrobić tyle, ile się da, żebyśmy byli wolni. 
-No cóż, będą musieli poczekać jeszcze trochę, bo na razie, mam zamiar się porządnie wykąpać! - zawołał Syriusz, odstawiając na deski pomostu piwo, a ja, Remus i Frank wymieniliśmy się porozumiewawczymi spojrzeniami i zaczęliśmy ściągać ubrania, żeby zaraz całą czwórką runąć do wody. 



 
Syriusz:
-Spakowani? - zapytał Remus, wchodząc do pokoju z naręczem upranych ubrań.
-Wiecie co się stało z butelką ognistej, którą dostaliśmy wczoraj od Rosmerty? - zapytałem, rozglądając się dookoła.
-Chcesz się teraz upić?
-Zdefiniuj upić.
-Jesteś niemożliwy - zaśmiał się.
-A byłeś u dziewczyn? Przecież od razu po Hogsmeade byliśmy u nich. - powiedział James, przerzucając pranie, w poszukiwaniu swoich rzeczy.
-No to lepiej idź, bo znając te cztery pijaczki, to już po naszej flaszce. - zaśmiał się Remus.
-Racja! - zerwałem się z łóżka, odrzucając książkę na bok. To był najlepszy rocznik!



-Hej! - zawołałem, wchodząc bez pukania do ich dormitorium.
-Naucz się manier - ofuknęła mnie Alicja.
-Skarbie, nie ma czarodzieja, który znałby się na manierach lepiej niż ja. - uśmiechnąłem się do niej szeroko.
Alicja coś odpowiedziała, ale ja już ruszyłem w stronę Dorcas.
-Cześć, Meadowes - powiedziałem, stając tuż za nią.
-Na razie, Black. Pakujemy się, nie przeszkadzaj. - odparła niewzruszonym głosem, nie przestając składać ubrań.
-Niestety nie mogę, dopóki nie odzyskam mojej własności. - odparłem śpiewnie.
-Jakiej znowu własności?
-Butelka ognistej. O ile mnie głowa nie myli, zostawiłem ją tu wczoraj.
-Żadnej butelki tu nie ma. Zbadaj głowę.
-Ciekawe... - powiedziałem, nie wierząc jej. Zajrzałem ukradkiem do jej kufra.
-Hej! Zabieraj łapy!
-Spokojnie, księżniczko, chciałem się tylko upewnić.
-To się upewniaj gdzie indziej, nie w mojej walizce! - zawołała, a ja rozłożyłem ręce w geście niewinności.

ben barnes bin bons the words wheres my handbag woman

-Nie mam złych intencji, Meadowes, możesz mi wierzyć, chcę tylko odzyskać butelkę.
-Powiedziałam ci, jej tu nie ma.
-W zasadzie to jest - wtrąciła się Mary i pokazała palcem na biurko, na którym stała moja zguba.
Szybko ją zgarnąłem i zanim wyszedłem, rzuciłem przez ramię:
-Nie ładnie tak kłamać, kochanie. 

 
Mary: 
Rozejrzałam się po pokoju, wszystko było spakowane w cztery spore kufry. Było zupełnie inaczej, tak pusto. Westchnęłam cicho i spuściłam wzrok na podłogę, żeby powstrzymać pieczenie oczu. Hogwart był dla mnie wyjątkowym miejscem. Tutaj poznałam moje przyjaciółki, tutaj się zakochałam i tutaj stałam się tym kim teraz byłam. Nie potrafiłam wyobrazić sobie mojego życia bez tego miejsca. Kochałam Hogwart.

image

Westchnęłam cicho i wstałam, ciągnąc za sobą kufer. Ostatni raz się odwróciłam i ze smutkiem obserwowałam, jak obraz pokoju znika za coraz węższą szparą drzwi. 

***

Weszliśmy do jednego przedziału, chłopcy wsadzili nasze walizki na półki i usiedliśmy w fotelach. Nikt się nie odzywał, a kiedy pociąg ruszył, wszyscy wbiliśmy oczy w oddalające się dwie najwyższe wieże zamku. Wieża Gryffindoru z powiewającą na wietrze flagą dumnie górowała nad drzewami. Chciałam to tak zapamiętać. 
Spojrzałam się na Remusa i westchnęłam cicho. Hogwart oddalał się coraz szybciej i szybciej. Rem siedział naprzeciwko mnie, z rękami splecionymi na wysokości głowy i patrzył się nieobecnym wzrokiem za szybę. 
Dotknęłam dłonią jego kolana, a on wzdrygnął się i spojrzał się na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Uśmiechnęłam się delikatnie, a on wziął mnie za rękę i delikatnie ścisnął w pokrzepiającym geście. Chociaż Hogwart skończył się dla nas na dobre, to przynajmniej byliśmy my. Razem.

 
Syriusz:
Podróż powoli dobiegała końca. Każde z nas nosiło w sercu pewien żal i chociaż powtarzałem sobie w duchu, że przecież jeszcze zobaczę zamek, to sam nie wiedziałem, czy to prawda.
-Chyba już jesteśmy - powiedział Peter, kiedy od dobrych pięciu minut pociąg stał na peronie stacji King's Cross, a my nie ruszaliśmy się z miejsc.
-Taa - mruknął James i powoli wstał. My też zaczęliśmy się wolno zbierać, odkładając w czasie wyjście z przedziału, jakby po drugiej stronie drzwi nie było już nic.
W końcu Remus rozsunął drzwi i wzdychając głęboko ruszył pierwszy korytarzem w stronę peronu.
Stanęliśmy w luźnym półkolu, a Dorcas objęła ramionami James'a i Remusa.
-Obiecajcie mi... - zaczęła, patrząc po nas wszystkich. Dziewczyny pokiwały gorliwie głowami, a oczy zaszły im łzami. To naprawdę był koniec pewnej ery.
Zaczęliśmy się żegnać. Było mi naprawdę przykro, nie wiedziałem dlaczego. Przecież ich jeszcze zobaczę. Kiedy pożegnałem się ze wszystkimi chłopakami i dziewczynami, a na koniec została mi jeszcze Meadowes, zrobiło mi się już na serio głupio. Nigdy nie myślałem o tym, że nasze kłótnie się kiedyś skończą, a tu proszę.
-Dobrze się z tobą kłóciło, Meadowes - powiedziałem, posyłając jej najlepszy uśmiech.
-Z tobą też, Black - odparła, wycierając dwie łzy, które spływały jej po policzku.
-Błagam, tylko nie zaczynajcie się całować - zażartował Frank, a my zaśmialiśmy się niezręcznie. Nie chciałem patrzeć się w tej chwili na minę James'a, po prostu przewróciłem oczami i zmniejszyłem dystans między mną i Meadowes i przytuliłem ją.
Pachniała dokładanie tak, jak wtedy kiedy pocałowałem ją po raz pierwszy.
Puściłem ją szybko i powiedziałem:
-Nie daj się zabić, blondi.
-Ty te... a w sumie to mi obojętnie - odpowiedziała złośliwie, ale uśmiechnęła się do mnie ciepło.
Zanim zdążyłem coś jeszcze dodać, odwróciła się i nagle pisnęła:
-Na Merlina!
Puściła się biegiem przez gęsty tłum na dworu i z impetem wskoczyła na ręce jakiegoś wysokiego chłopaka. Złapał ją mocno i śmiejąc się okręcili się kilka razy wokół własnej osi.

savannah lynn curtis amanda seyfried gif

-Co to za jeden? - zapytałem obojętnie, kiedy Alicja, Lily i Mary zaczęły szeptać między sobą i chichotać.
-To? To jest Corm - wyjaśniła Alicja uśmiechając się marzycielsko.
-Corm?
-Cormoran, kuzyn Dorcas. - powiedziała Mary, jakby to była oczywistość.
-Bardzo bardzo przystojny kuzyn - powiedziała Lily, za co została spiorunowana spojrzeniem przez James'a.
-Na żywo wcale nie taki przystojny, jak na zdjęciach - odparł kwaśno Rogacz, ale dziewczyny wcale go nie słuchały.
-Odnoszę dziwne wrażenie, że tylko ja nie mam pojęcia, kim jest ten cały Cormoran.
-No przecież mówiłam... to przyjaciele od dziecka!
James od razu zaoponował:
-O nie, wcale nie od dziecka, przecież oni się nienawidzili...
-Wygląda ci to na to, żeby się nienawidzili? - powiedziała wyzywająco Alicja, pokazując ręką w stronę śmiejącej się pary.
-Ale jako dzieci się nie lubili - upierał się James z obrażoną miną, zakładając na piersi ręce.
Po chwili Dorcas podeszła do nas, prowadząc za rękę tego całego Cormorana. Był bardzo wysoki, miał jasne niebieskie oczy i jasne rozjaśnione słońcem włosy.
-Słuchajcie, ja już będę znikać... - powiedziała Dorcas, uśmiechając się do nas.
James przytulił ją jeszcze raz. Mocno. Chyba też chciał obrócić się z nią w powietrzu ale dookoła było za mało miejsca, więc tylko wydłużył uścisk o ładne kilka sekund, ciągle piorunując Cormorana spojrzeniem.
Gdy Dorcas poszła, reszta też powoli zaczęła się rozchodzić. Obserwowałem, jak każde z nich znika, teleportując się, albo przechodząc przez barierkę. Kiedy zostałem sam, pociąg głośnym świstem obwieścił swój odjazd i powoli wytoczył się ze stacji. Odczekałem, aż zniknie za zakrętem, złapałem swój kufer i teleportowałem się prosto do bazy Zakonu.





Źródła:
  • http://giphy.com/search/the-words
  • http://giphy.com/search/the-words
  • http://astridrps.tumblr.com/post/65188927181/gif-hunt-carey-mulligan
  • http://wifflegif.com/gifs/search?page=3&q=amanda+seyfried&utf8=%E2%9C%93
  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872365834392/
  • https://pl.pinterest.com/pin/736479345308273689/
  • https://pl.pinterest.com/pin/18155204722891827/

poniedziałek, 4 lipca 2016

rozdział 47

Alicja:
Nie mogłam spać. Wstałam rano, ale zupełnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Każda z nas zwracała uwagę tylko na siebie, chaotycznie chodząc po pokoju, błądząc w myślach i okazując typowe oznaki skrajnego zdenerwowania.
W łazience spojrzałam na swoje odbicie i zamarłam. Byłam trupio blada, a cienie pod oczami były ciemno fioletowe.
Co bym zrobiła normalnego dnia, gdybym tak wyglądała? Jakiś makijaż... Drżącą dłonią wyciągnęłam z szuflady szminkę, zaczęłam niezdarnie malować usta.
-Ali! - usłyszałam wołanie Mary, a ręka tak mi się zatrzęsła, że szminka złamała się, przejeżdżając różową krechą po policzku.



Zmyłam szminkę i wyszłam z łazienki.
-Mam dość, egzaminy mnie zabiją. - oznajmiłam, wzięłam torbę i nie czekając na resztę, poszłam na śniadanie.


James:
Nerwowa atmosfera każdemu się udzieliła, więc wszyscy staraliśmy się zrelaksować na własny sposób. Rozejrzałem się po twarzach chłopaków.
-Glizdogon, co ty jeszcze robisz w łóżku? Zbieraj się. - powiedziałem do Petera, on tylko kiwnął głową i nadal leżał, gapiąc się tępo na baldachim. Wyglądał, jakby zbierało mu się na wymioty.



-Rem, a ty co robisz? - zapytałem, bo Lupin leżał na łóżku i wypalał ostatniego papierosa z paczki Syriusza. Z zaciśniętymi powiekami skupiał się na zmienianiu koloru dymu na różne kolory.
-Ćwiczę. - powiedział rzeczowo.
-Zamierzasz pokazać sztuczkę z fajkami przed szanowną magiczną komisją? - zaśmiałem się.
-Nie pamiętam nic więcej. - westchnął, wzruszając ramionami.
-Zawsze uważałem, że nasze zaklęcia są bardziej przydatne. - odparłem, wspominając jak wynaleźliśmy to.



Kiedy wszyscy byliśmy gotowi, zeszliśmy razem na śniadanie. W Wielkiej Sali byli tylko siódmoklasiści. Cała reszta zamku miała wolne - spali do południa, a potem wylegiwali się na błoniach. Jeszcze rok temu to byliśmy my.
-Cześć - przysiedliśmy się do dziewczyn. Sądząc po ich nietęgich minach też zżerał je stres. Siedziały, ściskając w dłoniach kubki z herbatą, miały pobladłe twarze i napięte mięśnie.
-Proszę państwa! Za piętnaście minut zaczyna się pierwsza tura egzaminów. Rozpiski klas i nazwisk, znajdziecie w Sali Wejściowej. Powodzenia! - zawołała McGonagall stając przed stołem nauczycielskim.
-Zaraz się porzygam - jęknął Peter.
-Niczego nie zjadłaś - powiedziałem do Lily, a ona zacisnęła usta w wąską kreskę i pokręciła sztywno głową.
-Słyszałem, że orzechy świetnie wpływają na mózg.
Podsunąłem jej miskę z bakaliami, a ona bez wahania złapała całą garść i wcisnęła sobie do buzi. 

W Sali Wejściowej wisiała wielka rozpiska egzaminów. Pierwszą turę miałem razem z Peterem w sali naprzeciwko Lilki, więc razem poszliśmy na drugie piętro. Ja i Glizdogon na Zaklęcia, Evans na Eliksiry. Na korytarzu siedziała już grupa uczniów. Wszyscy równie bladzi, niektórzy nadal ściskali w rękach notatki.
Kolejne osoby alfabetycznie wchodziły do sal, a tłum na korytarzu się przerzedzał.
-Evans, Lily - usłyszeliśmy zza uchylonych drzwi po lewej stronie.
Lilka wypuściła powietrze z cichym świstem. Zacisnęła rękę na pasku torby i ruszyła w stronę drzwi.
-Hej, powal ich na kolana - powiedziałem, posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Odwróciła się i uśmiechnęła niewyraźnie, a potem zniknęła po drugiej stronie grubych drzwi. 

image

 
Remus:
Stałem koło Dorcas, Mary i Frank'a. Czekaliśmy na praktyczny test z OPCM. Zostałem wezwany jako pierwszy. Opanowałem się i nawet udało mi się uśmiechnąć. Jak mówił James, te najbardziej beznadziejne sytuacje przestawały być takie beznadziejne, kiedy można było się im roześmiać w twarz. Tuż przed wejściem odwróciłem się na pięcie i zasalutowałem reszcie, co mimo stresu wywołało na ich twarzach uśmiechy. Dzięki temu jeszcze bardziej poprawił się humor.

Andrew Garfield Salute GIF - AndrewGarfield Salute GIFs

-Dzień dobry - powiedziałem, uśmiechając się do komisji.
-Dzień dobry, proszę usiąść, panie Lupin. - powiedział starszy siwy czarodziej w zabawnej tiarze, który przewodził komisji. Miał zwiewne szaty w kolorze fuksji i od razu poczułem, że możemy się dogadać.
-Pańskie wyniki są imponujące, panie Lupin, a z tego co słyszałem, wyśmienicie poradził sobie pan na egzaminie teoretycznym. - powiedział rudy okularnik, który siedział obok. Wyglądał na nudnego urzędnika ministerstwa. Dużo bardziej wolałem tego drugiego. - Jest pan pewien, że dobrze wybrał pan dom?
-No cóż, jeśli o to panu chodzi, nie tylko w Krukoni są mądrzy.

the amazing spiderman andrew garfield gif

Rudzielec spojrzał się na mnie protekcjonalnie.
-Dobrze, już dobrze. Nie każmy panu Lupinowi czekać. Zaczynajmy! - zawołał różowy czarodziej.


James:
Kiedy kończyłem ostatnie zadanie z Zielarstwa, znowu zaczęło padać. Przez okna szklarni widziałem pośpiesznie wracających do zamku młodszych uczniów. Nic nie wskazywało na poprawę pogody. Szkoda, bo co roku po egzaminach nauczyciele pozwalali ostatniemu rocznikowi na niewielką imprezę na błoniach.
Podziękowawszy komisji, wyszedłem ze szklarni i ruszyłem do zamku przez deszcz. Parę metrów dalej zobaczyłem blond czuprynę, która musiała należeć do Dorcas. Zawołałem, żeby na mnie zaczekała, ale nie odwróciła się, tylko przyspieszyła kroku.
-Nie słyszy - powiedziała Alicja, doganiając mnie.
-Cześć Al. Myślisz? - zapytałem, spoglądając za oddalającą się przyjaciółką.
-Może nie chce usłyszeć.
Zmarszczyłem brwi. Przecież jeśli coś jej nie poszło na egzaminie, to mogła mi powiedzieć. To nie koniec świata, a mógłbym ją pocieszyć.
-Widziałam, jak się znowu kłóciła z Syriuszem. - dodała Alicja, wzdychając ciężko. Przewróciłem oczami.
-Merlinie, o co znowu? Czy oni nie mogą normalnie pogadać?
-No wiesz, teraz to już się im nawet nie dziwię. Ich relacje nigdy nie były specjalnie proste, a po czymś takim przecież może się jeszcze bardziej poplątać.
Spojrzałem się na nią zdziwiony.
-A co się stało?
Reakcja Alicji utwierdziła mnie w przekonaniu, że coś większego mnie ominęło. Richards zatrzymała się nagle i zakryła usta dłonią.
-Alicja!
-Nie, nic się nie stało... - wyjąkała, spuszczając spojrzenie - Chodźmy do zamku, zobacz jak leje.
-Ali...
-James, proszę cię... Plotę głupoty, od rana jestem cała w nerwach...
Spojrzałem się na nią twardo. Nie zamierzałem ustąpić. Jej wymówki utwierdzały mnie w przekonaniu, że to nie coś co można zbagatelizować.
-Merlinie... - jęknęła - Wyrwało mi się, ja nawet nie wiem czy to prawda, nie powinnam była...
-Al, gadaj, co się stało.
-Wiem to z drugiej ręki, właściwie to wcale nie powinnam była tego wiedzieć, tylko usłyszałam... nawet nie wiem czy to prawda, ale myślałam, że wiesz, chociaż to nie takie dziwne, że nic nie słyszałeś. Mogłeś się nieźle wkurzyć... - zaczęła się plątać.
-Godryku, powiedz po prostu o co chodzi!
-No dobra, ale błagam, nie bądź zły. To już i tak stare dzieje. Z rok temu, albo i więcej, Syriusz i Dorcas mieli taki mały incydent. Pewnie i tak to nic nie znaczyło... - zaczęła typowy wstęp, mający mnie zmiękczyć, ale kiedy zobaczyła moją minę, westchnęła ponuro i szepnęła - No całowali się.
-Że co?! - zawołałem, kiedy dotarło do mnie co mi powiedziała.
Alicja ukryła twarz w dłoniach.
-Przepraszam - pisnęła.
-To przecież niemożliwe. Obiecał mi, że...
-James, serio, nie warto się tym przejmować...
-Idź do zamku, Al! - warknąłem, czując jak złość we mnie buzuje. Jak mógł mnie tak okłamać? Ponoć był moim najlepszym kumplem. A prosiłem go tylko o jedno.
Stałem w strugach deszczu, dysząc głośno ze złości. Daleko za mną na błoniach zobaczyłem Black'a, który akurat wychodził ze szklarni po egzaminie. Alicja podążyła za moim spojrzeniem. Ruszyłem w stronę Syriusza, zaciskając mocno pięści.
-Nie, nie, nie... co ty chcesz zrobić?! - usłyszałem jeszcze krzyk Alicji.
-Idź do zamku!
Rzuciłem się biegiem w dół zbocza. Syriusz szedł z pochyloną głową, ale kiedy w końcu mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce na powitanie. Zaczął coś mówić, ale nie usłyszałem. Po prostu podbiegłem do niego i walnąłem go pięścią w twarz tak, że zachwiał się i mało brakowało, a runąłby do tyłu.
-Co do...
-Całowałeś się z nią?! - krzyknąłem, chociaż stał mniej niż metr ode mnie.
-Z Lily? Zwariowałeś?! - wysapał, łapiąc się za twarz.
-Z Dorcas! Mówiłeś, że jej nie dotknąłeś!
Syriusz zrobił wielkie oczy.
-No mówiłem...
-Kłamałeś! Cholera, Syriusz! Jak mogłeś? - wydarłem się. Ledwo się powstrzymywałem przed kolejnym ciosem.
-Naprawdę spodziewałeś się, że bym ci wtedy coś powiedział? Jak byś wtedy zareagował?!
-To lepsze niż kłamstwa. Syriusz, jesteś moim kumplem, masz teraz idealną okazję. Lepiej powiedz wszystko teraz. Powiedz, że to był tylko jeden raz, że byliście pijani, naćpani, albo że to był chociaż jakiś durny zakład!
Syriusz westchnął i spojrzał się na mnie w sposób, który nie zostawiał wątpliwości. Pokręciłem głową, patrząc się mu prosto w oczy. Cholera, tego było za wiele.
-Może powiesz mi jeszcze, że się z nią przespałeś! - prychnąłem.
-Nie, Godryku, nie! Bez przesady.
Ale skąd mogłem wiedzieć, że teraz nie kłamał?
-Bez przesady... ile razy?
-Czy ja wiem? Cholera, James, w większości byliśmy jednak pijani.
Nadal miałem ochotę jeszcze raz go walnąć. Przetwarzałem w głowie wszystkie potencjalne sytuacje, kiedy to mogło się stać, a on patrząc mi prosto w oczy kłamał.
-Wtedy kiedy zerwała z Jasperem... mówiłeś że była w ręczniku...
-Słuchaj, jeśli o to ci chodzi, to nie zamierzam ci opowiadać o wrażeniach.
-Bardzo śmieszne, a ona?
-Co z nią?
-Jak ona to znosi?
-Meadowes? Jakoś nie narzekała - zaśmiał się, ale widząc moją minę spoważniał.
-Wiesz jakie mamy relacje...
-To moja siostra! - warknąłem, nie mogąc uwierzyć w to, czego się dowiedziałem.
-Nie James! To nie jest twoja siostra! Zależy ci na niej, rozumiem to, ale musisz przestać obchodzić się z nią jak z jajkiem! Potrafi się sama obronić, a ja jej do niczego nie zmuszałem! To działa w dwie strony! Może zastanów się, czemu ona ci nie powiedziała.
-Myślisz tylko o sobie. - warknąłem i ruszyłem z powrotem do zamku. Naprawdę nie chciałem dłużej na niego patrzeć.




Syriusz:
Wiedziałem, że nie ma sensu teraz za nim iść. Był wściekły i rozumiałem go. Naprawdę nie chciałem go okłamywać, ale doskonale widziałem, jaka będzie jego reakcja. To, że przywalił mi w twarz bolało najmniej. Miałem nadzieję, że kłótnia nie zniszczy nam przyjaźni.
W końcu i ja poszedłem do zamku. Kiedy dotarłem do Pokoju Wspólnego przebrałem się w suche ubrania i wysłuchałem radosnych wieści Petera o tym, że Dumbledore obiecał super trudnymi zaklęciami poprawić dla nas pogodę. W tym momencie jednak mało mnie to obchodziło. Zastanawiałem się, kiedy będzie dobry moment na to, żeby znowu porozmawiać z Jamesem.
Kiedy przechodziłem obok dormitorium dziewczyn, zza uchylonych drzwi, usłyszałem głos Meaodwes. Nie miałem najmniejszej ochoty, żeby się na nią patrzeć, w końcu to była też jej wina. Czemu James tylko na mnie się wściekał? Wiem, że to ja złamałem obietnicę, ale przecież Meadowes też nie była taka znowu bez winy. Mimo wszystko coś co usłyszałem w jej głosie, kazało mi się zatrzymać.
-Wiem, że to dla ciebie dużo, ale obiecuję ci, że wynagrodzę ci to jakoś. Zrobię cokolwiek będziesz chciał. - usłyszałem jej błagalny ton.
Zajrzałem przez wąską szparę między futryną i drzwiami. Widziałem jej twarz. Rozmawiała z jakimś chłopakiem, który stał do mnie tyłem i wszystko wskazywało na to, że właśnie się przed nim płaszczyła.
-No nie wiem, Dor, nie wiem... - powiedział chłopak. Miał nieprzyjemnie chropawy głos. Zupełnie jakby za pięćdziesiąt lat miał zmienić się w ohydnego starucha, który wykorzystuje nastolatki. Nie spodobało mi się to, więc choć normalnie pewnie bym sobie poszedł, to teraz zdecydowałem się zostać i trochę jeszcze posłuchać.
-Po prostu nie mam się do kogo zwrócić. - powiedziała z niezręcznym uśmiechem.



A James? No jasne, pewnie teraz byłby dla niej nieco oschły, ale raczej całą złość skierował na mnie. Poza tym była dla niego jak siostra, zawsze by jej pomógł. No i jeszcze były dziewczyny, reszta Huncwotów... no nawet ja. Przecież nie wypiąłbym się na nią, gdyby czegoś naprawdę potrzebowała. No i nagle uświadomiłem sobie coś bardzo ważnego. "Myślisz tylko o sobie". Czyżby, James?
-Dobrze, kotku, ale wiesz... o każdej porze dnia i nocy mogę na ciebie liczyć?
-Tak - odparła, spuszczając spojrzenie. Że jak? Coś ukuło mnie w środku, kiedy to zobaczyłem jak wspina się na palce, żeby pocałować tego typka w policzek. Odsunąłem się od drzwi i schowałem w ciemnej wnęce, kiedy chłopak otworzył drzwi i wyszedł. Ślizgon.
-Meadowes - powiedziałem, wchodząc do jej pokoju.
-Black, co tu robisz? - zapytała, przybierając typową rozzłoszczoną minę, jak zawsze, kiedy mnie widziała.
-No cóż, przypadkiem przechodziłem i usłyszałem...
-Przypadkiem? - zrobiła zirytowaną minę.
-Nie złość się, po prostu... no nazwijmy to troską.
-Troską o mnie? Ty troszczysz się o mnie? Dobrze zrozumiałam?
-Meadowes, nie łap mnie za słówka. Usłyszałem co usłyszałem i chcę wiedzieć o co chodzi.
-No tak, jeśli Syriusz Black czegoś chce, to o zawsze dostaje.
-Zgadza się. - powiedziałem, ciesząc się, że też tak to widzi.
Dorcas zawahała się, widziałem, że robiła dobrą minę do złej gry. W końcu się złamała i powiedziała:
-Szkoła się kończy. Nie mam już rodziców, Śmierciożercy o to zadbali. Rodzice Cormorana też nie żyją... ale co cię to może obchodzić, przecież nawet nie znasz mnie, nie masz pojęcia kim jest Corm, nie wiesz jak to jest być sierotą, jak dosłownie nie mieć domu, ani pieniędzy. Być zupełnie samemu na świecie... - Złamał jej się głos. Odetchnęła ciężko i powiedziała ciszej:
-To była moja ostatnia szansa i zamierzam z niej skorzystać - wskazała na drzwi, jakby tamten chłopak nadal tam stał.
-I co? Dasz się mu wykorzystywać? W zamian za co? Pieniądze?
-Potrzebuję pomocy. Ale Black, nikt nie może wiedzieć. Już i tak jestem ciężarem dla James'a i jego rodziców. Wiem, że by mi pomogli, ale nie chcę litości. Chcę to załatwić sama.
-James i tak by mnie nie wysłuchał. - powiedziałem gorzko, a gdy Dorcas spojrzała się na mnie zdziwiona, dodałem:
-Dowiedział się o wszystkim. O pocałunku.
Zamarła. Patrzyła się na mnie przez chwilę w niemym szoku, po czym usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach.
-Pięknie - wymruczała.
-Meadowes, dlaczego nie zwróciłaś się z tym do mnie? Mam pieniądze. Dużo pieniędzy.



-Pieniądze. Nie chodzi tylko o to. - prychnęła, a ja nie wiem czemu, ale poczułem się jakby uderzyła mnie mocniej niż James.
-A ty byś poprosił mnie, o pomoc, gdyby tu chodziło o ciebie? - zapytała.
-Nie.
-No właśnie.
-Ale ja już wiem, nie musisz się mnie o nic prosić, bo ja sam daję ci te pieniądze. Nie masz wyboru. No i zabraniam ci iść gdziekolwiek z tym fiutem.
-Pieniądze nie rozwiązują wszystkiego! Nie chodzi mi tylko o nie!
-To o co? Co on ma, czego ja nie mogę ci dać?
-On... zna ludzi. A ja chciałabym po powrocie do Doliny w końcu poczuć się bezpiecznie. Zapomnieć o tym, jak Mroczny Znak wisiał nad domem. Nie martwić się, że to co spotkało moich rodziców może spotkać też mnie. Nadal ich widzę. Ich ciała... - wyszeptała. Przykucnąłem obok niej i wziąłem ją za ręce.
-Będzie dobrze. Nic ci się nie stanie.
Spojrzała się na mnie zaczerwienionymi oczami. Chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami a potem pociągnęła ostatni raz nosem i wstała.
-Pamiętaj, żeby nikomu o tym nie mówić. - powiedziała.
-Skarbie, twój sekret jest ze mną bezpieczny - uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem do wyjścia. Co za dzień. Miałem zamiar pójść na to cholerną imprezę i upić się tanim piwem, żeby już oszczędzić sobie tych dramatów.
-Black... - usłyszałem już z jedną nogą za drzwiami. Odwróciłem się, unosząc wysoko brwi. Czyżby właśnie chciała mi podziękować?
-W sumie to nic - powiedziała, a dla mnie wszystko wróciło do normy.

 
Lily:
Szłam korytarzem, a na ramieniu kołysała mi się torba z wszystkimi niezbędnymi do plażowania rzeczami. James trzymał mnie za rękę i głaskał delikatnie kciukiem po wierzchu dłoni. W końcu było po egzaminach, a ja czułam w sercu niesamowitą ulgę.
Nagle usłyszałam, jak ktoś za nami biegnie. Kiedy się odwróciła, zobaczyłam Dorcas. Uśmiechnęłam się do niej promiennie, ciesząc się, że udało nam się złapać jeszcze przed wyjściem z zamku. Jednak poza mną ani James ani Dorcas się nie uśmiechali. Ona rzucała mu niepewne spojrzenia a on unikał jej wzroku.
-Coś się stało? - zapytałam, patrząc się to na jedno, to na drugie.
-Nie - powiedzieli jednocześnie. Uniosłam brwi. Ani trochę im nie wierzyłam.
-Zachowujecie się co najmniej dziwnie...
-Nie wiem o co ci chodzi, wszystko z nami w porządku. - mruknęła niemrawo Dorcas, nadal spoglądając na James'a, jak na bombę która może w każdej chwili wybuchnąć.
-Taaaak, wszystko zupełnie w porządku. Ale jak tam sobie chcecie. Ja jestem już w wakacyjnym nastroju i wam radzę to samo.

image

-Lily, przerażasz mnie - zaśmiała się nerwowo Dor. Pokręciłam głową i powtórzyłam:
-Jak sobie chcecie.
-Dobra, ruszmy się stąd, bo cała impreza minie nam koło nosa - powiedział James i powoli ruszyliśmy w stronę jeziora.







Linki:
  • http://rpgifhelper.tumblr.com/post/34859664967/ben-barnes-gifs
  • http://themanicheart-resources.tumblr.com/post/27743401213/leighton-meester-gifs
  • http://gifhunterress.tumblr.com/post/68868037281/jamie-bell-gif-hunt-70-please-likereblog-if
  • http://cake-rpc.tumblr.com/post/27349844754/amanda-seyfried-a-decent-gif-hunt-pt-1
  • https://tenor.com/view/andrew-garfield-salute-gif-4762862
  • http://hqgifhunts.tumblr.com/post/73791373016/holland-roden-gif-hunt-under-the-cut-youll-find
  • http://danysalternate.tumblr.com/post/25386779391/aaron-johnson-gifs
  • http://weheartit.com/entry/195525169/in-set/101770481-black-and-white?context_user=ellievm&page=5