niedziela, 12 listopada 2017

rozdział 57

Mary:
Wepchnęłam kufer na górną półkę w przedziale i opadłam na siedzenie. Wyjrzałam przez okno, pociąg powoli ruszał, dziwnie pusty peron zaczął przesuwać się za szybą, w którą właśnie zaczął bębnić deszcz. Oparłam głowę o okno i zatopiłam się w myślach.

image

Naprzeciwko mnie usiadła Lily i skuliła się z książką na kolanach, chłopcy głośno o czymś rozmawiali i śmiali się, a Alicja przeglądała Proroka Codziennego, co chwila krzywiąc zdegustowana. Krajobraz zaczął monotonnie przewijać się za oknem, a mnie ogarnęła dziwna senność. Nie walczyłam ze snem, nawet nie zauważyłam, gdy moja głowa oparła się o zimną szybę, a ja odpłynęłam do krainy Morfeusza.
-Mary! - obudziło mnie śpiewne wołanie Alicji. Otworzyłam oczy, za oknem robiło się już ciemno.
-Jesteśmy już? - zapytałam zdziwiona, że tak szybko zleciała podróż.
-Chłopcy już lewitują kufry, musimy się zbierać do powozu.
Potarłam twarz rękami i wzięłam torebkę. Wyszłyśmy na zimny peron, powietrze pachniało lasem. To był znajomy zapach domu. Huncwoci skończyli z kuframi i otworzyli nam drzwiczki, żebyśmy mogły pierwsze wsiąść. Nasi gentelmeni.
W środku nie było ani trochę cieplej, oddech zmieniał się w parę i panował tam przykry zamach stęchlizny.
Ruszyliśmy. Podniosłam spojrzenie, na siedzeniu naprzeciwko usiadł Remus.
Przypomniało mi się, o czym śniłam. Białe molo wciśnięte daleko w morze, nasza pierwsza oficjalna randka. Nie rozmawiałam z nim, odkąd odwiedziłam go w jego mieszkaniu, żeby zabrać go na przesłuchanie. Prawdopodobnie niedługo miało się to zmienić. Hogwart tak działał na ludzi.
Przetarłam zaparowane okno dłonią, w oddali za lasem widać było kilka wież i baszt zamku. Poczułam rosnące podekscytowanie. Naprawdę wróciliśmy.
Zdobyłam się na jeszcze jedno krótkie spojrzenie w stronę Remusa. Tak, chciałam z nim ułożyć sprawy. Był dla mnie zbyt ważny, żeby zrezygnować.

image



Lily:
Na schodach do drzwi wejściowych czekała na nas McGonagall ze swoją surową miną.
-Widzę, że pani profesor cieszy się, że nas widzi - zażartował James, a ona zacisnęła usta i bez słowa ruszyła w stronę zamku.
-Pani profesor, jak się czuje Dorcas? - zapytałam, zrównując się z nią.
-Na wszystkie pytania zaraz wam odpowiem. Ale - zaczęła ostrym głosem, zatrzymując się - musicie pamiętać, że żaden uczeń, podkreślam żaden, nie może się dowiedzieć, co sprowadziło tutaj pannę Meadowes i was.
-Ma się rozumieć, szefowo - powiedział James ze śmiechem. Spiorunowałam go spojrzeniem. Nie chciałam, żeby McGonagall nas na starcie skreślała. Mogła nam nieźle uprzykrzyć życie. Ale James tylko poruszył zalotnie brwiami, patrząc się na mnie i ruszył na ucztę do Wielkiej Sali. Przewróciłam oczami. A więc razem z Hogwartem wrócił i stary Potter.
Akurat trwała kolacja. Kiedy weszliśmy, w sali zapadła nagle cisza, jak makiem zasiał. Wszyscy się na nas spojrzeli, niektórzy nawet wstali, żeby lepiej widzieć. I równocześnie po czterech stołach rozlała się fala szeptów. James uśmiechał się od ucha do ucha. Widziałam, że był w swoim żywiole, znowu czuł się jak prawdziwy Huncwot.
Alicja z gracją ruszyła jako pierwsza środkiem sali w stronę stołu nauczycielskiego, gdzie czekał na nas Dumbledore. Spojrzenia setek uczniów odprowadziły nas przez całą długość sali.
-Moi drodzy, tak się cieszę, że was widzę - powiedział, uśmiechając się szeroko Dumbledore i rozłożył ręce w powitalnym geście.
-Panie profesorze, jak ona się czuje? - zapytała Mary, a on przyłożył palec wskazujący do ust i puścił do nas oko.
-Zobaczycie ją zaraz po kolacji. Na pewno jesteście głodni po podróży.
Faktycznie, burczało mi w brzuchu, ale dużo bardziej interesowało mnie, co działo się z Dor. Jednak wzrok Dumbledore'a podpowiedział mi, że nie warto się kłócić. Grzecznie odmówiliśmy zajęcia miejsc przy stole nauczycielskim i usiedliśmy na naszych starych gryfońskich miejscach.
Przez całą kolację czułam na karku wzrok wielu par oczu, które śledziły każdy ruch mojej łyżki z zupą w drodze do buzi i z powrotem. Miałam tego już powyżej uszu. Spojrzałam się ze zbolałą miną na James'a, ale jego to nie ruszało. Ba! Pochlebiało mu.
-Potter, twoje ego zaraz zahaczy o sufit - mruknęłam do niego, a on uśmiechnął się pod nosem i rzucił we mnie kulką z chleba.
Spojrzałam się na niego z chęcią mordu w oczach.
-Co z Syriuszem? - zapytał Peter, bo Black ku rozczarowaniu swojego hogwardzkiego fanclub'u nie przyjechał z nami.
-Z Syriuszem? A co by miało być? Siedzi w Stanach u wuja i pracuje. - mruknął wyraźnie niezadowolony James.
-Powiedział, że ma kupę pracy, a Pam ciągle marudzi, że go nie ma. - dodał Remus, a Alicja zaśmiała się na głos.
-Ta cała Pam to jakiś żart. Zobaczycie, Black jeszcze będzie z nami jadł śniadanko w zamku. - była bardzo pewna swego, ale mi się nie chciało w to wierzyć. To był w końcu Black.
-To nie w jego stylu, Al. Dlaczego miałby tu przyjeżdżać? - zapytałam, bo moim zdaniem Black na prawdę nie miał po co odwiedzać ani Anglii ani tym bardziej Hogwartu. Jego życie nie było już tutaj, było w Ameryce razem z Pam. Po serii kłótni postanowiła wprowadzić się do niego na stałe.
-Nie dlaczego tylko dla kogo. Ja wam mówię, minie dzień, może dwa, no góra trzy, a zobaczymy go tutaj, w tej sali. - Alicja nie dała się przekonać.
-Czas chyba iść - powiedziała Mary, przerywając dyskusję o Syriuszu. Wstaliśmy od stołu i nie czekając na Dumbledore'a, ruszyliśmy do wyjścia.
To było dość oczywiste, że leżała w skrzydle szpitalnym, no bo niby gdzie. Pielęgniarka powitała nas dość zdziwioną miną, ale szybko otrząsnęła się z pierwszego szoku i powiedziała:
-Nie myślałam, że jeszcze państwa tu zobaczę.
-Też się cieszymy, że panią widzimy. To gdzie nasza zguba?
Westchnęła ze zmęczeniem. Rzuciła nerwowe spojrzenia na nasze twarze i jakby ociągając się oznajmiła:
-Naturalnie, zaprowadzę was, ale proszę w ciszy.
-Kochani - drzwi skrzydła szpitalnego otworzyły się i wszedł Dumbledore, szeroko się uśmiechając - czy wy naprawdę musicie zawsze postąpić inaczej, niż was się prosi?
-Albusie... - zaczęła pielęgniarka, ale dyrektor przerwał jej ruchem ręki.
-Już dobrze, tylko w ciszy. Tu leżą chorzy. - powiedział do nas i poszedł przodem między rzędami łóżek. Na samym końcu sali był kącik całkowicie osłonięty białym parawanem. Dumbledore pierwszy przeszedł między zasłonami, a my za nim.
W środku było łóżko, na którym leżała bardzo wymizerniała osóbka, nienaturalnie blada, z sinymi ustami i ciemnymi obwódkami wokół ogromnych, zapadniętych oczu. Jasne włosy były rozsypane po poduszce, klatka piersiowa delikatnie unosiła się i opadała. Wszystko to razem składało się w jakiś bardzo niewyraźny i zupełnie niepodobny do Dorcas obrazek. Ale to była ona. Wyglądało to bardzo smutno, ale i spokojnie. Jak cisza po burzy.
-Najgorsze mamy za sobą - powiedziała pielęgniarka, kiedy wszyscy stłoczyliśmy się za parawanem. Podeszła do łóżka i wykonała kilka delikatnych ruchów różdżką nad głową Dor.
-Jest pod wpływem eliksirów nasennych. Do tej pory była przytomna tylko dwa razy, ale widać, że każda chwila przytomności źle na nią wpływa. - opowiadała spokojnym głosem, nadal kręcąc różdżką pętle nad głową Dor.
Wszyscy staliśmy jak zaklęci, nie śmieliśmy nawet drgnąć, żeby czegoś przypadkiem nie popsuć.
-Czy ona nas słyszy? - ośmieliła się zapytać Mary.
-Tak. Tak myślę. Może i dobrze, że tu jesteście. Długo była sama, wasza obecność może coś naprawi.
-Naprawi? Coś trzeba jeszcze naprawiać?
Zmarszczki na twarzy kobiety jakby się pogłębiły. Kolejny raz nerwowo zerknęła w naszą stronę, jakby oceniając naszą reakcję, ale w końcu powiedziała:
-Panna Meadowes przeszła bardzo wiele zła. Nie tylko jej ciało ucierpiało, ale te parę miesięcy na pewno odbiło się też na psychice. Całkiem możliwe, że kiedy już się obudzi, nie będzie taka, jak ją zapamiętaliście...
James bardzo zbladł.
-Ale wyjdzie z tego. Nie będzie miała wyboru. - przerwał jej zdecydowanym głosem. Potem podszedł do Dor, szepnął jej coś do ucha, pocałował ją w czoło i przepchnął się między nami do wyjścia.
Pobiegłam za nim, ale udało mi się go dogonić dopiero, kiedy był już w połowie drogi do pokoju wspólnego Gryffindoru.
-James - złapałam go za rękę - co się stało?
-Jak to co? Przecież widziałaś ją. Jak mogliśmy świętować? Jak mogliśmy w ogóle myśleć, że teraz może być tylko lepiej? Nawet lekarz nie wierzy, że z tego wyjdzie.
-Nie! - krzyknęłam. Położyłam ręce na jego ramionach i spojrzałam mu się głęboko w oczy. - Jesteśmy tu po to, żeby ją z tego wyciągnąć. Nie możemy się poddać na starcie. To nie my! My walczymy. Jesteśmy to jej winni. Nie ma mowy, żeby to był koniec. - powiedziałam dobitnie.
Staliśmy przez chwilę, patrząc się na siebie, aż w końcu James schylił się do mnie i mocno mnie przytulił.
-Masz rację. - szepnął do ucha.
-Wiem. Przecież właśnie po to tu jestem. Żeby ci o tym przypominać. - uśmiechnęłam się.
-Tak, ale nie tylko po to - powiedział tajemniczo i zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, przerzucił mnie przez ramię i zaczął biec w górę po schodach.
-Jaaaaames! - wydarłam się, przerażona, że zaraz zlecimy razem i połamiemy się, ale on tylko śmiał się dźwięcznie i biegł przez całą drogę do wejścia do pokoju wspólnego gryfonów.
McGonagall przeznaczyła dla nas dwa dormitoria. James szybko przedarł się przez tłumy uczniów w salonie Gryffindoru i pobiegł po schodach prosto do naszego pokoju.
Tam rzucił mnie na łóżko i spojrzał się na mnie z uśmiechem, jakby dumny ze swojego osiągnięcia.
-Potter... - zaczęłam, chcąc go ochrzanić za jego szczeniackie zachowanie, ale on położył się na mnie, przygważdżając mnie całym swoim ciałem do materaca.
-Tak, Evans? - zapytał, całując moją szyję. Było mi tak przyjemnie duszno, że tylko wtuliłam się w niego i szepnęłam mu do ucha:
-Nienawidzę cię.

***

Obudziło mnie jasne światło wpadające przez szparę w zasłonach do pokoju. Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się sama do siebie na wspomnienie wczorajszego wieczora.



Odwróciłam się na drugi bok, koło mnie spał James, jego pogrążona we śnie twarz była taka spokojna i piękna. Dotknęłam palcem jego policzka.
-Evans - mruknął cicho i ochryple.
-Słucham?
James otworzył oczy, były piękne.
-Kocham cię - szepnął, a ja utonęłam w jego tęczówkach.
-Nieprawda - powiedziałam, odwracając się na plecy.
James zaraz znalazł się nade mną, opierając się na rękach po obu stronach mojej głowy i spojrzał się na mnie z góry.
-Prawda - powiedział i pocałował mnie delikatnie.

***

Na śniadaniu wzbudziliśmy identyczne zainteresowanie, jak na kolacji. Może nawet i większe, bo, jak to w Hogwarcie, plotka o wczorajszym biegu James'a ze mną przerzuconą przez ramię rozeszła się błyskawicznie. McGonagall zwróciła nam uwagę, że to było "wielce niestosowne", kiedy tylko zeszliśmy do Wielkiej Sali. Potter zbynio się tym nie przejął. Pocałował mnie tylko w czubek głowy i zupełnie wyluzowany poszedł na śniadanie.
Przy stole panowała luźna atmosfera. Tego dnia zaplanowaliśmy na popołudnie odwiedziny u Hagrida, a resztę mieliśmy na zmiany siedzieć u Dor.
-A co się wczoraj z wami działo? Chcieliśmy rozłożyć się w dwóch pokojach, ale wy zamknęliście się w jednym. - powiedział Frank oskarżająco, ale puścił do James'a oko.
-Ooo jak się rumieni - zaśmiał się Remus, patrząc się na mnie. Przewróciłam oczami, nie moja wina, że kiedy się rumieniłam, wyglądałam jak dojrzały pomidor.
James uśmiechnął się do mnie przez stół. Nie umiałam nie oddać mu tego uśmiechu, w którym tkwiła cała nasza słodka tajemnica. Wiedziałam, że powrót do Hogwartu będzie magiczny.

 
James:
Cicho zamknąłem za sobą ogromne skrzydło drzwi i ruszyłem długim przejściem między łóżkami. Za wielkimi oknami płonęła wielka kula słońca koloru pomarańczy, wciskając się przez kolorowe witraże do środka i malując się barwnymi smugami na podłodze i śnieżnobiałej pościeli. Odciągnąłem na boki zasłony wokół łóżka Dorcas i położyłem się koło niej na materacu.
-Cześć, Dori. Pomyślałem, że chciałabyś zobaczyć taki zachód. - powiedziałem do niej i uśmiechnąłem się w stronę sufitu.
-Mam ci sporo do opowiedzenia, ale myślę, że sprawy zakonu zanudziłyby cię na śmierć. Dlatego może przejdę do spraw istotnych. Po pierwsze, ulepiłem naszego corocznego bałwana, wyszedł całkiem przystojny. Zrobiłem nawet zdjęcie, żebyś wiedziała, co straciłaś. Po drugie, w święta mama śmiertelnie obraziła się na Syriusza, kiedy powiedział, że zostaje w Ameryce na wigilię. Do tej pory ma mu to za złe, ale chyba głównie chodzi jej o Pam. Pamiętasz ją? Straszna zołza. Syriusz bardzo się przy niej zmienia, nikt nie wie, o co w tym tak naprawdę chodzi. Przecież oni do siebie pasują jak jednorożec do trolla górskiego. No ale nieważne, Syriusza i tak z nami teraz nie ma, miał papierkową robotę w Stanach. Straszny pracoholik z niego. Ale nie musisz się martwić, bo ja się tobą zaopiekuję.
Westchnąłem głęboko i zerknąłem w bok na jej spokojną uśpioną twarz.
-Cholernie dobrze cię widzieć, wiesz? - oparłem głowę o jej głowę. - Ładnie pachniesz, ciekawe jaki mają szampon. A w ogóle to wiesz, że skoro jesteśmy w Hogwarcie, to naszym obowiązkiem jest zrobienie jakiegoś żartu? Tylko że nikt nie ma do tego głowy. Remus nie gada z Mary i zachowuje się jak jakiś upiór. Zastanawiam się, czy to nie depresja. Jak zniknęłaś bardzo się zmienił. Ale już jest lepiej. No a z samym Peter'em niczego nie wymyślę. Frank też zajmuje się tylko Alicją. Można by pomyśleć, że po ślubie przystopują trochę z tym zakochaniem, ale jest jeszcze gorzej. Serio. Zastanawiam się, czy ja też tak będę miał. No wiesz, z Lily. Jest nam bardzo dobrze, oczywiście wojna wszystko komplikuje, ale nie wykluczam, że... zresztą nieważne. Nie chcę zapeszyć. A i tak żadnych decyzji nie będę podejmował, kiedy ty tutaj leżysz. Mogłabyś już wyzdrowieć.
Spojrzałem się na nią przenikliwie. Na tej chudej, zapadłej twarzy nadal jeszcze gdzieś się czaiła ta typowa dla Dorcas mina. Wziąłem ją za rękę. Zauważyłem, że jeszcze rano zabandażowane dokładnie dłonie i nadgarstki zostały odsłonięte, a na paznokciach połyskiwał błękitny lakier. Zaśmiałem się w duchu, dziewczyny nie mogły się chyba powstrzymać.
Pod palcami wyczułem podłużne blizny na jej przedramionach. Przyjrzałem się im dokładniej. Były niemal niewidoczne dzięki eliksirom. Przed oczami stanęła mi scena sprzed paru dni, kiedy Dor zjawiła się w Dolinie Godryka.
-Dor, nie wiem, jak to dobrze powiedzieć, ale obiecuję ci, że wynagrodzę ci wszystko, co przez ostatnie miesiące musiałaś przejść. Znajdziemy tych sukinsynów i zemścimy się na nich, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu. Gdybym tylko mógł, wziąłbym na siebie całe to cierpienie, które cię spotkało. - wyszeptałem jej do ucha i pocałowałem ją w policzek - wróć do nas, proszę.
-Rogaczu! - usłyszałem krzyk Petera i zaraz potem głośne skrzypnięcie drzwi wejściowych skrzydła szpitalnego.
-Co jest, Glizdogonie? - zapytałem, podnosząc się i wygładzając koszulę.
-Chodź, szybko! - wysapał i pobiegł z powrotem do drzwi. Chcąc nie chcąc poszedłem za nim.

***

Wyszliśmy na dziedziniec, było ciągle widno, ale słońce już ledwo ledwo wyglądało zza linii drzew Zakazanego Lasu. Na schodach i placu było mnóstwo osób, musieliśmy się przepychać, żeby dojść do reszty Huncwotów. Dziewczyny stały tuż przy schodach, mieliśmy stamtąd doskonały widok na gościniec, którym w oddali pędził jakiś powóz.
-O co tu chodzi? - zapytałem, rozglądając się po całej reszcie.
Alicja patrzyła się z zagadkowym uśmiechem na zbliżający się z każdą chwilą pojazd.
Nie minęło pół minuty, kiedy zatrzymał się przed schodami, a drzwiczki otworzyły się. Ktoś wysiadł ze środka, człowiek ubrany w czarny płaszcz i czapkę, spod której wystawały ciemne kosmyki włosów.
-Powiem po prostu "a nie mówiłam" - mruknęła Alicja, uśmiechając się triumfalnie.



Wśród uczniów wybuchła wrzawa. Nie mogłem dojrzeć jeszcze twarzy przybysza, ale w końcu podniósł na nas spojrzenie i uśmiechnął się szeroko w moją stronę.
Zaśmiałem się, przecież to było od początku do przewidzenia.
-Syriusz Black - powiedziałem, schodząc po schodach, żeby uściskać mojego najlepszego przyjaciela.
-Kto by pomyślał, co? - Łapa roześmiał się dźwięcznie, całując w policzek po kolei każdą z dziewczyn.
-A praca?
-Zrobiłem sobie krótki urlop.
-A Pam? - zapytała Alicja, uśmiechając się wrednie.
-Poradzi sobie te parę dni sama. No to gdzie nasza Meadowes?




Kochani! 
Na starcie powiem, że bardzo Was przepraszam, że tak długo mnie nie było! 
Jednak na swoje usprawiedliwienie mam, że życie zaskakuje każdego różnymi sytuacjami i tak było też w moim przypadku. Dziękuję za wszystkie wiadomości, które od Was dostałam i teraz mam tylko nadzieję, że taka sytuacja się nie powtórzy :)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :*


 
 
 
Linki:
  • http://astridrps.tumblr.com/post/65188927181/gif-hunt-carey-mulligan
  • http://tonsofgifs.tumblr.com/post/30211539887/holland-roden-gifs
  • https://www.ukmix.org/forums/viewtopic.php?t=59449&start=3050