poniedziałek, 27 kwietnia 2015

rozdział 16

Lily :
Odkąd stało się jasne, że pójdę na bal z Potter'em, ten tłumok stał się jeszcze bardziej uciążliwy niż zwykle. Miałam go szczerze dość, te zboczone żarty i miny doprowadzały mnie do szewskiej pasji. 
-Uspokój się Lil, jak przestaniesz na niego zwracać uwagę, to on przestanie się wydurniać - cały czas słyszałam od dziewczyn, ale one nic nie rozumiały. Nie miały na karku szukającego, który miał stanowczo przerośnięte ego i zbyt wielkie mniemanie o sobie i swoich włosach. Co było jeszcze gorsze, na każdy mój wybuch gniewu, on wybuchał śmiechem, albo robił coś, co było już tak na maksa wkurzające, że byłam bliska dania mu w twarz. 
Dziewczyny były pochłonięte przygotowaniami i chociaż został jeszcze jakiś miesiąc, to Ali przynajmniej trzy razy dziennie wracała do tematu balu, sukienki, butów i innych pierdół. Szczerze mówiąc, to ja też byłam nieźle podekscytowana tym wszystkim, ale kiedy tylko przypominałam sobie, kto taki jest moim partnerem, to wnętrzności skręcały mi się jak wyżymana ścierka. 
Dor też nie wyglądała na specjalnie zachwyconą. Po naszej nocnej rozmowie nie wspominała już o Black'u, ale widać było, że go unikała. Kiedy dzisiaj przysiadł się do nas na śniadaniu, ona uciekła pod pretekstem spotkania się z Jasper'em. Black to chyba ślepy idiota. 
Czas leciał tak szybko, że ani się obejrzałam i z początku października, zrobił się koniec.
-Za tydzień bal, a ja ciągle nie mam sukienki! - krzyknęła Alicja, wchodząc do dormitorium. Byłam akurat w trakcie pisania eseju na Eliksiry, więc stwierdziłam, że nie będę sobie przeszkadzać przez śpiewkę, którą słyszałam codziennie.
-Lily! Dociera do ciebie coś? - zapytała Ali, stając nade mną, a ja tylko pokręciłam głową. Nie miałam ochoty na typowo dziewczyńską paplaninę o niczym. - Musimy iść na zakupy. - powiedziała Al.
-Nie musimy, ale ty musisz. - mruknęłam, nie odrywając się od wypracowania.
-Żartujesz sobie? Nie poradzę sobie sama. Poza tym, o ile mi wiadomo, to ty też nie masz sukienki, a BAL-JEST-ZA-TYDZIEŃ. - starannie wymówiła ostatnie słowa, stawiając nacisk na słowa 'bal' i 'tydzień'.
Przewróciłam oczami i zakręciłam buteleczkę z atramentem.
-Znajdę tylko różdżkę. - powiedziałam, a Ali klasnęła uradowana w dłonie i wybiegła z dormitorium krzycząc, że poszuka Dorcas.
-Gdzie się wybierasz, Evans? Potowarzyszyć ci?
-Daruj sobie, Potter. - warknęłam, kiedy zaczepił mnie w pokoju wspólnym.
-Masz już sukienkę na bal? - zapytał.
-A co cię to interesuje?
-Muszę przecież dopasować sobie muszkę. Chyba, że wolisz krawat. Dostosuję się.
-Nie mam, ale właśnie się po nią wybieram. Jeśli pozwolisz, już sobie pójdę.
Wyminęłam go i przyłączyłam się do dziewczyn stojących koło portretu Grubej Damy.
W Hogsmeade nie było dużo czarodziejów, było sporo miejsca w Trzech Miotłach, więc, kiedy dotarłyśmy do wioski zatrzymałyśmy się tam na małe Piwo Kremowe.
-Mam pomysł. - powiedziała w pewnym momencie Dorcas, przerywając niekrępującą ciszę. - Niech każda z nas znajdzie sobie coś i nie pokazuje reszcie. Zobaczymy się nawzajem dopiero tuż przed balem i będziemy miały niespodziankę.
Ja od razu uznałam to za świetny pomysł, Ali trochę marudziła, że sama nie będzie wiedziała na co się zdecydować i wybierze coś co się nie spodoba Frankowi, ale ostatecznie też się zgodziła.
Każda z nas poszła gdzie indziej. Ja i Ali wybrałyśmy centrum wioski, gdzie było kilka najpopularniejszych sklepów, a Dor postanowiła poszukać czegoś na obrzeżach.


Dorcas :
Wybrałam mało uczęszczane sklepy, chciałam wyglądać niepowtarzalnie. Przez półtorej godziny przejrzałam setki kreacji, ale żadna nie wydała mi się odpowiednia. Już miałam wrócić do centrum, kiedy zobaczyłam maleńki sklepik, gdzie na wystawie stały zdjęcia wielu sukni z poprzednich dekad. Pomyślałam, że nie zaszkodzi zajrzeć. Pchnęłam drzwi, a nad głową zadzwonił mi srebrny dzwoneczek.
-Pomóc w czymś? - usłyszałam tajemniczy głos za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam siwiuteńką kobietę, ubraną w cytrynowy fartuch, z szyi zwisał jej centymetr, a w ciasnym koku tkwiły różdżka i ołówek.
-Tak. To znaczy...szukam sukni. Na bal. - powiedziałam. Nie wiedzieć czemu, byłam trochę onieśmielona staruszką i dziwnie magiczną atmosferą, jaka panowała w pomieszczeniu.
-To się świetnie składa, kochanie. Widzisz, mój sklep kiedyś cieszył się ogromną popularnością, a dziś rzadko mnie ktoś odwiedza. Cieszę się, że do mnie zajrzałaś. Chodź. Na pewno ci coś znajdziemy. - powiedziała, uśmiechając się ciepło. W tej chwili przypominała mi trochę kochającą babcię. Wzięła mnie pod rękę i zaprowadziła w głąb sklepu.
-Co cię interesuje, aniołku? - zapytała, przeglądając wieszaki, a ja powiedziałam :
-Właściwie to nic konkretnego. Chciałabym...wyglądać niepowtarzalnie. Może to głupie, ale...
-Jakiś młodzieniec? - zapytała, a ja zrobiłam wielkie oczy. Skąd ona...?
-Mam coś idealnego. To bal w Noc Duchów, zgadza się kochanie? Zobaczysz, będziesz lśniła niczym najjaśniejszy na niebie Syriusz. - powiedziała i zniknęła na chwilę za drzwiami na zaplecze. Stałam i gapiłam się zdziwiona na miejsce w którym zniknęła. No bo Syriusz? Dopiero po chwili do mnie dotarło, że chodzi o najjaśniejszą z gwiazd, a przypadek chciał, że to było właśnie imię tego młodzieńca, o którego jej chodziło. A może i nie przypadek? W tej staruszce było coś takiego, że rozmawiając z nią, miałam wrażenie jakby znała mnie od dziecka i wiedziała o mnie wszystko.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie jej powrót. Niosła najpiękniejszą suknię, jaką w życiu widziałam.


Alicja:
Nie wiem co mi strzeliło do głowy! No przecież oni wszyscy mnie wyśmieją! Niosłam torby z zakupami do Trzech Mioteł i zadręczałam się w myślach. Wybrałam cudowną suknię, bajeczne dodatki, ale mimo to miałam koszmarne wrażenie, że to nie był dobry wybór. Chyba przesadziłam. Przy stoliku czekała na mnie Lily i zaraz pojawiła się też Dor, obie rozanielone, a ja byłam bliska pogryzienia sobie paznokci z nerwów.
- Dziewczyny, to się mu nie spodoba. Pomyśli, że mam się z Merlin wie kogo i ze mnę zerwie. Ja wam mówię. To trzeba zwrócić. - powiedziałam, pokazując na torby.
-Ali, posłuchaj. Każdy twój strój jest zawsze powalający, a Frank za tobą szaleje. Jestem pewna, że swoją suknią zwalisz wszystkich z nóg, a nawet jeśli Frankowi się nie spodoba, to nie zerwie z tobą z tak błahego powodu. - powiedziała Dorcas. Oby tylko miała racje.
Kiedy wróciłyśmy do zamku, czekała na nas sowa z listem od Mary.

Kochane Ali, Dor i Lily, 
bardzo dziękuję za wasze ostatnie listy, mam nadzieję, że Wasza nowa lokatorka nie jest jednak taką nadętą tapeciarą, jak pisałyście. Jakby co, to zawsze możecie przecież prosić chłopaków o pomoc. Jeśli należy do fanklubu Black'a, albo Potter'a, to na pewno się ich posłucha. 
Ja też strasznie za Wami tęsknię i powoli zaczynam umierać z nudów. Nie mogę się doczekać balu, mam już sukienkę, a Wy? 
Przyjadę tuż przed balem, powiedzcie to Remusowi, ok? 
Do zobaczenia za tydzień :). 
Ściskam i całuję, 
Mary 

Po przeczytaniu listu, od razu poszłyśmy do chłopaków. Dorcas weszła pierwsza i już na wstępie oznajmiła: 
-Rem, masz pozdrowienia od Mary. Będzie w szkole tuż przed balem. 
-Duże pozdrowienia - powiedziała Lily. 
-O tak, ogromne. - dodałam. 
Remus wyglądał na zdziwionego naszym nagłym wtargnięciem, ale coś mi mówiło, że się ucieszył. Co z tego, że nie było żadnych pozdrowień? Zawsze widziałyśmy ich jako parę, to tylko kwestia czasu. Czy to źle, że chcemy pomóc? 
-A no i nie martw się o pierwszy taniec, Mar na stówę już go umie. Zawsze świetnie tańczyła. - powiedziała Lily i wyszłyśmy.


James:
Idąc na kolację, rozmyślałem o ostatnim zachowaniu Syriusza. Niby nic się nie działo, ale wyczuwałem coś dziwnego. Chodziło mi przede wszystkim o jego polowanie. W zeszłym roku, żeby zabić nudę, wymyśliliśmy zabawę, gdzie polowaliśmy na dziewczyny. Oczywiście nie dosłownie. Można powiedzieć, że trochę się ścigaliśmy, ale to była tylko niewinna gra. Uwodziliśmy krukonki, puchonki,  nawet ślizgonki, żeby zagrać na nosie innym domom. Trzeba przyznać, że byliśmy w tym na prawdę świetni. Frank i Remus nie mieszali się w to, bo Longbottom miał już wtedy Alicję, a Rem uważał to za dziecinne. Peter...to Peter, co tu dużo mówić. Mimo, że nie ustalałem w tym roku zasad gry z Wąchaczem i sam właściwie się w to nie bawiłem, to Syriusz wyraźnie podniósł poprzeczkę i zwiększył swoje osiągnięcia. Martwiło mnie to trochę, no bo nowa dziewczyna na każdy tydzień, to trochę przesada. Nie chciałem, żeby został nowym casanovą.
Po drugie problemy w jego rodzinie chyba nabierały na sile. Bellatrix i Regulus utrudniali mu życie na każdym kroku, dodatkowo martwił się Andromedą i Narcyzą. Nigdy z nimi nie rozmawiałem, ale zawsze wydawały mi się nieśmiałe, ułożone i spokojne. Nie wyobrażałem sobie ich jako żon Malfoy'a, albo Mulciber'a. To chore, żeby kazać swoim dzieciom brać ślub, jak tego nie chciały i jeszcze z takimi ludźmi. Przecież to było oczywiste, że nie będą szczęśliwe. Ale najważniejsza była czyta krew. Sranie w banie. Nie dziwiłem się, że Syriusz się wkurzał.
Miałem tylko ogromną nadzieję, że nie wywinie na balu żadnego numeru Dorcas, bo ona i inne dziewczyny chyba by go ukatrupiły.
Jeśli chodzi o bal....Evans. W końcu. Ten wieczór będzie przełomem. Lily to twarda zawodniczka, trzeba przyznać, ale nie aż tak, żeby oprzeć mi się na balu, w smokingu, w ogólnie romantycznej atmosferze. Nie ma szans.
-Cześć Dor - powiedziałem podchodząc do Meadowes z tyłu i obejmując ją w talii.
-Jamie, uważaj, bo jak nas twoja dziewczyna zauważy, to będzie krwawa masakra.
-Myślisz? - zapytałem, przyciskając ją do siebie mocniej.
-Noo. Znalazłeś sobie straszną zazdrośnicę. Lily może być w niebezpieczeństwie. - odparła, odpychając mnie od siebie i dając mi kuksańca w bok.
-Nie znalazłem, sama do mnie przyszła, ja już nie bawię się w to co Łapa.
-To znaczy? Aaaaa, chodzi ci o tą waszą durną zabawę w zdobywców kobiecych serc? Black ciągle w to gra? - zapytała kpiąco, a ja kiwnąłem głową.
-Słońce ty moje najdroższe.... - zacząłem, a Dorcas spojrzała się na mnie zmrużonymi oczami.
-Czego chcesz? - zapytała podejrzliwie. Czasem żałowałem, że tak dobrze mnie znała. A znaliśmy się z jednej piaskownicy i nikt nie wiedział o mnie tyle co ona. Ufałem jej w stu procentach i co najważniejsze miałem ją po swojej stronie w walce z niedostępną Lily.
-Mogłabyś wybadać jaką sukienkę będzie miała Evans na balu? Nie wiem co z muszką.
-Ja też nie wiem, umówiłyśmy się, że będziemy miały niespodziankę, więc nawet nie proś. Jak chcesz, to sam się jej o to zapytaj. Tylko bądź miły.
-Ja zawsze jestem miły.
-Jakoś nie zauważyłam.
-Ej, dla ciebie zawsze byłem miły i słodki.
-Jak miód Rogaczu. a teraz leć do swojej pani, bo właśnie idzie - wskazała na schodzącą ze schodów Evans. Cmoknąłem Dor w policzek i pobiegłem do Rudej.
-Cześć Rudasku, co słychać? Kupiłaś sobie coś dzisiaj? - zapytałem.
-Tak Potter, idź w granat, albo w złoto, wszystko mi jedno. Tylko proszę, nie rób wsi.
-Spoko skarbie, możesz mi zaufać. - powiedziałem i nachyliłem się, żeby i ją pocałować, ale ona szybko odsunęła się i przeszła obok, nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
I kto tu niby był niemiły?


Alicja:
Frank czekał na mnie jak zwykle przy stole, usiadłam koło niego i pocałowałam w policzek.
-Mam już sukienkę na bal. - powiedziałam cicho, a Frank uśmiechnął się. Ja jednak posmutniałam.
-Hej Al, co się stało? - zapytał, patrząc mi w oczy.
-Po prostu...to może ci się nie spodobać. - powiedziałam, grzebiąc widelcem w misce sałatki przede mną.
-Nie ważne, nie wszystko kręci się wokół balu - oznajmił, uśmiechając się, a kiedy zobaczył, że ciągle jestem smutna dodał - Alicjo Margaery Richards kocham cię i brzydka sukienka tego nie zmieni.
Potem delikatnie mnie pocałował, a ja w końcu odetchnęłam z ulgą. Może to nie będzie wcale taka katastrofa...




Dorcas:
Na kolacji nic ciekawego się nie działo, Al i Frank byli jak zwykle zajęci sobą, Lily wciągnęła się w książkę od zielarstwa, naprawdę nie miałam pojęcia jak można czytać tak po prostu podręcznik szkolny, James i ta jego nowa "koleżanka" karmili się nawzajem frytkami, a Syriusza, Remusa i Petera gdzieś wcięło. W takich chwilach strasznie brakowało mi Mary.
Wracając do dormitorium spotkałam Jasper'a. Siedział przed portretem Grubej Damy i czekał na mnie.
-Hej- powiedziałam, uśmiechając się na jego widok.
-Hej- odpowiedział i też się uśmiechnął. - Czekałem na ciebie.
-Tak? A po co?
-A nie wiem. Tak sobie, chyba po prostu nie miałem się czym zająć.
-No to chodź, zaraz znajdziemy sobie jakieś zajęcie - powiedziałam, wzięłam go za rękę i poprowadziłam do mojego pokoju.
Kiedy otworzyłam drzwi, moje nadzieje na miłe spędzenie wieczoru prysły jak bańka mydlana.
Z szaf powyrzucane były ubrania i buty, kosmetyki walały się po całym dormitorium, a podłoga była zalana wodą. Staliśmy jak wmurowani, Jasper pierwszy otrząsnął się z szoku i popędził do łazienki, żeby zakręcić kran, z którego litrami lała się woda.
-O Godryku. - wymamrotałam tylko i z przerażeniem zaczęłam rozglądać się za jakimiś ubraniami zdatnymi do użytku. Większość była zniszczona i przemoczona. - Co tu się do cholery stało?
-Dor! - zawołał Jasper z łazienki, a kiedy do niego podeszłam, pokazał mi napis szminką na lustrze.

Powodzenia z James'em i Syriuszem suki

-Masz jakiś pomysł, czyja to sprawka? - zapytał Jas, a ja wciąż odrętwiała wróciłam do pokoju. Oczywiście wszystkie rzeczy naszej nowej lokatorki Hanny były nietknięte. 
-Hannah, ty mała podstępna wiedźmo, jak ja cię dorwę....- wymamrotałam pod nosem i nie mówiąc nic do Jasper'a, wybiegłam z pokoju. 
Chciałam się jak najszybciej dostać do Wielkiej Sali i pokazać tej wywłoce z kim zadarła. 
Od razu rzuciły mi się w oczy te jej tlenione kłaki. Zacisnęłam pięści i nie zastanawiając się długo nad tym co robię i że obok siedzi cała szkoła, poszłam w jej stronę. Byłam tak wściekła, jak nigdy w życiu. 
-Ty wstrętna, tleniona małpo! Jak śmiałaś?! - krzyknęłam. Byłam już tak blisko i gdyby nie czyjaś silna ręka przyłożyłabym jej w ten wymalowany ryj. Nie obchodziło mnie to, że każda para oczu w Wielkiej Sali teraz była zwrócona w moją stronę. 
-Dorcas, uspokój się - powiedział Jasper, łapiąc mnie obiema rękami w talii, ale zaczęłam się mu wyrywać. Ona musiała dostać za swoje, nie mogłam pozwolić, żeby jakaś malowana lala znieważała mnie i moje przyjaciółki. 
-Puść mnie, puść, ona musi dostać za swoje! - zaczęłam kopać go po piszczelach i okładać pięściami i już prawie się uwolniłam, kiedy podszedł do nas James, złapał mnie za pięści i powiedział: 
-Dorcas Meadowes, nie mam pojęcia, co w ciebie wstąpiło, ale jeśli zaraz nie przestaniesz, wpadniesz w niezłe gówno. A tego byśmy przecież nie chcieli. 
-Nie obchodzi mnie to, to ona zaczęła i teraz ktoś musi jej pokazać! 
-No dobra, wystarczy. Przepraszam cię, Jasper - powiedział i bezpardonowo przerzucił mnie przez ramię i wyszedł z Wielkiej Sali. 
Swoje kroki skierował do pokoju wspólnego gryfonów, tam rzucił mnie na kanapę i sam usiadł na przeciwko. 
-Powiesz mi co to miało być? - zapytał, mierząc mnie spojrzeniem. 
-Wejdź sobie do mojego dormitorium, to zobaczysz. - mruknęłam obrażona, że nie pozwolił mi dokonać mordu na tej wstrętnej tapeciarze. 
James zawahał się, a potem powiedział: 
-Nigdzie nie idź - i wspiął się po schodach do mojego pokoju. 
-O Merlinie - usłyszałam. W tym momencie przejście otworzyło się i wszedł Black. 
-Ooo kogo moje piękne oczy widzą, Meadowes, słyszałem, że odwaliło ci w Wielkiej Sali. Szkoda, że tego nie widziałem. - uśmiechnął się wrednie, a ja spiorunowałam go spojrzeniem. Gdyby tylko wzrok mógł zabijać...
-Gdzie Rogacz? - zapytał, a ja wskazałam głową na schody. 
Syriusz, wypowiedziawszy odpowiednią formułę, żeby schody nie zamieniły się w zjeżdżalnię, wbiegł na górę, omijając co drugi stopień. 
-Ja pier... Godryku, co tu się stało? - doszło do moich uszu. Po chwili Black i Potter wrócili do pokoju wspólnego i walnęli się koło mnie na kanapie. 
-Dziewczyny nie będą zachwycone - powiedział Jamie, a ja prychnęłam i odpowiedziałam: 
-A widziałeś moją reakcję? To nic w porównaniu z tym co się stanie, kiedy Alicja zobaczy jej ukochane ubrania zniszczone i sponiewierane. 
-Nie sądziłem, że dziewczyny mogą być aż tak wredne - mruknął Potter, a Syriusz odparł: 
-No co ty? Przecież tu chodziło o nas. Zawsze wiedziałem, że kiedyś dziewczyny będą się o nas bić.
Nie mogłam tego dłużej słuchać, więc wstałam i poszłam do dormitorium. Miałam zamiar chociaż częściowo ogarnąć ten bałagan, spakować tą wywłokę i wystawić jej kufry za drzwi.
James i Black poszli za mną i zaczęli mi trochę pomagać. Najpierw jednak zrobiłam kilka zdjęć, żeby mieć dowód na to, jak ta szmata poużywała sobie na naszych rzeczach.
Rozdzieliliśmy ubrania na te, które nadają się jeszcze do założenia i te które wyglądają jak ścierka do podłogi. Ze smutkiem wyrzucałam moje ukochane jeansy i parę trampek. Po godzinie mogliśmy się zabrać za zbieranie wody z podłogi. W tym momencie jednak weszły Lily i Alicja.
-Dor, co się tam sta... - zaczęła mówić ruda, ale w momencie, kiedy zobaczyła, jak wyglądało nasze dormitorium zamarła z szeroko otwartą buzią.


-Co? Co to ma...? Co to do cholery jest? Czy to są moje ubrania? - Alicja klęknęła koło góry nie nadających się już do niczego ciuchów - Zniszczone. Wszystko zniszczone. Nie, to nie może być. - powtarzała jak zaklęta, rozwlekając po mokrej podłodze ubrania.


-Ali? Wszystko ok? - podeszła do niej Lily i położyła jej rękę na ramieniu.
-Ok? Nie, nie jest ok. Cała moja szafa nadaje się do wyrzucenia. To nawet nie kwalifikuje się do zbiórek odzieży. To wszystko....może iść do śmieci. Kto to zrobił? Dlaczego? - patrzyła się na nią szeroko otwartymi oczyma i kręciła głową. Potem przeniosła wzrok na mnie i zapytała:
-To Hannah? Czemu nas tak strasznie nienawidzi? Zrobiłyśmy jej coś? Przecież byłyśmy miłe...
-Ali, to nie nasza wina, a już na pewno nie twoja. Ta wariatka ubzdurała sobie, że jesteśmy jej konkurencją przy Jamesie i Syriuszu. Ale zobaczysz, jeszcze tego pożałuje. - powiedziałam, podeszłam do niej i mocno przytuliłam. Alicja kochała swoje ubrania bardzo mocno, od lat je zbierała. Teraz miała w oczach łzy, a kiedy ją objęłam rozszlochała się w moje ramię. Lily też nas objęła i siedziałyśmy skulone razem, brodząc w wodzie do kostek.
Zobaczyłam nad głową rudej, jak chłopcy patrzą się na nas z dziwnymi minami. Mogli nie rozumieć powagi sytuacji, dla nich parę zaklęć by wystarczyło, żeby doprowadzić wszystko do porządku. Mimo wszystko byłam im wdzięczna, że przestali sobie robić jaja.
Alicja jednak nagle zerwała się jak oparzona i podbiegła do swojego łóżka. Wyciągnęła spod materaca spore pudełko, otworzyła pokrywę i odetchnęła z ulgą.
-Przynajmniej moja suknia jest cała.
-Dobrze, że Hannah ich nie znalazła, bo chyba bym nie zniosła kolejnych zakupów. - mruknęła Lily i usiadła na łóżku.
-Mam jeszcze jedną rzecz do zrobienia - powiedziałam, otworzyłam drzwi szafy Hanny i wyrzuciłam z niej zaklęciem wszystkie ubrania i książki. Potem przywołałam jej kufer i wepchnęłam wszystko do środka.
-Niech sobie Hannah szuka nowego miejsca do spania, bo tu już nie wejdzie. - powiedziałam i wyrzuciłam jej kufer za drzwi. 








Linki do zdjęć:
  • http://moonchild-gifs.tumblr.com/post/43873781408/karen-gillan-gif-hunt
  • http://prawdziwamagiaslow.blog.onet.pl/2014/03/22/cytaty-z-serialu-plotkara/
  • http://wifflegif.com/tags/4752-leighton-meester-gifs