niedziela, 29 maja 2016

rozdział 44

Syriusz: 
Obudziłem się jeszcze przed budzikiem, podekscytowanie od razu postawiło mnie na nogi i nie było mowy, żebym jeszcze zasnął. Deszcz ze śniegiem nacierał na okna, boisko, na którym dzisiaj miały odbyć się rozgrywki, przypominało jedną wielką kałużę, pod nisko zawieszonym niebem. Było jeszcze zupełnie ciemno. Po omacku dotarłem do szafy, gdzie czekał już strój do Quidditch'a, w którym zamierzałem dzisiaj skopać tyłki ślizgonom. 
Otworzyły się drzwi do łazienki, w oślepiającym świetle stanął James, od stóp do głów w czerwono złotych barwach. 
-Nie zawiodłeś mnie - powiedział, nie przejmując się tym, że Remus, Peter i Frank jeszcze spali. 
-Żartujesz, prawda? - zaśmiałem się. 
-Łapo? - odezwał się zachrypniętym głosem Remus, 
-Śpij, rozgrzewam się tylko. - powiedziałem najciszej jak mogłem. 
-To na Merlina rób to ciszej. - jęknął, odwracając się na drugi bok. Na minutę zniknąłem w łazience, ubierając się w ekspresowym tempie, bo nie mogłem się doczekać aż pójdziemy latać. 
-To co, idziemy? - zwróciłem się do Rogacza, kiedy wróciłem do dormitorium. Kiwnął głową i z uśmiechem przywołał miotłę, która z donośnym stuknięciem obiła się o ramę łóżka. Remus głośno zaklął i ostentacyjnie zakrył głowę poduszką. 
Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w stronę drzwi, zanim zdążyliśmy za sobą zamknąć, usłyszałem głośny alarm budzika i jeszcze głośniejszy huk, kiedy budzik eksplodował od zaklęcia Lunatyka. 

the amazing spider man andrew garfield gif

Lataliśmy nad boiskiem, rzucając sobie kafla, aż zaczęli tłumnie nadciągać kibice, a my musieliśmy omówić strategię z resztą drużyny. 
Mecz trwał dość krótko. Każda strona walczyła z całych sił, z pełną brutalnością, idąc łeb w łeb, aż do momentu, kiedy wszyscy zamarli, wpatrując się w wyścig ścigających po znicza. Powietrze zgęstniało, kiedy zastygłe w oczekiwaniu twarze kibiców, zwróciły się w dół, śledząc prujących powietrze ścigających, napędzanych krzykami, biegnących jak konie wyścigowe na złamanie karku. W końcu trybuny rozdarł krzyk komentatora: 
-James Potter, proszę państwa! 
Kibice zalali boisko, unosząc na rękach James'a, krzycząc, śpiewając i klaszcząc. Zatoczyłem kilka pętli w powietrzu, poczekałem, aż zajmą się resztą drużyny i wylądowałem kilka metrów od ciasno zbitego wokół zwycięzców tłumu. 
-Przyszłaś mi pogratulować? - spytałem, kiedy zobaczyłem Meadowes, idącą w moją stronę. 
-Oczywiście - powiedziała sarkastycznie - Twoja kolej. 
Przewróciłem oczami. Nie chciałem śledzić najlepszego kumpla, to było nie fair, ale wiedziałem, że ta mała mi nie odpuści. Kiedy tłum się rozszedł, poszliśmy do szatni gryfonów, szczerze wątpiłem, że zobaczymy coś wyjątkowego, ale niedługo potem dotarło do mnie, jak się myliłem. 



Lily: 
Biegłam korytarzem, włosy wpadały mi do oczu, szata spadła z ramion, a torba obijała się o nogi, znacznie utrudniając mój bieg. Wpadałam w panikę, nie wiedziałam już, gdzie mogę iść, byłam już wszędzie, ale on przepadł. W akcie desperacji otworzyłam ciężkie frontowe drzwi i wypadłam na tonące w deszczu błonia. Ślizgając się po zbrylonym śniegu, pobiegłam przed siebie. Dotarłam do Hogsmeade. W sobotę wieczorami było tam bardzo tłoczno, czarodzieje kłębili się na ulicach, załatwiając swoje sprawy i umykając przed deszczem. Zaczęłam miotać się bez celu, nie wiedząc, co robić i gdzie iść. 
-Evans? - usłyszałam za plecami, a ulga jaka na mnie spłynęła, była jeszcze większa, kiedy pod wpływem impulsu, wymierzyłam mu silny policzek. 
-Co do chole... - zapytał James, przykładając rękę, do twarzy. 
-Oni wiedzą! - krzyknęłam mu w twarz, gotowa przyłożyć mu jeszcze wiele razy. 
-Co wiedzą? Kto? 
-Nie udawaj głupiego! 
Potter zdjął z siebie płaszcz i wyciągnął go w moją stronę. 
-Co my teraz zrobimy? To wszystko twoja wina! - krzyknęłam, ignorując dyndającą na wyciągniętej dłoni kurtkę. 
-Bez przesady, nie spalą nas na stosie, to nasi kuple... 
-Ciekawe na jak długo. 
-Lily, nie dramatyzuj, przecież możemy... 
-Możemy? Gówno możemy! Ja już tego nie wytrzymam, wypisuję się, ani dnia więcej tego nie zniosę! 
-Lily, poczekaj... 
-Koniec! - krzyknęłam, odwracając się, idąc w stronę zamku. Znowu zaczęło się we mnie gotować. Mocny uścisk na moim ramieniu odwrócił mnie z powrotem twarzą do Potter'a. 
-Co?! - krzyknęłam, wyrywając rękę. Kilku przechodniów podskoczyło, zaskoczonych i jeszcze przyśpieszyło kroku. 
James złapał moją twarz w obie dłonie i szybko pocałował, zanim zdążyłam się wyrwać. Straciłam oddech i od razu przestałam walczyć. 


James: 
Weszliśmy do zamku, ociekając wodą. Wciąż nie do końca wiedziałem co się stało, ale palce Lily splecione z moimi podpowiadały mi, że jest lepiej niż dobrze. 
Chcieliśmy iść do dormitorium, żeby się wysuszyć i przyznać do wszystkiego reszcie, ale wyglądało na to, że całą szkoła właśnie miała zebranie w Wielkiej Sali. Dołączyliśmy do grupy gryfonów wchodzących do środka i jakoś znaleźliśmy resztę naszej paczki. 
-O co chodzi? - zapytałem Dorcas. 
-Nikt nie wie, Dumbledore zwołał wszystkich. 
-Kochani! - zawołał dyrektor, kiedy cała szkoła zajęła miejsca przy czterech stołach. - Mam smutną wiadomość! Niestety nasz bal maskowy nie odbędzie się w tym roku. 
Żeby coś powiedzieć, musiał zagłuszyć przeciągły jęk i szmer szeptów, jaki przetoczył się po sali. 
-Niestety, ale taka jest decyzja wszystkich nauczycieli, spowodowana masowym łamaniem regulaminu w ostatnim czasie! 
Mocniej ścisnąłem rękę Lily, jakby bojąc się, że będzie podejrzewała o to mnie i wszystko co przed chwilą zdołałem odzyskać, znowu mi się wymknie. 
-Na nas nie patrzcie - powiedział Peter do grupy dziewczyn z szóstego roku, które ze złością wbiły w nas swoje świdrujące spojrzenie. 
-To tyle, nie martwcie się jednak, jeśli będziecie się zachowywać, jakoś to odrobimy! Do łóżek! No już! - zawołał Dumbledore, zszedł z mównicy i poszedł do siebie. 
-Słuchajcie - powiedziałem, kiedy Huncwoci i dziewczyny zaczęli się podnosić i z obojętnymi minami iść w stronę wieży Gryffindoru. 
-Jest coś, co chcieliśmy wam powiedzieć. Ja i Lily znowu jesteśmy razem i czy wam to się podoba czy nie... - chciałem walnąć jakiś tekst, że niby mogą się od nas odwrócić i tak dalej, ale my i tak zostaniemy parą. Jednak zanim zdążyłem  skończyć, Dor podskoczyła i zarzuciła mi ręce na ramiona, żeby mnie mocno przytulić. 
-Rany, Meadowes, daj człowiekowi skończyć - mruknął Syriusz, ale ja się zaśmiałem i powiedziałem nieco przyduszonym głosem: 
-Nie no właściwie to chyba tyle. 

Dorcas: 
Święta nadeszły razem z przeraźliwym mrozem i grubą na metr pokrywą śniegu. Teleportowałam się do Doliny Godryka, wyściskana przez dziewczyny i Huncwotów, oczywiście Black skwitował moje odejście tylko kwaśnym uśmiechem i chłodnym, żeby nie powiedzieć, że zgryźliwym komentarzem. Zabrałam najpotrzebniejsze letnie ubrania i tak szybko, jak tylko mogłam, omijając dużym łukiem wszystko, co mogło mi przypominać o rodzicach, teleportowałam się przed dom babci. 
-Dor - usłyszałam za plecami. Szeroko się uśmiechnęłam, jeszcze zanim zobaczyłam, kto za mną stoi. 
-Corm, tęskniłam - powiedziałam, odwracając się i przytulając się do mojego wyższego o dwie głowy kuzyna. 
Cormoran był wnukiem nieżyjącego już brata babci, poznałam go, kiedy miałam dziewięć lat i szczerze mówiąc, jako dwunastolatek zupełnie nie przypadł mi do gustu. Szkoła we Francji sprawiła, że był napuszonym zarozumialcem, o którym wcześniej słyszałam tylko, że jest słodki jak cherubinek. No cóż, może i tak wyglądał, nie można było powiedzieć, że był brzydki. Miał lekko kręcone blond włosy i intensywnie niebieskie oczy, do tego metr osiemdziesiąt pięć idealnie wyrzeźbionego ciała, jak u greckiego boga. Przez trzy lata darzyłam go chłodem i pogardą, na jaką tylko było mnie stać. Jednak wtedy wydarzyło się coś, co zmieniło go nie do poznania. W wieku piętnastu lat Cormoran stracił rodziców, babcia kiedyś powiedziała, że zabili ich Śmierciożercy. Wtedy się do siebie naprawdę zbliżyliśmy, a gdy moi rodzice zostali zamordowani przez tych samych bydlaków, Corm stał mi się najdroższą na świecie osobą. Kiedy było naprawdę źle, tylko jego wpuszczałam do swojego pokoju, tylko z nim mogłam dzielić ciszę i spokojnie zasypiać, kiedy siedział koło mojego łóżka, pilnując, żeby nie dręczyły mnie koszmary z wyobrażeniem coał mamy i taty rozciągniętych na podłodze w salonie. 

Syriusz: 
Wuj Alphard mieszkał w zdominowanym przez mugoli gigantycznym mieście w Ameryce. Jego mieszkanie było na jednym z wyższych pięter drapacza chmur. Był prawdziwym biznesmenem, praktycznie porzucił magię i oddał się interesom, na których zbił fortunę.
-Podoba ci się? - zapytał, stając w progu mojego pokoju.
-To... - zastanowiłem się nad odpowiednim określeniem, patrząc się ponad sto metrów w dół przez szybę, gdzie na szarych chodnikach jak mrówki krążyli piesi - ...robi wrażenie.
Uśmiechnął się i pociągnął ze szklanki. Miał siwą brodę i stalowoszare włosy, związane z tyłu w niski kucyk. Nosił elegancki garnitur i wypolerowane buty, które upodobniały go do bogatego mugola, a pogodny wyraz twarzy sprawiał, że ciężko było uwierzyć, że to brat mojej matki.
-Wiesz... mam już swoje lata, nigdy nie znalazłem sobie żony, nie mam więc potomka, a potrzebuję spadkobiercy, który zadbałby o wszystko co zbudowałem. Nie harowałem tyle, żeby wszystko licho wzięło, nie? - zaśmiał się, a ja uśmiechnąłem się z zakłopotaniem, już rozumiejąc do czego zmierza.
-Wybacz, wujku, ale ja chyba nie jestem najlepszą osobą, żeby prowadzić taki biznes - powiedziałem, a on pokiwał głową i odparł:
-Wiem, wiem, też byłem przecież młody, domyślam się, że chcesz być aurorem, dobrze znam takie marzenia. Nie chcę wkładać ci garnituru, po prostu potrzebuję kogoś, na kogo mogę spisać te wszystkie galeony, które zarobiłem. Potraktuj to jako gwiazdkowy prezent - powiedział, wyciągając w moją stronę rękę ze szklanką, w której połyskiwał bursztynowy trunek.
-Dlaczego nie Regulus? - spytałem, nie sięgając po szklankę.
-Nie zamierzam wspierać szeregów Sam Wiesz Kogo, jeśli o to pytasz.
Zawahałem się, moje spojrzenie ślizgało się od czubków wieżowców za oknem, przez wyciągniętą dłoń, aż do dobrodusznej twarzy wuja. Nie wiedziałem co zrobić, nie czułem się na siłach, żeby udźwignąć taką odpowiedzialność, ale z drugiej strony nie chciałem sprawić przykrości jedynej osobie w rodzinie, jaka naprawdę się o mnie troszczyła, a już na pewno nie oddać na tacy gigantycznego konta w banku Czarnemu Panu. Nie zależało mi na pieniądzach, szczerze mówiąc wolałem koczowanie na materacu w pokoju James'a, od łóżka z baldachimem w domu przy Grimmauld Place. Wuj nadal stał z wyciągniętą dłonią i spokojnym, nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-No dobra - powiedziałem, biorąc od niego szklankę i pociągając z niej dużego łyka.
Wuj wycofał się z pokoju z połowicznym uśmiechem na twarzy.
Wyjrzałem jeszcze raz za okno i jednym haustem osuszyłem szklankę. Położyłem się na parapecie i patrzyłem się w dół tak długo, aż zaczęło mi się kręcić w głowie.
Zamknąłem oczy i powiedziałem sam do siebie:
-Wesołych świąt.


James:
Najszybciej jak mogłem pożegnałem się z rodzicami i teleportowałem się prosto na gigantyczne lodowisko w centrum Londynu. Umówiliśmy się, że to będzie ostatni poranek w mugolskim świecie tuż przed wyjazdem do Hogwartu na kolejną porcję harówki.
-James! - usłyszałem tuż przed tym, jak ktoś wskoczył mi na plecy, śmiejąc mi się do ucha.
-Złaź Dor - powiedziałem, grzebiąc w sportowej torbie, która zawierała cały dobytek, jaki zabrałem na święta do domu. - Proszę. - powiedziałem, podając jej opakowaną w brązowy papier paczkę.
-Co to? - zdziwiła się, zakładając włosy za uszy. Rozerwała papier i wyciągnęła czerwoną pelerynę, którą od razu zarzuciła sobie na ramiona i wciągnęła na głowę obszerny kaptur. - Jest cudowna!
-To od mamy - powiedziałem i po namyśle, żeby nie wyjść na zbyt uczuciowego dodałem - kazała mi.
Jednak Dor nie przejmowała się moim małym wkładem w prezent i mocno mnie uściskała.
-Ojej, wyglądasz jak Czerwony Kapturek - powiedziała Lily, pojawiając się koło nas z trzaskiem.
-Jak co?
-Nieważne. - mruknęła i podeszła prosto do mnie, żeby mnie pocałować - Cześć chłopaku.
-Cześć dziewczyno - odparłem, uśmiechając się do niej szeroko.
-Rogaczu! - za naszymi plecami aportował się Syriusz.
-Czołem, Łapo, co u ciebie?
-Patrzycie właśnie na świeżo upieczonego multimilionera - powiedział i skrócił nam historię wuja Alpharda.
-Wyglądasz raczej jak bezdomny nastolatek - wtrącił Remus, który w międzyczasie pojawił się, jak cała reszta.
-Wujaszek Alphie podarował mi pokaźną sumkę pod choinkę. Nie jestem już bezdomny.
-Świetnie, zaprosisz nas na parapetówkę - powiedział Peter, wciskając stopy w łyżwy.
-James - usłyszałem, kiedy miałem wejść na lód. Lily stała, uśmiechając się trochę nieśmiało.
-Chciałam ci coś dać - powiedziała, wyciągając zza pleców prostokątną paczuszkę. - Niestety nie miałam nic równie drogiego, żeby dorównać twojemu prezentowi, ale chciałam, żebyś coś ode mnie dostał.
Uśmiechnąłem się zakłopotany. Nie chciałem, żeby Lily tak odebrała mój prezent. W zeszłym roku dałem jej naszyjnik, więc w tym roku specjalnie dokupiłem na Pokątnej odpowiednią zawieszkę. Miało to pokazać, że nadal nic się nie zmieniło w moich uczuciach i że jest dla mnie ważniejsza niż każde pieniądze.
Evans podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek, wsuwając mi w dłonie starannie zapakowaną paczkę. Szybko minęła mnie i poszła z dziewczynami na lodowisko, nie czekając aż rozpakuję.
Rozerwałem palcami granatowy papier i wyciągnąłem ładną drewnianą ramkę, w której za szkłem było ruchome zdjęcie. Nie musiałem długo się zastanawiać, kiedy to było. Pole słoneczników i niebieskie niebo nad naszą dwójką, kiedy leżeliśmy na rozgrzanej ziemi, wdychając słodki, wakacyjny zapach.



Najszybciej jak mogłem pomknąłem po lodzie w stronę Evans, zajechałem jej drogę i powiedziałem:
-Nie zdążyłem podziękować.
Uśmiechnąłem się zadziornie, a ona wybuchnęła śmiechem. Mocno ją pocałowałem, przyciągając ją do siebie najbliżej jak mogłem.
Gdzieś z tyłu Syriusz wybuchnął śmiechem, a ktoś inny zaczął gwizdać i klaskać. Pomachałem na oślep ręką, żeby się zamknęli, a kiedy oderwałem się od Evans, żeby zaczerpnąć powietrza, powiedziałem, uśmiechając się szeroko:
-Evans, tęskniłem za tobą.




linki: 
  • http://tonsofgifs.tumblr.com/post/16659551218/andrew-garfield-gifs-pt-2
  • http://tonsofgifs.tumblr.com/post/30211539887/holland-roden-gifs
  • http://weheartit.com/entry/209910247/in-set/15392481-photography-cute-couple-quotes?context_user=Whateverenjoy
  • http://rebloggy.com/post/gif-love-couple-girl-beautiful-movie-friends-boy-blake-lively-together-love-stor/30232876009

1 komentarz:

  1. Kochaaaaaaam jeeeeej ^^ NAJLEPSZY ROZDZIAŁ od czasu wakacji ^^ Kocham Tooooooooo i Ciebie i twoja twórczość ♡
    nareszcie są razem ^^ awwww

    OdpowiedzUsuń