Zeszłam na dół. Dziewczyny jeszcze były pogrążone w snach, jednak ja już od bitej godziny nie mogłam spać. Nie to że nie byłam zmęczona, byłam, ale jakoś nie mogłam już trzymać oczu zamkniętych. W niedziele śniadanie było później i zostało mi jakieś półtorej godziny. Z wczorajszej dobrej pogody nic nie zostało, deszcz rozlewał na dziedzińcu coraz większe kałuże, a nieliczni śmiałkowie, którzy odważyli się wyjść na dwór, biegnąc z kapturami zaciągniętymi mocno na głowy, rozchlapywali wodę na wszystkie strony.
Stanęłam w drzwiach wejściowych i opierając się o framugę, patrzyłam się w ciężkie ołowiane niebo i czarną linię Zakazanego Lasu, za stalowoszarą ścianą wody.
-Cześć piękna - usłyszałam za sobą i od razu poczułam na ramieniu czyjąś ciężką rękę.
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam roześmianą twarz Trey'a. Gdzieś dalej w Sali Wejściowej rozmawiali jego koledzy. Z ciemnych kosmyków jego włosów kapały duże krople, a szara bluza, którą miał na sobie, zupełnie przemokła.
-Rety, gratuluję odwagi wyjścia na deszcz. Podziwiam. - powiedziałam, kiwając głową z poważną miną. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Miło mi. - zaśmiał się, ale zaraz spoważniał - jak było wczoraj? Beze mnie...
-Nigdy nie bawiłam się lepiej. - wyznałam mu, ze śmiertelnie poważną miną.
-Tak?
-Tak - powiedziałam pewnie, ale nie wytrzymałam długo i zaraz moja twarz wykrzywiła się od uśmiechu.
-Jesteś okropna. Zasłużyłaś na karę. - powiedział z cwanym uśmiechem.
Złapał mnie w pasie i gwałtownie pociągnął, razem ze mną wypadając na zalany wodą dziedziniec.
Krzyknęłam, ledwo utrzymując równowagę, chciałam uciec z powrotem do środka, ale on nadal mnie trzymał w żelaznym uścisku, zanosząc się śmiechem.
-Puść mnie! Puść! - krzyczałam, jednocześnie dusząc się ze śmiechu. Lodowate krople rozpryskiwały się na moich ramionach i twarzy, deszcz siekł tak mocno, że czułam się jak pod ostrzałem.
W końcu wyrwałam się z oplatających mnie ramion, ale nie weszłam do środka, nadal stałam koło niego, trzymając się kurczowo za piekące żebra i zanosiłam się duszącym śmiechem.
-Obudziłaś cały zamek, gratulacje, Meadowes - dobiegł mnie głos, od którego od razu przestałam się śmiać. Spojrzałam się lodowatym wzrokiem na twarz Syriusza, która pojawiła się za plecami Trey'a.
-Nie będę cię przepraszać, Black. - powiedziałam, omiatając go pogardliwym spojrzeniem.
-Nie zgadłbym - mruknął pod nosem.
-Czego chcesz? - spytałam wyniośle. Skrupulatnie omijałam spojrzenie Trey'a, byłam skupiona na zamrażaniu wzrokiem Syriusza. Jednak on był obojętny na moje wysiłki. Wzruszył ramionami i nadal schowany pod dachem zamku, powiedział, wciskając ręce w kieszenie:
-Rem ma jakąś sprawę, wszyscy mamy przyjść.
Westchnęłam głęboko i dopiero teraz spojrzałam się na Trey'a.
-Przepraszam - powiedziałam cicho, idąc w jego stronę. Czule go pocałowałam, a on ze swoim niezniszczalnym uśmiechem pokiwał głową i poszedł do Wielkiej Sali.
Zostaliśmy sami.
-Nie bocz się, Meadowes. Od takiej miny piękniejsza się nie zrobisz - powiedział uszczypliwie, a ja minęłam go bez słowa. Miałam wielką ochotę odwrócić się i kopnąć go w ten jego napuszony arystokratyczny tyłek.
Remus:
Siedziałem na brzegu wanny, zastanawiając się co ja właściwie chcę zrobić. Słyszałem jak parę razy drzwi dormitorium się otwierają i zamykają, kroki kilku par nóg, skrzypienie sprężyn łóżka, stłumione przez zamknięte drzwi łazienki rozmowy. Spojrzałem się na swoje odbicie w lustrze. Obiecałem sobie coś i byłem na to gotowy. Chwilowe wątpliwości były normalne, ale teraz nie mogłem się wycofać.
-Cześć - powiedziałem, wchodząc do dormitorium. Nie zdziwiły mnie ich pytające spojrzenia i to, że każde z nich siedzi w bezpiecznej odległości od siebie.
-Chciałem wam coś powiedzieć... - zacząłem. Mój głos zaczął ledwo zauważalnie drżeć.
-Lunatyk?
Hncwoci chyba załapali o co chodzi, bo ich miny wyrażały dużą niepewność, a nawet zwątpienie.
-Wiem co robię.
-O co chodzi? - zapytała Alicja, ze zmarszczonymi brwiami.
-Od bardzo dawna mam problem, który ukrywałem jeszcze zanim przyszedłem do Hogwartu. Wie o nim bardzo mało ludzi, tylko rodzice, Dumbledore, no i Huncwoci. Teraz chcę powiedzieć i wam.
-Rem... - zaczął James, kręcąc głową, ale uciszyłem go podniesieniem dłoni. Zignorowałem niezadowolone miny chłopaków, odetchnąłem głęboko.
-Mam nadzieję, że nie będziecie źle się przez to na mnie patrzeć. Może po prostu powiem...
Przyjrzałem się ich twarzom. Dorcas miała napiętą w oczekiwaniu twarz, jej oczy wydawały się jeszcze większe niż zwykle, Lily zmarszczyła brwi, a Alicja zacisnęła dłonie na krawędzi kanapy tak, że pobielały jej knykcie. Wsłuchałem się w deszcz, zawzięcie bębniący w okno. No dalej, zrób to.
-Ja... jestem wilkołakiem - powiedziałem w końcu, wypluwając z siebie ostatnie słowo jak obelgę. Zapadła głucha cisza, miałem wrażenie, że słychać, jak krew pulsuje mi w żyłach. Dziewczyny patrzyły się na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby zastanawiając się czy to nie jest żart.
Zerknąłem w stronę Mary, delikatnie się uśmiechała, jakby zadowolona z mojego wyznania.
Czułem się okropnie stojąc przed nimi, kiedy dziewięć par oczu obserwowało mnie jak eksponat muzealny.
-O Merlinie - wyszeptała nagle Lily. Wstała, patrząc się na mnie z mieszaniną strachu i niepewności. -Od jak dawna... - zaczęła, ale Dorcas od razu jej przerwała.
-Czy to ważne? - zapytała i podeszła do mnie, wpadając w moje ramiona. Pod palcami wyczułem wilgotny materiał jej bluzki. W tym mokrym uścisku było coś szczerego.
-Rem - jęknęła płaczliwie Al i też uścisnęła mnie, obejmując ramionami również Dorcas.
Zaraz potem dołączyła do nas i Lily, a później też Mary, która nad głowami dziewczyn puściła do mnie oko.
-Godryku, Dorcas twoje włosy pachną jak mokry pies - szepnęła Alicja, a zaraz potem nasza kupa sklejonych przyjaciół zaczęła trząść się od śmiechu.
Zobaczyłem jak Syriusz przewraca oczami, James uśmiecha się z zażenowaniem, ale mało mnie to obeszło. Zbyt cieszyłem się z tego, że w końcu prawda wyszła na jaw i najbliższe mi osoby wiedzą, kim naprawdę jestem.
James:
Na początku miałem wątpliwości czy to taki dobry pomysł, ale teraz, kiedy minęło kilka dni, zobaczyłem, jaką moc ma wyjawiona tajemnica. Od tamtego dnia nasza paczka jakimś cudem się skleiła. W końcu minął tydzień, a wszystkie sprawy nabrały lepszego obrotu. Zacząłem wracać do dawnej formy jako singiel, któremu wolno wszystko.
-Siema - powiedział Syriusz, siadając koło mnie na fotelu w pokoju wspólnym z pudełkiem czekoladowych żab.
Kiwnąłem głową na powitanie i sięgnąłem w stronę paczki z Miodowego Królestwa.
-Słuchaj - zaczął - o co w końcu chodzi z tobą i Evans?
Spojrzałem się na niego beznamiętnie.
-Co chciałbyś wiedzieć? - zapytałem, bez cieniu zainteresowania.
-Wy... no wiesz? - spytał, pokazując palcem na mnie i gdzieś w powietrzu, jakby tam stała Lily.
-Błagam - powiedziałem, patrząc się na niego z mieszaniną rezygnacji i znudzenia.
-No co? - zadał to pytanie tak niewinnym tonem, jakbym właśnie nawrzeszczał na niego za spytanie się, ile jest na dworze stopni.
-Jajco, nie zadawaj głupich pytań. Przecież wiesz, że zaczęliśmy przyjaźń.
Syriusz prychnął zdegustowany. Na moje pytające spojrzenie odparł:
-Przyjaźń jest nudna.
-Dlatego dziwię się, czemu jeszcze się z tobą trzymam.
-To proste, nikt nie łapie twoich chorych żartów tak jak ja.
-Bo sam jesteś chory.
-Tak jak i ty, bracie.
-Chłopaki! - usłyszeliśmy wołanie, a naszym oczom ukazał się zziajany Peter, niezdarnie gramolący się przez przejście.
Spojrzeliśmy się na niego z wysoko uniesionymi brwiami.
-Co jest? - spytał Łapa, a Peter rzucił się koło nas na kanapę i wysapał:
-Dziewczyny mówią, że chcą się spotkać w kuchni.
-I dlatego biegłeś na złamanie karku? - zapytałem, marszcząc czoło.
-No... mówiły, że to ważne - powiedział po chwili wahania Glizdogon, a zaraz potem jego twarz wykrzywiła się w dziwnym grymasie.
-Nie potrzebnie... - zaczął, a ja pokiwałem głową i odparłem:
-Nie potrzebnie.
Syriusz wstał, poklepał go po ramieniu i podsunął pod nos czekoladowe żaby. Peter jakby się trochę rozchmurzył i wtedy Syriusz powiedział:
-Zwykle, kiedy dziewczyna mówi, że coś jest ważne, chodzi jej o to, że można jeszcze długo odkładać to w czasie, Glizdek.
Peter pokiwał głową, jakby to była jakaś oczywista prawda życiowa, którą każdy facet powinien się kierować i ruszył z powrotem w stronę przejścia przez porter.
Spojrzałem się na Syriusza, który pokręcił głową ze zrezygnowaniem i poszedł za Glizdogonem.
Mary:
Siedziałam na blacie w kuchni, ściskając w ręce kubek z herbatą. Na dworze było zimno i mokro, niebo było depresyjnie nisko nad ziemią, a senna atmosfera przeszkadzała w nauce do Owutem'ów.
Dziewczyny pakowały rzeczy do dwóch koszów, a Remus ze znudzoną miną patrzył się, jak skrzaty przygotowują obiad.
W końcu nadeszła reszta Huncwotów, a zaraz potem i Frank.
-No to o co chodzi? - zapytał James, opierając się o blat.
-Mamy dzisiaj nasz kobiecy dzień bez facetów - powiedziała Dorcas, prostując się - ale pogoda jest koszmarna i nie da się wyjść na dwór, dlatego w geście dobrej woli, postanowiłyśmy zaprosić was na śniadanie w Pokoju Życzeń.
-Śniadanie już było - powiedział Syriusz, zakładając ręce.
-Jak nie chcesz, to nie musisz - mruknęła oschle Alicja.
-Chodzi nam o to, że ostatnio znowu jakby zaczęliśmy być jedną ekipą, więc fajnie by było zrobić coś razem - powiedziałam, patrząc się znad parującego kubka na Remusa.
-Popieram - powiedział i posłał w moją stronę uśmiech.
Cieszyłam się, że powiedział dziewczynom o tym, kim jest naprawdę. Źle mi szło ukrywanie tego przed nimi. Długo myślałam nad tym, czy możliwe jest, żebyśmy teraz byli razem, kiedy wszystko się psuło, ale kiedy ekipa znowu wróciła do bycia ekipą, to było naprawdę realne.
Z zamyślenia wyrwał mnie jego szczery uśmiech. Opuściłam kubek i też się uśmiechnęłam kącikiem ust.
-To co, idziemy? - zapytała Lily i wcisnęła James'owi jeden z dużych koszy.
Dorcas wzięła mnie pod rękę i wymaszerowała z kuchni, a reszta poczłapała za nami.
To mi zostało powierzone wybranie wystroju w Pokoju Życzeń. Nie musiałam się długo zastanawiać. Otworzyłam drzwi i przed nami ukazał się piękny ogród z pomalowaną na biało werandą i dużym stołem. Niebo było niebieskie, a trawa soczyście zielona. We włosach poczułam delikatny letni wietrzyk, przypomniały mi się wakacje spędzone razem.
-Mary, jest cudownie! - zawołała Alicja i ciągnąc Frank'a za rękę pobiegła na werandę.
Na stole położyłyśmy obrus i wyjęłyśmy jedzenie. Chłopaki nie mieli już nadąsanych min, wyglądali na bardzo głodnych.
-Jedzmy! - powiedział z entuzjazmem Peter, a my ze śmiechem zaczęliśmy nakładać na talerze jedzenie.
-A pamiętacie jak w zeszłe wakacje byliśmy nad morzem? - zapytał się Frank, kiedy rozmowy i śmiechy rozkręciły się na dobre.
-Tak! Merlinie, jak można zapomnieć!
-A wiecie co mi najbardziej utkwiło w pamięci? Jak Syriusz prowadził samochód! - zaśmiał się James, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Godryku, myślałam, że się zabijemy!
-Nie było tak źle! - oburzył się Black - Spróbujcie kiedyś prowadzić, kiedy wszyscy tak piszczą.
-Sam też piszczałeś - zaśmiała się Dor.
-O nie! Meadowes, ciebie bym nie pobił.
-Dzieci! - zawołał Remus, jak to było w jego zwyczaju, kiedy doprowadzał do porządku Black'a i Dorcas.
Najbardziej kłótliwa para w Hogwarcie obrzuciła się obrażonymi spojrzeniami i już się nie odezwała słowem.
Nagle usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy się w stronę ogromnych wrót, prowadzących do szarego czarodziejskiego świata, które z cichym skrzypnięciem zaczęły się otwierać.
-Cześć - usłyszeliśmy jeszcze zanim udało nam się dojrzeć, kto wszedł na naszą werandę.
-O, Em, to ty! - powiedział James i wstał z miejsca, żeby przywitać się z obcą dziewczyną. Kojarzyłam ją z korytarza, ale nigdy nie widziałam, żeby rozmawiała z kimkolwiek z naszej paczki.
-No to... Em, to są wszyscy, wszyscy, to Emily - powiedział James, zabawnie machając ręką.
Nikt jakoś nie kwapił się, żeby coś powiedzieć, a dziewczyna wyglądała, jakby miała się zaraz zapaść pod ziemię.
-Cześć, jestem Mary - powiedziałam pierwsza, żeby oszczędzić jej skrepowania i pomachałam ręką w jej stronę. Odpowiedziała mi uśmiechem, a zaraz potem wszyscy zaczęli się witać bardziej lub mniej entuzjastycznie.
Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniami Alicji i Dorcas i wszystkie od razu zerknęłyśmy na Lily. Ruda przywitała się z Emily niezbyt wylewnie, a teraz siedziała ze wzrokiem na siłę wbitym w talerz, byle żeby nie spojrzeć się na nowego gościa, którego James nieroztropnie usadził centralnie naprzeciwko niej.
Przy stole zapadła dziwna cisza. Widziałam wzrok Syriusza, który lustrował nową podejrzliwym spojrzeniem i co jakiś czas zerkał też na Potter'a, jakby oczekiwał jakiś wyjaśnień.
Normalnie to zagadnęłabym jakoś Emily, choćby o to z jakiego jest domu, ale bałam się, że to zrani Lils, więc wolałam siedzieć cicho.
Po jakimś czasie rozkręciła się dość sztywna, wymuszona rozmowa. Pełno było nerwowych spojrzeń rzucanych ukradkowo to na Lily, to na James'a, który jakby niczego nie zauważał i próbował zainteresować nas osobą Emily.
Nasze spotkanie skończyło się nadspodziewanie szybko, Dorcas powiedziała nagle, że musi powtórzyć OPCM, a reszcie od razu też się przypomniało, że mają jakieś sprawy do załatwienia.
W ekspresowym tempie posprzątaliśmy wszystko, właściwie się do siebie nie odzywając i wyszliśmy z Pokoju Życzeń.
-Co on sobie myślał - mruknęła pod nosem Ali, kiedy już dotarłyśmy do naszego dormitorium i każda z nas rzuciła się na swoje łóżko.
-Dor - zagadnęłam - czy James mówił ci coś wcześniej o tej Emily?
-Nawet słowem się nie odezwał, paplał cały czas tylko o tym, że znowu jest singlem.
-No właśnie widzę - skomentowała Alicja, kręcąc głową z niezadowoleniem.
-No i co? Ma prawo... - zaczęła Lily, gapiąc się na baldachim łóżka.
Oparłam głowę na dłoni i spojrzałam się na nią czujnie.
-Nie kończ, Lil. Ma prawo mieć nową dziewczynę, ale po co ją zapraszał na nasze śniadanie? - powiedziałam. Może i Emily wyglądała na całkiem miłą dziewczynę, ale w oczach naszej paczki była spalona. Wszyscy jeszcze czuli rozstanie Potter'a i Evans, a do tego wszyscy wciąż po cichu kibicowali temu związkowi. To było niesprawiedliwe zapraszać jakąś nową laskę i to bez pytania.
-Kiedy on ją właściwie zaprosił... przecież nie wiedzieli...
-A kogo to obchodzi, ważne że to zrobił, głupi drań. Mówię wam dziewczyny, pożałuje tego. - oświadczyła Dorcas, która wyglądała na najbardziej wkurzoną z nas wszystkich.
-Tak w ogóle to kim ona jest? Przecież ona nawet nie jest ładna - zawołała nagle Alicja, przenosząc nas na poziom wylewania frustracji już nie na Potter'a, ale Bogu ducha winną Emily.
-Nie wygląd się liczy... - zaczęłam, obstając przy wyznawanej prawdzie, że liczy się coś więcej.
-Tak, uważaj bo jeszcze Potter się zainteresował nią dlatego, że dobrze jej z oczu patrzy.
-No w sumie prawda, nie ma w niej nic szczególnego - powiedziała Dorcas, wzruszając ramionami.
-Widziałyście jaki jest typ Potter'a, długie nogi, duże cycki... ta mała trochę odstaje.
-Ja też odstawałam - powiedziała Lily - poza tym to raczej typ Black'a.
-Tak czy inaczej wiadomo na co pierwsze patrzą się faceci. Ty Lils dajesz nadzieję na to, że liczy się dusza. - powiedziała Alicja, a powietrze wypełniło się dźwięcznym śmiechem Dor.
-Ładnie powiedziane, Al - zachichotała - Ale rzeczywiście coś tu nie pasuje, Jamie zwykle nie interesował się takimi szarymi myszkami. Nie chcę mówić źle o tej Emily, bo ona tu nie jest nic winna, ale nie da się ukryć, że nie pasuje do James'a.
-Nie byłaby winna, gdyby nie przyszła. - mruknęła Alicja.
-Zejdźmy z niej, co? To wina Potter'a. - powiedziałam, nadal przyglądając się Lily.
Nie mogłam powiedzieć, że była szczęśliwa. Na pewno gdzieś w środku bardzo przeżywała to popołudnie, ale nie dawała po sobie tego poznać.
-Wiecie co - wypaliła nagle - powinnyśmy ich śledzić.
Alicja wyprostowała się na łóżku i klasnęła w dłonie, jak zawsze, kiedy spodobał jej się jakiś pomysł.
-Tak!
-Nie - jęknęłam. - To nie w porządku.
-Oj, Mary.
-Dor, dawaj. Decydujący głos należy do ciebie. - powiedziała Ali, wpatrując się lśniącymi z entuzjazmu oczami w Meadowes.
Dorcas chwilę myślała, patrząc się na swoje paznokcie, po czym głęboko westchnęła i powiedziała:
-No dobra. Ale tylko dlatego, że trzeba jakoś zagrać na nosie temu idiocie.
linki:
- http://rpgifhelper.tumblr.com/post/34859664967/ben-barnes-gifs
- http://eternalroleplay.tumblr.com/post/135390876985/ben-barnes-gif-hunt
- http://astridrps.tumblr.com/post/65188927181/gif-hunt-carey-mulligan
Jej :) fajnie że dodałaś Nowy rozdział Ale nooooo... Będę nieszczęśliwa tak długo jak długo Lily nie zejdzie się z Jamsem :/
OdpowiedzUsuńDorcas i Trey są taką słodką idealną parą ♡♡
Weny i czasu. Z niecierpliwieniem czekam na następny rozdział ♡