James:
Zacząłem rozumieć o co chodziło Dorcas, kiedy powiedziała, że się coś popsuło. Było to widać coraz wyraźniej, życie towarzyskie naszej ekipy upadło, każde z nas zajęło się sobą.
Powoli zaczynała mi doskwierać nuda i samotność. Jedyną rozrywką było latanie na miotle, na szczęście szlaban McGonagall się skończył i moja drużyna mogła wrócić do treningów. Niedługo miał być mecz, zbliżał się też ślub Bellatrix, jednak wszystkie dni snuły się w spowolnionym tempie. Chodziliśmy na lekcje, ale nikt się do siebie właściwie nie odzywał. Wyglądało to tak, jakbyśmy byli pokłóceni, zastanawiałem się, czy przypadkiem tak nie jest.
Zrobiłbym coś z tym, naprawdę. Ale czułem się sparaliżowany, nie mogłem się przemóc, żeby porozmawiać z Lily, Dorcas też przestała się do mnie odzywać, Syriusz chodził struty, a reszty nigdy nie było. Widywaliśmy się na lekcjach, ale potem każde z nas znikało, zaszywając się w swojej własnej samotności.
Zwykle po skończeniu zajęć szedłem do dormitorium, zabierałem książki i miotłę i szedłem latać. Potem uczyłem się, siedząc na trybunach. Tak też było tym razem.
Pogoda się pogorszyła, niebo było zakryte ciężkimi chmurami, tylko czekać, aż każdy dzień będzie tonął w deszczu. Położyłem się na ławce i zapaliłem papierosa. Nie miałem siły już czytać, jak na złość nie mogłem się skupić.
Zacząłem rozumieć o co chodziło Dorcas, kiedy powiedziała, że się coś popsuło. Było to widać coraz wyraźniej, życie towarzyskie naszej ekipy upadło, każde z nas zajęło się sobą.
Powoli zaczynała mi doskwierać nuda i samotność. Jedyną rozrywką było latanie na miotle, na szczęście szlaban McGonagall się skończył i moja drużyna mogła wrócić do treningów. Niedługo miał być mecz, zbliżał się też ślub Bellatrix, jednak wszystkie dni snuły się w spowolnionym tempie. Chodziliśmy na lekcje, ale nikt się do siebie właściwie nie odzywał. Wyglądało to tak, jakbyśmy byli pokłóceni, zastanawiałem się, czy przypadkiem tak nie jest.
Zrobiłbym coś z tym, naprawdę. Ale czułem się sparaliżowany, nie mogłem się przemóc, żeby porozmawiać z Lily, Dorcas też przestała się do mnie odzywać, Syriusz chodził struty, a reszty nigdy nie było. Widywaliśmy się na lekcjach, ale potem każde z nas znikało, zaszywając się w swojej własnej samotności.
Zwykle po skończeniu zajęć szedłem do dormitorium, zabierałem książki i miotłę i szedłem latać. Potem uczyłem się, siedząc na trybunach. Tak też było tym razem.
Pogoda się pogorszyła, niebo było zakryte ciężkimi chmurami, tylko czekać, aż każdy dzień będzie tonął w deszczu. Położyłem się na ławce i zapaliłem papierosa. Nie miałem siły już czytać, jak na złość nie mogłem się skupić.
Rozkoszowałem się ciszą, która zagościła na błoniach. Jednak chwilę potem usłyszałem kroki, całe trybuny zaczęły trzeszczeć pod stopami kogoś, kto najwyraźniej szedł w moją stronę. Uniosłem głowę, żeby zobaczyć kto to.
-Cześć - zawołał z daleka Remus. Uniosłem dłoń w geście powitania i podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Tak myślałem, że tu będziesz - powiedział Lupin, kiedy już usiadł obok mnie.
-No jestem, potrzebujesz czegoś?
Remus wzruszył ramionami. Zmarszczyłem brwi.
-To po co mnie szukałeś? - zapytałem.-Cześć - zawołał z daleka Remus. Uniosłem dłoń w geście powitania i podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Tak myślałem, że tu będziesz - powiedział Lupin, kiedy już usiadł obok mnie.
-No jestem, potrzebujesz czegoś?
Remus wzruszył ramionami. Zmarszczyłem brwi.
-Chciałem tylko pogadać, wiesz, dawno się nie widzieliśmy. - odparł, a ja od razu załapałem o co mu chodzi. Faktycznie było tak, jakbyśmy od tygodni się nie widzieli.
Nie wiedziałem co mu powiedzieć, pokiwałem tylko głową i zapaliłem drugiego papierosa.
-Nie wiem, czy mamy o czym rozmawiać - odezwałem się po dłuższej chwili milczenia.
-Niedługo pełnia, chciałem wiedzieć, czy mi pomożecie - powiedział, a ja spojrzałem się na niego zdziwiony.
-Dlaczego mielibyśmy ci nie pomóc?
-Wiesz jak teraz jest...
-Jest jak jest, ale nadal pozostajemy przyjaciółmi, Remus, ja bym cię nie zostawił samego z przemianą. - powiedziałem z powagą. Lupin pokiwał głową i uśmiechnął się.
-Czyli jeszcze jest nadzieja. - odparł, a ja zmarszczyłem brwi.
-Nadzieja? Niby na co?
-Że będzie jak wcześniej.
Alicja:
Nie miałam co robić, dziewczyn nie było, zostałam sama jak palec w dormitorium. Co tu się działo? Dlaczego wszyscy byli tacy dziwni? Tacy nieobecni?
-To nie ma sensu - mruknęłam sama do siebie. Tęskniłam za nimi, a ich nie było. Wyciągnęłam spod łóżka sfatygowane pudełko, w którym przechowywałam wszystkie pamiątki odkąd przyjechałam do Hogwart'u. Uchyliłam wieko i uderzył mnie zakurzony zapach wspomnień.
Zaczęłam wyciągać rzeczy, rozkładać je na łóżku. Najwięcej było zdjęć, uśmiechałam się do siebie, kiedy oglądałam każde z nich.
Widziałam zdjęcia, na których byliśmy na pierwszym roku, te z czasów, kiedy zaczęłam się umawiać z Frank'iem, zdjęcia z dziewczynami i całej ekipy. Dlaczego teraz tak nie może być?
-Ali? - usłyszałam za plecami. Podniosłam głowę i zobaczyłam Lily.
-Płaczesz? - zapytała, podchodząc do mnie. Nawet nie zauważyłam, kiedy moje oczy stały się wilgotne.
-To nic, oglądam stare fotografie, wszystkie te wspomnienia... sama wiesz...
-Posuń się - powiedziała z uśmiechem. Wgramoliła się na łóżko koło mnie i oparła mi głowę na ramieniu.
-Ojej, nie wiedziałam, że ktoś zrobił nam wtedy zdjęcie - zaśmiała się, pokazując odbitkę, na której siedziałyśmy wszystkie cztery, szczerząc zęby. Miałyśmy może dwanaście lat.
-Tęsknię za tym wszystkim. - mruknęłam, a Lily mnie objęła.
-Nie zatrzymuj się w przeszłości, jeśli przyszłość jest przed twoim nosem. - powiedziała, a ja pokręciłam głową.
-Jaka przyszłość? - zapytałam - Nic nie jest dobrze, nie ma już nas, wszyscy to widzimy, ale nikt nie mówi na głos. Dlaczego tak się zrobiło? Dlaczego zerwałaś z James'em?
-Jestem niewidzialną dziewczyną, która zakochuje się w chłopcach, którzy świecą jak gwiazdy. - powiedziała spokojnie, ale widziałam jaką przykrość sprawia jej ten temat.
-Wcale nie jesteś niewidzialna, jesteś super.
-Po prostu nie czuję się dość dobra, żeby z nim być, męczyłam się.
-Ale nadal go kochasz. On o tym nie wie.
-To nic nie zmienia.
-Czy to nie dziwne? Na świecie jest tylu ludzi, którzy kogoś sekretnie kochają i tylu ludzi, którzy nie mają pojęcia, że ktoś ich sekretnie kocha. - powiedziałam wcale nie myśląc tylko o niej.
-Kogo jeszcze masz na myśli?
Wzruszyłam ramionami. To było dość oczywiste.
-Dorcas, Syriusz traktuje ją jak służącą, ona udaje, że wcale jej się nie podoba, ale oszukuje przede wszystkim siebie. Oczywiście, że nie jest w nim zakochana, ona go po prostu kocha. Gdyby to było zwykłe zauroczenie przeszło by jej przy Jasperze, albo przy Trey'u. Syriusz jest taki ślepy.
-Całe szczęście, że przynajmniej Mary i Remus z tego wyszli. - powiedziała Lily.
-Ale ty wróciłaś na start, znowu jesteś w tym samym martwym punkcie co przed wakacjami.
Lily uśmiechnęła się smutno. Wzruszyła ramionami, jakby chciała powiedzieć "tak musiało być" i spuściła wzrok na zdjęcia.
-Alicja?! - nagle ciszę rozdarł wrzask. Przewróciłam oczami. Co znowu?
Otworzyłam drzwi i w uszy uderzył mnie gwar pokoju wspólnego. Frank leżał na podłodze w salonie tuż pod schodami do naszego dormitorium, wokół niego było mnóstwo chichoczących pierwszoroczniaków.
-Coś was śmieszy? No słucham! - warknął na nich, a oni od razu zajęli się sobą.
-Co ty tam robisz? - zapytałam, stając na szczycie schodów.
-Śpieszyłem się, zapomniałem o tym cholernym zaklęciu. Same kłopoty z nim. Mogłabyś po mnie zejść? - uśmiechnął się czarująco, a ja westchnęłam teatralnie i z wdziękiem zeszłam na dół. Wzięłam go za rękę i razem weszliśmy po schodach, które tym razem już zostały na swoim miejscu. -Mam nadzieję, że nie jesteś zajęta - powiedział, kiedy już byliśmy prawie na samej górze. Ja jednak uświadomiłam sobie, że Lily siedzi na moim łóżku w bardzo złym stanie emocjonalnym. To byłoby niesprawiedliwe, gdybym sprowadziła jej mojego faceta, kiedy ona jest w rozsypce po zerwaniu. Odwróciłam się do niego, stojąc już w korytarzu.
-Wybacz kochanie, ale to babski wieczór - powiedziałam ze śmiechem i puściłam jego rękę.
Najpierw nie zrozumiał co się dzieje, ale schody zaraz zamieniły się w zjeżdżalnię i już drugi raz tego dnia Frank zjechał na sam dół.
Strzepnęłam ręce, jak po ciężkiej robocie i zniknęłam w dormitorium.
Dwór Black'ów:
Leżała na łóżku, słuchając, jak do domu zatrudnieni czarodzieje wnoszą stoły, krzesła, jak z trzaskiem pojawia się coraz więcej skrzatów domowych, jak jej przyszła teściowa wydaje polecenia w ogrodzie.
-Bello, jesteś gotowa? - usłyszała za sobą głos matki.
Nawet się nie odwróciła.
-Bello, zdałam ci pytanie - powiedziała twardo Druella.
Przymknęła oczy i przygryzła język. Nie chciała powiedzieć czegoś niewłaściwego.
-Przepraszam, nie usłyszałam, musiałam przysnąć - powiedziała, odwracając się do niej.
-Właśnie widzę, musisz się natychmiast doprowadzić do porządku, państwo Lestrange już są.
-Ciężko nie usłyszeć wrzasków tej kobiety - powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Policzek, który dostała, był konkretny, wymierzony wprawioną ręką.
-Załóż tą niebieską suknię, którą podarował ci Rudolf. - powiedziała, jakby nic się nie stało matka.
Bella posłusznie poszła w stronę garderoby, zaciskając szczęki, z całej siły powstrzymując się, żeby nie dotknąć dłonią policzka, który pulsował tępym bólem.
-Czy oni muszą tu być? Skompromitują nas - odezwała się naturalnym tonem, jakby pytała jaka jest dzisiaj pogoda.
-Obiecałam twojej ciotce, że ich zaproszę, nie proś więcej. Bez dyskusji, przyjdą tu, choćbyś miała sama zanieść im to zaproszenie.
Założyła suknię, dzięki jednemu zaklęciu miała cały makijaż, a kolejne ułożyło jej włosy.Przymknęła oczy i przygryzła język. Nie chciała powiedzieć czegoś niewłaściwego.
-Przepraszam, nie usłyszałam, musiałam przysnąć - powiedziała, odwracając się do niej.
-Właśnie widzę, musisz się natychmiast doprowadzić do porządku, państwo Lestrange już są.
-Ciężko nie usłyszeć wrzasków tej kobiety - powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język. Policzek, który dostała, był konkretny, wymierzony wprawioną ręką.
-Załóż tą niebieską suknię, którą podarował ci Rudolf. - powiedziała, jakby nic się nie stało matka.
Bella posłusznie poszła w stronę garderoby, zaciskając szczęki, z całej siły powstrzymując się, żeby nie dotknąć dłonią policzka, który pulsował tępym bólem.
-Czy oni muszą tu być? Skompromitują nas - odezwała się naturalnym tonem, jakby pytała jaka jest dzisiaj pogoda.
-Obiecałam twojej ciotce, że ich zaproszę, nie proś więcej. Bez dyskusji, przyjdą tu, choćbyś miała sama zanieść im to zaproszenie.
-Usiądź - powiedziała jej matka.
Bellatrix posłusznie usiadła przy toaletce, a Druella zawiesiła jej na szyi srebrny naszyjnik z zielonym połyskującym kamieniem.
-To pamiątka, którą przekazujemy sobie w rodzinie od pokoleń. Twoja babka lady Rosier podarowała mi go, kiedy brałam ślub z twoim ojcem.
Bella dotknęła lśniącego w słońcu kamienia. Dziwnie ciążył jej na szyi. Jej matka wyglądała jednak na niezwykle dumną z pamiątki, jaką jej sprezentowała. Była osobą, która o swojej matce mówiła per lady Rosier, nie była więc szczególnie sentymentalna. Nie była, jeśli nie chodziło o takie błyskotki. Z pewnością porozumienie między Black'ami i Lestrange'ami zostało zawarte głównie ze względu na niezwykłą zamożność jej przyszłego małżonka.
Westchnęła i uśmiechnęła się do odbicia Druelli.
-Jesteś prawdziwym skarbem jeśli porównać cię z twoimi siostrami. Andromeda złamała mi serce, kiedy uciekła, twój ślub będzie szansą, żeby pokazać jej, jaki błąd popełniła. Zobaczysz, będzie jeszcze błagać, żeby mogła wrócić. Ale już za późno, może gnić razem z tym swoim plugawym mugolem. Ale ty jesteś dużo lepsza. Dużo bardziej podobna do mnie. - powiedziała i wyszła.
Bellatrix została sama ze swoim odbiciem. Spojrzała się głęboko w swoje oczy, czy była do niej aż tak podobna? Jej Andromeda też złamała serce, przez wiele dni płakała, nie mogąc zrozumieć, czemu wymieniła ją na jakiegoś mugola. Jednak nie chciała, żeby gniła, nie ważne gdzie i z kim była. Nie rozumiała, czemu Druella może mówić takie rzeczy o własnej córce. Ale rozwiązanie było właściwie całkiem proste. Wszystkie trzy były dla niej transakcją handlową, żeby zdobyć więcej naszyjników ze szczerego srebra.
-Nie zatrudniłam was po to, żebyście niszczyli ślub mojego syna! Parszywe skrzaty! Głupie brudasy! - w całym domu aż zadzwoniły szyby od wrzasku pani Lestrange.
Bella wyjrzała przez okno, jej przyszła teściowa miała furię w oczach, miotała się po ogrodzie, skrzatami domowymi.
-Witaj rodzino - powiedziała do siebie i zamknęła okno.
Linki:
- http://gifhunterress.tumblr.com/post/54403677576/aaron-taylor-johnson-gif-hunt-200-please
- http://lena11517.pinger.pl/p/5
- http://themanicheart-resources.tumblr.com/post/27743401213/leighton-meester-gifs
- http://wifflegif.com/gifs/502654-harry-potter-rp-bellatrix-black-gif
- http://gifhunterress.tumblr.com/post/56269068624/katie-mcgrath-gif-hunt-105-please-likereblog
Taaaaak Nowy rozdział^^
OdpowiedzUsuńSzkoda że ich paczka przechodzi teraz kryzys. Mam nadzieję że szybko go zażegnają. No najsmutniejszy jest wątek Lily i Jamesa. Czemu ona jest taka głupia?? Ja czekam aż znów będą razem. Ciekawi mnie też czy pójdą na ślub Bellatrix
Weny weny weny i czasu! Kocham Twojego bloga. ♡♡♡
Pisz częściej ;)