poniedziałek, 4 lipca 2016

rozdział 47

Alicja:
Nie mogłam spać. Wstałam rano, ale zupełnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Każda z nas zwracała uwagę tylko na siebie, chaotycznie chodząc po pokoju, błądząc w myślach i okazując typowe oznaki skrajnego zdenerwowania.
W łazience spojrzałam na swoje odbicie i zamarłam. Byłam trupio blada, a cienie pod oczami były ciemno fioletowe.
Co bym zrobiła normalnego dnia, gdybym tak wyglądała? Jakiś makijaż... Drżącą dłonią wyciągnęłam z szuflady szminkę, zaczęłam niezdarnie malować usta.
-Ali! - usłyszałam wołanie Mary, a ręka tak mi się zatrzęsła, że szminka złamała się, przejeżdżając różową krechą po policzku.



Zmyłam szminkę i wyszłam z łazienki.
-Mam dość, egzaminy mnie zabiją. - oznajmiłam, wzięłam torbę i nie czekając na resztę, poszłam na śniadanie.


James:
Nerwowa atmosfera każdemu się udzieliła, więc wszyscy staraliśmy się zrelaksować na własny sposób. Rozejrzałem się po twarzach chłopaków.
-Glizdogon, co ty jeszcze robisz w łóżku? Zbieraj się. - powiedziałem do Petera, on tylko kiwnął głową i nadal leżał, gapiąc się tępo na baldachim. Wyglądał, jakby zbierało mu się na wymioty.



-Rem, a ty co robisz? - zapytałem, bo Lupin leżał na łóżku i wypalał ostatniego papierosa z paczki Syriusza. Z zaciśniętymi powiekami skupiał się na zmienianiu koloru dymu na różne kolory.
-Ćwiczę. - powiedział rzeczowo.
-Zamierzasz pokazać sztuczkę z fajkami przed szanowną magiczną komisją? - zaśmiałem się.
-Nie pamiętam nic więcej. - westchnął, wzruszając ramionami.
-Zawsze uważałem, że nasze zaklęcia są bardziej przydatne. - odparłem, wspominając jak wynaleźliśmy to.



Kiedy wszyscy byliśmy gotowi, zeszliśmy razem na śniadanie. W Wielkiej Sali byli tylko siódmoklasiści. Cała reszta zamku miała wolne - spali do południa, a potem wylegiwali się na błoniach. Jeszcze rok temu to byliśmy my.
-Cześć - przysiedliśmy się do dziewczyn. Sądząc po ich nietęgich minach też zżerał je stres. Siedziały, ściskając w dłoniach kubki z herbatą, miały pobladłe twarze i napięte mięśnie.
-Proszę państwa! Za piętnaście minut zaczyna się pierwsza tura egzaminów. Rozpiski klas i nazwisk, znajdziecie w Sali Wejściowej. Powodzenia! - zawołała McGonagall stając przed stołem nauczycielskim.
-Zaraz się porzygam - jęknął Peter.
-Niczego nie zjadłaś - powiedziałem do Lily, a ona zacisnęła usta w wąską kreskę i pokręciła sztywno głową.
-Słyszałem, że orzechy świetnie wpływają na mózg.
Podsunąłem jej miskę z bakaliami, a ona bez wahania złapała całą garść i wcisnęła sobie do buzi. 

W Sali Wejściowej wisiała wielka rozpiska egzaminów. Pierwszą turę miałem razem z Peterem w sali naprzeciwko Lilki, więc razem poszliśmy na drugie piętro. Ja i Glizdogon na Zaklęcia, Evans na Eliksiry. Na korytarzu siedziała już grupa uczniów. Wszyscy równie bladzi, niektórzy nadal ściskali w rękach notatki.
Kolejne osoby alfabetycznie wchodziły do sal, a tłum na korytarzu się przerzedzał.
-Evans, Lily - usłyszeliśmy zza uchylonych drzwi po lewej stronie.
Lilka wypuściła powietrze z cichym świstem. Zacisnęła rękę na pasku torby i ruszyła w stronę drzwi.
-Hej, powal ich na kolana - powiedziałem, posyłając jej pokrzepiający uśmiech. Odwróciła się i uśmiechnęła niewyraźnie, a potem zniknęła po drugiej stronie grubych drzwi. 

image

 
Remus:
Stałem koło Dorcas, Mary i Frank'a. Czekaliśmy na praktyczny test z OPCM. Zostałem wezwany jako pierwszy. Opanowałem się i nawet udało mi się uśmiechnąć. Jak mówił James, te najbardziej beznadziejne sytuacje przestawały być takie beznadziejne, kiedy można było się im roześmiać w twarz. Tuż przed wejściem odwróciłem się na pięcie i zasalutowałem reszcie, co mimo stresu wywołało na ich twarzach uśmiechy. Dzięki temu jeszcze bardziej poprawił się humor.

Andrew Garfield Salute GIF - AndrewGarfield Salute GIFs

-Dzień dobry - powiedziałem, uśmiechając się do komisji.
-Dzień dobry, proszę usiąść, panie Lupin. - powiedział starszy siwy czarodziej w zabawnej tiarze, który przewodził komisji. Miał zwiewne szaty w kolorze fuksji i od razu poczułem, że możemy się dogadać.
-Pańskie wyniki są imponujące, panie Lupin, a z tego co słyszałem, wyśmienicie poradził sobie pan na egzaminie teoretycznym. - powiedział rudy okularnik, który siedział obok. Wyglądał na nudnego urzędnika ministerstwa. Dużo bardziej wolałem tego drugiego. - Jest pan pewien, że dobrze wybrał pan dom?
-No cóż, jeśli o to panu chodzi, nie tylko w Krukoni są mądrzy.

the amazing spiderman andrew garfield gif

Rudzielec spojrzał się na mnie protekcjonalnie.
-Dobrze, już dobrze. Nie każmy panu Lupinowi czekać. Zaczynajmy! - zawołał różowy czarodziej.


James:
Kiedy kończyłem ostatnie zadanie z Zielarstwa, znowu zaczęło padać. Przez okna szklarni widziałem pośpiesznie wracających do zamku młodszych uczniów. Nic nie wskazywało na poprawę pogody. Szkoda, bo co roku po egzaminach nauczyciele pozwalali ostatniemu rocznikowi na niewielką imprezę na błoniach.
Podziękowawszy komisji, wyszedłem ze szklarni i ruszyłem do zamku przez deszcz. Parę metrów dalej zobaczyłem blond czuprynę, która musiała należeć do Dorcas. Zawołałem, żeby na mnie zaczekała, ale nie odwróciła się, tylko przyspieszyła kroku.
-Nie słyszy - powiedziała Alicja, doganiając mnie.
-Cześć Al. Myślisz? - zapytałem, spoglądając za oddalającą się przyjaciółką.
-Może nie chce usłyszeć.
Zmarszczyłem brwi. Przecież jeśli coś jej nie poszło na egzaminie, to mogła mi powiedzieć. To nie koniec świata, a mógłbym ją pocieszyć.
-Widziałam, jak się znowu kłóciła z Syriuszem. - dodała Alicja, wzdychając ciężko. Przewróciłem oczami.
-Merlinie, o co znowu? Czy oni nie mogą normalnie pogadać?
-No wiesz, teraz to już się im nawet nie dziwię. Ich relacje nigdy nie były specjalnie proste, a po czymś takim przecież może się jeszcze bardziej poplątać.
Spojrzałem się na nią zdziwiony.
-A co się stało?
Reakcja Alicji utwierdziła mnie w przekonaniu, że coś większego mnie ominęło. Richards zatrzymała się nagle i zakryła usta dłonią.
-Alicja!
-Nie, nic się nie stało... - wyjąkała, spuszczając spojrzenie - Chodźmy do zamku, zobacz jak leje.
-Ali...
-James, proszę cię... Plotę głupoty, od rana jestem cała w nerwach...
Spojrzałem się na nią twardo. Nie zamierzałem ustąpić. Jej wymówki utwierdzały mnie w przekonaniu, że to nie coś co można zbagatelizować.
-Merlinie... - jęknęła - Wyrwało mi się, ja nawet nie wiem czy to prawda, nie powinnam była...
-Al, gadaj, co się stało.
-Wiem to z drugiej ręki, właściwie to wcale nie powinnam była tego wiedzieć, tylko usłyszałam... nawet nie wiem czy to prawda, ale myślałam, że wiesz, chociaż to nie takie dziwne, że nic nie słyszałeś. Mogłeś się nieźle wkurzyć... - zaczęła się plątać.
-Godryku, powiedz po prostu o co chodzi!
-No dobra, ale błagam, nie bądź zły. To już i tak stare dzieje. Z rok temu, albo i więcej, Syriusz i Dorcas mieli taki mały incydent. Pewnie i tak to nic nie znaczyło... - zaczęła typowy wstęp, mający mnie zmiękczyć, ale kiedy zobaczyła moją minę, westchnęła ponuro i szepnęła - No całowali się.
-Że co?! - zawołałem, kiedy dotarło do mnie co mi powiedziała.
Alicja ukryła twarz w dłoniach.
-Przepraszam - pisnęła.
-To przecież niemożliwe. Obiecał mi, że...
-James, serio, nie warto się tym przejmować...
-Idź do zamku, Al! - warknąłem, czując jak złość we mnie buzuje. Jak mógł mnie tak okłamać? Ponoć był moim najlepszym kumplem. A prosiłem go tylko o jedno.
Stałem w strugach deszczu, dysząc głośno ze złości. Daleko za mną na błoniach zobaczyłem Black'a, który akurat wychodził ze szklarni po egzaminie. Alicja podążyła za moim spojrzeniem. Ruszyłem w stronę Syriusza, zaciskając mocno pięści.
-Nie, nie, nie... co ty chcesz zrobić?! - usłyszałem jeszcze krzyk Alicji.
-Idź do zamku!
Rzuciłem się biegiem w dół zbocza. Syriusz szedł z pochyloną głową, ale kiedy w końcu mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko i rozłożył ręce na powitanie. Zaczął coś mówić, ale nie usłyszałem. Po prostu podbiegłem do niego i walnąłem go pięścią w twarz tak, że zachwiał się i mało brakowało, a runąłby do tyłu.
-Co do...
-Całowałeś się z nią?! - krzyknąłem, chociaż stał mniej niż metr ode mnie.
-Z Lily? Zwariowałeś?! - wysapał, łapiąc się za twarz.
-Z Dorcas! Mówiłeś, że jej nie dotknąłeś!
Syriusz zrobił wielkie oczy.
-No mówiłem...
-Kłamałeś! Cholera, Syriusz! Jak mogłeś? - wydarłem się. Ledwo się powstrzymywałem przed kolejnym ciosem.
-Naprawdę spodziewałeś się, że bym ci wtedy coś powiedział? Jak byś wtedy zareagował?!
-To lepsze niż kłamstwa. Syriusz, jesteś moim kumplem, masz teraz idealną okazję. Lepiej powiedz wszystko teraz. Powiedz, że to był tylko jeden raz, że byliście pijani, naćpani, albo że to był chociaż jakiś durny zakład!
Syriusz westchnął i spojrzał się na mnie w sposób, który nie zostawiał wątpliwości. Pokręciłem głową, patrząc się mu prosto w oczy. Cholera, tego było za wiele.
-Może powiesz mi jeszcze, że się z nią przespałeś! - prychnąłem.
-Nie, Godryku, nie! Bez przesady.
Ale skąd mogłem wiedzieć, że teraz nie kłamał?
-Bez przesady... ile razy?
-Czy ja wiem? Cholera, James, w większości byliśmy jednak pijani.
Nadal miałem ochotę jeszcze raz go walnąć. Przetwarzałem w głowie wszystkie potencjalne sytuacje, kiedy to mogło się stać, a on patrząc mi prosto w oczy kłamał.
-Wtedy kiedy zerwała z Jasperem... mówiłeś że była w ręczniku...
-Słuchaj, jeśli o to ci chodzi, to nie zamierzam ci opowiadać o wrażeniach.
-Bardzo śmieszne, a ona?
-Co z nią?
-Jak ona to znosi?
-Meadowes? Jakoś nie narzekała - zaśmiał się, ale widząc moją minę spoważniał.
-Wiesz jakie mamy relacje...
-To moja siostra! - warknąłem, nie mogąc uwierzyć w to, czego się dowiedziałem.
-Nie James! To nie jest twoja siostra! Zależy ci na niej, rozumiem to, ale musisz przestać obchodzić się z nią jak z jajkiem! Potrafi się sama obronić, a ja jej do niczego nie zmuszałem! To działa w dwie strony! Może zastanów się, czemu ona ci nie powiedziała.
-Myślisz tylko o sobie. - warknąłem i ruszyłem z powrotem do zamku. Naprawdę nie chciałem dłużej na niego patrzeć.




Syriusz:
Wiedziałem, że nie ma sensu teraz za nim iść. Był wściekły i rozumiałem go. Naprawdę nie chciałem go okłamywać, ale doskonale widziałem, jaka będzie jego reakcja. To, że przywalił mi w twarz bolało najmniej. Miałem nadzieję, że kłótnia nie zniszczy nam przyjaźni.
W końcu i ja poszedłem do zamku. Kiedy dotarłem do Pokoju Wspólnego przebrałem się w suche ubrania i wysłuchałem radosnych wieści Petera o tym, że Dumbledore obiecał super trudnymi zaklęciami poprawić dla nas pogodę. W tym momencie jednak mało mnie to obchodziło. Zastanawiałem się, kiedy będzie dobry moment na to, żeby znowu porozmawiać z Jamesem.
Kiedy przechodziłem obok dormitorium dziewczyn, zza uchylonych drzwi, usłyszałem głos Meaodwes. Nie miałem najmniejszej ochoty, żeby się na nią patrzeć, w końcu to była też jej wina. Czemu James tylko na mnie się wściekał? Wiem, że to ja złamałem obietnicę, ale przecież Meadowes też nie była taka znowu bez winy. Mimo wszystko coś co usłyszałem w jej głosie, kazało mi się zatrzymać.
-Wiem, że to dla ciebie dużo, ale obiecuję ci, że wynagrodzę ci to jakoś. Zrobię cokolwiek będziesz chciał. - usłyszałem jej błagalny ton.
Zajrzałem przez wąską szparę między futryną i drzwiami. Widziałem jej twarz. Rozmawiała z jakimś chłopakiem, który stał do mnie tyłem i wszystko wskazywało na to, że właśnie się przed nim płaszczyła.
-No nie wiem, Dor, nie wiem... - powiedział chłopak. Miał nieprzyjemnie chropawy głos. Zupełnie jakby za pięćdziesiąt lat miał zmienić się w ohydnego starucha, który wykorzystuje nastolatki. Nie spodobało mi się to, więc choć normalnie pewnie bym sobie poszedł, to teraz zdecydowałem się zostać i trochę jeszcze posłuchać.
-Po prostu nie mam się do kogo zwrócić. - powiedziała z niezręcznym uśmiechem.



A James? No jasne, pewnie teraz byłby dla niej nieco oschły, ale raczej całą złość skierował na mnie. Poza tym była dla niego jak siostra, zawsze by jej pomógł. No i jeszcze były dziewczyny, reszta Huncwotów... no nawet ja. Przecież nie wypiąłbym się na nią, gdyby czegoś naprawdę potrzebowała. No i nagle uświadomiłem sobie coś bardzo ważnego. "Myślisz tylko o sobie". Czyżby, James?
-Dobrze, kotku, ale wiesz... o każdej porze dnia i nocy mogę na ciebie liczyć?
-Tak - odparła, spuszczając spojrzenie. Że jak? Coś ukuło mnie w środku, kiedy to zobaczyłem jak wspina się na palce, żeby pocałować tego typka w policzek. Odsunąłem się od drzwi i schowałem w ciemnej wnęce, kiedy chłopak otworzył drzwi i wyszedł. Ślizgon.
-Meadowes - powiedziałem, wchodząc do jej pokoju.
-Black, co tu robisz? - zapytała, przybierając typową rozzłoszczoną minę, jak zawsze, kiedy mnie widziała.
-No cóż, przypadkiem przechodziłem i usłyszałem...
-Przypadkiem? - zrobiła zirytowaną minę.
-Nie złość się, po prostu... no nazwijmy to troską.
-Troską o mnie? Ty troszczysz się o mnie? Dobrze zrozumiałam?
-Meadowes, nie łap mnie za słówka. Usłyszałem co usłyszałem i chcę wiedzieć o co chodzi.
-No tak, jeśli Syriusz Black czegoś chce, to o zawsze dostaje.
-Zgadza się. - powiedziałem, ciesząc się, że też tak to widzi.
Dorcas zawahała się, widziałem, że robiła dobrą minę do złej gry. W końcu się złamała i powiedziała:
-Szkoła się kończy. Nie mam już rodziców, Śmierciożercy o to zadbali. Rodzice Cormorana też nie żyją... ale co cię to może obchodzić, przecież nawet nie znasz mnie, nie masz pojęcia kim jest Corm, nie wiesz jak to jest być sierotą, jak dosłownie nie mieć domu, ani pieniędzy. Być zupełnie samemu na świecie... - Złamał jej się głos. Odetchnęła ciężko i powiedziała ciszej:
-To była moja ostatnia szansa i zamierzam z niej skorzystać - wskazała na drzwi, jakby tamten chłopak nadal tam stał.
-I co? Dasz się mu wykorzystywać? W zamian za co? Pieniądze?
-Potrzebuję pomocy. Ale Black, nikt nie może wiedzieć. Już i tak jestem ciężarem dla James'a i jego rodziców. Wiem, że by mi pomogli, ale nie chcę litości. Chcę to załatwić sama.
-James i tak by mnie nie wysłuchał. - powiedziałem gorzko, a gdy Dorcas spojrzała się na mnie zdziwiona, dodałem:
-Dowiedział się o wszystkim. O pocałunku.
Zamarła. Patrzyła się na mnie przez chwilę w niemym szoku, po czym usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach.
-Pięknie - wymruczała.
-Meadowes, dlaczego nie zwróciłaś się z tym do mnie? Mam pieniądze. Dużo pieniędzy.



-Pieniądze. Nie chodzi tylko o to. - prychnęła, a ja nie wiem czemu, ale poczułem się jakby uderzyła mnie mocniej niż James.
-A ty byś poprosił mnie, o pomoc, gdyby tu chodziło o ciebie? - zapytała.
-Nie.
-No właśnie.
-Ale ja już wiem, nie musisz się mnie o nic prosić, bo ja sam daję ci te pieniądze. Nie masz wyboru. No i zabraniam ci iść gdziekolwiek z tym fiutem.
-Pieniądze nie rozwiązują wszystkiego! Nie chodzi mi tylko o nie!
-To o co? Co on ma, czego ja nie mogę ci dać?
-On... zna ludzi. A ja chciałabym po powrocie do Doliny w końcu poczuć się bezpiecznie. Zapomnieć o tym, jak Mroczny Znak wisiał nad domem. Nie martwić się, że to co spotkało moich rodziców może spotkać też mnie. Nadal ich widzę. Ich ciała... - wyszeptała. Przykucnąłem obok niej i wziąłem ją za ręce.
-Będzie dobrze. Nic ci się nie stanie.
Spojrzała się na mnie zaczerwienionymi oczami. Chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami a potem pociągnęła ostatni raz nosem i wstała.
-Pamiętaj, żeby nikomu o tym nie mówić. - powiedziała.
-Skarbie, twój sekret jest ze mną bezpieczny - uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem do wyjścia. Co za dzień. Miałem zamiar pójść na to cholerną imprezę i upić się tanim piwem, żeby już oszczędzić sobie tych dramatów.
-Black... - usłyszałem już z jedną nogą za drzwiami. Odwróciłem się, unosząc wysoko brwi. Czyżby właśnie chciała mi podziękować?
-W sumie to nic - powiedziała, a dla mnie wszystko wróciło do normy.

 
Lily:
Szłam korytarzem, a na ramieniu kołysała mi się torba z wszystkimi niezbędnymi do plażowania rzeczami. James trzymał mnie za rękę i głaskał delikatnie kciukiem po wierzchu dłoni. W końcu było po egzaminach, a ja czułam w sercu niesamowitą ulgę.
Nagle usłyszałam, jak ktoś za nami biegnie. Kiedy się odwróciła, zobaczyłam Dorcas. Uśmiechnęłam się do niej promiennie, ciesząc się, że udało nam się złapać jeszcze przed wyjściem z zamku. Jednak poza mną ani James ani Dorcas się nie uśmiechali. Ona rzucała mu niepewne spojrzenia a on unikał jej wzroku.
-Coś się stało? - zapytałam, patrząc się to na jedno, to na drugie.
-Nie - powiedzieli jednocześnie. Uniosłam brwi. Ani trochę im nie wierzyłam.
-Zachowujecie się co najmniej dziwnie...
-Nie wiem o co ci chodzi, wszystko z nami w porządku. - mruknęła niemrawo Dorcas, nadal spoglądając na James'a, jak na bombę która może w każdej chwili wybuchnąć.
-Taaaak, wszystko zupełnie w porządku. Ale jak tam sobie chcecie. Ja jestem już w wakacyjnym nastroju i wam radzę to samo.

image

-Lily, przerażasz mnie - zaśmiała się nerwowo Dor. Pokręciłam głową i powtórzyłam:
-Jak sobie chcecie.
-Dobra, ruszmy się stąd, bo cała impreza minie nam koło nosa - powiedział James i powoli ruszyliśmy w stronę jeziora.







Linki:
  • http://rpgifhelper.tumblr.com/post/34859664967/ben-barnes-gifs
  • http://themanicheart-resources.tumblr.com/post/27743401213/leighton-meester-gifs
  • http://gifhunterress.tumblr.com/post/68868037281/jamie-bell-gif-hunt-70-please-likereblog-if
  • http://cake-rpc.tumblr.com/post/27349844754/amanda-seyfried-a-decent-gif-hunt-pt-1
  • https://tenor.com/view/andrew-garfield-salute-gif-4762862
  • http://hqgifhunts.tumblr.com/post/73791373016/holland-roden-gif-hunt-under-the-cut-youll-find
  • http://danysalternate.tumblr.com/post/25386779391/aaron-johnson-gifs
  • http://weheartit.com/entry/195525169/in-set/101770481-black-and-white?context_user=ellievm&page=5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz