wtorek, 26 lipca 2016

rozdział 50

James:
Od zamieszek w Dolinie Godryka minęły już dwa tygodnie. Od tamtej pory Dorcas mieszkała z nami. Mama stała się stanowczo za bardzo nadopiekuńcza i bała się o całą naszą trójkę, jak tylko wychodziliśmy z domu. Często łapałem Dor, kiedy rzucała w moją stronę zaciekawione spojrzenie, ale nie odważyła się zapytać. I bardzo dobrze. Nie miałem ochoty na wyjaśnianie, jak to się stało, że byłem animagiem.
Cały czas pochłaniały mnie misje dla Zakonu, chociaż ojciec też brał w tym udział, to mama za każdym razem próbowała wybić mi to z głowy. "Jesteś za młody na wojnę" powtarzała przy każdej okazji, ale nie słuchałem. To co stało się dwa tygodnie temu, jeszcze bardziej mnie zahartowało do walki.
Przez nasz dom często przewijali się członkowie Zakonu. Przynosili dobre i złe wieści, codziennie przy kolacji pojawiały się jakieś nowe twarze.
W końcu wyjechał Syriusz. Razem z Frank'iem pojechali na super tajną misję, która była zarazem egzaminem na aurorów. Wszyscy pojechaliśmy na dworzec, żeby ich pożegnać, Alicja i Frank przechodzili wyjątkowo ciężkie chwile, nie chcieli się rozstać, ale co można było poradzić?
Syriusz za to pożegnał się z nami w wyjątkowo optymistyczny sposób, właściwie zmieniając całą wojnę ze Śmierciożercami w żart. Cały Łapa, oni chcieli go zabić, a on śmiał im się w twarz.


Alicja:
Czas wlókł się niemiłosiernie, dni zamieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące, w końcu wakacje też się skończyły, a ja ciągle wisiałam zawieszona w pustce. Ani towarzystwo dziewczyn, ani zadania od Zakonu Feniksa nie poprawiały mi humoru. Skupiałam się tylko na tym, że po kilku miesiącach nadal nie dostałam żadnej wiadomości, ani listu, ani zdjęcia, ani nawet pocztówki. Skąd mogłam wiedzieć, że wszystko było z nim dobrze?
Wiedziałam, że pewnego dnia to musiało się skończyć. No i w końcu się doczekałam. Pewnego wieczora, kiedy siedziałam z Lily pogrążona we własnych myślach, sowa zapukała do okna w moim pokoju, żeby porzucić na parapecie zwinięty w rulonik list.
Szczęście uderzyło mi do głowy, kiedy czytałam list. Nie mogłam uwierzyć, że już było po wszystkim.
-Wraca! - powiedziałam, podskakując w miejscu, ogłupiała z radości. Lily uśmiechnęła się sama do siebie.
Wybiegłyśmy przed dom i łapiąc się za ręce, teleportowałyśmy się prosto do...
Parking podziemny - klasyka gatunku, pomyślałam, rozglądając się po opuszczonym pomieszczeniu. Romantyczniej się chyba nie dało.
Wokół nas zaczęło się pojawiać dużo osób: rodziny z dziećmi, samotne żony i cała nasza ekipa. Dziewczyny wzięły mnie za ręce i razem czekałyśmy na pojawienie się... no właśnie, nawet nie wiedziałam, kogo powinnam się spodziewać.
Ale w końcu z charakterystycznym trzaskiem dookoła zaczęli zjawiać się mężczyźni w wojskowych mundurach, których z okrzykami radości witały ich rodziny.
Ciągle wypatrywałam Frank'a, najpierw jednak zjawił się Syriusz. Huncwoci podbiegli do niego ze śmiechem i zaczęli robić dziwne męskie wygłupy, takie jak boksowanie się i dla zabawy. Jakoś nie mogłam tego pojąć. Co za dzieciuchy, pomyślałam.
Dziewczyny zostały ze mną, ograniczając się do pomachania Black'owi. Denerwowałam się.
Nagle Mary ścisnęła mnie mocniej za rękę i z uśmiechem wskazała na coś głową. Podążyłam za jej spojrzeniem i w pierwszej chwili zamarłam. Przez ułamek sekundy nie wiedziałam co robić.
Była to scena rodem z mugolskiej komedii romantycznej, kiedy dziewczyna w spowolnionym tempie biegnie do miłości swojego życia. Nie sądziłam, że to kiedykolwiek zdarzy się mi, ale właśnie w tamtej chwili tak było.
Wpadłam w jego ramiona i zatopiłam się. W jego zapachu, w jego dotyku... uniósł mnie do góry i obrócił się dookoła własnej osi. Byłam z nim. W końcu.



Postawił mnie na ziemi, a ja schowałam twarz w dłoniach, bo nie chciałam, żeby widział moje łzy. Nagle na parkingu zaległa głucha cisza, jakby cały tłum wyparował. Otworzyłam oczy i zamarłam.
-Alicjo Margaery Richards - zaczął, klęcząc przede mną z poważną miną - po raz kolejny przekonałem się, że nie mogę bez ciebie żyć. Miesiące bez ciebie były udręką i nie chcę być z dala od ciebie ani jeden dzień więcej. Dlatego, proszę, zrób mi ten zaszczyt i zostań moją żoną.
-Jest wojna... - powiedziałam najgłupszą rzecz, jaka mogła mi przyjść do głowy. Dlaczego, Al? Dlaczego?! Frank uśmiechnął się.
-Zgadza się - odpowiedział spokojnie, jakby spodziewał się tego typu głupich tekstów - Nie wiemy co może być jutro, ale jestem pewien, że ostatni dzień życia chciałbym spędzić z tobą.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wpatrywałam się w niego, chłonąc każdą sekundę tej chwili, a nawet ten opuszczony parking wydał mi się najbardziej romantycznym miejscem na świecie. Czułam się, jakbym nie widziała go od lat, wiedziałam, że choć to było zaledwie parę miesięcy, nie mogłam tego znowu przechodzić. Tylko jedna odpowiedź pojawiła się w mojej głowie i nie było mowy, żeby powiedzieć cokolwiek innego.
-Tak.


Syriusz:
Rozległy się okrzyki, oklaski, wiwaty. Żołnierze wyrzucili czapki w górę, a ja na cześć Frank'a i Alicji wygrzebałem z kieszeni ostatniego papierosa i zapaliłem, delektując się tą chwilą. Nie mogłem klaskać, ręka na temblaku okropnie mnie bolała, więc wolałem stać wśród tłumów i w spokoju palić. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Dobrze, że Frank w końcu zmądrzał. Miałem szczerze dość przekonywania go, że to dobra decyzja.

the point of this easy virtue gif

***

Do domu Potter'ów pierwsza teleportowała się Dorcas, James wysłał ją, żeby przekazała jego rodzicom, że udało mi się wrócić i żeby mogli przygotować dla mnie pokój. Po paru minutach, kiedy kolejny raz złożyliśmy życzenia przyszłym państwu Longbottom, przeniosłem się z Rogaczem na obrzeża Doliny Godryka. Gdy w końcu dotarliśmy do domu Potter'ów, zastaliśmy Dorcas siedzącą w samotności na ganku.
-Dorcas? Dlaczego siedzisz tu w ciemnościach? - zapytał James i zataczając pętlę różdżką, mruknął - Lumos.
Dopiero wtedy zauważyłem, jak dziwną miała minę. Patrzyła się na mnie ze strachem i żalem.
-Syriusz, ja... - zaczęła drżącym głosem - Tak mi przykro...
Zmarszczyłem brwi. Dosłownie piętnaście minut temu widziałem ją śmiejącą się z dziewczynami, a teraz? Torba podróżna ciążyła mi na obolałym ramieniu. Rzuciłem ją na ziemię i podszedłem do Dorcas.
-O co chodzi? Co to jest? - zapytałem, kiedy zobaczyłem, że ściskała w ręku jakiś list.
-To do ciebie - podała mi rozpieczętowaną kopertę - Nie wiedziałam, nie było zaadresowane...
Wyciągnąłem ze środka krótki list, czując, że to nie mogą być dobre wieści. Tak. Po chwili już nic nie miało dla mnie znaczenia. Ani strach na twarzy Meadowes, ani ciekawość James'a.
Wszystko jakby zamarło, a coś ciężkiego spadło na dno mojego żołądka. Słyszałem, dudniące w uszach, bicie mojego serca i tylko słowa z listu odtwarzały się ciągle i ciągle w mojej głowie.




Linki:

  • http://a-boy-smoker.tumblr.com/
  • http://wifflegif.com/gifs/search?page=16&q=ben+barnes&utf8=%E2%9C%93

3 komentarze: