Rozejrzałam się po ogrodzie, ani trochę się nie zmienił, odkąd mieszkałam w Dolinie Godryka z rodzicami. Spojrzałam się na niebo i jakby to było chwilę temu, oczami wyobraźni ujrzałam neonowo zieloną czaszkę, wiszącą nad domem. Pamiętam, jak wtedy wróciłam do domu. Wyszłam tylko na chwilę, nie było mnie może dziesięć minut, a moje życie kompletnie się zmieniło. Wystarczyło tylko tyle.
-Dor - usłyszałam za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam James'a, który stał przede mną z tacą zapełnioną ciastkami.
-W porządku? - zapytał, patrząc czujnie.
-Oczywiście. Co to? - szybko zmieniłam temat, wskazując na tacę. James postawił ją na stole i usiadł na trawie.
-Od mamy - mruknął niechętnie - Kiedy przyjdą?
-Powinni już być. - powiedziałam w chwili, kiedy na ulicy pojawiło się parę osób, które głośno rozmawiając, przelazły przez płot.
-Czołem! - zawołał Remus, podając rękę James'owi.
-Nie spieszyliście się - mruknął Potter, mierząc Syriusza chłodnym spojrzeniem.
Kiedy usiedliśmy wszyscy na trawie przy stole, podniosłam w górę szklankę z sokiem dyniowym i zawołałam:
Kiedy usiedliśmy wszyscy na trawie przy stole, podniosłam w górę szklankę z sokiem dyniowym i zawołałam:
-Za wakacje!
Reszta też wzniosła toast i wspólnie uznaliśmy, że tegoroczne wakacje się rozpoczęły.
***
Zapadła noc, wszyscy się pożegnali i porozchodzili do domów. Zebrałam ze stołu talerze i poszłam do kuchni. Zakasałam rękawy i zabrałam się do zmywania. Tak jak mama robiłam to mugolskim sposobem. Gdy byłam mała, lubiłam obserwować ją w kuchni. Zadrżały mi ręce i upuściłam talerz, który z trzaskiem rozbił się na podłodze. Odskoczyłam zaskoczona, zakrywając usta ręką.
-Co się stało? - do kuchni przez otwarte okno wskoczył James, rozglądając się czujnie po pomieszczeniu. - A to tylko tale...
Poczułam łzy spływające po policzkach i nagle cała zaczęłam się trząść w niekontrolowany sposób. James spojrzał się na mnie zdziwiony. Zeskoczył z blatu i jednym krokiem znalazł się przy mnie.
Trzymał mnie mocno, a kiedy płakałam i trzęsłam się w jego ramionach, on mówił szeptem kojące słowa. Za dużo było dzisiaj wspomnień. Cały ten dom był nimi przesiąknięty i bałam się, że już nigdy nie będę mogła być w nim szczęśliwa. W Hogwarcie łatwo było mi zapomnieć o bólu i stracie. Tutaj każdy pokój i każdy przedmiot przypominały mi o tym, co już się skończyło. Sypialnia rodziców była szczelnie zamknięta zaklęciem. Nie chciałam do niej wchodzić.
-Słuchajcie, zostawiłem.... - do kuchni nagle wkroczył Syriusz. Odskoczyłam od James'a i odwróciłam się, żeby wytrzeć łzy z twarzy. Nie chciałam, żeby widział mnie w takim momencie.
-Too, czego szukasz? - zapytał James, przerywając niezręczną niszę.
-Kurtki. Szukam kurtki - powiedział Black, a kiedy się odwróciłam, wlepił we mnie spojrzenie. Wiedziałam, że pewnie cała byłam w plamach od płaczu, a rozmazany makijaż spłynął mi na policzki.
-Sprawdziłeś w ogrodzie? - zapytałam lekko zachrypniętym głosem.
Syriusz wyszedł na chwilę, a James spojrzał się na mnie wymownie.
-Co? - zapytałam, nie chcąc zaczynać teraz tej rozmowy. Jamie pokręcił głową.
-Dobra, mam. Dzięki. - powiedział Syriusz, gdy znowu pojawił się w kuchni.
-Ma ktoś ochotę na coś mocniejszego? - zapytał James i nie czekając na odpowiedź wybiegł z domu. Czułam się niezręcznie w obecności Syriusza. Zapadła ciężka cisza. Mierzyliśmy się spojrzeniami, każde z nas zanurzone głęboko we własnych myślach. Na szczęście nie trzeba było długo czekać na James'a. Szybko wrócił, niosąc do pełną w połowie butelkę Ognistej.
Spojrzałam się na niego zdziwiona, nie mogłam uwierzyć, że trzymał to w domu, gdzie pani Potter patrolowała każdy kąt.
-Wiem gdzie ojciec trzyma zapasy - powiedział do mnie, jakby czytając w moich myślach - O właśnie, Łapo, póki pamiętam. Mama ciągle pyta, czy zostajesz u nas przez ten tydzień?
Syriusz skinął głową i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
Syriusz skinął głową i wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów.
Wyjęłam trzy szklanki, James rozlał nam po trochu bursztynowego trunku i zaczęło się nasze prywatne posiedzenie.
Frank:
Zapukałem do drzwi, a za mleczną szybą wkrótce pojawił się zarys postaci. Usłyszałem drżące 'kto tam?', a gdy szepnąłem swoje imię, drzwi się otworzyły, a w moje ramiona wpadła Alicja.
-Przestraszyłeś mnie - powiedziała, trzymając mnie mocno w ramionach.
-Powinnaś bardziej uważać - odparłem, głaszcząc ją po włosach. Weszliśmy do środka, nadal sklejeni w uścisku. Zamknąłem kopniakiem drzwi i powiedziałem:
-Alicja, muszę ci coś powiedzieć. - szepnąłem w jej włosy.
Weszliśmy po schodach do jej pokoju.
-Mam coś dla ciebie - powiedziałem, sięgając do kieszeni. Wyciągnąłem list, Ali porwała go szybko, dobrze rozpoznając pismo Dumbledore'a i rozerwała kopertę. Widziałem, jak chłonęła linijkę po linijce, żeby na koniec spojrzeć się na mnie wielkimi oczami i powiedzieć:
-To niesamowite, Frank, mam misję, tutaj, w Londynie...
-Nie mów mi, nie powinienem za dużo wiedzieć. - odparłem szybko, wstając. Zacząłem przechadzać się w tą i z powrotem po pokoju. Nie wiedziałem, jak jej to powiedzieć...
-Coś się stało? - zapytała zbita z tropu.
-Ja... też dostałem misję, Al. Wyjeżdżam.
-Kiedy? - zapytała, otwierając jeszcze szerzej oczy.
Zawahałem się.
-Za tydzień.
Alicja zamarła, z wbitym we mnie oskarżającym wzrokiem.
-Posłuchaj, to nie moja decyzja, Zakon dał mi taką...
Alicja zmięła swój list w kulkę i cisnęła nią we mnie.
-Przecież się zgodziłaś.
Zacisnęła wargi w jedną wąską kreskę, a ja już wiedziałem, że jej nie przekonam. Ona była zbyt uparta.
-Pamiętaj - zacząłem, czując, że to może być nasze pożegnanie - pamiętaj, że cię kocham, Al.
Zadrżała jej broda. Nie chciałem widzieć, jak płacze. Skierowałem się w stronę drzwi, tuż przed wyjściem odwróciłem się przez ramię i ostatni raz spojrzałem się na nią, zanim zamknęła drzwi.
Mary:
Robiłam sobie herbatę, cała moja rodzina już spała, ale ja nie mogłam zasnąć przez burzę szalejącą za oknem. Deszcz zaciekle siekł w szyby, w oddali słychać było grzmoty.
Zadzwonił telefon, podskoczyłam przestraszona i głęboko odetchnęłam, żeby się uspokoić.
-Halo? - powiedziałam w słuchawkę drżącym głosem.
-Mary, co słychać? - usłyszałam głos Lily. Mówiła szeptem, więc przez huki na dworze bardzo źle ją słyszałam.
-Co? A tak, w porządku, tylko ta burza... - powiedziałam z nerwowym śmiechem. Przycisnęłam komórkę mocniej do ucha i zamieszałam herbatę łyżeczką.
Mary:
Robiłam sobie herbatę, cała moja rodzina już spała, ale ja nie mogłam zasnąć przez burzę szalejącą za oknem. Deszcz zaciekle siekł w szyby, w oddali słychać było grzmoty.
Zadzwonił telefon, podskoczyłam przestraszona i głęboko odetchnęłam, żeby się uspokoić.
-Halo? - powiedziałam w słuchawkę drżącym głosem.
-Mary, co słychać? - usłyszałam głos Lily. Mówiła szeptem, więc przez huki na dworze bardzo źle ją słyszałam.
-Co? A tak, w porządku, tylko ta burza... - powiedziałam z nerwowym śmiechem. Przycisnęłam komórkę mocniej do ucha i zamieszałam herbatę łyżeczką.
-A co u ciebie? Czemu szepczesz? - zapytałam, przyciskając telefon do ucha ramieniem. Wzięłam w obie dłonie kubek i poszłam usiąść na kanapie.
-Możesz przyjechać do Alicji?
-Jest środek nocy...
-Sytuacja kryzysowa - powiedziała krótko. Upiłam spory łyk herbaty i odstawiłam ją na stolik.
-Dobra, zaraz będę, powiedz mi tylko o co chodzi.
-Dowiesz się wszystkiego, jak przyjedziesz, o Dor już jest. Słuchaj muszę kończyć, czekamy na ciebie.
Rozłączyła się. Wstałam i zamknęłam szczelnie drzwi do salonu, żeby rodzice się nie obudzili, kiedy będę się teleportować. Miałabym straszne kłopoty, gdyby się dowiedzieli, że zniknęłam w środku nocy.
-Możesz przyjechać do Alicji?
-Jest środek nocy...
-Sytuacja kryzysowa - powiedziała krótko. Upiłam spory łyk herbaty i odstawiłam ją na stolik.
-Dobra, zaraz będę, powiedz mi tylko o co chodzi.
-Dowiesz się wszystkiego, jak przyjedziesz, o Dor już jest. Słuchaj muszę kończyć, czekamy na ciebie.
Rozłączyła się. Wstałam i zamknęłam szczelnie drzwi do salonu, żeby rodzice się nie obudzili, kiedy będę się teleportować. Miałabym straszne kłopoty, gdyby się dowiedzieli, że zniknęłam w środku nocy.
***
-Dobrze, że jesteś, właśnie wychodzimy - powiedziała Dor, uśmiechając się do mnie bezradnie. Podtrzymywała ramieniem Alicję, która ze spuszczoną głową bezwładnie się o nią opierała.
Nie wiedziałam, o co mam się zapytać, więc po prostu złapałam je za ręce i przeniosłam się na zatłoczoną ulicę Londynu.
-Gdzie idziemy? - zapytałam, przeciskając się z nimi przez tłum.
-Do klubu! - zawołała Alicja ze śmiechem. Nic z tego nie rozumiałam! Dlaczego ni stąd ni zowąd zabierałyśmy wyraźnie pijaną Alicję na nocną balangę?
Lily i Dorcas wymieniały zmęczone spojrzenia, żadna z nich raczej nie miała ochoty na takie eskapady. Trafiłyśmy do jakiegoś baru w centrum. Było w nim tłoczno i głośno, ledwo udało nam się znaleźć jakieś miejsca.
-Dziewczyny, o co chodzi? - zapytałam w końcu, kiedy barman przyniósł nam po drinku.
-Frank mnie zostawił - jęknęła Alicja, a ja wytrzeszczyłam na nią oczy.
-Nie gadaj głupot, Ali. Frank cię wcale nie zostawił. Wróci zanim się obejrzysz. - powiedziała poważnie Dorcas.
-Frank dostał misje - szepnęła potem mi na ucho. Zmarszczyłam brwi. Czy to nie było do przewidzenia, że razem ze wstąpieniem do zakonu, czasem trzeba będzie się czymś zająć?
-Nie możesz być tego pewna! To zbyt niebezpieczne. Na pewno nie wróci - załkała Ali, a Lily mocno objęła ją ramionami.
-Zobacz, co dla ciebie mam - powiedziała Evans, zakładając Alicji na głowę plastikową koronę, pamiętasz, jak Frank ci ją dał?
Razem z Dorcas patrzyłyśmy się na to, zastanawiając się, czy to raczej poprawi czy pogorszy humor Alicji. Lily rzuciła nam pełne desperacji spojrzenie.
-To była nasza pierwsza prawdziwa randka - westchnęła Al, zanurzając usta w drinku.
Szybko opróżniła kieliszek, po czym westchnęła głęboko i powiedziała filozoficznie:
-Są ludzie, których możesz kochać, tylko kiedy jesteście oddzielnie.
Dorcas:
Odprowadziłyśmy Alicję do domu, skradając się na palcach po schodach do jej pokoju. Chwilę po tym, jak położyłyśmy ją do łóżka, zasnęła ze łzami zaschniętymi w długich strużkach na policzkach.
Teleportowałam się na obrzeża Doliny Godryka, dzisiaj rano ogłoszono blokadę teleportacyjną nałożoną na całe miasto. Musiałam iść piechotą ładny kawał.
Od domu dzieliło mnie już tylko kilka ulic, kiedy nagle zza mieszkania, obok którego przechodziłam, usłyszałam przeraźliwy huk i jakiś męski twardy głos, który rozdzierającym głosem wykrzykiwał zaklęcia.
Wyjęłam z kieszeni różdżkę i ostrożnie wyjrzałam za róg.
Wstrzymałam oddech. Dom naprzeciwko mnie stał w ogniu, jacyś ludzie dookoła biegali, machając różdżkami, a czarodzieje z sąsiedztwa uciekali ze swoich domów z przerażeniem w oczach, ubrani w szlafroki i kapcie, trzymając za ręce małe dzieci.
Przycisnęłam plecy do ściany, zacisnęłam palce na różdżce. Modląc się o jak najwięcej odwagi, wybiegłam na ulicę, celując w zamaskowanych czarodziejów.
Powaliłam jednego na ziemię, adrenalina prowadziła moje myśli i pewną rękę tak, że nie wahałam się rzucać trudniejszych zaklęć. Ale nie dało się walczyć ze wszystkimi. Nagle mocne uderzenie w plecy pozbawiło mnie tchu. Upadłam do tyłu i nie mogłam się ruszyć. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a różdżka wypadła mi z ręki.
Pierwsze co do mnie dotarło, to mocne szarpnięcie do góry i czyjś głos krzyczący moje imię. Dochodził do mnie jakby przez grubą warstwę nicości.
-Dorcas, wstawaj, proszę cię! Dorcas!
Otworzyłam oczy. Bolało mnie całe ciało i nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Cała odwaga jaką miałam natychmiast mnie opuściła, kiedy zobaczyłam zamieszanie dookoła nas.
Na ulicy było mnóstwo ludzi, dużo więcej niż wcześniej. Biegali we wszystkie strony, krzyczeli coś, a kolejny dom stał w ogniu. Spojrzałam się w górę, James leżał obok, podtrzymując mnie na ramieniu. Harmider dookoła zagłuszał jego słowa.
-Już dobrze, możesz wstać? Pomogę ci - usłyszałam szept James'a tuż koło mojego ucha. Zaraz potem poczułam jak bierze mnie na ręce.
Zarzucił na nas swoja pelerynę niewidkę i zaczął biec, wymijając przerażonych ludzi. Tłum był gęsty, ludzie biegali w panice bez ładu i składu. Nie rozumiałam co się stało, bałam się coraz bardziej.
-Za wolno - usłyszałam szept James'a. Postawił mnie na ziemi i spojrzał się na mnie uważnie, jakby oceniając mój stan.
-Przyśpieszymy trochę, tylko trzymaj się mocno - powiedział i zanim zdążyłam mu zadać pytanie...
Oczom nie mogłam uwierzyć, to było... nie wiedziałam, co powiedzieć, bo zamiast James'a pod peleryną niewidką stał naturalnych rozmiarów jeleń. Przestraszyłam się nie na żarty. Merlinie, może ja jednak za mocno uderzyłam się w głowę. Jednak oczy, które się na mnie parzyły nadal należały do Potter'a.
Jeleń ugiął przednie nogi, a ja rozumiejąc o co mu chodzi wślizgnęłam się na jego grzbiet.
Popędziliśmy ulicami, a wiatr prawie zerwał z nas pelerynę. Bolało mnie całe ciało, jakbym oberwała paskudną klątwą, nie miałam na nic siły. Przylgnęłam więc tylko do szyi James'a i objęłam ją obiema rękami. Modliłam się w duchu o to, żeby udało nam się wrócić w jednym kawałku do domu.
W końcu się zatrzymaliśmy, a James przemienił się z powrotem, od razu łapiąc mnie, zanim zdążyłam spaść.
-Nic im nie mów - szepnął mi do ucha, tuż przed tym, jak wbiegł do domu wołając rodziców.
Zarzucił na nas swoja pelerynę niewidkę i zaczął biec, wymijając przerażonych ludzi. Tłum był gęsty, ludzie biegali w panice bez ładu i składu. Nie rozumiałam co się stało, bałam się coraz bardziej.
-Za wolno - usłyszałam szept James'a. Postawił mnie na ziemi i spojrzał się na mnie uważnie, jakby oceniając mój stan.
-Przyśpieszymy trochę, tylko trzymaj się mocno - powiedział i zanim zdążyłam mu zadać pytanie...
Oczom nie mogłam uwierzyć, to było... nie wiedziałam, co powiedzieć, bo zamiast James'a pod peleryną niewidką stał naturalnych rozmiarów jeleń. Przestraszyłam się nie na żarty. Merlinie, może ja jednak za mocno uderzyłam się w głowę. Jednak oczy, które się na mnie parzyły nadal należały do Potter'a.
Jeleń ugiął przednie nogi, a ja rozumiejąc o co mu chodzi wślizgnęłam się na jego grzbiet.
Popędziliśmy ulicami, a wiatr prawie zerwał z nas pelerynę. Bolało mnie całe ciało, jakbym oberwała paskudną klątwą, nie miałam na nic siły. Przylgnęłam więc tylko do szyi James'a i objęłam ją obiema rękami. Modliłam się w duchu o to, żeby udało nam się wrócić w jednym kawałku do domu.
W końcu się zatrzymaliśmy, a James przemienił się z powrotem, od razu łapiąc mnie, zanim zdążyłam spaść.
-Nic im nie mów - szepnął mi do ucha, tuż przed tym, jak wbiegł do domu wołając rodziców.
Linki:
- https://pl.pinterest.com/pin/2533343517467496/
- https://www.pinterest.ch/pin/198510296045273505/?amp_client_id=CLIENT_ID(_)&mweb_unauth_id={{default.session}}&_url=https%3A%2F%2Fwww.pinterest.ch%2Famp%2Fpin%2F198510296045273505%2F&from_amp_pin_page=true
- http://astridrps.tumblr.com/post/65188927181/gif-hunt-carey-mulligan
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz