czwartek, 31 grudnia 2015

rozdział 31

James:
Jutro występ, napisałem piosenkę, miałem dobrą muzykę i dwie zaufane osoby w zespole. Prawie każdy wieczór spędzałem na wymyślaniu tekstu, nut i planu na zemszczenie się na McGonagall. Wyglądało na to, że pójdzie dobrze.
Wyszedłem z klasy OPCM, kierując się na obiad do Wielkiej Sali, kiedy usłyszałem za sobą krzyk:
-Hej, Potter!
Odwróciłem się i zobaczyłem biegnącego w moją stronę wysokiego chłopaka.
-Znamy się?
-Fabian Prewett - powiedział z uśmiechem i uścisnął mi dłoń. Nie do końca wiedziałem czego ode mnie chciał, nie był z mojego domu, nigdy nie rozmawialiśmy, chyba nawet nie był w moim wieku.
-Słyszałem, że będziesz występował na jutrzejszej imprezie. Chciałbym się dołączyć.
-Nie sądzisz, że trochę za późno? Nie znasz materiału.
-Szybko się uczę. Serio weź mnie, przydam się. Sprout nie chciała mnie dopuścić, bo miała za dużo chętnych.
Przyjrzałem mu się sceptycznie.
-Nie wyglądasz mi na gościa rock'n'roll...



-Szczerze? Ty też nie.
Uśmiechnąłem się zadowolony.
-Po obiedzie próba, u mnie.
-Będę. - powiedział i poszedł w swoją stronę.
Obok mnie pojawiła się Dorcas i odprowadziła wzrokiem Fabiana.
-Kto to? - zapytała.
-Jakiś gość. Chce ze mną występować.
-To szybko się ogarnął. - zaśmiała się. - Ale skąd on się wziął?
-Nie mam pojęcia, po prostu do mnie podszedł, powiedział, że nazywa się Fabian Prewett i że chce ze mną występować.
-Prewett? To nie jakiś krewny Syriusza?
-Możliwe... tak czy inaczej się zgodziłem. Nie zależy mi na tym żeby jakoś szczególnie dobrze wypaść. Muszę go tylko uświadomić co do moich planów.
-Myślisz, że jest wolny? - zapytała, jakby w ogóle nie słuchała tego, co mówię.
-Nie mam pojęcia, znam go pięć minut.
-Cholernie gorący. - powiedziała, patrząc się na znikającego wśród tłumu Prewett'a, a zaraz potem roześmiała się perliście.


***

Fabian Prewett był cenną zdobyczą w moim zespole. Był serio utalentowany, od razu załapał o co chodziło w piosence, a kiedy dowiedział się, co planowaliśmy z Huncwotami, nie powiedział nic w stylu, że to dziecinne, tylko szczerze się śmiał. Oni ćwiczyli, ja próbowałem jeszcze dopracować cały scenariusz występu, zawsze w dowcipach pomagał mi Remus, ale tym razem gdzieś go wcięło, a w dormitorium byli tylko Syriusz, Peter i chłopaki z zespołu. 
Miałem blokadę twórczą, wstałem i podszedłem do Łapy. 
-Potrzebuję czegoś dla weny. - powiedziałem, a on uśmiechnął się rozbawiony i z kieszeni w marynarce wyciągnął piersiówkę. 
-Na zdrowie. 
-Dzięki - pociągnąłem i zakrztusiłem się, wypluwając połowę na Łapę. 
-Wielkie dzięki, stary! - zawołał, ściągając marynarkę i koszulę, żeby je odplamić różdżką. 
-Merlinie, co to było? - zapytałem, kiedy skończyłem kaszleć. 
-Trochę eksperymentowałem. Pomieszałem to i owo. - powiedział, piorunując spojrzeniem śmiejącego się Peter'a. 
-Więcej tego nie rób - odparłem - smakuje jak sfermentowane siki trolla. 
Poszedłem do łazienki, wypłukałem usta wodą i wróciłem do pokoju. Usiadłem, opierając się o pianino i znowu zabrałem się za obmyślanie strategii. 


***

Było mnóstwo ludzi, cały Hogwart zlazł się do Wielkiej Sali, tam gdzie zwykle stał stół nauczycieli, była scena, na którą po kolei wchodzili wykonawcy, którzy mieli lepszy lub gorszy repertuar. Moim zdaniem nikogo na sali nie obchodziło kto i co śpiewał, po prostu tańczyli, gadali i wygłupiali się. Skrzaty przygotowały przekąski, które stały na stołach przy ścianach sali, a na środku był jeden gigantyczny parkiet. 
-Panie Potter, zaraz pańska kolej - usłyszałem głos McGonagall, która wszystko nadzorowała.  
-Jasne, pani profesor. - powiedziałem i wziąłem do ręki gitarę. Kiwnąłem głową na chłopaków i wyszliśmy. 
Rozległy się oklaski, a w oczy uderzyło mnie światło reflektora. 
-Panie i panowie! Chciałbym zadedykować tą piosenkę wszystkim kobietom mojego życia, kocham was, moje piękne! - krzyknąłem i zalała mnie fala aplauzu. Najwyraźniej słychać było damskie głosy, które odkrzykiwały, że też mnie kochają. Poczułem się jak idol milionów. Jeśli do tej pory miałem jakąkolwiek tremę, to teraz nie było po niej śladu. 
Zacząłem grać, a na sali zapadła cisza. (piosenka) Wolałbym, żeby zaczęli się bawić, a nie wsłuchiwali się w każde słowo, tekst nie był jakiś bardzo ambitny. Na szczęście Dorcas jakby czytała w moich myślach i zaczęła tańczyć na samym środku, potem dołączyły do niej dziewczyny i reszta ludzi. 
W idealnie co do sekundy wyliczonym momencie mrugnąłem do Syriusza, on odczekał chwilę i wtedy zaczęło się przedstawienie. 
Najpierw zgasło światło, wszyscy zamarli, nie było nic widać, przestaliśmy grać i zaczęliśmy liczyć w myślach. Kiedy każdy zastanawiał się co się dzieje, a my doliczyliśmy do dziesięciu, jednocześnie zaczęliśmy grać i na suficie wybuchły fajerwerki, układające się w ogromne M*. 


Cała widownia zadarła głowy w górę, podziwiając naszą wizytówkę. Fajerwerki oświetliły ich zdziwione twarze, uśmiechnąłem się na widok min nauczycieli, tylko Dumbledore wyglądał na przeszczęśliwego. Widać jedynie on potrafił docenić sztukę i umiał się bawić. 
Piosenka dobiegła końca, a M zniknęło. Wszyscy zaczęli klaskać, a my ukłoniliśmy się do samej ziemi. 
Zeszliśmy ze sceny, odprowadzeni przez najgłośniejsze brawa, jakie były tego wieczoru. Natychmiast przybiegła do mnie Dorcas i rzuciła mi się na szyję. 
-Merlinie, James to było coś pięknego! - zawołała, przekrzykując brawa dla następnego zespołu, wchodzącego na scenę. 
-Dzięki Doruś, McGonagall nas zabije, ale było warto. 
-Hej, nie będzie tak źle. Dumbledore się uśmiechał, więc może tylko wywalą cię ze szkoły. - powiedziała ze śmiechem. 
-Potrafisz pocieszyć człowieka. 
-Mam nadzieję, że zaliczam się do kobiet twojego życia. 
-No jasne, jesteś na pierwszym miejscu razem z moją matką i Lily. 
-Idealnie Rogaczu idealnie - powiedział Syriusz, który pojawił się za plecami Dor. 
-Wielkie dzięki, Łapo, gdyby nie ty, byłoby to równie nudne gówno co występy ślizgonów. 


Lily: 
Dumbledore wstawił się za Huncwotami i jakoś uniknęli kary. McGonagall oczywiście strasznie się wściekła, ale to co zrobili nauczyło ją, że takie metody wychowawcze na nich nie działały. Od imprezy minęły trzy tygodnie, a Potter upomniał się o naszą randkę. No i tak wyszło, że dzisiaj wieczorem byliśmy umówieni. 
-Co założysz? - zapytała Alicja. Byłam z nią sama w pokoju, Mary i Dorcas uczyły się w bibliotece, a Ali została, żeby pomóc mi się przygotować. Sama zresztą się zaproponowała, ale skończyło się tak, że leżała na łóżku i przeglądała magazyny. 
-Nie wiem jeszcze, myślałam, żeby ubrać się zwyczajnie, wiesz jakoś na luzie. 
-Żartujesz, prawda? 


-Pamiętasz co powiedziałam w walentynki? Potter jest jednym z najlepszych chłopaków w zamku. Trzeba na nim zrobić dobre wrażenie, kiedy tylko ma się okazję.
-Jakoś mi na tym nie zależy...
-A mi tak. Jak nie dla niego, to zrób to dla mnie. - powiedziała błagalnym głosikiem, wstała i podeszła do szafy.
-Zaaaaraz... to - wyjęła sukienkę - to, to, to i może to. - powiedziała, wyciągając dodatki.
-Nieźle. Znowu zamierzasz mi pożyczać ciuchy?
-Tylko moje się do czegokolwiek nadają.



***

Czekał na mnie tak jak poprzednio - w salonie. Podeszłam do niego, a on pocałował mnie w policzek. Tak samo skończyliśmy ostatnią randkę. 
-Pięknie wyglądasz, Lily. 
-Dziękuję - poczułam jak rumieńce pojawiły się na mojej twarzy. 
Wyszliśmy przez dziurę po portrecie i zaczęliśmy przemierzać kolejne korytarze. 
-Ktoś nas może złapać, jest już po ciszy nocnej. 
-Jesteś prefektem, nikt ci nic nie może zrobić. 
-Nie mam dzisiaj patrolu. 
-Boisz się? - spojrzał się na mnie, a ja nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Nie ośmieszę się przed nim, mówiąc, że tak, ale taka prawda. Z McGonagall już miał na pieńku i oboje mielibyśmy kłopoty, gdyby nas ktoś złapał. Zwłaszcza, że dzisiaj patrole mieli ślizgoni. 
Jednak on jakby przewidział moją walkę myśli i zanim zdążyłam się odezwać, powiedział: 
-Mam coś specjalnego na tą okazję. 
Z marynarki wyciągnął jakieś zawiniątko z materiału. Kiedy je rozłożył, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. 
-Czy to.. 
-Peleryna niewidka? Dokładnie. 
-Nie pytam skąd ją masz. Ale wiesz, że... 
-Jest super rzadka i super zajebista? No jasne, że wiem. Ale musisz to zachować dla siebie, nie przydałaby mi się, gdyby wszyscy wiedzieli, że ją mam. O tym wiedzą tylko Huncwoci, Frank i Dorcas. 
-Nikomu nie powiem. 
-To świetnie. A teraz Lily, co powiesz na randkę pod gwiazdami? 
Wyszliśmy na dwór, a on wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić w stronę boiska. 
Na środku leżał koc i kilka poduszek. Zdjęliśmy pelerynę niewidkę i usiedliśmy na kocu. James położył się na plecach i spojrzał się na niebo. 
-Dziękuję, że się zgodziłaś - powiedział, nie spuszczając wzroku z gwiazd. Spojrzałam się tam gdzie on i zaparło mi dech. Kochałam niebo, kochałam gwiazdy, ale teraz było inaczej. Nie było tak jak na poprzedniej randce. Nie było wielkiej pompy, tańców i wina. Był tylko koc, zapach świeżej trawy, bezkresne niebo i my. 
-Mogłabym się tak patrzeć w nieskończoność. 
-Nie byłem pewien, czy ci się spodoba. Niektórzy nie potrafią docenić gwiazd. 
-Pamiętam, jak w czwartej klasie poszłyśmy z Dor w nocy na wierzę astronomiczną. Wytrzymałyśmy tylko pół godziny. Strasznie się bałyśmy, że nas ktoś złapie.
-No po Dor można się tego spodziewać.
-Wy macie pelerynę niewidkę. Zawsze zastanawiałam się w czym tkwi sukces Huncwotów, a tu proszę. Wcale nie jesteście tacy genialni, po prostu jesteście niewidzialni.
-Genialni też, uwierz mi. Peleryna sama by tego wszystkiego nie wymyśliła.
I jeszcze długo rozmawialiśmy i nie rozmawialiśmy. Ze zdziwieniem odkryłam, że chwile ciszy nie były wcale krępujące, wręcz przeciwnie. Oczyszczały atmosferę. Kiedy postanowiliśmy wracać, mogłam śmiało stwierdzić, że James Potter był kimś, z kim mogłabym spędzać dużo czasu. Co więcej nawet bym tego chciała.


Dorcas:
Długo czekałyśmy na powrót Lily do dormitorium. Było już grubo po północy, kiedy usłyszałyśmy charakterystyczne trzeszczenie schodów i jak oparzone zerwałyśmy się z kanapy.
-W końcu - powiedziała Alicja, odkładając na bok książkę.
-Chodźmy, tylko cicho. - Mary położyła sobie palec na ustach i wszystkie zaczęłyśmy iść na palcach w stronę drzwi.
Najostrożniej jak potrafiłam, uchyliłam drzwi tak, żeby można było zobaczyć korytarz prowadzący do dormitoriów.
Mary położyła się płasko na podłodze, ja kucnęłam koło niej, a Alicja pochyliła się tuż nad nami. Wszystkie przycisnęłyśmy twarze do drzwi i wytężyłyśmy wzrok.
-Nic nie widzę...
-Ciiii, jeszcze chwila...
I wtedy ich zobaczyłyśmy. Lily była boso, ściskając buty w ręce, oboje stali i rozmawiali szeptem. A potem stało się coś na co wszyscy czekali.






Linki:
  • http://danysalternate.tumblr.com/post/25386779391/aaron-johnson-gifs
  • http://cake-rpc.tumblr.com/post/27349844754/amanda-seyfried-a-decent-gif-hunt-pt-1
  • http://danysalternate.tumblr.com/post/25386779391/aaron-johnson-gifs
  • https://www.youtube.com/watch?v=tixG8P_D43k
  • https://www.tumblr.com/tagged/harry-potter-gif
  • http://themanicheart-resources.tumblr.com/post/27743401213/leighton-meester-gifs
  • http://tonsofgifs.tumblr.com/post/30211539887/holland-roden-gifs

*M - M od Marauders, czyli huncwotów :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz