sobota, 26 grudnia 2015

rozdział 30

Remus:
Wyciągnąłem spod łóżka sportową torbę i zacząłem wrzucać do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Kiedy skończyłem, wziąłem z szafki nocnej fiolkę z eliksirem od pielęgniarki i wypiłem go jednym łykiem. Huncwoci obserwowali mnie w milczeniu, gdy byłem gotowy, rzuciłem im krótkie spojrzenie, a oni doskonale wiedząc co robić, wstali, wzięli kurtki i wyszli za mną z dormitorium. Robiliśmy to co miesiąc, doskonale znaliśmy schemat, najpierw Wrzeszcząca Chata, potem przemiana i reszta zależała od nich. Nigdy nie pamiętałem wiele z moich wilkołaczych nocy, Syriusz i James zawsze zapewniali mnie, że było super, że w życiu się tak dobrze nie bawili, więc wyglądało na to, że traciłem dobrą zabawę. No cóż, dla mnie to nigdy zabawą nie było i podejrzewam, że nigdy nie będzie.
Już się zmienili, wyszliśmy z zamku pod peleryną, Peter jak zawsze pobiegł pierwszy i droga do Wrzeszczącej Chaty stała dla nas otworem.
Rozłożyłem na podłodze rzeczy i usiadłem na krześle, czekając na przemianę. Nie musiałem czekać długo, po kwadransie oślepił mnie koszmarny ból kości i mięśni. Krzyczałem, ale nie przynosiło to dużej ulgi. W końcu mój ludzki umysł został zagłuszony przez zwierzęcy instynkt i przestałem kojarzyć.

***

Ocknąłem się na starym łóżku we Wrzeszczącej Chacie, byłem nagi, przykryty tylko cienkim kocem, trząsłem się z zimna. Byłem sam. Wstałem, założyłem na siebie przyniesione z zamku ubrania i podszedłem do lustra. Tym razem nie było tak źle. Poza jednym, długim rozcięciem na przedramieniu, byłem właściwie cały i zdrowy. Wszystko mnie koszmarnie bolało, każdy mięsień był wciąż napięty. Zszedłem na dół i jak zwykle zastałem chłopaków w salonie, gadali, śmiali się i jedli paszteciki dyniowe, które podprowadziliśmy z kuchni specjalnie na tą okazję. 
-Cześć Rem, no i jak? Żyjesz? - zapytał James, kiedy mnie zobaczył. 
-Padam ze zmęczenia. 
-To jak, spadamy? - Syriusz podniósł się i zaczął zbierać rzeczy do torby. Peter rzucił mi pasztecika, którego z wdzięcznością przyjąłem. Umierałem z głodu. 
Zarzuciliśmy na siebie pelerynę niewidkę i wyszliśmy na dwór. Było jeszcze ciemno, choć tuż nad horyzontem było już widać cienką linię słońca. 
Bez problemów dotarliśmy do wierzy Gryffindor'u, w salonie zdjęliśmy pelerynę i kiedy chcieliśmy iść do naszego dormitorium, zatrzymał nas głos. 
-Remus? - Mary wyszła z cienia i uśmiechnęła się do mnie delikatnie. 
-Taa, to my lecimy, może złapiemy jeszcze trochę snu przed lekcjami - powiedział Łapa i cała trójka poszła na górę. 
-Cześć Mary, co tu robisz? 
-Martwiłam się trochę. Jak poszło? 
-Bez niespodzianek, zresztą jeszcze mi będą musieli opowiedzieć co robiłem. Wiesz, ja nie pamiętam dużo. Mam tylko przebłyski. 
-Jasne. A to? Co się stało? - zapytała, wskazując na długą szramę na mojej ręce. 
-Aaa wiesz, że nie wiem? 
-Powinieneś to opatrzyć. Jak chcesz, to mogę się tym zająć. - powiedziała, sięgając do kieszeni szlafroka po różdżkę. 
-Dzięki - usiedliśmy na kanapie, wyszeptała kilka zaklęć, a moja rana ładnie się zagoiła. 
-Zrobione - uśmiechnęła się i schowała różdżkę. 
-Musisz być strasznie zmęczony, nie będę już przeszkadzać. - powiedziała, wstając. 
Uśmiechnęła się do mnie jeszcze raz i zaczęła iść w stronę schodów. 
Coś mnie tknęło, bo nagle zawołałem: 
-Mary! 
Odwróciła się, a ja sam nie mając pojęcia co i dlaczego robię, podszedłem do niej i pocałowałem ją. 


Tak po prostu. I ja i ona na chwilę wstrzymaliśmy oddech. Oderwałem się od niej i nie mając pojęcia, co teraz powinienem zrobić, powiedziałem po prostu: 
-Dziękuję. 
-Proszę. - uśmiechnęła się i poszła do siebie. 


Lily: 
Walka myśli w mojej głowie trwała przez pół nocy, długo zbierałam się w sobie, aż w końcu postanowiłam się przełamać. Za oknami było już jasno, Alicja, Mary i Dorcas jeszcze smacznie spały, miały wstać dopiero za pół godziny, więc miałam jeszcze trochę czasu. 
Spuściłam nogi na ziemię, założyłam kapcie, zarzuciłam na siebie szlafrok i wyszłam z dormitorium. Po drodze powtarzałam sobie w duchu, że to nic takiego i że przecież dam sobie radę. 
Kiedy doszłam w końcu do dormitorium chłopców, uchyliłam lekko drzwi i wślizgnęłam się po cichu do środka. Podeszłam do łóżka Potter'a i zatrzymałam się. Teraz znowu ogarnęły mnie wątpliwości, ale nie było już odwrotu. Pochyliłam się nad nim i potrząsnęłam lekko jego ramieniem. 
-Potter. Potter obudź się. 
-C-co? Lily? Co ty tu robisz na Godryka, jest jakaś szósta rano! 
-Cicho - syknęłam, a on od razu się zamknął. 
-O co chodzi? - zapytał szeptem. 
-Zgadzam się. 
-Co? 
-Zgadzam się. Pójdę z tobą na tą głupią randkę. Zadowolony? 
-Jeszcze jak, ale czemu mówisz mi to akurat teraz. 
-Bo tak. Jak ci się coś nie podoba, to możemy nigdzie nie iść. 
-Nie no wyluzuj, wszystko jest cacy i śpiewa. To co teraz? - zapytał, podnosząc jedną brew i patrząc się na mnie wymownie. 
-Nie wyobrażaj sobie za wiele. Idę do siebie. 
-A myślałem, że zostaniesz. 
-Potter... 
-No dobra już dobra. Dobranoc, Lily. 
-Dobranoc, James. - powiedziałam i poszłam w stronę wyjścia. Zamykając drzwi, zobaczyłam jak się uśmiecha sam do siebie. Też się uśmiechnęłam. 



James:
Obudziło mnie przeraźliwe miauczenie kota Dor, który stał obok mojego łóżka i widać chciał wejść, ale był jeszcze za mały, żeby doskoczyć.
-Chodź tu, debilu - powiedziałem, biorąc go na ręce. Wyszedłem z dormitorium i skierowałem się do pokoju dziewczyn.
-Dorcas, pilnuj tego kota, nie daje mi żyć. - rzuciłem go na jej łóżko. Dziewczyny były już w trakcie przygotowań na lekcje, Dorcas pakowała torbę, Alicja malowała się, a Mary czesała włosy.
-Gdzie Lily? - zapytałem, siląc się na obojętny ton.
-W łazience, idź sobie, James, śniadanie za piętnaście minut, a ty tu paradujesz bez koszulki.
-Wiem po prostu jak to na ciebie działa. - poruszyłem sugestywnie brwiami, a ona przewróciła oczami i odparła:
-Ile my się znamy, Jamie?
-Oj Doruś Doruś...
Nagle trafiła we mnie poduszka.
-No dobra, dobra, już mnie nie ma. - zamknąłem drzwi i poszedłem do swojego pokoju.
Szybko ubrałem się, wrzuciłem do torby potrzebne rzeczy i poszedłem na śniadanie.
Chłopaków już nie było, spotkałem ich w Wielkiej Sali. Wszyscy wyglądali niewyjściowo, mieli ogromne wory pod oczami i blade twarze, ale humory i tak im dopisywały.
-Siema. - powiedziałem, siadając koło nich i nalałem sobie kawy.
-A ty co taki zadowolony? - zapytał Remus, patrząc się na mnie spod uniesionych brwi.
-Miałem udany poranek - powiedziałem, wspominając krótką rozmowę z Lily.
-Był rudy? - Syriusz zrobił bardzo jednoznaczną minę.
-Może, może -  odparłem, uśmiechając się do przechodzącej właśnie Evans.
-Proszę o uwagę! - McGonagall stanęła przy mównicy, po czym zrobiła miejsce dla dyrektora. Wszyscy spojrzeli się na Dumbledore'a z wyczekiwaniem co powie.
-Moi kochani, mam dla was ważną informację. Zauważyliśmy, że bardzo spodobał wam się nasz bal rocznicowy - kilka osób zaklaskało z entuzjazmem - dlatego ja i wszyscy nauczyciele stwierdziliśmy, że miło by było mieć takie imprezy częściej. W końcu życie to nie tylko nauka! Jednakże, aby zrealizować ten plan, to wy musicie nam pomóc w organizacji. Dlatego też opiekunowie domów wytypują osoby, które miło by było zobaczyć na najbliższej imprezie jako wykonawców. Oczywiście możecie się też zgłaszać na własną rękę. Liczę na was! - zawołał uśmiechając się szeroko.
-Panie Potter - usłyszałem za sobą. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem McGonagall, która świdrowała mnie spojrzeniem.
-Tak?
-Chciałabym zaprosić pana do mojego gabinetu. Teraz jeśli można.
-Jasne - wstałem i poszedłem za nią, odprowadzony przez zdziwione miny chłopaków.
Weszliśmy do jej gabinetu, ona zajęła miejsce za biurkiem, ja usiadłem na krześle i zapadła krótka cisza.
-Ze względu na pańską jakże szeroką działalność na terenie szkoły - zaczęła, a ja z lekkim uśmiechem zrozumiałem, że chodziło jej o masowe łamanie regulaminu - miło by było zobaczyć pana na najbliższej imprezie, robiącego coś dla odmiany pożytecznego.
-Pożytecznego? Jestem kapitanem drużyny, to nie wystarcza? - zapytałem, nieco urażony jej uwagą.
-Całe wydarzenie odbędzie się za dwa tygodnie, proszę się przygotować. - zignorowała mnie. Rany, jak my się kochamy.
-Mam śpiewać? - zmarszczyłem czoło.
-Słyszałam, że ma pan już jako takie doświadczenie, jak pan chce może pan dobrać sobie jakąś grupę, albo grać na czymś. Proszę tylko, żeby nie angażował pan w to pana Black'a.
Chciałem coś powiedzieć, ale ona wstała i oznajmiła:
-To wszystko, proszę już iść na lekcje.
Wyszedłem z gabinetu, miałem ogromną ochotę coś rozwalić.
Olałem lekcje, wziąłem miotłę z dormitorium i poszedłem latać.
Umiałem śpiewać, umiałem też grać na gitarze, ale bez przesady. Nie miałem najmniejszej ochoty na występowanie przed całą szkołą. Nie to że miałem tremę, po prostu nie było to w moim stylu.
-Proszę tylko, żeby nie angażował pan w to pana Black'a - przedrzeźniałem ją, zataczając pętle nad Zakazanym Lasem.
Łapa na pewno się ucieszy.
Co ja niby zrobię, przecież to jest jakiś samobójczy pomysł i ona o tym wiedziała. Ale dobra, jeśli chcę mieć widowisko, to będzie je miała. Sama tego chciała.

***

-Gdzie ty byłeś? - zapytał Łapa, kiedy wieczorem przyszedłem do dormitorium. 
-Latałem. - powiedziałem, a on już wiedział, że coś musiało mnie wkurzyć. Dał mi papierosa i sam też zapalił. 
-Czego chciała? 
-Mam występować. Cholera zachciało jej się widowiska. 
-Raczej postanowiła cię w końcu udupić. Mogę ci pomóc, jak chcesz. 
-Zabroniła cię angażować. 
-Zabroniła? I myśli, że to jej coś da? - zaśmiał się. 
-Najwyraźniej. 
-No Rogaczu, zaczynało mi się nudzić. - uśmiechnął się przebiegle. 

image

W tym roku znacznie przystopowaliśmy z żartami, mieliśmy zbyt wiele problemów, ale oboje wiedzieliśmy, że jeśli McGonagall rzucała nam wyzwanie, to my zaczynaliśmy wojnę. 




Linki: 
  • http://tonsofgifs.tumblr.com/post/13472548174/carey-mulligan-gifs
  • http://danysalternate.tumblr.com/post/25386779391/aaron-johnson-gifs
  • http://thousands-of-gifs.tumblr.com/post/26441327589/ben-barnes-gifs

1 komentarz:

  1. Szczerze mówiąc, nie do końca podoba mi się cały wątek Lily-randka-Potter. No bo, skoro zgadza się na randki, to czemu nie na samego Jamesa? Zwłaszcza, jeżeliby miała dopiero za rok się z nim tak na serio spiknąć, to trochę za wcześnie na to wszystko. Zbyt wielki bałagan wg.mnie między tym co myśli, a tym co robi tak ogółem.
    Ale poza tym, to serio super. Zwłaszcza tego balu jestem ciekawa. A sceny z Remusem - really nice! Widzę że Mary coraz bardziej oswaja się z wilkołactwem Lupina. Przeciwko tej parze nie mam nic przeciwko...
    Czekam

    OdpowiedzUsuń