piątek, 25 grudnia 2015

rozdział 29

Remus:
Za drzwiami było słychać tubalne szczekanie Kła, kiedy kolejny raz miałem zapukać do chatki Hagrida, drzwi otworzyły się z rozmachem, a Kieł wypadł na nas z impetem, powalając Peter'a na ziemię.
-Co tak długo? - zapytał Syriusz Hagrida, który stał w progu i obserwował jak brytan obślinia całą twarz Glizdogona.
-Tak mi się przysnęło jakuś, ale zresztą... co wy dzieciaki znowu narozrabialiście? Takich psotników to w Hogwarcie chyba jeszcze nie było. Ale wy dziewczyny? Teguś to się po was nie... - urwał, widząc miny dziewczyn.
-Nie nasza wina, Hagridzie, że McGonagall jest spięta, jakby kija w dupie miała.
-Syriusz! - zawołał Hagrid.
-Taka prawda. - wzruszył ramionami, opierając się o ścianę chatki.
-Dobra, co robimy? Mamy w końcu szlaban, nie? - powiedziałem, a Hagrid walnął się otwartą dłonią w czoło i na chwilę zniknął w domku, po czym wrócił, trzymając wiaderko z narzędziami.
-Trzeba nam oczyścić sowiarnię, w końcu sowy też muszą mieć czysto, nie? - zaśmiał się, wepchną James'owi wiadro w ręce i ruszył w stronę zamku.

***

-Czyszczenie ziemi z gówna! Możnaby to zrobić jednym machnięciem różdżki! Po co sowom czysta podłoga, przecież im jest i tak obojętnie gdzie srają! - narzekał Syriusz, skrobiąc grzędy. 
-Mogłoby być sto razy gorzej, zamknij się i pracuj, może to skończymy przed obiadem - powiedziała Lily, przewracając oczami. 
Klęczałem na ziemi, czyszcząc podłogę wokół siebie, a obok mnie siedziała Mary. Kiedy byłem w trakcie bitwy myśli, czy się do niej odezwać czy nie, ona powiedziała: 
-Moglibyśmy się zamienić, ta sowa dziwnie się na mnie patrzy, mam wrażenie, że zaraz się na mnie rzuci.
Kiwnąłem głową i przepuściłem ją na swoje miejsce. 
-Czemu jesteś taki cichy? - zapytała po chwili. 
-Ja? Wydaje ci się. - mruknąłem, starając się ją zbyć. 
-Jesteś, to znaczy nigdy nie gadasz tyle co Potter, albo Black, ale dzisiaj już w ogóle nic nie mówisz. - naciskała. Przerwała pracę, patrząc się na mnie intensywnym spojrzeniem. 
-Jestem zmęczony. 
-Byłeś wczoraj gdzieś? 
-Nie, niedługo będzie pełnia, więc wolałem zostać. A ty? Gdzie poszliście? 
-Byłam w Hogsmeade z takim jednym chłopakiem, w sumie niezbyt dobrze go znam, ale nie chciałam jako jedyna z dziewczyn zostać w dormitorium. Właściwie to... nie było jakoś super. - westchnęła, robiąc niezadowoloną minę i wyjaśniła - Poszliśmy do pani Puddifoot, był straszny tłok, nie dało się nawet normalnie porozmawiać. Zresztą i tak nie mieliśmy o czym gadać. Jak wróciłam, Lily i Dor już spały, więc nawet nie mogłam im opowiedzieć jak było. Nawet nie powiedział mi, czy wyglądam ładnie. - wyżaliła się i wróciła do pracy, z dziwną zawziętością szorując szczotką posadzkę. 
-Wyglądałaś ładnie. Bardzo ładnie nawet. - nie miałem pojęcia czemu to powiedziałem, wszedłem na niebezpieczny grunt zupełnie bez potrzeby, a teraz zapadła krępująca cisza. Nie wiedząc co zrobić, czy powiedzieć, uśmiechnąłem się tylko. Ulżyło mi, kiedy Mary też się uśmiechnęła i cicho podziękowała. 


Lily:
Wróciłyśmy do dormitorium brudne, śmierdzące i bez najmniejszej chęci do życia. Dorcas poszła odprowadzić Hagrida do chatki, bo koniecznie chciał porozmawiać o jej rodzicach.
-Nigdy więcej - warknęła Alicja i trzasnęła drzwiami do łazienki.
-McGonagall pewnie tańczy z radości, że nam tak dokopała. - powiedziałam, siadając na podłodze. Każda z nas była zmordowana i wkurzona, jedynie Mary przez całą drogę nie narzekała, a teraz tylko schowała się za książką.
Po kwadransie pojawiła się Dor, z podejrzanie radosną miną.
-Twój entuzjazm mnie dobija - jęknęłam, a ona tylko machnęła ręką i usiadła koło mnie.
-Zaraz ci się poprawi humor, Liluś, zobacz co znalazłam po drodze. - powiedziała, rozpinając poły płaszcza i odsłaniając ukrytą pod spodem niespodziankę. Zerwałam się na równe nogi, wydając przeraźliwy pisk.
-Matko Lily, głośniej się nie... - z łazienki wyjrzała Al, ale urwała, kiedy zobaczyła, co przyniosła Dorcas.
Mary też odłożyła na bok książkę i razem z nami zaczęła pochłaniać wzrokiem naszego małego gościa.
-Znalazłam go, kiedy wyszłam od Hagrida, powiedział, że skoro to ja go zobaczyłam, to jest mój. - powiedziała, prawie podskakując z radości.
Na rękach trzymała małego kotka, który bawił się kosmykami jej włosów.
-O Merlinie, zawsze chciałam mieć kota. - westchnęła Mary. Wszystkie chciałyśmy, rozmawiałyśmy o tym od pierwszej klasy, bo w naszym dormitorium nigdy nie było zwierząt. Dorcas miała tylko sowę, ale ona mieszkała w sowiarni i prawie jej nie widywałyśmy.
-O rany, muszę go pokazać James'owi! Padnie z zazdrości! - zawołała Dor i popędziła do chłopaków, a my naturalnie za nią.
Wparowałyśmy do męskiego dormitorium, Dorcas od razu rzuciła się na łóżko Potter'a i walnęła go otwartą dłonią w ramie.
-James, spójrz! - odwrócił się do niej. Na początku nie wiedział, o co jej chodziło, ale zaraz potem oczy wyszły mu z orbit.
-Dor! Czemu ty zawsze dostajesz wszystko pierwsza?! - zawołał, a ona roześmiała się wdzięcznie i pokazała mu język.
-Wiedziałam, że tak powiesz. Jesteś taki przewidywalny. - pokręciła głową, dalej się śmiejąc.
-Czy on nie jest piękny? - powiedziałam, siadając obok. Stwierdziłam, że ja i Potter jesteśmy już na tym etapie, że możemy rozmawiać o takich zwyczajnych rzeczach. Ostatnio zaobserwowałam, że odkąd zaczęliśmy się normalnie traktować, on wydał mi się nawet przystojny. Zaczęłam rozumieć ten cały szum wokół niego i Black'a.
-Jestem facetem, nie będę się rozczulał nad kociakiem. - powiedział, robiąc poważną minę, ale zaraz dodał:
-No dobra, jest najpiękniejszym stworzonkiem, jakie widziałem.
-Co się tu wyprawia? - do pokoju weszli inni Huncwoci, a my od razu zrelacjonowałyśmy im co się działo.
-Jak go nazwiecie? - zapytał Peter, trzymając się lekko z boku. Widać było, że się trochę bał, ale nikt nie miał ochoty na dogryzanie mu.
-Jeszcze nie wiem, ale coś się na pewno wymyśli.
Jedno jest pewne, z chłopaków kot najbardziej polubił James'a, a najmniej chyba Black'a. Potter skomentował to jednym zdaniem:
-Kota do psa nie przekonasz.
Alicja wzięła kotka na ręce i odwróciła się tak, że widać było jego maleńki pyszczek.
-Możecie mi zrobić z nim zdjęcie? - poprosiła, a ja chwyciłam aparat Frank'a.
-Zrobione.



Dorcas:
Rano obudziłam się dziwnie wcześnie, więc korzystając z tego, że łazienka była wolna, poszłam wziąć prysznic. Ubrałam się standardowo w czarne ubrania, jeszcze nie byłam do końca gotowa na wyjście z żałoby. Dziewczyny się dopiero budziły, kiedy zwolniłam łazienkę, do śniadania też zostało trochę czasu, więc wzięłam kotka na ręce i poszłam do salonu. Siedziało tam sporo osób, paru chłopaków z siódmego i kilka plotkar z piątej klasy.
Usiadłam w fotelu i jedną ręką zaczęłam przeglądać notatki potrzebne na dzisiejsze eliksiry, a drugą głaskałam kota.
-Co tak wcześnie, Meadowes? - usłyszałam za sobą i zaraz potem na kanapę jak worek ziemniaków spadł Black. No dobra, zrobił to z ogromną nonszalancją, a porównałam go do worka ziemniaków z czystej złośliwości, ale nie sposób ukryć, że po wypowiedzeniu zaledwie jednego zdania, miałam go serdecznie dość.
-Mógłbyś pójść dręczyć kogoś innego? - zapytałam, nie przerywając czytania notatek.
-Przecież wiesz, że z nikim nie jest jak z tobą. - powiedział i choć się na niego nie spojrzałam, to widziałam w głowie ten jego firmowy uśmiech, który doprowadzał mnie do szału.
-Uważaj, bo jeszcze ktoś pomyśli, że się zakochałeś.
-Wszyscy wiedzą, że za mną szalejesz.



Roześmiałam się histerycznie.
-Chciałbyś.
-Słonko, ja nie muszę chcieć, ja to po prostu mam. Przyznaję, jest mi to nawet na rękę. Mogę się z tobą przespać, kiedy tylko mam na to ochotę.
Te wkurzające dziewczyny z piątego roku, które nic tylko wszystkim obrabiały nam zadki, spojrzały się na nas spojrzeniem, z którego można było wyczytać, że już po śniadaniu cała szkołą będzie sądziła, że jestem łatwa i sypiam z Black'iem. On doskonale wiedział, że podsłuchiwały, specjalnie to powiedział. Teraz będę uważana za naczelną ladacznicę Hogwart'u, a wszystko przez głupiego Black'a i jego durne fanki. Świetnie.
-Może w takim razie przyjmij do wiadomości, że jesteś słaby.
Teraz on się zaśmiał.
-Zabawne, Meadowes.
-Szkoda mi na ciebie czasu, Black. - powiedziałam, stawiając kota na ziemi i podnosząc się, z zamiarem pójścia na lekcje.
Niestety jak Black się przyczepi, to będzie cię dręczył jeszcze bardzo długo. No i tak się stało, pobiegł za mną i zaczął zatruwanie mojego życia, od eliksirów zaczynając.


Harry, 19 lat później: 
Mieszkanie Dorcas przypominało trochę dom na Grimmauld Place z tą różnicą, że było zdecydowanie bardziej zadbane. W jednym z pokoi znalazłem kilka zdjęć oprawionych w ramki, kiedy zobaczyłem co na nich jest, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Rodzice. Były to jedne z ich najlepszych fotografii jakie do tej pory widziałem. Było tam zdjęcie całego zakonu feniksa, taty z resztą huncwotów, mamy z koleżankami, mamy z Dorcas i tylko mamy i taty. Śmiali się, wyglądali na najszczęśliwszych ludzi na świecie. Po chwili znalazłem też jedno, na którym byłem ja z rodzicami, Dorcas i Syriuszem. Wpatrywałem się w nie jak zaklęty, odtwarzałem w głowie sytuacje w jakich mogło być robione i nie mogłem przestać myśleć o tym, co by było, gdyby jeszcze żyli. 
-Domyśliłam się, że znajdę cię właśnie tutaj. - usłyszałem za plecami głos Dorcas. 
-To takie dziwne, nie pamiętam ich, ale mam wrażenie, że znam ich całe życie. - powiedziałem, odkładając zdjęcie na półkę. 
-To nie jest wcale dziwne. Oni zawsze koło ciebie stoją, po prostu ich nie widzisz. 
-To zdjęcie - wskazałem na fotografię, na której byłem - jest jak kubeł zimnej wody, tak długo ich nie ma, że aż ciężko mi uwierzyć, że kiedykolwiek byli. A tutaj są realni. Nie są jakimiś przypadkowymi ludźmi, którymi zrobiono zdjęcie, tylko właśnie moimi rodzicami. 
-Nic dziwnego, że chcesz poznać jak najwięcej ludzi, którzy mieli z nimi styczność. Ja też straciłam rodziców, byłam wtedy chyba w twoim wieku, pamiętam jak Lilka i Jamie mnie pocieszali. 
-Ale na początku się nienawidzili, jak to jest możliwe, że skończyli w małżeństwie? Tutaj przecież wyglądają na szczęśliwych. - wziąłem do ręki ich zdjęcie. 
-Bo byli. Rany, oni byli najszczęśliwszymi ludźmi, jakich spotkałam. To długa historia, od darcia kotów o dosłownie wszystko do bezgranicznej miłości. 
Podeszła do szafy i wyciągnęła z niej myślodsiewnię. Potem za pomocą różdżki wyciągnęła z głowy wspomnienie i umieściła je w misie. 
-Chodź, pokarzę ci coś. 
Oboje zanurzyliśmy głowy w chłodnej tafli wspomnień i po chwili staliśmy w sali od eliksirów. Slughorn pisał na tablicy, a Dorcas kłóciła się o coś z Syriuszem. 
-Przez ciebie wszyscy będą mnie mieli za łatwą dziewczynę! Wielkie dzięki, Black, pomogłeś mi. 
-Proszę, Meadowes, ale przecież to jest po części prawda. Nie pamiętasz, jak rzuciłaś się na mnie po zebraniu rodziców? Ja byłem niewinną ofiarą! 
-Błagam cię, Black, to ty do tego doprowadziłeś i to ty się pierwszy na mnie rzuciłeś. Mało brakowało, a byś mnie tam zgwałcił! 
Spojrzałem się na starszą wersję Dorcas, a ona powiedziała szybko: 
-Nie pytaj -  i poszła w stronę innej ławki, do miejsca gdzie byli rodzice. 
-To miejsce jest zajęte - powiedziała Lily, kiedy tata opadł na krzesło koło niej. 
-Już nie - odparł, szczerząc zęby. 
-Pracuję w parze z Dorcas, nie możesz tak sobie... 
-Daj spokój, Lily, Dor jest zajęta obrzucaniem łajnem Łapy, on też nie da jej spokoju, więc nie licz, że szybko wróci. Oboje zostaliśmy bez pary. 
-Dobra - odparła po krótkim milczeniu - Możemy to ostatecznie uznać za krok w stronę pokoju - mruknęła naburmuszona i zaczęła przepisywać notatki z tablicy. 
Potem zaczęli pracować, ważyć jakiś eliksir, w sumie nic ciekawego się nie działo, ale samo obserwowanie ich razem, było dla mnie czymś ogromnie cennym. W sali panowała cisza, tylko przy ławce Syriusza cały czas było słychać szum szeptów. Co jakiś czas Slughorn musiał ich upominać, bo wyglądalo na to, że bitwa słowna dopiero się rozkręcała. 
-Musimy jeszcze mieć język traszki. Chodź do magazynku. - powiedziała mama i ruszyła przodem. Za nią tata, a zaraz potem my. 
-Lily... - zaczął James, opierając się o futrynę. 
-Co? 
-Myślisz, że mamy szanse na następną randkę? - zapytał, uśmiechając się od ucha do ucha. Za to Lily zaczerwieniła się ogniście i odparła: 
-Nie wiem, James, to nie jest najlepsza chwila, żeby o tym rozmawiać. 
-Czemu? Chyba ci się podobało, prawda? 
-Nawet jeśli to co? 
-A to, że można by to powtórzyć. Tylko tym razem może bez Syriusza i Dor. 
Mama spojrzała się na niego z podniesionymi brwiami i powiedziała: 
-Coś mi się wydaje, że oni się prędzej pozabijają niż pójdą na drugą randkę. 
-Więc jak? - dopytywał się. 
-Nie wiem, na prawdę nie wiem, było fajnie, ale w jaką to idzie stronę? 
-Wyluzuj, Lily. Idzie w jaką idzie i co z tego? 
Podszedł do niej na tyle, że dzieliły ich centymetry. 
-Lily, chodź ze mną na randkę. - powiedział z naciskiem - Wiesz, że nie dam ci spokoju. -dodał, pochylając się nad nią. 
Widać było, że wstrzymała oddech, a zaraz potem tata pocałował ją w bardzo delikatny sposób. 
Poczułem się nieco dziwnie, nie byłem pewien, czy chciałem to oglądać. Nie było mi jednak dane się nad tym zastanawiać, bo do magazynu wpakowała się Dorcas i Syriusz, a rodzice szybko odskoczyli od siebie. 
-Uuuu, a co wy tu robicie? - zapytał Syriusz, poruszając sugestywnie brwiami. 
-Zamknij się, Black, to nie twoja sprawa - Dorcas walnęła go w ramię. 
-Weźmiemy tylko parę rzeczy i znikamy. Nie przeszkadzajcie sobie dzieci. - mrugnął do nich i znowu dostał po głowie od Dorcas - kobieto, co jest z tobą nie tak? 
Dorcas przewróciła oczami, złapała potrzebne składniki i wyszła, ciągnąc za sobą Syriusza. 
Zaraz po nich z magazynku wyszła Lily, bez choćby jednego spojrzenia na tatę. 
Wspomnienie się skończyło, a my z powrotem stanęliśmy w mieszkaniu. 
-To był początek - powiedziała Dor, odstawiając myślodsiewnię na miejsce - potem było już z górki. Mieli oczywiście burze, oboje mieli trudne charaktery, ale jednak uczucie zawsze zwyciężało. 
-O jakiej randce mówili? - zapytałem z ciekawości. 
Dorcas zaśmiała się do siebie i odparła: 
-James zaprosił Lily na randkę, a ponieważ nie chciała się zgodzić, Syriusz wpadł na genialny pomysł, żeby pójść na podwójną randkę i zmusił mnie, żebym poszła z nim. 
-Nie musiałem cię wcale tak bardzo przymuszać. Sama chciałaś, Meadowes. - usłyszeliśmy za plecami. Syriusz opierał się w nonszalanckiej pozie o drzwi i szczerzył do Dorcas zęby. 
-Uwierz mi zrobiłam to tylko dla Lily. - syknęła. Koło jej nóg zakręcił się bury kocur, mrucząc cicho. 
-O, ty nadal tutaj? - zaśmiał się Syriusz, ale zaraz przeniósł wzrok na Dorcas i uśmiechnął się cynicznie - Oszukujesz się, Skarbie. Jak chcesz, możemy pokazać Harry'emu wspomnienie, kiedy przyszedłem do ciebie z naszym małym interesem, niech sam to rozstrzygnie. Pamiętasz jak było, prawda? 
-Jesteś niepoprawny. - pokręciła głową, a ja wtedy jeszcze bardziej przekonałem się, że między nimi coś było. Podejrzewałem to, odkąd byłem świadkiem ich pierwszego spotkania po czternastu latach. 
-Sama jesteś niepoprawna, pokazałaś mu to wspomnienie. Chociaż wiesz? Masz rację, to nic przy tym, co się działo na co dzień, prawda? 
-Harry, tak mi przykro, trafił ci się najgorszy ojciec chrzestny na świecie. James nie miał za grosz wyczucia, wybierając sobie przyjaciół. 
-Prawda? Wystarczy spojrzeć na ciebie - zaśmiał się Syriusz i mrugnął do mnie. 
-Azkaban ani trochę cię nie zmienił. 
-Wiem, ciągle jestem nieziemsko przystojny. 
Dorcas wzięła z kanapy poduszkę i cisnęła mu ją w twarz. 
-Nie stać cię na więcej, Kotku? - zaśmiał się. 
-Wystarczy! - wszyscy podskoczyliśmy. Z kominka wyszedł Lupin z groźną miną. - Sorry, zawsze miałem ochotę się na was wydrzeć. Nic się nie zmieniliście, cały czas macie mózgi na poziomie przedszkolaków - powiedział ze śmiechem. - Ale dobra, idziemy do Mary, czy nie? 






Linki do zdjęć:
  • http://boguncia.pinger.pl/
  • http://rpgifhelper.tumblr.com/post/34859664967/ben-barnes-gifs

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz