wtorek, 8 grudnia 2015

rozdział 28

Lily:
Od ponad godziny siedziałam przed otwartą szafą i nie mogłam się na nic zdecydować. Specjalnie nie poszłam na kolację, żeby sobie coś znaleźć, ale zamiast tego zaczęło mi burczeć w brzuchu. Dziewczyny akurat wróciły do dormitorium i jak na złość usłyszałam jak Al mówi:
-Ja już wiem w co się ubiorę, zaplanowałam to już tydzień temu, kiedy Frank mnie zaprosił.
-A ty cały czas w tym samym miejscu? - zdziwiła się Mary, kiedy weszły i zobaczyły, że cały czas siedziałam na podłodze, otoczona przez góry wywleczonych z szafy ciuchów.
-Tak - jęknęłam i zwinęłam się w kłębek - pomocy.
-Mała, biedna Lily Evans, prefekt Gryfindoru, najlepsza uczennica roku, ulubienica nauczycieli, pokonana przez szafę ubrań - zaśmiały się.
-Hej, to wcale nie jest śmieszne. Poza tym nie przez szafę, tylko przez Potter'a.
-Dobra, Liluś chodź, zaraz coś wymyślimy. - powiedziała Al.
-Gdzie się wybieracie? - spytała Mar, przeglądając leżące na podłodze ubrania.
-Właśnie to jest problem, nie mam pojęcia. Dor, Black coś powiedział?
-Żartujesz, miałby mi zrobić taką przysługę? - spojrzała się na mnie z pobłażaniem i usiadła na łóżku, otwierając torbę. - Masz, wiedziałam, że kto jak kto, ale ty będziesz głodna. Wzięłam trochę dla ciebie.
Wyczarowała talerz i wyłożyła na niego zapakowane w serwetki kanapki z masłem orzechowym.
-Jesteś najlepsza, Dor. - powiedziałam, zabierając się za jedzenie.
-Yghm, wydaje mi się, czy to my ratujemy twoją randkę? - zaśmiała się Alicja.
-Oj, wy też, wy też, wszystkie was kocham - przewróciłam oczami, śmiejąc się.
-A ty w co się ubierasz, Dor? - zapytała Ali.
-Ja nie miałam zbyt dużego problemu, jestem w końcu w żałobie. - powiedziała, wzruszając ramionami. Wszystkie zerknęłyśmy na nią czujnie, ale wszystko wydawało się być w porządku.
-Zobacz! To jest ładne! - zawołała Mary, chcąc przerwać tą dziwną ciszę. Pokazała w górze jedną z moich sukienek.
-Ja wolę tą! - powiedziała Al, wyciągając inną.
-Ale ta przecież nie jest moja.
-Moja, od czego są przyjaciele. - uśmiechnęła się, a ja podbiegłam do niej i cmoknęłam ją w policzek.
-Dziękuję Ali!

***

Mary i Alicja jeszcze spały, ale ja i Dor nie mogłyśmy zasnąć. Siedziałyśmy przy oknie w piżamach i wymieniałyśmy się naszymi obawami co do dzisiejszego dnia. Słońce zdążyło już wzejść, pogoda była cudowna, do tego walentynki, zakochani i wszystko bajkowe, oczywiście nie licząc naszej randki. Nigdy nie byłam zwolenniczką walentynek, było to dla mnie tak sztuczne i zakłamane, że sto razy bardziej pociągającą alternatywą spędzenia tego dnia, było zostanie w zamku i czytanie książki.
-Merlinie tak strasznie się boję, może jeszcze zdążę zachorować. Zabrałabyś mnie do skrzydła szpitalnego i żadna z nas nie musiałaby iść. - powiedziałam, patrząc błagalnie na Dor.
-Lily, damy radę. Będziemy razem.
-Przynajmniej tyle.
-Spójrz się na to optymistycznie. James jest słodki. - powiedziała, a ja wtedy zrozumiałam, że moja najlepsza przyjaciółka oszalała.



-To może sama idź z nim na randkę.
-Ja? No co ty, to byłoby ohydne. Poza tym mam już na głowie swojego trolla górskiego.
-Co tak wcześnie? - usłyszałyśmy zaspany głos Mary, która właśnie zwlokła się z łóżka i poczłapała do szafy w poszukiwaniu ubrań.
-Wcale nie chodzi o randkę, która ma się odbyć już za dziesięć godzin, nie martw się.
-No dobra, to ja zajmuję łazienkę. - powiedziała i już jej nie było.
-Pamiętasz naszą rozmowę o tej grze? - zapytała nagle Dor. Pokiwałam głową i odparłam:
-Nadal się tego trzymam. Moim zdaniem to jedyne wyjście.
-To dobrze, bo dzisiaj zaczynamy.


Syriusz:
-Wyglądasz na zadowolonego z siebie, normalnie pomyślałbym, że to ta randka tak cię cieszy, ale to chyba niemożliwe - powiedział James, kiedy szliśmy na śniadanie.
-Dlaczego? - zapytałem, unosząc brwi.
-Bo umawiasz się z Dorcas? Jak już kiedyś to ująłeś, już wolałbyś spędzić ten czas ze swoją słodką mamuśką.
-Nie przypominam sobie, żebym to mówił.
-A ja tak - wtrącił się Peter.
-Taaak to było podczas jednego z twoich piętnastominutowych monologów o tym jak jej nie znosisz i że niszczy ci życie. - dodał Remus, a w tym momencie ktoś za nami zawołał:
-Oooo Łapciu, kto niszczy ci życie?
Odwróciłem się i jeśli do tej pory miałem dobry humor, to teraz można było o nim mówić w czasie przeszłym.
-No nie mów, że ja - powiedziała Dorcas, uśmiechając się słodko.
Jednak, kiedy chciałem jej coś odpowiedzieć, ona po prostu mnie minęła i nie odwracając się, poszła dalej.
To nie było w jej stylu, wszyscy czterej mieliśmy zdziwione miny, tylko James lekko się uśmiechał. A ja? Byłem w ciężkim szoku! Po prostu stałem i szorowałem ziemię szczęką.


Dorcas:
O tak! Udało się! Miałam ochotę skakać z radości, ale musiałam iść dalej, obojętnie i nie pokazywać, że rozpierała mnie duma i że mogłabym śpiewać. Black, teraz dopiero się zabawimy!
Ale to była dopiero rozgrzewka, jeszcze randka przed nami.
Po śniadaniu, na którym naturalnie sukcesywnie ignorowałam jego lodowate spojrzenia, wróciłam do dormitorium i opowiedziałam wszystko Lily.
-I jak, udało się?
-No jasne, gdybyś widziała jego minę! Zresztą wszystkim opadły szczęki.
James i Black mieli się pojawić o siedemnastej, więc miałyśmy jeszcze kupę czasu. Rozsiadłyśmy się każda na swoim łóżku i pogrążyłyśmy się w rozmowie o tym co robić dalej. Jednak czas upłynął znacznie szybciej, niż nam się wydawało. Nagle do pokoju wbiegła Alicja, mało brakowało, a drzwi wypadłyby z zawiasów. Gdy zobaczyła, że niewinnie leniuchowałyśmy, stanęła jak wryta i kiedy myślałyśmy, że miała jakiś atak i już chciałyśmy biec po pielęgniarkę, ona wydarła się na nas:
-Co wy do cholery jasnej tu robicie?!
-Ali? Opanuj się, o co ci chodzi?
-Jest już druga. Druga po południu! Mamy trzy godziny! Właściwie to wy macie, naprawdę nie wiem czym ja się przejmuje, skoro wy tak sobie siedzicie!
-Spokojnie, straciłyśmy rachubę czasu, ale to są aż trzy godziny. - powiedziała Lily.
-Tylko trzy. W końcu nie umawiacie się z jakimiś przychlastami z Huffelpuff'u, tylko z najprzystojniejszymi facetami w szkole! Trzeba jakoś wyglądać!
-Merlinie Ali, jeśli chcesz, żebyśmy już zaczęły się szykować, to spoko, ale warto zaznaczyć, że nie idziemy na tą randkę z własnej woli. Poza tym ten komentarz o puchonach, bez względu na to czy prawdziwy czy nie, był bardzo niegrzeczny. Co gdyby któryś cię usłyszał?
-Dobra sorry, trochę za bardzo się denerwuję swoją. Wszystko musi wyjść idealnie. - powiedziała, podchodząc do szafy i wyjmując sukienkę.
-I wyjdzie, zobaczysz. - powiedziałam i usiadłam przed lustrem. - Może najpierw włosy, trzeba by je jakoś ogarnąć.




James:
Przeczesałem włosy ręką i zapukałem do drzwi ich dormitorium. Wybiła siedemnasta, wszystko było gotowe, brakowało tylko ich.
Drzwi otworzyła nam Alicja, wyglądała ślicznie w różowej sukience i szpilkach.


Uśmiechnęła się na mój widok i otworzyła szerzej drzwi.
-Są już gotowe, zaraz zejdą.
-Poczekamy. - wycofałem się, zamykając drzwi, ale Alicja zawołała:
-Nie! Poczekaj, zejdę z tobą, Frank już pewnie na mnie czeka.
Zeszliśmy razem po schodach, dzięki specjalnemu zaklęciu, które udało nam się wynaleźć na początku zeszłego roku, nie zamieniły się w zjeżdżalnię i bezpiecznie dotarliśmy na sam dół.
Wszyscy Huncwoci czekali w salonie, Frank też był, a kiedy zobaczył Ali, oczy mu zalśniły. Podszedł do niej z uśmiechem i pocałował ją w policzek.
-Do zobaczenia wszystkim, my znikamy - pożegnali się z nami i zniknęli w dziurze po portrecie.
Następna pojawiła się Mary, zdziwiłem się, bo nie wiedziałem, że Remus ją zaprosił. Ale po chwili okazało się, że miałem rację. Wychodząc z salonu pomachała nam, a w przejściu po portrecie zobaczyłem chłopaka z Ravenclaw, który chodził z nami na transmutację.
Zerknąłem na Remusa z niepokojem, nie wyglądał na przejętego, ale doskonale dało się dojrzeć ten sam cień podziwu w jego spojrzeniu, kiedy zobaczył Mary, co w oczach Frank'a na widok Alicji. Ale nic dziwnego, Mary wyglądała wyjątkowo pięknie.


Parę sekund później usłyszałem stukanie dwóch par szpilek i już po chwili zobaczyłem je. Dwie kobiety mojego życia. Najlepszą przyjaciółkę, przybraną siostrę i podopieczną w jednym oraz jeśli Merlin pozwoli, moją przyszłą żonę.
Obie wyglądały przepięknie, mimowolny uśmiech pojawił mi się na twarzy.







 
 

Przywitaliśmy się z nimi jak na dżentelmenów przystało i wyszliśmy z wieży. To miał być miły wieczór, i miły nie tylko dla mnie, ale też dla Lily, więc musiałem się postarać. Na razie szło gładko.
-Można wiedzieć gdzie idziemy? - zapytała Evans, kiedy nie skręciliśmy w korytarz prowadzący w stronę drzwi wyjściowych.
-Nie do Hogsmeade. - powiedziałem.
-Zauważyłam.
-Reszta jest niespodzianką, zaraz wszystkiego się dowiecie.
Dotarliśmy do schodów prowadzących na wieżę astronomiczną, po minach dziewczyn widać było spore zdziwienie. Kiedy dotarliśmy na górę, zdziwienie zmieniło się w ciężki szok. Ale nic dziwnego, ja i Syriusz włożyliśmy w to miejsce całe nasze huncwockie moce.
-To jest... - zaczęła Dorcas.
-Nie chcieliśmy, żeby to było coś tak oklepanego, jak Hogsmeade. Wszyscy chodzą do Herbaciarni u pani Puddifoot, my woleliśmy sami coś zaaranżować. Mam nadzieję, że się podoba. - wyjaśniłem.
-I to jak - westchnęła Lily, co sprawiło mi niemałą satysfakcję.
Na środku stał nakryty białym obrusem stół, ze srebrną zastawą i pachnącymi potrawami, które przygotowały skrzaty na nasze specjalne zamówienie. Cała wieża tonęła w kwiatach, szczególnie peoniach, które uwielbiała Dorcas, nie było o nie łatwo o tej porze roku, ale Syriusz znalazł odpowiednie zaklęcia. Nad naszymi głowami wisiały lampiony i latały świetliki, gdzieniegdzie ustawiliśmy świece, grała też muzyka, a w powietrzu czuło się słodką magię. Z wierzy było widać całe Hogsmeade i błonia, niebo było czyściutkie, granatowe, a gwiazdy błyszczały jasnym blaskiem.
-Zapraszamy do stołu - powiedział Syriusz, odsuwając krzesło dla Dor.
Szło nam całkiem nieźle, nie dało się ukryć, dziewczyny musiały nam ulec. Starałem się prowadzić rozmowę z Lily po bezpiecznych torach, widać było, że ona też uważała, na to co mówiła.
-Cieszę się, że się zgodziłaś.
-No cóż, nie miałam właściwie wyboru, ale ten wieczór można zaliczyć do tych przyjemnych.
-Miałem taką nadzieję. - uśmiechnąłem się do niej. - Chciałbym zakopać topór wojenny, co ty na to?
-To nie będzie takie łatwe, Potter, przecież wiesz. Nie zaczniemy się dogadywać z dnia na dzień.
-Ale warto spróbować.
-Tutaj trzeba chęci obu osób.
-Znasz moje stanowisko, reszta zależy od ciebie. - powiedziałem, mierząc ją spojrzeniem. Wiedziałem, że nie będzie łatwo, ale zdecydowanie miałem dość kłótni z nią.
-To dobry pomysł, postaram się, ale ty musisz zrobić to samo.
-I zrobię.


Syriusz:
Obserwowałem kątem oka Rogacza i Evans, dobrze im szło, jednak jeśli chodzi o mnie i Meadowes... cóż, sprawa była bardziej skomplikowana. Owszem, zrobiła na mnie dobre pierwsze wrażenie, wyglądała pięknie. Choć była ubrana cała na czarno, doskonale ją rozumiałem, była w żałobie i nawet przez chwilę nie spodziewałem się, że założy cukierkowo różową kieckę i że będzie skakać z radości z powodu tej randki. To zresztą nie byłoby w jej stylu.
Na pierwszy rzut oka może i fajnie to wyglądało, ale prawda była taka, że między nami nie układało się najlepiej.
-Jak ci się podoba? - zapytałem, upijając łyk wina. Na trzeźwo na pewno bym tego nie przeżył, miałem tego świadomość, jeszcze zanim zaczął się ten cyrk.
-Jest ładnie, nie spodziewałam się tego po tobie, Black.
-Co mogę powiedzieć, ja też nie spodziewałem się, że założysz takie szpilki. Zaimponowałaś mi. - uśmiechnąłem się, poruszając brwiami.
-Po prostu mnie nie znasz, Black. Tak z ciekawości, z kogo musiałeś zrezygnować, żeby ze mną tu przyjść? Musiałeś złamać serca połowie Hogwart'u.
-Niewątpliwie. Ale znasz moją motywację, czego się nie robi dla przyjaciół. Humor poprawia mi się, kiedy myślę, że cię uratowałem przed siedzeniem cały wieczór samotnie w Trzech Miotłach. O czym myślałaś, zrywając z Jasper'em tuż przed walentynkami?
-O tym, że siedząc samotnie w Trzech Miotłach w walentynki, spotkam mojego przyszłego męża.
-Już myślałem, że to moje argumenty cię przekonały. -powiedziałem, wspominając pocałunki w jej dormitorium.
-Te twoje argumenty sprawiły jedynie, że zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam była z nim zostać - pochyliła się nad stołem i szeptem, uważając, żeby James i Lily nie usłyszeli, dodała - całuje sto razy lepiej.
-To lepiej się zbadaj, czy nie podarował ci jakiegoś syfa na pożegnanie. - warknąłem nieco za głośno, bo para obok spojrzała się na mnie ze zdziwieniem.
-Wiecie co, może porozmawiajmy o czymś innym? - zaproponował Rogacz, patrząc się na mnie spojrzeniem, nie znoszącym sprzeciwu.
James i Evans nie chcieli dopuścić już do kłótni. Dorcas nie powiedziała do mnie ani słowa, traktowała mnie zupełnie jak powietrze. Śmiała się z żartów James'a, trajkotała wesoło razem z Evans, ale ja nie istniałem. Miałem tego powyżej uszu, więc w pewnym momencie powiedziałem:
-Może zatańczymy, leci teraz dobry kawałek.
James i Lily pokiwali głowami i poszli na parkiet, a ja zostałem sam z Dorcas.
-Chodź Meadowes. - odparłem, wstając i ciągnąc ja za sobą.
-Uważaj, Black, bo możesz się czymś zarazić. - powiedziała, patrząc się na mnie chłodno.
-Skarbie, grasz w moją grę - objąłem ją i zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki.
-Ja? Nie mam pojęcia, o co ci chodzi.
-Spójrz się na siebie, Meadowes, nie masz szans.
-Zabawny jesteś, wiesz, Łapciu?
-Poza tym czarujący, zabójczo przystojny, inteligentny, zdolny, bogaty...
-...egoistyczny, zakochany w sobie, samolubny, narcystyczny, przemądrzały...
-Język ci się wyostrzył, zaraz możemy go stępić... - powiedziałem, zbliżając się do jej twarzy.
-Błagam, niech lepiej ta twoja paszcza się do mnie nie zbliża.
-W nocy będziesz błagać o co innego.
-Szczerze wątpię. Jesteś niewyżyty.
-Tak? To może pomóż mi się wyżyć.
-Masz tyle wielbicielek, wybierz sobie którąś z nich.
-Po co? Skoro mam ciebie?
-Mnie?
-Nie udawaj świętej dziewicy, bo nikt ci nie uwierzy. Na pewno nie ja.
-Kompromitujesz się, Black, Nic o mnie nie wiesz.
-Skarbie, znam ten twój ostry języczek i on mi wszystko o tobie wyśpiewał.
Spojrzała się na mnie lodowatym spojrzeniem. Już otwierała usta, żeby coś odpowiedzieć, kiedy podeszli do nas James i Evans.
Wzniosłem oczy ku niebu. Miałem tego dość, ale nie mogłem przerwać randki. Rogacz i Lily dobrze się bawili, a nie byłoby w porządku, gdybym im to zepsuł. Targały mną skrajne emocje, z jednej strony Meadowes wkurzała mnie jak nikt inny, miałem jej szczerze dość, najchętniej wygarnąłbym jej wszystko co o niej myślałem, ale z drugiej strony przeleciałbym ją tu i teraz, na tym stole.
Westchnąłem głęboko, schowałem uczucia głęboko w sobie i pozwoliłem, żeby ten wieczór poprowadzili Evans i Rogacz.


Lily:
Kiedy drzwi dormitorium zamknęły się za nami, spojrzałam się na Dor i głośno roześmiałam.
-Co? - zapytała, robiąc minę, jakbym była chora psychicznie.
Dopiero, gdy po kilku minutach udało mi się opanować śmiech, powiedziałam:
-O Dori, to było... brak mi słów, naprawdę.
-Właśnie widziałam - odparła, kiwając głową z chytrą miną - pocałunek w policzek na pożegnanie i ten twój uśmieszek... nasza pani pryfekt chyba się...
-Nie chodzi mi o to! - krzyknęłam, rzucając się na łóżko Dor.
-Ale nie zaprzeczysz, że...
-Tak, tak, tak było miło, fajnie i w ogóle! Potter nie jest może taki zły...
-Zajęło ci to sześć lat. - mruknęła, zdejmując szpilki i siadając koło mnie.
-Merlinie, ale mina Black'a! Nie zapomnę tego do końca życia! - zaśmiałam się znowu.
-Mina?
-Jakby chciał cię zabić, a jednocześnie się z tobą przespać. Matko, o czym wy rozmawialiście, że tak go wkurzyłaś?
-Aaa, o jakiś pierdołach.
-Ej! Nie zbywaj mnie, gadaj, już! - krzyknęłam, uderzając ją lekko poduszką.
-Matko, Lily, jesteś jeszcze gorsza od niego. Serio o niczym konkretnym. To była taka walka słowna.
-I kto wygrał?
-A jak myślisz?
-Zakładając, że to on miał tą minę, to chyba ty.
-No raczej - powiedziała, śmiejąc się. - Jedno trzeba mu jednak przyznać, jest cholernie bezpośredni i nic go nie krępuje.
-To w końcu Black. Ale co dalej?
-Nie wiem. Teraz jego ruch.

 






Linki:

  • http://cake-rpc.tumblr.com/post/27349844754/amanda-seyfried-a-decent-gif-hunt-pt-1

1 komentarz:

  1. haaaaa! Black+Dorcas <3 zwłaszcza Black, co by ją "zabił i jednocześnie przeleciał" XDDD

    OdpowiedzUsuń