piątek, 26 września 2014

rozdział 7

James :
Kompletnie nie rozumiałem, co tu się ostatnio działo. Wszyscy zachowywali się podejrzanie i miałem tego szczerze dość. Lily nie opuszczała Dorcas na krok i rzucała tylko rozeźlone spojrzenia na Syriusza. Dor często się z nim kłóciła, ale nigdy jeszcze tak ostro jak wczoraj. To było coś zupełnie nowego. Wiedziałem, że Łapa miał teraz dużo spraw na głowie, odkąd został wplątany w tę aferę małżeńską. Po śniadaniu dosłownie wyparował i nie pojawił się na lekcjach aż do przerwy obiadowej. Dorcas za to chodziła od śniadania cała w skowronkach. Wszyscy byli pod wrażeniem tych kwiatów, ale dziewczynom już kompletnie odbiło. Na lekcjach bez przerwy było słychać podekscytowane szepty, kiedy wymieniały się nowymi informacjami na temat krukońskiego ścigającego.
-Cześć, Mary! - zawołałem, widząc w oddali na korytarzu jej jasne włosy. Podniosła spojrzenie znad  książki i uśmiechnęła się do mnie.
-O, hej! Nie zauważyłam cię.
-Słuchaj...może ty wiesz o co chodzi Lily i Dorcas? Dziwnie się zachowują. - powiedziałem, a jej od razu zabłyszczały oczy.
-Oj no nie mów, że nic nie wiesz! Nie widziałeś tego kolesia, który przysłał Dori kwiaty na śniadaniu? - zapytała podekscytowana, a ja przewróciłem oczami.
-No jasne, że widziałem, ale o to całe halo?
-No bo oni się umówili na jutro! Dor wczoraj miała na maksa zły dzień, a tutaj Merlin się do niej uśmiecha. Rozmawiałyśmy z Jasper'em i jest mega fajnym gościem. Powiedział, że zwrócił na Dor uwagę jeszcze w pociągu z Londynu. Te kwiaty to taki słodki gest... - Mary gestykulowała żywo, aż jej książka wyleciała z ręki.
Pokiwałem powoli głową. Nadal nie udzielała mi się ta gorączka, która wszystkich najwidoczniej ogarnęła. Nie byłem przekonany, czy ufam temu całemu Jasper'owi. Kto w tych czasach podrywa dziewczynę w taki sposób? No ale może doszukiwałem się dziury w całym. Jeśli rzeczywiście był taki super, to może powinienem się po prostu cieszyć szczęściem Dor.
-No dobra, dzięki. - powiedziałem i ruszyłem na błonia na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Pod chatką Hagrida stał już mały tłumek, a wśród nich również Syriusz.
-Siema, stary. - powiedziałem, siadając koło niego na ziemi.
-Cześć. - odparł, ale nie podniósł nawet głowy. Z ogromną zawziętością skubał źdźbła trawy.
-Co jest?
-Nic. A co ma być?
Przewróciłem oczami. Miałem już dość tego dnia. Czy z nikim już nie dało się normalnie pogadać? Syriusz westchnął.
-Gadałem z Dromedą. - powiedział po chwili ciszy.
-No i co?
-Nic. Powiedziała, że napisze do tego swojego kochasia. Teraz czekamy na odpowiedź. - wzruszył ramionami. Uśmiechnąłem się i klepnąłem go w plecy, żeby go trochę podbudować.
Postanowiłem jeszcze spróbować z innej strony.
-Widziałeś tego chłopaka Dor? - zagadnąłem. Liczyłem trochę na to, że temat tak nakręcający całą resztę, zadziała i na niego.
-Chłopaka? To już oficjalnie? - zapytał bez cienia zainteresowania.
-Czy oficjalnie to nie wiem, ale Mary twierdzi, że się umówili. - powiedziałem, a Łapa cicho prychnął. Chyba moja strategia nie działała najlepiej.
-Mówią, że jest w jej typie. Ma na imię Jasper. Rok temu graliśmy z nim ostatni mecz - ciągnąłem - Fajnie by było, gdyby Dor w końcu trafiła na kogoś porządnego.
-Super. - odparł Syriusz. Wstał z ziemi, otrzepał szatę z trawy i nie czekając na mnie, odszedł w stronę reszty klasy.


Alicja :
-Merlinie, jestem taka ciekawa, jaki im jutro pójdzie. Jak myślisz? - zapytałam się Mary, kiedy razem czesałyśmy grzywę jednorożca.
-Na pewno super! Kojarzą mi się trochę z tobą i Frankiem. - odpowiedziała i uśmiechnęła się rozmarzona.
-Jak to?
-Oj wszyscy przecież wiedzą, że po skończeniu szkoły od razu weźmiecie ślub! Trzymam kciuki za Dor. - powiedziała, a ja cała oblałam się rumieńcem.
-To wcale nie jest takie pewne. W sensie z tym naszym ślubem. - wymamrotałam.
-Proszę cię. Jesteście parą idealną. Mogę się założyć, że tak się to skończy.
Godryku, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale kiedy już to sobie wyobraziłam, nie mogłam otrząsnąć się z tych myśli. Byłoby cudownie. Frank sprawiał, że czułam się najszczęśliwsza na świecie. Niczego nie pragnęłabym bardziej niż, żeby nasz związek przetrwał w dorosłym życiu. Mary uśmiechała się do mnie, jakby była całkowicie pewna tego, co mówi.




Syriusz :
No i z czego się oni wszyscy tak cieszyli? Po co się nakręcać? Przecież to zwykłe kwiaty i nic więcej. Krukon nie był nawet przystojny, a kwiaty to nie oświadczyny. Siedziałem na murku na skraju Zakazanego Lasu razem z innymi chłopakami. Niedaleko stali Rogacz, Glizdogon i Lunatyk. Nie miałem ochoty do niech podchodzić, bo nie miałem zamiaru wysłuchiwać kolejnych rewelacji o cudownym Jasperze. Rozumiem jeszcze dziewczyny, ale oni? Nie zdziwiłbym się, gdyby tamtemu typkowi chodziło tylko o jedno. Czym się tu tak ekscytować? Dla James'a Dorcas była jak siostra. Tym bardziej na jego miejscu wziąłbym faceta pod lupę, a nie łykał naiwnie te wszystkie słodkie słówka, uśmieszki i kwiatki.
-No dobra! Kończymy na dzisiaj! Na następnych zajęciach będzie coś dla chłopaków! Szczęki wam opadną. Możecie wracać do zamku! - zawołał Hagrid i zaczął zaganiać jednorożce do zagrody. Ruszyłem szybkim krokiem daleko z przodu. Byle dalej od tej rozchichotanej gromady. Od strony zamku dobiegały jakieś krzyki. Podniosłem głowę i zobaczyłem Bellatrix idącą zamaszystym krokiem w moją stronę. Darła się na całe gardło, w jednej ręce ściskała różdżkę, a w drugiej pomięty pergamin.
-Ty plugawy zdrajco! Śmierdzący dupku! - dobiegła do mnie i zaczęła wydzierać mi się prosto w twarz. Uniosłem brwi i czekałem, aż skończy z tymi epitetami i przejdzie do rzeczy. Dookoła nas zebrała się grupka gapiów. Za Bellą przybiegły jej ślizgońskie służki, a po trawiastym zboczu już wspinała się reszta gryfonów.
-Można wiedzieć o co ci chodzi? - zapytałem spokojnie, kiedy na chwilę się zamknęła.
-Nie waż się do nas więcej zbliżać! Jakim prawem mącisz jej w głowie?! Ona jest już dla kogo innego! - wrzasnęła. Cała trzęsła się ze złości.
-Wierz lub nie, ale nie mam bladego pojęcia o czym mówisz. - uśmiechnąłem się do niej, żeby jeszcze trochę się z nią podrażnić. Tak łatwo było ją wyprowadzić z równowagi. Zawsze była trochę szalona.
-Nie zbliżaj się do nas więcej, albo pożałujesz!
-Tak? Skarbie, a co ty mi możesz zrobić?
-Nawet sobie nie wyobrażasz. - syknęła i wbiła mi różdżkę w szyję.
-Czy ja wiem? Znamy się już trochę czasu. - zaśmiałem się.
-Zamknij się, dupku! Nie jesteś nawet tyle wart, żebym napluła ci na buty. - jej głos z wrzasku przeszedł do złowieszczego szeptu. Uśmiechnąłem się cynicznie.
-To może i lepiej. Całkiem lubię swoje buty.
-Ty śmierdzący zdrajco. Ty wstrętny... - znowu zaczęła się nakręcać. Przewróciłem oczami.
-Stara śpiewka. Skończyłaś? Trochę się spieszę.
-Wara ci od naszej rodziny. - warknęła i odwróciła się na pięcie. Zamaszystym krokiem pomaszerowała do zamku, a jej służki podreptały za nią, obrzucając mnie jadowitymi spojrzeniami.


Przez chwilę patrzyłem za nią. Jej groźby nie robiły na mnie wrażenia. Byłem tylko ciekawy, skąd dowiedziała się o moim kontakcie z Andromedą. Po chwili zorientowałem się, że upuściła pomięty skrawek pergaminu. Podniosłem go z ziemi i zobaczyłem list pisany na maszynie.

Kochana Dromedo, 
przeczytałem Twój list i szczerze nie mam pojęcia, co mogę powiedzieć. Pamiętam jak wspominałaś, że Twoja rodzina jest bardzo surowa, ale nie miałem pojęcia, że jest aż tak źle. Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? Nie musiałaś się obawiać, że nie zrozumiem. Przecież powiedziałaś mi już, że jesteś czarownicą, a ja ci uwierzyłem. Współczuję Ci z całego serca i mam nadzieję, że sobie poradzisz. Pytałaś mnie, czy to, że prawdopodobnie Twoja rodzina nigdy mnie nie zaakceptuje, a Ty zostaniesz wydziedziczona zmienia moje uczucia co do Ciebie. Odpowiedź jest oczywista - nigdy, przenigdy! Andromedo Irmo Black, kocham Cię i zawsze będę Cię kochać, niezależnie od tego jak popieprzone są nasze rodziny. Znasz już moje stanowisko, więc teraz ostateczna decyzja zależy już tylko od Ciebie. Mam nadzieję, że Twoja 'kochana' rodzinka nie będzie robiła problemów z powodu naszych listów. Tęsknię za Tobą. 
Ted
P.S. Wybierz mądrze :)

A więc wszystko stało się jasne. Teraz trzeba było zastanowić się co dalej. Westchnąłem ciężko. Podniosłem spojrzenie i dopiero zorientowałem się, że cała klasa gryfonów stoi nadal obok i patrzy się na mnie ze zdziwieniem.
-Na co się gapicie? Przedstawienie skończone - zawołałem, a oni od razu wrócili do swoich spraw. Spojrzałem się jeszcze raz na list. Proszę bardzo. Oto kolejny problem na mojej liście.




Linki :
  • http://www.pichaus.com/+merlin+gif+quote/
  • http://careymulliganspain.tumblr.com/page/23

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz