wtorek, 16 września 2014

rozdział 6

Lily:
Źle spałam tej nocy. Co chwila się budziłam, było mi niewygodnie i miałam dziwne sny. Aż dziw, że nie obudziłam tym swoim wierceniem Dorcas, która tym razem spała ze mną. Na szczęście jej nie było tak łatwo obudzić. Do późna rozmawiałyśmy o naszych problemach z płcią przeciwną, więc spała teraz iście kamiennym snem.
Obudziłam się znowu koło szóstej i nie widziałam sensu w tym, żeby znowu próbować zasnąć. Wyjęłam z szafy mundurek i ruszyłam do łazienki się ogarnąć. Kiedy wróciłam do dormitorium, dziewczyny już nie spały. Al i Dorcas miały bardzo zaspane miny i gapiły się bez życia na deszcz za oknem. Mary już nie było.
-Łazienka wolna. - powiedziałam, rzucając piżamę na łóżko. Zepchnęłam Dor z materaca i zabrałam się za rozplątywanie kłębu kołder i prześcieradeł.
-No w końcu! - zawołała Alicja. Porwała ubrania i pognała do toalety jakby się gdzieś paliło.
-Wiesz gdzie tym razem podziewa się Mar? - zagadnęłam Dorcas.
-Obstawiam bibliotekę - odparła, wzruszając ramionami. Gdybym miała się zakładać, pewnie też bym na to stawiała. Mary miała w zwyczaju znikać bez wieści na długie godziny i zazwyczaj w takich przypadkach znajdywałyśmy ją w jakimś kącie między regałami obłożoną starymi księgami.
Ali wróciła do dormitorium. Usiadła przed lustrem i zabrała się za makijaż. 
-Biblioteka? Przed śniadaniem? I to w drugim tygodniu zajęć? Trzeba coś z tym zrobić. - mruknęła, kręcąc głową z dezaprobatą. 
-Popieram. - powiedziałam, zakładając na ramię torbę. 
-Znając Mary pewnie zacznie zimować w tych książkach.
-Biedna Macdonald. Co ona by bez nas zrobiła. To co, idziemy? - zapytała Ali, kończąc malować usta.
-Już? Ale ja wciąż wyglądam jak straszydło - jęknęła Dorcas, pośpiesznie wiążąc buty.
-Ali będzie dziś piękna za nas wszystkie - powiedziałam, a Al uśmiechnęła się do mnie słodko i posłała mi całusa.
-Oj tam. Dla mnie wy jesteście najpiękniejsze.


Zaśmiałam się. Łatwo było jej mówić. Ona jako jedyna potrafiła znaleźć rano czas na coś takiego jak makijaż i tylko jej jednej z nas wszystkich udało się znaleźć jakiegoś porządnego faceta. Byli tacy szczęśliwi z Frankiem, a ja nie mogłam się wciąż nadziwić skąd biorą się tacy normalni chłopcy. Po zastanowieniu jednak, nie mogłam się sobie samej dziwić, skoro moje kontakty z płcią przeciwną ograniczały się w dużej mierze do Huncwotów. Im daleko było do normalności.
Kiedy wszystkie byłyśmy gotowe, ruszyłyśmy do biblioteki. Powoli kluczyłyśmy między regałami, unikając spojrzenia złowrogiej bibliotekarki. Zaglądałyśmy do wszystkich działów po kolei, ale po Mary nie było ani śladu. Nagle zamiast na Macdonald natknęłyśmy się na Longbottoma.
-Cześć dziewczyny. - powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu i czule pocałował Ali na dzień dobry. 
-Widziałeś gdzieś Mary? Znowu zaginęła. - wymruczała Alicja, obejmując go za szyję.
-Taaaak. Chyba gdzieś w dziale zielarskim. Ale raczej nie kontaktuje ze światem. - zaśmiał się Frank.
-Cała Mary. No to my lecimy. Musimy zgarnąć ją na śniadanie - powiedziałam i ruszyłam we wskazanym kierunku. Uszłyśmy z Dor już parę ładnych kroków, kiedy się zorientowałyśmy, że idziemy same, a Alicja nadal stoi tam gdzie stała - przyklejona do Franka. Odchrząknęłam głośno.
-Al. Idziesz? - szepnęłam. Uśmiechnęłam się przepraszająco do bibliotekarki, która łypała na mnie groźnie.
-Chyba poradzicie sobie beze mnie... - Alicja uśmiechnęła się błagalnie. Cholerni zakochani. Westchnęłam głośno i pokręciłam głową z rezygnacją.
-Zdecydowanie nie można jej zarzucić, że ma silną wolę - zaśmiała się Dorcas.
-Na pewno nie jeśli chodzi o Franka. - westchnęłam i ruszyłyśmy we dwie do działu zielarskiego.
Rzeczywiście. Nasza zguba szybko się znalazła. Siedziała oparta o regał i mruczała coś pod nosem, czytając dużą pożółkłą książkę.


-Hej, Mary - Dorcas podeszła do niej i zajrzała jej przez ramię. Macdonald wzdrygnęła się gwałtownie na dźwięk jej głosu i podniosła rozkojarzone spojrzenie.
-Merlinie, nie zauważyłam was. Co wy tu robicie? Chyba jeszcze nie było nawet śniadania.
-Co ty nie powiesz... - zaśmiałam się, wyciągając jej książkę z ręki.
-Mar, przeprowadzamy koleżeńską interwencję. Marsz do Wielkiej Sali.
-Nie, nie. Ja tylko skończę rozdział i pójdę. Obiecuję. Dajcie mi tylko skończyć...
-Nie obiecuj, bo i tak ci nie uwierzymy. Najpierw skończysz jeden rozdział, potem następny i obudzisz się dopiero na kolację. - zaśmiała się Dorcas, chociaż taki scenariusz był wielce prawdopodobny.
Mary przewróciła oczami, ale wepchnęła nieskończoną książkę do torby i poszła za nami.
-No dobra. To gdzie zostawiłyśmy Al? - zapytałam, rozglądając się we wszystkie strony.
-Tam. - Dorcas machnęła ręką w prawo.
Dział Historii Magii nie należał do często uczęszczanych zakątków biblioteki. Było tam cicho i spokojnie, nikt nie przeszkadzał. Idealne miejsce dla takich dwóch zakochanych gołąbków jak Alicja Richards i Frank Longbottom...

Znalezione obrazy dla zapytania library kiss gif

-Brak mi słów. Naprawdę. - westchnęłam i klasnęłam głośno w ręce. Para oderwała się od siebie, a bibliotekarka fuknęła na mnie zza regałów.
-No i po co ty tyle tej szminki rano waliłaś?



Syriusz : 
Siedziałem z resztą Huncwotów w Wielkiej Sali jedząc śniadanie, kiedy do środka wkroczyły dziewczyny i Frank. Dorcas szła na końcu grupy, rozmawiając cicho z Mary. Próbowałem coś odczytać z jej twarzy, ale gdy tylko mnie zauważyła, przybrała maskę chłodnej obojętności. Usiadła po drugiej stronie stołu, otoczona z każdej strony przyjaciółkami. Już ani razu na mnie nie spojrzała. Nie zamierzałem się prosić o uwagę.
Poczta wleciała do sali jak zwykle pod koniec śniadania. Zauważyłem puchacza matki, który pofrunął prosto do Regulusa. Niósł wielką paczkę z domu, najprawdopodobniej pełną słodyczy, albo czegoś równie umilającego życie - czegoś o czym ja nawet nie mogłem marzyć. Spodziewałem się, że tak będzie. Jego będą obsypywać prezentami, a ja mam na to patrzeć i cierpieć. Niczego od nich nie chciałem.
Wbiłem spojrzenie w talerz i skupiłem się na śniadaniu. Do naszego stołu też podleciało kilka sów, ale mało mnie to interesowało. Jedna usiadła koło Evans. Lily dostała od kogoś list, szturchnęła Dorcas i razem przeczytały go śmiejąc się cicho. Po chwili jednak uśmiech na twarzy Meadowes przeszedł w zdziwienie, gdy na jej ramieniu wylądowała sowa. W dziobie trzymała bukiet różowych róż. Przez chwilę Dorcas patrzyła się na bukiet zupełnie skonsternowana. Nie tylko ja ją obserwowałem. Dziewczyny aż podskakiwały na miejscach z podekscytowania, a James wyciągał szyję, żeby zobaczyć, o co chodzi.
-Ale piękne - doleciało do mnie głośne westchnienie Alicji. Wszystkie dziewczyny pokiwały gorliwie głowami.


Rozejrzałem się po Wielkiej Sali, zastanawiając się, od kogo mogła być przesyłka. Ślizgoni odpadali - tak samo jak Puchoni byli zajęci swoimi sprawami. Zanim zdążyłem przeskanować pozostałe domy, Meadowes wyjęła z bukietu liścik i jej wzrok powędrował w stronę stołu Krukonów. Przez sekundę wypatrywała kogoś w tłumie, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko i cała oblała się rumieńcem.
Podążyłem za jej spojrzeniem i zobaczyłem wysokiego chłopaka. Pamiętałem go. Był ścigającym Krukonów i cholernie dobrze grał.
Wstał i ruszył w naszą stronę. Nie podobał mi się jego pewny siebie uśmieszek.






Linki do zdjęć : 
  • http://sm-gifs.tumblr.com/post/36159721335/selena-blowing-sending-kisses-gifs
  • http://dealwithdarkness.tumblr.com/post/113678568901/dealwithdarkness
  • https://weheartit.com/entry/120663631
  • http://www.criticalpages.com/tag/kiss-in-library/
  • https://www.tumblr.com/tagged/good-amethyst

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz