piątek, 26 września 2014

rozdział 7

James :
Kompletnie nie rozumiałem, co tu się ostatnio działo. Wszyscy zachowywali się podejrzanie i miałem tego szczerze dość. Lily nie opuszczała Dorcas na krok i rzucała tylko rozeźlone spojrzenia na Syriusza. Dor często się z nim kłóciła, ale nigdy jeszcze tak ostro jak wczoraj. To było coś zupełnie nowego. Wiedziałem, że Łapa miał teraz dużo spraw na głowie, odkąd został wplątany w tę aferę małżeńską. Po śniadaniu dosłownie wyparował i nie pojawił się na lekcjach aż do przerwy obiadowej. Dorcas za to chodziła od śniadania cała w skowronkach. Wszyscy byli pod wrażeniem tych kwiatów, ale dziewczynom już kompletnie odbiło. Na lekcjach bez przerwy było słychać podekscytowane szepty, kiedy wymieniały się nowymi informacjami na temat krukońskiego ścigającego.
-Cześć, Mary! - zawołałem, widząc w oddali na korytarzu jej jasne włosy. Podniosła spojrzenie znad  książki i uśmiechnęła się do mnie.
-O, hej! Nie zauważyłam cię.
-Słuchaj...może ty wiesz o co chodzi Lily i Dorcas? Dziwnie się zachowują. - powiedziałem, a jej od razu zabłyszczały oczy.
-Oj no nie mów, że nic nie wiesz! Nie widziałeś tego kolesia, który przysłał Dori kwiaty na śniadaniu? - zapytała podekscytowana, a ja przewróciłem oczami.
-No jasne, że widziałem, ale o to całe halo?
-No bo oni się umówili na jutro! Dor wczoraj miała na maksa zły dzień, a tutaj Merlin się do niej uśmiecha. Rozmawiałyśmy z Jasper'em i jest mega fajnym gościem. Powiedział, że zwrócił na Dor uwagę jeszcze w pociągu z Londynu. Te kwiaty to taki słodki gest... - Mary gestykulowała żywo, aż jej książka wyleciała z ręki.
Pokiwałem powoli głową. Nadal nie udzielała mi się ta gorączka, która wszystkich najwidoczniej ogarnęła. Nie byłem przekonany, czy ufam temu całemu Jasper'owi. Kto w tych czasach podrywa dziewczynę w taki sposób? No ale może doszukiwałem się dziury w całym. Jeśli rzeczywiście był taki super, to może powinienem się po prostu cieszyć szczęściem Dor.
-No dobra, dzięki. - powiedziałem i ruszyłem na błonia na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Pod chatką Hagrida stał już mały tłumek, a wśród nich również Syriusz.
-Siema, stary. - powiedziałem, siadając koło niego na ziemi.
-Cześć. - odparł, ale nie podniósł nawet głowy. Z ogromną zawziętością skubał źdźbła trawy.
-Co jest?
-Nic. A co ma być?
Przewróciłem oczami. Miałem już dość tego dnia. Czy z nikim już nie dało się normalnie pogadać? Syriusz westchnął.
-Gadałem z Dromedą. - powiedział po chwili ciszy.
-No i co?
-Nic. Powiedziała, że napisze do tego swojego kochasia. Teraz czekamy na odpowiedź. - wzruszył ramionami. Uśmiechnąłem się i klepnąłem go w plecy, żeby go trochę podbudować.
Postanowiłem jeszcze spróbować z innej strony.
-Widziałeś tego chłopaka Dor? - zagadnąłem. Liczyłem trochę na to, że temat tak nakręcający całą resztę, zadziała i na niego.
-Chłopaka? To już oficjalnie? - zapytał bez cienia zainteresowania.
-Czy oficjalnie to nie wiem, ale Mary twierdzi, że się umówili. - powiedziałem, a Łapa cicho prychnął. Chyba moja strategia nie działała najlepiej.
-Mówią, że jest w jej typie. Ma na imię Jasper. Rok temu graliśmy z nim ostatni mecz - ciągnąłem - Fajnie by było, gdyby Dor w końcu trafiła na kogoś porządnego.
-Super. - odparł Syriusz. Wstał z ziemi, otrzepał szatę z trawy i nie czekając na mnie, odszedł w stronę reszty klasy.


Alicja :
-Merlinie, jestem taka ciekawa, jaki im jutro pójdzie. Jak myślisz? - zapytałam się Mary, kiedy razem czesałyśmy grzywę jednorożca.
-Na pewno super! Kojarzą mi się trochę z tobą i Frankiem. - odpowiedziała i uśmiechnęła się rozmarzona.
-Jak to?
-Oj wszyscy przecież wiedzą, że po skończeniu szkoły od razu weźmiecie ślub! Trzymam kciuki za Dor. - powiedziała, a ja cała oblałam się rumieńcem.
-To wcale nie jest takie pewne. W sensie z tym naszym ślubem. - wymamrotałam.
-Proszę cię. Jesteście parą idealną. Mogę się założyć, że tak się to skończy.
Godryku, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale kiedy już to sobie wyobraziłam, nie mogłam otrząsnąć się z tych myśli. Byłoby cudownie. Frank sprawiał, że czułam się najszczęśliwsza na świecie. Niczego nie pragnęłabym bardziej niż, żeby nasz związek przetrwał w dorosłym życiu. Mary uśmiechała się do mnie, jakby była całkowicie pewna tego, co mówi.




Syriusz :
No i z czego się oni wszyscy tak cieszyli? Po co się nakręcać? Przecież to zwykłe kwiaty i nic więcej. Krukon nie był nawet przystojny, a kwiaty to nie oświadczyny. Siedziałem na murku na skraju Zakazanego Lasu razem z innymi chłopakami. Niedaleko stali Rogacz, Glizdogon i Lunatyk. Nie miałem ochoty do niech podchodzić, bo nie miałem zamiaru wysłuchiwać kolejnych rewelacji o cudownym Jasperze. Rozumiem jeszcze dziewczyny, ale oni? Nie zdziwiłbym się, gdyby tamtemu typkowi chodziło tylko o jedno. Czym się tu tak ekscytować? Dla James'a Dorcas była jak siostra. Tym bardziej na jego miejscu wziąłbym faceta pod lupę, a nie łykał naiwnie te wszystkie słodkie słówka, uśmieszki i kwiatki.
-No dobra! Kończymy na dzisiaj! Na następnych zajęciach będzie coś dla chłopaków! Szczęki wam opadną. Możecie wracać do zamku! - zawołał Hagrid i zaczął zaganiać jednorożce do zagrody. Ruszyłem szybkim krokiem daleko z przodu. Byle dalej od tej rozchichotanej gromady. Od strony zamku dobiegały jakieś krzyki. Podniosłem głowę i zobaczyłem Bellatrix idącą zamaszystym krokiem w moją stronę. Darła się na całe gardło, w jednej ręce ściskała różdżkę, a w drugiej pomięty pergamin.
-Ty plugawy zdrajco! Śmierdzący dupku! - dobiegła do mnie i zaczęła wydzierać mi się prosto w twarz. Uniosłem brwi i czekałem, aż skończy z tymi epitetami i przejdzie do rzeczy. Dookoła nas zebrała się grupka gapiów. Za Bellą przybiegły jej ślizgońskie służki, a po trawiastym zboczu już wspinała się reszta gryfonów.
-Można wiedzieć o co ci chodzi? - zapytałem spokojnie, kiedy na chwilę się zamknęła.
-Nie waż się do nas więcej zbliżać! Jakim prawem mącisz jej w głowie?! Ona jest już dla kogo innego! - wrzasnęła. Cała trzęsła się ze złości.
-Wierz lub nie, ale nie mam bladego pojęcia o czym mówisz. - uśmiechnąłem się do niej, żeby jeszcze trochę się z nią podrażnić. Tak łatwo było ją wyprowadzić z równowagi. Zawsze była trochę szalona.
-Nie zbliżaj się do nas więcej, albo pożałujesz!
-Tak? Skarbie, a co ty mi możesz zrobić?
-Nawet sobie nie wyobrażasz. - syknęła i wbiła mi różdżkę w szyję.
-Czy ja wiem? Znamy się już trochę czasu. - zaśmiałem się.
-Zamknij się, dupku! Nie jesteś nawet tyle wart, żebym napluła ci na buty. - jej głos z wrzasku przeszedł do złowieszczego szeptu. Uśmiechnąłem się cynicznie.
-To może i lepiej. Całkiem lubię swoje buty.
-Ty śmierdzący zdrajco. Ty wstrętny... - znowu zaczęła się nakręcać. Przewróciłem oczami.
-Stara śpiewka. Skończyłaś? Trochę się spieszę.
-Wara ci od naszej rodziny. - warknęła i odwróciła się na pięcie. Zamaszystym krokiem pomaszerowała do zamku, a jej służki podreptały za nią, obrzucając mnie jadowitymi spojrzeniami.


Przez chwilę patrzyłem za nią. Jej groźby nie robiły na mnie wrażenia. Byłem tylko ciekawy, skąd dowiedziała się o moim kontakcie z Andromedą. Po chwili zorientowałem się, że upuściła pomięty skrawek pergaminu. Podniosłem go z ziemi i zobaczyłem list pisany na maszynie.

Kochana Dromedo, 
przeczytałem Twój list i szczerze nie mam pojęcia, co mogę powiedzieć. Pamiętam jak wspominałaś, że Twoja rodzina jest bardzo surowa, ale nie miałem pojęcia, że jest aż tak źle. Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? Nie musiałaś się obawiać, że nie zrozumiem. Przecież powiedziałaś mi już, że jesteś czarownicą, a ja ci uwierzyłem. Współczuję Ci z całego serca i mam nadzieję, że sobie poradzisz. Pytałaś mnie, czy to, że prawdopodobnie Twoja rodzina nigdy mnie nie zaakceptuje, a Ty zostaniesz wydziedziczona zmienia moje uczucia co do Ciebie. Odpowiedź jest oczywista - nigdy, przenigdy! Andromedo Irmo Black, kocham Cię i zawsze będę Cię kochać, niezależnie od tego jak popieprzone są nasze rodziny. Znasz już moje stanowisko, więc teraz ostateczna decyzja zależy już tylko od Ciebie. Mam nadzieję, że Twoja 'kochana' rodzinka nie będzie robiła problemów z powodu naszych listów. Tęsknię za Tobą. 
Ted
P.S. Wybierz mądrze :)

A więc wszystko stało się jasne. Teraz trzeba było zastanowić się co dalej. Westchnąłem ciężko. Podniosłem spojrzenie i dopiero zorientowałem się, że cała klasa gryfonów stoi nadal obok i patrzy się na mnie ze zdziwieniem.
-Na co się gapicie? Przedstawienie skończone - zawołałem, a oni od razu wrócili do swoich spraw. Spojrzałem się jeszcze raz na list. Proszę bardzo. Oto kolejny problem na mojej liście.




Linki :
  • http://www.pichaus.com/+merlin+gif+quote/
  • http://careymulliganspain.tumblr.com/page/23

wtorek, 16 września 2014

rozdział 6

Lily:
Źle spałam tej nocy. Co chwila się budziłam, było mi niewygodnie i miałam dziwne sny. Aż dziw, że nie obudziłam tym swoim wierceniem Dorcas, która tym razem spała ze mną. Na szczęście jej nie było tak łatwo obudzić. Do późna rozmawiałyśmy o naszych problemach z płcią przeciwną, więc spała teraz iście kamiennym snem.
Obudziłam się znowu koło szóstej i nie widziałam sensu w tym, żeby znowu próbować zasnąć. Wyjęłam z szafy mundurek i ruszyłam do łazienki się ogarnąć. Kiedy wróciłam do dormitorium, dziewczyny już nie spały. Al i Dorcas miały bardzo zaspane miny i gapiły się bez życia na deszcz za oknem. Mary już nie było.
-Łazienka wolna. - powiedziałam, rzucając piżamę na łóżko. Zepchnęłam Dor z materaca i zabrałam się za rozplątywanie kłębu kołder i prześcieradeł.
-No w końcu! - zawołała Alicja. Porwała ubrania i pognała do toalety jakby się gdzieś paliło.
-Wiesz gdzie tym razem podziewa się Mar? - zagadnęłam Dorcas.
-Obstawiam bibliotekę - odparła, wzruszając ramionami. Gdybym miała się zakładać, pewnie też bym na to stawiała. Mary miała w zwyczaju znikać bez wieści na długie godziny i zazwyczaj w takich przypadkach znajdywałyśmy ją w jakimś kącie między regałami obłożoną starymi księgami.
Ali wróciła do dormitorium. Usiadła przed lustrem i zabrała się za makijaż. 
-Biblioteka? Przed śniadaniem? I to w drugim tygodniu zajęć? Trzeba coś z tym zrobić. - mruknęła, kręcąc głową z dezaprobatą. 
-Popieram. - powiedziałam, zakładając na ramię torbę. 
-Znając Mary pewnie zacznie zimować w tych książkach.
-Biedna Macdonald. Co ona by bez nas zrobiła. To co, idziemy? - zapytała Ali, kończąc malować usta.
-Już? Ale ja wciąż wyglądam jak straszydło - jęknęła Dorcas, pośpiesznie wiążąc buty.
-Ali będzie dziś piękna za nas wszystkie - powiedziałam, a Al uśmiechnęła się do mnie słodko i posłała mi całusa.
-Oj tam. Dla mnie wy jesteście najpiękniejsze.


Zaśmiałam się. Łatwo było jej mówić. Ona jako jedyna potrafiła znaleźć rano czas na coś takiego jak makijaż i tylko jej jednej z nas wszystkich udało się znaleźć jakiegoś porządnego faceta. Byli tacy szczęśliwi z Frankiem, a ja nie mogłam się wciąż nadziwić skąd biorą się tacy normalni chłopcy. Po zastanowieniu jednak, nie mogłam się sobie samej dziwić, skoro moje kontakty z płcią przeciwną ograniczały się w dużej mierze do Huncwotów. Im daleko było do normalności.
Kiedy wszystkie byłyśmy gotowe, ruszyłyśmy do biblioteki. Powoli kluczyłyśmy między regałami, unikając spojrzenia złowrogiej bibliotekarki. Zaglądałyśmy do wszystkich działów po kolei, ale po Mary nie było ani śladu. Nagle zamiast na Macdonald natknęłyśmy się na Longbottoma.
-Cześć dziewczyny. - powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu i czule pocałował Ali na dzień dobry. 
-Widziałeś gdzieś Mary? Znowu zaginęła. - wymruczała Alicja, obejmując go za szyję.
-Taaaak. Chyba gdzieś w dziale zielarskim. Ale raczej nie kontaktuje ze światem. - zaśmiał się Frank.
-Cała Mary. No to my lecimy. Musimy zgarnąć ją na śniadanie - powiedziałam i ruszyłam we wskazanym kierunku. Uszłyśmy z Dor już parę ładnych kroków, kiedy się zorientowałyśmy, że idziemy same, a Alicja nadal stoi tam gdzie stała - przyklejona do Franka. Odchrząknęłam głośno.
-Al. Idziesz? - szepnęłam. Uśmiechnęłam się przepraszająco do bibliotekarki, która łypała na mnie groźnie.
-Chyba poradzicie sobie beze mnie... - Alicja uśmiechnęła się błagalnie. Cholerni zakochani. Westchnęłam głośno i pokręciłam głową z rezygnacją.
-Zdecydowanie nie można jej zarzucić, że ma silną wolę - zaśmiała się Dorcas.
-Na pewno nie jeśli chodzi o Franka. - westchnęłam i ruszyłyśmy we dwie do działu zielarskiego.
Rzeczywiście. Nasza zguba szybko się znalazła. Siedziała oparta o regał i mruczała coś pod nosem, czytając dużą pożółkłą książkę.


-Hej, Mary - Dorcas podeszła do niej i zajrzała jej przez ramię. Macdonald wzdrygnęła się gwałtownie na dźwięk jej głosu i podniosła rozkojarzone spojrzenie.
-Merlinie, nie zauważyłam was. Co wy tu robicie? Chyba jeszcze nie było nawet śniadania.
-Co ty nie powiesz... - zaśmiałam się, wyciągając jej książkę z ręki.
-Mar, przeprowadzamy koleżeńską interwencję. Marsz do Wielkiej Sali.
-Nie, nie. Ja tylko skończę rozdział i pójdę. Obiecuję. Dajcie mi tylko skończyć...
-Nie obiecuj, bo i tak ci nie uwierzymy. Najpierw skończysz jeden rozdział, potem następny i obudzisz się dopiero na kolację. - zaśmiała się Dorcas, chociaż taki scenariusz był wielce prawdopodobny.
Mary przewróciła oczami, ale wepchnęła nieskończoną książkę do torby i poszła za nami.
-No dobra. To gdzie zostawiłyśmy Al? - zapytałam, rozglądając się we wszystkie strony.
-Tam. - Dorcas machnęła ręką w prawo.
Dział Historii Magii nie należał do często uczęszczanych zakątków biblioteki. Było tam cicho i spokojnie, nikt nie przeszkadzał. Idealne miejsce dla takich dwóch zakochanych gołąbków jak Alicja Richards i Frank Longbottom...

Znalezione obrazy dla zapytania library kiss gif

-Brak mi słów. Naprawdę. - westchnęłam i klasnęłam głośno w ręce. Para oderwała się od siebie, a bibliotekarka fuknęła na mnie zza regałów.
-No i po co ty tyle tej szminki rano waliłaś?



Syriusz : 
Siedziałem z resztą Huncwotów w Wielkiej Sali jedząc śniadanie, kiedy do środka wkroczyły dziewczyny i Frank. Dorcas szła na końcu grupy, rozmawiając cicho z Mary. Próbowałem coś odczytać z jej twarzy, ale gdy tylko mnie zauważyła, przybrała maskę chłodnej obojętności. Usiadła po drugiej stronie stołu, otoczona z każdej strony przyjaciółkami. Już ani razu na mnie nie spojrzała. Nie zamierzałem się prosić o uwagę.
Poczta wleciała do sali jak zwykle pod koniec śniadania. Zauważyłem puchacza matki, który pofrunął prosto do Regulusa. Niósł wielką paczkę z domu, najprawdopodobniej pełną słodyczy, albo czegoś równie umilającego życie - czegoś o czym ja nawet nie mogłem marzyć. Spodziewałem się, że tak będzie. Jego będą obsypywać prezentami, a ja mam na to patrzeć i cierpieć. Niczego od nich nie chciałem.
Wbiłem spojrzenie w talerz i skupiłem się na śniadaniu. Do naszego stołu też podleciało kilka sów, ale mało mnie to interesowało. Jedna usiadła koło Evans. Lily dostała od kogoś list, szturchnęła Dorcas i razem przeczytały go śmiejąc się cicho. Po chwili jednak uśmiech na twarzy Meadowes przeszedł w zdziwienie, gdy na jej ramieniu wylądowała sowa. W dziobie trzymała bukiet różowych róż. Przez chwilę Dorcas patrzyła się na bukiet zupełnie skonsternowana. Nie tylko ja ją obserwowałem. Dziewczyny aż podskakiwały na miejscach z podekscytowania, a James wyciągał szyję, żeby zobaczyć, o co chodzi.
-Ale piękne - doleciało do mnie głośne westchnienie Alicji. Wszystkie dziewczyny pokiwały gorliwie głowami.


Rozejrzałem się po Wielkiej Sali, zastanawiając się, od kogo mogła być przesyłka. Ślizgoni odpadali - tak samo jak Puchoni byli zajęci swoimi sprawami. Zanim zdążyłem przeskanować pozostałe domy, Meadowes wyjęła z bukietu liścik i jej wzrok powędrował w stronę stołu Krukonów. Przez sekundę wypatrywała kogoś w tłumie, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko i cała oblała się rumieńcem.
Podążyłem za jej spojrzeniem i zobaczyłem wysokiego chłopaka. Pamiętałem go. Był ścigającym Krukonów i cholernie dobrze grał.
Wstał i ruszył w naszą stronę. Nie podobał mi się jego pewny siebie uśmieszek.






Linki do zdjęć : 
  • http://sm-gifs.tumblr.com/post/36159721335/selena-blowing-sending-kisses-gifs
  • http://dealwithdarkness.tumblr.com/post/113678568901/dealwithdarkness
  • https://weheartit.com/entry/120663631
  • http://www.criticalpages.com/tag/kiss-in-library/
  • https://www.tumblr.com/tagged/good-amethyst

niedziela, 14 września 2014

rozdział 5

-Andromeda? Co ty tu robisz? - Syriusz aż wstał ze zdziwienia, kiedy dziewczyna weszła do pokoju.
-Chciałam z tobą porozmawiać, ale jeśli to nieodpowiedni moment, to ja...
-Nie, nie, nie! Usiądź. - wskazał jej wygodny fotel. Usiadła, a on zajął miejsce naprzeciwko.
-O co chodzi?
-Rozmawiałeś dzisiaj z Bellą i Cyzią... - zaczęła cicho. Wszyscy obecni w pomieszczeniu przyglądali się jej z zainteresowaniem. Jeszcze nigdy nie odwiedził ich nikt z rodziny Black. Oni z reguły raczej się nienawidzili. Jak się nad tym dłużej zastanowić, to w ogóle nie odwiedził ich nigdy żaden ślizgon. Dlatego obecność Andromedy Black w pięknej zielonej sukience, z rodowym pierścieniem na palcu była w ich gryfońskim dormitorium czymś naprawdę osobliwym.
-Jeśli tylko można to nazwać rozmową. - odparł Syriusz, wpatrując się w kuzynkę.
-Możesz mi wyjaśnić o co chodzi? Rozumiem, że od kiedy jestem uznawany za zdrajcę, nie powinnyście się ze mną zadawać, dlatego nie będzie przesadą, jeśli powiem, że twoja wizyta jest tutaj raczej niespodziewana. Ale ta cała rozmowa z Bellą... to było dziwne. Cyzia wyglądała jakby się bała. - Łapa wiedział, że po ucieczce z domu wszystko się zmieni. Rodzina skrzętnie wymazywała ze swojej historii wszelkie pozostałości po zbuntowanych jednostkach. Jednak mimo swojej ogromnej niechęci do świata Black'ów, nie mógł pozostać obojętny. Bardzo chciał się dowiedzieć, co się zmieniło w jego rodzinie, odkąd uciekł. Coś złego się tam działo i ta myśl nie dawała mu spokoju.
-Bo się bała. - szepnęła Andromeda, uciekając spojrzeniem od jego twarzy.
Syriusz uniósł brwi. Już chciał coś powiedzieć, kiedy dziewczyna zerwała się z fotela.
-Nie powinnam tu przychodzić. To był błąd... - już chciała wyjść, ale Syriusz zastawił jej drogę.
-Powiedz mi! Obiecuję, że wszystko zostanie tylko między nami. - powiedział łagodnie. Rozejrzała się po innych chłopakach obecnych w pokoju i nerwowo przełknęła ślinę.
-Czy oni mogą nas zostawić? - zapytała cichutko. Remus, Peter, Frank i James od razu się zerwali i wyszli z pokoju, mówiąc na odchodne, że jakby co będą u dziewczyn.
-Wiesz, że ja zawsze dotrzymuję obietnic i nikt się nie dowie o tym, co mi powiedziałaś. - zapewnił ją Syriusz, kiedy już zostali sami.
-To twoi przyjaciele, tak? Możesz im powiedzieć, ale nie chcę, żeby za dużo osób o tym wiedziało. Gdyby doszło do Belli, że tu byłam...
-Nie dowie się. Dromeda, o co chodzi?
-Cóż, miałeś rację, kiedy powiedziałeś Belli, że coś się zmieniło u nas w domu.
-Reżim? - bardziej stwierdził, niż zapytał. Reżim był bardzo w stylu Black'ów. Andromeda kiwnęła głową.
-Chodzi o to, że moja matka...źle zniosła to, że jest u nas w rodzinie zdrajca. Kiedy twoi rodzice jej o tym napisali, od razu zaczęła myśleć jak zapobiec temu, żebym ani ja, ani Cyzia, ani Bella, nie poszły w twoje ślady. Zwariowała. Zawsze mówiła, że byłaby to wielka hańba i nie zniosłaby tego. Ale teraz... 
-Wprowadziła nowe zasady? - wiedział, do czego była zdolna jego ciotka, bo była taka sama jak jego szalona matka. Zaślepiona czystością krwi i wyssanym z palca honorem.
-Tak - powiedziała cicho Dromeda i pociągnęła nosem. Miała zaszklone oczy i wyraźnie zbierało jej się na płacz. Położył jej rękę na ramieniu.
-To już zaczęło się wcześniej. Teraz tylko się nasiliło. Zaplanowała nam całą przyszłość, wszystko od początku do końca i och, to takie straszne. Ja po prostu boję się, bo jak tylko skończymy szkołę...
-Jak to zaplanowała?


-Nie wiesz? Ona wybrała nam mężów. Oni są z Nim. - wyszeptała wyraźnie przerażona, a Syriusza zatkało. Nie wiedział co powiedzieć. Nie spodziewał się, że jego rodzina była aż tak porąbana. No bo żeby skazywać własne dzieci na służbę maniakowi, który rozpętał na świecie wojnę? Z rąk jego psychopatycznych sługusów ginęli ludzie, a droga cioteczka chciała wydać za nich własne dzieci?
-Ja nie chcę. Chcę wyjść za mąż z miłości, nie z przymusu. Nie chcę być żoną Śmierciożercy. - powiedziała łamiącym się głosem.
-Wiesz kto? - zapytał Łapa.
-Rodzice dogadali się z Mulciber'ami i Lestrange'ami. Jeszcze szukają męża dla Cyzi, ale obie podejrzewamy, że zostanie nim Lucjusz Malfoy.
Syriusz podniósł brwi i głośno wypuścił powietrze.
-Żaden z nich nie nadaje się na męża. Nie dla was.
-Powiedz to mojej matce. Syriusz, ja nie kocham Mulciber'a. Kocham kogoś innego.
-No to przedstaw go rodzicom! Może zmienią zdanie!
-To nie takie proste. Oni go nigdy nie zaakceptują!
-Dlaczego? Może zmienią zdanie. Przecież.... - zamilkł, kiedy zobaczył jej minę. Cała zbladła i spuściła spojrzenie na kolana. - On jest czarodziejem, prawda?
Podniosła wzrok i jedna łza spłynęła jej po policzku.
A więc nie zmienią zdania. Syriusz wstał z fotela i zaczął chodzić po pokoju w tę i z powrotem.
-Zawsze jest jakieś rozwiązanie. - powtarzał to w kółko, przez dziesięć minut, chodząc od ściany, do ściany.
-Tak. Mam wybór. Mogę albo zostać żoną Mulciber'a, być akceptowana przez rodzinę, ale nieszczęśliwa do końca życia, albo uciec, zostać wydziedziczoną, ale przynajmniej być z osobą, którą kocham. - powiedziała Andromeda i kolejny raz pociągnęła nosem. - Jesteś jedyną osobą jaką znam, która się postawiła. Musisz mi pomóc. Co mam robić?
-Nie mam pojęcia...

***

-Cześć - powiedział Syriusz, kiedy godzinę później stanął w drzwiach dormitorium dziewczyn. 
-Hej, skończyliście już? - zapytał Remus. 
-Tak. Możemy porozmawiać? U nas.
Huncwoci pokiwali głowami i pożegnawszy się z koleżankami, wrócili do siebie.
Syriusz palił papierosa za papierosem, krążąc po pokoju i opowiadając im rewelacje, które przyniosła mu Andromeda.
-Co powinienem jej powiedzieć? Nikomu nie polecam odłączenia się od rodziny, ale zarówno mój, jak i jej przypadek są beznadziejne. Może i bez nich będzie szczęśliwsza, ale może też być jeszcze gorzej. Jeśli nawet nie będzie tęskniła za rodzicami, to na pewno za siostrami. Zawsze były ze sobą blisko.
-Ale będzie miała osobę, którą kocha. Są plusy i minusy. - powiedział Remus. 
-Jeśli zgodzi się na to, czego chce jej matka też będą plusy i minusy. - zauważył James. 
-To wszystko moja wina. - Syriusz opadł na fotel i sięgnął po kolejnego papierosa.
-Niby dlaczego? - spytał Glizdogon. 
-Gdybym nie uciekł z domu ciotka nie próbowałaby na siłę zaplanować ich przyszłości...
-Ale Andromeda powiedziała, że to się zaczęło już wcześniej. 
-Ale przybrało na sile po mojej ucieczce. 
-Gdybyś nie uciekł, to byłbyś w tej samej sytuacji, co one teraz. - powiedział Remus - Nie zadręczaj się, bo przeszłości i tak nie zmienisz. 
-Dokładnie. Lepiej zastanówmy się, jak im można pomóc. Chociaż nie wiem, czy chcę pomagać Bellatrix... - dodał Rogacz. 
-Ona już się zgodziła na ślub z Lestrange'm. - powiedział Łapa. 
-Nawet do siebie pasują. 
Wszyscy zaśmiali się, kiwając głowami.Tylko Syriusz siedział, gapiąc się w jeden punkt na podłodze, otoczony chmurą z dymu. Nikt nie zazdrościł mu położenia, w którym się znalazł.

 

-Dlaczego moja rodzina jest tak popieprzona? - zapytał sam siebie. 
-Nie martw się, Wąchaczu. Coś wymyślimy. Na początek może powiedz Andromedzie, żeby napisała do tego swojego mugola i wyjaśniła mu wszystko. Zobaczymy jak on zareaguje. Może mu się nagle odwidzieć i nie będzie chciał jej znać, albo wręcz przeciwnie. Stwierdzi, że bez względu na wszystko chce być z nią do końca życia. To powinno wiele wyjaśnić. - zaproponował Remus, a Syriusz pokiwał głową i odparł: 
-Dobry pomysł. Dzięki Lunatyk, ty to masz łeb.


***


Lily i Dor niedziele spędzały leżąc plackiem w dormitorium. Nie miały ochoty wyściubiać nosa na zewnątrz, mimo że Alicja i Mary już z samego rana gdzieś zniknęły. Dzień z książką to było dokładnie to, czego potrzebowały. Obie ułożyły się wygodnie i dały się wciągnąć lekturze.

 


Dochodziła pora obiadu, ale żadnej z nich jakoś nie chciało się wstawać. Niestety w pewnym momencie ich błogie, ciche lenistwo zostało zakłócone, gdy do ich sypialni bezpardonowo wdarła się gromada Huncwotów. Chłopaki nie mieli w zwyczaju pukać do drzwi, więc Dorcas tylko przewróciła oczami i nie oderwała się od książki, gdy James rzucił się na łóżko obok niej.
-Nie przypominam sobie, żebyśmy was zapraszały. - powiedziała Evans, piorunując ich wzrokiem. 
-Ach, gdyby tylko spojrzenie mogło zabijać, co Evans? - zażartował James. 
-Tak, moje życie byłoby o wiele łatwiejsze. - warknęła i próbowała wrócić do lektury, ale niestety nie było jej to dane. Potter ze słodkim uśmiechem wstał, przeszedł przez pokój i usiadł koło niej.
-Potter! Próbuję się skupić! Zabieraj się stąd! - krzyknęła, wbijając mu łokieć w brzuch. 
-Evans, spokojnie. Coś jest chyba z tobą nie w porządku, bo tylko tobie przeszkadzam. Nie możesz mnie po prostu ignorować? Spójrz na Dor, jej to świetnie idzie.
-Jak widać nie mogę! Poza tym, jeśli z kimś w tym pokoju jest coś nie w porządku, to tylko i wyłącznie z tobą!  
James przewrócił oczami i powiedział: 
-Pora na mały eksperyment. Łapo, bądź tak dobry i usiądź obok Dorcas. Zobaczymy, czy zrobi się tak samo czerwona, jak Evans tu przy mnie.
Jak James powiedział, tak Syriusz zrobił. Rzucił się na materac obok Meadowes i uśmiechnął się do niej czarująco. Dor przewróciła oczami. Zasłoniła twarz książką i pokazała James'owi środkowy palec. Oczywiście, że zrobi się czerwona. Co za głupota! Dlaczego akurat on? Nie mogła skupić się na czytaniu. Wbiła wzrok w jeden wyraz, ale jej mózg nie był w stanie dalej czytać. Sens słów przestał do niej docierać.
-Dość tego! Potter, masz natychmiast zostawić mnie w spokoju! - wrzasnęła nagle Lily i z twarzą koloru dojrzałego pomidora zerwała się z łóżka i pomaszerowała do łazienki, trzaskając na koniec drzwiami.Wszyscy poza Black'iem powiedli za nią rozbawionymi spojrzeniami.
-Dlaczego ty zawsze musisz ją zdenerwować? - zapytała Dor, uznając grę za skończoną. Zatrzasnęła książkę i wbiła oskarżający wzrok w James'a.
-Mnie się pytasz?  Nawet nie wiem, co ją tak strasznie wkurza. - bronił się James z szerokim uśmiechem.
-Dobrze wiem, że nie jesteś taki głupi. Nie traktujesz jej normalnie, to wystarczy. I robisz to specjalnie!
-I to jest problem? - zdziwił się Rogacz. 
-Tak, to jeden z największych problemów Lily. Dlatego weź po prostu przestań. Jeśli serio chcesz mieć z nią dobre relacje, to traktuj ją jak człowieka.
-Wielki mi problem. - prychnął Syriusz pod nosem.
Dorcas spojrzała się na niego ze złością. To nie był dobry moment na kłótnię z Black'iem. Po tym durnym eksperymencie Potter'a zbyt łatwo było ją wyprowadzić z równowagi.
-A żebyś wiedział. - warknęła. Nikt nie będzie kpił z niej i jej przyjaciół. Nawet Syriusz. Ba! Szczególnie Syriusz. 
-No to, mała, chyba niewiele wiesz o prawdziwych problemach.
-No tak. Jak mogłam zapomnieć, że nikt nie ma gorzej od biednego Syriusza Blacka! - odparła, kręcąc głową. Resztki cierpliwości właśnie z niej uleciały.
-Nie powiedziałem, że nikt, ale nie wydaje mi się, żebyś to była ty, albo inna z twoich szesnastoletnich koleżanek. - jego ton jeszcze bardziej ją irytował. Mówił do niej, jakby była małym dzieckiem, któremu trzeba pokazać, gdzie jego miejsce. Nie zamierzała dawać mu się tak traktować.
-Bardzo przepraszam, że w ogóle ośmieliłam się coś powiedzieć w Pana obecności, Panie Black. Gdybyś jednak zapomniał, to jesteś w tym samym wieku. Dorosły się znalazł! Wielki Pan Black ze swoimi poważnymi problemami - prychnęła. 
-A żebyś wiedziała! Wydziedziczenie, albo aranżowane małżeństwo nie są problemami nastolatków. To są poważniejsze sprawy, od zdecydowania się między szminką, a błyszczykiem! 
-Nikt tu nie mówi o szmince i błyszczyku, a właśnie o poważnych problemach.
W oczach zaszkliły jej się łzy złości. 
-Nadal nie wydaje mi się, żebyś takie miała. - Syriusz uniósł brwi, patrząc się na nią oceniająco. 
-Nic o mnie nie wiesz - wycedziła przez zęby.
-Wydaje mi się, że znam cię wystarczająco.
-Och, no tak, skoro Pan Black tak uważa to widać tak musi rzeczywiście być. Dziwię się tylko co Pan Black w ogóle tu robi. Czego taki jaśnie pan może w ogóle szukać w tak niskim towarzystwie jak ja i moje głupie, nieznające życia, szesnastoletnie koleżanki?!
-Brawo, Meadowes. Pokazałaś, co znaczy dyskusja na poziomie - zakpił Black. On też był wkurzony, potrzebował kogoś, żeby wyładować swoją złość, a ona jak zwykle świetnie się do tego nadawała. Teraz jednak zranił ją za mocno. Nie powinien drwić z jej przyjaciółek.
-Wyjdź. Wynoś się! - krzyknęła, wyjmując różdżkę. Nie wiedziała, dlaczego tak nagle wybuchła, ale nie mogła powstrzymać łez.
Syriusz pokręcił zdegustowany głową, ale nic nie powiedział. Wyszedł, trzaskając drzwiami. Reszta Huncwotów patrzyła się na to z szeroko otwartymi oczami kompletnie zszokowana. Nikt nie spodziewał się, że ta niewinna wizyta zakończy się tak spektakularnie. Kłótnie między Black'iem a Meadowes nie były rzadkością, ale zwykle nie kończyły się grożeniem różdżką i trzaskaniem drzwiami. Dorcas miała zarumienione od emocji policzki i ciężko oddychała, gdy przeniosła na nich spojrzenie.
-Na co czekacie? - powiedziała cichym i drżącym z emocji głosem.
-Dor...- zaczął James, ale kiedy się na niego spojrzała, zrozumiał, że to nie jest dobry moment. Skinął głową na Peter'a i Remus'a i razem wyszli. 
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, Dorcas rozpłakała się na dobre.
Lily wyszła po cichu z łazienki i zatrzymała się, patrząc smutno na przyjaciółkę. Słyszała każde słowo i choć nie do końca wszystko rozumiała, było jej bardzo żal. Mogła się domyśleć, ile to wszystko dla Dor znaczyło. Kochała ją jak własną siostrę i bolało ją, kiedy cierpiała. A niestety przez Black'a cierpiała za często.


Podeszła do niej, objęła ramieniem i przytuliła. Chwilę siedziały w ciszy. Lily głaskała ją po włosach, pozwalając wypłakać się w ramię.
-Zachował się jak świnia. - szepnęła jej do ucha. 
-Słyszałaś? - zapytała łamiącym się głosem Dor. 
-Tak. Nieźle się darliście. Doruś, dzięki, że stanęłaś w naszej obronie.
Meadowes pokiwała głową i wtuliła się w ramię przyjaciółki. Lily była dla niej jedną z najważniejszych na świecie osób i była gotowa o nią zawsze walczyć. Nieważne z kim. Nawet z nim.
Nagle drzwi się otworzyły i do dormitorium weszła Mary. Spojrzała ze zdziwieniem na skulone na ziemi dziewczyny. Usiadła obok nich i uśmiechnęła się pokrzepiająco do Dorcas.
-Chłopak? - domyśliła się. 
-Skończony dupek. - mruknęła Lily. Mary pokiwała głową, domyślając się o kogo chodziło.
-Hej. Kiedyś na pewno znajdziesz tego jedynego. Życzę ci tego. 









Linki do zdjęć:
  • http://wifflegif.com/gifs/372712-keira-knightley-james-mcavoy-gif
  • http://tonsofgifs.tumblr.com/post/16618206078/ben-barnes-gifs-pt-2
  • https://pl.pinterest.com/pin/441212094730781795/
  • http://favim.com/image/681780/
  • http://gifhunterress.tumblr.com/post/45177972337/karen-gillan-gif-hunt-220-please-like-reblog-if
  • http://giphy.com/gifs/FJuUjZXpH9X2g

rozdział 4

-Co tam masz Frank? - Huncwoci zgromadzili się wokół Longbottom'a, który ściskał w dłoniach czarne pudełko dostarczone chwilę temu przez sowę.
Była sobota, pierwszy tydzień zajęć za nimi i wszyscy mieli ochotę się trochę odprężyć.
Longbottom uchylił wieczko pudełka i wyciągnął ze środka stary aparat fotograficzny.
-No no, Frank. Po co ci to cudeńko? - zapytał Remus.
-Zapomniałem z domu. Starzy właśnie przysłali go pocztą. W wakacje skończyłem kurs fotograficzny - podał aparat chłopakom, żeby mogli go obejrzeć.
-Ekstra, mam podobny - powiedział Syriusz.
-Co wy na to, żebyśmy udokumentowali nasze gryfońskie życie, hm? - zapytał Rogacz, przechwytując aparat. Spojrzał się po przyjaciołach z uśmiechem. Wiedział, jaka będzie odpowiedź.
-No jasne!


***


-Cześć dziewczyny! - chłopcy wparowali do ich dormitorium jak stado hipogryfów.
-Jakim prawem wchodzicie tu bez pukania?! - ofuknęła ich Lily. 
-Schowaj pazury, Evans. Przychodzimy z pokojowymi zamiarami. Co wy na to, żeby wziąć udział w małej sesji zdjęciowej? - Zaproponował Black. 
-Teraz? Niby gdzie? - Dorcas uniosła wysoko brwi.
-Gdziekolwiek... co powiecie na Hogsmeade?
-Właściwie to miałyśmy już plany... - zaczęła Lily, ale Mary weszła jej w słowo:
-Skąd ten pomysł?
-Stwierdziliśmy, że fajnie byłoby założyć pierwszy w historii album huncwotów. Łaskawie zapraszamy was, żebyście wystąpiły w nim gościnnie. - powiedział Remus, szczerząc do niej zęby.
-Zbytek łaski. Dziękujemy bardzo. - odparła Evans, ale reszta dziewczyn już uśmiechała się pod nosem.
-No chodźcie! Będzie zabawa! - powiedział James, ciągnąc Dorcas za rękę.
-Skoro tak ładnie prosicie... - Alicja już wpadła w ramiona Frank'a i była jedną nogą za drzwiami.
Lily jednak miała nieprzejednaną minę. James spojrzał się błagalnie na Dorcas.
-Mmmm, Liluś... Wiesz, że nie mogę odmówić, kiedy on tak patrzy... - zaśmiała się Dor. Mary też już zakładała buty. Wszyscy patrzyli oczekująco na Evans, a ona wiedziała, że została przegłosowana. Przewróciła oczami i wzdychając teatralnie odparła:
-Niech wam będzie.



***


Wymknęli się po kryjomu do Hogsmeade. Był piękny, ciepły dzień, a sklepy kusiły powakacyjnymi wyprzedażami. James postanowił przy okazji wyjścia do wioski kupić nowe oprawki, a Alicja chciała przymierzyć kupę ubrań. Mierzyli przeróżne okulary, wchodzili do sklepów z przedziwnymi kreacjami i księgarni i długo długo włóczyli się po ulicach. Spędzili cały dzień na wygłupach, żartach i głośnym śmiechu a zdjęcia robiły się same. Aparat Franka wędrował z rąk do rąk.


grafika ben barnes, cute, and love


***

Kiedy wracali już do Hogwart'u, rozgadani i roześmiani, zderzyli się w drzwiach z grupą ślizgonów. Nigdy nie były to przyjemne spotkania, więc ich dobre nastroje od razu trochę osłabły.
-Uważajcie, jak chodzicie! - krzyknęła na nich ciemnowłosa dziewczyna, a jej oczy aż zapłonęły ze złości.
-Spokojnie, kuzyneczko. Złość piękności szkodzi - powiedział Syriusz do Bellatrix. 
-Niektórzy zapominają, że zdrajcy krwi nie mają głosu. - syknęła przez zaciśnięte zęby. 
-Daj spokój, Bello. Jeszcze nie tak dawno bawiliśmy się razem klockami. - zaśmiał się Łapa. 
Bellatrix zmrużyła oczy. 
-Nie przypominam sobie. 
-Widzę, że moja droga ciocia wprowadziła nowy reżim w naszym domu. Czy teraz już nawet nie wolno nam powspominać dawnych czasów?
-Nie waż się wspominać o tym domu, brudny zdrajco!
-No wiesz co? Jesteśmy przecież rodziną. 
-Nieaktualne - Bella cała się nastroszyła i splunęła mu pod nogi.
Wąchacz rozejrzał się po ślizgonach i wyłowił z grupy wzrokiem Narcyzę. 
-Cześć Cyzia, co u ciebie? - zwrócił się do młodszej siostry Black. 
Dziewczyna wbiła wzrok w ziemię i nie odezwała się słowem.
-Rozumiem. Czarujące. No dobra, idziemy? - Syriusz rzucił beztrosko do reszty gryfonów i weszli do zamku. Wspinając się po schodach na wieżę Gryffindoru, przyjaciele wymieniali się posępnymi spojrzeniami. Nikt nie chciał komentować tego, jak Bellatrix Black traktowała Syriusza. Wszyscy wiedzieli, że Łapa nie miał ciepłej, kochającej rodziny, ale te wakacje naprawdę wiele zmieniły. Nikt tego nie mówił na głos, ale wszyscy domyślali się, że Syriusz cierpiał o wiele bardziej, niż to pokazywał.

***

Huncwoci siedzieli w swoim dormitorium, każdy zajęty swoimi sprawami, kiedy nagle rozległo się pukanie do drzwi. James z głośnym westchnięciem wstał z fotela i wyjrzał na zewnątrz. Stanął jak wryty, z szeroko otwartymi oczami i dopiero po chwili uświadomił sobie, że ma również otwartą buzię.
-Cześć?
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy zastałam Syriusza? - stojąca w drzwiach dziewczyna wyraźnie się denerwowała. Przestępowała z nogi na nogę, miała zaciśnięte zęby i napięte wszystkie mięśnie.
-Jasne - powiedział Rogacz i szerzej otwierając drzwi, rzucił przez ramię - Wąchaczu, masz gościa.

 







Linki do zdjęć :
  • http://evansuszm.blogspot.com/p/blog-page_20.html
  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872365854349/
  • https://pl.pinterest.com/pin/518054763387854955/
  • http://www.dailymail.co.uk/tvshowbiz/article-2331443/Andrew-Garfield-spins-web-fun-young-star-Jorge-Vegas-set-sequel.html
  • https://pl.pinterest.com/pin/226446687485199893/
  • https://themccpblog.wordpress.com/2009/12/30/ed-westwick-the-sexiest-man-in-the-world/
  • https://www.thewrap.com/life-partners-review-gillian-jacobs-leighton-meester-adam-brody/
  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872366461812/
  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872365833859/
  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872369253407/
  • https://weheartit.com/entry/141317720

piątek, 12 września 2014

rozdział 3

19 lat później - Harry : 
Schyliłem się nad myślodsiewnią, a moja twarz przeniknęła przez chłodną taflę wspomnień Snape'a. Wszedłem do środka cieplarni, z której dobiegały głosy uczniów. To szósty rocznik, krzątał się dwójkami przy donicach z Jadowitą Tentakulą. Zauważyłem Snape'a - pracował w parze z jakąś nieznaną mi ślizgonką. Chyba nie był zadowolony i co jakiś czas zerkał w prawą stronę. Odwróciłem się, podążając za jego spojrzeniem i zobaczyłem ich. Moich rodziców. To na pewno byli oni. Od razu ich poznałem i zrozumiałem, dlaczego wszyscy zwracali uwagę na moje podobieństwo do ojca. Podszedłem bliżej i przysłuchałem się ich rozmowie. 
-Źle to robisz, idioto. Trzymaj te macki wysoko, bo inaczej cali będziemy w....- roślina opryskała ich żółtą mazią. - No mówiłam! 
-Ok, ok! Sorry! Merlinie, co cię dzisiaj ugryzło? 
-Pytasz mnie, czy Merlina? 
Tata przewrócił oczami. 
-No jasne, że ciebie. 
-Nie wiem, czy dla takich osłów jak ty Potter cokolwiek jest jasne. Jak śmiałeś to zrobić?! 
-TO zrobić? Evans, nie jesteśmy dziećmi, nazywajmy rzeczy po imieniu. Pocałowałem cię. Wielkie mi halo. Nie powinnaś się tak wkurzać, bo wiem, że ci się podobało! - Zmarszczyłem brwi na samą myśl o tym. Może i to normalne w ich wieku, ale i tak wolałbym o tym nie wiedzieć. Mama nie wyglądała na zachwyconą. Syknęła cicho i rozejrzała się dookoła, upewniając się, że nikt nie podsłuchiwał.
-Masz urojenia. - szepnęła, piorunując tatę spojrzeniem. On był jednak całkiem wyluzowany. Jedną ręką trzymał wysoko macki Jadowitej Tętakuli, a jego mina wskazywała na to, że był z siebie bardzo zadowolony.
-Evans znowu zachowujesz się jak dzieciak. Oboje wiemy, że oddałaś pocałunek. 
-To o niczym nie świadczy. A poza tym, to była chwila zaskoczenia i jakbyś nie zauważył, to cię odepchnęłam. - mama czerwieniła się ogniście.
-Godryku, co ja z tobą mam?! Niby taka dojrzała, wszechwiedząca pani prefekt naczelna, a tu proszę! Zachowuje się jak pięciolatka. 
-Jak sam się zaraz nie zamkniesz, to ja cię uciszę - syknęła przez zaciśnięte zęby Lily. 
-Mmmm. - James zalotnie poruszył brwiami. - Bardzo chętnie. - zbliżył do niej swoją twarz. 
-Natychmiast zabieraj ode mnie tę paszczę, Potter! - mama przejechała ręką po jego twarzy, żeby ją odepchnąć i zaczęła go szeptem zwymyślać. 


Robiło się coraz bardziej niezręcznie. Wolałem nie oglądać kłótni rodziców, bo nie chciałem ich takich zapamiętać. Odszedłem od nich parę kroków. Zaraz, zaraz, czy to nie Syriusz? Stał kilka stanowisk dalej z jakąś blondynką. Ruszyłem w jego stronę. 
-Dorcas, powiesz mi, o co się Evans rano wkurzała na Rogacza? - Przewróciłem oczami. Czy oni nie mieli innych tematów niż moi całujący się rodzice?!
-Nie twoja sprawa, Black. - odparła śpiewnie dziewczyna.
-Też będziemy się kłócić jak oni? 
-Żadna nowość, co? 
-Powiedz, co ci szkodzi? 
-Szkoda mi ciebie, Black. Przyjaciel się z tobą nie dzieli swoimi przeżyciami, że mnie musisz wypytywać?
-Oczywiście, że się dzieli! Na przykład powiedział mi w wakacje, że całował się z Rudą. - odparł Syriusz i spojrzał się na dziewczynę, myśląc chyba, że ją tym zaskoczy. Najwyraźniej się zawiódł. Spojrzała się na niego, robiąc znudzoną minę.
-Puszysz się, jakbyś odkrył nowy gatunek smoka. Przykro mi, że cię zawiodę, ale twoje informacje nie są dla mnie żadną nowością. Masz trochę przestarzałe dane. Z drugiej strony, widzisz? Małymi kroczkami dojdziesz do sedna sprawy. Myślenie nie boli, Black. 
-Grabisz sobie, skarbie. Nie wydaje mi się, żeby to właśnie przez tego niewinnego całusa Rogacz obrywał. 
-Ty chyba jesteś naprawdę słabo poinformowany. Ode mnie nic nie wyciągniesz, Black. Trochę mi ciebie żal. - zaśmiała się.
-Meadowes, powiedz, co wiesz. Dlaczego Evans pastwi się nad naszym biednym, niewinnym Rogaczem? 
-Zapomnij, Black, serio. Obiecałam Lily. Poza tym kto jak kto, ale Jamie na pewno nie jest niewinny. 
-Oj nie bądź taka. Przyjaźnimy się przecież. 
-Tak? A nie uważasz, że jak na przyjaźń to trochę za często się kłócimy? 
-Żaden związek nie jest idealny. 
-Związek? To twój związek nie jest przypadkiem z Caroline Bowlarc? 
-Nie żartuj. To przecież było przed wakacjami!  
-No tak, jak ja mogłam zapomnieć, że w świecie Syriusza Black'a związki trwają góra tydzień.
-Nie przesadzajmy. Szybko się nudzę, to wszystko. A ty pewnie też nie masz problemów z adoratorami. - Syriusz spojrzał na nią zalotnie.




Słyszałem, że Wąchacz miał ogromne powodzenie, kiedy był w Hogwrcie i to spojrzenie jeszcze mnie w tym upewniło. Jednak na tej dziewczynie chyba nie zrobiło żadnego wrażenia.
-Uważaj bo się jeszcze zaczerwienię. I nie słodź mi tu. Dobrze wiesz, że ja nie jestem z takich, którym wystarczy parę komplementów i już wskakują ci do łóżka. 
-Wiem, wiem, Meadowes, droczę się tylko. Nad tobą trzeba się bardziej napracować. 
-Hej! Jeszcze jeden taki tekst, a pożałujesz! - powiedziała ze śmiechem, grożąc mu mackami Tętakuli.  Inne pary wokół nich rozmawiały szeptem, ale ta dwójka nie krępowała się głośno gadać. Dziwiło mnie, że Sprout nie reagowała, ale widać nie było to nic nowego. 
-Tak? Ciekawe co mi zrobisz? - zakpił Syriusz. 
-Zaraz te macki mogą znaleźć się na twojej ślicznej twarzyczce. - powiedziała z pozorną obojętnością. 
-Nie odważyłabyś się. Naprawdę uważasz, że mam śliczną twarzyczkę? - zrobił słodką minkę, a blondynka roześmiała się.
-Jesteś dziecinny... 



 Poczułem na ramieniu czyjąś rękę. Odwróciłem się szybko i wzdrygnąłem się ze strachem, bo przede mną stała dorosła wersja Snape'a. 
-Wracamy. Natychmiast. - warknął. Był tak wściekły, że nawet się nie wydzierał. Ostatni raz zerknąłem na nastoletnich rodziców. Nie było sensu się kłócić, wiedziałem, że wpadłem po uszy w kłopoty.
-Jak śmiałeś?! - syknął Snape, kiedy wróciliśmy do gabinetu. Jego głos ociekał jadem. 
-Przepraszam, byłem tylko ciekawy. Przepraszam. 
-Wyjdź. Wynoś się! 
Chwyciłem torbę i ruszyłem szybko do wyjścia. Nie miałem ochoty na użeranie się z wkurzonym Snape'm, ale kiedy miałem już rękę na klamce, wyrwało mi się : 
-Profesorze, proszę mi powiedzieć, kim była ta dziewczyna...
Snape spojrzał się na mnie jak na wariata. Zrobiło mi się sucho w ustach. Co mi odbiło, żeby jeszcze go o coś pytać?! Ale wyrwało mi się i teraz nic nie mogłem już na to poradzić. Po pełnej napięcia ciszy Snape zamrugał kilka razy, otrząsając się ze zdziwienia i zapytał:
-Jaka dziewczyna? Co ty pleciesz, Potter?
-Ta blondynka. Ta w parze z Syriuszem... - wspominanie o Syriuszu pewnie też nie było najmądrzejsze. Ta sytuacja jednak była już tak absurdalna, że Snape nawet nie skrzywił się bardziej na dźwięk imienia swojego szkolnego wroga.
-Dorcas Meadowes. - odpowiedział głuchym głosem - Przyjaciółka... też członek Zakonu Feniksa. Ostatni raz powtarzam, Potter, wynoś się.
Tym razem zamierzałem go posłuchać. Wypadłem z lochu Snape'a i chociaż prawdopodobnie właśnie groził mi wielomiesięczny szlaban, czułem się niesamowicie szczęśliwy. Widziałem rodziców. A teraz musiałem się koniecznie skontaktować z Syriuszem.



19 lat wcześniej: 
-Możesz pomarzyć! - powiedziała rozbawiona Dor. 
-Serio? No bo powiedziałaś...
-Wiem co powiedziałam, ale to czy jest śliczna czy nie, nie ma żadnego znaczenia. 
-Właśnie że ma i to ogromne. 
-Temat uważam za skończony. Tętakula przesadzona, możesz zanieść do oceny. - wskazała na roślinę. Wąchacz przewrócił oczami, ale złapał za donicę i ruszył z nią do Sprout.
-Cześć, jak tam idzie praca? - Dorcas podeszła do Lilki i James'a. 
-Fatalnie Dor! Dlaczego ja muszę się męczyć akurat z nim?! - wyżaliła się Evans. 
-Zawsze mogłaś trafić na Smarka, byłoby sto razy gorzej. - zaoponował James.
-Szczerze wątpię. 
-No dobra, skończyliśmy. Zaniosę to dzieło do oceny.  - odszedł od dziewczyn. Przy biurku profesor Sprout spotkał Syriusza. 
-Hej muszę ci coś powiedzieć, ale to ściśle tajne.
-No jasne. Więc?
Potter przybliżył się do Łapy i szepnął.
-Pocałowałem Evans.
-Przecież wiem. Mówiłeś mi w wakacje.
-No tak, ale ja ją pocałowałem znowu.
-Życie ci nie miłe? - Syriusz sprawiał wrażenie wyraźnie wstrząśniętego, ale już wiedział dlaczego Meadowes nic mu nie chciała powiedzieć. Czy James już doszczętnie oszalał?! Zadzieranie z wkurzoną Evans jest wystarczająco niebezpieczne, a do tego całowanie jej?! Nie, jemu już kompletnie mózg odjęło.
-Nie było tak źle. I wiesz co? Jestem prawie pewien, że jej się podobało!
-Prawie to trochę za mało, nie sądzisz?
Rogacz już chciał coś na to odpowiedzieć, kiedy zobaczył po drugiej stronie regałów z roślinami twarz Snape'a. Podsłuchiwał, wstrętny gnojek!
-Czego węszysz, Smarkeusie? - zapytał, torturując ślizgona wzrokiem. Razem z Syriuszem podeszli do niego z cwanymi uśmieszkami na twarzach.
-Nie mam pojęcia, o czym mówicie. - odpowiedział, mając w oczach taką samą żądzę mordu, co gryfoni. Ich jednak było dwóch, a on sam.
-Czego ciekawego się dowiedziałeś, Smarku, co? - zapytał Syriusz, coraz bardziej się do niego zbliżając.
-Mało mnie interesuje życie takich brudnych Zdrajców Krwi jak wy.
-Oj tak. My wiemy. Na pewno bardziej cię interesuje życie Evans, co? Bo to na jej widok ślina ci kapie po brodzie. - powiedział James.
-To naprawdę słodkie. Ona na pewno poleci na takiego obślinionego Smarka.
-Z pewnością. Twoje szanse ciągle u niej rosną.
-I wiesz co? Kibicujemy ci z całej siły. Szkoda tylko, że przez ten cały czas, ona uważa cię tylko za przyjaciela.
-Błąd, Wąchaczu. Ona go uważała za przyjaciela. Po tym, co jej powiedziałeś w zeszłym roku, jesteś dla niej wart tyle, co gówno hipogryfa. - Snape robił się coraz bardziej czerwony na twarzy. Zacisnął palce na różdżce, marząc tylko o tym, żeby rzucić na nich potężną, czarnomagiczną klątwę. Wtedy już by się tak nie szczerzyli.
-Co to za zbiegowisko? Idźcie już do zamku. Koniec lekcji. - zza regałów wyskoczyła Sprout. James i Syriusz wzruszyli ramionami i ruszyli do wyjścia z cieplarni.
-Do zobaczenia, Smarkeusie! Pamiętaj, że trzymamy za ciebie kciuki! - krzyknął przez ramię Potter.


***


W drodze powrotnej do zamku do Lilki i Dor dołączyły Alicja i Mary.
-Jak ja go nienawidzę! Jest egoistycznym, snobistycznym, zapatrzonym w siebie dupkiem! - wykrzykiwała Evans, a jej głos niósł się po błoniach.
-O kim mowa? - zapytała delikatnie Al.
-A jak myślisz? Od sześciu lat słyszę to samo - powiedziała Dorcas, patrząc porozumiewawczo na przyjaciółki. Zarówno Ali, Mary i Dorcas domyślały się, że z tych wszystkich kłótni Potter'a i Evans musi wyjść coś więcej.







Linki: 
  • http://clicknikki.tumblr.com/post/15690591171
  • http://rpgclaims.tumblr.com/post/45508938806
  • http://imgur.com/gallery/7fUqg