sobota, 17 listopada 2018

rozdział 69

Lily:
Umówiłam się z Mary, że spróbujemy wyciągnąć z domu Alicję. Bardzo rzadko się widywałyśmy, każda z nas była zajęta pracą i codziennymi sprawami, ale nie dało się nie zauważyć, że Al od pewnego czasu nie uczestniczyła w życiu publicznym i bardzo się wycofała ze społeczeństwa. Przyczyna? Oczywiście wyjazd Frank'a. Odkąd został aurorem, Zakon wysyłał go na długie i niebezpieczne misje. A biedna Ali za każdym razem odchodziła od zmysłów, martwiąc się o niego. Rozumiałam ją. Kiedy James wyjeżdżał, wysłany gdzieś przez Zakon, też się bałam.
Wyszłam przed dom, odliczając w pośpiechu kilka srebrnych sykli. Podniosłam różdżkę i po chwili przede mną zatrzymał się Błędny Rycerz, a moja skrzynka na listy odskoczyła z piskiem.
-Witam w Błędnym Ryce...
-Wiem, wiem. Dzień dobry. - przerwałam konduktorowi, kiedy zaczął swoją standardową mowę powitalną.
-Stratford upon Avon. Proszę bardzo. - wręczyłam mu odliczone monety i weszłam do środka. Konduktor zmierzył mnie obrażonym spojrzeniem i zamknął drzwi. Autobus natychmiast ruszył szalonym tempem naprzód.
-Mary! - ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam ją na jednym z miejsc przy oknie. Podeszłam do niej przedzierając się przez rzędy jeżdżących po podłodze krzeseł,.
-Jesteś. Jak dobrze. Co u ciebie, Lily? - zapytała, uśmiechając się szeroko i przytuliła mnie.
-Świetnie. Wieki się nie widziałyśmy.
-Na zebraniach zakonu nigdy nie było czasu. - szepnęła, zerkając na konduktora, który rozmawiał z kierowcą, czyszcząc sobie paznokcie.
-Wiem. Słyszałaś o tym co się ostatnio wydarzyło? - wystarczyło jedno jej spojrzenie, a już wiedziałam, że Mary też dostała wiadomość od Remusa.
-To straszne. Marlena McKinnon była świetną czarownicą.
-I cała jej rodzina... napisałam o tym Syriuszowi. Wściekł się. Odpisał, że Travers i reszta zapłacą za to.
-Mam nadzieję, że nie będzie próbował żadnych głupot. - Mary wyglądała na przejętą. Znając temperament Syriusza, to rzeczywiście było się o co martwić. Już dawno stało się jasne, że śmierciożercy czyhali na co lepszych czarodziejów, jakby to było jakieś chore polowanie. Dumbledore na ostatnim zebraniu poinformował nas, że nasza paczka może być kolejnym celem, a szczególnie Syriusz i James. Byli nie tylko bardzo utalentowani i silni, ale też wielokrotnie podpadli Czarnemu Panu. Ciarki mnie przechodziły po plecach, kiedy tylko o tym myślałam.
Autobus nagle zahamował tak, że Mary zleciała z krzesła, a ja uderzyłam głową o szybę.
-Stratford upon Avon! - zawołał konduktor obojętnie, jakby wcale nie zauważył, że ja rozcieram sobie czoło, a Mary tyłek.
Z ulgą wyszłyśmy na zewnątrz. Błędny Rycerz zniknął w ułamek sekundy.
Dom Longbottom'ów stał nad strumieniem, więc musiałyśmy przejść kilka uliczek, zanim go zobaczyłyśmy. Dzikie wino pięło się po ścianie aż do okna ich sypialni na piętrze. Za szybą zauważyłam ruch. Wzięłam mały kamyczek ze żwirowej ścieżki i rzuciłam nim w szybę.
-Alicja! - zawołałam, a po chwili jej głowa wyjrzała na zewnątrz.
-Dziewczyny? Co wy tu robicie?
-Przyszłyśmy urządzić ci babski wieczór.
Alicja uśmiechnęła się szeroko.
-Już wam otwieram! - I zniknęła za oknem. Po chwili drzwi się otworzyły i stanęła przed nami Al ubrana w koszulę nocną. 
-Jest trzynasta - zauważyła Mary, marszcząc brwi, a Ali wzruszyła tylko ramionami i zaprosiła nas gestem do środka. 
-Właściwie skąd wiedziałyście, że nie będę dzisiaj w pracy? - zapytała, kiedy zdejmowałyśmy kurtki w przedpokoju. 
-Od Syriusza. Ostatnio bywał w ministerstwie i powiedział, że wzięłaś wolne na parę dni. 
-No tak. Nadal nie wiem jak mi się to udało. Ciągle jest tyle pracy. Co chwila jakieś zaginięcia. Mroczne Znaki na niebie przynajmniej cztery w tygodniu. No i te wszystkie przesłuchania... naprawdę nam nie ufają. W zeszłym tygodniu Wizengamot przesłuchiwał mnie trzy razy! 
-Aż tak? 
-Dbają o to, żeby nie było kreta. Wśród aurorów to szczególnie ważne. 
Al rzeczywiście wyglądała na przemęczoną. Była bledsza niż zwykle i miała podkrążone oczy. Chyba pojawiłyśmy się w samą porę. 
Mary zaparzyła nam świeżą kawę i wyszłyśmy na werandę. 
To był chyba jeden z ostatnich ciepłych dni. Czuło się w powietrzu, że lato zmierzało do końca. Postanowiłyśmy cieszyć się słońcem póki jeszcze było można. 
-Opowiadajcie co u was. Czuję się, jakbym nie widziała was milion lat. - powiedziała Alicja, kiedy usiadłyśmy na wiklinowych fotelach, a z kuchni przyleciał talerzyk z ciastkami domowej roboty. 
-U mnie całkiem dobrze. - zaczęła Mary i wzięła dużego łyka kawy. Widać było, że wahała się, czy nam coś powiedzieć czy nie. Kiedy odstawiła kubek na stolik odparła: 
-Postanowiłam, że otworzę własny sklep. 
Reakcja była natychmiastowa. Obie z Alicją najpierw wytrzeszczyłyśmy oczy i zamrugałyśmy szybko, a potem uśmiechnęłyśmy się szeroko i zaczęłyśmy wypytywać o wszystko. 
-Jak to? Kiedy? Skąd ten pomysł? Mary to super! Mega pomysł! - przekrzykiwałyśmy się, a Mary robiła się coraz bardziej czerwona na twarzy. 
-Najpierw to będzie bardzo skromne miejsce. Nie mam za dużo pieniędzy, więc na początku będzie trudno, ale mam ogromną nadzieję, że mi się uda. Znalazłam niewielki lokal w Londynie. Wszystkie rośliny i zioła będę hodować u siebie w ogrodzie, a potem zobaczymy. - wyjaśniła. Pomysł, żeby otworzyć kwiaciarnię był po prostu cudowny! Mary miała zawsze rękę do roślin i naprawdę to lubiła. 
-Ale co z twoim stażem w św. Mungu? Przecież tak się starałaś, żeby się tam dostać. - zapytała Alicja. 
-Postaram się to jakoś pogodzić. Potrzebuję jeszcze przynajmniej kilku miesięcy, żeby dostać uprawnienia Magomedyka. Jakoś dam radę. Najlepiej by było, gdybym miała do kwiaciarni wspólnika... - tutaj spojrzała się na mnie. Na początku nie zrozumiałam, o co chodzi, ale w końcu dotarł do mnie sens jej słów. 
-Ja? Merlinie, Mary, przecież... jesteś pewna? - zapytałam, bo nadal nie chciało mi się wierzyć. 
Też kochałam rośliny i na zielarstwie w Hogwarcie radziłam sobie całkiem nieźle. No ale nie byłam przekonana, czy bym sobie dała radę. 
-Jeśli tylko się zgodzisz. Lily od razu sobie pomyślałam o tobie. Nie znam nikogo, kto jeszcze miałby wybitny z owutemu z zielarstwa. No i jesteś geniuszem eliksirów! Slughorn cię uwielbiał. 
Zerknęłam na Alicję. Na jej twarzy mieszało się zdziwienie i uradowanie. Odetchnęłam głęboko i zamyśliłam się, rozważając wszystkie za i przeciw. W końcu, gdy doszłam do wniosku, że w zasadzie nie było żadnych przeciw, odparłam: 
-No, niech będzie. 
-Tak? - pisnęła Mary, prawie podskakując na krześle. 
-Tak! - zaśmiałam się. Przecież jakieś pół godziny temu, kiedy wychodziłam z domu, nawet by mi przez głowę nie przeszło, że coś takiego się zdarzy. 
-Ale mam jeszcze jedną nowinę! - zawołałam, przekrzykując uradowane śmiechy i piski dziewczyn. 
-Ostatnio rozmawiałam sobie z Jamesem... i planujemy zamieszkać razem. - powiedziałam szybko na jednym wydechu, uśmiechając się jak głupi do sera. Zaraz potem o mało nie ogłuchłam od głośnego aplauzu Mar i Ali. Obie zerwały się na równe nogi i zaczęły mnie ściskać, co chwila powtarzając, że były pewne, że niedługo do tego dojdzie. 
Nagle jednak Alicja bardzo spochmurniała i odparła buntowniczo: 
-A co ten Potter sobie wyobraża? Że niby macie mieszkać razem, ty będziesz prała, sprzątała i gotowała? A jakie z tego mają być dla ciebie korzyści? Oczywiście. Faceci zawsze tacy sami i nigdy się nie zmienią! Żeby tylko im było wygodniej! 
-Ali, o czym ty w ogóle mówisz? - zapytała Mary, starając się zachować powagę, ale widać było, że to szczere oburzenie bardzo ją rozbawiło. 
-O ślubie oczywiście! - wykrzyknęła buntowniczo Alicja, a ja zaczerwieniłam się jak dojrzały pomidor. 
-Nie no Ali, co ty. Przestań. Jaki ślub? - wymamrotałam, bo bardzo mnie to speszyło. 
No jasne, czasem sobie wyobrażałam, jakby to było, gdyby James mi się oświadczył, gdybyśmy byli małżeństwem i takie tam, ale bez przesady! Nie planowałam teraz wychodzić za mąż. Miałam dopiero dwadzieścia lat! Alicja i Frank to było co innego. W ich przypadku nie było żadnych wątpliwości odkąd mieli po szesnaście lat, że skończą przed ołtarzem. Jednak ja i Potter mieliśmy troszkę inną przeszłość. Po prostu na razie mi się nie spieszyło.
-Przecież się kochacie. Tak czy nie? 
-No... no tak. - zmieszałam się jeszcze bardziej. 
-Ja rozumiem, Potter rzeczywiście może się wydawać wiecznym chłopcem, ale ci, którzy go znają, wiedzą, że wydoroślał i jest całkiem odpowiedzialny. No i dla ciebie, Lily, dałby się Avadą strzelić. 
-Ja wcale nie chcę, żeby dla mnie się dawał strzelić Avadą! - zawołałam, czerwona po cebulki rudych włosów. Nie widziałam najmniejszego powodu, żeby tak od razu się hajtać. Pewnego dnia czemu nie, ale teraz było nam dobrze po prostu w tym układzie.
-Co wy na to, żeby pójść nad rzekę? Mogłybyśmy popływać. To jeden z ostatnich ciepłych dni. - wtrąciła się Mary. Spojrzałam się na nią z wdzięcznością, bo miałam już dość tej rozmowy. Przewróciła mi w głowie wszystko do góry nogami i nie wiedziałam już kompletnie co myśleć. 
-Dobry pomysł - powiedziałam, wstając. Wzięłam puste kubki po kawie i zaniosłam je do zlewu w kuchni. Transmutowałyśmy nasze ubrania w kostiumy kąpielowe i wyszłyśmy na dwór. Żeby dojść do rzeki z domu Longbottom'ów wystarczyło zejść po trawiastym zboczu. 
Kiedy dotknęłam palcami wody, okazała się dużo zimniejsza niż przypuszczałyśmy. Prądu właściwie nie było, więc Alicja pobiegła do domu po materace do pływania i jednym machnięciem różdżki je napompowała. Usiadłam z Alicją na jednym, Mary zajęła drugi, a na trzecim umieściłyśmy miseczki z różnym łakociami i butelkę wina. 
Pływało się bardzo przyjemnie. Słońce mocno grzało, nikt nam nie przeszkadzał, więc bez skrępowania rozmawiałyśmy o wszystkim, co nam przyszło do głowy, a żaden trudny temat już się nie pojawił. Opróżniłyśmy jedną butelkę wina, a potem kolejną. 

grafika summer, friends, and black and white

Omówiłyśmy szczegółowo dni, w czasie których się nie widziałyśmy. Ostatni raz, gdy udało nam się dłużej porozmawiać był w pociągu powrotnym z Hogwartu. Potem widywałyśmy się tylko sporadycznie na zebraniach Zakonu Feniksa, jednak za każdym razem wszystkie byłyśmy w biegu i czasu starczało tylko na pomachanie ręką, albo uśmiech na odchodne. Alicja miała rację. Była wojna i nikt nie miał czasu na zacieśnianie więzi, czy luźne pogawędki. Ministerstwo Magii miało masę roboty, nie wiadomo było komu można ufać, a kto jest szpiegiem. Codziennie dochodziły nas pogłoski o zaginięciach, brutalnych mordach i tajemniczych planach, które miał Voldemort. 
-Tutaj dzień przed wyjazdem Frank'a na misję. Na motorze Syriusza. Trochę się bałam, ale okazało się mega fajnie. Polecieliśmy do Francji. - powiedziała Alicja, pokazując nam fotografię, którą zabrała z domu. 


-Ale super. Nie wiedziałam, że Frank umie na tym jeździć. 
-Bo nie umie. To jakieś wariactwo. Myślałam, że się rozbijemy. - Alicja się zaśmiała, ale widać było, że to wspomnienie wiele dla niej znaczyło. 
-O a to jakie ładne zdjęcie, Lily. James je robił? - zapytała Mar, wskazując na jeszcze jedną fotkę. 
-Tak. To z tego wyjazdu nad morze. 


-Jeszcze te trzy. Merlinie, jakbym chciała tam jeszcze wrócić. To jak zupełnie inny świat. Zupełnie, jakby śmierciożercy nie mieli tam dostępu. Było tak spokojnie... - rozmarzyłam się, patrząc na fotografie z naszego wyjazdu. Byłam tam bardzo szczęśliwa i gdybym mogła, to zamieszkałabym z James'em właśnie tam. 


-Mary, a twoje zdjęcia? Mówiłaś, że też kilka wzięłaś. - zapytała Al, a Mary machnęła ręką. 
-Co wy, w porównaniu do waszych przygód, to moje życie wieje nudą. No wiecie, praktyki w szpitalu św. Munga wysysają mi wszystkie siły. Kiedy wracam do domy po prostu rzucam się w objęcia mojego ulubionego kochanka, Morfeusza. Poza tym raz na jakiś czas jakaś robótka dla Zakonu. Tylko parę razy udało mi się spotkać z Remusem i... 
-Zaraz, zaraz! - przerwałam jej - Z Remusem Lupinem? 
-No... tak. 
-Mary... - zaśpiewała Alicja, poruszając sugestywnie brwiami. 
-Tak mam na imię. O co wam chodzi? No tak, wy pewnie myślicie, że ja i Remus coś ten teges... To już przecież było. Mamy ten etap dawno za sobą. - Mary roześmiała się bardzo głośno. Spojrzałam się na Alicję, która uśmiechała się pod nosem i mogłam postawić różdżkę, że myślała o tym samym co ja. Ale nie ciągnęłyśmy tego dalej, obiecując sobie w duchu, że jeszcze do tego wrócimy. 
-No pokaż te zdjęcia w końcu. 

Andrew Garfield Hand Stand GIF

-Godryku! Co wy tu robiliście? - zapytałam, przyglądając się bliżej zdjęciom. 
-Zaczarowaliśmy tak huśtawkę... ale potem przyszli tacy mali mugole i musieliśmy szybko zwiewać - zaśmiała się Mary, a potem z pobłażliwością spojrzała się na drugą fotografię. - Remus tu próbował jakiegoś czaru, nie wiem co to było, znalazł go w jakiejś starej książce ojca. Chyba coś wzmacniającego. No ale potem prawie zleciał z tego dachu. Ledwo udało mi się go złapać. No ale zdjęcie całkiem fajne. 
-Jest super! I ty mówisz, że masz nudno? 
-Słuchajcie, nie ma już wina - powiedziała nagle Alicja, zaglądając do trzeciej butelki, którą opróżniłyśmy gdzieś po drodze. Miałyśmy wyśmienite humory. 
-To co, zawijamy do brzegu? - zapytałam, a one pokiwały głowami i czarami przyspieszyłyśmy prąd wody, który doprowadził nas bezpiecznie do trawiastego zbocza przy domu Al. 
Rosło tam wysokie drzewo, którego jedna gałąź zwieszała się tuż nad wodę. Niezbyt zgrabnie wdrapałyśmy się na nią, zanosząc się głośnym śmiechem. Wygodnie usiadłyśmy i zaczęłyśmy rozmawiać na jeszcze jeden, bardzo ważny temat. 

reminds me of days down by the creek on elijah creek road where my grandpa lived for many years!:

-Jak myślicie, co się teraz dzieje z Dorcas? - zapytałam, wpatrując się w pomarańczowe niebo. Słońce już zachodziło i dopadła mnie melancholia. Mary zamyśliła się głęboko, zanim powiedziała: 
-Myślę, że jest gdzieś tam, po drugiej stronie świata, bezpieczna i mam nadzieję, że szczęśliwa. 
-Dumbledore na pewno o nią zadbał. Wątpię, żeby śmierciożercom udało się ją znaleźć. Są w końcu takie zaklęcia, które sprawiają, że zupełnie znikasz i nikt nie może cię odnaleźć. - dodała Alicja. 
Miałam nadzieję, że tak właśnie było. Bardzo się o nią martwiłam. Minęły miesiące, odkąd zabrał ją świstoklik. 
-Merlinie, to takie straszne, co ją spotkało. Nie wyobrażam sobie nawet, jak to musi być tam w niewoli u Same-Wiecie-Kogo. To cud, że to przeżyła. A teraz nadal jest w niewoli. 
-Lily, przecież to dla jej dobra. 
-Ale jak długo będzie musiała się ukrywać? Z dala od całego jej świata. Do końca życia? Przecież ma dziewiętnaście lat! 
Mary pociągnęła nosem. Zauważyłam, że po policzku spłynęła jej łza. Oparłam głowę na jej ramieniu i już po chwili na naszej gałęzi wszystkie trzy przytulałyśmy się mocno. 
Na tle pomarańczowo-różowego nieba pojawiła się mała czarna kropka, która z każdą sekundą rosła. Zbliżała się w naszą stronę, aż w końcu dało się zauważyć, że to duża brązowa sowa z gazetą zwiniętą w rulon, przywiązaną do nóżki. 
-Ali, to chyba do ciebie - szepnęłam nad jaj ramieniem i Alicja wyplątała się z naszych ramion. 
-Accio sakiewka - mruknęła Al, a zaraz do jej ręki przyleciała, brzęcząc monetami, sakiewka z pieniędzmi. Sowa poczekała aż Alicja odwiąże jej od nogi numer Proroka Wieczornego i wrzuci knuta do woreczka przy drugiej nóżce. Potem rozłożyła wielkie skrzydła i odleciała. 
-Prenumerujesz Proroka? Przecież oni tam piszą jedno kłamstwo za drugim! Nie wiadomo już, czy naciska na niego Sama-Wiesz-Kto, czy Ministerstwo. - zdziwiłam się, gdy Ali rozkładała gazetę. 
-To, że prenumeruję, nie znaczy, że wierzę we wszystko, co piszą. 
-Ale płacąc za to, wspierasz tą całą fałszywą propagandę. 
Alicja spojrzała się na mnie świdrującym wzrokiem. Mary wyjęła jej z rąk gazetę i zajrzała do środka. 
-Będąc aurorem muszę mieć kilka źródeł informacji. Nie mogę opierać się tylko na tym co mów...
-Dziewczyny! - zawołała Mary, przekrzykując Alicję. - Patrzcie na to! 
W jej głosie zabrzmiało przerażenie. Wepchnęła mi w ręce Proroka otwartego na stronie, na której nagłówek krzyczał czerwonymi literami: 

DORCAS MEADOWES ZAMORDOWANA


James:
Wyszedłem poza granice zabudowań Doliny i teleportowałem się z głośnym trzaskiem. W centrum Londynu był jak zwykle duży ruch, ogłuszył mnie ryk aut i gwar głosów. Miasto tętniło życiem jak wielki żywy organizm, ludzie przepychali się spiesząc i pędząc gdzieś, nie dostrzegali grożącego im niebezpieczeństwa.
Ruszyłem chodnikiem, mijając jaskrawe wystawy sklepowe, co chwila popychany i szturchany przez innych przechodniów. Skręciłem szybko w jedną z mniejszych uliczek i zaraz uwolniłem się od tłumu. Słysząc wciąż z daleka ryk głównej ulicy, poszedłem dalej, zagłębiając się coraz bardziej w mroczny zaułek. W końcu stanąłem naprzeciwko obdrapanych drzwi na których wisiała złuszczona tabliczka z napisem 'usługi krawieckie na każdą kieszeń'.
Skupiłem się i wyciągnąłem z pamięci zdanie, które przekazał mi Dumbledore. Natychmiast nad drzwiami niewidzialna ręka wykaligrafowała napis, który na brudnej ceglanej ścianie jarzył się zlotem:

Kwatera główna Zakonu Feniksa. Przyjacielem będąc, wejdź i nie troskaj się. Wrogiem zaś, odejdź i zapomnij.

Nacisnąłem klamkę, drzwi od razu ustąpiły. W holu było ciemno i pachniało kurzem. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem korytarzem w stronę kolejnych drzwi. Kiedy i je otworzyłem, ogarnął mnie harmider, porównywalny do tego w samym centrum Londynu. W dużym pokoju na środku stał wielki stół, zawalony papierami, pustymi kałamarzami i zużytymi piórami. Dookoła niego toczyło się mnóstwo ludzi w szatach czarodziejskich. Niektórzy biegali, inni chodzili w tą i z powrotem, wszyscy krzyczeli jeden przez drugiego. Dopiero po chwili dostrzegłem jeszcze kogoś siedzącego pośrodku tego zamieszania. Dumbledore zajął wygodny fotel i złączywszy czubki palców, obserwował tłum z wyrazem uprzejmego zainteresowania na twarzy.
-Profesorze! - zawołałem, ale mój głos utonął w hałasie. Przecisnąłem się między ludźmi do stołu i stanąłem przed nim.
-Profesorze, dostałem pańską wiadomość. Co tu się dzieje?
-James, doskonale że jesteś. Mamy tu, jak widzisz, małe posiedzenie.
-Ale co się stało? Wysłał mi profesor patronusa, że mam natychmiast przybyć do kwatery.
-No tak. Ma to niejako związek z tym całym zamieszaniem. A dokładniej rzecz ujmując, to z tym. - wskazał głową na stół. Na stercie map, raportów i innych papierzysk leżała strona wydarta z Proroka Wieczornego. Wziąłem ją w ręce i zamarłem.
Dorcas Meadowes zamordowana! - krzyczał nagłówek. Wpatrywałem się w niego jeszcze przez chwilę. Nie mogłem w to uwierzyć. Spojrzałem na artykuł.
"Dzisiaj w godzinach porannych Ministerstwo Magii zostało zawiadomione o włamaniu, do którego doszło w jednym z czarodziejskich miejscowości na południu kraju. Kiedy funkcjonariusze Departamentu Przestrzegania Prawa udali się na miejsce zgłoszenia, zastali tam nie tylko ślady włamania, ale również ciało należące do młodej czarownicy - Dorcas Meadowes. Dziewczyna była zeszłoroczną absolwentką Hogwartu, ostatnią potomkinią rodu Meadowes, której rodzice zginęli dwa lata temu. Nie podlega wątpliwości, że Dorcas Meadowes padła ofiarą ataku Śmierciożerców, chociaż nad domem nie pojawił się Mroczny Znak. Na zmasakrowanym ciele dziewczyny aurorzy znaleźli znaki, które według nich jednoznacznie mówią, że Meadowes została zamordowana przez Sami-Wiecie-Kogo osobiście..."
Przerwałem czytanie. Zaschło mi w ustach.
Spojrzałem się na Dumbledore'a. Niebezpiecznie zachybotał mi się przed oczami. Niech powie, że to jakieś kłamstwo! Prorok musiał się mylić!
-Profesorze... To przecież niemożliwe. - powiedziałem nieprzytomnie, mnąc gazetę.
-Masz rację, ciężko w to uwierzyć. - westchnął Dumbledore.
-Przecież miała być bezpieczna. Miałeś o to zadbać! - mój z początku cichy ton nagle zmienił się w krzyk. To nie mogła być prawda! On miał ją ochronić! Wszyscy w sali zamilkli i spojrzeli się na mnie przenikliwie. Jednak dla mnie fakt że właśnie wrzasnąłem na samego Dumbledore'a był niczym w porównaniu z tą tragedia.
-James, spójrz się na to od drugiej strony. Sytuacja wcale nie jest beznadziejna. Po przeanalizowaniu faktów, można dojść do wniosku, że jest nam to nawet na rękę.
Nie wierzyłem własnym uszom. Ostatkami silnej woli powstrzymywałem się przed rzuceniem na niego jakiejś klątwy. Jak mógł mówić takie rzeczy?!
W tym momencie drzwi do salonu otworzyły się na oścież i do środka wbiegły Lily, Mary i Alicja. Ruda trzymała w rękach tą samą stronę Proroka co ja.
-Profesorze! To nie może być prawda!
-Dorcas musi żyć!
Wszystkie były jednakowo blade a oczy miały wielkości kafli. Mary wyglądała, jakby miała za chwilę zemdleć.
-Och, panno Macdonald proszę oddychać. Dorcas żyje i ma się dobrze. Przed godziną dostałem list od jej opiekuna i naprawdę wszystko z nią w porządku.
Teraz to ja wytrzeszczyłem oczy. Nagle zabrakło mi tchu i poczułem, że głowa zaczyna mnie bardzo boleć. Z ogromnym oporem zacząłem mozolnie łączyć ze sobą fakty. Zrobiło mi się bardzo głupio, kiedy pomyślałem sobie, że przed chwilą nawrzeszczałem na Albusa Dumbledore'a i o mało go nie pobiłem.
-Ale... Czy to znaczy że...
-Że to wszystko tylko farsa wymyślona przez Śmierciożercow? Tak, to właśnie to. - oznajmił Dumbledore z miną, która wcale nie wskazywała na to, że czuł się jakoś urażony moim ostatnim wybuchem. Przeciwnie, nadal miał dość pogodną twarz i kręcił młynka palcami.
-Ale... po co to wszystko? - zapytała Lily, gdy na jej twarz zaczęły powracać kolory.
-Jak podejrzewam mieli kilka powodów, którymi mogli się kierować. Po pierwsze, Dorcas nieźle zalazła im za skórę, kiedy ośmieliła się uciec z ich twierdzy. Jej jedynej się to udało i nie chcieli stracić twarzy. No i wiele osób ją znało i wiedziało, że jest bardzo utalentowana i ma, nie taką znowu częstą, bardzo silną moc magiczną. Podejrzewam, że wielu czarodziejów, po przeczytaniu tego artykułu, poczuło się jeszcze bardziej zagrożonych. Zapewne jest to również rodzaj groźby w jej stronę. Jakby Voldemort mówił "to jeszcze nie koniec, jeszcze cię dopadnę. Tak właśnie skończysz".
Dziewczyny wzdrygnęły się na samą myśl o tym.
-Merlinie, to straszne. Jak ona musi się czuć. Mam nadzieję że nie dostaje Proroka - jęknęła Lily a Dumbledore z szerokim uśmiechem odparł:
-Och, oczywiście, że dostaje. Z tego co napisał mi Desire mają tam niezły ubaw. Sam żałuję trochę, że nie jestem na jej miejscu.
Zmarszczyłem brwi. Nie byłem do końca pewien, czy zobaczenie własnego nekrologu w gazecie byłoby takie zabawne.
-Ale co jest najważniejsze - ciągnął Dumbledore już poważnym tonem - to żebyście wy, jako osoby jej najbliższe, wdali się w rolę. Niech myślą, że połknęliśmy haczyk. Bo smutna prawda jest taka, że najłatwiej jest odnaleźć osobę, która jest uznana za martwą. Wystarczy jej jeden niewłaściwy krok i pokazanie się w złym miejscu o złej porze, a cały świat okrąży plotka, że zmarła Dorcas Meadowes była widziana jako całkiem żywa. A Śmierciożercy nadstawiają uszu.
Pokiwaliśmy głowami. Żałoba po Dorcas wcale mi się nie uśmiechała, ale jeśli to było dla jej bezpieczeństwa, to oczywiście chciałem zrobić wszystko, co tylko się dało.
Dumbledore przestrzegł nas jeszcze, żebyśmy nikomu poza naszą paczką nie mówili o prawdziwej wersji. Cały świat miał uwierzyć, że Dorcas naprawdę umarła.


Remus:
Przyleciałem do Kwatery najszybciej, jak mogłem. W holu przed wejściem do salonu zebrań zderzyłem się z Syriuszem.
-Cześć, Syriusz, widziałeś to? - zapytałem, stojąc z ręką na klamce. Łapa kiwnął tylko głową i nic nie powiedział. Był nienaturalnie blady, ręce mu się trzęsły. Sam też byłem przerażony. Kiedy rodzice zawołali mnie, żeby pokazać mi artykuł, od razu ruszyłem w drogę. Black wyglądał jednak dużo gorzej. Trochę tak, jakby przybiegł na własnych nogach aż do Londynu. Na wygniecioną koszulę naciągnął krzywo w pędzie rozciągnięty sweter. W dłoni ściskał różdżkę, jakby chciał komuś dołożyć jakąś klątwą.
Nacisnąłem klamkę, żeby w końcu dowiedzieć się czegoś od Dumbledore'a, ale w tym samym momencie drzwi otworzyły się z impetem. Gdyby nie Syriusz, pewnie runąłbym do tyłu na ziemię, ale na szczęście złapał mnie, kiedy już traciłem równowagę. Na korytarz wyszła Alicja.
-Godryku, przepraszam cię, Rem!
-W porządku, dzięki, stary. - klepnąłem w ramię Black'a. On jednak nie zwrócił na to uwagi. Wbił oczy w Al i zapytał:
-Alicja, wiesz już coś?
-Tak, chodźcie. Reszta zaraz wyjdzie. Wytłumaczę wam.
Weszliśmy do jednego z zagraconych gabinetów. Alicja zaczęła nam opowiadać to, co wyjawił im Dumbledore. Z każdym jej słowem czułem, że supeł w moim brzuchu się rozluźniał. Widziałem po twarzy Syriusza, że czuł to samo. Kiedy Ali skończyła, Syriusz uśmiechnął się blado i powiedział, że musi jeszcze pogadać o czymś z dyrektorem.
-Widziałeś, jak się przejął? - zagadnęła Alicja, wskazując głową na drzwi, za którymi przed chwilą zniknął Black.
-Chyba jak my wszyscy. Merlinie, co za koszmar. - westchnąłem.
-Weź, to było straszne. Myślałam, że to się stało naprawdę. Lily prawie na zawał nie zeszła. Ale biedny Syriusz, jak on musiał się przestraszyć. - Al mimo dramatycznego tomu sprawiała wrażenie, jakby postawa Syriusza bardzo ją ucieszyła.
Pokręciłem głową z uśmiechem. Przed nią chyba nic by się nie ukryło. Na pewno była świetna w pracy aurora, ale tropienia przyjaciół mogła sobie czasami oszczędzić.
Kiedy Ali już wychodziła, nagle coś mi się przypomniało.
-Alka, zaczekaj. Słuchaj, wiesz coś o Peterze? Od kilku tygodni nie mam od niego żadnych wiadomości. Zastanawiam się, czy wszystko u niego w porządku.
Odwróciła się do mnie i widziałem, że intensywnie myślała. W końcu, wciąż się nad czymś zastanawiając, powoli odparła:
-Nieeee, chyba nic nie wiem. Ale to rzeczywiście dziwne. Spróbuję się czegoś dowiedzieć.
-Dzięki.
-Wybieramy się z James'em i dziewczynami do baru. Idziesz z nami?
-Zaczekam na Syriusza, chciałem z nim jeszcze pogadać.
-No to do zobaczenia. - pocałowała mnie w policzek, wzięła płaszcz i zniknęła za drzwiami.
Wszedłem do salonu. Jak zawsze było tam sporo ludzi. Syriusz siedział przy stole, koło Dumbledore'a i rozmawiał z nim przyciszonym głosem.
-To jak? Uda się to jakoś załatwić? - dotarł do moich uszu jego głos.
-Pomyślę nad tym, Syriuszu. Zobaczę, co da się zrobić.
-Przecież pan może wszystko. To pan tutaj dowodzi. - chociaż stałem daleko, usłyszałem doskonale tą nutę nacisku w jego słowach.
-Rozkaz wyszedł od kogoś innego. Nie mam na wszystko wpływu. Ale mogę ci obiecać, że zrobię to, co będzie w mojej mocy.
-Niech będzie - odparł Łapa i podał mu rękę. Wyglądał jakby chciał już wstać i odejść, ale w ostatniej chwili coś jeszcze mu się przypomniało.
-Mam jeszcze jedną prośbę... - zawahał się i badawczo przyjrzał dyrektorowi. Kiedy zorientował się, że Dumbledore ma nadal bardzo dobroduszną minę, kontynuował:
-...Ta moja misja. Zostało jeszcze kilka dni, ale chciałem dowiedzieć się, gdzie dokładnie będę wysłany...
-Niestety, Syriusz. Nie mogę. Ale mogę ci obiecać, że raczej się nie zawiedziesz. - powiedział tajemniczo Dumbledore. Potem zerknął prosto na mnie, uśmiechnął się i dodał:
-A teraz już lepiej się zbieraj. Chyba ktoś na ciebie czeka.
Syriusz podążył za jego wzrokiem, a kiedy mnie zauważył, pokiwał głową, jeszcze raz uścisnął dyrektorowi rękę i ruszył w moją stronę.
-Cześć, Rem. Myślałem, że poszedłeś z resztą.
-Chciałem jeszcze z tobą pogadać. Nie mówiłeś, że masz misję.
-Za tydzień wyjeżdżam. - powiedział obojętnym tonem. Chyba fakt, że dłuższy czas miało go nie być nie robił na nim żadnego wrażenia. Trochę mu się nie dziwiłem. Syriusz nigdy tak naprawdę nie miał domu. Na Grimmauld Place w dzieciństwie nie zaznał ciepła rodzinnego, a odkąd uciekł, pomieszkiwał u różnych przyjaciół, albo u wuja. Jednak nigdzie tak naprawdę nie zapuścił korzeni. Było mu chyba łatwiej nie przywiązywać się do miejsc ani do ludzi. Był trochę jak ten bezpański pies, który nie ufał obcym, oswoić go było trudno i zawsze był zdany sam na siebie. Nawet, gdy ktoś oferował mu pomoc. Chyba tylko Hogwart był dla niego jak dom.
-Potrzebujesz czegoś? - zapytałem, ale domyślałem się, jaką dostanę odpowiedź.
-Poradzę sobie. Muszę dopiąć kilka spraw na ostatni guzik.
-A skąd będziesz wyjeżdżał? Moglibyśmy cię odprowadzić, pomachać chusteczką...
Syriusz zaśmiał się, a zabrzmiało to jak szczeknięcie psa.
-Dam wam znać.
Wyszliśmy z kwatery głównej Zakonu i teleportowaliśmy się do Doliny Godryka. Gdy doszliśmy do centrum miasteczka, pierwsze co zobaczyliśmy, to dziewczyny stojące na drodze i zarzucające trampki na drut telefoniczny. Rozpoznałem w nich buty, które w Hogwarcie często nosiła Dorcas.











Linki do zdjęć: 
  • https://weheartit.com/entry/312353908
  • https://pl.pinterest.com/pin/45036065008431425/
  • https://pl.pinterest.com/pin/652810908473800172/
  • https://pl.pinterest.com/pin/862720872365833729/
  • https://pl.pinterest.com/pin/828099450229944905/
  • http://a-boy-smoker.tumblr.com/
  • http://december.ml/
  • https://giphy.com/gifs/andrew-garfield-hand-stand-jBH2Mg3Tg86dy
  • https://pl.pinterest.com/pin/567453621772783863/
  • https://www.tumblr.com/tagged/zedd-beautiful-now

1 komentarz:

  1. Naprawdę wspaniały blog, pisz dalej te rozdziały są MEGA SUPER.
    Czekam na dalsze!

    OdpowiedzUsuń