Mary:
Każdy ma swoje słabości. To nieprawda, że Gryfoni są nieustraszeni i idą na największe niebezpieczeństwo bez mrugnięcia okiem. Ja się bałam często. Do tej pory zastanawiam się, czy tiara przydziału dobrze postąpiła, przydzielając mnie do Domu Godryka. Nieustraszona. Ja?
Z trwogą obserwowałam, jak Dorcas znika, a razem z nią kawałeczek mnie samej. Jak twarze wszystkich tężeją i bez odpowiedzi na pytanie "co dalej" każdy idzie do zamku. Pobyt w Hogwarcie zawsze zmierzał do nieuchronnie złamanego serca i ogromnej tęsknoty, która budziła się razem ze mną w dzień wyjazdu. Myślałam, że po skończeniu siódmego roku nigdy więcej nie zobaczę zamku, że żegnam się z nim ostatecznie. Ale teraz musiałam zrobić to po raz kolejny. Co gorsza ze świadomością, że nie opuszczamy go wszyscy razem.
Chłopcy zajęli się lewitowaniem naszych kufrów na dół, a my poszłyśmy za nimi, w milczeniu jedząc przyniesione śniadanie. Kiedy paczka kierowała się w stronę bramy, ja jeszcze na chwilę przystanęłam i odwróciłam się, żeby utrwalić sobie obraz wież i baszt, starych murów i ogromnych okien Hogwartu. Uśmiechnęłam się delikatnie. Tak, to już raczej ostatni raz.
Każdy ma swoje słabości. To nieprawda, że Gryfoni są nieustraszeni i idą na największe niebezpieczeństwo bez mrugnięcia okiem. Ja się bałam często. Do tej pory zastanawiam się, czy tiara przydziału dobrze postąpiła, przydzielając mnie do Domu Godryka. Nieustraszona. Ja?
Z trwogą obserwowałam, jak Dorcas znika, a razem z nią kawałeczek mnie samej. Jak twarze wszystkich tężeją i bez odpowiedzi na pytanie "co dalej" każdy idzie do zamku. Pobyt w Hogwarcie zawsze zmierzał do nieuchronnie złamanego serca i ogromnej tęsknoty, która budziła się razem ze mną w dzień wyjazdu. Myślałam, że po skończeniu siódmego roku nigdy więcej nie zobaczę zamku, że żegnam się z nim ostatecznie. Ale teraz musiałam zrobić to po raz kolejny. Co gorsza ze świadomością, że nie opuszczamy go wszyscy razem.
Chłopcy zajęli się lewitowaniem naszych kufrów na dół, a my poszłyśmy za nimi, w milczeniu jedząc przyniesione śniadanie. Kiedy paczka kierowała się w stronę bramy, ja jeszcze na chwilę przystanęłam i odwróciłam się, żeby utrwalić sobie obraz wież i baszt, starych murów i ogromnych okien Hogwartu. Uśmiechnęłam się delikatnie. Tak, to już raczej ostatni raz.
Remus :
Pod wieczór byliśmy już w Londynie. Żegnaliśmy się na stacji, wszyscy jakby z uśmiechem, ale jakby bez. James i Lily postanowili, że wyjadą na parę dni nad morze, więc teraz właściwie mieli przesiadkę w inny pociąg. Frank i Alicja przenosili się prosto do domu, Syriusz z zawadiackim uśmiechem beztrosko żegnał się z każdym z nas. To niesamowite, jak świetnym był aktorem. Tylko dlaczego czuł się zmuszony grać nawet przed nami?
Pod wieczór byliśmy już w Londynie. Żegnaliśmy się na stacji, wszyscy jakby z uśmiechem, ale jakby bez. James i Lily postanowili, że wyjadą na parę dni nad morze, więc teraz właściwie mieli przesiadkę w inny pociąg. Frank i Alicja przenosili się prosto do domu, Syriusz z zawadiackim uśmiechem beztrosko żegnał się z każdym z nas. To niesamowite, jak świetnym był aktorem. Tylko dlaczego czuł się zmuszony grać nawet przed nami?
Glizdogon był bardzo przybity, całą drogę się nie odzywał ani słowem, patrzył się w szybę, ale nikomu nie było w głowie wyrywać go z zadumy. Dopiero teraz jako pierwszy odezwał się, gdy nam zabrakło słów.
Mary podeszła do mnie, żeby się pożegnać i w tej chwili przypomniały mi się słowa Dor. "Wróć do tego" - zabrzmiało w moich uszach.-Mam nadzieję, że tym razem potoczy się to trochę inaczej - powiedziała Mary z miłym uśmiechem. Zawsze była taka miła.
-Ja też. Dlatego Mary, co powiesz na to, żebyśmy się zobaczyli jakoś kiedyś... - sam nie wiedziałem, co chciałem powiedzieć, ale poczułem się w obowiązku spełnić wolę Dor. W duchu przybiłem sobie z nią piątkę.
-No jasne. Byłoby super.
-To może jutro? - wypaliłem, a ona zamrugała szybko zdziwiona, ale zaraz jej twarz rozjaśniła się uśmiechem i odparła :
-Czemu nie, jutro będzie idealne.
***
-Hogwart to całkiem zabawne miejsce.
Pobiegłem na górę do pokoju i rzuciłem się na łóżko. Jak to dobrze, że jednak sprzedałem tą wstrętną kawalerkę. Jednak nie ma to jak w domu.
Zacząłem zastanawiać się nad tym, co strzeliło mi do głowy. Zaprosiłem Mar na randkę? Niee, to raczej nie była randka. Jednak jakkolwiek by tego nie nazwać, zaczęło do mnie docierać, że może to wcale nie był najlepszy pomysł. Mary i ja mieliśmy przeszłość. Za nami był związek i rozstania, z czego to ostatnie szczególnie dla nas trudne. Oświadczyłem się jej - powiedziałem to głośno i jakby pamięć mi wróciła. A ona odmówiła. Zrobiłem to rzeczywiście dość pochopnie, ale i tak jej odmowa była dla mnie ciosem. Teraz zachowywałem się jakby to wszystko nie miało znaczenia. Jakby w ogóle nie miało miejsca. Uświadomiłem sobie, że teraz dążyłem do tego samego. Od nowa chciałem się zakochać.
***
Wyciągnąłem z biurka kawałek pergaminu i pióro i napisałem na nim do Mary pytanie o godzinę naszego spotkania. Sowę praktycznie wypchnąłem przez okno i chwilę patrzyłem, jak oddala się w stronę chmur.
Z papierkową robotą dla zakonu uporałem się szybciej niż zwykle, potem zbiegłem na śniadanie. Moi rodzice cały czas obserwowali mnie podejrzliwie, ale postanowiłem ich ignorować. Kiedy wróciłem do pokoju, sowa była już z powrotem. Z niecierpliwością zerwałem z jej nogi pergamin. Kłapnęła na mnie obrażona dziobem i odleciała. Na odwrotnej stronie mojego liściku było napisane :
Rem, możemy się spotkać choćby teraz. Nie mam nic do roboty.
M.
-Remus? A co ty tu robisz? - zapytała, owijając się szczelniej fioletowym flanelowym szlafrokiem. Wydawała się zdziwiona, że mnie widzi, ale podeszła i otworzyła mi furtkę. No tak. Ostatnio jak się widzieliśmy, było jeszcze przed moimi oświadczynami i rozstaniem.
-Przyszedłem do Mary - powiedziałem trochę zmieszany, bo rzeczywiście nie przemyślałem tego całego zjawiania się znienacka. W tych czasach ludzie bali się niezapowiedzianych dzwonków do drzwi.
-No dobrze, to wejdź... poczekaj chwilkę... Mary! - krzyknęła, zamykając drzwi wejściowe. - Mary! Masz gościa!
-Co? Ale mamo... - usłyszałem jak zbiega po schodach i po chwili zobaczyłem ją w wielkiej koszulce drużyny Quidditch'a i krótkich spodenkach od piżamy. Zmarszczyła brwi, kiedy mnie zobaczyła, a po chwili palnęła się dłonią w czoło i zaśmiała się głośno.
-No jasne, chodź Rem. Muszę się przebrać i możemy iść.
Poszedłem po schodach na górę, widząc, jak mama Mary kręci głową.
-Nie wiedziałam, że tak dosłownie weźmiesz moje "teraz" z listu - Widziałem, że jej to nie przeszkadzało. Było mi trochę głupio, ale reakcja Mary trochę mnie podniosła na duchu. Minęliśmy pokój starszego brata Mar i dobiegł mnie przytłumiony odgłos muzyki.
-Sam mieszka z wami? - zapytałem, żeby zmienić temat.
-Nie, teraz tylko wrócił na parę tygodni. Rozstał się z dziewczyną i przechodzi znowu nastoletni bunt. - zaśmiała się cicho, a ja przypomniałem sobie mnie w pierwszych tygodniach po rozstaniu z Mary.
Weszliśmy do jej pokoju. Wskazała mi ręką na łóżko, żebym usiadł i weszła do łazienki.
Mary:
Przyznaję, trochę spanikowałam. Nie spodziewałam się, że przyjdzie NATYCHMIAST, ale w sumie rozbawił mnie tym. Całe szczęście, że już dawno przestałam się przy nim krępować. On wiedział o mnie chyba wszystko, ja o nim też. Pamiętam, kiedy wyznał mi, że jest wilkołakiem i z ulgą mogłam teraz przyznać, że moje wszystkie obawy się nie sprawdziły i ani trochę się nie bałam.
Wyszłam z łazienki, uprzednio zarzuciwszy na siebie letnią zwiewną sukienkę i związawszy włosy w niechlujny kok. Zastałam Remusa nadal siedzącego na łóżku i przyglądającego się zdjęciom, które przyczepiłam do ściany.
-To ja - stwierdził zadowolony, że znalazł się na mojej ściance. Jakby to było coś dziwnego.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi i zaczęłam nakładać delikatny makijaż.
Remus nic nie mówił. Kiedy zerknęłam na niego w lusterku, zauważyłam, jak jego ciało momentalnie się spina, a szczęki zaciskają.
-Który dziś jest? - zapytał cicho, ale i tak głos mu zadrżał.
-Czternasty - odwróciłam się do niego i przyjrzałam się jego napiętej twarzy. - Co ci jest, Rem?
-Nic, ja po prostu... to jeszcze za wcześnie.
Momentalnie zrozumiałam, o co chodziło. To nie ze zdenerwowania, tylko z bólu. Jego twarz wykrzywiła się w nienaturalnym grymasie i przez chwilę jeszcze siedział w zastygłej pozie, żeby zaraz się rozluźnić. Na jego twarz wylał się wyraz ulgi.
-Nie przejmuj się. Czasem tak po prostu jest. Pewnie, żebym nie zapomniał. - zaśmiał się zbolały.
-Jakby dało się o tym zapomnieć - szepnęłam. Nie byłam wciąż pewna, czy było z nim w porządku i na pewno nie zamierzałam się nie przejmować.
-Jesteś pewien, że nie chcesz wrócić do domu?
-Oczywiście, że nie. Wszystko jest dobrze, serio.
Spojrzałam się na niego z troską.
-No, chyba, że nie chcesz spędzić ze mną tego dnia, bo jestem... - zaczął niepewnie, a ja pokręciłam gwałtownie głową tak, że moja fryzura została zrujnowana.
-Merlinie, no co ty! Myślisz, że się ciebie boję? Rem, wiem, że byś mnie nigdy nie skrzywdził.
-Nie powinnaś tak mówić. Ja się nie kontroluję...
-Teraz jak widać się kontrolujesz. Pełnia dopiero za tydzień, więc nie zamierzam popadać w paranoję. - powiedziałam trochę za ostro. No ale zirytował mnie tym, że podejrzewał, że mogłabym go odtrącić od tak, tylko dlatego!
Remus uśmiechnął się promiennie, wstał z łóżka i podszedł do mnie odrobinę za blisko. Jednak w porę się zreflektował i cofnął się o dwa kroki. Nie żeby poprzednia odległość mi jakoś specjalnie przeszkadzała. Nie przeszkadzała. Ani trochę.
-To gdzie idziemy?
Uśmiechnęłam się pod nosem, bo przyszedł mi do głowy super pomysł.
Remus:
Usiadłem za kierownicą. Bez przekonania spojrzałem się na Mary, która promiennie uśmiechała się w moją stronę. Nie, nie byłem zupełnie przekonany. Ilekroć w ręce wpadła mi jakaś mugolska gazeta, dowiadywałem się, że doszło do takiego a takiego wypadku i tyle a tyle osób zostało rannych, czy zginęło. Nie uśmiechało mi się dołączyć do tego grona. No i na pewno nie z Mary.
-Mar, wydaje mi się, że to nie jest najlepszy pomysł. - powiedziałem poważnie, a ona na złość uśmiechnęła się do mnie pobłażliwie i z cwanym spojrzeniem odparła:
-Proszę proszę, Remus Lupin prefekt naczelny domu Godryka Gryffindora, a boi się odpalić samochód.
-Nie boję się, tylko uważam, że to skrajna głupota, żeby czarodziej umierał w wypadku samochodowym.
-Oj od razu umierał. - Mary machnęła pobłażliwie ręką.
-Skąd w ogóle go macie? - zapytałem, waląc w kierownicę ręką. Podskoczyłem, kiedy na całą ulicę ryknął klakson.
-To Sam'a. Kupił, żeby poderwać tą swoją dziewczynę. Była mugolaczką. No ale nie umiał prowadzić, więc musiał ulepszyć go paroma czarami, żeby się nie rozbić. Teraz jak się rozstali, samochód trafił do garażu u nas.
-Ulepszyć czarami? Było tak od razu - wyjąłem różdżkę i stuknąłem w kierownicę, a od razu włączył się silnik i samochód ruszył z miejsca.
***
Zaparkowałem na wielkim otwartym polu, pełnym innych aut, skupionych przed wielkim ekranem. Nie wiedziałem, co to za zjazd, ale Mary wciąż powtarzała, że warto.
-Ja też nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, ale w zeszłe wakacje Lily zabrała nas na coś podobnego. Merlinie, to takie ekscytujące! Dlaczego czarodzieje na to nie wpadli?
Zapadał już zmrok, wzięliśmy z tylnego siedzenia kupione jedzenie i piwo. Wszedłem na dach samochodu i pomogłem Mary. Było całkiem wygodnie i klimatycznie. Dookoła dużo ludzi, ale nie przeszkadzali w rozmowie. Nad nami rozpościerało się niebo utkane gwiazdami.
Nagle ekran rozświetlił się takim blaskiem, że aż moja różdżka zawibrowała mi w kieszeni, wyczuwając zagrożenie. Mary jednak uśmiechnęła się szeroko i sięgnęła po kupione w pobliskim sklepie chipsy. Nie byłem pewien o co tu chodzi, ale zaraz wielki ekran pokazał napisy, a z głośników zaczęła lecieć muzyka.
-Czy to... - zawahałem się, bo nie byłem pewny, czy to to mugolskie słowo, którego czasem używała Lily - czy to film?
-Tak! I to nie byle jaki, najlepsze kino Allen'a! - szepnęła z przejęciem Mary, a ja kiwnąłem głową, nie do końca widząc, o czym mówiła.
-Czyli mugole przyjeżdżają w nocy samochodami, żeby oglądać ten ekran? - próbowałem zrozumieć, naprawdę, ale jakoś nie mieściło mi się to w głowie. Przecież w domu Lily widziałem kiedyś taki mały ekranik. Telewizjer, czy jakoś tak. Tam też mogli coś oglądać.
-No wydaje mi się, że to nie jest takie zwykłe oglądanie. Lily była bardzo podekscytowana, kiedy zabrała nas w zeszłym roku... Sama nie wiem.
-No tak - mruknąłem, nadal niezbyt ogarniając.
-Zresztą nieważne. Zobacz jaka atmosfera!
Mary:
Film trwał dwie godziny. Czegoś tak romantycznego jeszcze nigdy nie widziałam. Pary dookoła nas tuliły się do siebie, przejmująca muzyka i ten humor! Merlinie, fantastycznie. Nie miałam pojęcia jak to działało bez magii, ale byłam zachwycona. Remus też się przekonał.
Kiedy napisy końcowe się skończyły i stało się dla nas jasne, że to już definitywnie koniec, zeszliśmy z dachu auta i wsiedliśmy do środka.
-To co teraz? - zapytałam, bo wcale nie miałam ochoty na skończenie tego dnia. Słońce niespodziewanie zaszło i bałam się, że Remus będzie chciał wracać.
-Skoro już mamy ten samochód moglibyśmy pojechać w takie jedno miejsce... - powiedział a ja rozpłynęłam się w uśmiechu.
Ruszyliśmy i po jakimś czasie Remus skierował się na drogę szybkiego ruchu.
Nie miałam pojęcia, gdzie nas wiózł, ale nie chciałam się martwić. Czułam się zupełnie bezpiecznie, kiedy byłam z nim.
-Jesteśmy - powiedział, gdy wcale nie zwalniając kierowaliśmy się w stronę oświetlonego wątłym światłem tunelu.
Spojrzałam się na niego zdziwiona.
-Jesteśmy?
-Idź na pakę. Zobaczysz, o co mi chodzi - powiedział z tajemniczym uśmiechem, a ja wgramoliłam się na tył samochodu.
Właśnie przejeżdżaliśmy przez tunel, światła zamigotały i pęd powietrza rozwiał mi włosy. Ostrożnie wstałam, trzymając się karoserii. Moja sukienka i cienki szal załopotały na wietrze, kiedy otworzyłam ramiona.
Zaczęłam się śmiać jak szalona, czegoś takiego nigdy nie czułam. Prawie nie mogłam oddychać od silnego wiatru, ale nigdy nie czułam się bardziej żywa. Zupełnie jakbym leciała na niewidzialnych skrzydłach.
-Rem! To wspaniałe! - krzyknęłam, ale wątpiłam, żeby to usłyszał. Moje słowa utonęły w niewyobrażalnym huku wiatru. Rem pogłośnił muzykę, żebym ją słyszała. To było niesamowite przeżycie. Jedno z najwspanialszych w moim dotychczasowym życiu. Tunel ciągnął się jeszcze długo. Ja śmiałam się, krzyczałam i śpiewałam. Mogłam robić to wszystko, bo nikt mnie nie słyszał. Światła rozmyły się w długą bladą smugę, wiatr rozwiał mi włosy i ubranie.
W końcu tunel dobiegł końca. Nade mną pojawiło się morze gwiazd i chłodne powietrze zapiekło mnie w policzki.
Film trwał dwie godziny. Czegoś tak romantycznego jeszcze nigdy nie widziałam. Pary dookoła nas tuliły się do siebie, przejmująca muzyka i ten humor! Merlinie, fantastycznie. Nie miałam pojęcia jak to działało bez magii, ale byłam zachwycona. Remus też się przekonał.
Kiedy napisy końcowe się skończyły i stało się dla nas jasne, że to już definitywnie koniec, zeszliśmy z dachu auta i wsiedliśmy do środka.
-To co teraz? - zapytałam, bo wcale nie miałam ochoty na skończenie tego dnia. Słońce niespodziewanie zaszło i bałam się, że Remus będzie chciał wracać.
-Skoro już mamy ten samochód moglibyśmy pojechać w takie jedno miejsce... - powiedział a ja rozpłynęłam się w uśmiechu.
Ruszyliśmy i po jakimś czasie Remus skierował się na drogę szybkiego ruchu.
Nie miałam pojęcia, gdzie nas wiózł, ale nie chciałam się martwić. Czułam się zupełnie bezpiecznie, kiedy byłam z nim.
-Jesteśmy - powiedział, gdy wcale nie zwalniając kierowaliśmy się w stronę oświetlonego wątłym światłem tunelu.
Spojrzałam się na niego zdziwiona.
-Jesteśmy?
-Idź na pakę. Zobaczysz, o co mi chodzi - powiedział z tajemniczym uśmiechem, a ja wgramoliłam się na tył samochodu.
Właśnie przejeżdżaliśmy przez tunel, światła zamigotały i pęd powietrza rozwiał mi włosy. Ostrożnie wstałam, trzymając się karoserii. Moja sukienka i cienki szal załopotały na wietrze, kiedy otworzyłam ramiona.
Zaczęłam się śmiać jak szalona, czegoś takiego nigdy nie czułam. Prawie nie mogłam oddychać od silnego wiatru, ale nigdy nie czułam się bardziej żywa. Zupełnie jakbym leciała na niewidzialnych skrzydłach.
-Rem! To wspaniałe! - krzyknęłam, ale wątpiłam, żeby to usłyszał. Moje słowa utonęły w niewyobrażalnym huku wiatru. Rem pogłośnił muzykę, żebym ją słyszała. To było niesamowite przeżycie. Jedno z najwspanialszych w moim dotychczasowym życiu. Tunel ciągnął się jeszcze długo. Ja śmiałam się, krzyczałam i śpiewałam. Mogłam robić to wszystko, bo nikt mnie nie słyszał. Światła rozmyły się w długą bladą smugę, wiatr rozwiał mi włosy i ubranie.
W końcu tunel dobiegł końca. Nade mną pojawiło się morze gwiazd i chłodne powietrze zapiekło mnie w policzki.
Wróciłam do Remusa na przód samochodu.
-Merlinie, to było... Skąd znasz to miejsce? - zapytałam, łapiąc oddech.
-Ja i Huncwoci lataliśmy tu kiedyś na miotłach w wakacje.
-Ja nie mogę, tak się cieszę, że mnie zabrałeś! - pisnęłam i zanim zdążyłam się powstrzymać pocałowałam go mocno w policzek.
Remus:
-Merlinie, to było... Skąd znasz to miejsce? - zapytałam, łapiąc oddech.
-Ja i Huncwoci lataliśmy tu kiedyś na miotłach w wakacje.
-Ja nie mogę, tak się cieszę, że mnie zabrałeś! - pisnęłam i zanim zdążyłam się powstrzymać pocałowałam go mocno w policzek.
Remus:
Trzeba już było wracać. Nawet nie zauważyliśmy, kiedy zapadła późna noc. Podwiozłem Mar do domu i wyłączyłem różdżką silnik.
-To ja już będę leciał...
Mary zerknęła na mnie nieśmiało.
-Wiesz, jakbyś chciał to możesz zostać. Jest już bardzo późno. Nie jest bezpiecznie.
-Przecież się teleportuję...
-Pamiętasz co mówił Dumbledore. Nigdy nie wiadomo... Proszę, zostań.
Powiedziała to z tak niewinnym wyrazem twarzy, że niemalże od razu uwierzyłem, że się o mnie bała.
-Co na to twoi rodzice?
-Jakoś to załatwimy.
-To ja już będę leciał...
Mary zerknęła na mnie nieśmiało.
-Wiesz, jakbyś chciał to możesz zostać. Jest już bardzo późno. Nie jest bezpiecznie.
-Przecież się teleportuję...
-Pamiętasz co mówił Dumbledore. Nigdy nie wiadomo... Proszę, zostań.
Powiedziała to z tak niewinnym wyrazem twarzy, że niemalże od razu uwierzyłem, że się o mnie bała.
-Co na to twoi rodzice?
-Jakoś to załatwimy.
***
Okazało się, że "załatwimy" dla Mary oznaczało jedynie przemycenie mnie do swojego pokoju. Poszliśmy na palcach po schodach na piętro i jak najciszej się dało, zamknęliśmy drzwi.
-No, to załatwione. - powiedziała i dosłownie sekundę później usłyszeliśmy kroki na schodach.
-Merlinie, to mój tata! Chowaj się. - szepnęła w panice. Ukryłem się za fotelem i wsłuchałem się w zbliżające się kroki. Chwilę potem rozległ się dźwięk naciskanej klamki i ktoś wszedł do pokoju.
Starałem się oddychać jak najmniej, bo ostatnią rzeczą, jakiej bym chciał, było przysporzenie problemów Mary.
-Mary, jesteś już. Wiesz która godzina? - usłyszałem głos pana Macdonalda. Z mojej kryjówki widziałem bose stopy Mar, nerwowo przebierające po dywanie.
-Tak, przepraszam tato. Zagadaliśmy się.
-Martwiliśmy się o ciebie. W zeszły tygodniu zaginęła córka Bennettów. Mama odchodziła od zmysłów.
-Wiem, przepraszam - w głosie Mary dało się wyczuć skruchę.
-No dobrze. Ale pamiętaj o tym na przyszłość. Wiemy, że jesteś dorosła, ale to nie zmienia faktu, że ciągle myślimy o tobie jak o naszej małej córci. Mam nadzieję że dobrze się bawiłaś.
-Tak, było fajnie.
-No to dobrze. A teraz idź już spać. Pamiętaj, jutro przychodzi babcia, żeby zrobić wasz ulubiony czekoladowy domek. - usłyszałem spokojny głos taty Mary. Zmarszczyłem brwi. Że co zrobi?
-Och, już jutro? To super! - Mary wydawała się naprawdę ucieszona.
-Kolorowych snów, kochanie.
-Dobranoc, tato.
Ciężkie kroki zaczęły się oddalać, drzwi się zamknęły, a stopy Mary zwróciły się w moją stronę. Wychyliłem głowę zza fotela.
-Czekoladowy domek? - zapytałem, udając rozczulenie i trochę się z niej śmiejąc.
-No, to załatwione. - powiedziała i dosłownie sekundę później usłyszeliśmy kroki na schodach.
-Merlinie, to mój tata! Chowaj się. - szepnęła w panice. Ukryłem się za fotelem i wsłuchałem się w zbliżające się kroki. Chwilę potem rozległ się dźwięk naciskanej klamki i ktoś wszedł do pokoju.
Starałem się oddychać jak najmniej, bo ostatnią rzeczą, jakiej bym chciał, było przysporzenie problemów Mary.
-Mary, jesteś już. Wiesz która godzina? - usłyszałem głos pana Macdonalda. Z mojej kryjówki widziałem bose stopy Mar, nerwowo przebierające po dywanie.
-Tak, przepraszam tato. Zagadaliśmy się.
-Martwiliśmy się o ciebie. W zeszły tygodniu zaginęła córka Bennettów. Mama odchodziła od zmysłów.
-Wiem, przepraszam - w głosie Mary dało się wyczuć skruchę.
-No dobrze. Ale pamiętaj o tym na przyszłość. Wiemy, że jesteś dorosła, ale to nie zmienia faktu, że ciągle myślimy o tobie jak o naszej małej córci. Mam nadzieję że dobrze się bawiłaś.
-Tak, było fajnie.
-No to dobrze. A teraz idź już spać. Pamiętaj, jutro przychodzi babcia, żeby zrobić wasz ulubiony czekoladowy domek. - usłyszałem spokojny głos taty Mary. Zmarszczyłem brwi. Że co zrobi?
-Och, już jutro? To super! - Mary wydawała się naprawdę ucieszona.
-Kolorowych snów, kochanie.
-Dobranoc, tato.
Ciężkie kroki zaczęły się oddalać, drzwi się zamknęły, a stopy Mary zwróciły się w moją stronę. Wychyliłem głowę zza fotela.
-Czekoladowy domek? - zapytałem, udając rozczulenie i trochę się z niej śmiejąc.
-Nie licz że cię poczęstuję. - odparła, mrużąc oczy.
-Szkoda, pewnie pyszny.
-A żebyś wiedział. - podniosła dumnie głowę i pomaszerowała w stronę łazienki.
Mary:
Udawałam, że śpię już od dobrych paru godzin. Ciągłe powtarzanie sobie, że muszę się uspokoić nic nie dawało. W końcu otworzyłam szeroko oczy i wbiłam wzrok w sufit. W głowie znowu pojawiły mi się sceny z tego dnia. Było tak fajnie. Remus spał na materacu, który wyczarowałam koło mojego łóżka. Zerknęłam w jego stronę i mimowolnie lekko się uśmiechnęłam. To był bardzo bardzo udany dzień. Ale to, co usłyszałam na koniec, było jego idealnym zwieńczeniem. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
-Szkoda, pewnie pyszny.
-A żebyś wiedział. - podniosła dumnie głowę i pomaszerowała w stronę łazienki.
Mary:
Udawałam, że śpię już od dobrych paru godzin. Ciągłe powtarzanie sobie, że muszę się uspokoić nic nie dawało. W końcu otworzyłam szeroko oczy i wbiłam wzrok w sufit. W głowie znowu pojawiły mi się sceny z tego dnia. Było tak fajnie. Remus spał na materacu, który wyczarowałam koło mojego łóżka. Zerknęłam w jego stronę i mimowolnie lekko się uśmiechnęłam. To był bardzo bardzo udany dzień. Ale to, co usłyszałam na koniec, było jego idealnym zwieńczeniem. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
"-Proszę bardzo, twoje łóżko - powiedziałam, kiedy przetransmutowałam poduszkę w materac.
-Dzięki - rzucił się na niego i przeciągnął, głośno wzdychając.
-Mam nadzieję, że nie żałujesz tego dnia - szepnęłam, bo w głowie przewinęła mi się myśl, że Remus mógł wcale nie reflektować w kinie dla mugoli, albo... nie dokończyłam nawet rozmyślać, bo Rem zawołał:
-No co ty! Bardzo mi się podobało!
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i szybko się odwróciłam, karcąc się w myślach za głupotę. Nie chciałam przed nim wypaść na zakompleksioną, ale ciągle przejmowałam się tym co sobie o mnie pomyśli.
-Mary, ja bardzo lubię twoje towarzystwo. - usłyszałam za sobą jego cichy głos - Jesteś jedną z osób, które są mi najbliższe. To, co było kiedyś między nami... mam nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone... jesteś dla mnie bardzo ważna. Jesteś taka mądra, dobra i naprawdę przepiękna."
Z każdym jego słowem było mi coraz cieplej na sercu. Wtedy odwróciłam się do niego z uśmiechem, a on delikatnie pocałował mnie w policzek. Teraz, jak o tym myślałam, czułam się jakbym wygrała milion galeonów w magicznej loterii. Jeszcze raz spojrzałam się na jego uśpioną twarz. Rzeczywiście, nie wszystko było stracone.
Nie próbowałam już powstrzymywać szerokiego uśmiechu. Przekręciłam się na bok i ukryłam twarz w dłoniach. Moje policzki były takie rozgrzane. "Myśli, że jestem piękna" przemknęło mi przez głowę i z tą myślą błogo zasnęłam.
-Dzięki - rzucił się na niego i przeciągnął, głośno wzdychając.
-Mam nadzieję, że nie żałujesz tego dnia - szepnęłam, bo w głowie przewinęła mi się myśl, że Remus mógł wcale nie reflektować w kinie dla mugoli, albo... nie dokończyłam nawet rozmyślać, bo Rem zawołał:
-No co ty! Bardzo mi się podobało!
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i szybko się odwróciłam, karcąc się w myślach za głupotę. Nie chciałam przed nim wypaść na zakompleksioną, ale ciągle przejmowałam się tym co sobie o mnie pomyśli.
-Mary, ja bardzo lubię twoje towarzystwo. - usłyszałam za sobą jego cichy głos - Jesteś jedną z osób, które są mi najbliższe. To, co było kiedyś między nami... mam nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone... jesteś dla mnie bardzo ważna. Jesteś taka mądra, dobra i naprawdę przepiękna."
Z każdym jego słowem było mi coraz cieplej na sercu. Wtedy odwróciłam się do niego z uśmiechem, a on delikatnie pocałował mnie w policzek. Teraz, jak o tym myślałam, czułam się jakbym wygrała milion galeonów w magicznej loterii. Jeszcze raz spojrzałam się na jego uśpioną twarz. Rzeczywiście, nie wszystko było stracone.
Nie próbowałam już powstrzymywać szerokiego uśmiechu. Przekręciłam się na bok i ukryłam twarz w dłoniach. Moje policzki były takie rozgrzane. "Myśli, że jestem piękna" przemknęło mi przez głowę i z tą myślą błogo zasnęłam.
Linki do zdjęć:
- https://pl.pinterest.com/pin/600175087825279253/
- https://pl.pinterest.com/pin/322500023318535151/
- https://giphy.com/gifs/andrew-garfield-hottie-the-amazing-spiderman-lUcOPzc88HKUg
- http://astridrps.tumblr.com/post/65188927181/gif-hunt-carey-mulligan
- https://www.tumblr.com/blog/awkwarddesigner
Super❤ czekam na kolejny 😏💓
OdpowiedzUsuń