poniedziałek, 21 maja 2018

rozdział 63

Alicja:
Spędziliśmy jeszcze ostatnią noc w zamku. Nocą pakowałyśmy się, bo nie mogłyśmy zupełnie spać. Dumbledore przyniósł nam papierkową robotę dla Zakonu, ale nawet się za to nie zabrałyśmy. Po prostu nie miałyśmy do tego głowy. Każda z nas czuła się, jakby straciła na zawsze kawałeczek swojej tożsamości. Żadna z nas nie uroniła nawet łzy. Bo przecież tak musiało być. Dorcas w końcu miała być bezpieczna.
Rano chłopcy obudzili nas, trzymając po kubku kawy dla każdej. Śniadanie już dawno minęło, więc kochani zadbali o nas i przynieśli nam kawę i kanapki.
-Mam nadzieję, że jesteście spakowane. Za pół godziny mamy pociąg. - powiedział Frank, zakładając mi włosy za uszy. Pocałował mnie w czoło i zrobił mi zdjęcie aparatem. Lubiłam być jego modelką, był naprawdę utalentowanym fotografem i zapewne gdyby nie wojna i praca jako autor, zajął by się tym zawodowo.
-Tak. Myślisz, że dlaczego nie spałyśmy pół nocy? - powiedziała Mary i zaczęła wciągać na nogi rajstopy.
-No dobra, to zbierać manatki i wychodzimy. - mruknął między zaklęciami Remus lewitujący nasze kufry do wyjścia.
Na pociąg szliśmy wszyscy razem. Nie pojechaliśmy powozem, tylko wybraliśmy się na piechotę. Nie martwiliśmy się, że spóźnimy się na pociąg. Byliśmy jedynymi pasażerami, jak miałby odjechać bez nas? Ruszył, kiedy tylko wsiedliśmy do środka. Zajęliśmy przedział gdzieś na końcu wagonu. Przypomniała mi się sterta dokumentów, które dostałyśmy od Dumbledore'a. Nie było rady, trzeba było do tego usiąść. Cała podróż upłynęła nam więc na uzupełnianiu papierków dla Zakonu. Ciężko mi było uwierzyć, że naprawdę było to potrzebne dla pokonania Śmierciożerców, ale jak trzeba to trzeba.



 

Frank:
Rozmowa nam się za bardzo nie kleiła. Każdy był pogrążony we własnych myślach. Rzuciliśmy nasze dotychczasowe życie i bieżące sprawy i wyruszyliśmy do Hogwartu, a teraz trzeba było wrócić. Wydawało mi się to niemożliwe. Pociąg dudnił na szynach, za oknem było coraz ciemniej i ciemniej. Alicja zasnęła zwinięta na siedzeniu obok z głową na moich kolanach. Bezwiednie bawiłem się kosmykami jej ciemnych włosów, nie odrywając wzroku od szyby. Moje myśli odpłynęły do momentu, który niestety zbliżał się coraz szybciej. Mój wyjazd, nasza rozłąka i ciągłe oczekiwanie na powrót do niej. Zerknąłem się na jej uśpioną twarz. Na jej ustach wykwitł delikatny uśmiech. Musiało jej się śnić coś przyjemnego. James i Lily nie mieli takich problemów z rozstaniem jak my. Nie wiem jak to robili, ale dla mnie była to największa męczarnia. Wiedziałem, że tam, gdzie miała się odbyć moja misja dla zakonu będzie niewiele czasu, żeby tęsknić, ale to nawet nie moje myśli mnie męczyły tylko jakaś taka pustka w sercu i głowie. Czasami zapominałem i zastanawiałem się przez ułamek sekundy dlaczego się tak czuję, ale zawsze uświadamiałem sobie co zostawiłem w Anglii.
Cała reszta też już spała. Tylko nie Syriusz, który utknął ze swoimi myślami po drugiej stronie szyby. Byłem pewien, że nie tylko myślami. I ja i reszta chłopaków zauważyliśmy, że nie wrócił z nami do zamku. Nie pojawił się w dormitorium też przez resztę nocy. Nikt tego jednak głośno nie skomentował, bo po co? Wiedzieliśmy, że musiał opłakać Dorcas na swój własny sposób i nie zamierzaliśmy się mu w to wtrącać.
Teraz obserwował ciemne kształty drzew nieobecnym wzrokiem, z kamienną twarzą.
Pociąg zaczął zwalniać. Po paru minutach przez okno przedziału wlało się pomarańczowe światło lamp z peronu.
Dotknąłem delikatnie ramienia Alicji i obudziłem ją pocałunkiem w szyję. Wszyscy zaczęli się powoli gramolić z miejsc, pomogłem dziewczynom ściągnąć kufry z półki bagażowej i gęsiego poszliśmy do wyjścia na stację.
Stanęliśmy na peronie w ciasnym kole, otoczeni obłokami pary lokomotywy. Nikt dłuższy czas nic nie mówił, patrzyliśmy się na swoje twarze, jakby to był koniec pewnej ery w naszym życiu. W jakimś sensie tak było. Zniknęła Dorcas, nawet nie tak jak wcześniej, kiedy była w niewoli. Teraz po prostu jej nie było i musieliśmy się z tym pogodzić. Nie mogliśmy jej nawet szukać.
-Będę pisać i liczę na rewanż z waszej strony - powiedział Peter, przerywając ciszę.
-Oczywiście. Spotkajmy się też kiedyś. - Lily uśmiechnęła się ciepło, spoglądając na nasze twarze.
-Róbcie dużo zdjęć, to jak się spotkamy, urządzimy nasz przegląd, jak kiedyś. - zaproponowałem, a wszyscy pokiwali głowami. Zaczęliśmy się ściskać, żartować i całować na pożegnanie.
Powoli rozchodziliśmy się każdy w swoją stronę, ja ściskałem w jednej ręce rączkę kufra, a w drugiej dłoń Alicji.
-Idziemy? - zerknąłem się na nią, a ona z uśmiechem kiwnęła głową i teleportowaliśmy się pod nasz dom.


Alicja:
-Jaki plan na dzisiaj? - zapytałam, wchodząc do kuchni. Frank siedział przy stole i pił poranną kawę. Podniósł na mnie spojrzenie znad Proroka Codziennego i uśmiechnął się na dzień dobry.
-No nie wiem, co nam jeszcze zostało?
Zerknęłam na kartkę przyczepioną do lodówki. Dużo już wykreśliliśmy. Frank objął mnie od tyłu i zakołysał się delikatnie.
-Co powiesz na punkt czwarty? - zapytał, pokazując palcem na jedno słowo, zapisane przeze mnie drżącą ręką.
-Jeśli aż tak ci na tym zależy, ale ja nadal nie jestem pewna.
-Skarbie, skakałaś już ze spadochronem, a boisz się tego? Będziesz ze mną bezpieczna.
-Wcale mnie nie przekonałeś, ale jestem w stanie się dla ciebie poświęcić.
Pocałował mnie w czubek głowy i ciesząc się jak małe dziecko, pobiegł na górę się ubrać.

***

Spojrzałam z trwogą na szczerzącego do mnie zęby Frank'a. Przecież to nie może być takie straszne, skoro kocha to bardziej od miotły.
-No już nie krzyw się tak, bo jeszcze ci się zmarszczki porobią. - zaśmiał się i oparł się o tą przeklętą maszynę.
-To motor, nie Rogogon Węgierski. Zobaczysz, będzie super - powiedział przymilnym głosem, a ja obdarowałam go grymasem na twarzy, który od biedy mógł uchodzić za uśmiech.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam do garażu. Frank czekał na mnie z niepewnością, mógł rzeczywiście podejrzewać się sobie po prostu poszłam. Jednak ja wróciłam z dwoma kaskami w ręce i oznajmiłam:
-To mój warunek.
-Jak sobie życzysz, Słońce.
Podeszłam do niego, Frank już siedział za kierownicą. Przerzuciłam jedną nogę na drugą stronę i usiadłam, zapinając kask na głowie. Poczułam się trochę bardziej pewnie, mając jako takie przekonanie, że ten kawałek plastiku ochroni mnie przed złamaniem karku.
Podałam drugi kask mojemu kochanemu mężowi, a on tylko przewrócił oczami i posłusznie go założył. Klepnęłam go po głowie i zaśmiałam się obejmując go w pasie.

leighton meester monte carlo gif

-Nie tak mocno, Kochanie, bo mnie udusisz. - zaśmiał się Frank, a ja ścisnęłam go jeszcze mocniej.
-Ruszamy czy nie? - zapytałam, przytulając głowę do jego pleców.
-Nie wiedziałem, że ci się tak śpieszy. No ruszamy, ruszamy.
No i ruszyliśmy. Na początku zacisnęłam oczy, nie chcąc zmierzyć się z rzeczywistością. Ale po chwili przyjemny podmuch wiatru na twarzy sprawił, że całkiem zainteresowało mnie to, co działo się dookoła. Otworzyłam oczy i głośno westchnęłam, kiedy zobaczyłam otaczającą mnie dookoła niebieskość nieba. Lecieliśmy kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Anglia została nisko pod nami.
-I jak? - usłyszałam wołanie Franka i w odpowiedzi pocałowałam go lekko w kark.
-Kobieto, uważaj, bo się rozbijemy - zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami i też się roześmiałam.

***

Dalszym etapem naszej podróży, okazał się Paryż. Nie wiedziałam, że lecieliśmy tak szybko, ale strasznie się ucieszyłam. Moje ukochane miasto!
Oczywiście Frank mnie nie uprzedził, że jeszcze gdzieś zabawimy, ale nie miałam nic przeciwko temu.
-I jak ci się podoba? - zapytał, kiedy wylądowaliśmy i czarami zamaskowaliśmy motor.
-Co takiego? - zapytałam, bo zrozumiałam, że nie chodzi już o naszą przejażdżkę.
Frank wskazał palcem na coś za moimi plecami. Odwróciłam się i prawie ugięły się pode mną nogi. Pisnęłam głośno i rzuciłam się mu na szyję.
Staliśmy przed wielkim przepięknym hotelem, który podziwiałam z daleka za każdym razem, jak odwiedzaliśmy to miasto. Moim marzeniem było spędzić w nim noc. Bardzo kosztownym marzeniem.
-Frank, Merlinie, jesteś moim ulubionym mężem! - zawołałam, a on uśmiechnął się cynicznie.
-Tylu ich miałaś, czuję się wyróżniony.
Weszliśmy do środka. Aż cała dygotałam z podekscytowania. W tej chwili w mojej głowie pojawiły się jednak wyrzuty sumienia. Merlinie, przecież noc w tym pałacu musiała kosztować tyle co nasze trzy pensje razem wzięte.
-Frank, ale wiesz, że nie musisz... - zaczęłam, ale on tylko uśmiechnął się pod nosem i przywitał się kiwnięciem głowy z odźwiernym. Jednak nie zatrzymał się. Weszliśmy do środka, trzymając się za ręce, a mnie coraz bardziej gryzło sumienie.
Ale coś tu nie grało. Frank wcale nie podszedł do recepcji, żeby potwierdzić rezerwację, czy coś. On od razu skierował się do drzwi windy, która zachęcała pięknymi ornamentami.
Co on knuł?
Wysiedliśmy na najwyższym piętrze i ruszyliśmy długim korytarzem, wyłożonym mięciutką wykładziną.
-Frank, co jest grane? Nic nie rozumiem.
Ale on tylko się uśmiechnął jeszcze szerzej i dalej szedł naprzód w milczeniu.
-To chyba tutaj. - mruknął pod nosem, naciskając klamkę ostatnich drzwi po prawej. Nie żeby coś, ale wisiała na nich tabliczka, na której jak byk było napisane, żeby nie przeszkadzać. Już chciałam zamknąć oczy, żeby nie zetknąć się przypadkiem z czyimś gołym tyłkiem. Jednak okazało się, że w środku nie było nikogo. Stało tam za to wielkie, rzeźbione łoże z baldachimem i śnieżnobiałą pościelą. -Co my tu robimy, Frank? - zapytałam, czekając na wyjaśnienie zagadki.
-Relaksujemy się po podróży. - odparł zadowolony z siebie i padł na łóżko.
Stałam w miejscu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nic z tego nie kumałam. W końcu mój mężulek postanowił się nade mną zlitować i oświecił mnie, mówiąc:
-Jesteśmy tu poniekąd nielegalnie, ale stwierdziłem, że takiej okazji nie należy marnować.
-Okazji? - nadal niewiele z tego rozumiałam.
-Mój stary znajomy pracuje w tym hotelu i właściwie od razu się zgodził, żebyśmy tu się wkradli na jedną noc.
-Merlinie, ale będzie miał przez nas kłopoty!
-Nie martw się, powiedział, że ten pokój jest zarezerwowany dopiero od jutra, a ostatni goście wyjechali przed kilkoma godzinami. Nikt tu nie będzie zaglądał przez najbliższą dobę, a Even sam ogarnął dla nas tu wszystko po ostatnich gościach.
-Ale...
-Ali, zaufaj mi, możesz się tu rozgościć. Taka okazja nie zdarza się codziennie. Przecież marzyłaś o tym, żeby tu kiedyś zajrzeć.
Wstał i podszedł do mnie. Wziął mnie za ręce i pociągną w stronę łóżka. Kiedy zatopiłam się w tej miękkiej i pięknie pachnącej pościeli, doszłam do wniosku, że nie ma sensu się dłużej opierać. Frank miał rację, było tu tak cudownie. Jeszcze lepiej niż sobie wyobrażałam.

***

Frank był cudownym kochankiem, nie miałam co do tego nigdy wątpliwości. Ale tego dnia przeszedł samego siebie. Pocałowałam go mocno i wtuliłam się w jego tors.
-Jest tu tak cudownie. - szepnęłam - dziękuję.
Uśmiechnął się do mnie i jeszcze raz mnie pocałował. Długo i namiętnie.
Potem wziął aparat i zaczął mi robić dużo zdjęć. Roześmiałam się głośno i wstałam, nie dbając o to, żeby się zakrywać prześcieradłem.
-Idę do wanny. Dołączysz? - zapytałam, uśmiechając się kusząco.
Napełniłam wannę wodą i weszłam do środka. Frank przyszedł po chwili i wyczarował pięknie pachnące olejki do kąpieli. Zaczęliśmy rozmawiać, wspominać, planować, żartować...
Frank zaczął się naśmiewać z naszej pierwszej randki jeszcze za czasów szkolnych. Przywołał sytuację, kiedy zestresowana jego obecnością zaczęłam się nerwowo śmiać i oplułam nas oboje sokiem dyniowym. Boki zrywać, co nie? Oburzona, w odwecie ochlapałam go wodą. No i wiadomo, zaraz zaczęła się jedna wielka chlapanina, a po chwili cała marmurowa łazienka wyglądała, jakby przeszło tamtędy tsunami.





Frank:
Do Anglii wróciliśmy też motorem. Kochałem tą maszynę i byłem najszczęśliwszym czarodziejem na świecie, kiedy Syriusz dał mi ją w przechowanie, gdy przeprowadzał się do Ameryki. Alicja też się już przyzwyczaiła, więc droga powrotna odbyła się bez grymasów.
Ledwo weszliśmy do domu, telefon zabrzęczał mi w kieszeni. Al podeszła do mnie z uśmiechem i delikatnie pocałowała moją szyję w ramach podziękowań za wczorajszy dzień.
-Merlinie, nadal nie do końca czaję, jak się używa tego diabelskiego urządzenia - mruknąłem pod nosem, starając się dostać do otrzymanej wiadomości. Rozumiałem, że sowy były często przechwytywane przez Śmierciożerców, a nikomu nie było w głowie kontrolować mugolskich sposobów komunikacji, ale ta cała komórka to była jakaś pomyłka. Ali nadal wędrowała pocałunkami przy mojej twarzy. W końcu udało mi się dostać do wysłanego smsa. Przeczytałem jego treść i zrzedła mi mina.

image

Poczułem ukłucie żalu w brzuchu i objąłem Al obiema rękami.
-Kochanie, muszę ci coś powiedzieć - szepnąłem, całując ją w obie dłonie.
-Coś się stało? - zapytała, a w jej oczach pojawił się cień niepokoju.
-Właśnie dostałem wiadomość od Zakonu. Moja misja...
-Mamy jeszcze trzy dni, prawda?
-No właśnie. Okazało się, że muszę jechać już jutro rano.
Zrobiłem skruszoną minę. Alicja posmutniała.
-Tak mi przykro, Frank - szepnęła, przytulając mnie.
Pokiwałem głową i ruszyłem w stronę naszej sypialni, żeby zacząć się pakować. O świcie miałem pociąg do Londynu. Teleportacja oczywiście nie wchodziła w grę. Nie chciało mi się już nawet o tym myśleć. Ta wojna niszczyła nam życie. Przeklęci Śmierciożercy i cholerny Czarny Pan.
Al podeszła do mnie i usiadła obok na podłodze. Wzięła mój aparat i próbowała zrobić mi zdjęcie, jednak ja uciekałem z twarzą. W końcu postawiła na swoim i zrobiła jakieś tragiczne ujęcie od dołu.


Roześmiałem się, ale zrobiło mi się dużo lżej.
-No i co teraz, Alka? - zapytałem, patrząc prosto w jej ciemne oczy.
-Nie wiem. Po prostu, jakoś przeżyjemy. Chciałam mieć twoje ładne zdjęcie na pamiątkę, ale wyszedłeś jak jakiś kartofel, więc tak też będziesz zapamiętany. - powiedziała poważnym głosem, a ja nie wytrzymałem i się roześmiałem.
-Dzięki temu bardziej ucieszysz się na mój powrót. Przypomni ci się, jaki jestem naprawdę przystojny.
-I skromy oczywiście.
-Oczywiście.
Dobrze, że mogliśmy z tego jeszcze żartować.
Kiedy uporaliśmy się z pakowaniem wszystkich rzeczy, włączyłem gramofon i puściłem spokojną, kojącą muzykę. Zaczęliśmy bujać się do rytmu, przytuleni. Chcieliśmy utrzymać tą chwilę na zawsze w pamięci.




Alicja :
Budzik zadzwonił o piątej. Bez słowa wstaliśmy z łóżka, Frank poszedł do łazienki, a ja do kuchni zrobić śniadanie i zaparzyć kawę. Nie rozmawialiśmy przy stole. Frank tylko trzymał mnie za rękę, a ja starałam się ukryć drżenie. Bardzo się bałam o niego. Nie wiedzieliśmy, czy misja potrwa tydzień, miesiąc, czy pół roku. Nie wiedzieliśmy też gdzie będzie, ani czego będzie dotyczyć. Jedyna rzecz, której byłam pewna to to, że będzie niebezpieczna.
Założyłam ładną sukienkę, szpilki i płaszcz. Teleportowaliśmy się na najbliższy peron i czekaliśmy razem na pociąg.
-Pisz do mnie, proszę. - szepnęłam błagalnie, kiedy lokomotywa powoli wtaczała się na stację.
-Nie wiem, czy będę mógł, Al. Błagam, bądź bezpieczna. - odpowiedział, unosząc mój podbródek tak, aby mógł spojrzeć mi się w oczy.
-Ty też, Frank. Nie wiem co zrobię, jeśli... tak cię kocham - głos mi się złamał. W jego oczach dostrzegłam bezbrzeżny smutek i oddanie.
Wstaliśmy z ławki i zaczęliśmy iść bardzo powoli w stronę pociągu, do którego wsiadali już pierwsi pasażerowie. Frank wciągnął kufer do swojego przedziału i wychylił się do mnie przez okno.
-Bardzo cię kocham, Alicjo. - powiedział, a zaraz powietrze przeciął gwizd lokomotywy. Pogładził mój policzek, a potem pocałował mnie namiętnie.


Pociąg ruszył. Chwilę szłam obok niego, trzymając jego wyciągniętą rękę, ale zaraz lokomotywa nabrała prędkości i musiałam się zatrzymać. Patrzyłam, jak pociąg oddala się, żeby zaraz zniknąć za zakrętem. Obiecałam sobie jednak, że będę silna. Chwilę jeszcze stałam bez ruchu, po czym teleportowałam się z trzaskiem.




 
 
Linki do zdjęć:
  • https://pl.pinterest.com/pin/442056519649104101/
  • http://wifflegif.com/tags/4752-leighton-meester-gifs
  • http://a-boy-smoker.tumblr.com/
  • https://pl.pinterest.com/pin/541206080195806848/
  • http://rp-archives.tumblr.com/post/86068054048/accessing-gif-hunt-ed-westwick-fc-age
  • https://pl.pinterest.com/pin/417779302931821886/
  • https://pl.pinterest.com/pin/658721882982051992/

2 komentarze: