Ten rozdział bardzo łatwo mi się pisało, no i wena była, więc pojawia się już po dwóch dniach od poprzedniego. Czy jestem zadowolona? No pewnie! :D
No ale ocenę pozostawiam już Wam, mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę :)
Pozdrawiam gorąco i życzę miłego czytania
tusia2709 ;**
Syriusz:
Listopad minął w zastraszającym tempie, pociągając za sobą grudzień i zanim się ktokolwiek zorientował, został tydzień do świąt. Dumbledore ogłosił już to, o czym my, Huncwoci wiedzieliśmy od dawna. Dzisiaj przyjeżdżali rodzice na zebranie. Potem, normalnie z planem miały odbyć się lekcje. Obudziłem się rano tak gwałtownie, jakby ktoś wydarł mi się do ucha. W gardle miałem bolesną gulę. Nie widziałem moich starych od początku ostatnich wakacji, kiedy bezpardonowo zniknąłem z domu i wprowadziłem się do James'a. No a teraz? Miałem stanąć z nimi twarzą w twarz, wiedziałem, że nasze spotkanie było nieuchronne. Oczywiście nie łudziłem się nawet, że przyjadą tu do mnie. Wiedziałem, że ja już się nie liczyłem, odkąd zniknąłem z drzewa genealogicznego, z fotografii rodzinnych, a matka wyklęła mnie na wszystkie możliwe sposoby. Ale był jeszcze Regulus, dla ich ukochanego synalka, małego pożal się Merlinowi pupilka, na pewno przyjadą.
Wstałem i ubrałem się. Założyłem najlepsze ubranie, jakie miałem. Nie wiedzieć czemu, chciałem wyglądać jak najlepiej. Nie ukrywałem, bałem się matki i ojca. Chciałem im udowodnić, że wciąż nieźle sobie radziłem, że nie przynosiłem im hańby przynajmniej tym, jak wyglądałem.
Wziąłem różdżkę i zszedłem do Wielkiej Sali. Było jeszcze wcześnie i nikogo nie było przy żadnym ze stołów. Usiadłem w wygodnym miejscu, tak aby móc obserwować ludzi, wchodzących do sali. W końcu przyszedł Remus, usiadł koło mnie i uśmiechnął się. Wyglądał na zadowolonego. Wielka mi niespodzianka. Tyle że jego rodzice byli normalni. Jego szeroki uśmiech szybko zniknął, zreflektował się i poklepał mnie pocieszająco po ramieniu.
-Nie łam się, będzie dobrze - powiedział i nakazał mi, żebym coś zjadł.
Jednak moje gardło było zbyt ściśnięte, żebym mógł przełknąć choćby kęs.
Następnie przyszedł James i jeszcze zanim usiadł oznajmił:
-Jestem pewien, Łapo, że moi rodzice będą się chcieli z tobą zobaczyć. Mama pyta się o ciebie w każdym liście. Pewnie wyściska cię tak, że żebra ci popękają.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie domu Potter'ów. Rodzice Rogacza przyjęli mnie jak własnego syna.
Moje wątłe uczucie radości zniknęło z chwilą, kiedy do Wielkiej Sali wszedł Regulus. Zajmując miejsce przy stole Slytherin'u spojrzał się na mnie i uśmiechnął się z satysfakcją. Triumfował. Samozadowolenie i pewność siebie biły od niego na kilometr. Zacisnąłem pięści, aż pobielały mi knykcie. Wstałem z miejsca i wyszedłem z Wielkiej Sali.
Nogi zaprowadziły mnie do sowiarni. Było tam koszmarnie zimno, podłogę pokrywała cienka warstwa śniegu, naniesionego przez wielkie okna. Oparłem się o ścianę i przetarłem twarz dłońmi. Mróz pomógł mi się opanować i po paru minutach już oddychałem normalnym rytmem. Podleciała do mnie sowa włochatka i usiadłszy na parapecie, wlepiła we mnie swoje wielkie ślepia. Przez sześć lat, kiedy przychodziłem do sowiarni, podlatywała do mnie i patrzyła się tym swoim mądrym spojrzeniem, zdawała się doskonale wiedzieć, czego potrzebowałem. Bawił mnie trochę jej wygląd, głowa większa od reszty ciała i wytrzeszczone oczy. Pogładziłem łepek sowy, a ona uszczypnęła pieszczotliwie mój palec. Patrząc w okno i głaszcząc mechanicznie jej pióra, zleciało mi mnóstwo czasu. Ocknąłem się z zamyślenia dopiero, gdy przyszedł James i powiedział, że już są pierwsi rodzice.
Wyszedłem za nim z sowiarni i poczułem, że przemarzłem jak przy qudditch'u w czasie śnieżycy.
W Sali Wejściowej i Wielkiej Sali było mnóstwo osób. Niektórzy już pozajmowali miejsca przy stołach, inni ciągle ściskali swoje dzieci. Zacząłem rozglądać się w prawo i lewo, żeby znaleźć moich starych i w porę uciec jak najdalej. Nagle James pociągnął mnie za rękaw i zaczęliśmy lawirować między grupkami rodziców i dzieci. W końcu zatrzymał się, a ja wpadłem z impetem na jego plecy.
-Cześć mamo - powiedział i przytulił się do kobiety, stojącej przed nim.
-Mój kochany...och, Syriusz - zauważyła też mnie, uwolniła James'a z objęć i ruszyła w moją stronę z wyciągniętymi rękoma.
-Dzień dobry, pani Potter - wydusiłem z siebie, kiedy już mnie mocno ściskała. Uśmiechnęła się do mnie w taki bardzo matczyny sposób.
No ale ocenę pozostawiam już Wam, mam nadzieję, że nikogo nie zawiodę :)
Pozdrawiam gorąco i życzę miłego czytania
tusia2709 ;**
Syriusz:
Listopad minął w zastraszającym tempie, pociągając za sobą grudzień i zanim się ktokolwiek zorientował, został tydzień do świąt. Dumbledore ogłosił już to, o czym my, Huncwoci wiedzieliśmy od dawna. Dzisiaj przyjeżdżali rodzice na zebranie. Potem, normalnie z planem miały odbyć się lekcje. Obudziłem się rano tak gwałtownie, jakby ktoś wydarł mi się do ucha. W gardle miałem bolesną gulę. Nie widziałem moich starych od początku ostatnich wakacji, kiedy bezpardonowo zniknąłem z domu i wprowadziłem się do James'a. No a teraz? Miałem stanąć z nimi twarzą w twarz, wiedziałem, że nasze spotkanie było nieuchronne. Oczywiście nie łudziłem się nawet, że przyjadą tu do mnie. Wiedziałem, że ja już się nie liczyłem, odkąd zniknąłem z drzewa genealogicznego, z fotografii rodzinnych, a matka wyklęła mnie na wszystkie możliwe sposoby. Ale był jeszcze Regulus, dla ich ukochanego synalka, małego pożal się Merlinowi pupilka, na pewno przyjadą.
Wstałem i ubrałem się. Założyłem najlepsze ubranie, jakie miałem. Nie wiedzieć czemu, chciałem wyglądać jak najlepiej. Nie ukrywałem, bałem się matki i ojca. Chciałem im udowodnić, że wciąż nieźle sobie radziłem, że nie przynosiłem im hańby przynajmniej tym, jak wyglądałem.
Wziąłem różdżkę i zszedłem do Wielkiej Sali. Było jeszcze wcześnie i nikogo nie było przy żadnym ze stołów. Usiadłem w wygodnym miejscu, tak aby móc obserwować ludzi, wchodzących do sali. W końcu przyszedł Remus, usiadł koło mnie i uśmiechnął się. Wyglądał na zadowolonego. Wielka mi niespodzianka. Tyle że jego rodzice byli normalni. Jego szeroki uśmiech szybko zniknął, zreflektował się i poklepał mnie pocieszająco po ramieniu.
-Nie łam się, będzie dobrze - powiedział i nakazał mi, żebym coś zjadł.
Jednak moje gardło było zbyt ściśnięte, żebym mógł przełknąć choćby kęs.
Następnie przyszedł James i jeszcze zanim usiadł oznajmił:
-Jestem pewien, Łapo, że moi rodzice będą się chcieli z tobą zobaczyć. Mama pyta się o ciebie w każdym liście. Pewnie wyściska cię tak, że żebra ci popękają.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie domu Potter'ów. Rodzice Rogacza przyjęli mnie jak własnego syna.
Moje wątłe uczucie radości zniknęło z chwilą, kiedy do Wielkiej Sali wszedł Regulus. Zajmując miejsce przy stole Slytherin'u spojrzał się na mnie i uśmiechnął się z satysfakcją. Triumfował. Samozadowolenie i pewność siebie biły od niego na kilometr. Zacisnąłem pięści, aż pobielały mi knykcie. Wstałem z miejsca i wyszedłem z Wielkiej Sali.
Nogi zaprowadziły mnie do sowiarni. Było tam koszmarnie zimno, podłogę pokrywała cienka warstwa śniegu, naniesionego przez wielkie okna. Oparłem się o ścianę i przetarłem twarz dłońmi. Mróz pomógł mi się opanować i po paru minutach już oddychałem normalnym rytmem. Podleciała do mnie sowa włochatka i usiadłszy na parapecie, wlepiła we mnie swoje wielkie ślepia. Przez sześć lat, kiedy przychodziłem do sowiarni, podlatywała do mnie i patrzyła się tym swoim mądrym spojrzeniem, zdawała się doskonale wiedzieć, czego potrzebowałem. Bawił mnie trochę jej wygląd, głowa większa od reszty ciała i wytrzeszczone oczy. Pogładziłem łepek sowy, a ona uszczypnęła pieszczotliwie mój palec. Patrząc w okno i głaszcząc mechanicznie jej pióra, zleciało mi mnóstwo czasu. Ocknąłem się z zamyślenia dopiero, gdy przyszedł James i powiedział, że już są pierwsi rodzice.
Wyszedłem za nim z sowiarni i poczułem, że przemarzłem jak przy qudditch'u w czasie śnieżycy.
W Sali Wejściowej i Wielkiej Sali było mnóstwo osób. Niektórzy już pozajmowali miejsca przy stołach, inni ciągle ściskali swoje dzieci. Zacząłem rozglądać się w prawo i lewo, żeby znaleźć moich starych i w porę uciec jak najdalej. Nagle James pociągnął mnie za rękaw i zaczęliśmy lawirować między grupkami rodziców i dzieci. W końcu zatrzymał się, a ja wpadłem z impetem na jego plecy.
-Cześć mamo - powiedział i przytulił się do kobiety, stojącej przed nim.
-Mój kochany...och, Syriusz - zauważyła też mnie, uwolniła James'a z objęć i ruszyła w moją stronę z wyciągniętymi rękoma.
-Dzień dobry, pani Potter - wydusiłem z siebie, kiedy już mnie mocno ściskała. Uśmiechnęła się do mnie w taki bardzo matczyny sposób.
Odsunęła się ode mnie na długość ramion i przyjrzała mi się.
-Jeszcze wyższy niż ostatnio, dokładnie jak Jamie. Aleś ty elegancki, James mógłbyś się od niego uczyć.
-No co ty mamo, przecież on na co dzień lata po szkole w dresie - wtrącił James, wznosząc oczy do nieba. Potem przywitałem się z panem Potter'em i posypały się pytania. O szkołę, o oceny, o dziewczyny...
-Och chłopcy, jestem z was taka dumna. Nie dostałam jeszcze żadnej sowy z naganą. Spisaliście się. - powiedziała po raz piąty pani Potter, a my wymieniliśmy spojrzenia, wiedząc, że zapewne niedługo się to zmieni. - Och, widzę Meadowes'ów.
Pomachała do nich energicznie.
-Dzień dobry, ciociu - Dorcas powiedziała do pani Potter dokładnie to samo, co James do pani Meadowes.
Nie widziałem wcześniej rodziców Dorcas, bo akurat, kiedy mieszkałem u Rogacza ich nie było w domu. Cała trójka wyglądała na bardzo szczęśliwą rodzinę.
Kiedy wszyscy się ze sobą wyściskali, pani Meadowes spojrzała się na mnie i powiedziała;
-A to musi być Syriusz. Tyle o tobie słyszałam. - uśmiechnęła się promiennie, a ja spojrzałem na Dorcas. Nie mogłem uwierzyć, że opowiada o mnie swojej mamie, ale wtedy kobieta powiedziała:
-Dorea, miałaś rację, jest równie przystojny co James.
-Na Merlina, mamo błagam, chociaż w szkole nie rób mi obciachu - mruknęła Dorcas, a James spiorunował panią Potter spojrzeniem.
Odprowadziliśmy rodziców do Wielkiej Sali, gdzie miało być zebranie, odwróciłem się i...prawie zderzyłem się ze swoją matką.
Obok niej stał mój ojciec i Regulus, który cynicznie się uśmiechał. Miałem nadzieję, że zaszkodzi mu jego własny jad.
-Zejdź mi z drogi - syknęła Walburga, patrząc się na mnie z góry.
Zacisnąłem szczęki, ale odsunąłem się tak, żeby mogli przejść. Jednak za mną stali jeszcze Dorcas i James. Meadowes podniosła wysoko głowę, patrząc się odważnie mojej matce w oczy. Wiedziałem już, że to się źle skończy.
Matka wypuściła na nich dym z papierosa i zwęziła oczy, jak wąż. Ale Dorcas nadal stała. Wtedy Walburga wyciągnęła różdżkę i krzyknęła:
-Rusz się!
-Jeszcze wyższy niż ostatnio, dokładnie jak Jamie. Aleś ty elegancki, James mógłbyś się od niego uczyć.
-No co ty mamo, przecież on na co dzień lata po szkole w dresie - wtrącił James, wznosząc oczy do nieba. Potem przywitałem się z panem Potter'em i posypały się pytania. O szkołę, o oceny, o dziewczyny...
-Och chłopcy, jestem z was taka dumna. Nie dostałam jeszcze żadnej sowy z naganą. Spisaliście się. - powiedziała po raz piąty pani Potter, a my wymieniliśmy spojrzenia, wiedząc, że zapewne niedługo się to zmieni. - Och, widzę Meadowes'ów.
Pomachała do nich energicznie.
-Dzień dobry, ciociu - Dorcas powiedziała do pani Potter dokładnie to samo, co James do pani Meadowes.
Nie widziałem wcześniej rodziców Dorcas, bo akurat, kiedy mieszkałem u Rogacza ich nie było w domu. Cała trójka wyglądała na bardzo szczęśliwą rodzinę.
Kiedy wszyscy się ze sobą wyściskali, pani Meadowes spojrzała się na mnie i powiedziała;
-A to musi być Syriusz. Tyle o tobie słyszałam. - uśmiechnęła się promiennie, a ja spojrzałem na Dorcas. Nie mogłem uwierzyć, że opowiada o mnie swojej mamie, ale wtedy kobieta powiedziała:
-Dorea, miałaś rację, jest równie przystojny co James.
-Na Merlina, mamo błagam, chociaż w szkole nie rób mi obciachu - mruknęła Dorcas, a James spiorunował panią Potter spojrzeniem.
Odprowadziliśmy rodziców do Wielkiej Sali, gdzie miało być zebranie, odwróciłem się i...prawie zderzyłem się ze swoją matką.
Obok niej stał mój ojciec i Regulus, który cynicznie się uśmiechał. Miałem nadzieję, że zaszkodzi mu jego własny jad.
-Zejdź mi z drogi - syknęła Walburga, patrząc się na mnie z góry.
Zacisnąłem szczęki, ale odsunąłem się tak, żeby mogli przejść. Jednak za mną stali jeszcze Dorcas i James. Meadowes podniosła wysoko głowę, patrząc się odważnie mojej matce w oczy. Wiedziałem już, że to się źle skończy.
Matka wypuściła na nich dym z papierosa i zwęziła oczy, jak wąż. Ale Dorcas nadal stała. Wtedy Walburga wyciągnęła różdżkę i krzyknęła:
-Rusz się!
Jej krzyk utonął w ogólnej wrzawie.
Miała jednak ciągle różdżkę i może James i Dorcas nie wiedzieli, ale ona była na prawdę skłonna jej użyć. Dlatego chwyciłem nadgarstek Meadowes i odciągnąłem ją na bok.Matka spojrzała się na mnie, jakby była zadowolona z tego, jak wytresowała psa i bez słowa poszła do stołu Slytherin'u. Ciągle czułem na sobie wzrok ojca. Nie był tak wybuchowy jak matka, nawet byłem ciekawy co on o tym wszystkim sądzi, ale po chwili doszedłem do wniosku, że też musiał mnie z całego serca nienawidzić, byłem w końcu zdrajcą krwi. Podniosłem wzrok na przyjaciół. Dorcas szarpnęła ręką, żeby ją uwolnić z mojego uścisku i odmaszerowała korytarzem. Była wściekła.
Powiodłem za nią spojrzeniem. Nadal czułem na plecach wzrok ojca, ale kiedy na niego spojrzałem, oczy utkwił w Regulusie, poklepał go ojcowsko po plecach i poszedł za matką.
Lily:
Tak się cieszyłam z przyjazdu rodziców, tęskniłam za nimi okropnie. Wyściskali mnie i wycałowali, a kiedy poszli do Wielkiej Sali, przyszła Dorcas. Widać było, że resztkami sił powstrzymywała się, żeby nie wybuchnąć.
-Co się stało? - zapytałam, kiedy zaczęła ciężko dyszeć.
Lily:
Tak się cieszyłam z przyjazdu rodziców, tęskniłam za nimi okropnie. Wyściskali mnie i wycałowali, a kiedy poszli do Wielkiej Sali, przyszła Dorcas. Widać było, że resztkami sił powstrzymywała się, żeby nie wybuchnąć.
-Co się stało? - zapytałam, kiedy zaczęła ciężko dyszeć.
Wyszłyśmy na błonia, żeby ochłonąć i wtedy dopiero opowiedziała mi o wszystkim. Pokręciłam głową i powiedziałam:
-Ale przecież wiedziałaś, że jego matka jest trudna. Czemu się wściekasz?-Nie chodzi tu tylko o to, co ona zrobiła. Ja się nie bałam. Mogłabym tam stać jeszcze długo, mogła nawet grzmotnąć we mnie jakąś klątwą, a ja i James byśmy tam stali. Bo chociaż raz postanowiłam zachować się w stosunku do Black'a jak przyjaciel. Ale on od razu się poddał, bez cienia protestu się po prostu odsunął na bok! No cholera jasna, co to miało być? My się staramy, a on tu... Mógłby chociaż to docenić i nie wchodzić mi w drogę! Tylko udowodnił, że się jej boi. Dał jej satysfakcję, a nie powinien!
-A co niby powinien? - zapytałam, patrząc się, jak przejęta chodzi w te i wewte, machając rękami.
-Postawić się tej jędzy! Skoro już uciekł i był niezależny, to dlaczego ciągle daje się traktować jak skrzat domowy?
-Nie znamy jego rodziców, nie wiemy co mu robili przez szesnaście lat. Nie da się po prostu z dnia na dzień przestać się czegoś bać. Nie powinnaś robić mu z tego wyrzutów. - powiedziałam, a ona ukryła twarz w dłoniach i głośno wypuściła powietrze.
-Ale mnie ten człowiek wpienia - wymamrotała, a ja się roześmiałam.
-Chodź do zamku, zaraz zaczną się lekcje, a moja mama się jeszcze o ciebie pytała.
Mary:
Wszyscy rodzice byli już w Wielkiej Sali, zebranie miało się skończyć po godzinie, więc miałam jeszcze piętnaście minut do końca i ponownego przytulania się i żegnania. Odkąd postanowiłam, że jednak zostanę w Hogwarcie na stałe, minęło pięć tygodni. Rodzice chyba jednocześnie cieszyli się i martwili, że znowu nie będą mnie tyle czasu widzieć. Ja co prawda miałam pewne wątpliwości, czy to dobra decyzja, do tej pory nie rozmawiałam z Remus'em i zamierzałam to odciągnąć w czasie najbardziej jak się dało.
-Mary, możemy porozmawiać? - usłyszałam nad sobą.
Podniosłam spojrzenie i zobaczyłam właśnie Lupina. O wilku mowa, pomyślałam i wydało mi się śmieszne, że w tym przypadkiem to powiedzenie zgadzało się w stu procentach. Chcąc nie chcąc, kiwnęłam głową, wstałam i wyszłam z nim z pokoju wspólnego.
Zatrzymaliśmy się w pustym korytarzu, przed salą do transmutacji, gdzie mieliśmy mieć pierwszą lekcję. Remus chwilę mierzył mnie spojrzeniem w milczeniu, aż w końcu nabrał głęboko powietrza i powiedział:
-Chciałbym wyjaśnić to...tą naszą ostatnią rozmowę.
Ręce mi się trzęsły, zaczęłam strzelać palcami. Nie miałam odwagi się na niego spojrzeć.
-Ja mam świadomość, że to był dla ciebie duży szok, całkowicie zrozumiem jeśli już...nie będziesz chciała mieć ze mną nic wspólnego, ale bardzo mi zależy na tym, żeby wyjaśnić sobie na czym stoimy. - powiedział. Czułam jego wzrok na sobie, ale sama bałam się podnieść spojrzenie.
W końcu jednak zebrałam się na odwagę i powiedziałam:
-Ja...fakt, czuję się dość dziwnie, bo w życiu bym się nie spodziewała takich rewelacji po którymś z moich przyjaciół, ale...przyjaźnimy się od paru lat iii jesteś kimś dla mnie ważnym. Dlatego nie wyobrażam sobie, jak mogłabym...no nie wiem...przestać się z tobą zadawać przez coś, co jest od ciebie w ogóle nie zależne...
Powiedziałam to bardzo niezdarnie, bo choć chciałam to z siebie wyrzucić już od dawna, to brakowało mi odwagi. Remus spojrzał się na mnie, marszcząc brwi.
-Czyli...nic się między nami nie zmieniło? - upewnił się, a ja zdobyłam się na lekki uśmiech.
-Wolałabym, żeby zostało po staremu. - odparłam, a on wyglądał tak, jakby ogromny ciężar spadł z jego serca.
-Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne - powiedział cały rozpromieniony, a ja chyba pierwszy raz go przytuliłam.
-Wiem - jeszcze raz się uśmiechnęłam, a on pocałował mnie w policzek.
Zatrzymaliśmy się w pustym korytarzu, przed salą do transmutacji, gdzie mieliśmy mieć pierwszą lekcję. Remus chwilę mierzył mnie spojrzeniem w milczeniu, aż w końcu nabrał głęboko powietrza i powiedział:
-Chciałbym wyjaśnić to...tą naszą ostatnią rozmowę.
Ręce mi się trzęsły, zaczęłam strzelać palcami. Nie miałam odwagi się na niego spojrzeć.
-Ja mam świadomość, że to był dla ciebie duży szok, całkowicie zrozumiem jeśli już...nie będziesz chciała mieć ze mną nic wspólnego, ale bardzo mi zależy na tym, żeby wyjaśnić sobie na czym stoimy. - powiedział. Czułam jego wzrok na sobie, ale sama bałam się podnieść spojrzenie.
W końcu jednak zebrałam się na odwagę i powiedziałam:
-Ja...fakt, czuję się dość dziwnie, bo w życiu bym się nie spodziewała takich rewelacji po którymś z moich przyjaciół, ale...przyjaźnimy się od paru lat iii jesteś kimś dla mnie ważnym. Dlatego nie wyobrażam sobie, jak mogłabym...no nie wiem...przestać się z tobą zadawać przez coś, co jest od ciebie w ogóle nie zależne...
Powiedziałam to bardzo niezdarnie, bo choć chciałam to z siebie wyrzucić już od dawna, to brakowało mi odwagi. Remus spojrzał się na mnie, marszcząc brwi.
-Czyli...nic się między nami nie zmieniło? - upewnił się, a ja zdobyłam się na lekki uśmiech.
-Wolałabym, żeby zostało po staremu. - odparłam, a on wyglądał tak, jakby ogromny ciężar spadł z jego serca.
-Nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne - powiedział cały rozpromieniony, a ja chyba pierwszy raz go przytuliłam.
-Wiem - jeszcze raz się uśmiechnęłam, a on pocałował mnie w policzek.
James:
Delikatnie mówiąc, nerwy były napięte. Syriusz wciąż stał w jednym miejscu, Dorcas poszła sobie, ciskając naokoło piorunami, a Regulus miał na twarzy złośliwy uśmieszek, który tylko zapowiadał kolejną burzę. Nie mogłem się zdecydować, czy pójść za Dorcas, czy zostać razem z Wąchaczem. Mój problem rozwiązał się jednak sam, kiedy Syriusz spojrzał się z nienawiścią na swojego brata.
-I co? Jesteś zadowolony? - warknął. Wyglądał trochę tak, jakby zaraz miał obnażyć kły i się na niego rzucić.
Regulus nic nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami, i tryskając zadowoleniem z siebie, odszedł w stronę lochów.
Syriusz stał jeszcze chwilę, po czym mocno kopnął nogą w ścianę i wybiegł z zamku. Ruszyłem za nim, ale zdążyłem tylko zobaczyć, jak zmienia się w psa i znika w Zakazanym Lesie.
Uniosłem oczy ku niebu i przekląłem pod nosem tę chorą sytuację. Co zrobiliśmy Merlinowi, że nas tak pokarał? No pytam się, co?!
Syriusz:
Nie wiedziałem ile czasu biegłem, nie wiedziałem też dokąd. Moim jedynym celem, było pozbycie się narastającej wściekłości. Na Regulusa, na rodziców, na Meadowes i na Dumbledore'a, że wymyślił to głupie zebranie. Biegłem dobrze znanymi sobie ścieżkami, co miesiąc podczas pełni odnawialiśmy tą trasę. Czułem jak pod łapami skrzypiał mi śnieg, wdychałem do płuc zapach lasu, oczy utkwiłem w drodze przed sobą. Nie czułem zmęczenia, biegłem do momentu, kiedy cała złość uleciała ze mnie i mogłem wrócić do zamku.
Do Sali Wejściowej wszedłem już jako człowiek, ubranie miałem zmięte i przemoczone, więc od razu poszedłem do dormitorium się przebrać. Zebranie musiało się już skończyć, bo Wielka Sala była pusta. Oznaczało to, że lekcje też się zaczęły. Bardzo dobrze, pomyślałem, przynajmniej nie będę musiał oglądać znowu moich starych. Nie miałem ochoty siedzieć w klasie. Zacząłem kluczyć korytarzami, zupełnie bezcelowo kręciłem się po całym zamku. Po jakimś czasie, w korytarzu, w którym według mnie nie miało prawa nikogo być, zobaczyłem Meadowes. Patrzyła się przez otwarte okno, przez które wpadało lodowate powietrze. Zacisnąłem szczęki, złość znowu uderzyła mi do głowy. Ona też podniosła spojrzenie i widać było, że nie była zadowolona, z tego, że mnie widziała.
Prychnęła cicho i odwróciła się, żeby odejść.
-Gdzie się wybierasz? - zapytałem lodowatym tonem. Byłem wściekły i musiałem się teraz na kimś odegrać. Ona była idealna, poza tym zasłużyła sobie na to. Nie miała prawa wcinać się w moje porachunki z rodziną, nie miała prawa potem wściekać się na mnie, że ją uratowałem przed paskudną klątwą.
-Nie twój zasrany interes, Black - warknęła, odwracając się twarzą do mnie.
-Jaka nie miła - zakpiłem. Nie czułem się winny, zasłużyła sobie na to. Za dużo mieszała.
-Spójrz na siebie, Black. - syknęła i znowu chciała odejść. Zagotowało się we mnie, miałem wobec niej plany, nie mogła teraz odwrócić się na pięcie i sobie pójść.
Ruszyłem w jej stronę. Złapałem ją za ramię i odwróciłem, wyszarpnęła rękę. Wiatr rozwiał jej włosy. Cofnęła się o krok. Zaśmiałem się w duchu, kiedy jej plecy natrafiły na ścianę. Teraz nie miała dokąd uciec. Podniosła wysoko głowę, żeby pokazać, że się nie bała.
Przygwoździłem ją swoim ciałem do muru, ręce oparłem po obu stronach jej głowy. Nasze twarze dzieliły milimetry. Poczułem zapach jej perfum.
Cały czas patrzyła mi się hardo w oczy, denerwowało mnie to.
-Nie jesteś tu najważniejsza, Meadowes. - wyszeptałem, tuż przy jej uchu.
-No tak, nie wolno zapominać o wielkim buntowniku Syriusz'u Black'u, chlubie szlachetnego i starożytnego rodu Black'ów, niekoronowanym księciu całego Hogwart'u. - wysyczała.
-Uważaj na słowa, bo...
-Bo co? No słucham, co mi zrobisz? - usłyszałem w jej głosie kpinę. Miałem już szczerze dość tej małej.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie, bo nie będę więcej powtarzał. Nie wciskaj się tam, gdzie cię nie chcą, nikt cię nie prosił o odgrywanie wojowniczki przed moją matką i nikt ci nie będzie za to dziękował. Zajmij się swoimi sprawami. Poza tym, czy ty w ogóle myślisz? Ona była gotowa cię tam przekląć najgorszymi klątwami!
-Dla twojej wiadomości, ja chciałam ci tylko pomóc. Co ty niby zrobiłbyś, na moim miejscu?
-Myślałbym, Meadowes. - warknąłem.
-To byłabym pod wielkim wrażeniem. - zakpiła.
-Coś ty powiedziała?!
-Chcesz, żeby ci to przeliterować? - podniosła głowę jeszcze wyżej, widziałem w jej oczach swoje odbicie.
-Zamknij się - pochyliłem się nad nią, robiąc groźną minę. Miałem ochotę złapać ją i mocno potrząsnąć.
-Tak jest, panie... - powiedziała ze złością, prosto w moje usta.
Nie wiedziałem jak to się stało, w jednej chwili patrzyliśmy się na siebie, marząc, żeby drugie padło martwe, a w drugiej całowaliśmy się namiętnie. Jednocześnie rzuciliśmy się na siebie. Włożyłem w ten pocałunek całą moją frustrację i złość na nią i na cały świat. Przylgnęliśmy do siebie z ogromną siłą, ja schylałem się nad nią, trzymając ją mocno w ramionach i rękami błądząc po jej plecach, ona stawała na palcach, wplatając palce w moje włosy. Oddawaliśmy pocałunki z taką samą zawziętością, rozpaczliwie pragnąc więcej i więcej. Przycisnąłem ją do ściany, podnosząc lekko, ona oplotła swoje nogi wokół mnie, krzyżując łydki na moich plecach. Nie miałem pojęcia jakby to się skończyło, gdyby nie rozległ się głos dzwonek, oznajmiającego koniec lekcji. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, szybko poprawiając pogniecione ubrania. Drzwi sal otworzyły się, a na korytarz zaczęli wysypywać się uczniowie. Nawet nie spojrzeliśmy się na siebie, tylko szybkim krokiem poszliśmy w dwie strony.
Linki:
- http://gifhunterress.tumblr.com/post/70572984551/jessica-lange-gif-hunt-110-please-like-reblog
- http://rpgifhelper.tumblr.com/post/34859664967/ben-barnes-gifs
- https://gifer.com/en/Sd5J
- http://tonsofgifs.tumblr.com/post/13472548174/carey-mulligan-gifs
- http://tonsofgifs.tumblr.com/post/16659551218/andrew-garfield-gifs-pt-2
Hej, niedawno trafiłam na twojego bloga i strasznie się wciągnęłam! Uwielbiam to jak piszesz, twoje notki różnią się od innych autorek, są po prostu cudowne. Najbardziej podoba mi się to że do każdego posta dodajesz zdjęcia, przez to można sobie łatwiej wyobrazić bohaterów i sytuacje w jakich się znaleźli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny rozdział. :)
Wielkie dzięki, Kochana :D
Usuńteż pozdrawiam ;**