Umówiłam się z Mary, że spróbujemy wyciągnąć z domu Alicję. Bardzo rzadko się widywałyśmy, każda z nas była zajęta pracą i codziennymi sprawami, ale nie dało się nie zauważyć, że Al od pewnego czasu nie uczestniczyła w życiu publicznym i bardzo się wycofała ze społeczeństwa. Przyczyna? Oczywiście wyjazd Frank'a. Odkąd został aurorem, Zakon wysyłał go na długie i niebezpieczne misje. A biedna Ali za każdym razem odchodziła od zmysłów, martwiąc się o niego. Rozumiałam ją. Kiedy James wyjeżdżał, wysłany gdzieś przez Zakon, też się bałam.
Wyszłam przed dom, odliczając w pośpiechu kilka srebrnych sykli. Podniosłam różdżkę i po chwili przede mną zatrzymał się Błędny Rycerz, a moja skrzynka na listy odskoczyła z piskiem.
-Witam w Błędnym Ryce...
-Wiem, wiem. Dzień dobry. - przerwałam konduktorowi, kiedy zaczął swoją standardową mowę powitalną.
-Stratford upon Avon. Proszę bardzo. - wręczyłam mu odliczone monety i weszłam do środka. Konduktor zmierzył mnie obrażonym spojrzeniem i zamknął drzwi. Autobus natychmiast ruszył szalonym tempem naprzód.
-Mary! - ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam ją na jednym z miejsc przy oknie. Podeszłam do niej przedzierając się przez rzędy jeżdżących po podłodze krzeseł,.
-Jesteś. Jak dobrze. Co u ciebie, Lily? - zapytała, uśmiechając się szeroko i przytuliła mnie.
-Świetnie. Wieki się nie widziałyśmy.
-Na zebraniach zakonu nigdy nie było czasu. - szepnęła, zerkając na konduktora, który rozmawiał z kierowcą, czyszcząc sobie paznokcie.
-Wiem. Słyszałaś o tym co się ostatnio wydarzyło? - wystarczyło jedno jej spojrzenie, a już wiedziałam, że Mary też dostała wiadomość od Remusa.
-To straszne. Marlena McKinnon była świetną czarownicą.
-I cała jej rodzina... napisałam o tym Syriuszowi. Wściekł się. Odpisał, że Travers i reszta zapłacą za to.
-Mam nadzieję, że nie będzie próbował żadnych głupot. - Mary wyglądała na przejętą. Znając temperament Syriusza, to rzeczywiście było się o co martwić. Już dawno stało się jasne, że śmierciożercy czyhali na co lepszych czarodziejów, jakby to było jakieś chore polowanie. Dumbledore na ostatnim zebraniu poinformował nas, że nasza paczka może być kolejnym celem, a szczególnie Syriusz i James. Byli nie tylko bardzo utalentowani i silni, ale też wielokrotnie podpadli Czarnemu Panu. Ciarki mnie przechodziły po plecach, kiedy tylko o tym myślałam.
Autobus nagle zahamował tak, że Mary zleciała z krzesła, a ja uderzyłam głową o szybę.
-Stratford upon Avon! - zawołał konduktor obojętnie, jakby wcale nie zauważył, że ja rozcieram sobie czoło, a Mary tyłek.
Z ulgą wyszłyśmy na zewnątrz. Błędny Rycerz zniknął w ułamek sekundy.
Dom Longbottom'ów stał nad strumieniem, więc musiałyśmy przejść kilka uliczek, zanim go zobaczyłyśmy. Dzikie wino pięło się po ścianie aż do okna ich sypialni na piętrze. Za szybą zauważyłam ruch. Wzięłam mały kamyczek ze żwirowej ścieżki i rzuciłam nim w szybę.
-Alicja! - zawołałam, a po chwili jej głowa wyjrzała na zewnątrz.
-Dziewczyny? Co wy tu robicie?
-Przyszłyśmy urządzić ci babski wieczór.
Alicja uśmiechnęła się szeroko.
-Już wam otwieram! - I zniknęła za oknem. Po chwili drzwi się otworzyły i stanęła przed nami Al ubrana w koszulę nocną.
Wyszedłem poza granice zabudowań Doliny i teleportowałem się z głośnym trzaskiem. W centrum Londynu był jak zwykle duży ruch, ogłuszył mnie ryk aut i gwar głosów. Miasto tętniło życiem jak wielki żywy organizm, ludzie przepychali się spiesząc i pędząc gdzieś, nie dostrzegali grożącego im niebezpieczeństwa.
Ruszyłem chodnikiem, mijając jaskrawe wystawy sklepowe, co chwila popychany i szturchany przez innych przechodniów. Skręciłem szybko w jedną z mniejszych uliczek i zaraz uwolniłem się od tłumu. Słysząc wciąż z daleka ryk głównej ulicy, poszedłem dalej, zagłębiając się coraz bardziej w mroczny zaułek. W końcu stanąłem naprzeciwko obdrapanych drzwi na których wisiała złuszczona tabliczka z napisem 'usługi krawieckie na każdą kieszeń'.
Skupiłem się i wyciągnąłem z pamięci zdanie, które przekazał mi Dumbledore. Natychmiast nad drzwiami niewidzialna ręka wykaligrafowała napis, który na brudnej ceglanej ścianie jarzył się zlotem:
-Profesorze! - zawołałem, ale mój głos utonął w hałasie. Przecisnąłem się między ludźmi do stołu i stanąłem przed nim.
-Profesorze, dostałem pańską wiadomość. Co tu się dzieje?
-James, doskonale że jesteś. Mamy tu, jak widzisz, małe posiedzenie.
-Ale co się stało? Wysłał mi profesor patronusa, że mam natychmiast przybyć do kwatery.
-No tak. Ma to niejako związek z tym całym zamieszaniem. A dokładniej rzecz ujmując, to z tym. - wskazał głową na stół. Na stercie map, raportów i innych papierzysk leżała strona wydarta z Proroka Wieczornego. Wziąłem ją w ręce i zamarłem.
Dorcas Meadowes zamordowana! - krzyczał nagłówek. Wpatrywałem się w niego jeszcze przez chwilę. Nie mogłem w to uwierzyć. Spojrzałem na artykuł.
"Dzisiaj w godzinach porannych Ministerstwo Magii zostało zawiadomione o włamaniu, do którego doszło w jednym z czarodziejskich miejscowości na południu kraju. Kiedy funkcjonariusze Departamentu Przestrzegania Prawa udali się na miejsce zgłoszenia, zastali tam nie tylko ślady włamania, ale również ciało należące do młodej czarownicy - Dorcas Meadowes. Dziewczyna była zeszłoroczną absolwentką Hogwartu, ostatnią potomkinią rodu Meadowes, której rodzice zginęli dwa lata temu. Nie podlega wątpliwości, że Dorcas Meadowes padła ofiarą ataku Śmierciożerców, chociaż nad domem nie pojawił się Mroczny Znak. Na zmasakrowanym ciele dziewczyny aurorzy znaleźli znaki, które według nich jednoznacznie mówią, że Meadowes została zamordowana przez Sami-Wiecie-Kogo osobiście..."
Przerwałem czytanie. Zaschło mi w ustach.
Spojrzałem się na Dumbledore'a. Niebezpiecznie zachybotał mi się przed oczami. Niech powie, że to jakieś kłamstwo! Prorok musiał się mylić!
-Profesorze... To przecież niemożliwe. - powiedziałem nieprzytomnie, mnąc gazetę.
-Masz rację, ciężko w to uwierzyć. - westchnął Dumbledore.
-Przecież miała być bezpieczna. Miałeś o to zadbać! - mój z początku cichy ton nagle zmienił się w krzyk. To nie mogła być prawda! On miał ją ochronić! Wszyscy w sali zamilkli i spojrzeli się na mnie przenikliwie. Jednak dla mnie fakt że właśnie wrzasnąłem na samego Dumbledore'a był niczym w porównaniu z tą tragedia.
-James, spójrz się na to od drugiej strony. Sytuacja wcale nie jest beznadziejna. Po przeanalizowaniu faktów, można dojść do wniosku, że jest nam to nawet na rękę.
Nie wierzyłem własnym uszom. Ostatkami silnej woli powstrzymywałem się przed rzuceniem na niego jakiejś klątwy. Jak mógł mówić takie rzeczy?!
W tym momencie drzwi do salonu otworzyły się na oścież i do środka wbiegły Lily, Mary i Alicja. Ruda trzymała w rękach tą samą stronę Proroka co ja.
-Profesorze! To nie może być prawda!
-Dorcas musi żyć!
Wszystkie były jednakowo blade a oczy miały wielkości kafli. Mary wyglądała, jakby miała za chwilę zemdleć.
-Och, panno Macdonald proszę oddychać. Dorcas żyje i ma się dobrze. Przed godziną dostałem list od jej opiekuna i naprawdę wszystko z nią w porządku.
Teraz to ja wytrzeszczyłem oczy. Nagle zabrakło mi tchu i poczułem, że głowa zaczyna mnie bardzo boleć. Z ogromnym oporem zacząłem mozolnie łączyć ze sobą fakty. Zrobiło mi się bardzo głupio, kiedy pomyślałem sobie, że przed chwilą nawrzeszczałem na Albusa Dumbledore'a i o mało go nie pobiłem.
-Ale... Czy to znaczy że...
-Że to wszystko tylko farsa wymyślona przez Śmierciożercow? Tak, to właśnie to. - oznajmił Dumbledore z miną, która wcale nie wskazywała na to, że czuł się jakoś urażony moim ostatnim wybuchem. Przeciwnie, nadal miał dość pogodną twarz i kręcił młynka palcami.
-Ale... po co to wszystko? - zapytała Lily, gdy na jej twarz zaczęły powracać kolory.
-Jak podejrzewam mieli kilka powodów, którymi mogli się kierować. Po pierwsze, Dorcas nieźle zalazła im za skórę, kiedy ośmieliła się uciec z ich twierdzy. Jej jedynej się to udało i nie chcieli stracić twarzy. No i wiele osób ją znało i wiedziało, że jest bardzo utalentowana i ma, nie taką znowu częstą, bardzo silną moc magiczną. Podejrzewam, że wielu czarodziejów, po przeczytaniu tego artykułu, poczuło się jeszcze bardziej zagrożonych. Zapewne jest to również rodzaj groźby w jej stronę. Jakby Voldemort mówił "to jeszcze nie koniec, jeszcze cię dopadnę. Tak właśnie skończysz".
Dziewczyny wzdrygnęły się na samą myśl o tym.
-Merlinie, to straszne. Jak ona musi się czuć. Mam nadzieję że nie dostaje Proroka - jęknęła Lily a Dumbledore z szerokim uśmiechem odparł:
-Och, oczywiście, że dostaje. Z tego co napisał mi Desire mają tam niezły ubaw. Sam żałuję trochę, że nie jestem na jej miejscu.
Zmarszczyłem brwi. Nie byłem do końca pewien, czy zobaczenie własnego nekrologu w gazecie byłoby takie zabawne.
-Ale co jest najważniejsze - ciągnął Dumbledore już poważnym tonem - to żebyście wy, jako osoby jej najbliższe, wdali się w rolę. Niech myślą, że połknęliśmy haczyk. Bo smutna prawda jest taka, że najłatwiej jest odnaleźć osobę, która jest uznana za martwą. Wystarczy jej jeden niewłaściwy krok i pokazanie się w złym miejscu o złej porze, a cały świat okrąży plotka, że zmarła Dorcas Meadowes była widziana jako całkiem żywa. A Śmierciożercy nadstawiają uszu.
Pokiwaliśmy głowami. Żałoba po Dorcas wcale mi się nie uśmiechała, ale jeśli to było dla jej bezpieczeństwa, to oczywiście chciałem zrobić wszystko, co tylko się dało.
Dumbledore przestrzegł nas jeszcze, żebyśmy nikomu poza naszą paczką nie mówili o prawdziwej wersji. Cały świat miał uwierzyć, że Dorcas naprawdę umarła.
Remus:
Przyleciałem do Kwatery najszybciej, jak mogłem. W holu przed wejściem do salonu zebrań zderzyłem się z Syriuszem.
-Cześć, Syriusz, widziałeś to? - zapytałem, stojąc z ręką na klamce. Łapa kiwnął tylko głową i nic nie powiedział. Był nienaturalnie blady, ręce mu się trzęsły. Sam też byłem przerażony. Kiedy rodzice zawołali mnie, żeby pokazać mi artykuł, od razu ruszyłem w drogę. Black wyglądał jednak dużo gorzej. Trochę tak, jakby przybiegł na własnych nogach aż do Londynu. Na wygniecioną koszulę naciągnął krzywo w pędzie rozciągnięty sweter. W dłoni ściskał różdżkę, jakby chciał komuś dołożyć jakąś klątwą.
Nacisnąłem klamkę, żeby w końcu dowiedzieć się czegoś od Dumbledore'a, ale w tym samym momencie drzwi otworzyły się z impetem. Gdyby nie Syriusz, pewnie runąłbym do tyłu na ziemię, ale na szczęście złapał mnie, kiedy już traciłem równowagę. Na korytarz wyszła Alicja.
-Godryku, przepraszam cię, Rem!
-W porządku, dzięki, stary. - klepnąłem w ramię Black'a. On jednak nie zwrócił na to uwagi. Wbił oczy w Al i zapytał:
-Alicja, wiesz już coś?
-Tak, chodźcie. Reszta zaraz wyjdzie. Wytłumaczę wam.
Weszliśmy do jednego z zagraconych gabinetów. Alicja zaczęła nam opowiadać to, co wyjawił im Dumbledore. Z każdym jej słowem czułem, że supeł w moim brzuchu się rozluźniał. Widziałem po twarzy Syriusza, że czuł to samo. Kiedy Ali skończyła, Syriusz uśmiechnął się blado i powiedział, że musi jeszcze pogadać o czymś z dyrektorem.
-Widziałeś, jak się przejął? - zagadnęła Alicja, wskazując głową na drzwi, za którymi przed chwilą zniknął Black.
-Chyba jak my wszyscy. Merlinie, co za koszmar. - westchnąłem.
-Weź, to było straszne. Myślałam, że to się stało naprawdę. Lily prawie na zawał nie zeszła. Ale biedny Syriusz, jak on musiał się przestraszyć. - Al mimo dramatycznego tomu sprawiała wrażenie, jakby postawa Syriusza bardzo ją ucieszyła.
Pokręciłem głową z uśmiechem. Przed nią chyba nic by się nie ukryło. Na pewno była świetna w pracy aurora, ale tropienia przyjaciół mogła sobie czasami oszczędzić.
Kiedy Ali już wychodziła, nagle coś mi się przypomniało.
-Alka, zaczekaj. Słuchaj, wiesz coś o Peterze? Od kilku tygodni nie mam od niego żadnych wiadomości. Zastanawiam się, czy wszystko u niego w porządku.
Odwróciła się do mnie i widziałem, że intensywnie myślała. W końcu, wciąż się nad czymś zastanawiając, powoli odparła:
-Nieeee, chyba nic nie wiem. Ale to rzeczywiście dziwne. Spróbuję się czegoś dowiedzieć.
-Dzięki.
-Wybieramy się z James'em i dziewczynami do baru. Idziesz z nami?
-Zaczekam na Syriusza, chciałem z nim jeszcze pogadać.
-No to do zobaczenia. - pocałowała mnie w policzek, wzięła płaszcz i zniknęła za drzwiami.
Wszedłem do salonu. Jak zawsze było tam sporo ludzi. Syriusz siedział przy stole, koło Dumbledore'a i rozmawiał z nim przyciszonym głosem.
-To jak? Uda się to jakoś załatwić? - dotarł do moich uszu jego głos.
-Pomyślę nad tym, Syriuszu. Zobaczę, co da się zrobić.
-Przecież pan może wszystko. To pan tutaj dowodzi. - chociaż stałem daleko, usłyszałem doskonale tą nutę nacisku w jego słowach.
-Rozkaz wyszedł od kogoś innego. Nie mam na wszystko wpływu. Ale mogę ci obiecać, że zrobię to, co będzie w mojej mocy.
-Niech będzie - odparł Łapa i podał mu rękę. Wyglądał jakby chciał już wstać i odejść, ale w ostatniej chwili coś jeszcze mu się przypomniało.
-Mam jeszcze jedną prośbę... - zawahał się i badawczo przyjrzał dyrektorowi. Kiedy zorientował się, że Dumbledore ma nadal bardzo dobroduszną minę, kontynuował:
-...Ta moja misja. Zostało jeszcze kilka dni, ale chciałem dowiedzieć się, gdzie dokładnie będę wysłany...
-Niestety, Syriusz. Nie mogę. Ale mogę ci obiecać, że raczej się nie zawiedziesz. - powiedział tajemniczo Dumbledore. Potem zerknął prosto na mnie, uśmiechnął się i dodał:
-A teraz już lepiej się zbieraj. Chyba ktoś na ciebie czeka.
Syriusz podążył za jego wzrokiem, a kiedy mnie zauważył, pokiwał głową, jeszcze raz uścisnął dyrektorowi rękę i ruszył w moją stronę.
-Cześć, Rem. Myślałem, że poszedłeś z resztą.
-Chciałem jeszcze z tobą pogadać. Nie mówiłeś, że masz misję.
-Za tydzień wyjeżdżam. - powiedział obojętnym tonem. Chyba fakt, że dłuższy czas miało go nie być nie robił na nim żadnego wrażenia. Trochę mu się nie dziwiłem. Syriusz nigdy tak naprawdę nie miał domu. Na Grimmauld Place w dzieciństwie nie zaznał ciepła rodzinnego, a odkąd uciekł, pomieszkiwał u różnych przyjaciół, albo u wuja. Jednak nigdzie tak naprawdę nie zapuścił korzeni. Było mu chyba łatwiej nie przywiązywać się do miejsc ani do ludzi. Był trochę jak ten bezpański pies, który nie ufał obcym, oswoić go było trudno i zawsze był zdany sam na siebie. Nawet, gdy ktoś oferował mu pomoc. Chyba tylko Hogwart był dla niego jak dom.
-Potrzebujesz czegoś? - zapytałem, ale domyślałem się, jaką dostanę odpowiedź.
-Poradzę sobie. Muszę dopiąć kilka spraw na ostatni guzik.
-A skąd będziesz wyjeżdżał? Moglibyśmy cię odprowadzić, pomachać chusteczką...
Syriusz zaśmiał się, a zabrzmiało to jak szczeknięcie psa.
-Dam wam znać.
Wyszliśmy z kwatery głównej Zakonu i teleportowaliśmy się do Doliny Godryka. Gdy doszliśmy do centrum miasteczka, pierwsze co zobaczyliśmy, to dziewczyny stojące na drodze i zarzucające trampki na drut telefoniczny. Rozpoznałem w nich buty, które w Hogwarcie często nosiła Dorcas.
- https://weheartit.com/entry/312353908
- https://pl.pinterest.com/pin/45036065008431425/
- https://pl.pinterest.com/pin/652810908473800172/
- https://pl.pinterest.com/pin/862720872365833729/
- https://pl.pinterest.com/pin/828099450229944905/
- http://a-boy-smoker.tumblr.com/
- http://december.ml/
- https://giphy.com/gifs/andrew-garfield-hand-stand-jBH2Mg3Tg86dy
- https://pl.pinterest.com/pin/567453621772783863/
- https://www.tumblr.com/tagged/zedd-beautiful-now