James:
Wszystko układało się po naszej myśli, wróciliśmy do Hagwartu, chwilowy brak popularności, przez odwołanie balu, to nie był żaden problem, zwłaszcza, że teraz musieliśmy się skupić na nauce. A Lily? Ach, Lily...
Mimo góry książek na biurku i rosnącej obawy, że jednak nie zaliczę owutemów, postanowiłem wyrwać się jednego jedynego dnia ze szkoły, odetchnąć od nauczycieli, zaklęć i mieszania w kociołku.
-Dorcas - powiedziałem, siadając naprzeciwko niej na śniadaniu.
-Hm? - mruknęła, nawet się na mnie nie patrząc. Była zajęta jakąś książką i nie wyglądało na to, że zamierzała zawracać sobie mną głowę.
-Chcę iść do Hogsmeade - odparłem, nie przejmując się jej ignorancją.
Pokiwała powoli głową, a dopiero po chwili się na mnie spojrzała.
-Czekaj... możesz jeszcze raz?
-Chcę iść do Hogsmeade - powtórzyłem, przewracając oczami. Uniosła brwi i zapytała:
-Akurat dzisiaj?
-Tak. To idealny dzień.
-Wcale nie, muszę oddać...
-Właśnie dlatego.
-Akurat ze mną? - jęknęła.
-A z kim innym?
-Masz kumpli...
-Mam też ciebie. Najwspanialszą przyjaciółkę, która na pewno marzy o tym, żeby spędzić ze mną ten jeden jedyny dzień.
-Jakoś nie bardzo.
-Dor, jesteś najlepsza na świecie...
-James, poszłabym, ale Slughorn mnie zabije. Nienawidzi mnie!
-Przesadzasz. Wiesz, że jesteś super... - zacząłem, a ona uśmiechnęła się rozbawiona.
Wszystko układało się po naszej myśli, wróciliśmy do Hagwartu, chwilowy brak popularności, przez odwołanie balu, to nie był żaden problem, zwłaszcza, że teraz musieliśmy się skupić na nauce. A Lily? Ach, Lily...
Mimo góry książek na biurku i rosnącej obawy, że jednak nie zaliczę owutemów, postanowiłem wyrwać się jednego jedynego dnia ze szkoły, odetchnąć od nauczycieli, zaklęć i mieszania w kociołku.
-Dorcas - powiedziałem, siadając naprzeciwko niej na śniadaniu.
-Hm? - mruknęła, nawet się na mnie nie patrząc. Była zajęta jakąś książką i nie wyglądało na to, że zamierzała zawracać sobie mną głowę.
-Chcę iść do Hogsmeade - odparłem, nie przejmując się jej ignorancją.
Pokiwała powoli głową, a dopiero po chwili się na mnie spojrzała.
-Czekaj... możesz jeszcze raz?
-Chcę iść do Hogsmeade - powtórzyłem, przewracając oczami. Uniosła brwi i zapytała:
-Akurat dzisiaj?
-Tak. To idealny dzień.
-Wcale nie, muszę oddać...
-Właśnie dlatego.
-Akurat ze mną? - jęknęła.
-A z kim innym?
-Masz kumpli...
-Mam też ciebie. Najwspanialszą przyjaciółkę, która na pewno marzy o tym, żeby spędzić ze mną ten jeden jedyny dzień.
-Jakoś nie bardzo.
-Dor, jesteś najlepsza na świecie...
-James, poszłabym, ale Slughorn mnie zabije. Nienawidzi mnie!
-Przesadzasz. Wiesz, że jesteś super... - zacząłem, a ona uśmiechnęła się rozbawiona.
-No wiem, wiem.
-To co? Idziemy? - podniosłem się, a ona przewróciła oczami i też wstała. - Grzeczna dziewczynka.
-Sprowadzasz mnie na złą drogę, James, wiesz o tym?
-Od tego jestem.
-To co? Idziemy? - podniosłem się, a ona przewróciła oczami i też wstała. - Grzeczna dziewczynka.
-Sprowadzasz mnie na złą drogę, James, wiesz o tym?
-Od tego jestem.
***
Dor zaprowadziła mnie na dach najwyższego budynku w Hogsmeade. Niebo było szare, nad domami wisiała mgła, sięgająca aż do Zakazanego Lasu.
-Skąd znasz to miejsce? - zapytałem, rozglądając się dookoła.
-Od Trey'a.
-Super widok.
-Wiem. - pokiwała głową i nagle dodała - Zerwaliśmy.
-Co?
-Ja i Trey. Zostaliśmy przyjaciółmi, ale wątpię, żeby coś z tego wyszło.
-Dlaczego? Myślałem, że...
-Było naprawdę dobrze, ale to po prostu nie było to.
-To miejsce nie kojarzy ci się z nim?
-Trochę, ale to nic złego. Czasem tu przychodzę, siedzę sobie i patrzę. Czasami po prostu potrzebuję czasu w pięknym miejscu, żeby oczyścić umysł.
Doskonale ją rozumiałem, życie w Hogwarcie było super, ale bywało też tak, że po prostu było tego wszystkiego za wiele. Czasem człowiek potrzebował sam na sam ze swoimi myślami.
Wyciągnąłem do niej ręce, a ona objęła mnie w pasie i staliśmy tak objęci jeszcze chwilę.
Nagle Dor się roześmiała i powiedziała:
-W gazecie przeczytałam, że chłopcy nie lubią poważnych dziewczyn.
-Co? - zaśmiałem się, nigdy nie słyszałem większej bzdury. A ja i Lily to co?
-No tak.
-Interesujące. - powiedziałem, uśmiechając się pod nosem.
-Martwi cię to? - zapytałem po chwili ciszy.
-To, że faceci nie lubią poważnych dziewczyn? Czy ja wiem? Przez chwilę nawet zastanawiałam się czy to w tym tkwi problem, ale raczej potraktowałam to jako nową rewelację Rity Skeeter.
-Jaki problem? - zmarszczyłem brwi.
-No, że... - zawahała się, jakby zastanawiając się, czy jestem wystarczająco dyskretny, żeby mi to powiedzieć - chodzi o to... każde z naszej paczki znalazło tą drugą osobę i jest szczęśliwe, właściwie wszyscy poza mną.
-To po co zrywałaś z Trey'em?
-Bo to nie było to, mówiłam ci. To nie był związek taki jak Alicji i Frank'a, albo twój i Lily.
-Dor, to nie wyścigi, mamy dopiero po siedemnaście lat, masz całe życie na znalezienie sobie faceta. Poza tym nie tylko ty jesteś teraz sama. Co z Peter'em, albo z Syriuszem? Oni też nie mają nikogo na stałe.
Dorcas spojrzała się na mnie krytycznie.
-To co innego.
-Tak?
-Syriusz jest zadowolony ze swoich tygodniowych związków, ale ja nie. Szukam i cały czas nie mogę znaleźć.
-Dor, powiem ci coś bardzo ważnego, masz mnie słuchać, nie przerywać i masz całkowity zakaz powiedzenia potem ale. Nauczyłem się tego, podczas wszystkich moich podbojów, zakończonych związkiem z Lily. Pewnego dnia ktoś wejdzie w twoje życie i pokaże ci, dlaczego nigdy nie wychodziło ci z nikim innym. Nie spiesz się, znajdziesz to, czego szukasz. Wszystko na koniec będzie dobrze, jeśli nie jest dobrze, to znaczy, że to nie jest koniec.
Dorcas patrzyła się na mnie chwile w milczeniu i znowu wtuliła się we mnie, opierając policzek na moim ramieniu.
-Przepraszam - mruknęła w moją bluzę.
Nic nie odpowiedziałem. Zacząłem myśleć o tym co powiedziała i jeszcze bardziej uwierzyłem w coś, co niedawno zauważyłem. Dor nie była szczęśliwa, a osobą odpowiedzialną z to, był jakiś facet, nie wiedziałem jeszcze kto, ale byłem pewien, że niedługo się dowiem. W Hogwarcie nie dało się utrzymać tajemnicy długo w ukryciu. Niestety jakieś dziwne przeczucie nie dawało mi spokoju, ciągle zwracało moją uwagę na jedną osobę, która nie miała prawa mieć cokolwiek wspólnego z Dor. Przecież oni się nienawidzili!
Lily:
Szłam korytarzem do biblioteki, z każdym dniem na biurku przybywała jedna lub dwie książki, które nadal widniały na niekończącej się liście "do przeczytania przed egzaminami".
Kiedy załatwiłam wszystkie sprawy z panią Pince, wyszłam na korytarz i wybrałam dłuższą drogę do wieży, żeby tylko nie przyspieszać mojego spotkania z pracami domowymi.
Byłam już w połowie trasy, gdy jakby znikąd na końcu korytarza pojawiła się jedna postać, która wyglądała, jakby czekała właśnie na mnie. Z tej odległości nie mogłam rozpoznać twarzy, ale gdy się zbliżyłam, pożałowałam, że wybrałam akurat tą drogę.
-Lily - powiedział Snape, z charakterystycznym dla niego grymasem zamiast uśmiechu na twarzy.
Nie miałam ochoty na rozmowy z tym rasistowskim dupkiem, więc ostentacyjnie odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w drugą stroną, żeby tylko zrozumiał moje nastawienie.
-Zaczekaj, Lily! - podbiegł kilka kroków i chwycił mnie za łokieć.
-Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam, wyrywając się. Sama zdziwiłam się tym, jak głośno i agresywnie to zabrzmiało.
-Lily, ja tylko...
-Teraz Lily, tak? - zapytałam, nie mogąc się powstrzymać od nuty sarkazmu w głosie.
-Zawsze byłaś Lily.
-To chyba pamięć ci szwankuje, ale przypomnę ci, ostatnio kiedy rozmawialiśmy byłam szlamą! - Snape skrzywił się, jakbym właśnie go uderzyła, ale dobrze mu tak! Nie byłam w nastroju na pogawędki ze Śmierciożercami.
-To było dwa lata temu, wyrwało mi się, nie chciałem, Lily, proszę, proszę wybacz mi.
-Miałam cię za przyjaciela!
-Nadal nim jestem.
-Nie oszukuj się! Miałeś wybór, ja albo ta zgraja szemranych typków ze Slytherinu, wybrałeś! Bądź dorosły i weź za to odpowiedzialność!
-Lily, ja się zmieniłem!
-Nie wierzę. Cały czas widzę cię z nimi, nie chcę mieć z tymi ludźmi nic wspólnego, nie chcę mieć nic wspólnego z tobą! - krzyknęłam, cofając się w miarę, jak on szedł w moją stronę.
-Wolisz Pottera i resztę tej dziecinnej paczki...
-Tak! Dokładnie tak! Nie wierzę, że się zmieniłeś, Severusie, nie wierzę.
-Udowodnię ci. - powiedział gorączkowo, mocno łapiąc mnie za ramiona i zaczął ciągnąć mnie w swoją stronę.
-Puść mnie! Puść mnie Severusie! Puść! - zaczęłam się szamotać, rozpaczliwie chciałam się wyrwać, spod lewego rękawa w jego szacie wystawał kawałek czarnego tatuaża, wiedziałam co to oznacza. Przerażał mnie, przerażało mnie to kim się stał i to, że kiedyś się przyjaźniliśmy. Szarpałam się w żelaznym uścisku jego palców, w końcu udało mi się uwolnić jedną rękę, potem drugą, zaczęłam biec, ale on znowu mnie złapał łapiąc za nadgarstki, tak mocno, że byłam pewna, że zostaną mi siniaki.
-Hej! - usłyszałam krzyk, od którego poczułam największą w życiu ulgę.
-Czego chcesz Black? - zapytał Snape, ciągle zaciskając ręce wokół moich nadgarstków, mimo że przestałam się wyrywać.
-Czy ja wiem? A ty? Czego chcesz od Evans?
-Nie twój interes.
-Coś mi się wydaje, że Evans wcale nie chce nigdzie z tobą iść, bądź grzecznym chłopcem i ją puść.
-Odwal się, Black.
-Nie zamierzam. Dam ci radę, oszczędź sobie nieprzyjemności i upokorzenia i puść ją teraz, kiedy grzecznie proszę, nie zmuszaj mnie do użycia różdżki.
-Bardzo śmieszne, Black, uważaj, bo się przestraszę.
-No cóż, sam chciałeś.
Syriusz powoli wyjął z kieszeni różdżkę, chwilę poobracał ją w palcach, jakby zastanawiając się co by tu mu zrobić. Ja za to modliłam się, żeby nie trafił mnie, kiedy zacznie rzucać zaklęcia.
W ułamku sekundy, tak że nawet ja, spodziewając się pojedynku się zdziwiłam, Syriusz zacisnął palce na różdżce i robiąc zdecydowany ruch nadgarstkiem, wycelował we mnie i Snape'a silną falę uderzeniową. Zmiotło nas z nóg, Snape puścił moje ręce, starając się utrzymać równowagę, ale i tak runął na ziemię, odrzucony kilka metrów dalej niż ja. Zanim zdążył wstać, albo dobyć różdżki, Syriusz stanął nad nim i wyciągając z mankietu marynarki srebrną spinkę, przetransmutował ją w solidną klatkę, która zamknęła za kratami oszołomionego upadkiem ślizgona.
Syriusz uśmiechnął się na widok swojego dzieła i podszedł do mnie z wyciągniętą ręką. Pomógł mi wstać i nie odwracając się już do Snape'a, poszedł ze mną korytarzem w stronę naszej wieży.
-Rany, dzięki. - powiedziałam, kiedy jako tako do siebie doszłam - Nie wiem co mu odbiło.
Syriusz nie odezwał się, tylko pokiwał głową.
-Jestem ci winna przysługę.
-Snape to ślizgoński dupek, skopanie mu tyłka to obowiązek i przyjemność, nie jesteś mi nic winna. Czego od ciebie chciał?
-Sama nie wiem, chyba wrócić do łask - zaśmiałam się sucho. Nagle przyszedł mi do głowy pomysł, jak mogłabym spłacić swój dług.
-Dziewczyna potrzebuje Romea, nie Hamleta - powiedziałam, licząc na to, że wyciągnie z tego jakieś wnioski, a najlepiej odnośnie Dorcas.
Black chwilę szedł w ciszy, mogłoby się zdawać, że analizuje w głowie moje słowa, ale kiedy doszliśmy do obrazu Grubej Damy, zapytał:
-Kto to są Romeo i Hamlet?
Harry, 18 lat później:
Trzymałem w dłoni fiolkę ze srebrzystym wspomnieniem Dorcas. Dała mi je dzień przed tym jak zniknęła, mówiąc:
-Chcąc zrozumieć swoich rodziców, musisz zrozumieć ich bliskich. Przyjaciół, rodzinę... tych najbliższych. Więzi to podstawa, Harry, bez nich nie masz nic. Bardzo ważną rzeczą, jakiej się nauczyłam od twoich rodziców, co przekazali mi już po swojej śmierci jest to, że rozpacz jest początkiem narodzin nadziei. Ty jesteś moją.
Odkorkowałem fiolkę i wlałem jej zawartość do Myślodsiewni, chwilę zawahałem się zanim zanurzyłem twarz we wspomnieniu. Wszystko co o nich wiedziałem polegało na wspomnieniach innych ludzi, jednak kiedy nie ma się własnych, to lepsze niż nic. Z tą myślą poszybowałem w dół, we wspomnieniach Dorcas.
Przed oczami zaczęły mi migać kolorowe i czarno białe wspomnienia, rozmazane i wyraźne twarze, słyszałem urywki rozmów, odbijający się echem śmiech, krzyki i znowu śmiech. I nagle wszystko ucichło, jakby ktoś włączył pauzę. Po chwili jedno ze wspomnień wzięło górę, znalazłem się w dormitorium. W powietrzu latało pierzę z poduszek, na łóżku zobaczyłem młodszych o prawie dwadzieścia lat państwo Longbottom, śmiali się głośno, turlając w pościeli i okładając poduszkami, na podłodze siedzieli Dorcas, Remus i Mary, patrząc się na to z rozbawioną miną.
-Czego chcesz Black? - zapytał Snape, ciągle zaciskając ręce wokół moich nadgarstków, mimo że przestałam się wyrywać.
-Czy ja wiem? A ty? Czego chcesz od Evans?
-Nie twój interes.
-Coś mi się wydaje, że Evans wcale nie chce nigdzie z tobą iść, bądź grzecznym chłopcem i ją puść.
-Odwal się, Black.
-Nie zamierzam. Dam ci radę, oszczędź sobie nieprzyjemności i upokorzenia i puść ją teraz, kiedy grzecznie proszę, nie zmuszaj mnie do użycia różdżki.
-Bardzo śmieszne, Black, uważaj, bo się przestraszę.
-No cóż, sam chciałeś.
Syriusz powoli wyjął z kieszeni różdżkę, chwilę poobracał ją w palcach, jakby zastanawiając się co by tu mu zrobić. Ja za to modliłam się, żeby nie trafił mnie, kiedy zacznie rzucać zaklęcia.
W ułamku sekundy, tak że nawet ja, spodziewając się pojedynku się zdziwiłam, Syriusz zacisnął palce na różdżce i robiąc zdecydowany ruch nadgarstkiem, wycelował we mnie i Snape'a silną falę uderzeniową. Zmiotło nas z nóg, Snape puścił moje ręce, starając się utrzymać równowagę, ale i tak runął na ziemię, odrzucony kilka metrów dalej niż ja. Zanim zdążył wstać, albo dobyć różdżki, Syriusz stanął nad nim i wyciągając z mankietu marynarki srebrną spinkę, przetransmutował ją w solidną klatkę, która zamknęła za kratami oszołomionego upadkiem ślizgona.
Syriusz uśmiechnął się na widok swojego dzieła i podszedł do mnie z wyciągniętą ręką. Pomógł mi wstać i nie odwracając się już do Snape'a, poszedł ze mną korytarzem w stronę naszej wieży.
-Rany, dzięki. - powiedziałam, kiedy jako tako do siebie doszłam - Nie wiem co mu odbiło.
Syriusz nie odezwał się, tylko pokiwał głową.
-Jestem ci winna przysługę.
-Snape to ślizgoński dupek, skopanie mu tyłka to obowiązek i przyjemność, nie jesteś mi nic winna. Czego od ciebie chciał?
-Sama nie wiem, chyba wrócić do łask - zaśmiałam się sucho. Nagle przyszedł mi do głowy pomysł, jak mogłabym spłacić swój dług.
-Dziewczyna potrzebuje Romea, nie Hamleta - powiedziałam, licząc na to, że wyciągnie z tego jakieś wnioski, a najlepiej odnośnie Dorcas.
Black chwilę szedł w ciszy, mogłoby się zdawać, że analizuje w głowie moje słowa, ale kiedy doszliśmy do obrazu Grubej Damy, zapytał:
-Kto to są Romeo i Hamlet?
Harry, 18 lat później:
Trzymałem w dłoni fiolkę ze srebrzystym wspomnieniem Dorcas. Dała mi je dzień przed tym jak zniknęła, mówiąc:
-Chcąc zrozumieć swoich rodziców, musisz zrozumieć ich bliskich. Przyjaciół, rodzinę... tych najbliższych. Więzi to podstawa, Harry, bez nich nie masz nic. Bardzo ważną rzeczą, jakiej się nauczyłam od twoich rodziców, co przekazali mi już po swojej śmierci jest to, że rozpacz jest początkiem narodzin nadziei. Ty jesteś moją.
Odkorkowałem fiolkę i wlałem jej zawartość do Myślodsiewni, chwilę zawahałem się zanim zanurzyłem twarz we wspomnieniu. Wszystko co o nich wiedziałem polegało na wspomnieniach innych ludzi, jednak kiedy nie ma się własnych, to lepsze niż nic. Z tą myślą poszybowałem w dół, we wspomnieniach Dorcas.
Przed oczami zaczęły mi migać kolorowe i czarno białe wspomnienia, rozmazane i wyraźne twarze, słyszałem urywki rozmów, odbijający się echem śmiech, krzyki i znowu śmiech. I nagle wszystko ucichło, jakby ktoś włączył pauzę. Po chwili jedno ze wspomnień wzięło górę, znalazłem się w dormitorium. W powietrzu latało pierzę z poduszek, na łóżku zobaczyłem młodszych o prawie dwadzieścia lat państwo Longbottom, śmiali się głośno, turlając w pościeli i okładając poduszkami, na podłodze siedzieli Dorcas, Remus i Mary, patrząc się na to z rozbawioną miną.
Nagle wspomnienie się zmieniło, stałem na jakiejś ulicy koło Dorcas, Mary i Alicji. Mama siedziała na masce jakiegoś samochodu i z wyczekiwaniem patrzyła się w okno jednego z domów. Spojrzałem się tam gdzie ona i za szybą zobaczyłem tatę, który jakby sklejony ze wzrokiem Lily, stał przy oknie, nie zwracając uwagi na nikogo poza mamą.
Wspomnienia znowu przyspieszyły, mignęło przede mną kilka obrazów, pokazujących na zmianę intensywne życie paczki Huncwotów, ale również wiele twarzy, których nie znałem, albo nie zdążyłem rozpoznać.
Nagle zupełnie niespodziewanie wszystkie kształty się rozmyły, a ja zrozumiałem, że wspomnienia z fiolki dobiegły końca.
-Co tam masz? - usłyszałem od razu, kiedy wynurzyłem twarz. Włożyłem okulary, zamrugałem kilka razy i rozpoznałem postać Syriusza, opierającego się o framugę pokoju, w standardowej nonszalanckiej pozie człowieka z wyższych sfer.
-Wspomnienie. Od Dorcas. - powiedziałem, pakując je z powrotem do fiolki i chowając ją do kieszeni.
-Fajne chociaż? - zapytał obojętnym, nawet znudzonym tonem.
-Trudno powiedzieć, nie do końca rozumiem o co w nim chodzi. Wszystko zmieniało się tak szybko, nie miałem nawet szansy, żeby... - zamilkłem, bo Syriusz sprawiał wrażenie, jakby w ogóle mnie nie słuchał.
-Takie są najważniejsze. - odparł po chwili Łapa, a ja zmarszczyłem brwi - Nie rozumiesz? Kiedy zmieniają się tak szybko, nie masz czasu, żeby analizować każdą sekundę z tego, co się dzieje. Po prostu lecisz dalej.
Nadal nie rozumiałem, więc Syriusz westchnął głęboko i powiedział:
-We wspomnieniach nie liczą się szczegóły, liczy się chwila. Moment. Przyjemność, jaka z niego płynie. Meadowes dała ci więc ogromną dawkę chwil z życia twoich rodziców, to coś zbyt ważnego, żeby się nad tym zastanawiać, żeby zrozumieć, trzeba dać ponieść się chwili, poczuć to, co oni czuli wtedy. To powinieneś pamiętać o Lily i Jamesie, nie musisz znać każdej sekundy z ich życia, bo liczą się chwile. W ich życiu było naprawdę wiele pięknych chwil, nie możesz o tym zapominać, analizując je co do setnej sekundy.
-Co tam masz? - usłyszałem od razu, kiedy wynurzyłem twarz. Włożyłem okulary, zamrugałem kilka razy i rozpoznałem postać Syriusza, opierającego się o framugę pokoju, w standardowej nonszalanckiej pozie człowieka z wyższych sfer.
-Wspomnienie. Od Dorcas. - powiedziałem, pakując je z powrotem do fiolki i chowając ją do kieszeni.
-Fajne chociaż? - zapytał obojętnym, nawet znudzonym tonem.
-Trudno powiedzieć, nie do końca rozumiem o co w nim chodzi. Wszystko zmieniało się tak szybko, nie miałem nawet szansy, żeby... - zamilkłem, bo Syriusz sprawiał wrażenie, jakby w ogóle mnie nie słuchał.
-Takie są najważniejsze. - odparł po chwili Łapa, a ja zmarszczyłem brwi - Nie rozumiesz? Kiedy zmieniają się tak szybko, nie masz czasu, żeby analizować każdą sekundę z tego, co się dzieje. Po prostu lecisz dalej.
Nadal nie rozumiałem, więc Syriusz westchnął głęboko i powiedział:
-We wspomnieniach nie liczą się szczegóły, liczy się chwila. Moment. Przyjemność, jaka z niego płynie. Meadowes dała ci więc ogromną dawkę chwil z życia twoich rodziców, to coś zbyt ważnego, żeby się nad tym zastanawiać, żeby zrozumieć, trzeba dać ponieść się chwili, poczuć to, co oni czuli wtedy. To powinieneś pamiętać o Lily i Jamesie, nie musisz znać każdej sekundy z ich życia, bo liczą się chwile. W ich życiu było naprawdę wiele pięknych chwil, nie możesz o tym zapominać, analizując je co do setnej sekundy.
Pokiwałem głową. Rzeczywiście, kiedy teraz o tym myślałem, większą wartość miała dla mnie ta jedna fiolka niż cała reszta wspomnień, które widziałem przez całe życie.
Syriusz odwrócił się z zamiarem odejścia, ale ja miałem jeszcze jedno pytanie.
-Co się dzieje z Dorcas?
Łapa powoli się odwrócił, po czym wzruszył ramionami i odparł:
-Czy ja wiem? Kamuflaż, kryjówka, te sprawy.
-Nie martwisz się? - spytałem, choć przewidziałem już jaka będzie odpowiedź.
Syriusz odwrócił się z zamiarem odejścia, ale ja miałem jeszcze jedno pytanie.
-Co się dzieje z Dorcas?
Łapa powoli się odwrócił, po czym wzruszył ramionami i odparł:
-Czy ja wiem? Kamuflaż, kryjówka, te sprawy.
-Nie martwisz się? - spytałem, choć przewidziałem już jaka będzie odpowiedź.
-O Meadowes? To duża dziewczynka, poradzi sobie. A zresztą. U niej przynajmniej coś się dzieje. Nie siedzi zamknięta w czterech ścianach. - odparł z lekkim wyrzutem w głosie.
-Skąd wiesz?
-Skąd wiesz?
Syriusz po raz kolejny wzruszył ramionami.
-Nie bój się o nią. Już z gorszych kłopotów wychodziła cało.
-Nigdy nie mówiliście o tym jak zadarła z Sam Wiesz Kim.
-Ja nie chcę o tym gadać. Zapytaj Meadowes, jak się spotkacie, chociaż wątpię, żeby ona była chętna.
-Zobaczę ją jeszcze? - zapytałem, bojąc się odpowiedzi.
-Zobaczysz młody, zobaczysz.
Remus:
Nastał jeden bardzo upalny dzień. Wszyscy wylegli na błonia, rozkładając się w cieniu drzew, albo wystawiając się na skwar słońca na pomoście. My też nie mogliśmy wysiedzieć w środku, a że była sobota, wyszliśmy na dwór, zabierając ze sobą podręczniki. Ułożyliśmy się w cieniu wielkiego dębu, dookoła biegali pierwszoroczniacy, dalej jakieś dziewczyny piszczały, lejąc się wodą, a tuż przy moim uchu brzęczał znicz, który od meczu wiernie latał za Jamesem.
Po kilku godzinach było już tak gorąco, że rzuciłem na bok książkę i położyłem się na plecach, na trawie. Reszta już dawno spasowała, wszyscy leżeli na wznak, gapiąc się na liście i na oślep skubiąc kępy trawy palcami.
-Bez sensu to wszystko - powiedział Peter, obserwując, jak James bawi się zniczem.
Nikt mu nie odpowiedział, ale w duchu zgodziłem się z nim.
-Wyglądacie gorzej niż źle - usłyszałem skądś głos Frank'a.
-Czyli jak zawsze - mruknął pod nosem Syriusz. Dobiegł do nas krótki ironiczny śmiech Franka.
Nagle James zerwał się z trawy. Znicz zawirował dookoła jego głowy. Spojrzałem się na niego z wyrzutem. Zaczynała mnie boleć głowa w typowy comiesięczny sposób, a ta jego głupia piłka robiła mi na złość.
-Łapo, musimy pogadać - powiedział.
-To gadaj - odparł Black, nawet nie otwierając oczu.
-Co ty robisz z Dorcas, co?
Syriusz otworzył jedno oko, potem drugie i na koniec uniósł brwi.
-To znaczy? - zapytał, jakby mało go interesowało wszystko, co ma do powiedzenia o Meadowes.
-To znaczy... w co ty właściwie grasz, co? - powtórzył James, a ja wyczułem nutę irytacji w jego głosie. To chyba nie była najlepsza decyzja, żeby gadać o tym przy nas, ale nie ukrywałem, samego mnie to interesowało.
-Nie ogarniam...
-To bardzo proste - zaczął nadmiernie przesłodzonym głosem - Czy ty w końcu jej nie lubisz, czy... czy jak?
-Meadowes jest jedną z najbardziej wkurzających osób w Hogwarcie, jeśli o to pytasz.
-To dlaczego ciągle się z nią trzymasz?
-Ciężko ignorować kogoś, kto...
-Ale ty nie tylko jej nie ignorujesz, grasz z nią w coś...
-James, poczekaj, bo czegoś nie rozumiem, co ty właściwie chcesz wiedzieć. Zapytaj wprost, wiesz, że niczego przed tobą nie ukryję.
-Było coś między wami? - spytał Rogacz, a wszyscy wlepiliśmy oczy w Syriusza.
-Nie.
linki:
-Nie bój się o nią. Już z gorszych kłopotów wychodziła cało.
-Nigdy nie mówiliście o tym jak zadarła z Sam Wiesz Kim.
-Ja nie chcę o tym gadać. Zapytaj Meadowes, jak się spotkacie, chociaż wątpię, żeby ona była chętna.
-Zobaczę ją jeszcze? - zapytałem, bojąc się odpowiedzi.
-Zobaczysz młody, zobaczysz.
Remus:
Nastał jeden bardzo upalny dzień. Wszyscy wylegli na błonia, rozkładając się w cieniu drzew, albo wystawiając się na skwar słońca na pomoście. My też nie mogliśmy wysiedzieć w środku, a że była sobota, wyszliśmy na dwór, zabierając ze sobą podręczniki. Ułożyliśmy się w cieniu wielkiego dębu, dookoła biegali pierwszoroczniacy, dalej jakieś dziewczyny piszczały, lejąc się wodą, a tuż przy moim uchu brzęczał znicz, który od meczu wiernie latał za Jamesem.
Po kilku godzinach było już tak gorąco, że rzuciłem na bok książkę i położyłem się na plecach, na trawie. Reszta już dawno spasowała, wszyscy leżeli na wznak, gapiąc się na liście i na oślep skubiąc kępy trawy palcami.
-Bez sensu to wszystko - powiedział Peter, obserwując, jak James bawi się zniczem.
Nikt mu nie odpowiedział, ale w duchu zgodziłem się z nim.
-Wyglądacie gorzej niż źle - usłyszałem skądś głos Frank'a.
-Czyli jak zawsze - mruknął pod nosem Syriusz. Dobiegł do nas krótki ironiczny śmiech Franka.
Nagle James zerwał się z trawy. Znicz zawirował dookoła jego głowy. Spojrzałem się na niego z wyrzutem. Zaczynała mnie boleć głowa w typowy comiesięczny sposób, a ta jego głupia piłka robiła mi na złość.
-Łapo, musimy pogadać - powiedział.
-To gadaj - odparł Black, nawet nie otwierając oczu.
-Co ty robisz z Dorcas, co?
Syriusz otworzył jedno oko, potem drugie i na koniec uniósł brwi.
-To znaczy? - zapytał, jakby mało go interesowało wszystko, co ma do powiedzenia o Meadowes.
-To znaczy... w co ty właściwie grasz, co? - powtórzył James, a ja wyczułem nutę irytacji w jego głosie. To chyba nie była najlepsza decyzja, żeby gadać o tym przy nas, ale nie ukrywałem, samego mnie to interesowało.
-Nie ogarniam...
-To bardzo proste - zaczął nadmiernie przesłodzonym głosem - Czy ty w końcu jej nie lubisz, czy... czy jak?
-Meadowes jest jedną z najbardziej wkurzających osób w Hogwarcie, jeśli o to pytasz.
-To dlaczego ciągle się z nią trzymasz?
-Ciężko ignorować kogoś, kto...
-Ale ty nie tylko jej nie ignorujesz, grasz z nią w coś...
-James, poczekaj, bo czegoś nie rozumiem, co ty właściwie chcesz wiedzieć. Zapytaj wprost, wiesz, że niczego przed tobą nie ukryję.
-Było coś między wami? - spytał Rogacz, a wszyscy wlepiliśmy oczy w Syriusza.
-Nie.
linki:
- https://www.tumblr.com/tagged/zedd-beautiful-now
- http://weheartit.com/entry/98930255/in-set/100420724-rain-seventry?context_user=bowchickabow&page=14
- http://hellagifhunts.tumblr.com/post/84109175893/holland-roden-upset-hq-gif-hunt-under-the
- http://giphy.com/gifs/karen-gillan-marauders-era-lily-evans-NESHsI1VrFFwk
- https://www.tumblr.com/tagged/Zodiac-gifs
- http://cake-rpc.tumblr.com/post/27349844754/amanda-seyfried-a-decent-gif-hunt-pt-1
Cudowny blog! Zobaczyła go dzisiaj i się zatopiłam^^ Czekam na kolejny:)
OdpowiedzUsuńŚlicznie dziękuję :) Miło mi powitać kolejnego czytelnika no i bardzo się cieszę, że podoba Ci się, co piszę :D
Usuń