Odkąd oficjalnie zostałam dziewczyną James'a Potter'a, moje życie diametralnie się zmieniło. Pierwsze dwa miesiące były bajką, na prawdę. Czułam się jakbym żyła w zupełnie innej rzeczywistości, która była tysiąc razy lepsza od pozostałych szesnastu lat mojego życia. Tak wyglądały wakacje. Nie myślałam wtedy, jak to będzie po powrocie do szkoły. No i zderzyłam się z tym dużo boleśniej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Ale co mogę powiedzieć? Mogłam się domyślić, że tak będzie, w końcu każda dziewczyna James'a wywoływała sensacje wśród uczniów. Nie wiedziałam jednak, jak to wygląda od kuchni. Okazało się to dużo gorsze, niż mogłam sobie to wyobrażać.
Zacznę od początku. Od przyjazdu do Hogwart'u, minęło sporo czasu, jednak doskonale pamiętam, nasze pierwsze pojawienie się w szkole. Ja i James, idący razem za ręce przez tłum uczniów do Wielkiej Sali, jak zawsze przed Huncwotami tłum rozstępował się na boki, tym razem to my szliśmy na czele. Nie spodziewałam się jednak takiej reakcji. Rozmawiające między sobą grupki, od razu zwróciły na nas uwagę, dziewczyny wytrzeszczały oczy i rozdziawiały buzie, a chłopcy unosili wysoko brwi. Nikt z naszej bandy tego jakoś nie zaważył, tylko ja.
Tak bardzo chciałam wtedy puścić jego rękę i udać, że to wcale się nie zdarzyło. No dobra, zrobiłam to. Powiedziałam, że muszę iść do łazienki i najszybciej jak mogłam, ulotniłam się z miejsca zdarzenia.
Ale to był dopiero początek. Wiedziałam, że wieść o tym, że ja i James jesteśmy razem, rozejdzie się po szkole jeszcze przed końcem uczty powitalnej. W każdym razie następnego dnia wszyscy wiedzieli. Jednak byłam gryfonką, odwaga była w mojej krwi i nie takich rzeczy już się dokonywało. Dlatego każdego poszczególnego dnia byłam silna, znosiłam spojrzenia, szepty i śmiechy, nie wiedziałam, o co chodziło tym wszystkim ludziom, nie byłam w końcu jakąś straszną maszkarą. Może i nie byłam z pułki, z której zwykle James wybierał, no ale bez przesady. Taka paskudna znowu nie byłam.
Zacznę od początku. Od przyjazdu do Hogwart'u, minęło sporo czasu, jednak doskonale pamiętam, nasze pierwsze pojawienie się w szkole. Ja i James, idący razem za ręce przez tłum uczniów do Wielkiej Sali, jak zawsze przed Huncwotami tłum rozstępował się na boki, tym razem to my szliśmy na czele. Nie spodziewałam się jednak takiej reakcji. Rozmawiające między sobą grupki, od razu zwróciły na nas uwagę, dziewczyny wytrzeszczały oczy i rozdziawiały buzie, a chłopcy unosili wysoko brwi. Nikt z naszej bandy tego jakoś nie zaważył, tylko ja.
Tak bardzo chciałam wtedy puścić jego rękę i udać, że to wcale się nie zdarzyło. No dobra, zrobiłam to. Powiedziałam, że muszę iść do łazienki i najszybciej jak mogłam, ulotniłam się z miejsca zdarzenia.
Ale to był dopiero początek. Wiedziałam, że wieść o tym, że ja i James jesteśmy razem, rozejdzie się po szkole jeszcze przed końcem uczty powitalnej. W każdym razie następnego dnia wszyscy wiedzieli. Jednak byłam gryfonką, odwaga była w mojej krwi i nie takich rzeczy już się dokonywało. Dlatego każdego poszczególnego dnia byłam silna, znosiłam spojrzenia, szepty i śmiechy, nie wiedziałam, o co chodziło tym wszystkim ludziom, nie byłam w końcu jakąś straszną maszkarą. Może i nie byłam z pułki, z której zwykle James wybierał, no ale bez przesady. Taka paskudna znowu nie byłam.
Kiedy byliśmy sami, albo tylko z ekipą, było fantastycznie, tak jak w wakacje. Mogłabym nigdy nie wychodzić z dormitorium, ale kiedyś zawsze te chwile musiały się skończyć, a choć nadal dzielnie stawiałam czoła tym wszystkim rozbawionym, nieprzychylnym spojrzeniom, to każdego dnia silniejsze było to palące uczucie. Skoro James się nie wstydził iść ze mną za rękę, to ja też nie powinnam, ale za każdym razem, gdy byliśmy razem w publicznym miejscu, wstydziłam się siebie zamiast niego. Paliłam się ze wstydu w jego imieniu.
Tak minął cały wrzesień i październik, aż w końcu nadeszły najgorsze dni. Wokół James'a zaczęły krążyć dwie wyjątkowo piękne, sto razy bardziej atrakcyjne ode mnie Gryfonki z szóstego roku, potem była nasza randka, jak zawsze James wymyślił coś, co zaparło mi dech w piersiach. To jednak wzbudziło już tylko moje wyrzuty sumienia. Następnego dnia był wieli psikus Huncwotów, James myśli, że zostawiłam go z tego powodu, ale to nie prawda. Nie zrobiło na mnie dużego wrażenia to, że zobaczyłam swoją najgorszą wersję, w tamtej chwili i tak się czułam w ten sposób, nie było wielkiej różnicy.
Jednak gdy wracałam do wieży, spotkałam te dwie dziewczyny, które postanowiły wypchnąć mnie z gry. Gdy tylko zobaczyły, że jestem sama, wyjątkowo dobitnie wytłumaczyły mi, jak bardzo się nie nadaję na dziewczynę dla chłopaka takiego jak James. W końcu ty jesteś trójką, a on dziesiątką, mówiły. Nie miałam po co się z nimi kłócić, to była kropla, która przelała czarę goryczy. Wszystko stało się dla mnie już jasne, nie było innego wyjścia.
Od razu skierowałam kroki do jego dormitorium, zapukałam do drzwi i z przekonaniem, że moja decyzja jest słuszna, zamknęłam rozdział James'a Potter'a raz na zawsze. To była piękna przygoda i dlatego zawsze będę jej żałować. Przez to, że spróbowałam, teraz ból był za duży. Kochałam go, bardzo mocno i nie sądzę, żebym kiedykolwiek przestała. Ale to nie miało sensu, nie miało racji bytu w tym świecie, po prostu ludzie tacy jak James, nie mają nic wspólnego z ludźmi takimi jak ja.
Jednak gdy wracałam do wieży, spotkałam te dwie dziewczyny, które postanowiły wypchnąć mnie z gry. Gdy tylko zobaczyły, że jestem sama, wyjątkowo dobitnie wytłumaczyły mi, jak bardzo się nie nadaję na dziewczynę dla chłopaka takiego jak James. W końcu ty jesteś trójką, a on dziesiątką, mówiły. Nie miałam po co się z nimi kłócić, to była kropla, która przelała czarę goryczy. Wszystko stało się dla mnie już jasne, nie było innego wyjścia.
Od razu skierowałam kroki do jego dormitorium, zapukałam do drzwi i z przekonaniem, że moja decyzja jest słuszna, zamknęłam rozdział James'a Potter'a raz na zawsze. To była piękna przygoda i dlatego zawsze będę jej żałować. Przez to, że spróbowałam, teraz ból był za duży. Kochałam go, bardzo mocno i nie sądzę, żebym kiedykolwiek przestała. Ale to nie miało sensu, nie miało racji bytu w tym świecie, po prostu ludzie tacy jak James, nie mają nic wspólnego z ludźmi takimi jak ja.
***
Weszłam do dormitorium, na palcach, żeby nie obudzić Alicji i Mary przeszłam przez pokój i zawahałam się. Delikatnie rozsunęłam kotary łóżka Dor, nie spała. Czytała książkę, kiedy mnie zobaczyła zmarszczyła brwi i zapytała:
-Lily? Wszystko dobrze?
Pokręciłam głową, mówiąc, że nic a nic nie jest w porządku, ale że tak musi po prostu być, że nie da się inaczej zrobić,
Dor jednak mnie uciszyła i pozwoliła mi wejść pod kołdrę. Przytuliłam głowę do jej ramienia. Uśmiechnęła się do mnie smutno, objęła mnie ramieniem i zaczęła głaskać wolną ręką po włosach. Łzy powoli spływały mi po policzkach, patrzyłam się na baldachim nad naszymi głowami i czekałam aż nadejdzie sen, który mógł zagłuszyć żal.
Pokręciłam głową, mówiąc, że nic a nic nie jest w porządku, ale że tak musi po prostu być, że nie da się inaczej zrobić,
Dor jednak mnie uciszyła i pozwoliła mi wejść pod kołdrę. Przytuliłam głowę do jej ramienia. Uśmiechnęła się do mnie smutno, objęła mnie ramieniem i zaczęła głaskać wolną ręką po włosach. Łzy powoli spływały mi po policzkach, patrzyłam się na baldachim nad naszymi głowami i czekałam aż nadejdzie sen, który mógł zagłuszyć żal.
***
Rano wyszłam na błonie, nie miałam apetytu, do lekcji zostało też trochę czasu, a ja rozpaczliwie potrzebowałam świeżego powietrza.
-Lily? - usłyszałam za plecami. Westchnęłam cicho i odwróciłam się przodem do James'a. Stał z dłońmi wciśniętymi w kieszenie skórzanej kurtki, z rozwianymi na wietrze czarnymi włosami.
Przez chwilę mierzyliśmy się w milczeniu spojrzeniami. W końcu powiedział:
-Nie mogę w to uwierzyć. To jest kłamstwo.
Nie wiedziałam co powiedzieć, bałam się, że jak tylko otworzę usta, to wydostanie się z nich niezrozumiały bełkot.
-Lily, ja nie mogę się teraz przyjaźnić. To niewykonalne.
Domyślałam się tego, szczerze mówiąc, to nie byłam w stanie sobie wyobrazić powrotu do relacji sprzed wakacji.
-James, ja... - chciałam powiedzieć, jak bardzo było mi przykro, wyjaśnić, że to nie była wcale jego wina, że trójka i dziesiątka przecież nie mogą być razem, że po prostu nie było nam pisane, ale nie byłam w stanie. Sam dźwięk jego imienia spowodował dziwne uczucie w klatce piersiowej, które zapowiadało już tylko łzy. A nie mogłam przy nim płakać.
-To moja decyzja. - powiedział ten sam argument jaki ja wczoraj. Dotarło do mnie, jak bardzo był niedorzeczny. Patrzyliśmy się na siebie jeszcze chwilę, ale po chwili odwrócił się i poszedł do zamku, a ja zostałam sama na wietrze, który zamiast ulgi przynosił mi jeszcze większe odrętwienie.
Syriusz:
Do Wielkiej Sali wleciały sowy, od ostatniego roku nie spodziewałem się dostać czegokolwiek, nawet listu, jednak tym razem na moim ramieniu miękko wylądowała brązowa sowa i wystawiła nogę, do której przyczepione było kilka kopert. Zmarszczyłem brwi. Odwiązałem listy i pozwoliłem sowie odlecieć. Kiedy przeglądałem nagłówki na kopertach, moje zdziwienie rosło z każdą chwilą. Jeden był dla mnie, a reszta kolejno dla James'a, Remus'a i Peter'a, potem dla dziewczyn i dla Frank'a.
-James - powiedziałem do Potter'a, który siedział po przeciwnej stronie stołu. Spojrzał się na mnie nieprzytomnie, a ja posunąłem po blacie zaadresowany do niego list.
Rogacz tylko na niego zerknął, a potem schował go do torby i wrócił do przewracania kartek Proroka Codziennego.
Głęboko odetchnąłem. Poznałem pismo ciotki, nie wróżyło nic dobrego. To nie był dobry czas dla naszej ekipy, żeby robić cokolwiek razem, nie byliśmy skłóceni, ale coś pękło i nie czułem się na siłach, żeby cokolwiek z tym zrobić. Domyślałem się, że James czuje się tak samo, jeśli nie gorzej. Wczoraj, kiedy wrócił do dormitorium, nie powiedział do nas już ani słowa, nikt nie wiedział o co dokładnie chodziło, ale ja usłyszałem to, co powiedziała wtedy za drzwiami Evans. Dlatego nie dziwiłem mu się, że miał tak zepsuty humor, problem polegał na tym, że w ręku trzymałem również list dla Lily, a skoro ona chciała się przyjaźnić, to wiadomo było, że nie ma na to żadnych szans.
-James, weź jeszcze to. - podałem mu list dla Meadowes.
-Po co mi to, sam jej daj.
-Błagam cię, lepiej jak nie będziemy sobie teraz wchodzić w drogę. Dasz jej, czy nie? - powiedziałem, a on wzruszył ramionami i wziął ode mnie list.
Nigdy w życiu nie czułem się bardziej podle, kiedy obudziłem się następnego dnia, pamiętałem wszystko. Sto razy bardziej wolałbym nie pamiętać, po prostu wymazać cały poprzedni wieczór. Zachowałem się jak palant, przez cały czas jak byliśmy razem w Hogsmeade, myślałem tylko o tym, dlaczego byłem taki głupi. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał z nią porozmawiać, ale mimo wszystko wolałem, żeby list dał jej James. W przeciwieństwie do mnie, jemu ufała. Miałem wątpliwości, czy kiedykolwiek zaufa mi.
Dorcas:
-Hej - usłyszałam za plecami. Odwróciłam się i z uśmiechnęłam się do James'a. Było w nim jednak coś dziwnego, wydawał się nieswój, jakby wszystkie siły, cały optymizm nagle go opuściły.
-Cześć, gratuluję żartu, wyglądałam zniewalająco z nosem Baby Jagi. - zaśmiałam się, oczekując tego, że zaraz zacznie się przechwalać, jaki to jest sprytny i pomysłowy. Ale on się tylko sztucznie uśmiechnął i bez słowa usiadł koło mnie.
-Hej, coś się stało? - spytałam nieco zbita z tropu.
On tylko wzruszył ramionami i zaczął grzebać w torbie z książkami. Obserwowałam z cierpliwością jak kładzie na ławce podręcznik od Zaklęć, czysty pergamin, pióro i kałamarz.
-Możesz mi powiedzieć, wiesz o tym. - odparłam.
Pokiwał głową, ale nawet nie podniósł na mnie oczu. Westchnęłam cicho. Domyślałam się, że prędzej czy później i tak się dowiem. Czułam się, jakbym to ja mu coś zrobiła, a przecież tylko nie chciałam, żeby został z tym sam.
-Mam coś dla ciebie - odezwał się nagle, kiedy już straciłam nadzieję na rozmowę. Otworzył książkę i z pomiędzy stron wyciągnął pergaminową kopertę, na której uroczystym pismem z zawijasami napisane było moje imię i nazwisko.
-Co to?
-Od Syriusza. Też takie dostałem. - pomachał mi przed oczami taką samą kopertą, na której widniało jego nazwisko.
-Proszę państwa, proszę o ciszę! - zawołał Flitwick, wchodząc do klasy. Skuliłam się w ławce i najciszej jak się dało rozdarłam kopertę. Wyjęłam z niej zapisaną takim samym charakterem pisma kartkę. Szybko prześledziłam wzrokiem treść.
-No proszę - szepnęłam sama do siebie, kiedy schowałam list z powrotem do koperty.
Syriusz nawet nie mógł się przemóc, żeby dać mi to osobiście. Chociaż ja też nie miałam ochoty go widzieć. Nie po tym co zrobił. A teraz jeszcze to, ślub jego kuzynki. Dlaczego byłam zaproszona? Przecież byłam nikim dla Black'ów, Walburga mnie nienawidziła. To, że byłam czystej krwi, nie miało tu żadnego znaczenia, dla nich byłam po prostu sierotą, która odziedziczyła po rodzicach zdradę.
Zerknęłam na James'a, bez zaangażowania poruszał różdżką według schematu i niewerbalnie wykonywał zaklęcie. Nagle zrobiło mi się zimno.
-James - powiedziałam, a on wzdrygnął się, jakbym wyrwała go z jakiegoś transu.
-Co?
-Tak nie może być.
Zrobił minę, jakby nie miał pojęcia o czym mówię. Jasne, że wiesz, głupku, przecież cię znam!
-Nie widzisz tego?
-Czego? - spytał tępo, tylko mnie irytując.
-Wszystko się rozpada, właściwie nie widuję Remus'a i Mary, Alicji i Frank'a też, nie mam pojęcia co się dzieje z Lily, a ty też jesteś jakiś dziwny. Ja i Peter nie zbudujemy całej ekipy. James, co się dzieje? Co z tobą i Lily? - wyrzuciłam z siebie wszystkie pytania w zawrotnej prędkości, wszystko, co leżało mi na sercu od paru dni. James wyglądał, jakbym poruszyła o jeden temat za dużo, jakbym poszła jeden krok za daleko. Wbił wzrok w ławkę i zacisnął szczęki. Czekałam aż coś powie, ale nie odezwał się słowem.
Do Wielkiej Sali wleciały sowy, od ostatniego roku nie spodziewałem się dostać czegokolwiek, nawet listu, jednak tym razem na moim ramieniu miękko wylądowała brązowa sowa i wystawiła nogę, do której przyczepione było kilka kopert. Zmarszczyłem brwi. Odwiązałem listy i pozwoliłem sowie odlecieć. Kiedy przeglądałem nagłówki na kopertach, moje zdziwienie rosło z każdą chwilą. Jeden był dla mnie, a reszta kolejno dla James'a, Remus'a i Peter'a, potem dla dziewczyn i dla Frank'a.
-James - powiedziałem do Potter'a, który siedział po przeciwnej stronie stołu. Spojrzał się na mnie nieprzytomnie, a ja posunąłem po blacie zaadresowany do niego list.
Rogacz tylko na niego zerknął, a potem schował go do torby i wrócił do przewracania kartek Proroka Codziennego.
Głęboko odetchnąłem. Poznałem pismo ciotki, nie wróżyło nic dobrego. To nie był dobry czas dla naszej ekipy, żeby robić cokolwiek razem, nie byliśmy skłóceni, ale coś pękło i nie czułem się na siłach, żeby cokolwiek z tym zrobić. Domyślałem się, że James czuje się tak samo, jeśli nie gorzej. Wczoraj, kiedy wrócił do dormitorium, nie powiedział do nas już ani słowa, nikt nie wiedział o co dokładnie chodziło, ale ja usłyszałem to, co powiedziała wtedy za drzwiami Evans. Dlatego nie dziwiłem mu się, że miał tak zepsuty humor, problem polegał na tym, że w ręku trzymałem również list dla Lily, a skoro ona chciała się przyjaźnić, to wiadomo było, że nie ma na to żadnych szans.
-James, weź jeszcze to. - podałem mu list dla Meadowes.
-Po co mi to, sam jej daj.
-Błagam cię, lepiej jak nie będziemy sobie teraz wchodzić w drogę. Dasz jej, czy nie? - powiedziałem, a on wzruszył ramionami i wziął ode mnie list.
Nigdy w życiu nie czułem się bardziej podle, kiedy obudziłem się następnego dnia, pamiętałem wszystko. Sto razy bardziej wolałbym nie pamiętać, po prostu wymazać cały poprzedni wieczór. Zachowałem się jak palant, przez cały czas jak byliśmy razem w Hogsmeade, myślałem tylko o tym, dlaczego byłem taki głupi. Wiedziałem, że prędzej czy później będę musiał z nią porozmawiać, ale mimo wszystko wolałem, żeby list dał jej James. W przeciwieństwie do mnie, jemu ufała. Miałem wątpliwości, czy kiedykolwiek zaufa mi.
Dorcas:
-Hej - usłyszałam za plecami. Odwróciłam się i z uśmiechnęłam się do James'a. Było w nim jednak coś dziwnego, wydawał się nieswój, jakby wszystkie siły, cały optymizm nagle go opuściły.
-Cześć, gratuluję żartu, wyglądałam zniewalająco z nosem Baby Jagi. - zaśmiałam się, oczekując tego, że zaraz zacznie się przechwalać, jaki to jest sprytny i pomysłowy. Ale on się tylko sztucznie uśmiechnął i bez słowa usiadł koło mnie.
-Hej, coś się stało? - spytałam nieco zbita z tropu.
On tylko wzruszył ramionami i zaczął grzebać w torbie z książkami. Obserwowałam z cierpliwością jak kładzie na ławce podręcznik od Zaklęć, czysty pergamin, pióro i kałamarz.
-Możesz mi powiedzieć, wiesz o tym. - odparłam.
Pokiwał głową, ale nawet nie podniósł na mnie oczu. Westchnęłam cicho. Domyślałam się, że prędzej czy później i tak się dowiem. Czułam się, jakbym to ja mu coś zrobiła, a przecież tylko nie chciałam, żeby został z tym sam.
-Mam coś dla ciebie - odezwał się nagle, kiedy już straciłam nadzieję na rozmowę. Otworzył książkę i z pomiędzy stron wyciągnął pergaminową kopertę, na której uroczystym pismem z zawijasami napisane było moje imię i nazwisko.
-Co to?
-Od Syriusza. Też takie dostałem. - pomachał mi przed oczami taką samą kopertą, na której widniało jego nazwisko.
-Proszę państwa, proszę o ciszę! - zawołał Flitwick, wchodząc do klasy. Skuliłam się w ławce i najciszej jak się dało rozdarłam kopertę. Wyjęłam z niej zapisaną takim samym charakterem pisma kartkę. Szybko prześledziłam wzrokiem treść.
-No proszę - szepnęłam sama do siebie, kiedy schowałam list z powrotem do koperty.
Syriusz nawet nie mógł się przemóc, żeby dać mi to osobiście. Chociaż ja też nie miałam ochoty go widzieć. Nie po tym co zrobił. A teraz jeszcze to, ślub jego kuzynki. Dlaczego byłam zaproszona? Przecież byłam nikim dla Black'ów, Walburga mnie nienawidziła. To, że byłam czystej krwi, nie miało tu żadnego znaczenia, dla nich byłam po prostu sierotą, która odziedziczyła po rodzicach zdradę.
Zerknęłam na James'a, bez zaangażowania poruszał różdżką według schematu i niewerbalnie wykonywał zaklęcie. Nagle zrobiło mi się zimno.
-James - powiedziałam, a on wzdrygnął się, jakbym wyrwała go z jakiegoś transu.
-Co?
-Tak nie może być.
Zrobił minę, jakby nie miał pojęcia o czym mówię. Jasne, że wiesz, głupku, przecież cię znam!
-Nie widzisz tego?
-Czego? - spytał tępo, tylko mnie irytując.
-Wszystko się rozpada, właściwie nie widuję Remus'a i Mary, Alicji i Frank'a też, nie mam pojęcia co się dzieje z Lily, a ty też jesteś jakiś dziwny. Ja i Peter nie zbudujemy całej ekipy. James, co się dzieje? Co z tobą i Lily? - wyrzuciłam z siebie wszystkie pytania w zawrotnej prędkości, wszystko, co leżało mi na sercu od paru dni. James wyglądał, jakbym poruszyła o jeden temat za dużo, jakbym poszła jeden krok za daleko. Wbił wzrok w ławkę i zacisnął szczęki. Czekałam aż coś powie, ale nie odezwał się słowem.
-Dobra, udawaj dalej, że zupełnie nic się nie dzieje. Ale powiedz mi przynajmniej, o co chodzi w tym? - podsunęłam mu pod nos zaproszenie na ślub Bellatrix Black. Przeczytał szybko parę linijek tekstu i uniósł wysoko brwi.
-My na ślubie tej wiedźmy? To chyba jakiś żart. Po co ktoś by nas tam chciał?
-Myślałam, że ty mi powiesz. W przeciwieństwie do mnie, ty rozmawiasz z Black'iem. - odparłam zachmurzona.
-Wątpię, żeby on wiedział więcej od nas. - powiedział i odwrócił się do Syriusza, który siedział trzy ławki za nami z Peter'em. Pomachał mu z dala kopertą z moim zaproszeniem, a on tylko pokręcił głową i wzruszył ramionami.
Kiedy lekcja się skończyła, Syriusz od razu do nas podszedł i powiedział:
-Wszyscy to dostali, bez sensu jest pytać dlaczego, nie podejdę do tego gnoja Regulusa i nie zapytam, nie ma mowy.
-Ale po co... - zaczął James, ale on znowu pokręcił głową i dodał:
-Mówię ci stary, ja nic nie wiem. Dostałem to sową przy śniadaniu, sam widziałeś.
-Mam tylko nadzieję, że nie postanowili nas wszystkich zamordować. - mruknęłam pod nosem. Black spojrzał się na mnie z góry, a ja szybko spuściłam głowę i powiedziałam do James'a:
-Słuchaj, muszę już iść, zostawiłam książkę od Transmutacji w dormitorium.
Odeszłam jak najszybciej mogłam, nie chciałam stać koło niego ani minuty dłużej. No i kolejny raz mogę zadać sobie to pytanie, dlaczego on zawsze ma inne plany. Nie doszłam nawet na następne piętro, a on złapał mnie za ramię i stanął przede mną. Robił to zdecydowanie za często.
-Śpieszę się, naprawdę - powiedziałam, wymijając go.
-Nie sądzisz, że powinniśmy o czymś porozmawiać? - zapytał, zrównując się ze mną.
-Nie, nie sądzę, błagam Black, zostaw mnie w spokoju.
-Nie masz dzisiaj Transmutacji. - powiedział, zastępując mi drogę.
-I co z tego? Idź sobie.
-Cholera, czemu nie możemy porozmawiać jak ludzie? - przewrócił oczami.
-Chcesz wiedzieć czemu? Bo do cholery jasnej, mało brakowało, a byś mnie zgwałcił! - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Wytarłam oczy rękawem szaty, czułam, że zaraz się rozbeczę na środku korytarza. W dziwnym odruchu, o który bym go nigdy nie posądzała, złapał mnie za rękę, ale ją wyszarpnęłam.
-Nie chcę z tobą rozmawiać, nie mogę, czego jeszcze nie rozumiesz?
-Dorcas, ja...
-Przestań, proszę cię. Po prostu daj mi spokój.
Ominęłam go i zbiegłam po schodach, pociągając nosem i walcząc ze sobą z całej siły, żeby nie zacząć ryczeć.
Kiedy siedziałam w klasie, czekając na kolejną lekcję, zignorowałam to, kiedy wszedł, zignorowałam, kiedy wszedł James, Lily i cała reszta. Zamknęłam się za murami i nie mogłam nikogo wpuścić. Między nami rzeczywiście coś się psuło, ale ja nie mogłam na to nic poradzić. Jakkolwiek bym się nie starała, byłam za słaba, wystarczyła jedna rozmowa z Syriuszem, a już się rozklejałam. Tu był potrzebny ktoś silny, ktoś kto nas wszystkich razem sklejał. James. Ale on miał swoje problemy. Może powinnam zaakceptować to, że nasza przyjaźń się rozsypała. Może już nic nie dało się zrobić.
Linki:
- http://hellagifhunts.tumblr.com/post/84109175893/holland-roden-upset-hq-gif-hunt-under-the
- http://gifhunterress.tumblr.com/post/54403677576/aaron-taylor-johnson-gif-hunt-200-please
:'((( NIEEEEEE.... To nie może tak być :( nie nie nie. Lily ma być z Jamesem a ich paczka razem ... nieeee...
OdpowiedzUsuńProszę, napisz szybko nowe rozdziały i napraw to bo serce ściska jak się to czyta