poniedziałek, 19 października 2015

rozdział 25

Lily:
Spałam bardzo krótko, dwie godziny z hakiem i było to widać. Zaspana zwlokłam się z łóżka i zaczęłam potrząsać najpierw Ali a potem Mary, żeby się obudziły.
Zwykle, kiedy ktoś tak wcześnie kazał nam wstawać, cały poranek upływał nam przy akompaniamencie marudzenia i ciężkich westchnień. Dzisiaj jednak wszystkie przygotowania minęły w ciszy, żadna z nas nie miała ochoty na rozmowę, a do tego czułyśmy, że po prostu nie powinnyśmy dzisiaj narzekać. To był zbyt ważny dzień, przepełniony smutkiem i współczuciem dla naszej najdroższej przyjaciółki. Nie wypadało więc się nad sobą rozckliwiać.
Za oknem było jeszcze ciemno, od podłogi wiało zimno, a samo spojrzenie na łóżko wywoływało w sercu przykre uczucie tęsknoty.
-Powinnyśmy iść, już pora. - powiedziała nagle Mary, a my tylko kiwnęłyśmy głowami, przerwałyśmy dotychczasowe czynności i wyszłyśmy z dormitorium.
Wszystkie byłyśmy ubrane na czarno, jak najbardziej pasowało to do naszego samopoczucia.
Droga do Wielkiej Sali ciągnęła się w nieskończoność, znowu milczałyśmy, każda z nas zakopana we własnych ponurych myślach.
Huncwoci już siedzieli przy stole, ale nawet Peter nie mógł jeść. Potter kiwał się w przód i w tył, wpatrzony pustym wzrokiem w ścianę przed nim. Poza nami nie było tu nikogo, tylko Dumbledore i paru innych nauczycieli, przyodzianych w czarne, powłóczyste szale, tiary i nieśmiertelne, połatane szaty.
-Jesteście gotowi? - zapytał dyrektor. Pokiwaliśmy powolnie głowami i poszliśmy po płaszcze.
Kwadrans później zebraliśmy się w gabinecie Dumbledore'a i stamtąd świstoklik przeniósł nas do celu.
Stanęliśmy na drodze, która przez ośnieżoną dolinę prowadziła do małego kościoła. Z daleka widać było sporą grupkę ludzi dobrze widoczną w czarnych strojach na tle bialusieńkiego śniegu. Zaczynało świtać, zza wzgórz otaczających dolinę zaczynało wyglądać słońce, a niebo przybrało różowawą barwę.
-Chodźcie kochani, już czas. - powiedział Dumbledore, a my bez słowa podążyliśmy za nim.
-Profesorze, gdzie my właściwie jesteśmy? - zapytał nagle Remus.
-Myślę, że gdzieś w zachodniej Norwegii, ale różdżki bym nie postawił. - rzucił przez ramię i już nikt więcej się nie odzywał do momentu, gdy stanęliśmy przed kościołem.
W środku było pełno ludzi, wszyscy siedzieli w milczeniu lub wymieniali ciche rozmowy szeptem.
Usiedliśmy w ławce na końcu.
Uroczystość pogrzebowa była dość długa, ale piękna i bardzo wzruszająca, a kiedy wszyscy wyszli z kościoła, mogłam się rozejrzeć za Dorcas.
W końcu ją znalazłam. Stała otoczona przez tłum, co chwila ktoś ściskał jej rękę, albo całował w oba policzki. Zanim udało nam się do niej dopchać minęło pół godziny.
Gdy w końcu stanęłam z nią twarzą w twarz, moje całe plany co powiedzieć i jak się zachować wydały mi się tak głupie i bezsensowne, że kompletnie straciłam wiarę w siebie.
Patrzyłyśmy się chwilę na siebie, aż w końcu odważyłam się ją przytulić.
Poczułam jak jej ciepłe łzy spływają mi po karku i jak cała trzęsie się od płaczu. Mary i Alicja też nas objęły i nic nie mówiąc stałyśmy, nie zwracając uwagi na otaczający nas tłum czarodziejów.
Zobaczyłam kontem oka, jak nauczyciele podchodzili do siwej kobiety, która do tej pory cały czas trzymała Dorcas pod rękę i również składali kondolencje. Zdołałam usłyszeć jak Dumbledore mówi:
-Olenno, pamiętam doskonale jak Roslin się urodziła, a potem poszła do Hogwartu, tak samo Edmure. Zawsze byli wspaniałymi czarodziejami, a co ważniejsze wspaniałymi ludźmi. Wojna jest okrutna i niesprawiedliwa. Nikt nie zasłużył bardziej, aby żyć od nich.
Staruszka pokiwała głową i uśmiechnęła się ciepło.
Dorcas podniosła głowę i wyswobodziła się z naszych objęć. Wyglądała na załamaną. Jeden wypadek i straciła obydwoje rodziców. Państwo Meadowes byli niezwykłymi ludźmi, byłam niezwykłą szczęściarą, że mogłam ich poznać. Jej matka, Roslin była bardzo piękna i dobra, Dorcas we wszystkim ją przypominała. A jej ojciec, Edmure, był najweselszym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek poznałam. Kiedy się na nich patrzyło, widać było na pierwszy rzut oka, że byli bardzo szczęśliwi. Teraz jednak, leżeli głęboko pod ziemią w białych trumnach, a wszystko czym byli, zostało zabrane jednym zaklęciem.
Wszystkie płakałyśmy, ale Dorcas nagle się uspokoiła, ostatni raz ścisnęła mnie za rękę i poszła w stronę czarnowłosego chłopaka.


James:
Z dala obserwowałem jak płacze moja mama, ciocia Roslin była jej najlepszą przyjaciółką od dzieciństwa. Tata objął ją ramieniem i pustym wzrokiem patrzył się podwójny grób z białego marmuru, na którym wyryte było jedno proste zdanie:
"Kiedy odchodzą Anioły, na wietrze pozostaje trzepot ich skrzydeł"
Odwróciłem się od tego smutnego widoku i stanąłem twarzą w twarz z Dorcas. 
-Cześć - powiedziałem, kładąc jej rękę na policzku. Uśmiechnęła się niezdarnie i pozwoliła kolejnym łzom wypłynąć na zaróżowione od zimna policzki. 
-Chodź tu - przyciągnąłem ją do siebie i mocno objąłem ramionami. Trochę zdziwiło mnie to, że nie zaczęła trząść się od szlochów, tylko stała spokojnie, z twarzą wtuloną w mój płaszcz. 
Pamiętam, jak przybiegła do mnie, kiedy ich znalazła. Tę chwilę można było zaliczyć do najgorszych w moim życiu. Nie mogłem nic zrobić, żeby jej pomóc, gdy mi powiedziała, co się stało, myślałem, że to jakiś żart, że to nie może być prawdą, bo ludzie, których traktowałem jak drugich rodziców, matka i ojciec mojej najlepszej przyjaciółki nie mogli tak po prostu zginąć. Ale Dorcas była w zupełnej rozsypce i musiałem zderzyć się z tym okrutnym faktem, żeby chociaż w jakimś maleńkim stopniu postarać się jej pomóc. 
Nie wiem ile czasu tak staliśmy, ale i zimno przestało nam doskwierać i czas się dla nas zatrzymał. Po prostu staliśmy i nadrabialiśmy stracone miesiące. 
-Tęskniłem za tobą, wiesz? - szepnąłem jej do ucha i usłyszałem ciche: 
-Ja za tobą też, Jamie. 


Syriusz: 
Razem z Remusem, Frank'iem i Peter'em siedzieliśmy na murku cmentarza i patrzyliśmy na ludzi. Kursowali od Dorcas, do jej babci, spotykali starych znajomych i teleportowali się na uroczysty obiad. Sam nie miałem ochoty na podejście do Meadowes i złożenie jej kondolencji. Ostatnio jak się widzieliśmy, nie skończyło się to dobrze. Na samą myśl przygryzłem dolną wargę. No ale jednak mnie zaprosiła, tak, czy nie? Mimo że miała ślady płaczu i zmęczenia na twarzy, wyglądała bardzo ładnie.
Współczułem jej, sam wiedziałem, co to znaczyło nie mieć rodziców, ale mimo wszystko nasza sytuacja była nieco inna. Przypomniała mi się nasza kłótnia z początku roku, o to, które z nas ma ciężej w życiu i natychmiast zrobiło mi się głupio, że nazwałem jej problemy dziecinnymi. 
-Chodź, Łapo, powinniśmy się przywitać. - powiedział Remus, klepiąc mnie po ramieniu. Nawet nie zauważyłem, kiedy Frank i Glizdogon sobie poszli, a my zostaliśmy na murku sami. 
Podeszliśmy więc do James'a, stojącego razem z Dorcas, a Rem cicho odchrząknął. 
-Witaj Dorcas, chcieliśmy się przywitać. - powiedział i posłał jej miły uśmiech. Stałem pół kroku za nim z opuszczoną głową, nie miałem odwagi, żeby się na nią spojrzeć. 
-Dziękuję, że przyszliście, gdyby nie wy, byłabym skazana na towarzystwo ciotek i wujków, których nigdy nie widziałam na oczy. - powiedziała i uścisnęła Remusa. 
-Ciebie też miło widzieć, Black. - dodała - Może chodźmy na obiad, większość osób już poszła. 

***

Wszyscy bez licencji na teleportację musieli złapać jakiś świstoklik i chwilę później znaleźliśmy się w zupełnie innym otoczeniu. 
Dom był mały i przytulny, urządzony w staromodny sposób, pełen pamiątek rodzinnych. Za oknami było widać ogród z wielkim białym namiotem pełnym gości, a parę metrów dalej plażę i morze. 
-To dom babci, mieszkam tu od wypadku - wyjaśniła cicho Meadowes - witajcie w Australii. - dodała bez ciecia entuzjazmu. 
Przyjrzałem się fotografiom. Na niektórych było dwoje starszych ludzi, siedzących wygodnie w fotelach, w kobiecie rozpoznałem babcię Dorcas. Na innych byli jej rodzice, albo mała Dorcas, na jeszcze innych cała rodzina na urodzinach, w święta, na plaży, w domu, nad jeziorem, w górach, na każdym wszyscy się uśmiechali, machali rękami, albo robili głupie miny. 
-To moi rodzice w dniu ich ślubu - usłyszałem za plecami. Obejrzałem się i zobaczyłem Meadowes, trzymającą w ręce jedno ze zdjęć. Byliśmy sami. - Moja mama zawsze wspominała ten dzień, jako najpiękniejszy w jej życiu. 
Nie wiedziałem co powiedzieć, nie miałem pojęcia co ona teraz czuła odnośnie do mnie, po tym co zrobiliśmy. 
-Meadowes, posłuchaj ja.... 
-Nie musisz się tłumaczyć, na serio. Miałam dużo czasu, żeby przemyśleć sobie całą tą... sytuację i lepiej będzie, jeśli nie będziemy tego roztrząsali. Po prostu, stało się i się nie odstanie, nie ma sensu się nad tym rozckliwiać. 
Chwilę przyglądałem się jej twarzy, zastanawiając się nad tym, co powiedziała. 
W końcu kiwnąłem głową. 


Mary: 
-Teraz wrócisz, Dor, prawda? - wszystkie spojrzałyśmy się na nią z wyczekiwaniem. Siedziałyśmy na łóżku w małym gościnnym pokoiku, który od świąt był jej domem. Dorcas stała przy oknie i patrzyła się w niebo. Kiedy usłyszała moje pytanie, odwróciła się do nas i po chwili milczenia odparła: 
-Chyba tak, nie ma sensu dłużej zwlekać. 
Mimowolnie wszystkie się uśmiechnęłyśmy. 
Podeszła do łóżka i usiadła obok nas. Po cichym westchnięciu zwinęła się w kłębek i ułożyła głowę na kolanach Lily. 
-Nie będzie już tak jak wcześniej - powiedziała, cicho pociągając nosem. 
-Będzie, będzie, zobaczysz. Z biegiem czasu wszystko stanie się łatwiejsze. - Alicja uśmiechnęła się i zaczęła bawić się kosmykami jej włosów. 
-Dziewczyny, musicie mi obiecać, że nie będziecie się ze mną cackać i obchodzić jak z jajem smoka. 
-Nawet nam to przez głowę nie przeszło - powiedziałam i wstałam z łóżka. 
-Goście pewnie już wyszli, chodźmy pomóc twojej babci w sprzątaniu. 
Zeszłyśmy na dół, rzeczywiście wszyscy się już zdążyli rozejść, za oknami powoli zapadał zmrok, a co jakiś czas słychać było przytłumiony trzask teleportacji. 
W kuchni siedzieli chłopcy, kiedy weszłyśmy przestali rozmawiać i śmiać się, natychmiast wbili wzrok w podłogę i zrobili zbolałe miny. 
Zerknęłam w stronę Dorcas, nie wyglądała na zadowoloną. Przed chwilą prosiła nas, żebyśmy się zachowywały przy niej najnormalniej w świecie, a tu Huncwoci robili takie przedstawienie. 
-To jak, wracamy? - zapytałam szybko. Dor od razu kiwnęła głową. Paroma zaklęciami uprzątnęłyśmy bałagan po przyjęciu i spakowałyśmy rzeczy Dor do kufra. Chłopcy wciąż starali się do niej nie odzywać, ale nasza trójka zaczęła rozmawiać i żartować z nią jak jeszcze parę miesięcy temu. Ciągle można było wyczuć, że chowa gdzieś głęboko ogromny smutek i żal, ale puki co starałyśmy się robić wszystko, żeby było jej choć odrobinę lżej. 


Dorcas: 
Świstoklik przeniósł nas prosto do pokoju wspólnego gryfonów. Z ulgą w sercu rozejrzałam się po pomieszczeniu. Z babcią było mi dobrze, mogłam z nią całymi dniami rozmawiać, ale też siedzieć w samotności na plaży i nie robić nic. Moje rany nie mogły się jednak zabliźnić, gdy codziennie widywałam zdjęcia rodziców i mieszkałam w pokoju, który w swoim czasie zajmowała moja mama. 
-Locomotor kufer - mruknęłam pod nosem i przeniosłam wszystkie bagaże do dormitorium. 
Skorzystałam z chwili, że dziewczyny nie przyszły za mną i rzuciłam się na łóżko. 


Byłam zmęczona do granic możliwości, a w końcu mogłam przestać udawać. Jednak chwilę później dobiegły do mnie głosy z dołu. Podeszłam do drzwi i bezszelestnie je uchyliłam, żeby lepiej słyszeć. To Alicja głosem pełnym emocji tłumaczyła coś chłopakom. Z kontekstu łatwo było się domyśleć, że chodziło o mnie. Odsunęłam się od drzwi, nie chciałam tego słuchać, weszłam do łazienki, ściągnęłam niewygodną sukienkę i buty i weszłam pod prysznic. 
Ciepły strumień wody rozluźnił moje napięte mięśnie, sama nie wiedziałam, jak długo tam stałam, ale kiedy wyszłam głosy z dołu ucichły. Owinęłam się ręcznikiem, wytarłam włosy i ruszyłam w poszukiwaniu piżamy. 
-Meadowes - usłyszałam za plecami i zamarłam. Na Merlina, ja byłam w samym ręczniku! 
-To nie najlepszy moment, wiesz? - odparłam, odwracając się twarzą do Black'a. Cholera byliśmy sami, co gorsza ja byłam praktycznie nago. Cholera, cholera, cholera. 
-Twoje przyjaciółeczki poinstruowały nas, że mamy cię traktować jak najnormalniej. A więc wydaje mi się, że wpadanie w nieodpowiednim momencie i robienie reszty rzeczy, które ci się nie podobają, są w takim razie całkowicie na miejscu. - odparł, podchodząc bliżej. 
-Tak? - fakt, że się do mnie zbliżał, trochę mi wszystko komplikował. Wstyd się przyznać, ale nie myślałam trzeźwo. 
-Yhm - zamruczał, będąc już naprawdę blisko. Na litość boską, przecież rano o tym rozmawialiśmy i on znowu chce to rozgrzebywać? 
Przełknęłam ślinę i nerwowo podtrzymałam ręcznik. Nie waż się teraz spadać. O Merlinie, przecież my byliśmy w dormitorium, do którego w każdej chwili mógł ktoś wejść. Nie, nie, nie, proszę nie rób nic, czego oboje będziemy bardzo żałować. 
-A więc Meadowes... 
-Nie zaczyna się zdania od więc. - wypaliłam, zanim zdążyłam się ugryźć w język. 
-Wiem i dlatego zacząłem od a. Meadowes, nie rób problemów, błagam. 
-To mów czego chcesz i idź sobie. Jakbyś nie zauważył, jestem w samym ręczniku. 
-Zauważyłem. 


Zapadła niezręczna cisza. Choć pewnie tylko ja to tak postrzegałam, on wyglądał, jakby czerpał z niej nieopisaną satysfakcję. 
-Dobra, Meadowes, nie przyszedłem tutaj, żeby robić jakieś umizgi. 
-Całe szczęście - mruknęłam, a on wyraźnie zirytowany, że kolejny raz mu przerywam, położył palec na moich ustach. W tej chwili moje plecy dotknęły chłodnej ściany. Zapachniało mi to czymś znajomym. Może jeszcze zaraz rzucimy się na siebie i zaczniemy zjadać swoje twarze? Ta sytuacja była o tyle bardziej żałosna, że jak mówiłam już pięćdziesiąt razy - byłam w samym ręczniku! 
-Mam interes - powiedział, zbliżając swoją twarz do mojej, a mi serce zamarło. 
 
 




Linki:
  • http://cake-rpc.tumblr.com/post/27349844754/amanda-seyfried-a-decent-gif-hunt-pt-1
  • http://rpgifhelper.tumblr.com/post/34859664967/ben-barnes-gifs

4 komentarze:

  1. Aaaaaa!!!! Jak można kończyć w takim momencie? Rozdział serio mi się podobał, ani trochę sztuczny, ale jego wada- ZŁY KONIEC (czyt.krótki). Z niecierpliwością czekam kontynuację, ale błagam cię, niech im nikt tam nie wejdzie i nie popsuje, cokolwiek to miałoby być.
    :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahaha jak ja uwielbiam czytać takie komentarze :D
      cieszę się, że się podoba, a i mam lekką satysfakcję z Twojej reakcji :3 bo jest dokładnie taka, jaka miała być :D
      następny rozdział postaram się dodać szybciej, ale nie zawsze wszystko wychodzi jak by się planowało
      pozdrawiam gorąco ;***

      Usuń
  2. Bran, Rickon, Olenna, Edmure... Czyżbyś czytała Grę o Tron?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. można powiedzieć, że czerpię z wielu źródeł, a GOT jest pełne inspiracji :)

      Usuń