Zerknęłam przez stół na Potter'a. Ignorował mnie. Znowu. Skoro on uważał, że ja będę siedzieć z założonymi rękami po tym, co usłyszałam, to chyba mnie kompletnie nie znał. No ale obiecałam, a gryfoni dotrzymywali obietnic. Nikomu nie powiedziałam, nic nie zrobiłam, nie pisałam, nie wypytywałam o więcej. Ale on mnie zaczął ignorować.
Wreszcie podniósł spojrzenie, a kiedy spotkał mój natarczywy wzrok, podniósł pytająco brwi i odruchowo zmierzwił włosy.
-Evans, możemy pogadać? - zapytał tym swoim denerwującym głosem, na który tyle dziewczyn z zupełnie nieznanej przyczyny leciało.
-Jak sobie chcesz - odparłam i wstałam.
Wyszliśmy z Wielkiej Sali i poszliśmy schodami na drugie piętro. Korytarze były zupełnie puste, wszyscy byli już od dawna na śniadaniu, więc mogliśmy swobodnie porozmawiać.
-Ja rozumiem, że jestem przystojny i w ogóle, ale bądź tak miła i nie wgapiaj się tak. To trochę przerażające - powiedział, robiąc minę.
-Myślałam, że twoje ego już nie może być większe - sarknęłam i osiągnęłam zamierzony cel. Potter spochmurniał i teraz łypał na mnie nieprzyjaźnie.
-Czego chcesz? - burknął, swobodnie opierając się o ścianę. Niesamowite, że jeszcze dwa tygodnie temu wyglądał jak wrak człowieka.
-Nie podoba mi się, że mnie ignorujesz. - powiedziałam, zakładając ręce.
-Evans, Evans, nie wszystko kręci się wokół ciebie, wiesz? - zaśmiał się, a ja już pożałowałam, że w ogóle zaczęliśmy rozmawiać.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi.
-Wiem? Oświeć mnie, Słońce, bo ciągle nie łapię.
-Bo masz mózg gumochłona!
-Błąd, gumochłony nie mają mózgu - zaśmiał się.
-No właśnie - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
-Jaka nie miła. - zakpił - To powiesz mi w końcu, o co ci chodzi?
-O Dorcas, a o co innego?!
-No nie wiem, może o naszą wspólną pracę na zielarstwie? Albo o... - uciszyłam go zanim porządnie się rozgadał. Z Potter'a byłaby niezła przekupka na Pokątnej.
-Zamierzałaś o tym ze mną rozmawiać? Wybacz, że cię rozczaruje, ale ja mam przyjemniejsze tematy. O! Na przykład nasza randka! - zawołał, kiedy już pozwoliłam mu się odezwać.
-Randka? - zapytałam, nieco zbita z tropu.
-No nie mów, że nie pamiętasz - wyglądał na trochę rozczarowanego - obiecałaś mi randkę na balu. Nie wywiniesz się, Evans. Mamy początek lutego, zaraz walentynki, a wiesz co ludzie robią w walentynki?
-Śpią do południa i oglądają na łóżku maratony seriali z pudełkiem lodów jeśli jest weekend, a jeśli nie, to chodzą na lekcje. - powiedziałam, a on zaśmiał się dźwięcznie i odparł:
-Podobno taka mądra, widać, że nie masz doświadczenia. W Walentynki, ludzie, chodzą, na, randki. - wytłumaczył mi jak choremu umysłowo.
-Czyli nie zamierzasz rozmawiać o Dorcas i tym, co ona aktualnie przeżywa? - zapytałam, chcąc zmienić temat.
-Nie mam zamiaru. Powiem po raz setny, ona nie chce, żeby się w to mieszać, chce sama sobie z tym poradzić. Niedługo i tak powinniśmy dostać listy, wtedy wszyscy się dowiedzą. - odparł i zaczął iść w stronę Wielkiej Sali. Szybko go dogoniłam.
-Ale przecież my... - zaczęłam, ale mi przerwał.
-Koniec dyskusji, Evans, wiesz co o tym myślę. - po chwili milczenia dodał z uśmiechem - Niedługo dam ci znać co z naszą randką.
Mary:
Patrzyłam jak Lily wychodzi razem z James'em... głupio się przyznać, nie powinnam się tak zachowywać, ale... zazdrościłam jej odrobinę. Miała James'a i choć sama tego nie dostrzegała, to reszta z nas widziała, że mu na niej serio zależało. Wrócili. Westchnęłam cicho. Rozejrzałam się. Przy stole Gryffindor'u siedziało mnóstwo uczniów, koło mnie Alicja i Frank, w ich oczach malowała się prawdziwa miłość, było dla mnie jasne, że nie minie dużo czasu od skończenia szkoły, a powiedzą sobie sakramentalne tak.
Dalej siedział Syriusz z nieodstępującym go na krok wianuszkiem dziewczyn. Może dobrze, że teraz nie było Dor... sama nigdy by tego nie przyznała, ale ja widziałam. Jakoś tak miałam, że sama nie mieszałam się w te wszystkie zagmatwane sprawy, tylko obserwowałam i jak trzeba pocieszałam. Dalej siedział Peter, znowu zajęty jedzeniem, a za nim Remus. Jajecznica na jego talerzu już dawno musiała ostygnąć, zajęty książką od OPCM, nawet nie zaczął jeść.
Nagle podniósł głowę i spojrzał się prosto na mnie. Nie zdążyłam uciec spojrzeniem, więc po prostu uśmiechnęłam się, przy okazji cała się rumieniąc. W tym momencie wstał, wziął książkę i swój talerz i przesiadł się na wolne miejsce obok mnie.
-Cześć - powiedział, siadając.
-Hej - mruknęłam, starając się nie zarumienić bardziej niż dotychczas. Bezskutecznie.
-Czemu siedzisz sama? -zapytał po chwili ciszy. Widziałam, że krępował się tak samo jak ja, było tak odkąd wyjaśniliśmy sobie tą sprawę z wilkołakiem.
-Zwykle przy śniadaniu rozmawiałam z Dor. - odparłam, a on zmarszczył brwi.
-Przecież masz jeszcze Alicję i Lily. W czym problem?
-Sam zobacz - wskazałam głową na Ali i Lilkę, które w stu procentach zaabsorbowane były Frank'iem, albo James'em. - Lily zwykle ma obowiązki prefekta, albo kłóci się z Potter'em, a Alicja...
-Taa, już łapię.
Próbowałam machnąć ręką i się roześmiać, ale za bardzo mi to nie wyszło. Wylałam tylko sok dyniowy na stół.
-No dobra, to nie powinno się zdarzyć. Chłoszczyść. - machnęłam różdżką i kałuża soku zniknęła.
-Wiesz, zawsze masz mnie - powiedział i nieśmiało się uśmiechnął. Nie wiem dlaczego, ale cała się na te słowa rozpromieniłam.
-Wiem i eee dzięki. Masz teraz może zielarstwo? Sorry, cały czas mam problemy z ogarnięciem tego planu i z kim chodzę na lekcję. - postanowiłam zmienić temat, bo robiło się już za bardzo niezręcznie.
-Tak i chyba nawet powinniśmy się już zbierać, Trzeba jeszcze wziąć kurtki z dormitorium.
-Fakt - odpowiedziałam i wyszliśmy z Wielkiej Sali.
Reszta rozmowy była z każdą minutą coraz swobodniejsza, a całą drogę do szklarni się śmialiśmy. Zawsze Dorcas najbardziej potrafiła mnie rozweselić, okazuje się, że Remus był w tym równie dobry.
Syriusz:
-No proszę, proszę - podniosłem głowę i od razu przewróciłem oczami.
-Zjeżdżaj - mruknąłem i odwróciłem się od tego jego cynicznego uśmiechu.
-Zadziwiające, kota nie ma, myszy harcują, co? Takie mugolskie powiedzenie, ale coś mi się wydaje, że tu bardzo pasuje. - zaśmiał się. kiedy z powrotem odwróciłem się do niego, pokręcił głową i wskazał na cztery puchonki siedzące naprzeciwko mnie.
-Bredzisz.
-No a nie? Gdzie zgubiłeś Meadowes? Coś jej ostatnio nie widuję. Pokłóciliście się? A może ci się już znudziła. - zakpił.
-A ty co się nią tak interesujesz, co braciszku? Jeszcze trochę, a pomyślę, że się zakochałeś.
-Przestańcie - zza pleców Regulusa wyjrzała głowa Narcyzy. Była bledsza niż zwykle i miała podkrążone oczy. Z tego co powiedziała Andy, Cyzia niezbyt dobrze znosiła swoje zaręczyny. Fioletowe cienie pod oczami były tego namacalnym dowodem.
Regulus spojrzał się na nią zdziwiony, a ona odparła cicho:
-Czy możecie się chociaż raz nie kłócić? Na litość boską, jesteście braćmi.
-Ależ my się wcale nie kłócimy. Ja tylko staram się przypomnieć mojemu, jak to nazwałaś, bratu, że istnieją lepsze sposoby na podryw, od robienia zdjęć z ukrycia. To się wydaje trochę straszne, nie sądzisz? - spojrzałem się na Regulus'a z uniesionymi brwiami. Zrobił wkurzoną minę i już chciał coś odpyskować, ale po raz kolejny odezwała się Cyzia.
-Proszę, Reg. Czy możemy już iść? Widzę Lucjusza, a wolałabym nie spotykać się z nim wcześniej, niż przed końcem lekcji. Mamy Eliksiry. Syriusz, też na pewno musi już iść.
Chwilę jeszcze biliśmy się na spojrzenia, aż w końcu Regulus odpuścił i poszedł za Narcyzą do lochów.
-Co to było? - usłyszałem głos Rogacza. Podniosłem się z ławki i ruszyłem koło niego wolnym krokiem. Westchnąłem ciężko i odparłem:
-Regulus.
-Dobrze słyszałem, że gadaliście o Dorcas? - zmarszczył brwi. Założyliśmy kurtki i buty i wyszliśmy z zamku na zaśnieżone błonia.
-Coś mi się wydaje, że mój drogi braciszek ma lekką obsesję. - mruknąłem niemrawo, kiedy przedzieraliśmy się przez zaspy w stronę szklarni.
-Na punkcie Dor? Nigdy bym nie przypuszczał, że...
-To jest Regulus. Kto wie jak nasrane ma w głowie.
-Spóźnieni! - zawołała Sprout, kiedy udało nam się dotrzeć do szklarni numer trzy. - Minus cztery punkty dla Gryffindor'u. Panowie, to już szósta klasa, musicie się troszkę ogarnąć!
-Przypomnij mi, dlaczego chodzimy na zielarstwo? - mruknąłem w stronę James'a, a on westchnął ciężko i odparł:
-Jest niezbędne do zostania aurorem. Ej słuchaj, myślisz, że Evans da się namówić na wyjście gdzieś w walentynki? Czy uzna, że to przesada?
Lily:
Dobra, wcześniej przeszkadzało mi, że Potter mnie ignorował, teraz jednak poświęcał mi stanowczo za wiele uwagi. Nauczyciele co gorsza też zauważyli, odejmowali nam punkty, śmiali się i robili kąśliwe uwagi. Miałam tego już po dziurki w nosie, znowu odczułam brak Dorcas, przy niej mogłam wyrzucić z siebie całą złość, jaka mnie męczyła przez Potter'a. Ona miała do tego dystans, potrafiła poprawić mi humor i wytłumaczyć, żebym nie brała tego wszystkiego tak bardzo do siebie. Chociaż sama dobrze o tym wiedziałam, to nie umiałam zastosować tego w praktyce. Tęskniłam za nią. Najbardziej wieczorami. Czułam wtedy taką pustkę, niepokój i kiedy wszystko to kumulowało się we mnie, to nie umiałam powstrzymać płaczu.
Minął już chyba miesiąc odkąd ostatnio ją widziałam i rozmawiałam z nią. Teraz kiedy powoli zapadał zmrok, patrzyłam, jak słońce znikało za horyzontem, ciekawe czy u Dor też był teraz zachód. Czasem w czwórkę siedziałyśmy na parapecie i bezmyślnie łapałyśmy ostatnie złociste promyki. Kolejny raz w ciągu tego roku zostawałyśmy rozdzielone, przerabiałyśmy to już z Mary, Dor wtedy była strasznie smutna, jak więc mogła pozwolić, by znowu działo się to samo?
Ale teraz na pewno jej serce było roztrzaskane jeszcze bardziej niż moje. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Łzy popłynęły mi po policzkach. To było okropne.
Nagle na tle zachodzącego słońca pojawiła się malutka ciemna plamka, potem rosła i rosła, aż ukazała się przede mną w całej okazałości mała płomykówka. Od razu rozpoznałam w niej sówkę Dor o imieniu Allamaris. Zerwałam się, żeby otworzyć jej okno. Wleciała do dormitorium i z gracją przysiadła na oparciu krzesła. Wyciągnęła nóżkę, do której rzemykiem przywiązany był grumy plik listów. Trzęsącymi z podekscytowania dłońmi chciałam odwiązać wszystkie, ale gwałtownym szarpnięciem dała mi znać, że dla mnie był tylko jeden. Gdy wydobyłam ten zaadresowany do mnie, Allamaris rozprostowała skrzydła i wyleciała przez okno, które chwilę później z hukiem zamknął przeciąg.
Trzymałam w ręce kopertę. Stresowałam się samym przeczytaniem listu. Mógł zawierać zarówno szczęśliwe, jak i straszne wiadomości. Spokojne, Lily, spokojnie. Dwa głębokie wdechy i rozdarłam pergamin.
Łzy rozmyły mi drobne literki, to już oficjalnie. Bolesna gula jeszcze bardziej urosła mi w gardle.
Usiadłam na łóżku, ściskając w ręce list. Wsadziłam głowę między kolana i zaniosłam się głośnym szlochem.
Usłyszałam trzask drzwi, podniosłam wzrok i zobaczyłam Mary, ze zszokowanym wyrazem twarzy. Pociągnęłam głośno nosem i wstałam z łóżka.Trzymałam w ręce kopertę. Stresowałam się samym przeczytaniem listu. Mógł zawierać zarówno szczęśliwe, jak i straszne wiadomości. Spokojne, Lily, spokojnie. Dwa głębokie wdechy i rozdarłam pergamin.
Łzy rozmyły mi drobne literki, to już oficjalnie. Bolesna gula jeszcze bardziej urosła mi w gardle.
Usiadłam na łóżku, ściskając w ręce list. Wsadziłam głowę między kolana i zaniosłam się głośnym szlochem.
-Dostałaś. - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Pokiwała głową i wychrypiała:
-Wszyscy dostaliśmy. Siedzieliśmy w salonie... wszyscy ześwirowali. Lily, ja...
-Wiem, musimy iść do McGonagall. Teraz, Mary.
Wzięłam ją za rękę i zbierając w sobie resztki siły, wyszłam z dormitorium. Od razu wlepiły się we mnie oczy moich przyjaciół. Zbiegłam po schodach, zatrzymałam się, żeby coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się rozmyśliłam i poszłam do dziury po portrecie.
Szłam z Mary po korytarzu, było tam jeszcze mnóstwo uczniów, ci których mijałam, patrzyli się na mnie i moją zapuchniętą od płaczu twarz, jakbym była jakimś wybrykiem natury. Puściłam się biegiem. W końcu dopadłam do drzwi gabinetu McGonagall, nie przejmowałam się pukaniem, pchnęłam drzwi i na starcie zaczęłam:
-Pani profesor, musimy z panią porozmawiać, to bardzo pilne, chodzi o...
-O Dorcas Meadowes, wiem o wszystkim.
-Pani wie?
-Tak, Dorcas napisała do mnie i zawiadomiłem profesor McGonagall kiedy tylko się dowiedziałem. - usłyszałam za plecami. Nawet nie zauważyłam Dumbledore'a, kiedy wchodziłam.
-To nieprawdopodobna tragedia. Oczywiście, będziecie mogli opuścić szkołę na czas uroczystości, myślę, że profesor McGonagall pozwoli wam również zostać z Dorcas na kilka dni, żeby pomóc jej się pozbierać, prawda Minewro?
-Oczywiście.
-Ja również chciałbym złożyć kondolencje Dorcas i Olennie. Panno Evans, bądźcie gotowi jutro po śniadaniu. Użyjemy świstoklika.
Linki:
- http://prawdziwamagiaslow.blog.onet.pl/
- http://danysalternate.tumblr.com/post/25386779391/aaron-johnson-gifs
- http://wifflegif.com/gifs/467018-karen-gillan-doctor-who-gif
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz