Dorcas:
-Interes? - zapytałam dziwnie piskliwym głosem.
Uśmiechnął się lekko, pochylił nade mną i delikatnie musnął wargami moją szyję. Niestety nie mógł nie usłyszeć cichego jęku, który w tej sekundzie wydałam. Moje ciało było zdrajcą!
Zacisnęłam jeszcze mocniej dłonie na ręczniku i wpatrzyłam się w sufit. Zaczęłam szybciej oddychać, dziwna mgła zakryła mi pole widzenia, nie byłam do końca pewna, co się ze mną działo ani dlaczego, ale nie chciałam, żeby się skończyło.
Jednak w chwili, gdy ta myśl pojawiła się w mojej głowie, Black przejechał wargami w górę mojej szyi do ucha i wyszeptał:
-Chodź ze mną na randkę, Meadowes.
Odskoczyłam od niego jak oparzona.
-Wow, wow, wow - zawołałam, nagle znajdując się na drugim końcu pokoju. No proszę, jakie to było proste.
-Ja się przesłyszałam, powiedz, że to jakieś twoje męskie czary mary i że naprawdę tego wcale nie powiedziałeś!
Spojrzał się na mnie zdezorientowany.
-A niby czemu? - zapytał, podchodząc.
-Ooo nie, o nie! - krzyknęłam odskakując od niego i wyciągnęłam daleko jedną rękę, żeby powstrzymać te jego zapędy. - Co ty sobie myślisz, proponując mi takie rzeczy? Ja mam chłopaka!
-Yyyy, wydaje mi się, czy jeszcze dziesięć sekund temu się całowaliśmy? Wtedy jeszcze żaden chłopak nie stał nam na drodze - powiedział ironicznie.
-Nie. To ty mnie całowałeś.
-O tak, przepraszam bardzo, zapomniałem, że ty ze mną walczyłaś na śmierć i życie, kiedy próbowałem cię zgwałcić. - odparł, robiąc zdegustowaną minę.
-Meadowes, nie jestem takim idiotą, żeby się z tobą umawiać z własnej woli. Robię przysługę Rogaczowi, bo chce się spotkać z Evans, a coś mi się wydaje, że sama by na to nie poszła. A tak to pójdziemy na podwójną randkę, Evans będzie szczęśliwa, bo będzie miała swoją psiapsiółeczkę, James wreszcie może coś zdziała, a ty będziesz miała szansę chwalić się, że umówiłaś się z najprzystojniejszym facetem w szkole. Uwierz mi, to ja jestem tu najbardziej poszkodowany.
-Sądzisz, że jesteś takim bożyszczem? Chyba nigdy nie patrzyłeś w lustro. Pewnie ego zasłaniało ci widok. - warknęłam, ale po chwili namysłu dodałam -No ale w porządku, dla James'a jestem w stanie się poświęcić. Zresztą mogłeś tak od razu, bez tego całego... całowania.
-Skarbie, nie oszukuj się, że ci się nie podobało. - powiedział, idąc w stronę drzwi. - Zgarnę cię w walentynki, powiedz Evans. A! I ubierz się w coś ładnego.
Mój Upiorogacek trafił w zamknięte drzwi.
Znowu opadłam na łóżko. Byłam jeszcze bardziej zmęczona niż piętnaście minut temu.
-Witamy w Hogwarcie - mruknęłam sama do siebie.
James:
-Co zrobiłeś? - zapytałem, przerywając pisanie eseju na eliksiry.
-Interes? - zapytałam dziwnie piskliwym głosem.
Uśmiechnął się lekko, pochylił nade mną i delikatnie musnął wargami moją szyję. Niestety nie mógł nie usłyszeć cichego jęku, który w tej sekundzie wydałam. Moje ciało było zdrajcą!
Zacisnęłam jeszcze mocniej dłonie na ręczniku i wpatrzyłam się w sufit. Zaczęłam szybciej oddychać, dziwna mgła zakryła mi pole widzenia, nie byłam do końca pewna, co się ze mną działo ani dlaczego, ale nie chciałam, żeby się skończyło.
Jednak w chwili, gdy ta myśl pojawiła się w mojej głowie, Black przejechał wargami w górę mojej szyi do ucha i wyszeptał:
-Chodź ze mną na randkę, Meadowes.
Odskoczyłam od niego jak oparzona.
-Wow, wow, wow - zawołałam, nagle znajdując się na drugim końcu pokoju. No proszę, jakie to było proste.
-Ja się przesłyszałam, powiedz, że to jakieś twoje męskie czary mary i że naprawdę tego wcale nie powiedziałeś!
Spojrzał się na mnie zdezorientowany.
-A niby czemu? - zapytał, podchodząc.
-Ooo nie, o nie! - krzyknęłam odskakując od niego i wyciągnęłam daleko jedną rękę, żeby powstrzymać te jego zapędy. - Co ty sobie myślisz, proponując mi takie rzeczy? Ja mam chłopaka!
-Yyyy, wydaje mi się, czy jeszcze dziesięć sekund temu się całowaliśmy? Wtedy jeszcze żaden chłopak nie stał nam na drodze - powiedział ironicznie.
-Nie. To ty mnie całowałeś.
-O tak, przepraszam bardzo, zapomniałem, że ty ze mną walczyłaś na śmierć i życie, kiedy próbowałem cię zgwałcić. - odparł, robiąc zdegustowaną minę.
-Meadowes, nie jestem takim idiotą, żeby się z tobą umawiać z własnej woli. Robię przysługę Rogaczowi, bo chce się spotkać z Evans, a coś mi się wydaje, że sama by na to nie poszła. A tak to pójdziemy na podwójną randkę, Evans będzie szczęśliwa, bo będzie miała swoją psiapsiółeczkę, James wreszcie może coś zdziała, a ty będziesz miała szansę chwalić się, że umówiłaś się z najprzystojniejszym facetem w szkole. Uwierz mi, to ja jestem tu najbardziej poszkodowany.
-Sądzisz, że jesteś takim bożyszczem? Chyba nigdy nie patrzyłeś w lustro. Pewnie ego zasłaniało ci widok. - warknęłam, ale po chwili namysłu dodałam -No ale w porządku, dla James'a jestem w stanie się poświęcić. Zresztą mogłeś tak od razu, bez tego całego... całowania.
-Skarbie, nie oszukuj się, że ci się nie podobało. - powiedział, idąc w stronę drzwi. - Zgarnę cię w walentynki, powiedz Evans. A! I ubierz się w coś ładnego.
Mój Upiorogacek trafił w zamknięte drzwi.
Znowu opadłam na łóżko. Byłam jeszcze bardziej zmęczona niż piętnaście minut temu.
-Witamy w Hogwarcie - mruknęłam sama do siebie.
James:
-Co zrobiłeś? - zapytałem, przerywając pisanie eseju na eliksiry.
-To co słyszałeś, zaprosiłem ją na randkę. - powiedział Łapa, rozsiadając się na fotelu w pokoju wspólnym.
-Po co? - spojrzałem się na niego zszokowany. Wyglądał na zadowolonego z siebie, ale jednocześnie starał się zachowywać obojętnie. - Chcesz mi o czymś powiedzieć?
-No co ty, Rogaczu, myślisz, że ja i ona, że my to coś...? Nie, nie, nie. Popatrz się na to, jak na przysługę z mojej strony. Nie oszukujmy się, Evans nie zgodziłaby się tak łatwo na tą randkę z tobą, ale jeśli będzie z Meadowes, to na pewno potraktuje to trochę łagodniej.
-Nie do końca o takiej randce mówiłem, kiedy ją zapraszałem. - powiedziałem, marszcząc brwi.
-To już jakiś początek, co nie?
Chcąc, nie chcąc, musiałem przyznać mu rację. Wciąż jednak miałem dziwne wrażenie, że nie chodziło tu tylko o to.
-Jesteś pewien, że to tylko przysługa? Bo wiesz, ona ma chłopaka.
-To już jest jej problem, prawda? W końcu się zgodziła.
-Tak po prostu? - nie mogłem w to uwierzyć. Przecież Dor i Syriusz od niepamiętnych czasów darli koty, a tu nagle randka? Dorcas dopiero co pochowała rodziców, dziwne, żeby miała ochotę na chodzenie do Hogsmeade w walentynki. I to z Łapą.
-Tak, tak po prostu. Uwierz mi, potrafię być przekonujący - powiedział, uśmiechając się szatańsko. Co prawda, to prawda. Łapa zawsze potrafił uwieźć dosłownie każdą, no ale nie Dorcas. Ona znała na pamięć każdy z jego podbojów i byłaby głupia, gdyby stała się jego kolejną zabawką. A wcale głupia nie była. Ich relacja zawsze była dziwna. No, a kolejna sprawa to Jasper, przecież jak się ma chłopaka, to nie umawia się z innymi.
W tym momencie dziura po portrecie otworzyła się i ukazał się w niej nie kto inny jak właśnie Jasper. O wilku mowa, pomyślałem.
-Cześć - powiedział, kiedy nas zobaczył - słyszałem, że Dor wróciła, wiecie może gdzie jest?
-Siema Jasper - podałem mu rękę i zerknąłem na Syriusza.
-Łapo, ty się widziałeś ostatni raz z Dorcas, została w dormitorium? - zapytałem.
-Jak tam byłem, nigdzie się nie wybierała - powiedział, a potem dodał, biorąc do ust papierosa i patrząc się Jas'owi prosto w oczy - w końcu była w samym ręczniku.
-Po co? - spojrzałem się na niego zszokowany. Wyglądał na zadowolonego z siebie, ale jednocześnie starał się zachowywać obojętnie. - Chcesz mi o czymś powiedzieć?
-No co ty, Rogaczu, myślisz, że ja i ona, że my to coś...? Nie, nie, nie. Popatrz się na to, jak na przysługę z mojej strony. Nie oszukujmy się, Evans nie zgodziłaby się tak łatwo na tą randkę z tobą, ale jeśli będzie z Meadowes, to na pewno potraktuje to trochę łagodniej.
-Nie do końca o takiej randce mówiłem, kiedy ją zapraszałem. - powiedziałem, marszcząc brwi.
-To już jakiś początek, co nie?
Chcąc, nie chcąc, musiałem przyznać mu rację. Wciąż jednak miałem dziwne wrażenie, że nie chodziło tu tylko o to.
-Jesteś pewien, że to tylko przysługa? Bo wiesz, ona ma chłopaka.
-To już jest jej problem, prawda? W końcu się zgodziła.
-Tak po prostu? - nie mogłem w to uwierzyć. Przecież Dor i Syriusz od niepamiętnych czasów darli koty, a tu nagle randka? Dorcas dopiero co pochowała rodziców, dziwne, żeby miała ochotę na chodzenie do Hogsmeade w walentynki. I to z Łapą.
-Tak, tak po prostu. Uwierz mi, potrafię być przekonujący - powiedział, uśmiechając się szatańsko. Co prawda, to prawda. Łapa zawsze potrafił uwieźć dosłownie każdą, no ale nie Dorcas. Ona znała na pamięć każdy z jego podbojów i byłaby głupia, gdyby stała się jego kolejną zabawką. A wcale głupia nie była. Ich relacja zawsze była dziwna. No, a kolejna sprawa to Jasper, przecież jak się ma chłopaka, to nie umawia się z innymi.
W tym momencie dziura po portrecie otworzyła się i ukazał się w niej nie kto inny jak właśnie Jasper. O wilku mowa, pomyślałem.
-Cześć - powiedział, kiedy nas zobaczył - słyszałem, że Dor wróciła, wiecie może gdzie jest?
-Siema Jasper - podałem mu rękę i zerknąłem na Syriusza.
-Łapo, ty się widziałeś ostatni raz z Dorcas, została w dormitorium? - zapytałem.
-Jak tam byłem, nigdzie się nie wybierała - powiedział, a potem dodał, biorąc do ust papierosa i patrząc się Jas'owi prosto w oczy - w końcu była w samym ręczniku.
Jasper nie dał po sobie znać, że ta uwaga zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie. Pokiwał tylko głową i poszedł do dormitorium dziewczyn.
-W ręczniku? - zapytałem, patrząc się na niego wymownie.
On jednak nic nie powiedział, tylko jeszcze raz się zaciągnął.
Po piętnastu minutach z dormitorium dziewczyn wrócił Jasper.
-Co tak szybko? - zapytałem, śmiejąc się cicho. Zwykle jak przychodził, siedział u niej dużo dłużej.
Wzruszył ramionami i odparł:
-W ręczniku? - zapytałem, patrząc się na niego wymownie.
On jednak nic nie powiedział, tylko jeszcze raz się zaciągnął.
Po piętnastu minutach z dormitorium dziewczyn wrócił Jasper.
-Co tak szybko? - zapytałem, śmiejąc się cicho. Zwykle jak przychodził, siedział u niej dużo dłużej.
Wzruszył ramionami i odparł:
-Zerwała ze mną.
Kiedy dziura po portrecie się za nim zamknęła, spojrzałem się na Syriusza. Nie trudno było na jego twarzy dojrzeć wyrazu triumfu.-Nie wmówisz mi, że nie masz z tym nic wspólnego. - powiedziałem, zabierając mu piersiówkę.
Lily:
Przyszłam do dormitorium około drugiej, byłam wyczerpana do granic możliwości. Dziewczyny już spały, a przynajmniej tak mi się wydawało, bo kiedy wróciłam z łazienki już w piżamie, zobaczyłam stłumione światło zza zasłony przy łóżku Dor.
Rozsunęłam ją cicho i weszłam do łóżka Meadowes. Siedziała po turecku pod kocem i skrobała piórem w jakimś zeszycie. Kiedy weszłam, szybko zatrzasnęła okładki i wsadziła go pod poduszkę.
-Jeszcze nie śpisz? - zapytała, a ja pokręciłam głową i usiadłam naprzeciwko.
-Dopiero wróciłam z obchodu. Mówię ci, prefekci mają przerąbane. Do tego miałam dzisiaj patrol z tym idiotą Malfoy'em. Wyobraź sobie jak było miło, wiesz jakie ma nastawienie do szlam - odparłam, pocierając skronie.
-Nie mów tak, przecież wierz, że nie jesteś żadną...
-Ja to wiem, ale on widać głęboko w dupie ma wszystko, co nie jest czystokrwiste i pływające w galeonach.
-Pójdź do McGonagall, może da ci kogoś innego do towarzystwa.
-Nie ma po co. Miałam z nim patrol tylko na zastępstwo za tego gościa z Ravenclaw. Zresztą nawet gdybym miała każdą noc spędzać w towarzystwie tej glizdy, to i tak nie pozwoliłabym mu cieszyć się z tego, że udało mu się zastraszyć kolejną szlamę. Ale dzięki, Doruś, że się martwisz.
-Jak się czujesz? - zdecydowałam się jednak zadać to pytanie, które grało w mojej głowie przez cały przeklęty patrol.
-Sto razy lepiej, odkąd jestem w zamku. Mam wrażenie, jakby to, co dzieje się poza zamkiem, było tylko złym snem. Ta cała wojna i rodzice...
-Wiesz, zawsze możesz przyjeżdżać do mnie na święta i w wakacje. Moi rodzice cię kochają, a Petunia jakoś to przełknie. W każdym razie będzie musiała.
-Błagam nie mówmy teraz o tym. Jeszcze za wcześnie. Już wiem co to znaczy żyć chwilami zapomnienia.
-To dlatego zerwałaś z Jasper'em? - zapytałam, potem dotarło do mnie jak okrutnie mogło to zabrzmieć - Sorry, spotkałam go na patrolu z jakąś laską, kiedy się zapytałam co jest grane, powiedział mi, że się rozstaliście.
-Szybko się pozbierał - mruknęła - ale skończyłam to pewnie właśnie dlatego. Chociaż już wcześniej czułam, że to nie ma sensu, nie zaprosiłam go na pogrzeb rodziców, nic mu o tym nawet nie powiedziałam. Jeszcze zanim to się stało myślałam nad rozstaniem. - powiedziała, bawiąc się piórem.
-Jesteś pewna, że to dobra decyzja? Wyglądałaś z nim na szczęśliwą.
-Bo byłam. Naprawdę. Tyle że w ciągu tych dwóch miesięcy bardzo się zmieniłam, od nowa porządkuję życie. To co kiedyś dawało mi szczęście, po prostu przestało wystarczać.
Chwilę żadna z nas się nie odzywała, ale nagle Dor wypaliła:
-Lily, ja muszę ci coś powiedzieć.
Wyglądała na bardzo przejętą, coś od dłuższego czasu musiało leżeć jej na sercu.
-No dobra, jasne, wszystko co powiesz, nie opuści tego łóżka. - powiedziałam i dla potwierdzenia rzuciłam zaklęcie wyciszające.
-Tylko błagam, nie osądzaj mnie, wystarczy, że sama czuję się paskudnie. No więc w dzień, kiedy było to spotkanie z rodzicami ja, tak jakby... całowałam się z... z Black'iem. Całowałam się z Black'iem, Lily. - powiedziała i zakryła usta ręką, jakby chcąc wymazać słowa, które zawisły w ciszy jak wyrok śmierci.
Patrzyłam się na nią z takim niedowierzaniem, jak nigdy wcześniej. Nigdy bym się tego nie spodziewała, nigdy by mi nawet przez głowę to nie przeszło... no dobra przeszło, bo wiedziałam już od dawna, że ona coś tam do niego czuje, ale to? I że tak długo trzymała to w tajemnicy?
-Wow - tylko tyle udało mi się wydusić.
-Lily, ja wiem, jak to brzmi i wiem, że to jest nawet jeszcze gorsze, niż to brzmi i ja naprawdę nie wiem, jak do tego doszło, serio, czuję się przez to jak ostatnia szmata i do tego jeszcze wtedy byłam z Jas'em... - zaczęła się plątać, więc położyłam jej ręce na ramionach i potrząsnęłam nią lekko.
-Dor, spokojnie. Po kolei, jak to się stało?
Westchnęła ciężko i zaczęła jeszcze raz:
-No to tak. Kiedy było to zebranie, to parę rzeczy się pokomplikowało i byłam wściekła na Black'a i on na mnie i wtedy nagle go spotkałam. To jakoś tak samo wyszło, że kłóciliśmy się i tak nagle... Lils, ja nie wiem jakby to się skończyło, bo było naprawdę gorąco, ale całe szczęście zadzwonił dzwonek i uciekłam. Potem on mnie strasznie ignorował, ogólnie to oboje staraliśmy nie wchodzić sobie drogę. Potem były święta, ten... wypadek i dzisiaj znowu go zobaczyłam. Wyjaśniliśmy sobie, że to co się stało, to się nie odstanie i żeby było normalnie, ale potem jak wróciliśmy do zamku, to on przyszedł i ja akurat byłam w samym ręczniku...
Wcześniej starałam się nie przerywać, ale teraz wyrwało mi się:
-Czekaj, czekaj i że wy dzisiaj...
-Nie! On po prostu przyszedł i rozmawialiśmy i on zaczął podchodzić... było wszystko jak ostatnim razem. Potem zaczął całować mnie po szyi... i tak nagle zaprosił mnie na randkę. Ale to nawet nie jest prawdziwa randka, bo on wcale tego nie chce, nawet mi to powiedział, że robi to tylko dla James'a. A ja się głupia zgodziłam. I idziemy razem, w czwórkę.
-Czekaj, w czwórkę?
-No ja i Black, no i ty z James'em. - powiedziała głosem, jakby się wstydziła, że się na to wszystko zgodziła.
-Ale ja wcale nie idę z Potter'em na żadną randkę!
-Teraz już chyba nie masz wyboru. Nie możesz mnie zostawić samej z Black'iem. Wiesz do czego on jest zdolny. Nie chcę zostać jego kolejną zdobyczą, a jak na razie jestem na dobrej drodze.
Westchnęłam głęboko.
-Jak żyć? - mruknęłam pod nosem.
-Liluś, co ja mam robić? On praktycznie powiedział mi, że z własnej woli nigdy w życiu nie zaprosiłby mnie na randkę.
-Jasne, jasne, jakoś cię całował tak? Zapraszał może ze względu na Potter'a, ale całował to już chyba nie dla niego.
Dor zakryła twarz dłońmi i głośno jęknęła.
-Doruś, to jest tylko gra, wiesz jaki jest Black. Mimo wszystko, z jakiegoś powodu zaczął grać właśnie z tobą, więc nie możliwe jest, żebyś mu się chociaż trochę nie podobała.
-To co ja mam robić?
-Skoro on może, to dlaczego nie ty? Zaprosił cię do zabawy, to niech się liczy z konsekwencjami. Nie pozwól mu tak łatwo się podejść. Wiem, że powinnyśmy być od nich lepsze, ale możemy zagrać ich kartami. Przepraszam cię, ale jestem strasznie zmęczona, Dori. Możemy pogadać o tym jutro, a teraz już iść spać? Jutro sobota, co ty na to, żebyśmy zrobiły w czwórkę coś fajnego, nadrobimy zaległości?
-Jasne, śpij dobrze Lily.
***
Powoli zaczęli się zbierać, Frank, który okazało się, że u nas nocował, szybko cmoknął Al w czoło i pobiegł do chłopaków.
-Dobra, dzisiaj urządzamy dzień relaksu - oznajmiłam i zaprowadziłam je na czwarte piętro i sekretnym hasłem otworzyłam drzwi do łazienki prefektów.
-Wow, ale czad! - zawołała Mary, podskakując z radości, kiedy zobaczyła co jest za drzwiami.
-O Merlinie! -Ali wbiegła do środka, przetransmutowała ubrania w kostium kąpielowy i zaczęła odkręcać kraniki z różnokolorową pianą. - O Merlinie! - co chwila wołała. Patrzyłyśmy się na nią i nie mogłyśmy przestać chichotać.
-Na co wy czekacie? - krzyknęła, kiedy to usłyszałyśmy, od razu popędziłyśmy w jej ślady.
Po piętnastu minutach, każda z nas leżała po uszy w pianie i ani nam się śniło wychodzić.
-Och Godryku, tu jest bosko - westchnęła Ali, zajadając ciastka.
-Mogłabym tak spędzać każdy weekend - powiedziałam, a dziewczyny pokiwały leniwie głowami.
Było naprawdę bosko, ale nagle drzwi się otworzyły i do łazienki wparowali nikt inny jak Huncwoci.
-Cześć laski, co u was? - zapytali.
Spojrzałam się na resztę, miny Ali, Mary i Dor były tak samo mordercze, jak moja. Widać żadna z nas nie miała ochoty ich dzisiaj oglądać.
-Co wy tu robicie, co? - zapytałam. Potter z miną niewiniątka powiedział:
-Evans, nie tylko wy chcecie się zrelaksować w wolny dzień, wyluzuj. A tak na serio, to Frank szepnął nam słówko, że tu jesteście i uznaliśmy, że to bombowy pomysł. - zdjął koszulkę.
-I postanowiliście go ukraść? - zapytałam.
-Znasz mnie, skarbie, gdzie ty, to i ja. - zaśmiał się, transmutując spodnie w kompielówki i wskoczył do basenu.
-Dobra, to my idziemy, chodźcie, znajdziemy sobie jakieś inne miejsce do relaksu. Wy zabiliście cały nastrój. - odparłam oskarżająco. Wyszłam z wody, a dziewczyny za mną. Chłopcy siedzieli w długim basenie z kilkoma torami, kiedy ich mijałyśmy, James złapał Dorcas za łydkę, pociągną, a ona wydając przeraźliwy pisk, z głośnym pluskiem wpadła do wody.
Kilka sekund potem i my byłyśmy pod wodą.
-Nienawidzę was! - wrzasnęłam, łapiąc powietrze.
-A ja myślę, że ty mnie kochasz - zaśmiał się James.
-Nie myśl!
-Hej, gdzie jest Peter? Nie szedł z nami? - zapytał Remus.
-Załatwia coś dla mnie - powiedział Black i dosłownie sekundę później do łazienki wbiegło parędziesiąt osób i zaczęło wskakiwać na bombę do wody.
-Nie, nie, nie, nie, nie! - zawołałam. Z mojego całego planu została ruina. Czemu Huncwoci musieli niszczyć mi życie?
-Co się stało, nie podoba ci się nasza imprezka na basenie? - zapytał Potter, podpływając do mnie i kładąc mi ręce na talii.
-Nie! - krzyknęłam, strzepując jego ręce i odpływając parę metrów - co jeśli coś się komuś stanie?
-Wyluzuj, Evans. - zawołał Black i włączył muzykę.
Linki:
- http://themanicheart-resources.tumblr.com/post/27743401213/leighton-meester-gifs
- https://www.pinterest.fr/pin/476185360604410297/
- https://www.tumblr.com/tagged/clean-harry