Oto kolejny rozdział o historii naszych kochanych przyjaciół. Wyszedł dłuższy niż zwykle, ale jest też sporo zdjęć. Zastanawiałam się, czy nie rozbić go na dwa krótsze, ale kiedy skończyłam pisać, stwierdziłam, że nie ma sensu tak rozciągać tej historii :)
Mam nadzieję, że będzie Wam się miło czytało <3
Lecę pisać dalej,
Buziaki ***
Wody, błagam! Otworzyłem najpierw jedno oko, potem drugie i bardzo powoli zwlokłem się z łóżka. Poczłapałem do łazienki, podtrzymując się ścian, odkręciłem wodę i napiłem się prosto z kranu. Co za ulga... Wyprostowałem się i natrafiłem na swoje odbicie w lustrze - obraz nędzy i rozpaczy. Cholera. Powoli wróciłem do sypialni i wygrzebałem z szafki nocnej ostatnią fiolkę eliksiru na kaca. Wypiłem ją jednym haustem i chwilę później poczułem, jak wracają do mnie siły. Poszedłem jeszcze wziąć szybki prysznic i w końcu mogłem poczuć się jak człowiek. Moje myśli były już przy śniadaniu, ale gdy wychodziłem z sypialni, mój wzrok zahaczył jeszcze o biurko. Leżał na nim aparat fotograficzny Franka. Zmarszczyłem czoło. W pierwszej chwili nie mogłem sobie przypomnieć, skąd się tutaj w ogóle wziął. Jednak po chwili zstąpiło na mnie olśnienie.
We wspomnieniach ukazała mi się Mary - zanosząca się śmiechem na widok pijanych dziewczyn. Jak przez mgłę pamiętałem, jak pociągnęła mnie w tłum do tańca, ale kolejne wspomnienie było bardzo wyraźne, wręcz jaskrawe. Sprawiło, że wytrzeszczyłem oczy w szoku, a ręka sama powędrowała do warg. Czy to się wydarzyło naprawdę? Spojrzałem jeszcze raz na aparat. Miałem go ze sobą - musiało więc to znaczyć, że to wszystko prawda.
Zmartwiałem. Co teraz? Będziemy musieli przeprowadzić poważną rozmowę? Mieliśmy już związek za sobą. Rozleciał się dość spektakularnie i zawsze sądziłem, że raczej ostatecznie. Nie przypuszczałem, że Mary mogła do mnie jeszcze coś czuć. Pocałunek zresztą wcale nie świadczył o uczuciach. Byliśmy dorośli i takie historie się przecież zdarzały. No i byliśmy pijani. A może zwalimy wszystko na alkohol i będziemy się z tego śmiali? Ostatecznie w końcu była to wina wypitych drinków. Ale może lepiej byłoby to obgadać? Może jednak były jakieś szanse, że Mary myślała o mnie trochę cieplej niż jak o przyjacielu... Bo cóż, ja o niej myślałem. Zorientowałem się dawno temu. Zawsze była uśmiechnięta, zawsze taka dobra i kochana. Nie potrafiłem powstrzymać uczuć. Tak, powinniśmy porozmawiać. Była sobota, ale znając ją, Mary pewnie już od dawna była na nogach.
-Halo? - usłyszałem po drugiej stronie. Odebrała już po pierwszym sygnale.
-Cześć... to ja, Remus. - powiedziałem i szybko odkaszlnąłem, żeby pozbyć się chrypy.
-Hej, Rem. Co tam? - zapytała. Brzmiała normalnie, może była tylko trochę zaspana.
-Noo słuchaj, chciałem pogadać o wczoraj... - zacząłem, nie wiedząc jak się za to zabrać.
-Godryku, było super. Tęskniłam za tym. Ostatnio tylko praca i praca, aż zapomniałam jak można się z wami super bawić. - powiedziała ze śmiechem.
-Taaak... no właśnie. Chodzi o to, że właśnie się obudziłem i przypomniało mi się coś...
-Och Rem. Zaraz chyba spalę się ze wstydu - usłyszałem i zamarłem. Serio aż tak źle to wspominała?
-Nieee, nie martw się. Nikomu nie powiem. - powiedziałem cicho, czując, jak coś okropnie ciężkiego spada na dno mojego żołądka. Wyobrażałem sobie tę rozmowę trochę inaczej.
-Godryku, dzięki. Ale to takie żenujące nic nie pamiętać. Ostatnio film mi się urwał, kiedy byliśmy jeszcze w szkole. - powiedziała, a ja zmarszczyłem brwi. Co? Film się urwał? Czyli nic nie pamiętała...
-Każdemu się czasem zdarza. - mruknąłem, próbując pozbierać myśli.
-Mam tylko nadzieję, że nie zrobiłam z siebie kompletnej idiotki... - jęknęła.
-No co ty... a nawet jeśli, to wątpię, żeby ktoś zauważył. Widziałaś w jakim stanie byliśmy.
-Słuchaj, a może ty byś mi streścił to, co się działo... Większość pamiętam, ale wolę poskładać historię do kupy. Chyba, że jesteś dzisiaj zajęty. Nie chcę ci przeszkadzać.
-Nie, mogę wpaść. Nie mam nic do roboty. - powiedziałem, chociaż tak naprawdę miałem wielką ochotę zostać w domu i już nigdy z niego nie wychodzić.
-Dzięki, Rem. To może za godzinę w kwiaciarni, co? Muszę tam jeszcze ogarnąć parę spraw.
-Do zobaczenia.
***
Teleportowałem się do Londynu i ruszyłem w stronę kwiaciarni. Stanąłem przed drzwiami i spojrzałem na swoje odbicie w szybie. Nadal nie wyglądałem wyjściowo, ale przynajmniej lepiej niż rano. Ciągle zastanawiałem się, czy powiedzieć Mary, co się wydarzyło, czy może jednak nie. Może lepiej będzie się do wszystkiego przyznać. W końcu to tylko pocałunek! Wśród przyjaciół to nic wielkiego. Chociaż nie byliśmy już razem, to nie musieliśmy się niczego przed sobą wstydzić. Nagle Mary otworzyła na oścież drzwi.
-Hej, nie wchodzisz? - zapytała, patrząc się na mnie wyczekująco. Kiwnąłem szybko głową i wszedłem za nią do środka. Mary miała na rękach rękawice do pracy całe uwalane ziemią. Na podłodze stało kilka donic, do których przesadzała jakieś wielkie liściaste rośliny.
-Muszę się tym zająć przed poniedziałkiem. Mam na głowie kupę roboty, bo oczywiście wczoraj nie udało mi się nic zrobić. Ale usiądź sobie i jak chcesz to na zapleczu jest herbata. Niedawno zagotowałam wodę. - powiedziała, kucając koło doniczek i sięgnęła po worek z ziemią.
-Dzięki - mruknąłem i usiadłem na jakiejś skrzynce. Obserwowałem przez chwilę, jak zręcznie przesadzała rośliny, dbając o to, żeby wszystko było jak należy. W końcu otrzepała rękawice z ziemi i podniosła się.
-Słuchaj, po co mamy tutaj siedzieć? Może skoczymy do jakiejś knajpy na śniadanie? Trochę już zgłodniałam. - zaproponowała, a ja całkiem chętnie na to przystałem. Uświadomiłem sobie, że też byłem już nieźle głodny. Z powodu porannego kaca, nie miałem ochoty na śniadanie i przed wyjściem zjadłem tylko suchego tosta.
Wyszliśmy z kwiaciarni i poszliśmy do jednej z pobliskich knajpek. Usiedliśmy przy stoliku obok okna i zamówiliśmy sobie po dużym śniadaniu.
-Muszę przyznać, że rano czułam się fatalnie. Dzięki Godrykowi, miałam jeszcze trochę nieprzeterminowanego eliksiru na kaca. - powiedziała Mary, kiedy kelnerka odeszła od naszego stolika.
-Taa, mnie też uratował. Chyba wyszedłem trochę z formy.
Mary zaśmiała się i spojrzała się na mnie nieśmiało.
-A tak zupełnie serio... przysięgasz, że nic wczoraj nie odwaliłam? - zapytała, patrząc mi się niepewnie w oczy. Chwilę się jej przyglądałem, analizując w głowie całą sytuację. Nie miałem serca jej tym obciążać.
-Było w porządku. Naprawdę. - powiedziałem, uśmiechając się do niej pocieszająco. Odetchnęła z ulgą. Wziąłem ją lekko za rękę, a ona posłała mi wesoły uśmiech.
-Właściwie to mam ze sobą aparat Franka. Możemy obejrzeć zdjęcia z wczoraj. - powiedziałem, wyjmując z plecaka futerał z aparatem w środku. Kelnerka wróciła, niosąc dwa wielkie talerze z jajecznicą na boczku i dwa duże kubki kawy.
-Aparat Franka? Skąd go masz?
-Długa historia. Klisza była pełna, więc już ją wywołałem. Myślę, że nie będzie miał nic przeciwko.
Wyciągnąłem z futerału kopertę, w której miałem odbitki i rozłożyłem je na stole.
Pochyliliśmy się nad blatem. Na większości zdjęć była Alicja. Frank na co dzień dużo fotografował i dopiero ostatnie ze zdjęć były z poprzedniego dnia.
-O, to jest z wczoraj - powiedziałem, pokazując Mary zdjęcie, na którym Lilka wchodziła do baru z fastfoodem o jakiejś drugiej w nocy w ciemnych okularach.
-Taaak, to jeszcze pamiętam - zaśmiała się.
-Te są z klubu. - pokazałem palcem w stronę paru zdjęć. Aparat przechodził z rąk do rąk. Pierwszą fotkę zrobił James i uwiecznił na niej roześmianego Franka w drodze do baru. Na następnym widać już było moment tuż przed tym jak Longbottom zdążył odciągnąć Alicję od mikrofonu.
-Tu się chyba zaczyna moja czarna plama w mózgu - zaśmiała się Mary, śmiejąc się ze zdjęcia.
-To już powrót, tak? - zapytała, pokazując na kolejne z fotografii. Na większości widać było jak szwendaliśmy się po ulicach nocnego Londynu.
-Jeszcze łaziliśmy tu i tam przez chwilę.
-O słodki Merlinie, to ja? - Mary wytrzeszczyła oczy, na widok zdjęcia, na którym biegła po ulicy roześmiana, rozkładając ręce na boki. Zaśmiałem się.
-To chyba już mojego autorstwa.
-A tu klasycznie zakochane pary - zaśmiała się Mar, pokazując kolejne zdjęcia Lily i James'a oraz Longbottom'ów.
Mary patrzyła się na te zdjęcia z rozmarzeniem, a ja czułem coraz większy ścisk w klatce piersiowej.
Dorcas:
Odłożyłam ołówek i zamknęłam szkicownik. Już pora się zbierać do wyjścia, pomyślałam i dopiłam resztkę zimnej herbaty. Wstałam z mojego ulubionego zapadniętego fotela i ruszyłam do sypialni. Na łóżku czekała już na mnie sukienka. Była naprawdę przepiękna. Cała uszyta z lśniącego, śnieżnobiałego materiału, dookoła dekoltu miała delikatną falbankę a dół rozpościerał się na boki jak u księżniczki. Kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam, pomyślałam, że w takiej właśnie sukience mogłabym wziąć ślub. Teraz jednak ta myśl wcale nie sprawiała mi przyjemności. Wątpiłam, żeby po tym wieczorze nadal mi się dobrze kojarzyła.
Przygotowania nie zajęły mi wiele czasu. Kiedy byłam już gotowa, poszłam do salonu i przystanęłam przy oknie wychodzącym na ogród. Słońce powoli chowało się za horyzontem i zapadał zmrok. Zapatrzyłam się w ten widok, czując coraz większe zdenerwowanie. Tak jak ostatnim razem poświęciliśmy mnóstwo czasu na zaplanowanie wszystkiego w najdrobniejszych szczegółach. Miałam jednak złe przeczucia - nic konkretnego, ale jakaś myśl nie dawała mi spokoju. Jakby coś miało pójść dziś nie tak.
-Cześć, piękna - usłyszałam za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Desire ubranego w elegancki smoking. Wziął mnie delikatnie za rękę i złożył na niej lekki pocałunek. Uśmiechnęłam się do niego promiennie. Desire zawsze robił wszystko, co mógł, żeby mi to ułatwić.
-Niezłe szmatki - powiedziałam, przyglądając się jego eleganckiej marynarce.
-Twoje też niczego sobie - zaśmiał się, a ja ukłoniłam się przed nim jak na prawdziwą damę przystało.
-Desire, cały czas mam złe przeczucia. - powiedziałam, nie mogąc przestać myśleć o czarnych scenariuszach.
-Przed każdą misją tak jest...
-Tym razem to coś innego. Może da się jeszcze coś poprawić? Może nie pomyśleliśmy o wszystkim?
-Dor, zrobię wszystko, co mogę, żeby cię ochronić. Jeżeli coś to dla ciebie zmieni, możesz jeszcze trochę zaczarować swój wygląd. - powiedział, wskazując na moją różdżkę.
Nie było to wiele, ale postanowiłam zmienić kolor włosów, a potem jeszcze lekko zaczarowałam swoje rysy twarzy. Musiało wystarczyć.
-Będzie dobrze. Dziś się teleportujemy. Żal tych ciuchów na podróż kominkiem - powiedział Desire. Wziął mnie pod rękę i poszliśmy razem do wyjścia. Oddaliliśmy się poza bariery antyteleportacyjne, wzięłam głęboki oddech, żeby się uspokoić i z trzaskiem zniknęliśmy.
***
Posiadłość była ogromna i przytłaczająca. Cztery piętra, marmurowe rzeźby, czerwone dywany i złota zastawa. Oboje z Desire wytrzeszczyliśmy oczy, kiedy pojawiliśmy się na miejscu. Teleportowaliśmy się w ciemnym parku, który otaczał willę dookoła i już z tej odległości poraził nas ten przepych i wszechogarniający snobizm.
-Słodki Merlinie - wyszeptałam. Musieliśmy się szybko otrząsnąć z pierwszego szoku. Dookoła nas pojawiali się kolejni goście. Ruszyliśmy więc w stronę willi. Ominęliśmy główne wejście, przed którym kłębiła się cała chmara dziennikarzy. Zamiast tego skorzystaliśmy z wejścia dla służby. Przemknęliśmy wąskimi korytarzami i przez kuchnię dostaliśmy się do sali balowej.
-Widzisz go? - zapytałam, rozglądając się dyskretnie na boki. Desire zgarnął z tacy kelnera kieliszek z szampanem. Pochylił się do mnie, żeby mi go podać i szepnął mi do ucha:
-Przy głównym wejściu.
Spojrzałam mimochodem w tamtym kierunku i rzeczywiście zauważyłam wysokiego bruneta, który rozmawiał z grupą innych elegancików. Ciekawe czy to też śmierciożercy...
Corban Yaxley był kilka lat ode mnie starszy. Wysoki, chudy i z tego co o nim przeczytałam, to też zdecydowanie szalony.
-Rozdzielamy się. Ale pamiętaj, będę wiedział, kiedy ktoś cię zaatakuje. Od razu ci pomogę. - szepnął Desire, a kiedy lekko kiwnęłam głową, oddalił się na przeciwny koniec sali.
Zaczęłam się przechadzać między gośćmi, ciągle kątem oka obserwując Yaxley'a. Czekałam na moment, kiedy odłączy się od grupy znajomych i zostanie sam. Po zbyt długich kilkunastu minutach w końcu nadeszła wyczekiwana przeze mnie chwila. Szybkim krokiem ruszyłam w jego stronę. Stał odwrócony do mnie tyłem i przyglądał się malowidłu w złotej ramie, które zdobiło jedną ze ścian. Będąc już odpowiednio blisko, udałam, że potykam się o krawędź sukni. Złapałam go za ramię, ratując się przed upadkiem. Banalne, ale skuteczne. Yaxley odwrócił się do mnie zdziwiony. Przez chwilę byłam pewna, że zaraz rzuci na mnie klątwę. Jednak kiedy na mnie spojrzał, cała furia z jego twarzy zniknęła i zastąpił ją wyraz szczerego osłupienia.
-Och, bardzo pana przepraszam. Straszna ze mnie niezdara. - powiedziałam nieśmiało, robiąc do niego maślane oczy. Yaxley dosłownie zamarł - cały zesztywniał wpatrzony we mnie jak w obrazek. Tak rozanielony wyraz twarzy wydawał mi się mało wiarygodny i zaczęłam się już zastanawiać, czy Desire aby na pewno nie przesadził.
-Ratowanie pani to czysta przyjemność. - powiedział w końcu, biorąc mnie za ręce - W zamian jednak oferuję towarzystwo na resztę wieczoru. Nie przyjmę odmowy. Zatańczymy?
Nie było tego w planach. Miałam dwie lewe nogi, ale dla dobra misji musiałam się zgodzić. Przykleiłam na twarz uśmiech, wzięłam go pod rękę i ruszyliśmy na parkiet. Damy w kolorowych sukniach wirowały ze swoimi partnerami, a przygrywała im elegancka orkiestra.
Całe szczęście nie tańczyliśmy długo. Zdążyłam tylko kilka razy nadepnąć na palce Yaxley'owi. On jednak jakby wcale tego nie zauważał. Ciągle tylko gapił się na mnie maślanym wzrokiem, jakbym była co najmniej ósmym cudem świata. Policzki płonęły mi pod tym spojrzeniem. Nie podobało mi się to, ale musiałam wytrzymać. Moim zadaniem było zajmowanie jego uwagi tak długo, aż Desire zdąży zakraść się do jego komnat na górze i wykraść co trzeba.
Melodia dobiegła końca, ale Yaxley wcale nie zamierzał mnie puszczać. Uśmiechnęłam się do niego nerwowo, próbując się odsunąć. Odwzajemnił uśmiech, ale zacisnął jeszcze mocniej rękę na mojej talii. Rozejrzałam się po sali, szukając wzrokiem Desire. Na darmo. Nigdzie go nie było. Wiedziałam, że to dobry znak - że zapewne już realizuje nasz plan, ale wciąż nie mogłam opędzić się od złych przeczuć. Robiło się niebezpiecznie a ja starałam się nie panikować. Nie przychodziło mi to łatwo. Byłam zamknięta na balu, na którym roiło się od Śmierciożerców. Zabiliby mnie, gdyby tylko odkryli, kim jestem i nawet nie drgnęła by im powieka. Jeden z nich - pozbawiony piątej klepki morderca - właśnie coraz mocniej oplatał mnie ramionami, szczerząc się do mnie w zalotnym uśmiechu. Czułam się, jakby oplatały mnie diabelskie sidła.
-Jesteś taka piękna. Będziemy we dwoje już na zawsze - powiedział Yaxley. Zamarłam. Czy jemu na serio kompletnie odbiło? Godryku, ratunku. Po raz pierwszy żałowałam, że moc Desire była taka silna.
-Trochę tu duszno - szepnęłam, próbując się wyswobodzić z jego ramion.
-Chodźmy na zewnątrz. Będziemy w końcu sami, kochana. - uśmiechnął się do mnie czarująco i pociągnął mnie w stronę wyjścia.
Dreszcz strachu przebiegł przez całe moje ciało. Yaxley wydawał się być ślepy na wszystko - omamiony własnym szaleństwem i wizjami, które podsyłał mu Desire. Wyszliśmy na przestronny taras. Całe moje ciało przeszył chłód. Chwilę staliśmy bez ruchu. Nie wiedziałam, jaki powinien być mój kolejny krok. Tego plan nie obejmował - nie miałam w ogóle opuszczać sali balowej.
-Już mi lepiej. Możemy wracać - powiedziałam, ale ręka Yaxley'a obcesowo zacisnęła się na moim nadgarstku. Przełknęłam nerwowo ślinę.
-Musimy iść. - powiedział nagle, patrząc się na mnie tak płomiennym wzrokiem, że mowę mi odjęło.
-Dokąd? - wyszeptałam, teraz bojąc się nie na żarty.
-Musimy załatwić te wstrętne szlamy. Ty i ja, musimy to zrobić. A potem będziemy razem - powiedział tonem, jakby to była najbardziej oczywista na świecie rzecz. Przyciągnął mnie do siebie. Jego usta zmiażdżyły moje wargi. Ciągle dudniły mi w uszach jego słowa. Strach sparaliżował mnie całą i nie mogłam się ruszyć.
W końcu oderwał się ode mnie, znowu zakleszczył rękę na moim nadgarstku i zaczął ciągnąć mnie w stronę parku. Merlinie, Godryku, pomóżcie!
Nikogo nie było w pobliżu. Szarpałam się, ale był zbyt silny. Wciągnął mnie pomiędzy drzewa - bardzo szybko kierował się w stronę bariery przeciwteleportacyjnej. Ledwo mogłam za nim nadążyć. W końcu udało mi się uwolnić jedną rękę. Szybko sięgnęłam nią po różdżkę, którą ukryłam w dekolcie. Teraz musiałam się bronić. Nie mogłam pozwolić na to, żeby nas teleportował. To byłby mój koniec.
Po długiej szamotaninie wyszarpnęłam się z jego uścisku. Cała się trzęsłam z nerwów, ale rzuciłam w niego zaklęciem petryfikującym. Yaxley jednak tylko zachwiał się i spojrzał się na mnie z czystą furią w
oczach. Nie było już śladu po maślanym spojrzeniu. Stał przede mną rozwścieczony do granic możliwości. Byłam pewna, że gotowy był mnie zabić.
Wyciągnął różdżkę i wziął szeroki zamach. Wtedy jednocześnie stało się kilka rzeczy. Usłyszałam za plecami szybkie kroki, a Yaxley zamiast wycelować zatoczył się i powiódł pustymi oczami dookoła. Zaczął rzucać zaklęcia na oślep we wszystkie strony. Promienie latały ze świstem między drzewami, roztrzaskiwały pnie na wióry.
-Padnij! - usłyszałam za sobą krzyk Desire. Rzuciłam się na ziemię i zakryłam głowę rękoma. Nie rozumiałam, co się dzieje. Zobaczyłam nagle, jak Blanshard biegnie w naszą stronę na złamanie karku. Z rozpędu rzucił się na Yaxley'a i powalił go na ziemię. Zaciśnięta pięść trafiła w twarz Desire, zaczęli się szamotać na ziemi. Różdżka Yaxleya potoczyła się gdzieś między krzaki. Zerwałam się na nogi i podbiegłam do nich. Desire szarpnął Yaxley'a mocniej i przytrzymał, żeby nie mógł się ruszyć. Wtedy spetryfikowałam go na dobre.
-Co... co się tu dzieje? - wydyszałam, ledwo łapiąc oddech. Cała dygotałam z przerażenia, nic nie rozumiałam. Desire odwrócił się w moją stronę. Jego oczy przez ułamek jeszcze sekundy lśniły złotem.
Desire:
-Jesteś cała? - zapytałem, wstając z ziemi. Odrzuciłem ciało nieprzytomnego Yaxley'a na bok i odciągnąłem je w stronę krzaków. Lepiej jak trochę minie, nim któryś z gości na nie natrafi. Dorcas stała ciągle sztywno w tym samym miejscu, zaciskając mocno oczy. Wiedziałem, że musiała być przerażona. Tak mało brakowało. Nie dziwiłem jej się.
-Chodźmy stąd - powiedziałem cicho, wyciągając do niej rękę. Otworzyła oczy i wciągnęła ze świstem powietrze. Kiwnęła sztywno głową. Podeszła jeszcze do nieprzytomnego Yaxley'a i wyczyściła mu zaklęciem pamięć. Potem teleportowaliśmy się z cichym trzaskiem.
W milczeniu przeszliśmy dystans od zasłony przeciwteleportacyjnej do naszych domów. W końcu stanęliśmy przed jej furtką. Mieliśmy się tam pożegnać, ale wiedziałem, że nie powinna być teraz sama. Pociągnąłem ją za rękę w stronę mojego domu.
Weszliśmy do środka i ogarnęły nas ciemności. Staliśmy chwilę w ciszy. Dorcas nadal cała dygotała, a ja sam też nie czułem się najlepiej. Złapałem w ciemnościach jej przestraszone spojrzenie. Wziąłem ją za ręce.
-Chodź - szepnąłem i poprowadziłem ją wgłąb domu.
Misja się udała, plan został zrealizowany. Jednak to był najtrudniejszy wieczór w moim życiu. Przez chwilę naprawdę myślałem, że ją stracę. Ten moment, kiedy zdałem sobie sprawę, że nie ma jej na sali balowej... Yaxley był szaleńcem bez sumienia. Nie wiem, co by się stało, gdybym nie zdążył na czas.
Dorcas wtuliła się we mnie i poczułem, jak trzęsie od płaczu. Od tak dawna byliśmy zdani tylko na siebie, że rozumieliśmy się niemal bez słów. Potrzebowaliśmy się. Chwilę jeszcze staliśmy w cichym uścisku, a potem osunęliśmy się razem na podłogę i długo długo siedzieliśmy, czytając ze swojego milczenia cały smutek, strach i miłość.
Źródła:
- https://giphy.com/gifs/andrew-garfield-6Jnw15piRRVks
- https://pl.pinterest.com/pin/455848793505768294/
- https://giphy.com/gifs/evan-rachel-wood-8K7pfzRgrAZjy
- https://pl.pinterest.com/pin/862720872367322923/
- https://may0osh.tumblr.com/post/101683395912/leighton-meestergif-hunt
- https://weheartit.com/entry/299988234
- https://pl.pinterest.com/pin/862720872365835276/
- http://weloveamandaseyfried.tumblr.com/page/2
- https://eternalroleplay.tumblr.com/post/162641616794/jamie-campbell-bower-gif-hunt
- https://giphy.com/gifs/film-2012-sNg5qE22XGv7O
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz