niedziela, 6 listopada 2016

rozdział 53

Dorcas:
Mijały tygodnie, sytuacja w kraju stawała się coraz bardziej nieciekawa. Śmierciożercy nawet nie próbowali się kryć przed mugolami, w wiadomościach trąbili o setkach tajemniczych ataków, których dopuścili się ludzie w maskach, a po fakcie rozpłynęli się niczym cienie. Podejrzewano mafie i terrorystów, ale och, gdyby to była prawda...
Nie tylko w Anglii, ale na całym świecie dochodziło do serii kataklizmów. Znikali ludzie, całe miasta upadały. A stał za tym jeden człowiek. Zakon Feniksa rozesłał swoich członków po całej Europie, każdy pracował ile sił, żeby zakończyć to szaleństwo.
Właśnie wczoraj wróciłam z misji poza krajem. Tam wszystko wyglądało jeszcze gorzej niż w Anglii. Nigdy nie zapomnę tego, co zobaczyłam. Ludzie mieszkali na ulicach, ich domy leżały w gruzach, na których płakały małe dzieci, bez opieki, bo ich rodzice zginęli. Kiedy wróciłam do Londynu, nie mogłam przestać o tym myśleć. Nie mogłaś im pomóc, mówiłam sobie, ale to nic nie dawało. Jedyne co mi pomagało to Maxwell i jego troskliwe ramiona, do których zawsze mogłam się przytulić. Nie mogłam uwierzyć w swoje szczęście, że w tak niepewnych i niebezpiecznych czasach znalazłam kogoś kto mnie pokochał. Codziennie dziękowałam Merlinowi. Byłam naprawdę zakochana.


James:
Rozluźniłem się. W spokoju oglądałem, jak Alicja w skąpej sukience śpiewała na scenie, mrugając do mężczyzn z pierwszego rzędu. Spojrzałem na zegarek, zaczynało brakować czasu, eliksir wielosokowy mógł zaraz przestać działać. Z kieszeni marynarki wyjąłem różdżkę i puszkę po napoju, wypełnioną po brzegi miksturą sekretnej huncwockiej receptury. Schyliłem się, pod pozorem poprawienia nogawki i uśmiechnąłem się do podstarzałej damy obok siebie.
Delikatnie położyłem puszkę na podłodze i pchnąłem tak, że zaczęła się cicho toczyć po ziemi, a zaraz potem spadać po stopniach z rytmicznym stukotem. Wysłuchiwałem, czy nic nie słychać, ale na szczęście orkiestra i śpiew Al wszystko dobrze zagłuszały. I nagle... eksplozja! W samym środku widowni spod siedzeń wydobyła się chmura gęstego szarego dymu, okrywając wszystkie fotele jak mgła. Iskry wystrzeliły aż pod sufit, wystrzały wymieszały się z krzykiem przerażenia czarodziei na widowni. Rzucili się do ucieczki, ale drzwi już dawno były zamknięte. Biegłem po oparciach foteli, z różdżką wymierzoną prosto w Śmierciożerców z pierwszego rzędu. Nie było mi szkoda żadnego z nich. Ani chowających się przy ziemi tchórzy, po których deptałem, zbliżając się do sceny, ani tych z pierwszych rzędów, którzy miotali się w dymie, celując w kogo popadnie.
Alicja wydobyła zza podwiązki różdżkę i już walczyła z jednym z nich. Od strony drzwi nadbiegli Remus i Peter z chustkami zawiązanymi na twarzach. Posyłaliśmy zaklęcie za zaklęciem, trafianie nie było takie łatwe, w dymie nie było widać nawet końca własnej różdżki. Na oczy wcisnąłem specjalne okulary, które miały mi pomóc widzieć przez opary. Od razu cel mi się poprawił i szybko załatwiliśmy wszystkich, którzy byli na liście.
Nie mieliśmy dużo czasu, trzeba było się szybko zwijać, zanim ktoś z zewnątrz wezwałby pomoc i zleciało się tu więcej Śmierciożerców. Szybko uporaliśmy się z deportacją obezwładnionych ciał i jak gdyby nigdy nic opuściliśmy teatr.


Syriusz:
-Gideon, Fabian, gotowi? - zapytałem, uśmiechając się szeroko w ich stronę.
Była ciemna noc. O tej porze normalnie byłbym już dawno w domu, jedząc kolację, z moją nową dziewczyną Pam, ale nie tym razem. Brakowało mi tego. Akcji.
Spojrzałem się na ogromną willę, stojącą na polanie w lesie. Otaczał ją wysoki na trzy metry mur, przecięty tylko przez jedną gigantyczną czarną bramę, która jeżyła się kolcami. Ale nie tylko ona broniła domu.
Prewett'owie uśmiechnęli się w moją stronę pobłażliwie, a Gideon zaśmiał się cicho pod nosem i dodał:
-No Black, po kimś z twojej rodziny czegoś takiego bym się nie spodziewał.
-Zamknij się Prewett i biegnij! - krzyknąłem i jednocześnie puściliśmy się biegiem po żwirowej drodze, prowadzącej do bramy.
Kiedy tylko przekroczyliśmy niewidzialną osłonę, powitała nas przeraźliwa syrena, która mogła postawić cały las na nogi. Ale my biegliśmy dalej. Nie mogłem się powstrzymać i krzyknąłem ile sił miałem w płucach i zacząłem się śmiać, jak dawno się nie śmiałem. Tęskniłem za tym!
-Teraz! - wrzasnąłem, gdy znaleźliśmy się wystarczająco blisko muru. Wszyscy trzej zamachnęliśmy się porządnie i wystrzeliliśmy rozdzierające ciemność błękitne iskry za mur.
-Idą! Wiejemy, szybko! - krzyknął Fabian, dusząc się ze śmiechu. Rzeczywiście nie było czasu podziwiać naszego dzieła, które z pewnością było imponujące. Trzeba było zwiewać.
Biegłem na złamanie karku, z różdżką w pogotowiu, choć nie wierzyłem, żeby jeszcze była mi potrzebna. Śmierciożercy nie mogli przyjść tak szybko.
Niestety. Kiedy ja znalazłem się już po drugiej stronie zasłony przeciwteleportacyjnej, okazało się, że byłem sam. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak Gideon i Fabian rozpaczliwie walczą z piątką Śmierciożerców. Przecież nie mogli przybyć tak szybko! Ale skąd mogli wiedzieć, że akurat dzisiaj uderzymy?
-Nie, nie, nie, nie, nie! - zawołałem, biegnąc w ich stronę. Już z daleka wycelowałem pierwsze zaklęcia, ale z tą piątką nie było wcale tak łatwo.
-Trzymajcie się! - krzyknąłem do uwięzionych w ciasnym kręgu Prewett'ów.
-Nie, Syriusz! Uciekaj, zanim przyjdzie ich więcej! - odkrzyknął któryś z nich. Rzeczywiście w naszą stronę biegła cała horda ludzi w pelerynach.
-Nie zostawię was! - wrzasnąłem, atakując bardziej zaciekle.
-Nie wygłupiaj się, damy sobie radę! Zobaczymy się wieczorem w kwaterze!
Przeklinając to, co właśnie robiłem, przyznałem im rację i zacząłem się wycofywać. Wiedziałem, że nie zostawia się przyjaciół, to był największy dyshonor, jakiego mógłbym się dopuścić. Ale naprawdę głęboko ufałem, że wrócą. To byli w końcu Prewett'owie. Diabelnie dobrzy czarodzieje.
Teleportowałem się do kwatery głównej, kiedy tylko wydostałem się za osłony. I czekałem.


Alicja:
Gdyby ktoś pytał, życie w małżeństwie mi służyło. To na pewno. Jedyną niedogodnością była paskudna gęba Barnett'a, którą widywałam teraz znacznie częściej, niż bym tego chciała. To był paskudny gad, nie wiem jak Frank i Dor mogli tego nie widzieć. No właśnie, Dorcas zaangażowała się już zupełnie, zamieszkała z nim! Dała mu się wprowadzić do domu jej rodziców! Nie wiem, o czym ona wtedy myślała. To pewne, że był z nią tylko dlatego, że było mu tak wygodnie. Potrzebował jej do czegoś, nie wiedziałam do czego, ale byłam tego pewna!
Teraz obserwowałam ich z drugiego końca salonu kwatery głównej zakonu i byłam całkowicie pochłonięta piorunowaniem go spojrzeniem. O Merlinie, właśnie go pocałowała. Brrr, ohyda.
Nagle do pokoju wbiegł Peter, wymachując gazetą.
-Patrzcie! - wykrzyknął, potykając się o dywan. - Jesteśmy na okładce!
Wszyscy zerwali się na równe nogi. Usiadł przy stole, a my zebraliśmy się dookoła.
-Nie trzymaj nas dłużej w niepewności, Glizdogon, pokaż, co tam masz! - powiedział podnieconym głosem James, a Peter uroczyście rozprostował gazetę i rozłożył ją na blacie.
-O Merlinie! - pisnęłam, porywając pierwszą stronę. Usiadłam naprzeciwko niego i zignorowałam to, jak głośno się roześmiał, widząc nasze miny.



Rzeczywiście, może nie dokładnie my, ale miał zupełną rację. Nasze dwa popisowe numery z dzisiaj: rozróba w teatrze i wzory na niebie nad główną siedzibą Śmierciożerców.
Na górze połyskiwało wielkie zdjęcie nieba, na którym błękitne linie układały się w Mroczny Znak, ale w oku czaszki tkwił miecz Godryka Gryffindora. Pod spodem była druga fotografia, ukazująca frontowe drzwi teatru, zza których wydobywały się kłęby dymu.
-O kurcze, o kurcze, o kurcze! - zawołała Dorcas, podskakując w miejscu.
Pojawiła się kolejna nielubiana przeze mnie twarz w naszym gronie - Pam, dziewczyna Syriusza. Spojrzała na zdjęcie i skwitowała je siarczystym przekleństwem. Jako świeżo upieczona mężatka tego określenia nie przytoczę.
-Skarbie, na mnie już czas - szepnął Max do Dorcas.
Dor spojrzała się na niego ze smutkiem.
-A nie mógłbyś zostać jeszcze chwilkę? - zapytała, łapiąc go za ręce. Max pokręcił sztywno głową i pocałował ją przeciągle. Gdzie się podziała moja uparta Dor, która stawiała na swoim i nie było zmiłuj?
-Moi drodzy! - zawołał Dumbledore, mijając się z Maxwell'em w drzwiach - Proszę was o chwilę uwagi.
Był bardzo poważny, to wcale nie wróżyło dobrze.
-Wielkie gratulacje dla was wszystkich, kochani, naprawdę byliście dzisiaj cudowni. Bez wyjątku. Jednak nie jesteśmy tu w takim składzie, w jakim powinniśmy być.
Zapadło grobowe milczenie. Wszyscy zwietrzyli jakąś niemiłą niespodziankę.
-Nie wszystkim udało się przeżyć ten dzień. - odparł smutno Dumbledore.
Syriusz, który do tej pory siedział na uboczu i nerwowo palił jednego papierosa za drugiem, teraz podniósł głowę. Widać było po nim, że skupił na dyrektorze całą swoją uwagę.

image

-To oni, prawda? - zapytał, a jego głos zwykle stoicko spokojny niósł za sobą nutkę obawy. Wbił spojrzenie w Dumbledore'a i patrzył się tak intensywnie, jakby chciał dowiercić się do jego mózgu.
-Tak - szepnął, patrząc się na niego ze smutkiem. Syriusz osuszył szklankę z whiskey i złapał się za głowę.
-Gdybym ich nie zostawił...
-Miałeś wszelkie podstawy, żeby sądzić, że z tego wyjdą, to nie twoja wina. To wina Voldemorta. Byli wspaniałymi, bardzo zdolnymi czarodziejami, ale moc Czarnego Pana jest coraz większa. Teraz pozostało nam tylko upamiętnić ich, a znając chłopaków, wspaniałym prezentem byłoby zniszczenie potęgi Voldemorta raz na zawsze.
Dumbledore spojrzał się po nas wszystkich. Każdy czekał w napięciu na to co się okaże.
-Moi drodzy, proszę was wszystkich, unieśmy różdżki za Fabiana i Gideona Prewett'ów. - powiedział, a kilka osób wydało z siebie zduszone okrzyki.
Usłyszałam jak Dorcas, która stała obok mnie wciągnęła szybko powietrze i jęknęła z bólem. Z oczu pociekły jej łzy. Przytuliłam ją mocno, była blisko z Prewett'ami, a ostatnio nawet zaprzyjaźniła się z ich siostrą. Gdzie teraz był jej Max ja się pytam? No gdzie?
-Proszę was jeszcze o jedną rzecz. - zaczął znowu Dumbledore, kiedy minuta ciszy dobiegła końca. - To bardzo ważne. Mamy podstawy, by przypuszczać, że Śmierciożercy przygotowują pułapki w punktach teleportacyjnych. Dlatego bardzo was proszę, jeśli nie musicie, nie teleportujcie się.


Dorcas:
Nie było tak łatwo dotrzymać obietnicy danej Dumbledore'owi. Szłam w chyba najgorszej okolicy jaka była w Londynie. Ciemne uliczki odstraszały smrodem zgniłych śmieci, moczu i długo niemytego ciała. Wzdrygnęłam się, kiedy zza jednego z kubłów na śmieci usłyszałam sprośne gwizdy i śmiechy bezdomnych. Owinęłam się szczelniej kurtką i ścisnęłam w dłoni różdżkę. Odetchnęłam głęboko i przyspieszyłam kroku, kolejny raz opierając się pokusie teleportacji. Najbliższy kominek, z którego mogłam skorzystać był już niedaleko.
Woń rozkładu, ciche szepty dookoła mnie, których źródła nie było widać, przerażająca noc i wspomnienie Fabiana i Gideona... to wszytko sprawiło, że do oczu napłynęły mi łzy. Nie Dor, to nie jest dobry moment, żeby się rozczulić. Już tak niedaleko.
Szłam szybko, stukot butów odbijał się echem od ścian opuszczonych domów. Zaczęło padać. Świetnie, pomyślałam, walcząc ze sobą, żeby nie zacząć biec. Nasłuchiwałam, bałam się spojrzeć za siebie. Wtedy ogarnęło mnie dziwne podejrzenie. Różdżka aż zadrżała mi w dłoni. Zrobiło się cicho. Zdecydowanie za cicho. Nie dość, że nie słyszałam już wycia psów i świszczących oddechów bezdomnych, to miałam wrażenie, jakby wiatr zupełnie zamarł. W pierwszej chwili pomyślałam o dementorach, ale przeczucie podpowiadało mi co innego.
Szłam dalej, udając, że nic się nie działo, ale myśli przykute były do różdżki, którą coraz mocniej ściskałam w ręce. Kiedy tylko usłyszałam za sobą pierwszy szmer, zacisnęłam zęby i odwróciłam się szybko, żeby rzucić pierwsze zaklęcie. Nagle dostałam czymś w głowę tak mocno, że aż mnie zamroczyło. Zatoczyłam się, czując ból promieniujący do całego ciała. A potem nastąpił koniec.




Linki:
  • http://gifhunterress.tumblr.com/post/68868037281/jamie-bell-gif-hunt-70-please-likereblog-if
  • http://eternalroleplay.tumblr.com/post/135390876985/ben-barnes-gif-hunt

2 komentarze:

  1. O mój boże. To opowiadanie jest cudowne. Dlacego Dorcas jest z Maxem !? Dlacego co!?

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne😁 pisz dalej, już nie mogę się doczekać

    OdpowiedzUsuń