sobota, 15 listopada 2014

rozdział 10

Dorcas :
Minęły dwa dni, odkąd przyłapałyśmy młodego Black'a na robieniu nam zdjęć. Tego dnia wstałam z łóżka w wyjątkowo fatalnym humorze. Nic dziwnego - był poniedziałek, czyli dzień, w którym większość lekcji mieliśmy ze ślizgonami. Naprawdę nie uśmiechało mi się słuchanie przez parę godzin sprośnych żartów o blondynkach. 
Dziewczyn już nie było i dzięki Merlinowi, że spojrzałam się na zegarek, bo za 2 minuty zaczynała się lekcja. Po prostu świetnie! Wypadłam z dormitorium tak jak stałam i pognałam w niedopiętej szacie, z rozwianymi włosami i spadającymi trampkami do klasy eliksirów. Dzwonek zadzwonił, kiedy byłam w połowie drogi do lochów. Cholera! Modliłam się w duchu, żeby Slughorn jeszcze nie przyszedł. O mało co nie zabiłam się o rozwiązane sznurówki, biegnąc po schodach.
W końcu wpadłam jak torpeda do klasy. Wszystkie głowy odwróciły się w moim kierunku a wstrętne gady ze Slytherinu wyszczerzyły zęby w głupich uśmiechach. Zacisnęłam pięści i wysapałam w kierunku starego Horacego : 
-Przepraszam za spóźnienie. 
Kiwnął głową, ale wiedziałam, że odejmie nam z pięć punktów. Nigdy mnie specjalnie nie lubił. Nie miałam pojęcia, jak Lily sprawiła, że ją tak ubóstwiał. Usiadłam koło James'a i próbowałam ogarnąć włosy i mundurek. 
-Będzie się pani tak wiercić przez całą lekcję, panno Meadowes? - zapytał głośno Slughorn. Bąknęłam przepraszam i spuściłam głowę. 
James przyglądał mi się przez dobre parę minut. Starał się mnie sprowokować, czy co? Już i tak miałam przechlapane. Nie zamierzałam odpowiadać na zaczepki. On jednak gapił się i gapił. Zadzwonił dzwonek, wstaliśmy z ławek. Cały czas się gapił. W końcu nie wytrzymałam i wypaliłam: 
-O co ci człowieku chodzi, co? - wszyscy znowu się na mnie spojrzeli, kilka osób się zachichotało, ale nauczyciela na szczęście nie było w pobliżu. Pokazałam ślizgonom środkowy palec.
-Oj Dorcuś jesteś jakaś nerwowa. Zaczyna mi się podobać. - powiedział James ze szczerym uśmiechem.
-Niby co? - zapytałam nic nie rozumiejąc. Wepchnęłam notatki do torby i ruszyłam do wyjścia z lochu.
-A to, że zachowujemy się coraz bardziej jak prawdziwe rodzeństwo. Nie widzisz? Kłócimy się jak rodzeństwo, godzimy się, gadamy, nie mamy przed sobą sekretów. Prawie. - powiedział doganiając mnie. Zaśmiałam się. James potrafił poprawić mi humor. No i miał idiota rację. Znaliśmy się jak łyse konie i wiedzieliśmy o sobie serio wszystko. Prawie. Zaraz...
-Prawie? Czy ja o czymś nie wiem?- zapytałam podejrzliwie. 
-Aaa takie tam. Nie powiem ci, bo jesteś dziewczyną. - zaśmiał się, a ja przewróciłam oczami.
-Nie wyjeżdżaj mi tu z męskim szowinizmem, Potter. Co to niby ma do rzeczy? 
-Nooo... cholera innym razem ci wszystko opowiem, a teraz spadam, bo robi się niebezpiecznie. Facet musi mieć jakieś sekrety, zapamiętaj to - powiedział, dając mi buziaka w policzek i pobiegł na trening.

Do kolejnej lekcji było jeszcze kilkanaście minut. Brak śniadania zaczął dawać mi się we znaki. Byłam straszliwie głodna, więc skierowałam swoje kroki prosto do kuchni. Przelazłam przez otwór po obrazie z owocami i po chwili otoczyły mnie skrzaty.
-W czym możemy pomóc, panienko? - zapiszczały, tłocząc się dookoła.
-Ominęło mnie śniadanie, więc gdyby udało się zorganizować parę kanapek, to byłoby... - nie zdążyłam skończyć, bo te małe stworzonka już podtykały mi pod nos talerz z górą jedzenia.
-O rany, wielkie dzięki, jesteście najlepsi - powiedziałam, uśmiechając się do nich z wdzięcznością.
Złapałam dwie kanapki z samego szczytu i butelkę soku dyniowego. Już chciałam wychodzić, kiedy na korytarzu usłyszałam coś co mnie zaniepokoiło. Od strony puchońskich lochów nadciągały szybkie kroki. Nie wróżyło to najlepiej. Nie powinno mnie tu być - kuchnia nie była otwarta dla uczniów.
Nie myśląc długo jednym susem przemierzyłam kuchnię i ukryłam się pod jednym z blatów za stertą wyszorowanych garnków.
Zrobiłam to dosłownie w ostatniej chwili. Zaraz potem do kuchni weszły dwie pary nóg - buty męskie i damskie. Z początku spodziewałam się nauczycieli, ale przez sekundę twarze przybyszów mignęły mi między patelniami. Wstrzymałam oddech. Tej dwójki się tu na pewno nie spodziewałam. Dwoje Black'ów - Regulus i Narcyza.
-W czym możemy pomóc? - zapiszczały od razu skrzaty. Regulus odpędził je krótkim machnięciem ręki i sięgnął do tacy, którą chwilę temu podsuwały mnie. Wziął kanapkę i zaczął ją spokojnie jeść. Kiedy przełknął powiedział do Narcyzy:
-To jedyne miejsce, w którym można porozmawiać, w Hogwarcie ściany mają uszy.
-Bez przesady, Reg...
-Mówię poważnie. Wszyscy nasłuchują, a już zwłaszcza ślizgoni. Nie mogę ryzykować, że to się rozniesie.
-Nie musiałbyś być taki ostrożny, gdybyś nie robił takich głupot.
-Nie rozumiem, co ci to przeszkadza. - odparł Regulus wyraźnie poirytowanym głosem.
-Mówiłam już. To nie w porządku.
-Wydaje mi się, że nie jesteś najlepszą osobą, żeby mówić mi co jest w porządku a co nie. Po tej aferze z mugolem twojej siostry? - zakpił chłopak.
-Dobrze wiesz, że nie mam wpływu na to co robi Andromeda.
-A co ci pozwala myśleć, że masz wpływ na to co robię ja?
-Reg, martwię się o ciebie, to wszystko. Po co ci to?
-To nie twój interes.
-Reg... - Narcyza spojrzała się na niego błagalnie. Widziałam po jej minie, że naprawdę była czymś bardzo przejęta i chyba serio się martwiła.
-Jeśli to się rozniesie, będę wiedział kto mnie zdradził... - zagroził Regulus.
-Proszę cię, ile my się znamy. Przecież wiesz, że nikomu bym nie powiedziała! Jesteś dla mnie jak brat. Nie odpychaj mnie.
Zapadła chwila ciszy. Próbowałam dojrzeć zza garów ich twarze, ale przesunęli się poza moje pole widzenia. Nie byłam pewna, czy chcę usłyszeć o jaką wielką tajemnicę chodziło. Regulus Black napawał mnie dziwnym lękiem, a jego ślizgońscy przyjaciele tym bardziej. Nie raz widziałam w skrzydle szpitalnym uczniów z licznymi urazami, którzy zadarli z domem węża. Większość uczniów w Slytherinie pochodziła ze śmierciożerczych rodzin. Byli bezwzględni, brutalni i po prostu źli. Spodziewałam się, że po skończeniu szkoły również zasilą szeregi Czarnego Pana.
-Jesteśmy przyjaciółmi. Ufam ci. Jeśli komuś powiesz... - Regulus przerwał złowieszczą ciszę.
-Nie musisz mi grozić. Po prostu powiedz o którą z nich ci chodziło. Może będę mogła ci jakoś pomóc.
-W porządku. Ale potem masz mi dać spokój i przestać wypytywać. Chodziło o Meadowes. Reszta mnie nie interesuje.
Słowa Regulusa zawisły w ciszy. Zabrakło mi powietrza. A więc o to się kłócili. I to ja byłam jego celem. Czyli dziewczyny się nie myliły. Cholera jasna, ale po co to wszystko? Poczułam jak włosy stają mi dęba, ogarnęło mnie jakieś dziwne zimno. Musiałam wepchnąć sobie knykcie do buzi, żeby nie pisnąć słowem. Przerażenie zmroziło mnie do szpiku kości.
-Ale zdjęcia? Nie przesadzasz trochę? - zapytała Narcyza. Jej głos też zdradzał zdenerwowanie. Widać plan przyjaciela wcale jej się nie podobał. To tylko jednak pogarszało moją sytuację.
-Mam mój plan. Nie będę ci się zwierzać. A zresztą im mniej wiesz, tym lepiej dla ciebie. - warknął zirytowany Regulus.
-Wiesz, co o tym myślę. - powiedziała Narcyza - Ale w porządku, nie zamierzam się więcej wtrącać. Tylko proszę cię, żebyś nie przesadził, Reg. To może się źle skończyć.
-Wiem. Chodź, musimy już iść, zaraz zaczyna się lekcja.
Znowu usłyszałam kroki i skrzypnięcie zamykającego się za nimi obrazu. Kiedy już wyszli, nie byłam w stanie się ruszyć. Siedziałam bez ruchu pod blatem za patelniami i nie wiedziałam, czy kiedykolwiek zdobędę się na to, żeby wyjść. Chyba nigdy w życiu nie czułam takiego strachu. "To może się źle skończyć" - ciągle rozbrzmiewały mi w głowie ostatnie słowa Narcyzy Black.
Wcześniej z dziewczynami żartowałyśmy sobie, że Regulusowi mogło chodzić o mnie, ale kiedy teraz stało się to realne? Nie chciałam skończyć w skrzydle szpitalnym jako jeden z tych pobitych, zastraszonych biedaków. Nie chciałam, żeby Śmierciożercy wzięli mnie sobie na celownik. Oddychałam głęboko, starając się uspokoić, ale czarne myśli nie dawały mi spokoju. Byłam skamieniała ze strachu.



Syriusz :
Zaczęła się Obrona Przed Czarną Magią, a Meadowes znowu nie ma? Ktoś tu będzie miał kłopoty. Siedziałem sobie z Rogaczem, próbowałem uważać, ale ten nauczyciel nudził jak jeszcze żaden z tego przedmiotu. Wyjąłem pergamin, złożyłem samolot i zacząłem różdżką wodzić nim po klasie. Ten durny belfer nawet nic nie zauważył! Kretyn.
-Widziałeś Dor? - zapytał James.
-Nie, a co?
-Znowu gdzieś zniknęła...
-Może Ruda coś wie.
-Może. Daj to tutaj. - powiedział wskazując na samolot. Kiedy wylądował, naskrobał na nim kilka słów i puścił do Evans.


Lilka :
Gdzie jest ta Dorcas?! Przepadła jak kamień w wodę.
Nagle wylądował koło mnie ten głupi samolot, którym bawił się Black i wkurzał mnie już od ładnych trzydziestu minut. Samolocik sam rozłożył w prościutką kartkę i okazało się, że zawierał nabazgraną wiadomość od Pottera:

Cześć Evans! 
Widziałaś może gdzieś Dor? Nikt nie wie gdzie jest. 
Od tyłu wyglądasz bardzo ponętnie  ;)

Niech go Merlin pogoni, bo nie wytrzymam! Obróciłam się gwałtownie i rzuciłam mu mordercze spojrzenie.


On tylko poruszył brwiami w ten irytujący, zboczony sposób. Chwyciłam pióro i napisałam na odwrocie kartki :

Poszukam jej, a ty jesteś, obrzydliwy, zboczony i niewyżyty! 

Zaśmiał się pod nosem, kiedy przeczytał wiadomość. Przewróciłam oczami.
Lekcja dobiegała końca, a ja ciągle myślałam o tym uśmiechu. Od razu kiedy zadzwonił dzwonek, wybiegłam z klasy.
Słyszałam za sobą wołanie Potter'a, ale nie zamierzałam się zatrzymywać. Pomachałam mu ręką i pognałam do dormitorium. Po Dorcas nie było śladu ani tam ani w łazience. Następna była biblioteka, gdzie w desperacji postanowiłam zapytać o Dor bibliotekarkę, ale tylko pogoniła mnie różdżką. W drodze do sowiarni spotkałam Hagrida - on też nigdzie nie widział Meadowes. Rezygnując z godziny numerologii przeszukałam toalety na wszystkich piętrach, pobiegłam też na boisko, ale dalej nic. Zaczynałam powoli panikować. Co jeśli coś jej się stało? To nie było do niej podobne tak znikać bez śladu.
Zerwałam się z dwóch godzin Zielarstwa, szukając jej po całym zamku. W końcu przyszła pora obiadu i zmęczona poszłam do Wielkiej Sali, żeby nabrać sił do dalszych poszukiwań. Miałam nadzieję, że Dorcas też przyjdzie coś zjeść, ale niestety się zawiodłam. Z Zielarstwa przyszli Huncwoci i dziewczyny. Potter usiadł naprzeciwko mnie.
-I jak? - zapytał.
-Nie wiem, naprawdę nie wiem, gdzie może być. Przeszukałam cały zamek i nic. Nie mogę jej dalej szukać, bo mam durny referat na Transmutacje i McGonagall na pewno mi go nie odpuści.
-Meadowes ciągle się nie znalazła? - wtrącił się Black, spoglądając na mnie znad Proroka Codziennego. Pokręciłam głową.
-Jeśli się nie znajdzie do wieczora, możemy wszyscy razem jej poszukać. - zaproponował Remus i reszta od razu się zgodziła. Miałam nadzieję, że jednak do tego czasu się znajdzie.


***


Niestety. Na lekcjach byłam kłębkiem nerwów, nie potrafiłam się na niczym skupić. Nie miałam pojęcia, jak Black mógł być taki wyluzowany, kiedy wszyscy siedzieli jak na szpilkach. To w końcu też jego przyjaciółka. Czasy były niepewne. Za murami Hogwartu toczyła się wojna. Wolałam nie dopuszczać do siebie myśli, że Śmierciożercy mogli być też w szkole. Dorcas, na Godryka, gdzie ty się podziewasz?!
Lekcje dobiegły końca i wszyscy stanęliśmy w Sali Wejściowej.
-No dobra. Trzeba jeszcze sprawdzić na błoniach, przejść się korytarzami, może Pokój Życzeń...- zastanawiałam się.
-Cały czas się zastanawiam po co to wszystko. Na noc na pewno wróci do pokoju. - westchnął zirytowany Black. Zignorowaliśmy go - każdy poza nim się martwił. Co za nieczuły buc.
-Najlepiej jak się rozdzielimy. - zauważyła Mary. Miała rację. Alicja poszła z Frankiem i Syriuszem na błonia, Mary, Peter i Remus obiecali przejść się po piętrach, a przy okazji zajrzeć do Pokoju Życzeń, no a mi został Potter.
-My zajrzyjmy do lochów. - powiedział do mnie, kiedy reszta ruszyła na poszukiwania. Kiwnęłam głową i poszłam przodem. Kiedy chodziło o Dorcas byłam w stanie zakopać topór wojenny.
Przeszukaliśmy stronę Slytherinu, zaglądaliśmy do każdej klasy po kolei. James zajrzał nawet do Filtch'a. Ja zbyt się bałam, więc stanęłam tylko na czatach.
-Nie ma. Mamy przynajmniej pewność, że Filtch jej nie więzi i nie torturuje. - zażartował, a dreszcz strachu przebiegł mi po plecach.
-Gdzie teraz? Byliśmy już wszędzie!
-Spokojnie Evans, zostały nam jeszcze lochy Puchonów.
Za oknami było już ciemno, w zamku zapalały się pochodnie i świece, a ja czułam mrożący niepokój. Potter musiał to zauważyć. Kiedy schodziliśmy do lochów wziął mnie za rękę i mocno ścisną moją dłoń, żeby dodać mi otuchy. Ze zdziwieniem odkryłam, że jego bliskość zadziałała na mnie kojąco. Zupełnie nie tak jak zwykle.


Pierwszym miejscem, do którego poszliśmy była kuchnia. W ciemności widzieliśmy skrzaty krzątające się po nisko sklepionym pomieszczeniu, szykujące kolację. Rozejrzałam się dookoła, ale nic podejrzanego nie dostrzegłam. Już miałam wyjść, kiedy James zaczepił jednego skrzata.
-Nie chce wam przeszkadzać, ale mam pytanie.
-Czego pan sobie życzy, sir? - zapiszczało stworzonko.
-Czy widziałeś może tutaj blondynkę, średniego wzrostu, w szacie Gryffindor'u? - po tym pytaniu, skrzat zawahał się wyraźnie. Pochyliłam się nad nim.
-Jeśli coś wiesz, to proszę powiedz. Jesteśmy jej przyjaciółmi, martwimy się o nią. - powiedziałam, a skrzat wskazał na słabo oświetloną część kuchni, gdzie stały rozmaite szafki z garnkami, talerzami i patelniami.
Zerknęłam na James'a. Kiwnął głową, a ja poszłam sama w tamtą stronę. Skrzat podreptał za mną i wskazał na blat ukryty za wielkimi wyszorowanymi rondlami.
-Dor? - rzuciłam cicho w ciemność.
Przez chwilę panowała cisza, ale zaraz spod blatu dobiegł mnie jej cichy, przestraszony głos:
-Lily!
Uklękłam na ziemi i dopiero wtedy ją zobaczyłam. Kamień spadł mi z serca. Siedziała skulona w kącie, obejmowała nogi obiema rękami i cała się trzęsła. Na jej policzkach błyszczały łzy, a jej ogromne oczy były bardzo bardzo smutne. Wyciągnęłam do niej ręce.
-Dor, chodź do mnie. Razem się tu nie zmieścimy - powiedziałam, a ona przysunęła się do mnie i mocno mnie przytuliła. Rozpłakała się na dobre.
Nad jej ramieniem widziałam twarz Jamesa. Stał parę metrów dalej i przyglądał nam się z niepokojem. Uśmiechnęłam się do niego blado.
-Pójdę dać znać reszcie, że się znalazła. - powiedział cicho i wyszedł z kuchni.
Pomogłam Dorcas stanąć na nogach i razem ruszyłyśmy do wyjścia. Ciągle obejmowałam ją ramieniem. Już miałyśmy przejść przez dziurę po obrazie, kiedy Dor mnie zatrzymała. Spojrzałam się na nią ze strachem.
-Lily, tak się boję. Jemu naprawdę chodziło o mnie.






Linki do zdjęć: 
  • http://fanfiction.com.br/historia/470034/The_Veela_And_Your_Mate/capitulo/17/
  • https://www.tumblr.com/tagged/take-my-hand-gif

niedziela, 9 listopada 2014

rozdział 9

Lily :
Wszystkie zerwałyśmy się jak oparzone i zaczęłyśmy wpatrywać się w okno, w którym pojawił się błysk. Na początku myślałyśmy, że coś nam się przewidziało. Ale nie. Błysk zaraz się powtórzył.  Szybko zebrałyśmy rzeczy do toreb i biegiem ruszyłyśmy do zamku. Jak tak w ogóle można?! Skandal! To by było na tyle z miłego babskiego dnia. Musiałyśmy się natychmiast dowiedzieć, kto był naszym podglądaczem i po jaką cholerę to w ogóle robił. Aż ciarki mnie przechodziły po plecach, kiedy się nad tym zastanawiałam.
-Jak dorwę tego sukinsyna, to normalnie nogi z dupy powyrywam! - warknęłam, kiedy wspinałyśmy się po schodach na piętro. Chciałyśmy zakraść się najbliżej i przyłapać zbira na gorącym uczynku.
Byłyśmy już prawie na miejscu, już Dor naciskała klamkę do klasy, już go właściwie miałyśmy w garści. Nagle drzwi otworzyły się z takim impetem, że Dorcas walnęła tyłkiem o ziemię, a jakiś chłopak wystrzelił z klasy jak z procy i pognał korytarzem. Ruszyłam za nim w pościg. Po chwili Dorcas zrównała się ze mną. Nasz cel był jakieś dziesięć metrów przed nami, ale pomimo naszych ogromnych wysiłków, odległość wciąż się zwiększała. Nie miałam już siły, ale biegłam dalej.
Wpadłyśmy na korytarz pełen ludzi, ale mimo przeszkód nie zwolniłyśmy. Musiałam wiedzieć co to za podglądacz i czego od nas chciał. Z oddali zobaczyłam Huncwotów siedzących na parapecie. James, widząc tę gonitwę, zmarszczył brwi i wskazał nas chłopakom. Krzyczeli coś do nas, kiedy mijałyśmy ich z Dorcas, ale nie miałyśmy czasu na wyjaśnienia. Alicja i Mary zatrzymały się przy nich na chwilę, by złapać oddech i powiedziały o co chodzi. Kilka sekund później James i Syriusz wyprzedzili nas, zanosząc się głośnym śmiechem. Biegli o wiele szybciej niż my. Ludzie w popłochu ustępowali im z drogi. Po chwili dali ogromnego susa i z impetem wpadli na plecy naszego podglądacza, przewalając go na ziemię. Z ulgą zatrzymałam się, oparłam dłonie o kolana i próbowałam opanować oddech. W życiu się tak nie zmęczyłam. Dor trzymając się za żebra, podeszła do Potter'a i Black'a. Przygniatali do podłogi wyrywającego się, zakapturzonego chłopaka. Podniosłam głowę, obserwując jak rozwinie się akcja. 



Dorcas : 
Zapomniałam o bólu w klatce piersiowej i o krótkim, urywanym oddechu. Wyciągnęłam rękę i ściągnęłam kaptur z głowy tego gnojka. Zamrugałam szybko kilka razy i cofnęłam rękę. Nie wierzyłam własnym oczom. Spojrzałam się na chłopaków. Wszystkich wmurowało. James miał wysoko podniesione brwi, a na twarzy Syriusz wymalował się ogromny szok. W końcu niecodziennie powala się na ziemię własnego brata. 
-Regulus, co ty do cholery wyprawiasz? - zapytał Black, łapiąc go za poły bluzy.
-Mnie się pytasz? To ty na mnie przecież siedzisz. - powiedział młodszy z Black'ów, przestając się wyrywać. Wyswobodził się z oplatających go rąk i nóg, wstał, otrzepał ubranie i uśmiechnął się cynicznie. 
-Co się tak gapicie? - zapytał. Byłam zbyt zdziwiona, żeby sklecić chociaż jedno zdanie. Patrzyłam tylko to na Regulusa to na Syriusza, a w moim mózgu trybiki obracały się bardzo powoli. Zamiast mnie odezwała się Lilka. 
-Czego od nas chcesz? - warknęła. 
-Dlaczego miałbym czegoś chcieć od takiej brudnej szlamy jak ty? - zaśmiał się, obrzucając ją pogardliwym spojrzeniem.
-Hej! Kultury trochę, bo inaczej Filch do końca roku nie zetrze twoich resztek ze ściany - syknął James, robiąc krok w jego stronę.
Regulus tylko zaśmiał się pod nosem i spojrzał się na niego rozbawiony.


-Jestem przerażony - zakpił i obdarzył nas iście ślizgońskim uśmieszkiem.
-Dlaczego robiłeś nam zdjęcia? - zapytałam w końcu słabym głosem. Nadal byłam zdyszana po tym szalonym biegu i nie byłam wcale pewna, czy chcę usłyszeć odpowiedź na to pytanie. Kiedy tylko zobaczyłam, kto taki kryje się pod kapturem aż ciarki mnie przeszły. Wiedziałam w jakim towarzystwie obracał się Regulus Black. Nie byli to ludzie, z którymi chciałabym mieć cokolwiek wspólnego. Myśl, że robili nam zdjęcia i interesowali się nami była naprawdę niepokojąca.
-A robiłem? - zapytał nadal z tym swoim cwanym uśmieszkiem.
-Wiemy, że to byłeś ty. Widziałyśmy cię. - warknęła Lily cała czerwona ze złości.
-Nie macie dowodów.
-Ucieczka nie działa na twoją korzyść, wiesz?
Regulus przewrócił oczami. Wyglądał, jakby zaczynało go to nudzić.
-Niech wam będzie. Ale z waszej żałosnej czwórki, tylko jedna z was mogłaby mnie interesować - powiedział, uśmiechając się przebiegle.
To nie była żadna odpowiedź! To dawało jeszcze więcej wątpliwości. Zupełnie mi namieszał, już kompletnie nie wiedziałam, czy mam czuć ulgę, czy bać się jeszcze bardziej.
-Po co? - zapytałam, bo to było teraz jedyne pytanie, na które odpowiedź naprawdę mnie interesowała. 
-No to już jest moja sprawa. Tak czy inaczej, możecie być pewni, że nie chodziło mi o nią - pokazał na Lily, a we mnie się zagotowało. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, odezwał się Syriusz: 
-Zjeżdżaj, młody, bo napiszę matce, że uganiasz się za Gryfonkami. - po tych słowach Regulus wzruszył ramionami, odwrócił się na pięcie i poszedł do lochów. 
-Co za wstrętny gnojek - syknęła Lily. Miała zaczerwienione ze złości policzki, wyglądała jak tykająca bomba. Podeszłam do niej i wzięłam za rękę. Lepiej było, zniknąć z widoku wszystkich tych gapiów. Może dobrze, że Black szybko skończył tę dyskusję. Coraz więcej osób nam się przysłuchiwało. Huncwoci patrzyli się na nas z zaciekawieniem. Pewnie wypadałoby im coś wyjaśnić, ale nie miałam już na to siły. Pociągnęłam Lily za rękę i razem z Mar i Alicją wróciłyśmy do dormitorium. Wszystkie byłyśmy zmęczone, a głowy miałyśmy pełne myśli. Zapowiadała się noc babskiego gadania. 



Remus : 
Od tego zajścia na korytarzu Syriusz nie mógł usiedzieć w jednym miejscu dłużej niż pięć sekund. To jeden z przypadków, kiedy niezmiernie się cieszyłem, że nie miałem rodzeństwa. Położyłem się na łóżku. Coraz częściej przyłapywałem się na tym, jak bardzo byłem zmęczony. Bolały mnie mięśnie, oczy bardzo szybko się męczyły, nie miałem apetytu, ani siły na naukę. Pojawiało się coraz więcej oznak zbliżającej się pełni. Oparłem głowę na poduszce i zamknąłem oczy. Pozwoliłem myślom płynąć. Niestety przywołało to tylko bolesne wspomnienia.
Tata wbiega do pokoju. Krzyczy. Mama szybko bierze mnie na ręce, biegnie, nagle uszy przeszywa mi rozdzierający wrzask. Mama się potyka i oboje lądujemy na twardych schodach. Jest przerażona. Nie rozumiem, co się wokół mnie dzieje. Do pokoju wpada jakiś ogromny stwór. Przypomina wilka, ale jest w nim coś niepokojącego. Jest bardziej dziki, emanuje od niego agresja i zło. Idzie w stronę mamy, powoli, powoli, jakby zaczaił się na ofiarę. Widzę, jak mama zamyka oczy, stwór podnosi szpony. Zaczynam płakać. Bestia odwraca się w moją stronę, pokonuje odległość między nami jednym susem. Ta przerażająca dzikość w oczach mrozi mi krew w żyłach. Zadaje jeden cios w głowę. Piecze mnie cała twarz, ogromny pysk jest tuż nad moją szyją i już czuję jak kły przebijają skórę. Kolejna fala przeszywającego bólu. Cały czas jestem przytomny, ale zbyt przerażony, żeby krzyczeć. Potem niebieskie światło rozjaśnia cały pokój. W jednej chwili podbiegają do mnie rodzice, wpadamy w zielone płomienie kominka, później wir i porażająca biel. Dalej tylko ciemność. 
Otworzyłem szybko oczy. Głowa mi pękała w szwach. 
-W porządku? - usłyszałem głos James'a. Zupełnie zapomniałem, że reszta jest w dormitorium. 
-Księżyc daje o sobie znać. - westchnąłem i usiadłem koło nich na kanapie. 
-Idź do Skrzydła Szpitalnego. Pielęgniarka ci coś da. - zaproponował Peter.
-To tylko ból głowy. - powiedziałem. Nie zamierzałem się nad sobą użalać.


-Ile nam zostało? - zapytał Łapa. 
-Cztery dni jeśli się nie mylę. - mruknął Rogacz. 
-Przydałoby się jeszcze przejść do Wrzeszczącej Chaty. - powiedział Wąchacz. 
-Po co? - zdziwił się Peter. 
-Oj Glizduś. Trzeba zbadać teren. Nie było nas parę ładnych miesięcy, to mogło się tam trochę pozmieniać. Możemy na przykład spotkać bogina, albo inne cuda. Wolę to załatwić przed pełnią, niż kiedy będę miał na głowie wilkołaka. - zaśmiał się Syriusz. 
-Idźcie sami. Ja zostanę. - mruknął Peter. 
-No co ty? Boisz się bogina? Jak chcesz możesz stać za nami, ale ominie cię niezła zabawa. - powiedział James. 
-Taa - mruknął Peter, co nie bardzo wiem czy znaczyło, że pójdzie, czy że zostanie.


-To jak się czujesz Luniaczku? Dasz radę pójść z nami na wyprawę antyboginową? - zapytał z przesadzoną troską w głosie Black. 
-Cudownie - powiedziałem bez przekonania. Nie zamierzałem siedzieć sam w dormitorium, kiedy inni mieli się nieźle bawić.


-No to komu w drogę, temu czas. - westchnął James i wszyscy czterej wstaliśmy z kanapy, zabraliśmy różdżki i ruszyliśmy do tajemnego przejścia.



Alicja :
Siedziałyśmy na łóżku Mary i rozmawiałyśmy o Black'u. Wszystkie miałyśmy setki pytań i żadnej odpowiedzi.
-Musimy znaleźć te zdjęcia. - powiedziała Dor.
-O nie, ja się nie wybieram do jaskini węży. - zapewniła nas Lily. Nie dziwiłam się jej, bo jeśli by nas złapali, to kto jak kto, ale ona miałaby największe kłopoty.
-To może być każda z nas. Nikt nie może wiedzieć, co mu tam w głowie siedzi. - powiedziała Dorcas.
-Powiedział przecież, że to nie ja. - zauważyła Lilka.
-Wierzysz mu?
-Nie, ale w tym przypadku raczej nie kłamał. To wielki, nadęty arystokrata, a ja jestem dla niego jak śmieć. To pewne, że nie chodzi o mnie.
Wszystkie siedziałyśmy cicho, rozmyślając o tej zagadce.
-Nawet jeśli znajdziemy zdjęcia i będziemy wiedziały o którą z nas mu chodzi, to nie dowiemy się po co mu to. - powiedziałam, a Dor zażartowała :
-Może się zakochał.
-Merlinie, nawet tak nie mów! - wzdrygnęła się Mary. - Moim zdaniem, może jedynie chodzić o ciebie.
Dorcas wytrzeszczyła na nią oczy.
-Merlinie, w życiu. - zaprotestowała.
-No...jeśli wykluczymy Lily, to ja i Ali chyba też odpadamy, nic nas nie wiąże z Black'ami.
-A mnie wiąże?
-Jakby na to nie patrzeć, spędzasz najwięcej czasu z Syriuszem. - powiedziałam, rozumiejąc do czego zmierza Mary.
-Prawie wcale nie spędzam czasu z Syriuszem. - szybko zaprzeczyła Dor.
-Ale i tak więcej niż my. Wiadomo, że Regulus i Syriusz raczej się nienawidzą. Może chce jakoś się na nim odegrać... Czy ja wiem? Trochę to naciągane, ale nic innego nie przychodzi mi do głowy.
-Raczej by do tego wykorzystał któregoś z Huncwotów. - powiedziała Dorcas, zupełnie odcinając się od myśli, że może chodzić tu o nią. Nie dziwiłam się jej. Żadna z nas nie chciała być tą szczęściarą. Regulus był ślizgonem z krwi i kości. Przyjaźnił się ze śmierciożercami i nie mógł mieć dobrych zamiarów.
Nagle Lily parsknęła śmiechem, a my spojrzałyśmy się na nią ze zdziwieniem.


-Wyobraźcie to sobie tylko! Co wieczór Regulus Black wyciąga spod poduszki zdjęcia gryfonek i całuje je na dobranoc!
-Jesteś chora - powiedziałam, ale wszystkie zaczęłyśmy się śmiać. 



Peter :
James, Syriusz i Remus zarzucili na siebie pelerynę, a ja szybko zmieniłem się w szczurka. Dopiero niedawno opanowałem animagię. Czasem szło mi to topornie, ale tym razem dałem radę bez komplikacji. Pognałem korytarzem, wypadłem na błonia. Raz dwa znalazłem się przy Bijącej Wierzbie. Lekkie dotknięcie odpowiedniego korzenia i niebezpieczne drzewo znieruchomiało. Reszta po chwili była koło mnie i razem weszliśmy do tunelu. To było to co lubiłem w mojej zwierzęcej formie - byłem mały, praktycznie niezauważalny i szybki, zupełnie inny niż jako człowiek.
Zawsze wchodząc do Wrzeszczącej Chaty czułem dziwny niepokój. Nie lubiłem tego miejsca. Wzdrygnąłem się i ruszyłem dalej, puszczając ich przodem.
-Lumos - szepnąłem do różdżki i pisnąłem przestraszony, kiedy kilka nietoperzy obudziło się pod sufitem. Głowa Syriusza wychyliła się zza zakrętu korytarza, żeby zobaczyć, co spowodowało ten raban.


Zarumieniłem się i pobiegłem za nimi. Podłoga skrzypiała nam pod stopami, a wiatr za nieszczelnymi oknami wył, jakby dom był naprawdę pełen duchów.
W końcu dotarliśmy do pokoju, gdzie zawsze zaczynaliśmy każdą pełnię. Była to mała sypialnia, w której jedynymi meblami było duże, zapadnięte łóżko, kulawy stolik i szafa. Na ścianie wisiał nieciekawy obraz, ze ścian płatami odłaziła farba, a zasłony i pościel były poszarpane na strzępy.
Z szafy dochodziło lekkie stukotanie. Mieli rację. Bogin.
-To kto chce czynić honory? - zapytał Syriusz i wszyscy wyciągnęliśmy różdżki. - Glizdogonie?
Skamieniałem. Nie byłem tchórzem. Po prostu przeraźliwie bałem się tego, co tam siedziało.
-Nie dzięki, może ty? - starałem się opanować głos, ale nie wiele to dało. Znali mnie na tyle długo, żeby wiedzieć, kiedy się bałem.
Syriusz wzruszył ramionami, zrobił kilka kroków w kierunku szafy, a my cofnęliśmy się za niego.



Syriusz :
Spróbowałem zebrać myśli. Właściwie od trzeciej klasy i lekcji z boginem na Obronie Przed Czarną Magią nie zastanawiałem się czego najbardziej się boję. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Wtedy bałem się powrotu do domu i rodziców - cruciatusa rzucanego przez ojca, albo wymyślnych kar matki.  Jednak teraz, kiedy zostawiłem ich za sobą, nie miałem się czego bać. W takim razie co to mogło być?
Zatarłem ręce i przekręciłem klucz w drzwiach szafy. Byłem gotowy się dowiedzieć.
Długo nic się nie działo. Zdążyłem już pomyśleć, że skoro bogin się nie pojawia, to widać niczego się nie boję. Ale pojawił się. Bardzo powoli drzwi zaczęły się otwierać. W mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, nastawiająca mnie na czujność.


Najpierw zobaczyłem jedną nogę, a potem drzwi otworzyły się na tyle, że mogłem dostrzec twarz osoby, w którą przemienił się bogin.
-To są jakieś jaja? - zapytałem. Z szafy wyłoniła się Dorcas Meadowes, która spoglądała na mnie ze strachem. Obejrzałem się na chłopaków, ale ich twarze były tak samo zdziwione jak moja. Niby jak mogłem bać się Meadowes?! To raczej ona powinna bać się mnie!
Bogin zaczął iść w moją stronę. Trzymałem różdżkę w pogotowiu, ale czekałem jeszcze na to, jak rozwinie się akcja. Nic z tego nie rozumiałem i liczyłem na to, że bogin sam wyjaśni mi, czego tak bardzo miałbym się bać w Meadowes. Bogin wyciągnął zza pleców nóż i nadal zmierzając w moją stronę, zamachnął się porządnie, żeby zadać mi cios. Odruchowo odepchnąłem go od siebie. Poczułem się tak, jakbym zanurzył ręce po łokcie w lodowatej wodzie. Meadowes straciła równowagę i runęła przez okno. Podbiegłem szybko tam, żeby ją złapać, ale było za późno. Leciała i leciała w dół z rozłożonymi na boki rękoma.


Patrzyłem jak zahipnotyzowany na tą scenę. Przez chwilę głęboko uwierzyłem, że naprawdę to zrobiłem. Naprawdę ją skrzywdziłem. Na ułamek sekundy zabrakło mi powietrza i poczułem jakiś nieznośny ciężar opadający na dno żołądka.
Spojrzałem w dół na swoje ręce i zobaczyłem w nich różdżkę. Wtedy rzeczywistość powróciła do mnie z całą siłą, a ja przypomniałem sobie, że to tylko żart płatany przez bogina.
-Riddiculus! - krzyknąłem, a bieg sytuacji się odwrócił, kiedy Dorcas odbiła się od trampoliny i wróciła na podłogę Wrzeszczącej Chaty, jako pluszowy miś.
Gapiliśmy się na niego w milczeniu. Nikt nie wiedział co powiedzieć, wszyscy zbyt skonsternowani widokiem, który bogin nam przed chwilą zafundował. Żadnemu z nas nie było do śmiechu, więc nie mogliśmy całkowicie zniszczyć bogina. Odesłaliśmy go w jedyne miejsce, które nam przeszło do głowy - Grimmauld Place. Rodzice będą zachwyceni, pomyślałem z delikatną satysfakcją.
Do zamku wróciliśmy w milczeniu. 
-Możesz mi to wyjaśnić? - usłyszałem za plecami głos James'a.
Westchnąłem ciężko i wyciągnąłem papierosa. Byliśmy sami w dormitorium.
-Sam bym chciał wiedzieć, o co tu chodzi. - rzuciłem mu paczkę.
-No wiesz...z naszej perspektywy wyglądało to co najmniej strasznie.
-A z mojej niby nie? - nie chciałem na niego patrzeć. Nadal czułem dziwne zimno w całym ciele, kiedy wracałem myślami do tamtego widoku. Jeśli kiedyś bałem się rodziców, to tylko dlatego, że nie widziałem czegoś tak okropnego. Świadomość, że skrzywdziłem któreś z przyjaciół byłaby dla mnie zbyt dużym ciężarem. Nie zniósłbym tego.
-Słuchaj, ja wiem, że ty byś nigdy nic jej nie zrobił, ale muszę cię uprzedzić. Dorcas jest dla mnie jak rodzina. Wiesz o tym. Jeśli cokolwiek jej zrobisz, to stary ja ci obiecuję, nigdy ci tego nie daruję. - powiedział Rogacz i odpalił papierosa różdżką.
-Nigdy bym jej nie tknął. - powiedziałem, zaciągając się dymem.
-Nie mam na myśli tylko takiej krzywdy. Wiem, że byś jej nie zaatakował. Ale wiem też, że każda dziewczyna, którą wziąłeś na celownik skończyła ze złamanym sercem...
-Nie prawda! - żachnąłem się, patrząc na niego spode łba. Bez przesady. Chyba nie byłem aż takim draniem.
-Wymień chociaż jedną, z którą było inaczej. - James uśmiechnął się do mnie przekornie.
Zastanowiłem się chwilę. Może i miał rację. Może jednak znał mnie ciut lepiej.
-No widzisz. - powiedział - dlatego sorry Wąchaczu, ale do Dor nie podbijaj.
-Ja nigdy nie podbijam. Same przychodzą. - powiedziałem niewinnie.
-Powiedział największy podrywacz w szkole. - zaśmiał się Rogacz. - Ale dobra. Jeśli mowa o podbijaniu, to idę szukać Evans. Jeszcze z nią nie skończyłem. - uśmiechnął się raz jeszcze na zgodę. Zgasił niedopałka i wyszedł z pokoju.
Położyłem się na łóżku i westchnąłem ciężko. Można by założyć, że ta wizja odnosiła się do każdego z moich przyjaciół. Że tylko przypadkowo była tam akurat Meadowes. Wolałem wierzyć w tę wersję.






Linki do zdjęć: 
  • http://vampire-diariesrpg.skyrock.com/
  • http://www.fitbie.com/2014/08/26/signs-you-practically-live-gym
  • http://jaffapoops.tumblr.com/post/32063095068/andrew-garfield-gifs-part-three
  • http://allzeegifs.tumblr.com/post/15561120719/jamie-bell-part-1
  • http://rping-gifs-for-you.tumblr.com/post/22661373669/karen-gillan-gifs
  • http://rpgifhelper.tumblr.com/post/34859664967/ben-barnes-gifs
  • http://cake-rpc.tumblr.com/post/27349844754/amanda-seyfried-a-decent-gif-hunt-pt-1