niedziela, 23 stycznia 2022

rozdział 79

Syriusz:
Obudziłem się w stanie absolutnej błogości i relaksu. Zanim otworzyłem oczy, jeszcze chwilę leżałem bez ruchu, rozkoszując się tym dawno nie zaznanym uczuciem. Potem leniwie uchyliłem powieki i wciąż przytłumionymi zmysłami zacząłem rejestrować sytuację dookoła. Słońce wpadało przez niezasłonięte okna i oświetlało panujący w sypialni chaos: na podłodze przy łóżku leżała moja najlepsza koszula - zwinięta w kłębek i zdaje się, że pozbawiona kilku guzików. Koło niej lampka, która musiała spaść z szafki nocnej. Ciężki fotel został przesunięty o kilka metrów, tak że wpadł na niską komodę pod ścianą - większość rzeczy spadło z niej na dywan. Westchnąłem lekko. Cóż, będzie trzeba ściągnąć tu jakiegoś skrzata. Niezbyt się tym martwiąc, przeciągnąłem się wygodnie w pościeli. Przymknąłem oczy i wróciłem wspomnieniami do wczorajszej nocy. Nie mogłem powstrzymać lekkiego uśmiechu. Przekręciłem się na drugi bok i otoczyła mnie burza blond włosów. Dorcas jeszcze spała. Przyjrzałem jej się uważnie. Miałem w końcu prawo do niczym nieograniczonej obserwacji.
Nic się nie zmieniła, odkąd kilka miesięcy temu widziałem ją po raz ostatni. Nigdy bym nie zgadł, że ponownie spotkamy się w takich okolicznościach. Myślę, że nawet sam Merlin by tego nie przewidział. Kołdra spadła skłębiona na podłogę, leżeliśmy więc na gołym materacu - przykryci tylko cienkim, białym prześcieradłem. Podparłem głowę ręką i patrzyłem jak Dorcas powoli budzi się ze snów.
-Dzień dobry - powiedziałem, gdy już otwierała oczy. Uniosła powieki, zamrugała kilka razy i wpatrzyła się we mnie lekko zdziwiona.
-Dzień dobry - odpowiedziała w końcu - Myślałam przez chwilę, że to był sen. 
Zaśmiałem się głośno.
-Masz sprośne sny, Meadowes - odparłem, a ona, jak to było zresztą w jej zwyczaju, przewróciła oczami.
-O Black, już prawie zapomniałam jaki jesteś - zaśmiała się.
Uniosłem wysoko brwi. Oparłem ręce po obu stronach jej głowy i pochyliłem się nad nią.
-A więc jaki jestem według ciebie? - zapytałem, robiąc na pokaz groźną minę. Pokręciła głową z uśmiechem. 
-No słucham, Meadowes. Powiedz, jaki według ciebie jestem.
Pochyliłem się jeszcze niżej, już prawie stykaliśmy się nosami.
-Niepoprawny. Niegrzeczny - Powiedziała zachrypniętym głosem i uniosła głowę bliżej. Odsunąłem się o centymetr.
-Ostatniej nocy, Meadowes, dowiedziałem się, że ty też wcale nie jesteś taka grzeczna za jaką się podajesz - wyszeptałem. Chwilę te słowa wisiały między nami, a my mierzyliśmy się w walce na spojrzenia. W końcu Dorcas skapitulowała. Uniosła jeszcze raz głowę i przyciągnęła mnie do pocałunku. I tak nie mógłbym się jej dłużej opierać. Opadłem na nią całym ciałem, wsunąłem palce w jej włosy, a ona oplotła mnie rękami. Cała poprzednia noc stanęła mi przed oczami. Zachłysnąłem się jej zapachem i smakiem, nie mogąc się zdecydować - czy lepsza była wczorajsza ślepa namiętność czy dzisiejszy jaskrawy żar.
Przeniosłem pocałunki na jej szyję. Wędrowałem po dekolcie i ramionach, całując każdy centymetr jej skóry. Gdy moje usta znalazły się przy jej uchu, wyszeptałem jeszcze:
-I nigdy o tym nie zapomnę.
Lekko przygryzłem płatek jej ucha, a ona w odwecie mocno zacisnęła palce na moich włosach. Syknąłem przez zęby. Ból mieszał się z rozkoszą. Zacisnąłem palce na jej biodrach i znowu odnalazłem jej usta. Chyba nigdy nie miałbym ich dość. Prześcieradło kotłowało się między naszymi nogami.
-Wciąż nie mogę w to uwierzyć... - szepnęła. Ja też nie mogłem. Ale nie zamierzałem tracić czasu. Nie teraz, kiedy w końcu miałem w ramionach wszystko czego zawsze chciałem.
-Śniłaś o mnie, Skarbie? - zapytałem, każde słowo podkreślając pocałunkiem. Zamiast odpowiedzieć westchnęła cicho i z tajemniczym uśmiechem przymknęła powieki.
-Śniłaś o mnie? - oderwałem się od niej i zapytałem raz jeszcze władczym tonem. Spojrzała się na mnie zalotnie spod rzęs. Wyciągnęła rękę i powolnym ruchem odgarnęła mi włosy z czoła.
-Och Black. Nie myśl, że będę ci wszystko od razu zdradzać. Musisz się trochę bardziej postarać. - szepnęła zadziornie. Uśmiechnąłem się do niej złowieszczo. Rzuciła wyzwanie, więc jak mógłbym go nie podjąć? Zatopiłem się w jej ustach. Wczoraj wszelkie bariery przełamał między nami alkohol. Dzisiaj nie zamierzałem jej oszczędzać. Opuszkami palców i pocałunkami badaliśmy swoje ciała, a jej ciche westchnienia były dla mnie najcudowniejszą nagrodą. Rozpłynąłem się z rozkoszy, gdy prosto do ucha szeptała w kółko moje imię.
Zatraciłem się. Świat za oknami dla mnie nie istniał. Mógłbym do niego nigdy nie wracać - żyć tą chwilą już zawsze. Pocałowałem ją mocno, tak jak jeszcze nigdy do tej pory. A ona wcale nie pozostawała mi dłużna. Oboje byliśmy stęsknieni za naszym starym życiem, za ludźmi i za normalnym światem. Ale najbardziej z tego wszystkiego tęskniliśmy za sobą. Wszystkie te lata wzajemnej niechęci, frustracji i ledwo tłumionej namiętności w końcu znalazły ujście. Było to możliwe dopiero w obcym miejscu, wśród obcych ludzi, z czystym kontem. Wszystko wybuchło, świat się rozsypał, a ja w tym chaosie po raz pierwszy czułem się kompletny.
Oderwałem się od niej na chwilę, spojrzałem jej w oczy i powiedziałem zupełnie szczerze:
-Jesteś najpiękniejszą kobietą, przy boku której się obudziłem.
-Merlinie, nie wiedziałam, że to był twój pierwszy raz - szepnęła, uśmiechając się złośliwie.
-Jędza - zaśmiałem się prosto w jej usta, zanim kolejny raz je pocałowałem.
-To twój tekst na poranny podryw? - usłyszałem po chwili koło mojego ucha.
-Mówiłem serio.
-A ja pytam serio...
-Znasz mnie, Skarbie. Jestem zawsze szczery. Do bólu. - wysapałem ciężko w jej włosy.
-Szkoda, to dobry tekst. Działa.

 

Dorcas:
Kolejne minuty upływały, a mi było po prostu cudownie. Temperatura w pokoju podnosiła się i opadała, jakby ktoś otwierał rozgrzany do czerwoności piec. Kiedy Syriusz mnie dotykał, byłam całkowicie bezbronna. Zawładnął całym moim ciałem i wszystkimi odruchami. Nie umiałam się przed nim bronić. Wszystkie myśli gdzieś wywiało z mojej głowy. Może nadal byłam trochę pijana? Niewykluczone.
Białe prześcieradło kłębiło się między naszymi nogami. Black wędrował ustami po moim ciele, każde miejsce znacząc pocałunkiem, a każdy pocałunek kończąc gorączkowym szeptem:
Moja. Najpiękniejsza. Tylko. Moja. Zawsze.
Kiedy już myślałam, że do końca postradałam rozum, jedna nieproszona obawa zaświtała w mojej głowie. Jeszcze chwilę opierałam się jej, poddając się pocałunkom i pieszczotom. Niestety coraz głośniej dobijała się do drzwi mojej świadomości.
-Która godzina? - zapytałam, odrywając się od Syriusza. Już wtedy przeklinałam samą siebie.
Rzuciłam mu przepraszające spojrzenie, kiedy sięgał na stolik nocny po zegarek. Oboje przeczuwaliśmy, co się zaraz stanie.
-Po dziewiątej - powiedział z wyraźną niechęcią w głosie.
Przygryzłam dolną wargę i spojrzałam się na niego z żalem. Opadł ciężko na materac obok mnie i wbił wzrok w sufit.
-Zabije mnie. Cholera. - szepnęłam do samej siebie i w pośpiechu zsunęłam się z łóżka. Z miną winowajcy zaczęłam zbierać porozrzucane po całym pokoju ubrania. Syriusz przywołał niedbałym ruchem paczkę papierosów, zapalił jednego i zaczął mnie obserwować zza chmury dymu. W tej chwili poczułam boleśnie całą absurdalność tej sytuacji. Naprawdę wolałabym, żeby się tak nie gapił.
-Łazienka po lewej - powiedział, wskazując kierunek niedbałym machnięciem ręki. Prędko zniknęłam za drzwiami.
Wślizgnąwszy się do łazienki, od razu natrafiłam na pełne wyrzutów sumienia odbicie w lustrze. Aż nazbyt dobrze pokazywało mój opłakany stan - rozczochrane włosy, spuchnięte usta i rozgrzane, czerwone policzki. Rzuciłam ubrania na podłogę, okręciłam zimną wodę i ochlapałam twarz. Nie miałam czasu na takie luksusy jak prysznic. Już miałam przechlapane. W pośpiechu zarzuciłam na siebie wszystkie ubrania, które udało mi się w biegu zebrać. Jedną skarpetkę musiałam poświęcić - wciągnęłam but na bosą stopę. Spojrzałam ostatni raz na moje nędzne odbicie i wyszłam z łazienki.
Black nie ruszył się z miejsca. Leżał na łóżku w nonszalanckiej pozie - niedbale okryty prześcieradłem prezentował się niczym posąg jakiegoś greckiego herosa. Jedną rękę miał pod głową, a w drugiej trzymał końcówkę papierosa. Kiedy mnie zobaczył, wypuścił z ust chmurę dymu i zlustrował mnie spojrzeniem.
-Muszę iść - obwieściłam oczywistość. Nagle, kiedy stałam tam ubrana, a to narkotyczne pożądanie opadło, poczułam się niezwykle głupio w jego obecności. Co też mi strzeliło do głowy, żeby przespać się z Blackiem? Zawsze postrzegałam siebie samą za raczej rozsądną osobę. Syriusz zgasił niedopałek w popielniczce, wstał i niespiesznie do mnie podszedł. Wtedy już nie miałam wyboru i musiałam znaleźć dla siebie samej trochę więcej zrozumienia. Stanął tuż przede mną, a ja poczułam, jak znowu miękną mi kolana.
Pochylił się i delikatnie mnie pocałował. Kiedy oderwaliśmy się od siebie, spojrzałam mu w oczy i starałam się jak najlepiej zapamiętać tę chwilę. Wiedziałam, że to może być nasze ostatnie spotkanie. To, że teraz się odnaleźliśmy było jedynie uśmiechem losu - świat pozwolił nam się właściwie pożegnać. Teraz każde z nas powinno pójść w swoją stronę.
-Żałujesz? - zapytał Black, źle interpretując moje milczenie. Pokręciłam głową.
-Nie - odparłam - Myślisz, że powinnam?
-Nikt nie żałuje nocy z Blackiem - odparł pompatycznie, ale po chwili uśmiechnął się do mnie zupełnie szczerze i objął mnie w talii.
-Ja niczego nie żałuję. Ani tego co się stało, ani tego co powiedziałem. Wszystko to prawda.
Trudno było mi znieść siłę jego spojrzenia. W tamtej chwili czułam się naprawdę zagubiona. Ukryłam twarz w zagłębieniu jego szyi. Wiedziałam, że jeśli teraz odejdę, prawdopodobnie już się nie zobaczymy. Może spotkamy się za parę lat, a może już nigdy. Dlatego nie musiałam żałować tego, co się stało. Może w końcu będę mogła z czystym sumieniem zapomnieć jego twarz. Ta myśl jednak przejmowała mnie dziwnym lękiem. Przylgnęłam do niego mocniej, wciągając głęboko jego zapach. Nie chciałam się żegnać.
Syriusz, jakby wyczuwając mój strach, otulił mnie ramionami i oparł brodę na czubku mojej głowy. Jego miarowy oddech i spokojny stukot serca pod moim policzkiem pozwoliły mi się uspokoić.
-Wszystko będzie dobrze - powiedział, kołysząc mną lekko. Pokiwałam głową.
-Merlinie, nadal nic o tobie nie wiem. Jak się tam znalazłaś, jak teraz żyjesz...
-Oboje wiemy, że to musi się tak skończyć. Nie możemy wiedzieć więcej. Ty w końcu wrócisz do Londynu, a ja przecież nie żyję, prawda? - powiedziałam i odsunęłam się od niego, żeby dodać moim słowom wiarygodności. Nie byłam pewna, kogo próbowałam przekonać.
-Ostatni rozdział o Dorcas Meadowes i Syriuszu Blacku?
Pokiwałam głową i wbiłam wzrok w podłogę. Musiałam to doprowadzić do końca. Syriusz wziął mnie za rękę i uśmiechnął się do mnie bez radości.
-Nasz przynajmniej skończył się z fajerwerkami. Pomyśl, jakie niektórzy mają nudne rozdziały.
-Nam to nigdy nie groziło. - powiedziałam. Po chwili wahania dodałam jeszcze:
-Naprawdę nie żałuję. I chcę, żebyś był naprawdę szczęśliwy.
Syriusz uśmiechnął się do mnie i jeszcze raz mnie pocałował. Krótko. Na pożegnanie. Ale już bez bólu, czy smutku. Trzeba było to zapamiętać jak najlepiej.
Na podłodze koło drzwi leżała moja czerwona peleryna. Schyliłam się po nią i nacisnęłam klamkę. Z jedną nogą na korytarzu, jeszcze raz się odwróciłam i omiotłam Syriusza spojrzeniem od stóp do głów.
-Już prawie południe. Mógłbyś się już ubrać, Black. - powiedziałam z ostatnim złośliwym uśmiechem i szybko zamknęłam za sobą drzwi. Wybiegłam z budynku na ośnieżoną ulicę. Szybko, tak jak odrywa się plaster, teleportowałam się do domu.

***

W wiosce powitał mnie siekający ostro deszcz i rozszalały wiatr. Zarzuciłam na głowę kaptur i biegiem ruszyłam w drogę do domu. Ślizgałam się po błocie a rozchlapywana z kałuż woda przemoczyła mi buty. Mimo to prawie nie zwracałam uwagi na te niesprzyjające warunki. Wiedziałam, że Desire będzie wściekły. Nie tylko niespodziewanie zniknęłam z imprezy, na którą zabrał mnie za dobre sprawowanie, ale też zniknęłam na całą noc. Już pewnie nigdy mnie nie wypuści z tego cholernego domu. Moje myśli również natrętnie nawiedzał widok Black'a. Ciągle czułam jego zapach na moich włosach i ubraniach. W normalnych warunkach pewnie dręczyłby mnie palący wstyd, ale kurczowo trzymałam się myśli, że w tym wszystkim było coś właściwego. To zbyt nieprawdopodobne spotkanie, żeby czegokolwiek tu żałować. Nasza historia była zbyt burzliwa i pogmatwana. Należało się nam więc ostatnie pożegnanie. Poza tym mogłabym się założyć, że Black nie czuł ani grama wstydu czy zażenowania po tym, do czego między nami doszło. Dlaczego więc ja miałabym to czuć?
Mimo wszystko myśl o ostatnim pożegnaniu sprawiała, że czułam w sercu jakąś przerażającą pustkę. Do tej pory ciągle miałam nadzieję, że to się jednak kiedyś zmieni. Że wrócę do mojego starego świata, do Anglii i do moich przyjaciół. Teraz stawało się dla mnie jasne, że mojego życia już nie było. Nie miałam do czego wracać. W czarodziejskim świecie byłam przecież martwa. Stawało się dla mnie jasne, że nie było odwrotu. Mój dom był teraz tutaj, a moją jedyną rodziną był Desire. Tak. To koniec, Dorcas. Definitywnie przestajesz o tym myśleć. Czas zostawić przeszłość w przeszłości i ruszyć naprzód.
Kiedy tak biłam się z myślami, moje nogi zaprowadziły mnie prawie pod sam dom. Zdałam sobie sprawę z tego, że razem ze strugami deszczu po mojej twarzy spływały obficie łzy. Weź się w garść, nakazałam sobie i wytarłam twarz rękawem. Przystanęłam na chwilę, żeby uspokoić oddech po biegu. Wtedy, wśród głośnego szumu deszczu, dotarło do mnie coś jeszcze.
W domu Blansharda salonowe okno było uchylone i płynęła z niego szarpiąca nerwy melodia.
Domyśliłam się od razu co się święci - Blanshard był na mnie wściekły i szykował się szlaban do końca życia. W głębi serca czułam, że mi się należy. Godząc się z nieuniknionym, ruszyłam w stronę drzwi. Kiedy weszłam do hallu, zdjęłam przemoczoną pelerynę i osuszyłam się ciepłym podmuchem z różdżki. W środku muzyka rozbrzmiewała jeszcze głośniej. Miałam wrażenie, że rezonuje od wszystkich ścian i mebli, a dom jest na mnie tak samo wkurzony jak jego właściciel.
Weszłam powoli do ciemnego salonu. Desire siedział za fortepianem, miał zamknięte oczy, a jego palce biegały po klawiaturze z zawrotną prędkością. Przystanęłam w progu i obserwowałam go w ciszy. Nie chciałam mu przerywać. Po paru minutach utwór zakończył się kilkoma taktami wypełnionymi agresywnymi uderzeniami w klawisze. Nagle zapadła kompletna cisza. Desire otworzył oczy i spojrzał prosto na mnie. Zrobiłam krok w przód, ale bałam się odezwać pierwsza. 

Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami. Niemal wstrzymywałam oddech, czekając na wielką kłótnię.
-Wróciłaś - powiedział w końcu Desire. Głos miał zimny i formalny jak na przesłuchaniu. Kiwnęłam głową, bojąc się odezwać.
-Jesteś cała? - zapytał, przyglądając mi się zza fortepianu.
-Tak - odparłam cicho.
-Dobrze. - spuścił wzrok na klawiaturę. Bez jednego spojrzenia w moją stronę oznajmił:
-Idź się spakować.
Zamarłam.
-Wyjeżdżamy? - wyjąkałam zupełnie zbita z tropu.
-Ty wyjeżdżasz.
-Jak to? - szepnęłam, nabierając najgorszych przeczuć.
Desire podniósł na mnie spojrzenie. Nie. Nie wydawał się wściekły. Był tylko bezgranicznie smutny. Złamało mi to serce. Merlinie, jak mogłam mu coś takiego zrobić?
-Miałem się tobą opiekować i być twoim strażnikiem. Zawiodłem na całej linii. Skoro wróciłaś, mogę wysłać Dumbledore'owi mój list z rezygnacją.
Dopiero zauważyłam, że na klapie fortepianu leżała gruba pergaminowa koperta - już zaadresowana do Dumbledore'a.
-Przecież nie możesz mnie zostawić... - wyjąkałam, czując jak serce mi łomocze.
-Nie słyszałaś co powiedziałem? Zakon przydzielił mi zadanie, a ja zawaliłem sprawę! Nie mogę się tobą dłużej opiekować.
-To przecież wszystko moja wina! - zawołałam - Przepraszam cię, Desire. Nie rób mi tego!
Ruszyłam w jego stronę. Zaczęłam cała dygotać, serce waliło mi jak oszalałe. Nie mogłam przecież na to pozwolić! Desire obserwował mnie z zaciętą miną, jednak widząc moje zdenerwowanie spuścił trochę z tonu.
-Dorcas, to nie jest kara. To miał być twój azyl bezpieczeństwa i to ja miałem to bezpieczeństwo zapewnić. Nie zrobiłem tego. Po co ci strażnik, który gubi cię w obcym mieście na całą noc?
-Desire, proszę! Nie odsyłaj mnie. Tracę każde miejsce, w którym poczuję się bezpiecznie i każdą osobę, na której mi zależy. Nie mam już nikogo. Tylko ciebie! Nie zostawiaj mnie. Nie przeżyję tego kolejny raz! - znowu poczułam na policzkach gorące łzy. Mówiłam zupełnie szczerze. Straciłam już dom w Dolinie Godryka i rodziców, Hogwart i wszystkich moich przyjaciół, straciłam też Zakon i to przeze mnie zginął Autua. Nigdy nie czułam się bardziej samotna. Miałam już tylko Desire, a jego utraty chyba bym już nie przeżyła. To on był teraz moją rodziną.
Desire spojrzał się na mnie z bólem.
-Zniknęłam z własnej winy. Wiedziałam, że to głupie i że łamię wszystkie zasady, ale coś mi odbiło i i tak to zrobiłam. Nie miałeś na to żadnego wpływu. Nikt by mnie nie ochronił przed moją własną głupotą. - powiedziałam, przełykając łzy.
-Ani przez chwilę moje życie nie było zagrożone. Byłam całkowicie bezpieczna. Cały czas. - dodałam jeszcze, widząc, że Desire zaczyna mięknąć.
-Gdzie byłaś? - zapytał, a ja ucieszyłam się, kiedy usłyszałam nutkę wahania w jego głosie.
-Spotkałam znajomego. On też jest członkiem Zakonu Feniksa. Dlatego wiedziałam, że nic mi nie grozi. - powiedziałam. Liczyłam, że tyle wyjaśnień jednak wystarczy i że nie będę musiała zapuszczać się w nieco bardziej intymne szczegóły.
-I byłaś z nim całą noc? - Desire zmarszczył brwi.
-Tak.
-Kto to?
No i tyle z moich wstydliwych tajemnic, pomyślałam. Desire doskonale wiedział, kim był Syriusz Black. Jego reputacja go wyprzedzała - jego pochodzenie i umiejętności magiczne były tak samo znane jak jego legendarne podboje. Poza tym Desire już dawno wysnuł własne wnioski na temat naszej relacji z moich opowieści o szkolnych latach.
-Syriusz Black - powiedziałam cicho. Blanshard mało co nie spadł z krzesła. Zrobił wielkie oczy i przez dłuższą chwilę gapił się na mnie bez słowa. Wiedziałam, że jego głowa mieli to, co właśnie usłyszał. Do tego moje nagłe zniknięcie i powrót po całej nocy... wnioski nasuwały się same. Nie trzeba być geniuszem, żeby dodać dwa do dwóch.
-Nie gadaj - wysapał w końcu. Z ogromną ulgą powitałam jego dawny ciekawski ton.
Wzruszyłam ramionami, starając się przyjąć wyluzowaną pozę. Z marnym skutkiem.
-I byliście razem całą noc? - zapytał, a ja już byłam pewna, że zżerała go ciekawość. Nie zamierzałam jednak tak łatwo sprzedać swojej historii. To była w końcu moja jedyna mocna karta.
-Tak jak mówiłam, jest członkiem Zakonu. Byłam zupełnie bezpieczna. Desire, czy możemy już darować sobie tą całą przeprowadzkę? To moja i tylko moja wina, że zniknęłam. To ja zawaliłam, nie ty. Ukaż mnie jak chcesz, tylko błagam, nie odsyłaj mnie.
Blanshard chwilę rozważał to, co powiedziałam. W końcu kiwnął głową i powiedział:
-Musisz mi wszystko opowiedzieć.
-Czekaj! Mam twoje słowo, że nigdzie mnie nie odeślesz? Możemy wrzucić ten cholerny list do kominka?
-Tak, tak. Ale pamiętaj. To ma się nigdy więcej nie powtórzyć. I masz szlaban. To ostatni raz jak znikasz bez słowa. O mało nie osiwiałem ze strachu. - odparł stanowczo. Wiedziałam, że szlaban będzie pewnie trwał do końca życia, ale należał mi się. Tak bardzo żałowałam, że musiał się najeść przeze mnie strachu.
Z ogromną ulgą zgarnęłam z fortepianu list i od razu wrzuciłam go w trzaskające na palenisku płomienie. Odwróciłam się z powrotem do Blansharda. Miał nadal nieco obrażoną minę, ale mimo to wiedziałam, że w środku aż go skręcało z ciekawości. Ostatecznie życie na prowincji nie należało do najciekawszych. Plotki bywały tu cenniejsze od pieniędzy. Skinął głową na znak, żebym usiadła i zaczęła w końcu opowiadać. 

Jace Herondale Shadow Hunters GIF - JaceHerondale ShadowHunters CityOfBones GIFs

 

Syriusz:
Teleportowałem się do obozu dopiero po paru godzinach. Nie spieszno mi było wracać, bo wiedziałem, że nie znajdę tam niczego do roboty. W górach wyszło słońce i śnieg niemal całkowicie stopniał. Przechadzałem się między namiotami, poszukując czegoś do roboty. Tom nie zostawił mi żadnych zadań, a sam wyjechał z obozu na zwiady.
Miałem wrażenie, że od ostatniej wizyty na obozowisku minęły całe miesiące. Wydarzenia z wczorajszej nocy i tego poranka były tak nieprawdopodobne, że przechadzając się wśród namiotów sam zastanawiałem się, czy to mi się tylko nie przyśniło. Jednak wyraźnie czułem na sobie ten subtelny kwiatowy zapach. To był wystarczający dowód, że naprawdę spotkałem Dorcas Meadowes i że ta najcudowniejsza w moim życiu noc nie była tylko wytworem wyobraźni. Jednak wszystko co się stało miało słodko gorzki smak. Starałem się odpychać od siebie myśl, że nigdy więcej nie zobaczę Dorcas. Jednak nie było to łatwe. Wracała do mnie natrętnie przy każdej okazji.
-Syriusz! - usłyszałem za sobą piskliwy głosik. Odwróciłem się i zobaczyłem biegnącą w moją stronę Emmę. - Cześć Syriusz!
Stanęła przede mną i wyszczerzyła się do mnie szeroko jak to miała w zwyczaju.
-Cześć, co słychać?
-Nic, mam przerwę. Czekam na dostawę składników do eliksirów. - powiedziała ważnym tonem. Kiedy tak na nią patrzyłem, zacząłem się zastanawiać, jak to jest mieć dziesięć lat i już tak ciężko harować na wojnie. Emma jednak wydawała się zadowolona ze swoich obowiązków. Wyraźnie nudziła ją ta przerwa w pracy.
-Nudno było bez ciebie. Gdzie byłeś? - zapytała, idąc za mną wąską ścieżką między płóciennymi ścianami namiotów.
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
-Mówiłem, że muszę uczcić zaręczyny kuzynki. - powiedziałem wymijająco, kiedy wyszliśmy z terenu obozowiska. Usiadłem na płaskim kamieniu niedaleko zbocza góry, a Emma zaraz obok mnie.
-Pojechałeś na wesele? - pisnęła cała rozradowana.
-Byłem w mieście na imprezie.
-Jakiej imprezie? - zapytała wwiercając we mnie ciekawskie spojrzenie.
Wzruszyłem ramionami. W sumie to nie miałem pojęcia co takiego świętowali ci wszyscy ludzie na placu. Dla mnie liczyła się muzyka, alkohol i towarzystwo. Reszta mało mnie interesowała.
-Nie było cię całe rano. A tata wyjechał z obozu. Tak strasznie się nudziłam - powiedziała Emma z wyrzutem. Uśmiechnąłem się rozbawiony jej oburzoną miną.
-No sorry. Następnym razem wezmę cię ze sobą. - zaśmiałem się.
-No ale jak było? - zapytała trochę udobruchana.
Znowu wzruszyłem ramionami, nie chcąc wdawać się w szczegóły. Jednak Emma wpatrywała się we mnie wyraźnie oczekując informacji.
-Spoko. Spotkałem starą znajomą. - powiedziałem, uśmiechając się sam do siebie. Potem jednak znowu przypomniało mi się, że to było ostateczne pożegnanie z Meadowes i mój uśmiech przygasł.
-Z Hogwartu? Też jest na misji?
-Chyba można tak powiedzieć.
Tak naprawdę nie miałem bladego pojęcia, co Dorcas robiła w Danii. Jedyne co o niej wiedziałem to to, że miała się gdzieś ukrywać. Jednak jakim cudem znalazła się na tej samej imprezie?
-Mieszka tutaj? - pisnęła Emma, rozglądając się wśród przechodzących obozowiczów.
-Nieee. Nie wiem, gdzie mieszka.
Zamyśliłem się tak głęboko, że przestały do mnie docierać kolejne pytania Emmy. To chyba rzeczywiście był koniec mojej znajomości z Meadowes. Znowu zniknęła z radaru, nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Nie wierzyłem też w przeznaczenie na tyle, żeby oczekiwać drugiego zbiegu okoliczności jak wczoraj. Ja kiedyś wrócę do Anglii. A ona? Jej stare życie z każdym dniem się zacierało. Czy sama miała nadzieję kiedyś wrócić?
-To twoja dziewczyna? - usłyszałem nagle piskliwy głosik koło mnie. Zamrugałem kilka razy i spojrzałem na trajkoczącą bez przerwy Emmę.
-Co?
-Mogę ją poznać? Tak bardzo chciałabym mieć więcej znajomych. Mam tatę, no i ciebie... no ale wy jesteście chłopakami. To nie to samo. Przedstawisz mnie jej? Myślisz że by mnie polubiła? - wyrzucała z siebie słowa tak szybko, że ledwo za nią nadążałem.
-Na pewno by cię polubiła. Nawet jesteście do siebie trochę podobne. Ale chyba nie dam rady cię przedstawić.
-Dlaczego? - wydawała się autentycznie rozczarowana. Chyba serio brakowało jej towarzystwa w obozie.
-Straciliśmy kontakt. Więcej się nie zobaczymy. - powiedziałem matowym głosem, a Emma spojrzała się na mnie ze smutkiem.
-Pokłóciliście się? - zapytała obwiniającym tonem. Jak to możliwe, że nawet nigdy nie spotkawszy Meadowes już brała jej stronę? Chyba rzeczywiście były do siebie podobne.
-Wprost przeciwnie. - powiedziałem sam do siebie, a Emma spojrzała się na mnie skołowana.
-Nic już nie rozumiem! Możesz mówić jaśniej?
Zaśmiałem się z jej reakcji. Nie miałem zamiaru wtajemniczać w nic Emmy, ale rozczulające było to jak bardzo chciała się zaangażować i mi pomóc. Nagle zrobiła wielkie oczy i zawołała triumfalnie:
-A więc to jednak jest twoja dziewczyna!
Roześmiałem się jeszcze głośniej.
-Pocałowałeś ją? - zapytała konspiracyjnym szeptem.
-Może - zaśmiałem się, a Emma wydała z siebie pisk, który zapewne miał okazywać wielką radość i ekscytację.

image

-Muszę ją poznać! Muszę! Syriusz, proooszę! - zawyła, podczas gdy ja nie mogłem przestać się śmiać z jej reakcji. Tak to jest kiedy twoją przyjaciółką staje się dziesięciolatka, pomyślałem. Meadowes świetnie by się z nią dogadała.
-Przykro mi Ems, ale nic nie mogę zrobić. Nie mam z nią już żadnego kontaktu. - powiedziałem.
-Przecież wczoraj się spotkaliście...
-To był przypadek. Więcej się nie powtórzy. Ona się ukrywa, a ja nie mam pojęcia gdzie.
-Ale...
-Mówię serio.
Widziałem, że Emma jest bardzo rozczarowana. To jednak nic w porównaniu z tym, jak ja się czułem. Dotarło do mnie, że gdyby tylko istniał jakiś sposób, spróbowałbym raz jeszcze odnaleźć Meadowes. Nie chciałem, żeby to był koniec. To spotkanie pokazało, jak bardzo mi jej brakowało i że znaczyła dla mnie dużo więcej, niż przez te wszystkie lata byłem w stanie przyznać. Było mi z nią za dobrze, żeby jeszcze kiedyś poczuć to z kimś innym. Ale nie było sposobu.
Emma chyba domyśliła się, jak się czułem bo delikatnie poklepała mnie po ramieniu. Wiedziałem, że chciała mnie pocieszyć.
W tej właśnie chwili kilka metrów dalej z trzaskiem aportował się Tom i kilku innych obozowiczów. Rozejrzał się dookoła i dostrzegłszy mnie i Emmę, pomachał do nas dziarsko.
-O tata. Sprawdzę, czy nie potrzebuje pomocy. - powiedziała Emma. Poklepała mnie jeszcze raz po ramieniu i pobiegła do ojca.
Przez chwilę obserwowałem, jak Tom pomaga w wypakowywaniu ładunku z jednej z dostaw. Dookoła krzątało się mnóstwo ludzi. Co i rusz ktoś podchodził do niego z jakimś papierem do podpisania, albo, żeby zasięgnąć porady. Emma skakała dookoła i we wszystkim starała się pomagać. Tom miał ostatnio mnóstwo pracy. Zajmował się nie tylko naszym obozem, ale też szeregiem innych, które wykonywały przeróżne zadania na duńskich ziemiach, wspierając walkę z Czarnym Panem. Koordynowanie tylu spraw musiało być trudne. W końcu musiał wiedzieć o wszystkim, co działo się w Zakonie Feniksa.
I wtedy do głowy przyszła mi pewna myśl. Aż zerwałem się na równe nogi. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem? A co jeśli istniał sposób? A co jeśli Tom naprawdę wiedział o wszystkim? 







Źródła:

  • http://daughterofmystic.tumblr.com/post/146662191912/amanda-seyfried-as-chloe-sweeney
  • https://tenor.com/view/jace-herondale-shadow-hunters-city-of-bones-mortal-instruments-jamie-campbell-bower-gif-8269180
  • http://and-run-the-heart.tumblr.com/post/19975978787/ben-barnes-gifs