Wydaje mi się, czy jeszcze parę dni temu nie nosiłam pierścionka zaręczynowego? A czy moja ślubna obrączka nie błyszczała przypadkiem na palcu od zaledwie paru godzin? To wszystko prawda! Ale wciąż sama nie mogłam w to uwierzyć. Mimo tych wszystkich osób, które co i rusz podchodziły do mnie i mojego męża (jak to dziwnie brzmi! ), żeby złożyć nam gratulacje i życzyć szczęścia na nowej drodze życia. Nowej? Byliśmy razem od tylu lat, zastanawiałam się, co tak na prawdę się zmieni. Wojna za oknami, śmierć za rogiem, w tych czasach nic nie było pewne. Jednak w tej jednej jedynej chwili byłam naprawdę szczęśliwa. Mimo całego strachu, mimo zła czającego się po kątach, mogłam z ręką na sercu powiedzieć, że ja, Alicja Longbottom, byłam szczęśliwsza niż kiedykolwiek.
-Frank! - usłyszeliśmy za plecami, a kiedy się odwróciłam, moje całe szczęście gdzieś nagle wyparowało. Tak jak Frank szeroko się uśmiechnął na widok starego kumpla, ja nie mogłam powstrzymać grymasu niezadowolenia.
-Max, na Merlina, jak my się dawno nie widzieliśmy! - zawołał Frank, podając mu rękę. Obślizgły gnojek, pomyślałam, przyklejając do twarzy sztuczny uśmiech.
-No Longbottom, znamy się tak długo, po kim jak po kim, ale po tobie się nie spodziewałem takiego kroku jak ślub - powiedział Max, śmiejąc się. Zmierzył mnie tym swoim obmierzłym wzrokiem od góry do dołu i zaśmiał się pod nosem. Uśmiechnęłam się cierpko i powiedziałam z fałszywą uprzejmością:
-Widać nie znasz go tak dobrze.
Roześmiał się teatralnie i puszczając do mnie oko, zaczął pretensjonalnym tonem:
Roześmiał się teatralnie i puszczając do mnie oko, zaczął pretensjonalnym tonem:
-Alicja, ile to już lat... wcale się nie zmieniłaś, muszę przyznać.
-Lily, Dor, jesteście w końcu - powiedziałam, ignorując go. Nie trawiłam gościa i tyle. Po prostu nie.
-Właśnie, poznajcie się - powiedział Frank, uśmiechając się szeroko - To jest mój przyjaciel z dzieciństwa, Max, przyjechał do nas aż ze Szwajcarii.
-Właśnie, poznajcie się - powiedział Frank, uśmiechając się szeroko - To jest mój przyjaciel z dzieciństwa, Max, przyjechał do nas aż ze Szwajcarii.
-Maxwell Barnett, miło mi - powiedział, kłaniając się lekko Dorcas z tym jego cwanym uśmieszkiem.
-Dorcas Meadowes - Dor uśmiechnęła się w sposób, który wcale mi się nie spodobał.
-Jestem pisarzem, mieszkam na stałe w Szwajcarii, ale widzę, że będę miał dobry powód, żeby wrócić do Anglii - wymruczał, pochylając się nad nią.
-Nikogo to nie interesuje! - zawołałam, przerywając mu w połowie zdania i odciągnęłam dziewczyny od tego czubka.
-Co ty robisz, Al? - zapytała Dorcas, robiąc zdziwioną minę - wydawał się bardzo miły...
-Masz rację, wydawał się. To okropny, okropny człowiek! Nic tylko się puszy, wywyższa... uwierzcie mi na słowo, nie warto się z nim zadawać - zaczęłam, zwracając się przede wszystkim do Dorcas. Ona jednak nadal tylko zerkała z zainteresowaniem w stronę Barnett'a. - To okropny gość i tyle. - podsumowałam, mając cichą nadzieję, że nie usłyszę tego, co chwilę potem oczywiście usłyszałam.
-Według mnie jest słodki - powiedziała Meadowes, uśmiechając się delikatnie w jego stronę.
-Wydaje mi się, czy z Mary jest coś nie tak? - powiedziała Lily, zmieniając temat na bezpieczne tory.
Spojrzałyśmy się w jej stronę. Zerknęłam też na Remusa. Z nim było coś tym bardziej nie w porządku. Oboje stali po przeciwnych stronach sali, podpierali ściany, a Rem miał minę, jakby zaraz miał coś rozwalić.
Ruszyłam szybko w jego stronę, tak nie mogło być. Na moim weselu wszyscy mieli być zadowoleni. Jedyną osobą jaka miała prawo się smucić był Syriusz, taka tragedia zupełnie go usprawiedliwiała. No i oczywiście Maxwell. On po prostu nie zasługiwał na szczęście.
-Remus, o co chodzi? - zapytałam, patrząc się na niego przenikliwie.
-Oświadczyłem się jej - powiedział nagle, a mnie zamurowało. Chwilę gapiłam się na niego bez słowa. I to był powód, dla którego zachowywali się jak obrażone pięciolatki?
-I co powiedziała? - zapytałam, niestety spodziewając się już odpowiedzi.
-A jak myślisz? - burknął, ale zaraz się zreflektował - odmówiła oczywiście. Tak naprawdę wcale się jej nie dziwię. Nie łatwo być z kimś takim jak ja... Kto by chciał pakować się w takie gówno?
-I co powiedziała? - zapytałam, niestety spodziewając się już odpowiedzi.
-A jak myślisz? - burknął, ale zaraz się zreflektował - odmówiła oczywiście. Tak naprawdę wcale się jej nie dziwię. Nie łatwo być z kimś takim jak ja... Kto by chciał pakować się w takie gówno?
-Co? - wykrztusiłam z siebie, nadal nie mogąc uwierzyć w te rewelacje.
-Odmówiła - powiedział dobitnie jeszcze raz i podniósł kieliszek, jakby wznosił toast. Po czym wbił rozgoryczone spojrzenie w Mary i jednym łykiem wypił całego szampana.
Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Patrzyłam się to na nią, to na niego, a moje myśli darły się przeraźliwie: "Oświadczył się?! To jakieś żarty?!" Jak mogłyśmy dowiedzieć się o tym dopiero teraz? Przecież Mary na pewno by nam powiedziała! I jak mogła mu odmówić? Byli razem tacy szczęśliwi.
Remus nie wyglądał, jakby był w nastroju dalej prowadzić tą rozmowę, więc zostawiłam go w spokoju. Miałam nadzieję, że wszystko się z czasem wyjaśni. Może to nie był dobry moment na przeprowadzanie przyjacielskich interwencji. Oby tylko to był koniec dramatów na ten wieczór.
Niestety. Odwróciłam się i pierwsza rzecz, jaką zobaczyłam, sprawiła, że pięści same zacisnęły mi się ze złości. Kilka metrów dalej Dorcas wyraźnie flirtowała z Maxwellem, który ślinił się, jak szyszymora. Dlaczego się mnie nie słuchała? Dlaczego nie mogła uwierzyć, że on był po prostu obślizgłym gadem?
Lily:
Wyszłam na dwór, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Było ciemno, niebo aż lśniło od gwiazd, a liście, które zaczynały już żółknąć, opadały z drzew na taras. Cudownie, pomyślałam, wsłuchując się w muzykę, która dobiegała ze środka. Mimo wszystkich nerwów, ten wieczór był wspaniały. Państwo Longbottom byli zakochani bez pamięci i trzymałam mocno kciuki za to, żeby ich szczęście trwało jak najdłużej. Oparłam się o barierkę i westchnęłam głęboko.
-Lily - usłyszałam nagle szept gdzieś z dołu. Wychyliłam się za barierkę i zobaczyłam coś co przyprawiło mnie niemal o zawał serca. Szybko odsunęłam się ze strachem.
-Lepiej od razu odejdź - warknęłam do Severusa. Wgramolił się przez barierkę, stanął przede mną i oparł ręce na kolanach, żeby złapać oddech. Jego czarna szata Śmierciożercy powiewała na wietrze.
-Posłuchaj, proszę, tu chodzi o twoje życie - wysapał. Gotowałam się ze złości. Jak on śmiał?
-A niby co ty możesz wiedzieć? - zapytałam, zakładając ręce na piersi.
Zawahał się, ale po chwili z głębokim westchnieniem podwinął rękaw koszuli i pokazał mi Mroczny Znak.
Wciągnęłam ze świstem powietrze i cofnęłam się wgłąb tarasu.
-Nie podchodź - powiedziałam ostrożnie.
-Chcę ci pomóc. Musisz mnie wysłuchać. - jęknął Severus, wyciągając do mnie dłoń.
-Tak jak ostatnim razem, co?
-To było głupie... - jęknął. Sprawiał wrażenie, jakby naprawdę żałował tego, co się stało. Ale jak mogłam mu zaufać? Nie był już tą samą osobą co kiedyś.
Wpatrywał się we mnie ciągle z mocą, co chwila nerwowo zerkając na wejście do sali balowej.
-Proszę cię, Lily. Nie odpuszczę. - powiedział, a ja zawahałam się. Co jeśli naprawdę coś nam zagrażało? Przecież nie mogłam dopuścić, żeby cokolwiek zniszczyło tą noc Alicji i Frankowi.
-Mów szybko i znikaj. - szepnęłam. Snape odetchnął i zaczął:
-Nie jesteście tu bezpieczni, niedaleko stąd jest zasadzka. Śmierciożercy planują atak dziś w nocy...
-A jaki ty masz w tym interes? - przerwałam mu oschłym głosem. Był w końcu jednym z nich!
-Mówiłem już, nadal mi na tobie zależy! Na naszej przyjaźni, Lily. - powiedział i ruszył w moją stronę. Znowu się cofnęłam i wyciągnęłam ręce przed siebie:
-Nie podchodź - zawołałam ze strachem. Severus cofnął się o krok i spojrzał się na mnie z bólem.
-Jeśli to okaże się prawdą, wtedy może zastanowię się, co z naszą przyjaźnią... - powiedziałam cicho, próbując opanować kołatanie serca.
Kiwnął głową i niczym cień prujący powietrze, rozpłynął się w ciemności.
Remus nie wyglądał, jakby był w nastroju dalej prowadzić tą rozmowę, więc zostawiłam go w spokoju. Miałam nadzieję, że wszystko się z czasem wyjaśni. Może to nie był dobry moment na przeprowadzanie przyjacielskich interwencji. Oby tylko to był koniec dramatów na ten wieczór.
Niestety. Odwróciłam się i pierwsza rzecz, jaką zobaczyłam, sprawiła, że pięści same zacisnęły mi się ze złości. Kilka metrów dalej Dorcas wyraźnie flirtowała z Maxwellem, który ślinił się, jak szyszymora. Dlaczego się mnie nie słuchała? Dlaczego nie mogła uwierzyć, że on był po prostu obślizgłym gadem?
Lily:
Wyszłam na dwór, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Było ciemno, niebo aż lśniło od gwiazd, a liście, które zaczynały już żółknąć, opadały z drzew na taras. Cudownie, pomyślałam, wsłuchując się w muzykę, która dobiegała ze środka. Mimo wszystkich nerwów, ten wieczór był wspaniały. Państwo Longbottom byli zakochani bez pamięci i trzymałam mocno kciuki za to, żeby ich szczęście trwało jak najdłużej. Oparłam się o barierkę i westchnęłam głęboko.
-Lily - usłyszałam nagle szept gdzieś z dołu. Wychyliłam się za barierkę i zobaczyłam coś co przyprawiło mnie niemal o zawał serca. Szybko odsunęłam się ze strachem.
-Lepiej od razu odejdź - warknęłam do Severusa. Wgramolił się przez barierkę, stanął przede mną i oparł ręce na kolanach, żeby złapać oddech. Jego czarna szata Śmierciożercy powiewała na wietrze.
-Posłuchaj, proszę, tu chodzi o twoje życie - wysapał. Gotowałam się ze złości. Jak on śmiał?
-A niby co ty możesz wiedzieć? - zapytałam, zakładając ręce na piersi.
Zawahał się, ale po chwili z głębokim westchnieniem podwinął rękaw koszuli i pokazał mi Mroczny Znak.
Wciągnęłam ze świstem powietrze i cofnęłam się wgłąb tarasu.
-Nie podchodź - powiedziałam ostrożnie.
-Chcę ci pomóc. Musisz mnie wysłuchać. - jęknął Severus, wyciągając do mnie dłoń.
-Tak jak ostatnim razem, co?
-To było głupie... - jęknął. Sprawiał wrażenie, jakby naprawdę żałował tego, co się stało. Ale jak mogłam mu zaufać? Nie był już tą samą osobą co kiedyś.
Wpatrywał się we mnie ciągle z mocą, co chwila nerwowo zerkając na wejście do sali balowej.
-Proszę cię, Lily. Nie odpuszczę. - powiedział, a ja zawahałam się. Co jeśli naprawdę coś nam zagrażało? Przecież nie mogłam dopuścić, żeby cokolwiek zniszczyło tą noc Alicji i Frankowi.
-Mów szybko i znikaj. - szepnęłam. Snape odetchnął i zaczął:
-Nie jesteście tu bezpieczni, niedaleko stąd jest zasadzka. Śmierciożercy planują atak dziś w nocy...
-A jaki ty masz w tym interes? - przerwałam mu oschłym głosem. Był w końcu jednym z nich!
-Mówiłem już, nadal mi na tobie zależy! Na naszej przyjaźni, Lily. - powiedział i ruszył w moją stronę. Znowu się cofnęłam i wyciągnęłam ręce przed siebie:
-Nie podchodź - zawołałam ze strachem. Severus cofnął się o krok i spojrzał się na mnie z bólem.
-Jeśli to okaże się prawdą, wtedy może zastanowię się, co z naszą przyjaźnią... - powiedziałam cicho, próbując opanować kołatanie serca.
Kiwnął głową i niczym cień prujący powietrze, rozpłynął się w ciemności.
***
-James, muszę ci coś powiedzieć - szepnęłam mu do ucha, odciągając go od Alicji i Franka. Lepiej, żeby oni się o niczym nie dowiedzieli.
-Co jest? - zapytał, biorąc od kelnera kolejny drink. Płynnym ruchem wyjęłam z jego ręki kieliszek i odstawiłam na stół.
-Właśnie rozmawiałam z Severusem... - szepnęłam, a on zrobił wielkie oczy.
-Ze Snapem? Kiedy? Przecież to...
-Śmierciożerca, tak wiem. - odparłam zirytowana - przed chwilą. Powiedział mi coś ważnego. Śmierciożercy są tu niedaleko, robią jakąś zasadzkę. Nie wiem dokładnie, ale myślę...
-I powiedział ci to inny Śmierciożerca - James spojrzał się na mnie powątpiewająco, jakby chciał powiedzieć "a miałem cię za inteligentną osobę".
-To Severus, zależy mu na mnie. - powiedziałam trochę zniecierpliwiona.
-Zależy tak? Od kiedy? To już nie twój przyjaciel z dzieciństwa. Wątpię, żeby się kierował tym, że kiedyś bawiliście się razem w piaskownicy. Uprzykrzaliśmy mu życie przez tyle lat i nie zdziwiłbym się, gdyby wykorzystał taką sytuację, żeby w końcu się na nas odegrać.
-Nie wszyscy kierują się zemstą - warknęłam zła, że nie brał mnie na poważnie.
-Hej, co jest? - zapytał Syriusz podchodząc do nas. Miał dziwnie nieobecne spojrzenie, a w ręku ściskał kolejną już szklankę whiskey. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, obok pojawili się też Dorcas i Peter.
-Śmierciożercy szykują zasadzkę, a on nie chce z tym nic zrobić. - poskarżyłam się, znowu zabierając James'owi kieliszek.
-Nie że nie chcę, po prostu radzę to przemyśleć. Wie to wszystko od Snape'a.
-Rozmawiałaś z nim? - Dorcas spojrzała się na mnie z wyrzutem wymalowanym na twarzy. Co było nie tak z tymi ludźmi? Dlaczego martwili się o jakąś błahą rozmowę, a nie o niebezpieczną obławę, która się szykowała.
-Tak rozmawiałam, przestańcie mnie w końcu traktować jak dziecko. Jestem dorosła tak jak wy. Podjęłam własną decyzję i uważam, że to jedyna dobra...
-Lily, nie możesz mu ufać - szepnął zdenerwowany Peter. Przewróciłam oczami. Czy naprawdę nikt nie chciał mnie poprzeć?
-Uważam, że powinniśmy to sprawdzić - powiedział Syriusz, a ja uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Przynajmniej on, pomyślałam, ale zaraz potem zobaczyłam jego dziwne szalone spojrzenie.
-Nie wszyscy kierują się zemstą - warknęłam zła, że nie brał mnie na poważnie.
-Hej, co jest? - zapytał Syriusz podchodząc do nas. Miał dziwnie nieobecne spojrzenie, a w ręku ściskał kolejną już szklankę whiskey. Zanim zdążyłam coś powiedzieć, obok pojawili się też Dorcas i Peter.
-Śmierciożercy szykują zasadzkę, a on nie chce z tym nic zrobić. - poskarżyłam się, znowu zabierając James'owi kieliszek.
-Nie że nie chcę, po prostu radzę to przemyśleć. Wie to wszystko od Snape'a.
-Rozmawiałaś z nim? - Dorcas spojrzała się na mnie z wyrzutem wymalowanym na twarzy. Co było nie tak z tymi ludźmi? Dlaczego martwili się o jakąś błahą rozmowę, a nie o niebezpieczną obławę, która się szykowała.
-Tak rozmawiałam, przestańcie mnie w końcu traktować jak dziecko. Jestem dorosła tak jak wy. Podjęłam własną decyzję i uważam, że to jedyna dobra...
-Lily, nie możesz mu ufać - szepnął zdenerwowany Peter. Przewróciłam oczami. Czy naprawdę nikt nie chciał mnie poprzeć?
-Uważam, że powinniśmy to sprawdzić - powiedział Syriusz, a ja uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. Przynajmniej on, pomyślałam, ale zaraz potem zobaczyłam jego dziwne szalone spojrzenie.
***
Rzuciłam zaklęcie lokalizujące i po jakichś piętnastu minutach marszu, zobaczyliśmy kilka postaci. Szybko ukryliśmy się za zaroślami. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu satysfakcji, że to jednak ja miałam rację. Za kępą drzew stało około dziesięciu osób w czarnych długich płaszczach, z maskami na twarzach. Rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami.
-Na trzy - szepnął James i kiedy na palcach doliczył do trzech, podeszliśmy w ukryciu z różdżkami w gotowości i z wrzaskiem wyskoczyliśmy z krzaków, rzucając zaklęcia.
Byliśmy w mniejszości, ale na naszą korzyść działało zaskoczenie. Rozpoczęła się zaciekła walka. Po kilku rzuconych zaklęciach, jeden z zakapturzonych odebrał mi różdżkę. Już żegnałam się ze światem. Nagle jednak Dorcas powaliła go jednym celnym zaklęciem w brzuch. Odetchnęłam z ulgą i wyciągnęłam różdżkę z jego zaciśniętej pięści. Niedaleko Syriusz, James i Peter walczyli z ostatnimi niedobitkami. Śmierciożercy byli brutalni. Nagle któryś z nich trafił klątwą tnącą w przedramię Syriusza. Black zaklął pod nosem z bólu i jednym ruchem różdżki odrzucił zbira na kilka metrów w tył. Śmierciożerca z głośnym trzaskiem uderzył w pień drzewa i osunął się po nim bez życia. Walka nie trwała już długo. Wkrótce Dorcas przechadzała się pomiędzy spetryfikowanymi ciałami i czyściła im pamięć. Przytuliłam się do James'a i odetchnęłam z ulgą.
-I ty mi nie wierzyłeś - szepnęłam do ucha, a on objął mnie mocniej. Czułam pod policzkiem szybkie bicie jego serca.
Zaczęliśmy odsłaniać twarze Śmierciożerców. Okazało się, że ten którego załatwiła Dorcas to jakiś ważniak. Miał nawet na ręce koło Mrocznego Znaku wytatuowany stopień jednego z najwyższych oficerów szeregów Czarnego Pana. Zadrżałam na samą myśl, ile miałam szczęścia.
-Musimy wracać, zanim się zorientują, że nas nie ma - powiedział Syriusz, kiedy przenieśliśmy bezwładne ciała do siedziby Zakonu. Dorcas podała mu chusteczkę, z rozciętej ręki obficie sączyła się krew.
-Poświeć mi - zwróciła się do Peter'a.
Zaczęła zaklęciami składać rękę Syriusza. Nikt się więcej nie odzywał. Obie z Dorcas jednak zerkałyśmy z niepokojem na minę Black'a. Nigdy nie widziałam go tak rozwścieczonego jak wtedy, gdy powalił tamtego czarodzieja.
-Na trzy - szepnął James i kiedy na palcach doliczył do trzech, podeszliśmy w ukryciu z różdżkami w gotowości i z wrzaskiem wyskoczyliśmy z krzaków, rzucając zaklęcia.
Byliśmy w mniejszości, ale na naszą korzyść działało zaskoczenie. Rozpoczęła się zaciekła walka. Po kilku rzuconych zaklęciach, jeden z zakapturzonych odebrał mi różdżkę. Już żegnałam się ze światem. Nagle jednak Dorcas powaliła go jednym celnym zaklęciem w brzuch. Odetchnęłam z ulgą i wyciągnęłam różdżkę z jego zaciśniętej pięści. Niedaleko Syriusz, James i Peter walczyli z ostatnimi niedobitkami. Śmierciożercy byli brutalni. Nagle któryś z nich trafił klątwą tnącą w przedramię Syriusza. Black zaklął pod nosem z bólu i jednym ruchem różdżki odrzucił zbira na kilka metrów w tył. Śmierciożerca z głośnym trzaskiem uderzył w pień drzewa i osunął się po nim bez życia. Walka nie trwała już długo. Wkrótce Dorcas przechadzała się pomiędzy spetryfikowanymi ciałami i czyściła im pamięć. Przytuliłam się do James'a i odetchnęłam z ulgą.
-I ty mi nie wierzyłeś - szepnęłam do ucha, a on objął mnie mocniej. Czułam pod policzkiem szybkie bicie jego serca.
Zaczęliśmy odsłaniać twarze Śmierciożerców. Okazało się, że ten którego załatwiła Dorcas to jakiś ważniak. Miał nawet na ręce koło Mrocznego Znaku wytatuowany stopień jednego z najwyższych oficerów szeregów Czarnego Pana. Zadrżałam na samą myśl, ile miałam szczęścia.
-Musimy wracać, zanim się zorientują, że nas nie ma - powiedział Syriusz, kiedy przenieśliśmy bezwładne ciała do siedziby Zakonu. Dorcas podała mu chusteczkę, z rozciętej ręki obficie sączyła się krew.
-Poświeć mi - zwróciła się do Peter'a.
Zaczęła zaklęciami składać rękę Syriusza. Nikt się więcej nie odzywał. Obie z Dorcas jednak zerkałyśmy z niepokojem na minę Black'a. Nigdy nie widziałam go tak rozwścieczonego jak wtedy, gdy powalił tamtego czarodzieja.
Dorcas:
-Gdzie byliście? - zapytała Alicja, podchodząc do mnie i Lily. Zanim pomyślałam wypaliłam:
-Poszłam zapalić.
Alicja utkwiła we mnie badawcze spojrzenie. Najgorsza wymówka świata, pomyślałam, walcząc z tym, żeby się nie zaczerwienić.
-Jak już chcecie kłamać, to wymyślcie sobie chociaż coś dobrego - powiedziała ze złością. Zaraz jednak podeszło do nas jeszcze kilkoro gości, więc przykleiła do twarzy uśmiech i odparła słodkim tonem: -Mam nadzieję, że dobrze się bawicie. Weźcie sobie po drinku.
-Gdzie byliście? - zapytała Alicja, podchodząc do mnie i Lily. Zanim pomyślałam wypaliłam:
-Poszłam zapalić.
Alicja utkwiła we mnie badawcze spojrzenie. Najgorsza wymówka świata, pomyślałam, walcząc z tym, żeby się nie zaczerwienić.
-Jak już chcecie kłamać, to wymyślcie sobie chociaż coś dobrego - powiedziała ze złością. Zaraz jednak podeszło do nas jeszcze kilkoro gości, więc przykleiła do twarzy uśmiech i odparła słodkim tonem: -Mam nadzieję, że dobrze się bawicie. Weźcie sobie po drinku.
Lily pociągnęła kilka łyków wina i robiąc zmęczoną minę, poszła w stronę James'a.
Nie mogłam dłużej myśleć o tym, co powiedziała Al, bo na horyzoncie pojawił się Syriusz. Musiał zmienić zakrwawioną koszulę, bo w ciemności nie udało mi się rzucić skutecznie zaklęcia czyszczącego.
Od pogrzebu Regulusa oczywiście nie rozmawialiśmy wiele, a już zupełnie nie poruszaliśmy tego jednego tematu. Wiedziałam, że tak będzie. Jednak teraz bardziej niż wcześniej się o niego martwiłam. Popis, który dał podczas walki sprawił, że nie mogłam dłużej odwracać wzroku.
Nie mogłam dłużej myśleć o tym, co powiedziała Al, bo na horyzoncie pojawił się Syriusz. Musiał zmienić zakrwawioną koszulę, bo w ciemności nie udało mi się rzucić skutecznie zaklęcia czyszczącego.
Od pogrzebu Regulusa oczywiście nie rozmawialiśmy wiele, a już zupełnie nie poruszaliśmy tego jednego tematu. Wiedziałam, że tak będzie. Jednak teraz bardziej niż wcześniej się o niego martwiłam. Popis, który dał podczas walki sprawił, że nie mogłam dłużej odwracać wzroku.
-Syriusz - powiedziałam, łapiąc go za rękaw marynarki i odciągnęłam go od reszty gości. Stanęliśmy w pustym korytarzu, prowadzących do części hotelowej budynku.
-Co? - zapytał, patrząc się na mnie z góry.
-Co ty wyprawiasz? Co to miało być? - zapytałam, wspominając szaleństwo w jego oczach, kiedy atakował tamtych ludzi w lesie. Dobrze wiedział, o co mi chodziło i ta oburzona mina nie mogła mnie zmylić.
-Wiem, co zaraz powiesz, nie mam pojęcia, o co ci chodzi, Meadowes. - powiedziałam, przedrzeźniając jego głos.
-Niesamowite jaka przewidująca się zrobiłaś. Zgadnij co, naprawdę nie wiem, o czym ty do cholery mówisz. - powiedział, opierając się nonszalancko o ścianę. Stary Syriusz Black w pełnej krasie, pomyślałam. Jak on mnie potrafił wkurzyć!
-Wiem, że pewnie i tak nie obchodzi cię to, co mam do powiedzenia, ale masz mnie wysłuchać. Martwimy się o ciebie. Nie myśl, że nie widzimy, co wyprawiasz. Ta destrukcyjna mania musi się skończyć. Inaczej kolejny raz nie będę już mogła cię tak łatwo poskładać. - powiedziałam, mimo wszystko licząc, że coś do niego dotrze. Niestety. Uśmiechnął się do mnie chłodno i odparł:
-Nie wiem co ci się wydaje, Meadowes, ale nie masz prawa niczego mi zabraniać. Fakt, że oboje przyjaźnimy się z Jamesem, nie czyni z nas przyjaciół.
Poczułam, jakby walnął mnie pięścią w brzuch. Wiedziałam, że był pijany i że nie otrząsnął się z żałoby. Ale zabolało. Chwilę patrzyłam się na niego bez słowa, po czym poczułam wzbierającą we mnie złość. Nie chciał mojej troski? Proszę bardzo!
-Wiesz co? Jak tam sobie chcesz. Możesz udawać przede mną, możesz udawać przed samym sobą, naprawdę mnie to nie obchodzi. Rób co chcesz. - ostatnie trzy słowa powiedziałam, wbijając mu przy każdej sylabie palec wskazujący w klatkę piersiową.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam przed siebie. Gotowałam się ze złości. Ale dobrze się stało. W końcu miałam jasność, jak Syriusz postrzegał naszą relację. Mogłam odzyskać wolność.
-Dorcas! - usłyszałam wołanie w tłumie. Przede mną nagle wyrósł Max. Uśmiechnęłam się zmęczona. To była długa noc.
-Zniknęłaś mi na dłuższy czas, nie mieliśmy jeszcze okazji zatańczyć. Dasz się teraz skusić? - zapytał, biorąc mnie za rękę. Spojrzałam się na niego przepraszającym wzrokiem.
-Wybacz, ale naprawdę padam z nóg.
Uśmiechnął się czarująco. Zanim zdążyłam coś jeszcze powiedzieć, Max schylił się i pocałował mnie. Zgadza się! Pocałował mnie i to nie byle jak. To było... brak mi słów.
Na początku znieruchomiałam, byłam w szoku. Ale wkrótce fakt, że znałam go zaledwie parę godzin i rozmawiałam tylko kilka minut, stracił znaczenie. Od początku mi się podobał, więc czemu nie?
Poczułam, jak zaczyna się nowa era Dorcas Meadowes. Nastolatka zakochana w szkolnym buntowniku odeszła w niepamięć, teraz nastał czas nowej, lepszej, dorosłej kobiety, która myślała o przyszłości. Jednym zdaniem: żegnaj Syriusz, witaj Maxwell.
Linki:
-Co ty wyprawiasz? Co to miało być? - zapytałam, wspominając szaleństwo w jego oczach, kiedy atakował tamtych ludzi w lesie. Dobrze wiedział, o co mi chodziło i ta oburzona mina nie mogła mnie zmylić.
-Wiem, co zaraz powiesz, nie mam pojęcia, o co ci chodzi, Meadowes. - powiedziałam, przedrzeźniając jego głos.
-Niesamowite jaka przewidująca się zrobiłaś. Zgadnij co, naprawdę nie wiem, o czym ty do cholery mówisz. - powiedział, opierając się nonszalancko o ścianę. Stary Syriusz Black w pełnej krasie, pomyślałam. Jak on mnie potrafił wkurzyć!
-Wiem, że pewnie i tak nie obchodzi cię to, co mam do powiedzenia, ale masz mnie wysłuchać. Martwimy się o ciebie. Nie myśl, że nie widzimy, co wyprawiasz. Ta destrukcyjna mania musi się skończyć. Inaczej kolejny raz nie będę już mogła cię tak łatwo poskładać. - powiedziałam, mimo wszystko licząc, że coś do niego dotrze. Niestety. Uśmiechnął się do mnie chłodno i odparł:
-Nie wiem co ci się wydaje, Meadowes, ale nie masz prawa niczego mi zabraniać. Fakt, że oboje przyjaźnimy się z Jamesem, nie czyni z nas przyjaciół.
Poczułam, jakby walnął mnie pięścią w brzuch. Wiedziałam, że był pijany i że nie otrząsnął się z żałoby. Ale zabolało. Chwilę patrzyłam się na niego bez słowa, po czym poczułam wzbierającą we mnie złość. Nie chciał mojej troski? Proszę bardzo!
-Wiesz co? Jak tam sobie chcesz. Możesz udawać przede mną, możesz udawać przed samym sobą, naprawdę mnie to nie obchodzi. Rób co chcesz. - ostatnie trzy słowa powiedziałam, wbijając mu przy każdej sylabie palec wskazujący w klatkę piersiową.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam przed siebie. Gotowałam się ze złości. Ale dobrze się stało. W końcu miałam jasność, jak Syriusz postrzegał naszą relację. Mogłam odzyskać wolność.
-Dorcas! - usłyszałam wołanie w tłumie. Przede mną nagle wyrósł Max. Uśmiechnęłam się zmęczona. To była długa noc.
-Zniknęłaś mi na dłuższy czas, nie mieliśmy jeszcze okazji zatańczyć. Dasz się teraz skusić? - zapytał, biorąc mnie za rękę. Spojrzałam się na niego przepraszającym wzrokiem.
-Wybacz, ale naprawdę padam z nóg.
Uśmiechnął się czarująco. Zanim zdążyłam coś jeszcze powiedzieć, Max schylił się i pocałował mnie. Zgadza się! Pocałował mnie i to nie byle jak. To było... brak mi słów.
Na początku znieruchomiałam, byłam w szoku. Ale wkrótce fakt, że znałam go zaledwie parę godzin i rozmawiałam tylko kilka minut, stracił znaczenie. Od początku mi się podobał, więc czemu nie?
Poczułam, jak zaczyna się nowa era Dorcas Meadowes. Nastolatka zakochana w szkolnym buntowniku odeszła w niepamięć, teraz nastał czas nowej, lepszej, dorosłej kobiety, która myślała o przyszłości. Jednym zdaniem: żegnaj Syriusz, witaj Maxwell.
Linki:
- https://may0osh.tumblr.com/post/101277866627/amanda-seyfried-gif-hunt
- https://daissyridley.tumblr.com/post/169705844354/402-smallmedium-gifs-of-adam-driver-as-ben