niedziela, 29 maja 2016

rozdział 44

Syriusz: 
Obudziłem się jeszcze przed budzikiem, podekscytowanie od razu postawiło mnie na nogi i nie było mowy, żebym jeszcze zasnął. Deszcz ze śniegiem nacierał na okna, boisko, na którym dzisiaj miały odbyć się rozgrywki, przypominało jedną wielką kałużę, pod nisko zawieszonym niebem. Było jeszcze zupełnie ciemno. Po omacku dotarłem do szafy, gdzie czekał już strój do Quidditch'a, w którym zamierzałem dzisiaj skopać tyłki ślizgonom. 
Otworzyły się drzwi do łazienki, w oślepiającym świetle stanął James, od stóp do głów w czerwono złotych barwach. 
-Nie zawiodłeś mnie - powiedział, nie przejmując się tym, że Remus, Peter i Frank jeszcze spali. 
-Żartujesz, prawda? - zaśmiałem się. 
-Łapo? - odezwał się zachrypniętym głosem Remus, 
-Śpij, rozgrzewam się tylko. - powiedziałem najciszej jak mogłem. 
-To na Merlina rób to ciszej. - jęknął, odwracając się na drugi bok. Na minutę zniknąłem w łazience, ubierając się w ekspresowym tempie, bo nie mogłem się doczekać aż pójdziemy latać. 
-To co, idziemy? - zwróciłem się do Rogacza, kiedy wróciłem do dormitorium. Kiwnął głową i z uśmiechem przywołał miotłę, która z donośnym stuknięciem obiła się o ramę łóżka. Remus głośno zaklął i ostentacyjnie zakrył głowę poduszką. 
Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w stronę drzwi, zanim zdążyliśmy za sobą zamknąć, usłyszałem głośny alarm budzika i jeszcze głośniejszy huk, kiedy budzik eksplodował od zaklęcia Lunatyka. 

the amazing spider man andrew garfield gif

Lataliśmy nad boiskiem, rzucając sobie kafla, aż zaczęli tłumnie nadciągać kibice, a my musieliśmy omówić strategię z resztą drużyny. 
Mecz trwał dość krótko. Każda strona walczyła z całych sił, z pełną brutalnością, idąc łeb w łeb, aż do momentu, kiedy wszyscy zamarli, wpatrując się w wyścig ścigających po znicza. Powietrze zgęstniało, kiedy zastygłe w oczekiwaniu twarze kibiców, zwróciły się w dół, śledząc prujących powietrze ścigających, napędzanych krzykami, biegnących jak konie wyścigowe na złamanie karku. W końcu trybuny rozdarł krzyk komentatora: 
-James Potter, proszę państwa! 
Kibice zalali boisko, unosząc na rękach James'a, krzycząc, śpiewając i klaszcząc. Zatoczyłem kilka pętli w powietrzu, poczekałem, aż zajmą się resztą drużyny i wylądowałem kilka metrów od ciasno zbitego wokół zwycięzców tłumu. 
-Przyszłaś mi pogratulować? - spytałem, kiedy zobaczyłem Meadowes, idącą w moją stronę. 
-Oczywiście - powiedziała sarkastycznie - Twoja kolej. 
Przewróciłem oczami. Nie chciałem śledzić najlepszego kumpla, to było nie fair, ale wiedziałem, że ta mała mi nie odpuści. Kiedy tłum się rozszedł, poszliśmy do szatni gryfonów, szczerze wątpiłem, że zobaczymy coś wyjątkowego, ale niedługo potem dotarło do mnie, jak się myliłem. 



Lily: 
Biegłam korytarzem, włosy wpadały mi do oczu, szata spadła z ramion, a torba obijała się o nogi, znacznie utrudniając mój bieg. Wpadałam w panikę, nie wiedziałam już, gdzie mogę iść, byłam już wszędzie, ale on przepadł. W akcie desperacji otworzyłam ciężkie frontowe drzwi i wypadłam na tonące w deszczu błonia. Ślizgając się po zbrylonym śniegu, pobiegłam przed siebie. Dotarłam do Hogsmeade. W sobotę wieczorami było tam bardzo tłoczno, czarodzieje kłębili się na ulicach, załatwiając swoje sprawy i umykając przed deszczem. Zaczęłam miotać się bez celu, nie wiedząc, co robić i gdzie iść. 
-Evans? - usłyszałam za plecami, a ulga jaka na mnie spłynęła, była jeszcze większa, kiedy pod wpływem impulsu, wymierzyłam mu silny policzek. 
-Co do chole... - zapytał James, przykładając rękę, do twarzy. 
-Oni wiedzą! - krzyknęłam mu w twarz, gotowa przyłożyć mu jeszcze wiele razy. 
-Co wiedzą? Kto? 
-Nie udawaj głupiego! 
Potter zdjął z siebie płaszcz i wyciągnął go w moją stronę. 
-Co my teraz zrobimy? To wszystko twoja wina! - krzyknęłam, ignorując dyndającą na wyciągniętej dłoni kurtkę. 
-Bez przesady, nie spalą nas na stosie, to nasi kuple... 
-Ciekawe na jak długo. 
-Lily, nie dramatyzuj, przecież możemy... 
-Możemy? Gówno możemy! Ja już tego nie wytrzymam, wypisuję się, ani dnia więcej tego nie zniosę! 
-Lily, poczekaj... 
-Koniec! - krzyknęłam, odwracając się, idąc w stronę zamku. Znowu zaczęło się we mnie gotować. Mocny uścisk na moim ramieniu odwrócił mnie z powrotem twarzą do Potter'a. 
-Co?! - krzyknęłam, wyrywając rękę. Kilku przechodniów podskoczyło, zaskoczonych i jeszcze przyśpieszyło kroku. 
James złapał moją twarz w obie dłonie i szybko pocałował, zanim zdążyłam się wyrwać. Straciłam oddech i od razu przestałam walczyć. 


James: 
Weszliśmy do zamku, ociekając wodą. Wciąż nie do końca wiedziałem co się stało, ale palce Lily splecione z moimi podpowiadały mi, że jest lepiej niż dobrze. 
Chcieliśmy iść do dormitorium, żeby się wysuszyć i przyznać do wszystkiego reszcie, ale wyglądało na to, że całą szkoła właśnie miała zebranie w Wielkiej Sali. Dołączyliśmy do grupy gryfonów wchodzących do środka i jakoś znaleźliśmy resztę naszej paczki. 
-O co chodzi? - zapytałem Dorcas. 
-Nikt nie wie, Dumbledore zwołał wszystkich. 
-Kochani! - zawołał dyrektor, kiedy cała szkoła zajęła miejsca przy czterech stołach. - Mam smutną wiadomość! Niestety nasz bal maskowy nie odbędzie się w tym roku. 
Żeby coś powiedzieć, musiał zagłuszyć przeciągły jęk i szmer szeptów, jaki przetoczył się po sali. 
-Niestety, ale taka jest decyzja wszystkich nauczycieli, spowodowana masowym łamaniem regulaminu w ostatnim czasie! 
Mocniej ścisnąłem rękę Lily, jakby bojąc się, że będzie podejrzewała o to mnie i wszystko co przed chwilą zdołałem odzyskać, znowu mi się wymknie. 
-Na nas nie patrzcie - powiedział Peter do grupy dziewczyn z szóstego roku, które ze złością wbiły w nas swoje świdrujące spojrzenie. 
-To tyle, nie martwcie się jednak, jeśli będziecie się zachowywać, jakoś to odrobimy! Do łóżek! No już! - zawołał Dumbledore, zszedł z mównicy i poszedł do siebie. 
-Słuchajcie - powiedziałem, kiedy Huncwoci i dziewczyny zaczęli się podnosić i z obojętnymi minami iść w stronę wieży Gryffindoru. 
-Jest coś, co chcieliśmy wam powiedzieć. Ja i Lily znowu jesteśmy razem i czy wam to się podoba czy nie... - chciałem walnąć jakiś tekst, że niby mogą się od nas odwrócić i tak dalej, ale my i tak zostaniemy parą. Jednak zanim zdążyłem  skończyć, Dor podskoczyła i zarzuciła mi ręce na ramiona, żeby mnie mocno przytulić. 
-Rany, Meadowes, daj człowiekowi skończyć - mruknął Syriusz, ale ja się zaśmiałem i powiedziałem nieco przyduszonym głosem: 
-Nie no właściwie to chyba tyle. 

Dorcas: 
Święta nadeszły razem z przeraźliwym mrozem i grubą na metr pokrywą śniegu. Teleportowałam się do Doliny Godryka, wyściskana przez dziewczyny i Huncwotów, oczywiście Black skwitował moje odejście tylko kwaśnym uśmiechem i chłodnym, żeby nie powiedzieć, że zgryźliwym komentarzem. Zabrałam najpotrzebniejsze letnie ubrania i tak szybko, jak tylko mogłam, omijając dużym łukiem wszystko, co mogło mi przypominać o rodzicach, teleportowałam się przed dom babci. 
-Dor - usłyszałam za plecami. Szeroko się uśmiechnęłam, jeszcze zanim zobaczyłam, kto za mną stoi. 
-Corm, tęskniłam - powiedziałam, odwracając się i przytulając się do mojego wyższego o dwie głowy kuzyna. 
Cormoran był wnukiem nieżyjącego już brata babci, poznałam go, kiedy miałam dziewięć lat i szczerze mówiąc, jako dwunastolatek zupełnie nie przypadł mi do gustu. Szkoła we Francji sprawiła, że był napuszonym zarozumialcem, o którym wcześniej słyszałam tylko, że jest słodki jak cherubinek. No cóż, może i tak wyglądał, nie można było powiedzieć, że był brzydki. Miał lekko kręcone blond włosy i intensywnie niebieskie oczy, do tego metr osiemdziesiąt pięć idealnie wyrzeźbionego ciała, jak u greckiego boga. Przez trzy lata darzyłam go chłodem i pogardą, na jaką tylko było mnie stać. Jednak wtedy wydarzyło się coś, co zmieniło go nie do poznania. W wieku piętnastu lat Cormoran stracił rodziców, babcia kiedyś powiedziała, że zabili ich Śmierciożercy. Wtedy się do siebie naprawdę zbliżyliśmy, a gdy moi rodzice zostali zamordowani przez tych samych bydlaków, Corm stał mi się najdroższą na świecie osobą. Kiedy było naprawdę źle, tylko jego wpuszczałam do swojego pokoju, tylko z nim mogłam dzielić ciszę i spokojnie zasypiać, kiedy siedział koło mojego łóżka, pilnując, żeby nie dręczyły mnie koszmary z wyobrażeniem coał mamy i taty rozciągniętych na podłodze w salonie. 

Syriusz: 
Wuj Alphard mieszkał w zdominowanym przez mugoli gigantycznym mieście w Ameryce. Jego mieszkanie było na jednym z wyższych pięter drapacza chmur. Był prawdziwym biznesmenem, praktycznie porzucił magię i oddał się interesom, na których zbił fortunę.
-Podoba ci się? - zapytał, stając w progu mojego pokoju.
-To... - zastanowiłem się nad odpowiednim określeniem, patrząc się ponad sto metrów w dół przez szybę, gdzie na szarych chodnikach jak mrówki krążyli piesi - ...robi wrażenie.
Uśmiechnął się i pociągnął ze szklanki. Miał siwą brodę i stalowoszare włosy, związane z tyłu w niski kucyk. Nosił elegancki garnitur i wypolerowane buty, które upodobniały go do bogatego mugola, a pogodny wyraz twarzy sprawiał, że ciężko było uwierzyć, że to brat mojej matki.
-Wiesz... mam już swoje lata, nigdy nie znalazłem sobie żony, nie mam więc potomka, a potrzebuję spadkobiercy, który zadbałby o wszystko co zbudowałem. Nie harowałem tyle, żeby wszystko licho wzięło, nie? - zaśmiał się, a ja uśmiechnąłem się z zakłopotaniem, już rozumiejąc do czego zmierza.
-Wybacz, wujku, ale ja chyba nie jestem najlepszą osobą, żeby prowadzić taki biznes - powiedziałem, a on pokiwał głową i odparł:
-Wiem, wiem, też byłem przecież młody, domyślam się, że chcesz być aurorem, dobrze znam takie marzenia. Nie chcę wkładać ci garnituru, po prostu potrzebuję kogoś, na kogo mogę spisać te wszystkie galeony, które zarobiłem. Potraktuj to jako gwiazdkowy prezent - powiedział, wyciągając w moją stronę rękę ze szklanką, w której połyskiwał bursztynowy trunek.
-Dlaczego nie Regulus? - spytałem, nie sięgając po szklankę.
-Nie zamierzam wspierać szeregów Sam Wiesz Kogo, jeśli o to pytasz.
Zawahałem się, moje spojrzenie ślizgało się od czubków wieżowców za oknem, przez wyciągniętą dłoń, aż do dobrodusznej twarzy wuja. Nie wiedziałem co zrobić, nie czułem się na siłach, żeby udźwignąć taką odpowiedzialność, ale z drugiej strony nie chciałem sprawić przykrości jedynej osobie w rodzinie, jaka naprawdę się o mnie troszczyła, a już na pewno nie oddać na tacy gigantycznego konta w banku Czarnemu Panu. Nie zależało mi na pieniądzach, szczerze mówiąc wolałem koczowanie na materacu w pokoju James'a, od łóżka z baldachimem w domu przy Grimmauld Place. Wuj nadal stał z wyciągniętą dłonią i spokojnym, nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-No dobra - powiedziałem, biorąc od niego szklankę i pociągając z niej dużego łyka.
Wuj wycofał się z pokoju z połowicznym uśmiechem na twarzy.
Wyjrzałem jeszcze raz za okno i jednym haustem osuszyłem szklankę. Położyłem się na parapecie i patrzyłem się w dół tak długo, aż zaczęło mi się kręcić w głowie.
Zamknąłem oczy i powiedziałem sam do siebie:
-Wesołych świąt.


James:
Najszybciej jak mogłem pożegnałem się z rodzicami i teleportowałem się prosto na gigantyczne lodowisko w centrum Londynu. Umówiliśmy się, że to będzie ostatni poranek w mugolskim świecie tuż przed wyjazdem do Hogwartu na kolejną porcję harówki.
-James! - usłyszałem tuż przed tym, jak ktoś wskoczył mi na plecy, śmiejąc mi się do ucha.
-Złaź Dor - powiedziałem, grzebiąc w sportowej torbie, która zawierała cały dobytek, jaki zabrałem na święta do domu. - Proszę. - powiedziałem, podając jej opakowaną w brązowy papier paczkę.
-Co to? - zdziwiła się, zakładając włosy za uszy. Rozerwała papier i wyciągnęła czerwoną pelerynę, którą od razu zarzuciła sobie na ramiona i wciągnęła na głowę obszerny kaptur. - Jest cudowna!
-To od mamy - powiedziałem i po namyśle, żeby nie wyjść na zbyt uczuciowego dodałem - kazała mi.
Jednak Dor nie przejmowała się moim małym wkładem w prezent i mocno mnie uściskała.
-Ojej, wyglądasz jak Czerwony Kapturek - powiedziała Lily, pojawiając się koło nas z trzaskiem.
-Jak co?
-Nieważne. - mruknęła i podeszła prosto do mnie, żeby mnie pocałować - Cześć chłopaku.
-Cześć dziewczyno - odparłem, uśmiechając się do niej szeroko.
-Rogaczu! - za naszymi plecami aportował się Syriusz.
-Czołem, Łapo, co u ciebie?
-Patrzycie właśnie na świeżo upieczonego multimilionera - powiedział i skrócił nam historię wuja Alpharda.
-Wyglądasz raczej jak bezdomny nastolatek - wtrącił Remus, który w międzyczasie pojawił się, jak cała reszta.
-Wujaszek Alphie podarował mi pokaźną sumkę pod choinkę. Nie jestem już bezdomny.
-Świetnie, zaprosisz nas na parapetówkę - powiedział Peter, wciskając stopy w łyżwy.
-James - usłyszałem, kiedy miałem wejść na lód. Lily stała, uśmiechając się trochę nieśmiało.
-Chciałam ci coś dać - powiedziała, wyciągając zza pleców prostokątną paczuszkę. - Niestety nie miałam nic równie drogiego, żeby dorównać twojemu prezentowi, ale chciałam, żebyś coś ode mnie dostał.
Uśmiechnąłem się zakłopotany. Nie chciałem, żeby Lily tak odebrała mój prezent. W zeszłym roku dałem jej naszyjnik, więc w tym roku specjalnie dokupiłem na Pokątnej odpowiednią zawieszkę. Miało to pokazać, że nadal nic się nie zmieniło w moich uczuciach i że jest dla mnie ważniejsza niż każde pieniądze.
Evans podeszła do mnie i pocałowała mnie w policzek, wsuwając mi w dłonie starannie zapakowaną paczkę. Szybko minęła mnie i poszła z dziewczynami na lodowisko, nie czekając aż rozpakuję.
Rozerwałem palcami granatowy papier i wyciągnąłem ładną drewnianą ramkę, w której za szkłem było ruchome zdjęcie. Nie musiałem długo się zastanawiać, kiedy to było. Pole słoneczników i niebieskie niebo nad naszą dwójką, kiedy leżeliśmy na rozgrzanej ziemi, wdychając słodki, wakacyjny zapach.



Najszybciej jak mogłem pomknąłem po lodzie w stronę Evans, zajechałem jej drogę i powiedziałem:
-Nie zdążyłem podziękować.
Uśmiechnąłem się zadziornie, a ona wybuchnęła śmiechem. Mocno ją pocałowałem, przyciągając ją do siebie najbliżej jak mogłem.
Gdzieś z tyłu Syriusz wybuchnął śmiechem, a ktoś inny zaczął gwizdać i klaskać. Pomachałem na oślep ręką, żeby się zamknęli, a kiedy oderwałem się od Evans, żeby zaczerpnąć powietrza, powiedziałem, uśmiechając się szeroko:
-Evans, tęskniłem za tobą.




linki: 
  • http://tonsofgifs.tumblr.com/post/16659551218/andrew-garfield-gifs-pt-2
  • http://tonsofgifs.tumblr.com/post/30211539887/holland-roden-gifs
  • http://weheartit.com/entry/209910247/in-set/15392481-photography-cute-couple-quotes?context_user=Whateverenjoy
  • http://rebloggy.com/post/gif-love-couple-girl-beautiful-movie-friends-boy-blake-lively-together-love-stor/30232876009

niedziela, 15 maja 2016

rozdział 43

Alicja:
Po paru tygodniach wyskoczyło wyjście do Hogsmeade, bez poczucia winy przekreśliłam moje plany z Frankiem i  z samego rana razem z dziewczynami ruszyłam do wioski, nie spuszczając z oczu Potter'a. Do tego dnia długo się przygotowywałyśmy, wymyśliłyśmy fałszywe scenariusze na wypadek, gdybyśmy zostały przyłapane, zaplanowałyśmy dokładnie, jak ma przebiegać nasze śledztwo i zaczęłyśmy przygotowywać się z wiedzy teoretycznej o aktualnych dziewczynach podejrzanego James'a Potter'a.
Grudzień nieśmiało zbliżał się do zamku, dając nam przedsmak mrozów, które miały na nas już niedługo spaść. Szczelnie owinęłam szyję szalikiem i potarłam przedramiona dłońmi. Zimno. Mój oddech zmieniał się w parę, a pod stopami skrzypiała mi pożółkła, oszroniona trawa.
-Dobra, weszli do Trzech Mioteł - powiedziała Lily, odwracając się do nas twarzą. - Gotowe? - spytała, a my z uśmiechami podekscytowania i niepewności, kiwnęłyśmy głowami.
-To do dzieła.
Pchnęła ciężkie drzwi karczmy, a nas owiało przyjemne ciepło i zapach miodu z imbirem. Znalazłyśmy czteroosobowy stolik w kącie z dobrym widokiem na Potter'a i jego partnerkę. Warto dodać, że nie była to już Emily, tylko ładna brunetka, której kokieteryjne machanie rzęsami bezbłędnie naśladowała Dor.
Zamówiłyśmy dla siebie po piwie kremowym i z udawaną obojętnością rozglądałyśmy się po klientach Trzech Mioteł często zawieszając spojrzenie na stoliku Potter'a.

***

-To jest koszmarnie nudne - odparła Mary po upływie około dwóch godzin, kiedy każdej z nas znudziło się szpiegostwo. Oparła czoło na blacie i cicho jęknęła. - Mówiłam, że tak będzie.
-O czym on z nią tak długo może rozmawiać? To tępa puchonka, nie wierzę, żeby mieli tyle wspólnych tematów. - powiedziałam, kręcąc głową. Mary westchnęła głęboko, podniosła głowę i sięgnęła głęboko do torby. Na stole wylądował podręcznik do zielarstwa i dwa kolorowe zakreślacze.
-Nie będziesz się chyba teraz uczyć prawda? - spytała Lily, ale Mary zmroziła ją spojrzeniem i otworzyła książkę, mówiąc tylko:
-A mam coś lepszego do roboty?

***

Kolejne wypady za Potter'em i jego dziewczynami skończyło się podobnie. Wracałyśmy do dormitorium głodne, znudzone i niezadowolone z życia. W końcu Dor, Mary i ja uznałyśmy, że dość, to nie miało dłużej sensu. W zasadzie to chyba nigdy nie miało, takie rzeczy sprawdzały się w klasach 1-3. Nie chciałyśmy jeszcze mówić Lily, bo ona mimo niepowodzeń wciąż chciała to ciągnąć, jakby oglądanie, jak James całuje się, przytula i śmieje razem z inną sprawiało jej przyjemność.
Egzaminy były coraz bliżej, zbliżały się też święta. Czasu było coraz mniej, nauki coraz więcej i trzeba było gonić naprzód i naprzód. Dlatego, kiedy Lily stanęła przed nami, mówiąc:
-Co powiecie na małe śledztwo?
My spojrzałśmy na siebie i zdecydowanie odparłyśmy:
-Nie dzisiaj.
-To kiedy? Dzisiaj jest idealna okazja, właśnie wyszedł do...
-Nie Lils. Nie bawmy się w to dłużej. Skończmy już, co?
-Dlaczego? - zapytała, jak oszukane dziecko, któremu obiecało się coś słodkiego.
-Bo to już nie ma sensu. On codziennie spotyka się z inną laską i wiemy co zobaczymy. Będą się całować i gadać o jakichś bzdetach. Po co mamy to dłużej ciągnąć? - powiedziała Dorcas, znad książki do Eliksirów.
-Ale... - zaczęła, jednak po chwili się rozmyśliła i zrobiła smutną błagalną minkę.



Rzuciłam poduszką w jej twarz, to był jakiś emocjonalny szantaż!
Lily zaśmiała się, ale zaraz potem zrobiła wyniosłą minę i odparła:
-Nie to nie, pójdę sama.
I wtedy właśnie nabrałyśmy podejrzeń, że coś jest nie tak.

Dorcas:
-Cześć! - zawołałam, otwierając na oścież drzwi do pokoju chłopaków. Alicja i Mary weszły zaraz za mną i zamknęły drzwi. Mieliśmy właśnie okienko w planie, bo z powodu śnieżycy odwołali nam Zielarstwo. Minęły dwa tygodnie, odkąd Lily rozpoczęła śledztwo na własną rękę i ku naszemu zdziwieniu jeszcze jej się nie znudziło. Dlatego, w obawie o jej dobro, postawiłyśmy na coś, co można nazwać już zupełną ostatecznością.
-James'a nie ma - powiedział Peter, na mój widok.
-Rany, czy wy nie umiecie pukać, co jeśli byłbym nagi? - zapytał oburzony Black.
Przewróciłam oczami.
-W środku dnia, bardzo w twoim stylu, Black. - powiedziałam, sadowiąc się wygodnie na łóżku Jamiego.
-A żebyś wiedziała...
-Dobra, dobra - uniosłam rękę, żeby siedział cicho. - Nie przyszłyśmy tu dla przyjemności, mamy ważną sprawę do załatwienia.
Syriusz prychnął i usiadł przy biurku, otworzył książkę i dając nam do zrozumienia, że nie obchodzi go, co mamy do powiedzenia, zaczął skrobać piórem po pergaminie. W myślach wymierzyłam mu mocnego kopniaka w tyłek.
-No więc tak. James od jakiegoś miesiąca lata za Merlin wie kim, jakby był jakiś nie wyżyty i jeśli mamy być szczere, troszkę jakby nam to przeszkadza.
-Troszkę jakby nie wasza sprawa - zanucił pod nosem Black, a ja poczułam ogromną chęć wyrzucenia go przez okno na śnieg.
-Po prostu parę tygodni temu tak całkiem dla zabawy zaczęłyśmy go... - Alicja przejęła pałeczkę, ale jakby się trochę zawahała - ...śledzić.
Remus zakrztusił się piwem kremowym, a Peter uśmiechnął się pod nosem. Black za to podniósł głowę, już nie udając, że nie interesuje go, co mamy do powiedzenia i zaczął się na nas patrzeć, jak na muzealne przykłady skończonej głupoty.


-Dobra wiem jak to brzmi, ale to były żarty i już przestałyśmy. - Ciągnęła Al, odważnie brnąc po grząskim gruncie. Nie byłyśmy w stanie przewidzieć, jaka może być ich reakcja, ale teraz stało się jasne, że najprawdopodobniej nas wyśmieją.
-Ale Lily nie. - skończyła Mary, a zobaczywszy zdziwione miny chłopaków, powiedziała - No w sumie to nieźle się w to zaangażowała.
-I czego od nas oczekujecie? - zapytał Remus dziwnym głosem. Możliwe że w środku dusił się ze śmiechu. W sumie to dopiero teraz do mnie dotarło, jak żałosne było to całe śledzenie.
-Zaczynamy podejrzewać, czy przypadkiem coś nie jest na rzeczy. - powiedziałam, a oni wydali się zdezorientowani, więc dodałam:
-To nie jest w stylu Lilki. Po prostu podejrzewamy, że coś może się za tym kryć i wcale nie jesteśmy pewne, czy to jest coś dobrego.
-Że niby do siebie wrócili? - zapytał prosto z mostu Black, a my nieśmiało kiwnęłyśmy głowami. Czułam, że to może być zupełnie niedorzeczne.
-No i co z tego? Są dorośli, mogą decydować za siebie. Nie musicie wiedzieć o wszystkim. - powiedział, a mi się przypomniała różdżka zaczepiona przy pasku i parę paskudnych zaklęć.
-Nie chodzi nam o to! - zawołała rozeźlona Alicja. - Już raz przez ich zerwanie wszystko się rozleciało! Jeśli nie chcecie powtórki z rozrywki, to musicie nam pomóc!
-A co konkretnie mamy robić? - zapytał Peter, a Syriusz od razu jęknął zrezygnowany i powiedział:
-Błagam, tylko ich nie śledźmy.


Lily:
Wróciłam do dormitorium najszczęśliwsza na świecie. Właśnie w gabinecie dyrektora odbyło się zebranie prefektów i niosłam super wieści.
-Bal! - zawołałam już na progu dormitorium. Dziewczyny spojrzały się na mnie nieprzytomnie, znad pergaminów, ale kiedy moja nowina do nich dotarła, wytrzeszczyły oczy i zerwały się z krzeseł.
-Jak to?
-Nie pamiętacie, jak Dumbledore mówił rok temu, że czeka nas mnóstwo atrakcji? No i jest.
Sięgnęłam do torby po jeden z plakatów, które miałam rozwiesić w pokoju wspólnym i dostojnym głosem przeczytałam:
-Grono pedagogiczne ma zaszczyt zaprosić uczniów od klasy piątej na bal zimowy, który odbędzie się, bla bla bla... ogólnie bal maskowy, a co najlepsze bez par! - zawołałam uradowana wiadomością. Balów nigdy za wiele.
-Kiedy? - zapytała Ali, zaglądając mi przez ramię.
-Ostatni dzień szkoły przed feriami świątecznymi. Super nie?
-Ostatni? - spytała Dorcas, a w jej głosie usłyszałam nutę zawodu.
-Co jest?
-Wyjeżdżam dzień wcześniej. Babcia organizuje ogromny zjazd rodziny z całego świata. Nie mogę nie być.
-Nie, Dor... - jęknęła Ali.
-Trudno, można nie iść, prawda? - zapytała nagle Mary, a kiedy kiwnęłam głową, powiedziała:
-Nie idźmy wszystkie. Zrobimy sobie własne przyjęcie tutaj w ostatni dzień Dorcas i na bal już nie chodźmy.
-Jestem za. - powiedziałam, uświadamiając sobie nagle bardzo ważną rzecz - i tak nie mogłabym kupić sobie nowej sukienki, krucho u mnie z kasą.
-Dobra, co mi tam, wolę być tu z wami, niż na cudownym balu maskowym z moim wspaniałym chłopakiem - powiedziała Alicja, a my się zaśmiałyśmy.
-Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - powiedziałam, a one spojrzały się na mnie pytająco - takie mugolskie powiedzonko.

 
Alicja:
Następnego dnia w naszym dormitorium zjawił się Frank, miał na sobie typowy Longbottom'owski strój - elegancką marynarkę i koszulę, a do tego zegarek, na który się wykosztowałam dwa lata temu w święta.
-Witaj Ali - powiedział, siadając przy mnie na łóżku. Miałam dzisiaj zły humor, mogłabym zostać w łóżku przez cały dzień. Uśmiechnęłam się krzywo, a on poklepał mnie po wierzchu dłoni.
-Co jest, Aluś? Nie rób takiej miny.
-Padam, nie chcę się stąd ruszać - powiedziałam, a on przewrócił oczami i położył się koło mnie.
-Rozchmurz się, słońce, niedługo bal, pomyśl o tym. - uśmiechnął się, a ja jeszcze bardziej oklapłam.
-Nie będę na balu.
-Jak to? - zapytał, a ja usłyszałam w jego głosie nutę zwątpienia.
-Nie idę, wszystkie nie idziemy, mamy już plany. - powiedziałam.
-Jesteś zły? - spytałam, kiedy milczenie stało się nieznośne.
-Skąd - odparł po chwili - rozumiem.
Wziął moją dłoń i pocałował.

leighton meester blair waldorf gif

Uśmiechnął się do mnie i dodał:
-Ale musisz mi to wynagrodzić, zabieram cię do Hogsmeade, zbieraj się - powiedział, wstając, a ja westchnęłam, po chwili też się podnosząc.
-Nie ma dzisiaj nawet wyjścia, poza tym za godzinę mam Zielarstwo.
-Wolisz Zielarstwo, czy obiad ze mną?
-No jasne, że wolę ciebie, ale...
-Bez ale. Idziemy, no chodź.
Westchnęłam głęboko i zaczęłam się ubierać.

***

Frank zaprowadził mnie do małej knajpki na obrzeżach Hogsmeade, usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku, a kelnerka zaraz przyjęła od nas zamówienia.
-Al, nie rozmawialiśmy jeszcze o tym co dalej - powiedział z niepewnością, którą rzadko słyszałam w jego głosie.
-Co dalej?
-Nie mów, że się nie zastanawiałaś nad tym co będzie, jak już skończymy Hogwart, został nam już tylko jeden semestr.
-Myślałam, ale sama nie wiem. Na zewnątrz jest tak niebezpiecznie. Śmierciożercy, Sam-wiesz-kto...
-Wiem. Wiem, ale... Ali, ja chcę walczyć. - powiedział, a mi się jeszcze bardziej pogorszył humor.
-Dlaczego?
-Chcę być aurorem, chcę walczyć, działać, Ali to jest...
-Dlaczego? - powtórzyłam twardszym głosem.
-Świat nie może tak wyglądać, to nie jest normalne. Jak skończymy szkołę, chcę wziąć ślub, chcę mieć dzieci, nie mogą żyć w takim świecie.
-Tak, ale...
-Nie rozumiesz? Świat może się zaraz skończyć! Mimo smutku i strachu, kocham nasz świat.
-Rozumiem, ale, to niebezpieczne. Czy nie możemy po prostu być normalni?



Frank westchnął i pokręcił głową, patrząc mi w oczy. Wpadłam w zły humor, ten wypad do Hogsmeade był bez sensu. To był zły pomysł od samego początku. Już wolałabym zielarstwo.
Potem już tylko jedliśmy w milczeniu, nikt nie miał już ochoty rozmawiać.
-Alicja - odezwał się nagle Frank, kiedy już zbieraliśmy się do wyjścia. Czekaliśmy na rachunek, a on nagle złapał mnie za rękę i powiedział:
-Mówiłem serio z tym małżeństwem i z dziećmi. Ali, byłbym zaszczycony, gdybym...
Uniosłam wysoko brwi.
-To brzmi, jakbyś miał mi się zaraz oświadczyć - zażartowałam, ale oboje zachowaliśmy poważne miny.
-Jeszcze nie dzisiaj, ale pewnego dnia, kto wie... - uśmiechnął się bardziej do siebie niż do mnie i powiedział:
-Wiem, że nie pochwalasz mojego wyboru, że się boisz i w ogóle, ale już postanowiłem, być aurorem to to, co zawsze chciałem robić, a teraz jest akurat dobry czas.
-Rozumiem - odparłam, udobruchana, jego słowami o przyszłej rodzinie. Marzyłam o tym już od dawna, Mary mówiła, że będzie chciał mi się oświadczyć po ukończeniu Hogwart'u, ale to było tak odległe... teraz okazało się to bliższe niż kiedyś myślałam. Wolałam nie drążyć teraz tematu wojny, przyjdzie jeszcze na to czas.
Gdy wracaliśmy do zamku, wzięłam go za rękę.
-No pięknie - powiedział Frank, ciągnąc mnie w stronę zacienionego zaułka.
-Co ty robisz?
-Patrz! - wyszeptał, wskazując palcem parę, idącą zaśnieżoną ulicą kilka metrów od nas.
O mało nie krzyknęłam, kiedy uświadomiłam sobie kto to jest. O Merlinie. O Merlinie! Wiedziałam!



linki:
  • http://doctorwhobrasil.com.br/2014/05/assista-ao-trailer-de-3-minutos-de-selfie-com-karen-gillan-gifs/
  • http://rpgifhelper.tumblr.com/post/34859664967/ben-barnes-gifs
  • http://wifflegif.com/tags/4752-leighton-meester-gifs
  • https://www.tumblr.com/tagged/movie:-the-oranges

niedziela, 8 maja 2016

rozdział 42

Dorcas:
Zeszłam na dół. Dziewczyny jeszcze były pogrążone w snach, jednak ja już od bitej godziny nie mogłam spać. Nie to że nie byłam zmęczona, byłam, ale jakoś nie mogłam już trzymać oczu zamkniętych. W niedziele śniadanie było później i zostało mi jakieś półtorej godziny. Z wczorajszej dobrej pogody nic nie zostało, deszcz rozlewał na dziedzińcu coraz większe kałuże, a nieliczni śmiałkowie, którzy odważyli się wyjść na dwór, biegnąc z kapturami zaciągniętymi mocno na głowy, rozchlapywali wodę na wszystkie strony.
Stanęłam w drzwiach wejściowych i opierając się o framugę, patrzyłam się w ciężkie ołowiane niebo i czarną linię Zakazanego Lasu, za stalowoszarą ścianą wody.
-Cześć piękna - usłyszałam za sobą i od razu poczułam na ramieniu czyjąś ciężką rękę.
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam roześmianą twarz Trey'a. Gdzieś dalej w Sali Wejściowej rozmawiali jego koledzy. Z ciemnych kosmyków jego włosów kapały duże krople, a szara bluza, którą miał na sobie, zupełnie przemokła.
-Rety, gratuluję odwagi wyjścia na deszcz. Podziwiam. - powiedziałam, kiwając głową z poważną miną. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Miło mi. - zaśmiał się, ale zaraz spoważniał - jak było wczoraj? Beze mnie...
-Nigdy nie bawiłam się lepiej. - wyznałam mu, ze śmiertelnie poważną miną.
-Tak?
-Tak - powiedziałam pewnie, ale nie wytrzymałam długo i zaraz moja twarz wykrzywiła się od uśmiechu.
-Jesteś okropna. Zasłużyłaś na karę. - powiedział z cwanym uśmiechem.
Złapał mnie w pasie i gwałtownie pociągnął, razem ze mną wypadając na zalany wodą dziedziniec.
Krzyknęłam, ledwo utrzymując równowagę, chciałam uciec z powrotem do środka, ale on nadal mnie trzymał w żelaznym uścisku, zanosząc się śmiechem.
-Puść mnie! Puść! - krzyczałam, jednocześnie dusząc się ze śmiechu. Lodowate krople rozpryskiwały się na moich ramionach i twarzy, deszcz siekł tak mocno, że czułam się jak pod ostrzałem.
W końcu wyrwałam się z oplatających mnie ramion, ale nie weszłam do środka, nadal stałam koło niego, trzymając się kurczowo za piekące żebra i zanosiłam się duszącym śmiechem.
-Obudziłaś cały zamek, gratulacje, Meadowes - dobiegł mnie głos, od którego od razu przestałam się śmiać. Spojrzałam się lodowatym wzrokiem na twarz Syriusza, która pojawiła się za plecami Trey'a.
-Nie będę cię przepraszać, Black. - powiedziałam, omiatając go pogardliwym spojrzeniem.
-Nie zgadłbym - mruknął pod nosem.
-Czego chcesz? - spytałam wyniośle. Skrupulatnie omijałam spojrzenie Trey'a, byłam skupiona na zamrażaniu wzrokiem Syriusza. Jednak on był obojętny na moje wysiłki. Wzruszył ramionami i nadal schowany pod dachem zamku, powiedział, wciskając ręce w kieszenie:
-Rem ma jakąś sprawę, wszyscy mamy przyjść.
Westchnęłam głęboko i dopiero teraz spojrzałam się na Trey'a.
-Przepraszam - powiedziałam cicho, idąc w jego stronę. Czule go pocałowałam, a on ze swoim niezniszczalnym uśmiechem pokiwał głową i poszedł do Wielkiej Sali.
Zostaliśmy sami.
-Nie bocz się, Meadowes. Od takiej miny piękniejsza się nie zrobisz - powiedział uszczypliwie, a ja minęłam go bez słowa. Miałam wielką ochotę odwrócić się i kopnąć go w ten jego napuszony arystokratyczny tyłek.

Remus:
Siedziałem na brzegu wanny, zastanawiając się co ja właściwie chcę zrobić. Słyszałem jak parę razy drzwi dormitorium się otwierają i zamykają, kroki kilku par nóg, skrzypienie sprężyn łóżka, stłumione przez zamknięte drzwi łazienki rozmowy. Spojrzałem się na swoje odbicie w lustrze. Obiecałem sobie coś i byłem na to gotowy. Chwilowe wątpliwości były normalne, ale teraz nie mogłem się wycofać.
-Cześć - powiedziałem, wchodząc do dormitorium. Nie zdziwiły mnie ich pytające spojrzenia i to, że każde z nich siedzi w bezpiecznej odległości od siebie.
-Chciałem wam coś powiedzieć... - zacząłem. Mój głos zaczął ledwo zauważalnie drżeć.
-Lunatyk?
Hncwoci chyba załapali o co chodzi, bo ich miny wyrażały dużą niepewność, a nawet zwątpienie.
-Wiem co robię.
-O co chodzi? - zapytała Alicja, ze zmarszczonymi brwiami.
-Od bardzo dawna mam problem, który ukrywałem jeszcze zanim przyszedłem do Hogwartu. Wie o nim bardzo mało ludzi, tylko rodzice, Dumbledore, no i Huncwoci. Teraz chcę powiedzieć i wam.
-Rem... - zaczął James, kręcąc głową, ale uciszyłem go podniesieniem dłoni. Zignorowałem niezadowolone miny chłopaków, odetchnąłem głęboko.
-Mam nadzieję, że nie będziecie źle się przez to na mnie patrzeć. Może po prostu powiem...
Przyjrzałem się ich twarzom. Dorcas miała napiętą w oczekiwaniu twarz, jej oczy wydawały się jeszcze większe niż zwykle, Lily zmarszczyła brwi, a Alicja zacisnęła dłonie na krawędzi kanapy tak, że pobielały jej knykcie. Wsłuchałem się w deszcz, zawzięcie bębniący w okno. No dalej, zrób to.
-Ja... jestem wilkołakiem - powiedziałem w końcu, wypluwając z siebie ostatnie słowo jak obelgę. Zapadła głucha cisza, miałem wrażenie, że słychać, jak krew pulsuje mi w żyłach. Dziewczyny patrzyły się na mnie szeroko otwartymi oczami, jakby zastanawiając się czy to nie jest żart.
Zerknąłem w stronę Mary, delikatnie się uśmiechała, jakby zadowolona z mojego wyznania.
Czułem się okropnie stojąc przed nimi, kiedy dziewięć par oczu obserwowało mnie jak eksponat muzealny.
-O Merlinie - wyszeptała nagle Lily. Wstała, patrząc się na mnie z mieszaniną strachu i niepewności. -Od jak dawna... - zaczęła, ale Dorcas od razu jej przerwała.
-Czy to ważne? - zapytała i podeszła do mnie, wpadając w moje ramiona. Pod palcami wyczułem wilgotny materiał jej bluzki. W tym mokrym uścisku było coś szczerego.
-Rem - jęknęła płaczliwie Al i też uścisnęła mnie, obejmując ramionami również Dorcas.
Zaraz potem dołączyła do nas i Lily, a później też Mary, która nad głowami dziewczyn puściła do mnie oko.
-Godryku, Dorcas twoje włosy pachną jak mokry pies - szepnęła Alicja, a zaraz potem nasza kupa sklejonych przyjaciół zaczęła trząść się od śmiechu.
Zobaczyłem jak Syriusz przewraca oczami, James uśmiecha się z zażenowaniem, ale mało mnie to obeszło. Zbyt cieszyłem się z tego, że w końcu prawda wyszła na jaw i najbliższe mi osoby wiedzą, kim naprawdę jestem.

James:
Na początku miałem wątpliwości czy to taki dobry pomysł, ale teraz, kiedy minęło kilka dni, zobaczyłem, jaką moc ma wyjawiona tajemnica. Od tamtego dnia nasza paczka jakimś cudem się skleiła. W końcu minął tydzień, a wszystkie sprawy nabrały lepszego obrotu. Zacząłem wracać do dawnej formy jako singiel, któremu wolno wszystko.
-Siema - powiedział Syriusz, siadając koło mnie na fotelu w pokoju wspólnym z pudełkiem czekoladowych żab.

image

Kiwnąłem głową na powitanie i sięgnąłem w stronę paczki z Miodowego Królestwa.
-Słuchaj - zaczął - o co w końcu chodzi z tobą i Evans?
Spojrzałem się na niego beznamiętnie.
-Co chciałbyś wiedzieć? - zapytałem, bez cieniu zainteresowania.
-Wy... no wiesz? - spytał, pokazując palcem na mnie i gdzieś w powietrzu, jakby tam stała Lily.

image

-Błagam - powiedziałem, patrząc się na niego z mieszaniną rezygnacji i znudzenia.
-No co? - zadał to pytanie tak niewinnym tonem, jakbym właśnie nawrzeszczał na niego za spytanie się, ile jest na dworze stopni.
-Jajco, nie zadawaj głupich pytań. Przecież wiesz, że zaczęliśmy przyjaźń.
Syriusz prychnął zdegustowany. Na moje pytające spojrzenie odparł:
-Przyjaźń jest nudna.
-Dlatego dziwię się, czemu jeszcze się z tobą trzymam.
-To proste, nikt nie łapie twoich chorych żartów tak jak ja.
-Bo sam jesteś chory.
-Tak jak i ty, bracie.
-Chłopaki! - usłyszeliśmy wołanie, a naszym oczom ukazał się zziajany Peter, niezdarnie gramolący się przez przejście.
Spojrzeliśmy się na niego z wysoko uniesionymi brwiami.
-Co jest? - spytał Łapa, a Peter rzucił się koło nas na kanapę i wysapał:
-Dziewczyny mówią, że chcą się spotkać w kuchni.
-I dlatego biegłeś na złamanie karku? - zapytałem, marszcząc czoło.
-No... mówiły, że to ważne - powiedział po chwili wahania Glizdogon, a zaraz potem jego twarz wykrzywiła się w dziwnym grymasie.
-Nie potrzebnie... - zaczął, a ja pokiwałem głową i odparłem:
-Nie potrzebnie.
Syriusz wstał, poklepał go po ramieniu i podsunął pod nos czekoladowe żaby. Peter jakby się trochę rozchmurzył i wtedy Syriusz powiedział:
-Zwykle, kiedy dziewczyna mówi, że coś jest ważne, chodzi jej o to, że można jeszcze długo odkładać to w czasie, Glizdek.
Peter pokiwał głową, jakby to była jakaś oczywista prawda życiowa, którą każdy facet powinien się kierować i ruszył z powrotem w stronę przejścia przez porter.
Spojrzałem się na Syriusza, który pokręcił głową ze zrezygnowaniem i poszedł za Glizdogonem.

Mary:
Siedziałam na blacie w kuchni, ściskając w ręce kubek z herbatą. Na dworze było zimno i mokro, niebo było depresyjnie nisko nad ziemią, a senna atmosfera przeszkadzała w nauce do Owutem'ów.
Dziewczyny pakowały rzeczy do dwóch koszów, a Remus ze znudzoną miną patrzył się, jak skrzaty przygotowują obiad.
W końcu nadeszła reszta Huncwotów, a zaraz potem i Frank.
-No to o co chodzi? - zapytał James, opierając się o blat.
-Mamy dzisiaj nasz kobiecy dzień bez facetów - powiedziała Dorcas, prostując się - ale pogoda jest koszmarna i nie da się wyjść na dwór, dlatego w geście dobrej woli, postanowiłyśmy zaprosić was na śniadanie w Pokoju Życzeń.
-Śniadanie już było - powiedział Syriusz, zakładając ręce.
-Jak nie chcesz, to nie musisz - mruknęła oschle Alicja.
-Chodzi nam o to, że ostatnio znowu jakby zaczęliśmy być jedną ekipą, więc fajnie by było zrobić coś razem - powiedziałam, patrząc się znad parującego kubka na Remusa.
-Popieram - powiedział i posłał w moją stronę uśmiech.
Cieszyłam się, że powiedział dziewczynom o tym, kim jest naprawdę. Źle mi szło ukrywanie tego przed nimi. Długo myślałam nad tym, czy możliwe jest, żebyśmy teraz byli razem, kiedy wszystko się psuło, ale kiedy ekipa znowu wróciła do bycia ekipą, to było naprawdę realne.
Z zamyślenia wyrwał mnie jego szczery uśmiech. Opuściłam kubek i też się uśmiechnęłam kącikiem ust.

image

-To co, idziemy? - zapytała Lily i wcisnęła James'owi jeden z dużych koszy.
Dorcas wzięła mnie pod rękę i wymaszerowała z kuchni, a reszta poczłapała za nami.
To mi zostało powierzone wybranie wystroju w Pokoju Życzeń. Nie musiałam się długo zastanawiać. Otworzyłam drzwi i przed nami ukazał się piękny ogród z pomalowaną na biało werandą i dużym stołem. Niebo było niebieskie, a trawa soczyście zielona. We włosach poczułam delikatny letni wietrzyk, przypomniały mi się wakacje spędzone razem.
-Mary, jest cudownie! - zawołała Alicja i ciągnąc Frank'a za rękę pobiegła na werandę.
Na stole położyłyśmy obrus i wyjęłyśmy jedzenie. Chłopaki nie mieli już nadąsanych min, wyglądali na bardzo głodnych.
-Jedzmy! - powiedział z entuzjazmem Peter, a my ze śmiechem zaczęliśmy nakładać na talerze jedzenie.
-A pamiętacie jak w zeszłe wakacje byliśmy nad morzem? - zapytał się Frank, kiedy rozmowy i śmiechy rozkręciły się na dobre.
-Tak! Merlinie, jak można zapomnieć!
-A wiecie co mi najbardziej utkwiło w pamięci? Jak Syriusz prowadził samochód! - zaśmiał się James, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Godryku, myślałam, że się zabijemy!
-Nie było tak źle! - oburzył się Black - Spróbujcie kiedyś prowadzić, kiedy wszyscy tak piszczą.
-Sam też piszczałeś - zaśmiała się Dor.
-O nie! Meadowes, ciebie bym nie pobił.


-Dzieci! - zawołał Remus, jak to było w jego zwyczaju, kiedy doprowadzał do porządku Black'a i Dorcas.
Najbardziej kłótliwa para w Hogwarcie obrzuciła się obrażonymi spojrzeniami i już się nie odezwała słowem.
Nagle usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy się w stronę ogromnych wrót, prowadzących do szarego czarodziejskiego świata, które z cichym skrzypnięciem zaczęły się otwierać.
-Cześć - usłyszeliśmy jeszcze zanim udało nam się dojrzeć, kto wszedł na naszą werandę.
-O, Em, to ty! - powiedział James i wstał z miejsca, żeby przywitać się z obcą dziewczyną. Kojarzyłam ją z korytarza, ale nigdy nie widziałam, żeby rozmawiała z kimkolwiek z naszej paczki.
-No to... Em, to są wszyscy, wszyscy, to Emily - powiedział James, zabawnie machając ręką.
Nikt jakoś nie kwapił się, żeby coś powiedzieć, a dziewczyna wyglądała, jakby miała się zaraz zapaść pod ziemię.
-Cześć, jestem Mary - powiedziałam pierwsza, żeby oszczędzić jej skrepowania i pomachałam ręką w jej stronę. Odpowiedziała mi uśmiechem, a zaraz potem wszyscy zaczęli się witać bardziej lub mniej entuzjastycznie.
Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniami Alicji i Dorcas i wszystkie od razu zerknęłyśmy na Lily. Ruda przywitała się z Emily niezbyt wylewnie, a teraz siedziała ze wzrokiem na siłę wbitym w talerz, byle żeby nie spojrzeć się na nowego gościa, którego James nieroztropnie usadził centralnie naprzeciwko niej.
Przy stole zapadła dziwna cisza. Widziałam wzrok Syriusza, który lustrował nową podejrzliwym spojrzeniem i co jakiś czas zerkał też na Potter'a, jakby oczekiwał jakiś wyjaśnień.
Normalnie to zagadnęłabym jakoś Emily, choćby o to z jakiego jest domu, ale bałam się, że to zrani Lils, więc wolałam siedzieć cicho.
Po jakimś czasie rozkręciła się dość sztywna, wymuszona rozmowa. Pełno było nerwowych spojrzeń rzucanych ukradkowo to na Lily, to na James'a, który jakby niczego nie zauważał i próbował zainteresować nas osobą Emily.
Nasze spotkanie skończyło się nadspodziewanie szybko, Dorcas powiedziała nagle, że musi powtórzyć OPCM, a reszcie od razu też się przypomniało, że mają jakieś sprawy do załatwienia.
W ekspresowym tempie posprzątaliśmy wszystko, właściwie się do siebie nie odzywając i wyszliśmy z Pokoju Życzeń.
-Co on sobie myślał - mruknęła pod nosem Ali, kiedy już dotarłyśmy do naszego dormitorium i każda z nas rzuciła się na swoje łóżko.
-Dor - zagadnęłam - czy James mówił ci coś wcześniej o tej Emily?
-Nawet słowem się nie odezwał, paplał cały czas tylko o tym, że znowu jest singlem.
-No właśnie widzę - skomentowała Alicja, kręcąc głową z niezadowoleniem.
-No i co? Ma prawo... - zaczęła Lily, gapiąc się na baldachim łóżka.
Oparłam głowę na dłoni i spojrzałam się na nią czujnie.
-Nie kończ, Lil. Ma prawo mieć nową dziewczynę, ale po co ją zapraszał na nasze śniadanie? - powiedziałam. Może i Emily wyglądała na całkiem miłą dziewczynę, ale w oczach naszej paczki była spalona. Wszyscy jeszcze czuli rozstanie Potter'a i Evans, a do tego wszyscy wciąż po cichu kibicowali temu związkowi. To było niesprawiedliwe zapraszać jakąś nową laskę i to bez pytania.
-Kiedy on ją właściwie zaprosił... przecież nie wiedzieli...
-A kogo to obchodzi, ważne że to zrobił, głupi drań. Mówię wam dziewczyny, pożałuje tego. - oświadczyła Dorcas, która wyglądała na najbardziej wkurzoną z nas wszystkich.
-Tak w ogóle to kim ona jest? Przecież ona nawet nie jest ładna - zawołała nagle Alicja, przenosząc nas na poziom wylewania frustracji już nie na Potter'a, ale Bogu ducha winną Emily.
-Nie wygląd się liczy... - zaczęłam, obstając przy wyznawanej prawdzie, że liczy się coś więcej.
-Tak, uważaj bo jeszcze Potter się zainteresował nią dlatego, że dobrze jej z oczu patrzy.
-No w sumie prawda, nie ma w niej nic szczególnego - powiedziała Dorcas, wzruszając ramionami.
-Widziałyście jaki jest typ Potter'a, długie nogi, duże cycki... ta mała trochę odstaje.
-Ja też odstawałam - powiedziała Lily - poza tym to raczej typ Black'a.
-Tak czy inaczej wiadomo na co pierwsze patrzą się faceci. Ty Lils dajesz nadzieję na to, że liczy się dusza. - powiedziała Alicja, a powietrze wypełniło się dźwięcznym śmiechem Dor.
-Ładnie powiedziane, Al - zachichotała - Ale rzeczywiście coś tu nie pasuje, Jamie zwykle nie interesował się takimi szarymi myszkami. Nie chcę mówić źle o tej Emily, bo ona tu nie jest nic winna, ale nie da się ukryć, że nie pasuje do James'a.
-Nie byłaby winna, gdyby nie przyszła. - mruknęła Alicja.
-Zejdźmy z niej, co? To wina Potter'a. - powiedziałam, nadal przyglądając się Lily.
Nie mogłam powiedzieć, że była szczęśliwa. Na pewno gdzieś w środku bardzo przeżywała to popołudnie, ale nie dawała po sobie tego poznać.
-Wiecie co - wypaliła nagle - powinnyśmy ich śledzić.
Alicja wyprostowała się na łóżku i klasnęła w dłonie, jak zawsze, kiedy spodobał jej się jakiś pomysł.
-Tak!
-Nie - jęknęłam. - To nie w porządku.
-Oj, Mary.
-Dor, dawaj. Decydujący głos należy do ciebie. - powiedziała Ali, wpatrując się lśniącymi z entuzjazmu oczami w Meadowes.
Dorcas chwilę myślała, patrząc się na swoje paznokcie, po czym głęboko westchnęła i powiedziała:
-No dobra. Ale tylko dlatego, że trzeba jakoś zagrać na nosie temu idiocie.

 





linki:

  • http://rpgifhelper.tumblr.com/post/34859664967/ben-barnes-gifs
  • http://eternalroleplay.tumblr.com/post/135390876985/ben-barnes-gif-hunt
  • http://astridrps.tumblr.com/post/65188927181/gif-hunt-carey-mulligan