Piątek. Ulubiony dzień większości uczniów. Obudziłam się w bardzo niewygodnej pozycji, byłam niewyspana, cały tydzień był bardzo ciężki, ale został jeszcze ten jeden dzień. Rozejrzałam się po pokoju. Koło mnie leżał Frank, wyglądało na to, że i go będzie bolał kręgosłup. Zerknęłam na zegar. Nie! Zaspaliśmy! Trzepnęłam go mocno w ramię, żeby się obudził.
-Zaraz zaczynają się lekcję, muszę się przebrać, spakować, umyć zęby...
-Tyle rzeczy, komu by się chciało? Może zostańmy tutaj... - zamruczał, przeciągając się jak leniwy kocur.
-Nie wygłupiaj się, to ostatnia klasa. - powiedziałam, zrywając się z łóżka, jednocześnie chwytałam potrzebne książki i wyszukiwałam ubrania w szafie.
-Szlak by to... nic nie mogę znaleźć! Może byś się tak ruszył? - Frank cały czas siedział na łóżku, obserwując mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Kochałam go, ale rany! Jak on mnie czasem irytował!
-Co? - zapytałam, a on się tylko uśmiechnął zagadkowo, podszedł do mnie i położył mi dłonie na biodrach. Przewróciłam oczami.
-Zróbmy coś - szepnął mi do ucha. Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Co proponujesz? - zapytałam, zarzucając mu ręce na szyję. Zaczęliśmy się lekko kołysać, spojrzałam się na niego przenikliwie. Tęskniłam za nim, ostatnio tak mało czasu spędzaliśmy razem.
-Wyjdźmy gdzieś. Co powiesz na kolację? Spacer po plaży? A może zabiorę cię do Paryża? Kochasz Francję. Zjemy śniadanie pod...
-Bardzo chętnie - powiedziałam, przerywając mu - ale szkoła... może coś bliżej, niedługo będzie Hogsmeade.
-Al, co tylko zechcesz.
-Dobrze, a teraz się zbieraj, już jesteśmy spóźnieni. - powiedziałam, słodko się uśmiechając. Przewrócił oczami i poszedł do swojego dormitorium. Sama szybko włożyłam sweter, spódnicę, naciągnęłam na nogi skarpetki z kotkami i wcisnęłam się w buty. Na głowę założyłam kapelusz i byłam gotowa. Akurat w tym momencie wrócił Frank. Spojrzał się na mnie z uśmiechem i powiedział:
-Ali słońce, wyglądasz przepięknie.
Uśmiechnęłam się zadziornie i pocałowałam go w policzek. Jak to dobrze, że były dni dla starszych uczniów bez mundurków.
-Znalazłam! - zawołała Lily, podbiegając do nas na kolacji. W ciągu lekcji Alicja wtajemniczyła Mary i Lilkę w plan poszukiwań chłopaka, nie byłam pewna czy chcę, żeby to jakoś rozgłaszać, ale nie mogłam nic poradzić. Dziewczyny zawsze się dowiedzą.
-Pokaż! - pisnęła z podekscytowaniem Al. Doprawdy, one ekscytowały się tym bardziej niż ja, czasem zachowywały się jakby miały po dwanaście lat.
-Na błonia, szybko - powiedziała Lilka, więc wszystkie wstałyśmy i pobiegłyśmy na dwór. Po drodze mijając Huncwotów, zobaczyłam minę Syriusza, która wołała dzieciniada.
Wyszłyśmy na błonia, Lily przyczaiła się za ogromnym dębem i zaczęła się rozglądać.
-Jest tam, widzicie? - pokazała palcem chłopaka, który stał w niewielkiej grupce uczniów z Ravenclaw'u, rozmawiających na pomoście. Słońce zachodziło, ostatnie promienie oświetlały twarze krukonów.
-Który?
-Ten wysoki - szepnęła podekscytowana Lily.
Nie byłam pewna co to było, ale nagle poczułam, że to może faktycznie ma jakiś sens. Odwróciłam się do dziewczyn, wszystkie patrzyły się na mnie z wyczekiwaniem. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc po prostu się szeroko uśmiechnęłam. Alicja od razu klasnęła w dłonie i pisnęła z ekscytacją. Niestety jej mina równie szybko zrzedła. Odwróciłam się i zobaczyłam wszystkich Huncwotów, szli w naszą stronę, a na czele kroczył Black.
-Zaraz wszystko popsują, zobaczycie - powiedziała Ali, zaciskając dłonie w pięści.
-Cześć dziewczyny, zastanawialiśmy się co takiego się stało, że wszystkie naraz wybiegłyście. Powiedzcie nam, umieramy z nudów. - powiedział James, opierając się o drzewo.
-Przykro mi, ale nikt was tu nie zapraszał. To prywatne spotkanie - powiedziała Ali z udawaną uprzejmością w głosie.
-Nie zwracaj na nich uwagi, Dor, idź, porozmawiaj z nim - powiedziała Lily, patrząc się na mnie z uśmiechem. Kiwnęłam niepewnie głową i ruszyłam w stronę grupy krukonów. Wyminęłam Black'a bez choćby jednego spojrzenia na jego twarz. To nie był mój cel. Już nie.
Nie miałam bladego pojęcia, co mogę powiedzieć, ale stawiałam krok za krokiem, zbliżając się do celu. Przypomniałam sobie wszystkie rozmowy z Lily o Syriuszu, naszą umowę, żeby grać w jego grę, wszystkie starania, żeby tylko się od niego uwolnić. No i te jego głupie żarty. Upokorzenie, kiedy chciał się ze mną umówić tylko dlatego, że miał w tym jakiś interes. Nigdy mu nie chodziło o mnie, zawsze byłam tylko środkiem wspomagającym, narzędziem do wyładowania frustracji, albo zapychaczem nudy. Miałam dość. Czy to takie dziwne? Dorcas, dlaczego do cholery jasnej w takiej chwili myślisz o Black'u?
Weszłam na pomost, deski pod moimi stopami zaskrzypiały złowieszczo.
-Cześć - zaczęłam, a chłopcy odwrócili się i ze zdziwieniem zmierzyli mnie wzrokiem od góry do dołu. Poczułam jak pieką mnie policzki.
-Witam - powiedział chłopak z przodu, patrząc się na mnie z zagadkowym uśmiechem.
-Chciałam się o coś zapytać...
-A jak piękna pani ma na imię?
-Dorcas, chciałam porozmawiać z jednym z was.
-Kim?
-Przepraszam, nie znam waszych imion... z nim - wskazałam dłonią na wysokiego bruneta. Stał z tyłu i puki co nie wykazywał mną takiego zainteresowania jak inni.
-Hej stary! - koledzy uderzyli go w plecy i dopiero teraz zwrócił uwagę na to, że coś się wokół niego dzieje. Świetnie, pomyślałam, puki co mnie zlewa.
Chłopak rozejrzał się i po chwili jego wzrok spoczął na mnie.
-Tooo, o co chodzi? - zapytał. Miał przyjemny w brzmieniu głos, taki ciepły, bez nuty intrygi, którą tak często słyszałam u Black'a.
-Wiem, to trochę nietypowa propozycja, więc zrozumiem, jak nie będziesz chciał, w końcu się nie znamy, a ja nawet nie wiem jak masz na imię - powiedziałam z zażenowaniem. Docierało do mnie jakie to było głupie.
-Strzelaj. - powiedział, uśmiechając się zachęcająco.
-Umówiłbyś się ze mną?
Brunet najpierw lekko się zaśmiał, ale zaraz spoważniał, wczuwając się w moją sytuację. Mega niezręcznie. Tak się wtedy czułam.
-Tak - powiedział, a ja zrobiłam tak zdziwioną minę, że znowu zaśmiał się pod nosem. W życiu bym się nie spodziewała, że przypadkowo poznany chłopak od razu zgodzi się pójść ze mną na randkę.
-Tak? To znaczy...
-Tak, umówię się z tobą.
-O rany, nie wierzę. przepraszam, ale... wow myślałam, że nikt normalny by się na to nie zgodził. To znaczy nie żebyś nie był normalny, to znaczy... Merlinie, jak ja kręcę. Tak czy inaczej... dziękuję, robisz mi ogromną przysługę. - powiedziałam dalej bardzo zakłopotana, ale już z dużo lżejszym sercem.
-Nie ma problemu.
-Mam nadzieję, że nie psuję ci żadnych planów i że nie masz dziewczyny, bo nie chcę robić problemu.
-Szczerze?
-Godryku, masz dziewczynę...
-Nie, nie - zaśmiał się i powiedział - ratujesz mi życie. Moje plany do Hogsmeade nie dorastają ci do pięt.
-Kurczę, rumienię się - zaśmiałam się.
Zaraz doszły do nas głosy jego kolegów, którzy zbierali się już do zamku i wołali go, żeby też już kończył.
-Muszę iść - powiedział, uśmiechając się do mnie, a ja kiwnęłam głową i pomachałam mu na pożegnanie.
-A na imię mam Trey - zawołał, idąc do zamku tyłem, a ja ze śmiechem odkrzyknęłam:
-Miło cię poznać, Trey!
-Ciebie tym bardziej, Dorcas! - zaśmiał się, obrócił dwa razy wokół własnej osi i pobiegł za przyjaciółmi.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Spojrzałam się na niebo, na którym powoli pojawiały się pierwsze gwiazdy. Przypomniałam sobie, że reszta na mnie czeka, więc ruszyłam w stronę drzewa, za którym się wciąż ukrywali.
-I jak? - zapytała Alicja, kiedy tylko przed nimi stanęłam.
-Nooo, muszę to robić częściej - zaśmiałam się, a Alicja przybiła piątkę z Mary.
-Al, wszystko dzięki tobie - uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością.
Cały wieczór czułam się, jakbym leciała na niewidzialnych skrzydłach, jakby nic nigdy nie mogło popsuć mojego cudownie dobrego humoru.
No ale zwykle tak bywa, że kiedy człowiek czuje się, jakby wygrał milion galeonów, zawsze pojawia się coś, co po prostu musi wszystko zawalić. W moim przypadku był to raczej ktoś. Zły duch, który zawsze czuwał, żeby w razie powodzenia w życiu, z powrotem zamienić je w piekło.
-Meadowes, zaczekaj chwilę - usłyszałam za plecami głos, bez którego moje życie byłoby dziesięć razy prostsze. Do pokoju wspólnego zeszłam tylko na chwilę, chciałam poszukać kota, a kiedy upewniłam się, że nigdzie go nie ma i postanowiłam wrócić do siebie, pojawił się on. Odwróciłam się już z jedną nogą na schodach.
-O co ci chodzi, Black? - zapytałam, ciężko wzdychając.
-Wiesz, jak desperacko to wygląda? - zapytał, siadając na fotelu i nalewając sobie do szklanki whiskey. Było koło drugiej w nocy, w salonie byliśmy sami, zero świadków, w razie gdyby mnie zabił... albo ja jego.
-Nie chcę tego słuchać, naprawdę. - powiedziałam, a on spojrzał się na mnie twardo.
-Meadowes po co ci to było? - zapytał, nie zwracając uwagi na moje słowa.
-Powiedziałam, że...
-To, że twoje przyjaciółeczki temu przyklaskują, wcale nie znaczy, że jest to dobre.
-Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie co sobie o mnie myślisz.
-Czyżby?
-Tak, Black, daj mi w końcu spokój.
-A może ja nie chcę.
-Nie masz wyboru, ja idę spać. Ty chyba też powinieneś. - powiedziałam i odwróciłam się z zamiarem pójścia na górę. Jednak on miał inne plany. Jednym krokiem przemierzył cały pokój i dopadł do mnie, zastępując mi drogę.
-Przepuść mnie, nie chcę się bawić w twoje głupie gierki.
-Nie masz wyboru - zaczął mnie przedrzeźniać. Był jakiś dziwny.
-Jesteś pijany.
-Błyskotliwe, Meadowes, nie powiem. Co z naszą randką?
-Mówiłam, nie jestem zainteresowana.
-Najpierw puchon, teraz krukon... a gdzie miejsce dla mnie?
-Nigdy go nie było. - powiedziałam spokojnie, starając się jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
-Oszukujesz samą siebie, Meadowes. Te fagasy są tylko dla odwrócenia uwagi, dla zabicia nudy. A naprawdę zawsze byłem tylko ja.
-Mylisz się, Black, a teraz mnie puść. - chciałam go wyminąć, ale on niezbyt delikatnie przycisnął mnie do ściany.
-Zróbmy w końcu to na co oboje czekaliśmy tak długo. Nie ma tu nikogo, nikt się nie dowie, jutro wrócisz do swojego przydupasa. - powiedział, nachylając się do mnie.
-Przestań. - nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, bo Black z całej siły wpił się w moje usta, wymuszając pocałunek. Nie było to przyjemne. Wręcz brutalne. Przycisnął mnie do ściany całym swoim ciężarem, jego ręce zaczęły ślepo błądzić po moim ciele. Zaczęłam się wyrywać, nie chciałam tego. Próbowałam się uwolnić, ale zbyt mocno mnie trzymał.
-Nie... przestań... Syriusz.... - urywane słowa wyszły z moich ust, co chwilę zamykanych pocałunkami, kiedy Black zabrał się za rozpinanie guzików mojej piżamy. W końcu udało mi się uwolnić rękę z jego uścisku i po bezskutecznym mocowaniu się, dałam mu w twarz.
Syriusz odskoczył ode mnie jak oparzony, dotykając policzka, na którym widniał czerwony odcisk po mojej dłoni.
Szybko zapięłam wszystkie guziki, które udało mu się w pijackim pośpiechu rozpiąć. Miałam przyspieszony oddech, serce waliło mi tak, że słyszałam jak krew huczała mi w uszach. Nie byłam w stanie nic powiedzieć, chciałam tylko, żeby trzymał się z daleka. Łzy napłynęły mi do oczu, nie potrafiłam ich zatrzymać. Jedna po drugiej zaczęły spływać mi po policzkach.
Syriusz podniósł na mnie wzrok i spojrzał się, jak zupełnie inny człowiek, nie ten, który przed chwilą próbował mnie zgwałcić. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale ja nie mogłam tego słuchać. Szybko pokręciłam głową, pobiegłam na górę i głośno zatrzasnęłam za sobą drzwi dormitorium. Mój bezgłośny płacz utonął w ciszy, dziewczyny już spały, nie mogły się dowiedzieć. Nocną ciszę zakłócał już tylko mój przerywany oddech i odgłos rozbitej o ścianę butelki w pokoju wspólnym.
linki:
- http://wifflegif.com/tags/4752-leighton-meester-gifs
- https://pl.pinterest.com/pin/567453621779365324/
- http://randomrp-stuff.tumblr.com/post/44665942889/luke-pasqualino-gif-hunt